piątek, 28 lutego 2014

52.



Medal, który Bartek przywiózł z Ankary został przekazany na aukcję. Taki był jego zamysł, a ja go tylko mogę wspierać. Postanowiliśmy, że pieniądze zostaną przekazane na „Fundację Hipoterapię”, zajmującą się rehabilitacją dzieci niepełnosprawnych cierpiących na porażenie mózgowe, autyzm, zespół Downa, opóźnienia psychoruchowe, nadpobudliwość lub zaburzenia emocjonalne. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby sukces tak bardzo go nie cieszył, zarzuca sobie, że mógł zagrać lepiej, mógł mieć medal z cenniejszego kruszcu i więcej pieniędzy z niego uzyskać na rzecz dzieci. Na nic moje słowa, że nie ważny kolor, gdyż kupujący będzie chciał mieć oryginalny medal zawodnika Skry wywalczony w lidze mistrzów, lecz nie idzie mu przegadać.  
Wcześnie rano Bartek z kilkoma chłopakami, którzy studiują indywidualnie pojechali do Olsztyna. Ma o tyle dobrze, że pod koniec semestru będzie bronił pracę magisterską. Przed południem jadę do Pabianic odwiedzić Alę, gdyż dawno się nie widziałyśmy, a ma dzisiaj na popołudniową zmianę. Od niej wstępuję do rodziców, tata jest w pracy, a mama mnie gani, że dawno u niej nie byłam.
- Dobrze u Was Juta? - szpiegowski wzrok rodzicielki ogarnął mnie.
- Bardzo dobrze mamuś.
- To gdzie jest Bartek?
- W Olsztynie, coś ma tam związanego ze studiami. Osobiście nie ogarniam jego studiów, gdyż mało kiedy tam się pojawia.
- Jesteś dziewczyną sportowca, on nie ma weekendów wolnych.
- Wiem.
- Julita mogę zadać ci dość prywatne pytanie?
- Możesz.
- Myślisz o wspólnej przyszłości z Bartkiem? Wiem, że jesteś jeszcze młoda, ale ćwierćwiecze minęło… - urwała swój wywód podnosząc mi ciśnienie.
- Tak, myślimy. - zaakcentowałam wspólną końcówkę. - Jakbyś zapomniała mam jeszcze 1,5 roku studiów, niedawno zostałam zatrudniona nie zrobię teraz przerwy macierzyńskiej, bo nie da się zaraz wrócić, będąc matką nigdy w pełni nie wrócę do obowiązków, bo zawsze będę myślami z dzieckiem. Bartek doskonale o tym wie i nie przesadzaj bo mam dopiero 25 lat, a nie 35!
- Nie musisz tak się unosić. A planujecie zamieszkać razem?
- Mamo. Nie mieszkamy razem na razie. Za 1,5 miesiąca Bartkowi zaczyna się sezon reprezentacyjny i do jesieni będzie gościem w domu.  Nie czujemy potrzeby zakneblowania się razem w domu, dobrze nam jest jak jest. Nie marz sobie za dużo, bo od zawsze ci mówiłam, że mi ślub do szczęścia nie potrzebny i nadal jestem tego zdania.
- Julita, jak tak można?! -wstaje od stołu i szuka jakiegoś zajęcia.
- Nie musisz tego akceptować. Przepraszam bardzo, wiem, że jesteś moją mamą, kochasz mnie, ale nie pozwolę, żeby ktoś kierował moim życiem.
- A co na to Bartek?
- Jeszcze nic. Może kiedyś zmienię zdanie, na razie nie. Możemy zmienić temat? - podirytowana zwierzeniami niedługo kończę wizytę w domu rodzinnym. W drodze powrotnej zatrzymuję się pod galerią, by zrobić większe zakupy, przypadkowo spotykam się z Adą, która zaprasza mnie do siebie. Po kolejnych niespodziewanych odwiedzinach wieczorem trafiam do domu, rozpakowuję zakupy i jadę do Bartka. Parkuję samochód pod blokiem i schodami pnę się  na  trzecie piętro.
- Wizyta w Pabianicach całkiem udana. - komentuje, gdy na powitanie obdarzam go pocałunkiem.
- Średnio. O ile z Alą bardzo, tak z mamą prawie się pokłóciłam.
- Julita, ty pokłóciłaś? - wystawia oczy z wrażenia.
- Jak się wtrąca, to ja cichutko siedzieć nie będę.
- Nie złość się, zapewne chce ci na dobre.
- Gdy ja mam z tobą doskonale. - przybliżam się do niego przytulając.
- Twoja mama uważa,  że nie jestem dobrą partią dla jej córki? - pyta zaskoczony.
-Oj nie, ona ciebie uwielbia. Przepraszam, nie chce mi się o tym gadać. - objęta silnym ramieniem przykładam głowę do jego bluzy i wpatruję w podłogę. Siedzimy w ciszy, której nie chcemy przerywać, a bliskość oddaje wszystkie niewypowiedziane słowa. - Bartuś.
- Yhym. - dalej nie podnosi głowy, którą oparł o moją.
- Głodna jestem. - wybucha śmiechem.
- I co mam ci zrobić coś do jedzenia?
- A mógłbyś?
- Co chcesz?
- Nie wiem, kanapki jakieś mogą być.
- Dobra. - wstaje, a ja kładę się na chwilę na sofie. Wchodzę do kuchni, robię nam herbatę i siadam przy stole.  - Smacznego. - stawia przede mną talerz z kanapkami, które zjadam w zawrotnym tempie.
- Jadę jutro z Alą na narty.
- W ostatnich weekend marca?
- Sprawdzałyśmy warunki nie jest idealnie, ale jak na tę porę całkiem przyzwoicie. Jutro mam tylko dopołudniowy trening. W niedzielę popołudniu wracamy.
- Czyli mogę iść z chłopakami na miasto, a tam wódka, dziewczyny i seks. - zaczyna się droczyć.
- Bartek! Ja ci dam dziewczyny i seks.
- Jak ciebie nie będzie. - podśmiechuje się.
- Ale jak wrócę to wynagrodzę tą krótką nieobecność.
- Zostajesz dziś u mnie? - przyciska mnie do siebie.
- Mogę zostać, tylko śpimy spokojnie.
- Dobrze, czy ja coś mówię? Ważne, żebyś została. - dłonią gładzę jego policzek, subtelnie uśmiechając. Uwielbiam, gdy jest właśnie taki, nie naciska, potrafi odgadnąć co mam w zamyśle.

Mój ukochany Peugeot znowu pokazał co potrafi. Gdy dojeżdżałyśmy do Mysłowic złapałyśmy gumę. Żadna z nas nie potrafiła wymienić koła, lecz na nasze szczęście pokazał kulturę wśród kierowców pan Staszek, który pomógł wymienić dziurawą oponę. Do Muszyny dotarłyśmy po dziewiętnastej, zmęczone drogą nie miałyśmy ochoty na żadne wyjście do miejscowych barów. Zjadłyśmy kolację i poszłyśmy spać, choć i z pokojem był problem, ponieważ Ala złamała klucz podczas przekręcania w zamku. Osoby odpowiedzialne za takie awarie wezwały ślusarza, a nasze wejście do pokoju wydłużyło się o dwie godziny.
W sobotę bez żadnych niespodzianek  po dziewiątej poszłyśmy na stok. Ala z nartami i kijkami, a ja z deską. Warunki jak na ostatnie dni marca nie najgorsze, choć miejscami było widać ziemię, więc musiałyśmy momentami sprytnie ją omijać. Dla osób, które nie pierwszy raz mają styczność ze stokiem i potrafią w miarę dobrze jeździć warunki względne, lecz dla nowicjuszy z pewnością niegodne polecenia. Wczesno wiosenne dni są dość długie i po siedemnastej było jeszcze jasno także wykorzystywałyśmy każdą chwilę, by poszosować na stoku. Wieczorem planowałyśmy wyjść na piwo do pobliskiej karczmy w stylu góralskim. Wcześniej odpaliłam laptopa, by zadzwonić na skype do Bartka, ponieważ telefony mają tutaj problem z zasięgiem. Taka sama sytuacja była rok temu.
- Cześć. - uśmiecham się widząc jego mokre włosy w nieładzie.
- No cześć. Poczekaj koszulkę ubiorę, bo właśnie prysznic brałem.
- Nie idź! Chcę popatrzeć na ciebie takiego. - szczerzę się zaskakując go chyba. - Co tak zdziwiony? Mogę podziwiać twoją muskulaturę i nie będziesz dobierał się do mnie.
- Igrasz sobie. - zza moich pleców wyskakuje Ala i chwilę gadamy w trójkę. Przyjaciółka idzie wziąć prysznic i znowu zostajemy we dwoje. 
- Też gdzieś się wybierasz?
- Do Andrzeja idę z Karolem, Pawłem i Wojtkiem. Może Daniel też się zjawi. A wiesz co, dzisiaj twoja mama była u mnie.
- A po co?
- Bo nie mogła się do ciebie dodzwonić, a mieszkania nie otwierałaś.
- Aha, no bo ja jej nie mówiłam, że jadę w góry.
- Nawet fajnie, że mnie odwiedziła, bo zostawiła mnóstwo jedzenia, które tobie miała dać.
- No to zostaw coś na jutro, jak wrócę.
- A o której wracacie?
- Jak nie będzie słońce świecić, to da się dłużej pojeździć, więc popołudniu wyjedziemy. Dobra, kończę, bo Ala już się umyła. Bawcie się dobrze, pa. - przesyłam buźkę i rozłączam się. Pół godziny później opuszczamy hotel i idziemy na babskie pogaduszki przy ciepłym, chmielnym napoju.

Kolejny tydzień to ciągłe treningi i przygotowania do drugiej rundy fazy play-off w której Bełchatowianie zmierzą się z ekipą z Kędzierzyna. W sezonie raz z nimi wygraliśmy, raz przegraliśmy. Obecnie statystycy sprawdzili każdego zawodnika i swoje obserwacje przekazali trenerowi, który ze swoim sztabem pokaże analizę chłopakom. Znamy ich grę, ale spotkania z pewnością będą bardzo ciężkie. W każdej kolejnej rundzie zmagają się same najlepsze zespoły, a z każdym meczem zmęczenie będzie się potęgowało, dlatego z Tomkiem będę robiła co w naszej mocy, by chłopaki mogli rozgrywać najważniejsze mecze.
Dwa spotkania w Bełchatowie wygrane przez miejscową drużynę, dwa w opolskim wygrane przez gospodarzy. Piąty mecz rozstrzygnie, która drużyna zagra o mistrzostwo. Trzymam mocno kciuki za Bartka i jego kolegów. Przewagę mentalną mają gracze ze Skry, tłum kibiców będzie ich dopingował, przewaga hali, ale kędzierzyński zespół będzie równie zmotywowany i nie odda meczu bez walki.
Siedzę obok statystyka w vipowskim rzędzie ubrana w koszulkę polo z logiem zespołu na kieszonce po lewej stronie. Denerwuję się chyba bardziej niż chłopaki, którzy już wyszli z szatni rozgrzać się. Widać w ich oczach wielką sportową walkę i zadziorność. Rozpoczynamy dobrze spotkanie, ale zespół prowadzony przez Sebastiana Świderskiego nie pozwala odskoczyć nawet na dwa punkty. Walka trwa punkt za punkt, pod koniec pierwszego seta Bartek zdobywa punkt przez asa serwisowego, drugiej zagrywki nie odbiera libero przeciwnego zespołu, a setową piłkę Kędzierzynie posyłają w siatkę i zmieniamy połowę boiska z podniesionymi głowami. Drugi set z wyraźną przewagą również zostaje zapisany na konto Skry, lecz w trzecim odradzają się goście. Mimo dwóch setboli nie bronimy czwartego seta i rozpoczyna się nerwówka. W decydującym piątym secie punkty zdobywane są seriami, gdy jedna drużyna odskoczy na dwa - trzy oczka zaraz przeciwnik dogania. 14 - 13 dla Zaksy, serwuje Możdżonek, wysoki flot, którego odbiera Paweł, wystawia Nico, atakuje Mariusz. Piłka styka się prawie z dziewiątą linią boiska, siatkarze z Kędzierzyna cieszą się ze zwycięstwa nie czekając na decyzję sędziów. Po wideoweryfkacji punkt zostaje przyznany Bełchatowianom. Do zagrywki przygotowuje się Bartek. Modlę się, byle nie zepsuł zagrywki. Odprawia swój rytuał, podbija wysoko i z całą mocą przebija na stronę przeciwnika. Piotrek nie radzi sobie z odebraniem, dobiega do niego Michał, ale za późno piłka styka się z boiskiem. Kibice żółto - czarnych domagają się ostatniego punktu. Znowu serwuje Bartek, znowu ta sama technika serwu, jednak tym razem Gacek perfekcyjnie przyjmuje, a Grzesiek atakuje. Wojtek, który dał świetną zmianę Stefanowi broni piłkę, ponownie rozgrywa Nico atakuje Bartek, który nie boi użyć ręki do skończenia piłki. Wygrywamy spotkanie, przechodzimy do finału rozgrywek. Euforii w hali nie ma końca. Ekipa z Kędzierzyna rozgoryczona porażką opuszcza szybko halę kierując się do szatni.

Zawodnicy dostali dzień wolnego po wycieńczającym spotkaniu i ruszyły kolejne przygotowania do ostatecznej walki o królowanie przez najbliższy rok. Na pewno Bełchatowianie poprawią wynik z poprzedniego roku kiedy to zdobyli brązowe medale, lecz nie zadowolą się srebrem, gdyż będą walczyć o powrót korony na ul. Dąbrowskiego. O brąz zmierzą się gracze z Rzeszowa i Kędzierzyna. Pretendentem do złota będą Jastrzębianie, którzy są głodni triumfu w najwyższej klasie rozgrywek siatkarskich w Polsce.  
Spędzamy wspólnie wieczór po ciężkim treningu. Chłopaki odczuwają katorżnicze mecze, a my fizjoterapeuci staramy się uśmierzyć ich ból. Przygotowujemy kolację, bierzemy prysznic i spędzamy czas na kanapie oglądając jakiś przyrodniczy kanał w telewizji. Przysypiam, gdy budzi mnie dźwięk nadsyłanego smsa na bartkowy telefon. Komórka leży obok mnie i już chcę mu podać, gdy widzę podpis Ali jako nadawcy.
- Ala ci smsa przysłała. - informuję go lekko zaskoczona.
- Pewnie do ciebie nie może się dodzwonić, bo masz telefon w ładowarce w sypialni, to pisze do mnie. Możesz odczytać. - nieprzerwanie ogląda „Zwierzęta  w dżungli”.
- „Nie pozwól Julicie wejść na internet”. - czytam na jednym tchu. Po chwili dochodzi do mnie, że sms Ali dotyczy mnie. Bartek natychmiast odwraca się do mnie sprawdzając reakcję. Czuję nieprzyjemne ściskanie w żołądku i wiem, że coś musiało się stać.
                                                                                                                                            

Witam.
Jak zauważyłyście akcja trochę przyspieszyła, rozdziały krótsze. Dzisiaj dużo opisówki, mam nadzieje, że strasznie nie zanudziłam.
Nie będę żebrać o komentarze, bo po pierwsze już mi głupio, a po drugie nie o to chodzi tutaj chyba. Tylko trochę przykro, jeśli z liczby chociaż 10 zrobiły się 4. Okej, nie zmuszam nikogo do czytania.
Pozdrawiam :)
Twoja dwulicowość - ostatni! 
 Ask / Patryk 
 Michał - możecie spodziewać się w niedzielę (02.03), choć nie obiecuję!

piątek, 21 lutego 2014

51.


Niedzielny egzamin muszę zaliczać w drugim terminie. Niestety nie udało się zdać, ale zupełnie tym się nie przejmuję. Nie przejmowałam także do południa w niedzielę, gdzie smacznie spałam do dziesiątej po gorącej, urodzinowej nocy. Bartek bardziej panikował niż ja, że nie zdałam biorąc winę na siebie za nocne igraszki. Drugie podejście w sobotę, więc mam zamiar spokojnie przeżyć tydzień i pozytywnie zakończyć sesję. Od wtorku wróciłam do pracy, chłopaki są w wyśmienitej formie i na szczęście nie narzekają na żadne urazy. W środę przylatuje do Bełchatowa rosyjska ekipa Dynamo Moskwa z którą w czwartek zmierzą się zawodnicy Skry walcząc o udział w Final Four.  Chłopaki chodzą jak na sprężynie, wszystko ich drażni, Bartek nawet w przeddzień spotkania spędza samotnie wieczór. Nie naciskam, jest zawodowym sportowcem, profesjonalistą, jeśli potrzebuje chwili wyciszenia nie mam zamiaru ingerować. Ja w tym czasie robię ostatnie powtórki przed sobotnim egzaminem o który jestem wyjątkowo spokojna.
Spotkanie obejrzę w rzędzie zaraz za bandami. Rosjanie świetnie sobie radzą w każdym elemencie, a u nas nie istnieje przyjęcie. Pierwszy set przegrany, drugi wygrany na przewagi mimo, że mieliśmy piłkę setową. W trzecim również górą zawodnicy z byłego klubu Bartka. Czwartego seta źle zaczynamy nie zdobywając żadnego punktu, a przeciwnicy aż pięć. Miguel prosi o czas i grzmi na chłopaków. Jeszcze tak wściekłego Hiszpana nie widziałam, jednak najważniejsze, że zawodnicy poprawili swoją grę. Na drugą przerwę techniczną schodzą z jednopunktowym prowadzeniem i do końca już prowadzą wygrywając tę partię. Piąty set pada łupem moskiewskiego klubu i zaczynają się nerwy. Po chwili odpoczynku z powrotem wchodzą na boisko walcząc w złotym secie. Sportowa złość, głośny doping kibiców prowadzi zespół z Bełchatowa po wytargane zwycięstwo. Wszyscy, którzy kibicowali polskiemu klubowi cieszą się z wygranej i przejścia do kolejnego etapu rozgrywek. Zauważam Katiuszę, która w dość namiętny sposób pociesza Grankina, ale gdy zbliża się w kierunku Bartka idę do niego.
- Gratuluję. - obejmuję go za plecami szybko muskając ust. Jestem kobietą, jestem zazdrosna i muszę pokazać Katiusze, kto stanowi numer jeden.
- A dziękuję, życzę sobie po każdym meczu takich gratulacji. - łobuzersko się uśmiecha i ponownie łączymy na krótką chwile swoje wargi. Rosjanka staje przed nami, lecz nie mam zamiaru przerywać rozmowy z przyjmujących w końcu sam to robi przedstawiając ją. Widzę jak patrzy na Bartka i mam ochotę jej coś zrobić, choć na co dzień jestem nie agresywna, tak, ta dziewczyna doprowadza mnie do szału.
- Mam nadzieję, że uda nam się spotkać. Jutro około południa wylatujemy. - zwraca się do Bartka zupełnie mnie nie zauważając, a przecież stoję obok.
- Niestety ci się nie uda. - szyderczo się uśmiecham. - Bartek jutro ma trening, chyba że dzisiaj się zobaczycie? - przenoszę wzrok na siatkarza. - Ach, Kochanie dzisiejszy wieczór spędzamy razem. Przykro mi Katiusza, może innym razem Bartek znajdzie chwilę dla ciebie, a teraz możesz wracać do swojego chłopaka, bo pewnie potrzebuje pocieszenia. Miło było poznać. - podaję jej rękę triumfalnie śmiejąc. Jej zaskoczona mina i zgubne szukanie miejsca, gdzie może ulokować wzrok daje mi wielką satysfakcję.
- To był pocisk. - podsumowuje Bartek, gdy Rosjanka odeszła dalej.
- Nie będzie mi tu jakaś żmija ślinić się do ciebie.
- Uwielbiam, gdy jesteś o mnie zazdrosna.
- Zdrowo zazdrosna. - poprawiam go. Opuszczamy razem płytę boiska, on idzie do szatni, a ja na chwilę do swojego grajdołka w którym zawsze znajdę jakąś pracę.

Kolejne dni mijają podobnie, niby nic się nie dzieje, a zawsze coś, co nie powtórzy się drugi raz. Nie świętujemy czternastego lutego, jedynie spędzamy wieczór w swoim towarzystwie i moich rodziców, którzy zaprosili nas na kolację. W sobotę chłopaki rozgrywają mecz, a ja kwitnę na wykładach do późnego wieczora. Niedzielę dostają wolną, a ja po porannym kolokwium urywam się z zajęć, gdyż wybieram się do niedoszłej teściowej po przybranego szwagra. Kuba właśnie rozpoczął ferie i tydzień spędza u Bartka. Podobno w zeszłym roku również był u niego, ale jak mu wypomniałam, że od lutego się znamy i nie widziałam jego brata, to wówczas dowiedziałam się, że w ubiegłym roku województwo Kuby miało ferie zimowe w pierwszym terminie i był w połowie stycznia. Być może, nie pamiętam.
- Bartek, to dobry pomysł, żebym jechała z Tobą? - marudzę przebierając się.
- Najlepszy na jaki mogłem wpaść. - śmieje się. W zasadzie wiem, że choćby siłą, to i tak zabrałby mnie do Wrocławia, które mimo, że jest piękne, to i równie znienawidzone przeze mnie przez jedną kobietę - jego matkę.
- Wziąłeś wszystko? - pytam przed zamknięciem mieszkania.
- Tak. - wsiadam do samochodu po stronie pasażera i z bolącym brzuchem jedziemy do jego rodzinnego domu.

Jadwiga o dziwo była w miarę miła, może dlatego, że ze mną prawie nie rozmawiała, a Bartka niańczyła bardziej niż ja Emilkę, która ma dwa i pół roku. Zjedliśmy obiad i wypiliśmy kawę, do której nie wsypała mi cyjanku potasu ani żadnej innej trucizny. Jednak pani Jadwiga nie byłaby sobą, gdyby nie strofowała męża, że zjada za wiele kawałków ciasta i wcale by mnie to nie dziwiło, gdyby placek nie był przywieziony przeze mnie… 
- Synku, kiedy znowu nas odwiedzisz? - poprawia mu szalik mimo, że za oknem pogoda wręcz wiosenna.
- Mamo, nie wiem. Wy też możecie przyjechać do nas. - odpowiada zażenowany, podaje ojcu rękę na pożegnanie, zabiera Kuby walizkę i opuszczamy posiadłość państwa Kurek. Wizyta mimo wszystko w miarę udana, chociaż utrzymana z wielkim dystansem. Oczywiście do ojca nie mam żadnych zarzutów, zabawny jak zwykle. Nie wiem kiedy matka Bartka mnie w pełni zaakceptuje, bo mimo, że gram przed Bartkiem, że wszystko w porządku w pełni tak nie jest. Nie czuję się pewnie, gdy wiem, że nie jestem akceptowana, a zarazem nic nie robię, żebym nie mogła być.
W drodze powrotnej słucham przekomarzań obu braci, gdy Bartek zatrzymuje się na stacji wchodzimy do baru, by zjeść podwieczorek i wypić kolejną kawę, a Kuba oryginalnie kakao. Wieczorem dojeżdżamy pod bartkowy blok. Prosi, żebym została u nich, co też robię. Przygotowuję im i sobie kolację i po dwudziestej drugiej kładziemy się spać, gdyż jutro idziemy do pracy, a Kuba z nami w roli kibica.
- Co ty robisz? - uśmiecham się, gdy łaskocze mnie zarostem po ramieniu.
- Odwróć się do mnie.
- Odwróciłam i co? - już nie odpowiada tylko ląduje ustami na moich. Dłonią odgarnia moje włosy przylegające do twarzy, a chwilę później umiejscawia ją na biodrze pod koszulą.
- Jesteś piękna, wiesz.
- Teraz już wiem. - parskam śmiechem. - Bartek, Kuba jest.
- Przecież śpi.
- Myślisz, że nie będzie nas słyszał?
- Na pewno nie, ma mocny sen. - coraz śmielej zaczyna poczynać.
- Misiek przestań. - odsuwam się kilka centymetrów. - W ostatnich dniach truchlałam przez twoje gumki. - widząc jego zdezorientowaną minę śmieję się. - Dlatego nigdy więcej nie kocham się z tobą, gdy masz prezerwatywy, nie ufam im.
- Masz plaster. - rękę kładzie na pośladku sprawdzając.
- Mam, ale ty masz trening. Śpimy kochany. - całuję go w pełni angażując i okrywam nas kołdrą po samą głowę z powrotem odwracając, a Bartek przylega do moich pleców.

W tygodniu zapraszam Ismenę do siebie, ponieważ mamy zrobić wspólny projekt na zajęcia. Dzwoniła, że zaraz będzie, więc przygotowuję dla nas kawę i coś słodkiego. Bartek poświęca czas Kubie, chociaż u mnie również są częstymi gośćmi lub ja u nich, przynajmniej jestem odpowiedzialna za ich obiady, bo po tym co zobaczyłam co chcieli jeść, a mianowicie proszkowy „rosół z makaronem”, gdzie Kuba jadł suche strączki makaronu zlitowałam się.
- Julita, mam rozumieć, że tutaj gdzie ja w tym momencie siedzę, siedział Bartek Kurek? - kolejna panikara.
- No tak Ismena.
- Siedzę na miejscu Bartka Kurka.- piszczy.
- I co w tym dziwnego? - wzruszam ramionami zabierając kilka paluszków ze stołu.
- Ty tego nie zrozumiesz… - poprawia się ciągle na tym fotelu.
- Ale co tutaj jest do rozumienia? Bartek to taki sam człowiek jak inny. Wyobraź sobie, że również miewa gorsze dni, czasem coś go boli, chodzi do łazienki jak każdy, ma swoje ulubione potrawy tyle, że ktoś inny pracuje osiem godzin i wraca do domu lub jest budowlańcem i pracuje po dwanaście, a dla niego treningi, mecze są tym za co zarabia pieniądze. Także nie ma czym się podniecać. - kończę uśmiechem.
- Ale jest popularną osobą.
- Uwierz, że to fajne nie jest… Dobra, wracamy do pracy.
Zasiadam z Kubą na trybunach i oczekujemy na wyjście chłopaków na płytę boiska. Dzisiaj po spotkaniu musimy odwieźć młodszego Kurka do Wrocławia, chociaż upiera się, że może wrócić pociągiem czego w ogóle nie bierzemy pod uwagę. Jestem wyjątkowo rozluźniona i aż cieszę się na konfrontację z Jadwigą. Spotkanie kończy się w czterech setach na korzyść klubu z łódzkiego.

Poniedziałkowe przedpołudnie mam wolne, budzę się ręką szukam Bartka, choć od godziny jest na treningu. Powolnie wstaję, biorę prysznic, robię kawę i zamiast śniadania szykuję nam obiad. Spodobały mi się wspólne obiady, coraz częściej kolacje i śniadania. Pomieszkujemy albo ja u niego lub Bartek u mnie i póki co dobrze nam z tym.
Koniec lutego obfitował w zwiększoną liczbę spotkań oraz ukształtowanie tabeli po rundzie zasadniczej. Bełchatowianie wiedli prym, a za ich plecami Jastrzębie z Rzeszowem, więc żadne potknięcie nie wchodziło w grę. Cieszy pierwsze miejsce, lecz o najwyższych celach zdecydują play-offy.
- Julita masz jakieś plany na popołudnie? - siada na skraju sofy kładąc moje nogi na swoich kolanach.
- Nie mam.
- To chodźmy na basen.
- Basen? Nie chce mi się.
- Nie będziemy kisić się w domu.
- No to idź przecież ci nie bronię.
- Nie złość się. - rozmasowuje mi stopy.
- Nie złoszczę.
- Chciałem, żebyśmy gdzieś wyszli, bo siedzimy jak dwójka staruszków.
- Bartek, ja ciebie trochę znam, sam z siebie nigdzie byś się nie ruszył. Co to za ustawka?
- Zawsze musisz mnie rozgryźć? - uśmiecha się. - Wpadliśmy na pomysł z chłopakami, że zbieramy ekipę i idziemy do kina, a później się zobaczy.
- Który tak inteligentny?
- Nie wierzysz we mnie?
- W tej kwestii nie.
- Karol. - spuszcza głowę.
- I tak cię kocham. - podnoszę się dając mu soczystego całusa w policzek.

Nie lubię marcowej pluchy, roztopiony śnieg moczy buty, z dachów kapie woda... Ubieram kurtkę, buty i wyjeżdżam samochodem z garażu, skąd pojadę pod halę odebrać Bartka, który wraca z kolegami z tureckich wojaży z brązowym medalem na szyi. Przyjechałam jednak za wcześnie, więc włączam płytę i zamykając oczy słucham przyjemnego głosu Artura Rojka byłego wokalisty Myslovitz. Chwilę rozmyślań przerywa pukanie w szybę otwieram oczy, a przed drzwiami stoi Bartek z torbą na ramieniu. Wyskakuję z samochodu i mocno przytulam po kilkudniowej rozłące.
- Teraz już na żywo gratuluję kochanie medalu.
- Wcale nie cieszy mnie ten brąz. - wyraźnie jest niezadowolony.
- Jesteście trzecią drużyną w Europie, zdajesz sobie z tego sprawę?
- Może bylibyśmy pierwszą.
- A może przegralibyście finał i czułbyś jeszcze większa gorycz? A tak miałeś mini finał, który wygrałeś.
- Może masz racje.  Dziękuję, że jesteś zawsze obok. - kładzie głowę na moim ramieniu zamykając ręce na moich plecach. Przytulam go całując w skroń.
- Po to mamy siebie. - stoimy chwilę w takiej pozycji. Kwadrans później znajdujemy się już w domu.
                                                                                                                                                

Witam.
Nic ciekawego nie mam do powiedzenia :| Dziękuję, że jesteście.

piątek, 14 lutego 2014

50.

Każda decyzja wpływa na nasze samopoczucie w ciągu najbliższej minuty. Minuty budują godzinę, godziny dzień, dzień tygodnie, tygodnie miesiące, miesiące lata, lata - życie. Nie ma najmniejszego sensu tracić cennych chwil naszego życia na niepotrzebne kłótnie, sprzeczki, niedomówienia. Blisko trzytygodniowy okres naszego nieporozumienia dobiegł końca. Oboje zawiniliśmy choć to Bartek uniósł się dumą, zazdrość przysłoniła zaufanie, jednak po nitce do kłębka zaczęliśmy wypominać sobie wszystko doprowadzając do powierzchownej obojętności, gdyż od środka pragnęliśmy swojej obecności.
Spotykamy się rano przypadkiem w Tesco  uderzając nawzajem o swoje koszyki na dnie których leżą bułki.
- Cześć. - uśmiecham się zbliżając do jego policzka.
- Jutka, tutaj w sklepie? Zaraz będziemy szaleć na stronach internetowych. - naśmiewa się ze mnie na co obojętnie wzruszam ramionami.
- Co tam kupiłeś? - zaglądam do wnętrza jego koszyka.
- Cztery bułki i ser, a ty?
- Chcesz zjeść cztery duże bułki na śniadanie?
- Powiem ci coś jeszcze, nawet nie tyle, że chce, ja je zjem. Ewentualnie jedną mogę ci oddać.
- A dziękuję bardzo, zaopatrzyłam się. Kupujesz coś jeszcze czy idziesz do kasy?
- Może ogórka wezmę i idę.
- No widzisz, ja może też pomidora kupię. - wkładam jeszcze do koszyka sok, ser topiony i dżem. Bartek również uzupełnia zakupy innymi spożywczymi artykułami. Płacimy za wszystkie produkty i gdy chcę wracać do siebie nie puszcza mojej ręki, tylko zaciąga do swojego mieszkania do którego w jego mniemaniu mamy bliżej. Rzeczywiście, to może o 100 metrów krótsza droga niż do mnie, lecz nie sprzeciwiam się. Przygotowuję nam dwie duże filiżanki kawy, a w tym czasie siatkarz bierze prysznic, więc także na mojej głowie przygotowanie posiłku.
- Na którą masz do pracy? - przerywa ciszę w której przeżuwaliśmy pokarm.
- Tak jak wy na dziewiątą. O której wyjeżdżacie? - wiem, że dzisiaj chłopaki mają wyjechać do Gdańska.
- O osiemnastej.
- Znowu na noc. - krzywię się.
- Nie chcesz z nami jechać? Nie masz w ten weekend zajęć. - opiera się o blat stojąc obok mnie, gdy ja zmywam naczynia w zlewie.
- Już za późno, miejsca w hotelu zarezerwowane. Poza tym za tydzień mam sesję wiesz ile mam nauki. - od razu odechciewa mi się wszystkiego na myśl grubych książek, które musze dokładnie przyswoić plus kserowane materiały i zeszyty.
- Może powinnaś się odprężyć. - przyciąga mnie do siebie zamykając w uścisku.
- Odprężę się jak zaliczę wszystko, a gdyby udało w pierwszym terminie, to byłabym prze szczęśliwa. - wzdycham, co wydaje mi się nierealne. Wczuwam zapach jego intensywnych perfum i nabieram nieposkromionej ochoty na krótkie figle. Podnoszę głowę do góry i zatapiam w jego ustach czynnie ruszając dłońmi po jego ciele. Odrywam się po chwili stykając czoło z jego brodą, jeszcze raz delikatnie całuję  - Idziemy?
- Yhym, już biorę klucze i jedziemy do ciebie.
- Po co do mnie? Jak już za dwadzieścia dziewiąta.
- Przecież nie masz torby ani nic?
- Mam portfel i komórkę, dres w klubie, więc nic więcej mi nie potrzeba. Zakupy zostawiam u ciebie, później odbiorę.
- A może zostałabyś już u mnie? - mówi patrząc na mnie, a ręką przekręca klucz w drzwiach.
- I co ja będę robiła?
- Mieszkała. - uśmiecha się wkładając klucz do kieszeni i obejmuje mnie, przykładam głowę do jego ramienia i w takiej pozie zmierzamy do samochodu.
Dwugodzinny trening przebiegł spokojnie, chłopaki jak zwykle wykorzystują każdą okazję, by móc pożartować, na szczęście są prawie w pełni zdrowi, jedynie niektórzy narzekają na mniejsze lub odrobinę większe bóle w odpowiednich partiach rąk czy nóg, które nie są na tyle dotkliwe, by mogły ich wykluczyć z gry. Przed południem wracamy do bartkowego mieszkania, gdzie gotujemy obiad i spędzamy popołudnie leniuchując w swoim towarzystwie. Napawamy się sobą na cały tydzień, ponieważ chłopaki w sobotę grają z gdańskim Lotosem, w niedzielę wylatują do zimnej Rosji na półfinałowe spotkanie Ligii Mistrzów, które rozegrają we wtorek o 18 lokalnego czasu, a w Polsce wylądują w środę późnym popołudniem. Spacerkiem idziemy do mojego domu skąd po chwili odwożę swoim samochodem Bartka pod halę. Parkuję auto na parkingu i idę z nim do chłopaków, którzy oczekują już na autokar. Po raz drugi dzisiaj witam się z nimi, Paweł i Mariusz trzymają pod ręką poduszki, które stały się obiektem drwin ze strony reszty kolegów z drużyny. 
- Będę już uciekać, Miguel przyszedł. - szepczę do ucha siatkarza.
- No to co? - odpowiada półgłosem.
- Zaraz autokar przyjedzie nie ma sensu żebym tutaj stała. - przytaknął głową, walizki zostawił pod opieką Andrzeja i odprowadził mnie do samochodu.
- Trzymaj za nas kciuki.
- Zawsze trzymam. - wspięłam się na palcach i z czułością smakowałam jego warg. - Wracaj już. - oddaliłam się od niego, gdy zauważyłam podjeżdżający autobus.
- Do zobaczenia w środę. - pomachałam mu na pożegnanie i wróciłam do mieszkania.
Kolejne dni miałam wolne od pracy w klubie, więc całkowicie oddałam się nauce. Dawno nie widziałam Emilki, jednak ograniczyłam się do rozmowy telefonicznej. Od początku roku uczęszcza do przedszkola, ponieważ Patrycja wróciła do pracy. Połowy nie mogę zrozumieć co do mnie Mała Marszałkówna mówi, jednak przytakuję na wszystko. Marzy mi się beztroski dzień spędzony z nią, lecz musze odłożyć go w czasie. Bełchatowianie wygrali potyczkę z gdańskim Lotosem i z podniesionymi głowami lecą do stolicy Rosji. Przerywam naukę i z ekwipunkiem w postaci owocowego piwa i chipsów wygodnie układam się na sofie włączając kanał z transmisją meczu. Moskiewska drużyna nie ma recepty na polski zespół i bełchatowianie wygrywają łatwo bez straty seta. Odpuszczam wieczór z książkami, biorę ciepłą kąpiel, zakładam piżamę, frotowe skarpety i siadam w fotelu z książką w ręce. Po chwili dzwoni Bartek, który dotarł już do hotelu, zjadł kolację i właśnie leży w hotelowym łóżku.
- Przyjedziesz jutro po mnie?
- Przyjdziesz na nogach, niedaleko masz. - tłumię w sobie śmiech.
- Julita… - przeciąga.
- No co? Wiesz, że przyjadę. - kilka sekund nic nie odpowiada, ale wiem, że się uśmiecha w tym momencie.
- Znasz już wszystkie książki na pamięć?
- Ha ha ha! Nie, ale nie chce mi się już dzisiaj uczyć.
- Juliś, poucz się, bo jutro jesteś cała moja.
- Cała twoja? A dzisiaj to jestem w połowie? - uśmiecham się wysłuchując jego wyjaśnień. - Już nie tłumacz się. Jak tam spotkanie z kilkoma kolegami z byłego klubu?
- Tylko trzech zostało z dwunastki, a dwóch z młodzików, jednak jak widziałaś nie zaskoczyli nas. A nie zgadniesz kogo spotkałem!
- Skoro nie zgadnę, to mów.
- Katiuszę! - krzyczy do telefonu ogłuszając mnie przy tym. Próbuję przypomnieć sobie kim jest wspomniana dziewczyna.
- To jest twoja była?
- Nie wiem czy mogę powiedzieć, że kiedyś z nią byłem. Obecnie jest z Grankinem.
- Co? - wykrzykuję z niedowierzaniem. - Przecież Siergiej ma żonę i dwie córki.
- Miał żonę.
- No to Katiusza potrafi rozwalać związki.
- Spokojnie, o nas się nie martw.
- Bartek!
- Żartuję przecież.
- To tak sobie nie żartuj. Niech cię Karol pilnuje i jutro dostarczy do mnie.
- A czy ja jestem przesyłką kurierską? - śmieje się.
- Tak. Misiu, idź spać zmęczony jesteś wiem, że spotkanie skończyło się dość szybko, ale to nie znaczy, że je przestaliście.
- Ty też się kładź i odpocznij, bo na ile znam ciebie zapewniłaś sobie niezły maraton naukowy.
- Całuję, do jutra.

Kolejnego dnia odebrałam Bartka z przed hali bełchatowskiej Energii. Odwiozłam do jego mieszkania, nakarmiłam i wróciłam do siebie dalej uczyć, na noc miał przyjść do mnie. W czwartek byłam na obu treningach chłopaków, a od piątku mam wolne aż do wtorku.
Piątkowy wieczór spędzam z nosem w kartkach. Mam zupełny mętlik w głowie i wrażenie, że nic na dany temat nie wiem. Na szczęście egzaminy są pisemne, bo z ustnymi byłoby jeszcze gorzej. Bartek jest dosyć wyrozumiały i  spędza dzisiejszy wieczór u siebie w mieszkaniu. Powtarzanie przerywa mi dzwonek do drzwi. Zegar wybija dwudziestą trzecią, więc dziwi mnie o tej porze gość dobijający się do drzwi. Z przyspieszonym biciem serca idę w stronę wejścia, ostrożnie naciskam klamkę, przekręcam zamek, gdy dostrzegam postać Bartka wpadam w małą furię. Wpuszczam go do środka i każę zająć samym sobą, w każdym razie ja wracam do powtarzania wykonywania punkcji.
- Co ty robisz? - wodzę za nim wzrokiem, jak odbiera mi z rąk ołówek, kserówki i książkę.
- Idziemy spać.
- Ja nie mogę mam jeszcze do przypomnienia…
- Kochanie jest druga w nocy. Od dwóch godzin świętujesz urodziny, a nie jakieś setne powtarzanie czynników genetycznych przy występowaniu nowotworów. - no tak, w tym całym naukowym szaleństwie zapomniałam, że dziś są moje urodziny. Pierwszy luty - termin przeklętej sesji, a nie urodzin.
- Bartuś ja muszę.
- Umiesz wszystko, znam cię. Teraz nie potrzebnie wymieszasz, to co już wiesz. Chodź do łóżka i tak wiem, że najpóźniej o siódmej wstaniesz.
- Okej. - zostawiam ten nieład naukowy w salonie i trzymana za rękę idę do sypialni. Przebieram w koszule nocną i kładę na łóżku. Przytulam do nagiej klatki piersiowej i nie zamykając oczu w głowie powtarzam przyswojoną wiedzę. Bartek od kilku minut śpi i tylko pochrapuje chcę wstać, ale jego palce szczelnie ściśnięte z moimi skutecznie uniemożliwiają mi to. Pomagam sobie druga ręką i delikatnie rozdzielam nasze dłonie.
- Gdzie ty wstajesz znowu?! - przebudza się.
- Do łazienki, zaraz się zsikam. - luzuje uścisk i bacznie obserwuje co robię. Wracam po chwili na łóżku, lecz w dalszym ciągu nie mogę zmrużyć  oczu.
- Julita błagam cię śpij. Trzecia minęła, ty będziesz nieprzytomna jutro, ba dzisiaj.
- Jak nie mogę zasnąć.
- Pomyśl o czymś przyjemnym.
- Łatwo powiedzieć. - mruczę odwracając się do niego plecami.
Budzi mnie zapach przypalonego mleka, patrzę na zegar wiszący na ścianie i zrywam się czym prędzej z łóżka, gdyż minęła ósma. Porywam bartkowego tosta i uciekam się ubrać.
- Bartek, o której masz trening? - krzyczę z łazienki.
- O dziewiątej. - przytakuję mu i zaraz wraz z nim opuszczam mieszkanie. Bartka zostawiam pod halą i jadę do Łodzi.
Ismena panikuje chodząc w te i we wte po korytarzu, za to ja odczuwam pustkę w głowie. Gdy wybija punkt dziesiąta wchodzimy do środka. Po około półtorej godziny opuszczam salę i teraz mam dwie godziny życia w niecierpliwości oczekując na wyniki. Nie wiem czy rzeczywiście sprawdzane będą wiadomości czy może długość wypowiedzi i estetyka? Bo coś za szybko te wyniki maja być. Idziemy z Ismeną na kawę do pobliskiej restauracji. Po godzinie orientuje się, że mam urodziny i przypomina sobie, że ma w samochodzie prezent dla mnie. W miedzy czasie odbieram kilka połączeń i smsów z życzeniami od rodziny i znajomych. Wracamy na salę i dowiadujemy się, że zdałyśmy. Ismena na 4.0 ja na 4.5. Ucieszona wracam do Bełchatowa myśląc co Bartek mógł wymyślić dla mnie i jak spędzimy dzisiejszy wieczór.
Czekam na niego aż przyjdzie po popołudniowy treningu. Po dziewiętnastej zjawia się z wiązką różowych róż bez zbędnego strojenia, w lewej ręce trzyma mały tort, a w prawej prostokątne, wąskie, kolorowe pudełko. Całusem dziękuję za prezenty i pod jego bacznym wzrokiem odpakowuję prezent. Z każdą chwilą napięcie rośnie aż do momentu, gdy moim oczom ukazuje się nowy laptop.
- Pomyślałem, że ci się przyda, bo obecny ledwo działa.
- Przecież ten prezent jest drogi, z tej firmy bardzo drogi. - zauważam znak nagryzionego jabłka.
- Nie rozmawiajmy o pieniądzach. Wszystkiego najlepszego Julisia. - całuje mnie w czoło. Kwiaty wstawiam do wazonu i kroję dla nas po kawałku słodkiego smakołyku. Wyciągam z lodówki wino i miłej atmosferze spędzamy kolejne godziny.
- Moje pierwsze urodziny spędzone w towarzystwie mężczyzny. Mężczyzny, które mnie też kocha.
- Przepraszam za wszystko czym cię uraziłem w czasie od kiedy jesteśmy razem.
- Ciiiiii.. - przykładam palec do jego ust. Wspinam się na bartkowe kolana i namiętnie całuję. - Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. - ponawiam długie pocałunki, które z każdą chwilą przybierają na intensywności. Nie przerywając odpinam guziki jego koszuli w kratkę. Nie kontroluję siebie, jedyne co chcę to czuć go blisko siebie, w sobie, w jedności. Odsuwa zamek mojej sukienki i po chwili jestem w samej bieliźnie i rajstopach. Dłońmi przyciągam go maksymalnie do siebie co chwilę zmieniając miejsce ich położenia.
- Dlaczego to musi być tak trudne? - uśmiecha się siłując z haftkami stanika.
- Żeby rozpalić twoje pożądanie. - w końcu mu się udaje i piersi są już pieszczone językiem, ustami, delikatnym przygryzaniem, a dłonie ściskają pośladki. Oddycham szybko całkowicie oddając się jego pieszczotom. Na moment staję nad nim patrząc jak szybko ściąga spodnie, ja również pozbywam się rajstop, które zdecydowanie nie są mi potrzebne. Z powrotem siadam na kolanach krzyżując nogi za nim. Gdy jego zwinne palce zsunęły moje stringi nagle przytomnieje.
- Stop, stop. - szepczę.
- Co jest? Nie chcesz?
- Chcę nawet bardzo, ale skończyły mi się plastry. Od początku roku nie żyliśmy w dostanej zgodzie i nawet nie myślałam o tym żeby iść na wizytę, ale wybacz nie jestem gotowa, by dziś zrobić wszystko, żeby stać się matką.
- Czyli nie kochaliśmy się od wyjazdu do spa? - kiwam przecząco. - A widzisz jakiego masz mądrego chłopaka przygotowanego na każda okazję. - zawadiacko się śmieje. Sięga po dżinsy leżące na podłodze i wyciąga z przedniej kieszeni paczuszkę prezerwatyw. Wyciąga jedną sztukę, otwiera i nakłada na nabrzmiałego członka, którym chcę żeby mnie natychmiast wypełnił. Daję mu znak, że nie chcę dalszej gry wstępnej tylko przejście do konkretów. Szybkim, posuwistym ruchem wchodzi wewnątrz mnie otwierając drogę przez szczelne ściany. Energicznie podnoszę się i opadam na jego kolana niejednokrotnie szepcząc jego imię czy wyrażając swoje zadowolenie. Zwalniamy, by dłużej celebrować chwile bliskości. Doprowadzona do najwyższego stadium szczytowania powracam do rzeczywistości napawając się momentem bartkowego spełnienia. Z pewnością rok temu nie marzyłam, że kolejne urodziny będę spędzać z tak fantastycznym mężczyzną, że ćwierćwiecze przypieczętuję wspólną bliskością ciał i dusz z kimś kogo kocham ponad wszystko, i który odwzajemnia moje uczucie. A kłótnie? Życie byłoby nudne bez drobnych niesnasek.
                                                                                                                                   

Witam. Jesteście jeszcze ze mną?
Ten tydzień miałam ciężki zawaliłam czytanie, ale nadrobię.
Pozdrawiam.

piątek, 7 lutego 2014

49.



Drugi dzień stycznia nie poprawił mojej relacji z siatkarzem. Tak jak prosił oddałam kluczyki do jego samochodu oraz dowód rejestracyjny zaraz po treningu. Nie był ochoczy do rozmowy, a ja wśród chłopaków nie nalegałam. Dopiero teraz widzę wady i zalety wspólnej pracy. Jeśli żyjemy w zgodzie jest wspaniale, ale gdy pokłócimy się, to w pewien sposób odbija na drużynie, pracy. Nie umiem całkowicie oddzielić życia prywatnego i zawodowego, nie umiem zamknąć problemów w domu, a w pracy rozmawiać z nim, jak gdyby nic się nie stało. Widać, że on też nie potrafi.
Przez moment przyglądam się z ukrycia jak Paweł ćwiczy odbiór zagrywki. Każdy z chłopaków serwuje po kilka razy, a libero stara się jak najbardziej perfekcyjnie odebrać. Wzdrygam się na myśl, jak piekielnie mocno serwuje Bartek. Chce w pewien sposób wyżyć się, a Paweł jest idealną osobą, głównym winowajcą całego śmiesznego kryzysu. Alicja również nie odbiera ode mnie telefonu, gdy pojechałam do niej do domu okazało się, że jest w pracy.
- Julita hipnoza? - macha ręką przede mną Tomek.
- Nie, zamyśliłam się. - trzeźwieję natychmiast. - Wracam do papierów. - wchodzę do mojego grajdołka i skrupulatnie wypełniam każdy papierek dotyczący urazu zawodnika i wpinam do odpowiednich segregatorów.
Chłopaki skończyli popołudniowy trening, gdyż nie słyszę charakterystycznego dźwięku uderzanej piłki o boisku czy pisków butów stykających się z podłogą. Pisze do Zatorskiego smsa, żeby przyszedł do mnie przed wyjściem z hali. W tym czasie przebrałam się z klubowego dresu w prywatne ubrania.
- Chciałaś coś? - wkłada głowę w ledwo uchylone drzwi.
- Wejdź. - staram się być spokojna, choć wewnątrz szaleją emocje związane z rozmową, którą przeprowadzimy. Siada na krześle na przeciw mnie i bawi breloczkiem od kluczy. - Mam ochotę cie udusić, pociąć na kawałki, posolić i dać na pożarcie lwom! - złowrogo patrzyłam na niego, gdy ten śmiał się jak opętany.
- Zwariowałaś, tak?!
- Nie! Czuję się znakomicie! Nie wiem jak masz odkręcić wszystko co wypaplałeś na sylwestrze! Nigdy z tobą nie byłam, a to, że ci się  podobałam, to nie mój problem. Masz iść i przegadać Bartkowi! - grzmiałam chodząc po gabinecie. Żaden z zawodników nie powinien już być na hali, bo naszą wrzawę na pewno ktoś by usłyszał.
- Nie mój problem, że Kuraś ci nie wierzy, że nie byliśmy razem, gdy już z nim byłaś.
- Człowieku jak nie możesz pić, bo potem pierdzielisz głupoty, to weź nie pij i nie zatruwaj mojego życia.
- Odczep się ode mnie! Wszyscy tacy poważni? Nikt na żartach się nie zna?! - rozmowa wychodziła spod kontroli, oboje obrzucaliśmy siebie jakimiś wyrzutami nie bacząc na ton głosu.
- Jeszcze psujesz moje relacje z przyjaciółką!
- Po obraża się i jej przejdzie, wielkie ceramonie. Pierwszy raz pokłóciłyście się?
- Zachowaj te złote myśli dla siebie. A co z tobą rozmawia?
- Nic się nie stanie jak pomilczymy trochę. - odparł obojętnie.
- Paweł! Nie pozwolę ci skrzywdzić mojej najlepszej przyjaciółki! Człowieku tobie palma odbiła? Nie wiem mścisz się, że wtedy nie chciałam być z tobą!?
- Julita, nie za wysokie mniemanie? - spąsowiałam.
- Dlaczego mi to robisz? - panikowałam, ledwo powstrzymując się od płaczu.
- Złotko, nic ci nie robię. Powiedziałam coś dla żartu, ale jeśli reszta towarzystwa nie ma poczucia humoru, to proszę zażaleń do mnie nie mieć. Coś jeszcze chciałaś?
- Wyjdź stąd! - krzyknęłam odwracając się do niego tyłem na obrotowym krześle, zaśmiał się i wstał. Rzuciłam za nim teczką, jednak odbiła się od już zamkniętych drzwi. Popłakałam kilka minut, pozbierałam papiery, zrobiłam porządek na biurku i wyłączyłam komputer. Ubrałam kurtkę i szybko opuściłam mury hali, by się z nikim niepowołanym nie spotkać. W domu nie zważając na bałagan, który nasilał się z dnia na dzień minęłam korytarz, z kuchni wzięłam karton soku, szklankę i przeszłam do sypialni po materiały na sobotnie zaliczenie.
Kolejne dni wyglądały tak samo. Sen, praca, nauka, sen. W między czasie jedzenie, które z resztą pochłaniałam z większą chęcią niż zwykle. Jeśli konsekwencją kłótni ma być mój zwiększony apetyt, to muszę chyba żyć z każdym w zgodzie, choć mimo szczerych chęci mi się nie udaje. Nie mam z kim nawet pogadać o moich problemach. Jest Patrycja, Maja, Tera, Blanka, Daga, Ismena, ale nie mam śmiałości żadnej z nich obarczać moimi słabościami. Tęsknię za Bartkiem, jednak podczas spotkań w pracy staram się nie okazywać tego stanu. Właściwie pogubiliśmy się i nie wiadome już, kto na kogo jest obrażony, a żadne nie schowa dumy do kieszeni.
Egzamin zaliczony, jednak poniżej oczekiwań, bo 3.5 nie zadowala mnie w pełni. Ismena twierdzi, że powinnam się cieszyć, bo u wymagającej profesorki niewiele osób wychodzi z pozytywną wiadomością, jej się nie udało. Noc spędzam właśnie u Ismeny, ponieważ zajęcia skończyłyśmy o 20.45, a w niedzielę zaczynamy już o 8, a w domu i tak siedziałabym sama. By nie musieć opowiadać za wiele koleżance o tym, jak wygląda życie z reprezentantem kraju wzięłam szybki prysznic, zjadłam kolację przygotowaną przez jej mamę, zasymulowałam zmęczenie i udałam się do pokoju w którym miałam spędzić dzisiejsza noc.
Od poniedziałku nadal praca w klubie, we wtorek  popołudniu odwiedzam moich podopiecznych w ośrodku rehabilitacyjnym, gdzie służę bezinteresownie, a co przynosi mi wielką radość i spełnienie.
- Julita, dzisiaj ja biorę Pawła, a ty w zamian masz Bartka. - informuje mnie mój współpracownik Tomek.
- Dlaczego?
- Bo masz się z nim pogodzić. Nie wiem o co poszło, i nie jestem tutaj po to, żeby wypytywać o życie prywatne, ale tak się nie da funkcjonować w jednym miejscu.
- Wady i zalety wspólnej pracy. - dopowiedziałam wchodząc za nim do pomieszczenia.
Przygotowuję krem rozgrzewający na bartkowy bark, bo od paru dni narzeka na niewielki ból. Stoję tyłem do drzwi wejściowych i słyszę, że się otwierają. Wiem, że to on, bo na pamięć znam jego chód. Ściąga koszulkę i kładzie się na kozetce. Milczy, więc ja też. Czasem bąknie, że go boli, gdy zbyt mocno dociskam bolące miejsce. Pojedynczymi słówkami zaczynamy cokolwiek do siebie mówić, jednak od słowa do słowa zamiast poprawić relacje, robimy na przemian wypominki. Przewodnimi tematami są Danka i Zatorski.
- Aha, z Danusią to chodziłeś na zakupy, a ze mną nie, bo ciągle się wkurzałeś, że za długo w sklepie siedzę.
- Jezu, chciała kupić zegarek dla brata pod gwiazdkę.
- Nie zmienia to faktu,  że z nią chętnie poszedłeś coś kupić, a ze mną się pokłóciłeś i poszedłeś sobie oglądać gry. - nabuzowałam się i nie kontroluję tego co mówię.
- Przynajmniej była zdecydowana co chce kupić!
- Słucham? A to ze swoją dziewczyną. - zaakcentowałam. - Nie możesz bez celu chodzić po galerii? - wkładam całą siłę w masaż, byle go tylko nie uszkodzić, bo mam w tej chwili więcej siły niż rozumu.
- Julita! To boli, zaraz mi wyrwiesz ten bark przez ramię, to nawet Tomek był delikatniejszy. - przerywam leczenie, bo chyba rzeczywiście zapędziłam się.
- Proszę bardzo zabieg skończony. - wstaje ubiera się i wychodzi rzucając krótkie cześć. - Idioto, kocham cię. - mówię sama do siebie roniąc przy tym kilka łez. Poprawiam swój makijaż, gdyż za kilka minut wejdzie do pokoju kolejny siatkarz. Tomek gani mnie za nieudolne pogodzenie. Sama się złoszczę na siebie,  że dałam ponieść emocjom.
W środę idę na popołudniowy trening, chociaż w ostatnim czasie więcej pracuję, za to będę mogła odebrać później wolne. Jestem około 40 minut przed czasem, gdyż jak zwykle sterta papierów do uzupełnienia czeka na biurku. Tomek prawie się tym nie zajmuje od kiedy jestem, jedynie wpisuje do karty zawodnika jakie rodzaj ćwiczeń mu wykonuje. Idę ciemnym korytarzem do końca, a moim oczom ukazuje się  widok dwóch, dość barczystych mężczyzn, którzy swobodnie ze sobą żartują. Gdy się zbliżam do nich nagle milkną lustrując mnie na co się peszę. Wchodzę do gabinetu zamykając za sobą drzwi, a ci dwaj panowie wracają do rozmowy. Mam wrażenie, że skądś ich znam, ale nie wiem, gdzie mogłam ich wcześniej widzieć. Przebrałam się w dres i już miałam się wziąć za papierkową robotę, gdy rozdzwonił się mój telefon.
- Cześć Julita. Ja chwile się  spóźnię, bo samochód mi się zepsuł, a żona ma wrócić lada moment, ale to nieważne. Za dziesięć minut mają się pojawić dwaj zawodnicy kieleckiego Vive, którzy cierpią na drobne urazy i przez pięć dni będą mieć u nas zabiegi. Za kilka dni rozpoczynają się ME i wiesz musza być gotowi.
- Tomek, czy ja się przesłyszałam?
- Nie. Wiesz, że wcześniej pracowałam ze szczypiornistami w Kielcach. Mam z nimi nadal dobry kontakt, prezes Piechocki się zgodził,  a oni nie mają tam aż tak nowoczesnego sprzętu.
- No i co ja mam zrobić?
- Zajmij się nimi. Michał ma problem z kolanem, a Krzysiek z mięśniem dwugłowym ramienia. Będę za około godzinę, pa.
Oszołomiona krótkim streszczeniem Tomka przyszłam po rozum do głowy. Zaprosiłam chłopaków do gabinetu, których w dość niecodzienny sposób poznałam. Michał Jurecki jak i Krzysiek Lijewski są piłkarzami ręcznymi stąd ich kojarzę. Nie byłam asem w wiedzy o tej dyscyplinie, ale z okazji większych imprez patriotycznie kibicowałam.
- Przepraszam was, że tak się zagapiłam i nie rozpoznałam wielkich gwiazd polskiego szczypiorniaka.
- Wybaczamy. - puścił oczko i szalenie pięknie uśmiechnął Krzysiek.
- Jeśli nam powiesz coś o sobie, to zapomnimy o sprawie. - dopowiedział Jurecki.
- Michał zamknij się, zapomniałeś o żonie?
- Wyluzuj Lijuś, bo ci biceps zmaleje. - śmiesznie łapał powietrze Michał robiąc przy tym tuzin min.
- Dobra chłopaki koniec żartów. - chciałam przerwać ich śmieszne dyskusje.
- My jeszcze nie zaczęliśmy.
- A możesz zdradzić swoje imię? - wtrącił Krzysiek.
- Julita. Macie jakieś karty zdrowia? Skąd mam wiedzieć jak was leczyć.
- A to ty nie masz rąk, które leczą? - z nimi nie dało się myśleć o przyziemnych problemach, bo swoimi tekstami doprowadzali do śmiechu, który starałam się chociaż po części tłumić w sobie.
- Z ich pomocą postaram się z Tomkiem jakoś wam pomóc.
- Myślałem, że sama.
- Niestety panie Michale. - zrobiłam teatralnie smutną minę i wróciłam do przeglądania kart ich zdrowia. Po niecałej godzinie dołączył do nas Tomek i wtedy chłopaków wzięło na wspomnienia przez co dowiedziałam się wielu interesujących rzeczy o nich.
Kolejne dni mijały tak samo z tą różnicą, że coraz bardziej odczuwałam brak Bartka i Ali. Widziałam go  na hali i tylko to musiało mi wystarczać. Dwaj szczypiorniści nadal przychodzili na zabiegi, lecz znacznie lepiej się czuli. Energii w nich więcej niż w trzech siatkarzach razem wziętych, nie wiem skąd ją czerpią, ale chętnie poznałabym to źródło.
Czwartkowy wieczór spędzam jak zwykle z książką w ręce, aż do czasu, gdy nie dzwonek do drzwi, a za nimi Teresa z butelką wina.
- Cześć. Nudziło mi się, Andrzej pojechał na mecz, nie mam żadnego kolosa jutro, właściwie to mam dzień wolny.
- Fajnie masz, bo ja na dziewiątą do pracy.
- A co będziesz robiła, jak nie ma siatkarzy.
- Ale są dwaj szczypiorniści.
- Aaa, mówiłaś coś o nich. Fajni są? - szpieg owczy wzrok Michalikówny przenika mnie.
- No fajni, fajni nawet bardzo.
- Wolni?
- Nie wiem, Michał ma żonę, Krzysiek nic nie mówił.
- Ciacho Lijewski nie ma laski?! - krzyknęła.
- Tera nie wiem, idź go spytaj.
- Ach brałabym go w dzień i w nocy. - rozmarzyła się opadając na sofie.
- Tera, a Andrzej?
- Na wyjeździe. - niewinnie się uśmiechnęła, co skarciłam wzrokiem. - A taki seksowny facet tutaj niedaleko. Ja go chętnie wymasuję, a jak chce pogadać to ma do czynienia z panią psycholog.
- Może jednak zajmij się Wronką, zadzwoń co tam u niego.
- A może ty zadzwoń do Kurki.
- Nie.  - ucięłam krótko wychodząc po kieliszki.
- Długo masz zamiar nie gadać z nim i Alą?
- Ale co ja poradzę?
- Mam pewien pomysł pod warunkiem, że chcesz pogodzić się  z Alicją. - przytaknęłam głową. - Ona pracuje w tym salonie kosmetycznym, nie? To zapisz się na jakiś zabieg, ale do niej, a gdy będą pytać jak się nazywasz powiedz, że Julia Fedko. Zmylisz ją tym, a będziesz miała okazję pogadać i pewność, że nie ucieknie.  - zgodziłam się na ten dość szalony pomysł, ale mam nadzieję, że skuteczny. Wypiłyśmy całą butelkę, a Tereska została ze mną na noc, ponieważ Wronki i tak  nie było w mieszkaniu, więc bez znaczenia, gdzie spała, a znając Terę jeszcze po spożyciu alkoholu nie byłabym bardzo zdziwiona, gdybym jutro się dowiedziała, że szukała Lijewskiego w bełchatowskim hotelu.

Na poniedziałek za namową Tery zapisałam się na zabieg oczyszczenia twarzy. Zabieg nieważny, tylko spotkanie z kosmetolog. Cały dzień mam wolny, gdyż chłopaki z racji wygranej w ładnym stylu dostali dzień wolnego. Z wielkim zdenerwowaniem przekraczam próg salonu kosmetycznego o rajskiej nazwie Eden.
- Julita? Co ty tutaj robisz?
- Przyszłam na zabieg, przecież się zapisałam.
- Julia Fedko . - zerknęła w niebieski kalendarz.
- Może ktoś pomylił imię, zapomniał literki dopisać nie wiem.
- Okej. - złapała się na haczyk. Za każdym razem, gdy chciałam coś powiedzieć, nie dała mi dojść do słowa, gdyż przeszkadzałam jej w pracy.
- Ala nieważny jakiś zabieg na cholerę mi potrzebny! Ja chcę pogadać z tobą, bo unikasz mnie jak ognia. To, że Bartek jest zły staram się jakoś zrozumieć, ale Ty? Jesteś moją najlepsza przyjaciółką, wiedziałaś jaki miałam kontakt z Bartkiem od początku, czy ja coś mówiłam o Pawle? Nigdy. Pamiętasz, jak chodziłyśmy na pierwsze mecze? Ty gadałaś o Pawle, a ja o Bartku, choć wtedy jeszcze żadna nie myślała, że może z nimi być. Ala, nigdy nie łączyło mnie nic z Pawłem wierzysz mi? Spójrz mi w oczy. - ledwie panowałam nad sobą, potok łez wzbierał na sile.
- Wierzę Jutka. - mocno mnie przytuliła jak miała w zwyczaje o mało nie miażdżąc żeber.
- Alusia, to teraz ty mi pomóż. - nadal nie przestawałam jej obejmować.
- Co się stało? - wystraszona odsunęła się na kilka centymetrów ode mnie.
- Chcę już się pogodzić z Bartkiem, tęsknie za nim. Ty też nie bocz się już na Pawła nikomu to na zdrowie nie wychodzi. A on wiesz jak to Zatorski ma najpierw gada później myśli, ewentualnie nie myśli.
- Ej. - zaśmiała się przez łzy szturchając mnie.
                                                                                                                                                    

Witam. Rozdział pisany w nocy, także przepraszam za wszelkie błędy.
Wkrótce u Was nadrobię!
Ręczny akcent, speszjal for S. :*

Założyłam aska, więc jeśli ktoś wstydzi się napisać na pocztę, gg nie ma, to może tam pytać. Tylko bez durnych pytań proszę.
A jeśli ktoś nie był jeszcze tu: Michał / Patryk to zapraszam.
Ściskam z wietrznej Małopolski.