czwartek, 31 stycznia 2013

1.



Jakoś specjalnie nie popadłam w hurraoptymizm jak Aneta, dowiadując się o przybyciu Skry do szkoły. W sumie to byłam jedynie zaskoczona tym, że się chce im przychodzić do małej szkółki? Nie myślcie, że nie lubię siatkówki. Jasne, że lubię. Śledzę poczynania reprezentacji i  tak ogólnie Plusligę. Mieszkam niedaleko hali Energia, ale muszę przyznać w ostatnim czasie zapuściłam się… Jakieś 7-8 lat temu z mamą i siostrą chodziłyśmy na prawie każdy mecz. Takie małe dziewczynki po meczu biegałyśmy po autografy, które później oddawałam kuzynom w zamian za coś,  a teraz nie ma czasu nawet na 2 godzinne wyjście, a może to leń we mnie się odezwał? Studia dzienne, w weekendy zaoczne ledwo wyrabiałam. Mniej więcej wiem kto zasila obecnie Skrę. Niestety, nie miałam okazji spotkać któregoś z siatkarzy gdzieś na mieście. W końcu też mieszkam w Bełchatowie. Mówi się, że świat taki mały, tylko w ponad 60 tysiącach ludzi może być jednak ciężko znaleźć tych graczy? No cóż, miło będzie ich spotkać tutaj w szkole, mam nadzieję, że dyrektor akurat w ten dzień nie każe mi np. do kuratorium jakiś dokumentów zawieźć czy innego zajęcia nie wymyśli, że musiałabym być poza szkołą.
W końcu po moich porannych rozmyślaniach wzięłam się do pracy. Zrobiłam czarną, parzoną kawę i zaczęłam uzupełniać dokumenty. Moja praca w szkole nie miała stałej liczby godzin. Powinnam według umowy 8 godzin spędzić w tym miejscu. Pewne było to, że zawsze zaczynałam od 8. Chociaż zdarzały się wyjątki, że później a kończyłam różnie. Czasem o 11, czasem o 13 niekiedy nawet o 16. Zależy ile było rzeczy do zrobienia a nie było sensu jeśli skończyłam coś  o 12 siedzieć do 16. Dyrektor był znajomym mamy z czasów liceum, miły, żartobliwy facet ok. 50 lat. Dzisiaj wyrobiłam się przed 13. Pożegnałam się z paniami nauczającymi, ubrałam kurtkę, szalik, rękawiczki, czapkę. Znalazłam w torbie kluczyki do mojego samochodu. Nie był on może  jakiś mega hiper wypas jednak ważne ze swój. Dostałam, właściwie to przejęłam go po mojej mamie, której tata kupił nowe auto a ja na 22 urodziny otrzymałam jej Peugeot'a 206. Nie sprawiał większych problemów. Aż do pamiętnego czasu, gdy wybrałam się sama nad nasze polskie morze. Byłam gdzieś w okolicach Poznania, zatrzymałam się na jakiejś miejscowej stacji, zatankowałam, kupiłam sok bo był niemiłosierny upał. Wsiadam do środka odpalam i zatrzymuje mnie jakiś chłopak oznajmiając, że opona została wręcz doszczętnie zniszczona przez moją jazdę na „kapciu”. Spaliłam buraka, chłopak był na tyle miły i wymienił koło. W ramach podziękowania kazał zawieźć się na najbliższy dworzec. Ale mnie na wspomnienia wzięło…
Otworzyłam drzwi, torbę wrzuciłam do tyłu, usiadłam na miejscu kierowcy rzecz jasna, zapięłam pasy i przekręciłam kluczyk w stacyjce z nadzieją że odpali… Wrrrr wrrrr –zgasł. Druga próba: wrr wrrrr wrrrrrr bez powodzenia. Oparłam bezradnie dłonie na kierownicy i zaczęłam swój monolog
-Tygrysku bardzo cię proszę odpal i za kilka minut będziesz wypoczywał w cieplutkim garażu. Wiem,  twoja pani jest bezmyślna i nie powinna swojego Tygryska na tyle godzin zostawić na takim mrozie. Mam nadzieję, że pójdziesz na taki kompromis? –odpaliłam i się udało! –Kocham cię Tygrysku!  -cmoknęłam w powietrzu i pogłaskałam po karoserii. Po 10 minutach byłam pod domem.
Oczywiście tak jak obiecałam Tygryskowi odstawiłam go do ciepłego garażu. Otworzyłam drzwi wejściowe, kurtkę zawiesiłam na wieszak, buty ściągnęłam ubrałam ciepłe kapcie i udałam się do kuchni. Włączyłam czajnik i rozpoczęłam poszukiwanie zielonej herbaty po szafkach. Mieszkam sama od prawie roku w tym domu. Mój wspaniały wujek chrzestny – Andrzej podarował mi to mieszkanie na 23 urodziny. Powiedział, że to mój prezent ślubny tak ‘na zaś’ :) W najbliższej przyszłości nie mam zamiaru zmieniać stanu cywilnego, nawet nie mam za kogo wyjść… ale to dłuższa historia.
Wujek z ciocią nie mają dzieci a mnie traktują wręcz jak córkę. W tym domu mieszkali raptem 3lata a teraz przeprowadzili się do Warszawy bo tam prowadzą firmę i nie było sensu, żeby dojeżdżać tyle kilometrów. Dom jest całkiem spory jak na parterowy. Znajdują w nim się: 3 pokoje + moja dość duża sypialnia, z niej przejście do sporej garderoby, kuchnia połączona z jadalnią, salon, 2 łazienki (z wanną, z prysznicem), garaż na dwa samochody a z niego przejście do pomieszczenia gospodarczego. Dom w ładnym miejscu, spokojnym ale nie odciętym od „świata”. Mój mały Eden.
 Pomyślałam o jakimś obiedzie, a że za bardzo robić mi się nie chciało tak więc zamówiłam pizze. Dobrze, że mama nie wie jak się odżywiam. Po południe spędziłam bycząc się na kanapie w salonie. Wieczorem urządziłam sobie relaksującą długą kąpiel. Po chyba godzinie spędzonej w wodzie osuszyłam ciało ręcznikiem, ubrałam piżamę a na wierz ciepły polarowy szlafrok, zrobiłam sobie kakao i wygodnie rozsiadłam w fotelu. Na kolana laptop, poczekałam aż się włączy a ostatnimi czasy coś szwankował. Sprawdziłam facebook’a, wiadomości z regionu, włączyłam gg i skype. Po chwili usłyszałam dźwięk połączenia  - dzwoniła moja siostra Patrycja.
-Hej –uśmiechnęłam się na jej widok
-Cześć Itka
-Tyle razy prosiłam nie mów tak do mnie!
-Nie złość się bo już widzę jak ci się zmarszczka na czole robi
-Ha ha ha!
-Siostra, Emilka pytała kiedy się z nią pobawisz? –Emilka to jej 1,5 roczna córka a moja chrześnica
-A możesz ją nawet na weekend przywieźć, bo w tym tygodniu nie mam zajęć
-A chciałoby ci się nią zajmować?
-Moja chrześnica jest jak moja córka! Także jak mam się nią nie zająć? –wystawiłam jej język, który chyba dostrzegła przez kamerkę
-Ty sobie nie przywłaszczaj jej, to w końcu moje dziecko a ty jesteś od rozpieszczania jej
-Pfffff rozpieszczać to ciebie Kacper może
-Humor się ciebie trzyma widzę
-No a jak! Ej a wiesz kto nas odwiedzi w przyszłym tygodniu? –wyszczerzyłam się
-Nas!? No mów!
-Nie Ciebie, tylko moją szkołę nawiedzi
-Aaa szkołę, no kto?
-Chłopaki ze Skry –nie wiem dlaczego ale jakoś ucieszyłam się na ich myśl
-Żartujesz sobie!?
-A czy ja wyglądam jakbym żartowała?
-To ja poproszę o autograf Ignaczaka bo na hali nie można się do niego dostać
-Patrycja jaka ty głupia jesteś –zaczęłam się z niej śmiać. –Ignaczak nie gra w Skrze! Owszem kiedy my na mecze chodziłyśmy to grał ale kilka lat już nie! Boże! Wstyd mi za ciebie!
-Oj tam oj tam… a właśnie! Mama się skarżyła, że jej nie odwiedzasz
-Jak to nie? Byłam u niej nie tak dawno…
-Postaraj się zaglądnąć do niej
-No dobrze, dobrze
-Jutka uciekam Kacper wrócił
-Ok, uściskaj go ode mnie i Emilkę. Pa – zakończyłam z  nią rozmowę. Kacper to mąż mojej siostry Patrycji. Jest architektem, mieszkają w Piotrkowie Trybunalskim. Z kolei mama – Barbara, mieszka w Pabianicach, samochodem mam do niej około 20 minut jazdy. Tata – Jerzy, jest kapitanem w jednych z popularniejszych pasażerskich linii lotniczych. Często go w domu nie ma narzeka, że już nie może latać ale ciągle nie odchodzi z pracy chociaż by mógł.  Poczytałam jeszcze wszelkie bzdury na Internecie, pooglądałam telewizję i ok. 23 położyłam się.
Wstałam o 7, ubrałam sukienkę i grube czarne rajstopy, włosy zostawiłam rozpuszczone i lekki makijaż podkreślający moje zielone oczy. Szybkie śniadanie na które składała się kanapka + łyk mleka. Zegarek wskazywał już 7.40! Szybko założyłam szalik, płaszcz, buty, wzięłam kluczyki ze stołu i pobiegłam do garażu. Po 10minutach byłam pod szkołą. Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam z kim przyjechała nauczycielka języka polskiego… Zaparkowałam samochód, wzięłam torbę i jak gdyby nigdy nic weszłam do szkoły.
                                                                                                                                                               

 Witam!:) Nie denerwujcie się, że mało tutaj siatkarzy wręcz w ogóle. Ale w kolejnych rozdziałach się pojawią!:) Na początek poznacie troszkę życie Julity.  Jednakże niedługo zawitają przystojniacy ^^
Jeżeli znaleźliście czas na przeczytanie, to myślę, że na pozostawienie opinii również:) Mam nadzieję, że zbyt nie zanudziłam?
Pozdrawiam ;*

piątek, 25 stycznia 2013

Prolog



Witam:)
Mam nadzieję, że historia w miarę rozwoju się Wam spodoba, mimo, że tak wiele powstało już i powstaje :)
Tymczasem zapraszam, do zapoznania się z prologiem i ocenieniem treści!:)
1 rozdział niebawem:) Pozdrawiam:)
                                                                                                                                                               

Szukając szczęścia

Czym jest szczęście?    
W znaczeniu najbardziej ogólnym szczęście jest stanem świadomości wynikającym z pełnego zadowolenia płynącego z przyjemności, doskonałości czy użyteczności. Pojęcia ‘szczęście’ można użyć również w odniesieniu do prywatnej oceny całości swojej egzystencji - tyle z definicji szczęścia.
Podobno szczęście, to stan permanentny (stały, trwający nieprzerwanie, cały czas się powtarzający), zakrywany tylko przez różne czynniki, które tym szczęściem nie są.
Pamiętasz pewnie jak przez mgłę, że gdy byłeś dzieckiem radość sprawiały Ci najprostsze rzeczy i nie wiedziałeś, że potrzebujesz coś więcej. Byłeś szczęśliwy.
W dorosłym życiu za to, zdaje się być inaczej. „Chłopak mnie rzucił” – nieszczęśliwa. „Nie mam dziewczyny” – nieszczęśliwy. „Za mało zarabiamy i ‘to wina rządu’” – nieszczęśliwi.
Wydaje mi się, że szczęście jest dostępne dla każdego, od zaraz i od ręki, tak samo jak tlen. Nie zmienia to oczywiście potrzeby dążenia do większych pieniędzy i doznań, ale z prawdziwym szczęściem już te rzeczy niewiele mają wspólnego. Nikt przecież nie cieszy się nieustannie, radość nie może trwać wiecznie.
Szczęście oznacza więc zadowolenie z całości życia. Czy łatwo to wymaganie spełnić? Nie wydaje mi się. Możemy jednak, ciesząc się z małych rzeczy, swoje zadowolenie przenosić na całokształt życia.
Starsi ludzie mówią, że szczęściem można się zarazić jak chorobą. Ale jakoś nigdy nie widać epidemii?!

Główna bohaterka Julita również będzie szukała szczęścia… Bo kto go nie szuka? I mimo, że po części każdy jest szczęśliwy zawsze chce „więcej” szczęścia, które czasem przynosi odwrotne efekty, ale popełnionych czynów nie możemy już cofnąć mimo morza wylanych łez i próśb.

***

Jestem Julita Fedko dla znajomych Jutka, Dżuliet, Inka, Itka, Julek i jakkolwiek inaczej im przyjdzie na myśl. Mam 24lata, tzn. będę miała w lutym. Nie wiem dlaczego po gimnazjum zdecydowałam się iść do technikum żywienia? Chyba dlatego, że moja przyjaciółka tam poszła a my dwie nierozłączki? Przynajmniej mam teraz jakieś pojęcie o gotowaniu. W poprzednie wakacje czyli w 2012r. ukończyłam (w stopniu licencjata) stacjonarne studia o kierunku finanse i rachunkowość na Uniwersytecie Łódzkim. Gdy byłam na drugim roku wymyśliłam sobie jeszcze, żeby zaocznie zacząć fizjoterapię – rehabilitację ruchową. Gdyby tak w jednym zawodzie mi nie wyszło to pozostaje drugi. Jak to mówią „przezorny zawsze ubezpieczony”.  Przyszłość pokaże czym się zajmę.

Obecnie mam staż w SP nr 4 im. S. Żeromskiego w Bełchatowie na stanowisku hmm jak to określić? Sekretarka? Oficjalnie brzmi pracownik administracyjno – biurowy.  Szkoła nie jest jakaś bardzo duża. Aktualnie uczy się w niej 146 osób. Panie nauczycielki są miłe, nie patrzą na mnie odgórnie, że najmłodsza jestem czy coś. Pracuje tutaj również młoda nauczycielka j. angielskiego – Aneta. Ja jestem tu dopiero 2 miesiące ale zdążyłam się z nią zaprzyjaźnić.
W poniedziałek przyszłam do pracy jak zwykle przed 8. W pokoju nauczycielskim była tylko Aneta
-Cześć –uśmiechnęłam się i zabrałam za ściąganie kurtki
-Jutka! Nie wiesz kto ma nasza szkołę odwiedzić  w następnym tygodniu! –piszczała i wręcz skakała ze szczęścia
-No mów kto –odpowiedziałam ziewając, nie podzielałam jej optymizmu w mroźny, śnieżny poniedziałkowy ranek
-Siatkarze SKRY! - krzyknęła