piątek, 14 lutego 2014

50.

Każda decyzja wpływa na nasze samopoczucie w ciągu najbliższej minuty. Minuty budują godzinę, godziny dzień, dzień tygodnie, tygodnie miesiące, miesiące lata, lata - życie. Nie ma najmniejszego sensu tracić cennych chwil naszego życia na niepotrzebne kłótnie, sprzeczki, niedomówienia. Blisko trzytygodniowy okres naszego nieporozumienia dobiegł końca. Oboje zawiniliśmy choć to Bartek uniósł się dumą, zazdrość przysłoniła zaufanie, jednak po nitce do kłębka zaczęliśmy wypominać sobie wszystko doprowadzając do powierzchownej obojętności, gdyż od środka pragnęliśmy swojej obecności.
Spotykamy się rano przypadkiem w Tesco  uderzając nawzajem o swoje koszyki na dnie których leżą bułki.
- Cześć. - uśmiecham się zbliżając do jego policzka.
- Jutka, tutaj w sklepie? Zaraz będziemy szaleć na stronach internetowych. - naśmiewa się ze mnie na co obojętnie wzruszam ramionami.
- Co tam kupiłeś? - zaglądam do wnętrza jego koszyka.
- Cztery bułki i ser, a ty?
- Chcesz zjeść cztery duże bułki na śniadanie?
- Powiem ci coś jeszcze, nawet nie tyle, że chce, ja je zjem. Ewentualnie jedną mogę ci oddać.
- A dziękuję bardzo, zaopatrzyłam się. Kupujesz coś jeszcze czy idziesz do kasy?
- Może ogórka wezmę i idę.
- No widzisz, ja może też pomidora kupię. - wkładam jeszcze do koszyka sok, ser topiony i dżem. Bartek również uzupełnia zakupy innymi spożywczymi artykułami. Płacimy za wszystkie produkty i gdy chcę wracać do siebie nie puszcza mojej ręki, tylko zaciąga do swojego mieszkania do którego w jego mniemaniu mamy bliżej. Rzeczywiście, to może o 100 metrów krótsza droga niż do mnie, lecz nie sprzeciwiam się. Przygotowuję nam dwie duże filiżanki kawy, a w tym czasie siatkarz bierze prysznic, więc także na mojej głowie przygotowanie posiłku.
- Na którą masz do pracy? - przerywa ciszę w której przeżuwaliśmy pokarm.
- Tak jak wy na dziewiątą. O której wyjeżdżacie? - wiem, że dzisiaj chłopaki mają wyjechać do Gdańska.
- O osiemnastej.
- Znowu na noc. - krzywię się.
- Nie chcesz z nami jechać? Nie masz w ten weekend zajęć. - opiera się o blat stojąc obok mnie, gdy ja zmywam naczynia w zlewie.
- Już za późno, miejsca w hotelu zarezerwowane. Poza tym za tydzień mam sesję wiesz ile mam nauki. - od razu odechciewa mi się wszystkiego na myśl grubych książek, które musze dokładnie przyswoić plus kserowane materiały i zeszyty.
- Może powinnaś się odprężyć. - przyciąga mnie do siebie zamykając w uścisku.
- Odprężę się jak zaliczę wszystko, a gdyby udało w pierwszym terminie, to byłabym prze szczęśliwa. - wzdycham, co wydaje mi się nierealne. Wczuwam zapach jego intensywnych perfum i nabieram nieposkromionej ochoty na krótkie figle. Podnoszę głowę do góry i zatapiam w jego ustach czynnie ruszając dłońmi po jego ciele. Odrywam się po chwili stykając czoło z jego brodą, jeszcze raz delikatnie całuję  - Idziemy?
- Yhym, już biorę klucze i jedziemy do ciebie.
- Po co do mnie? Jak już za dwadzieścia dziewiąta.
- Przecież nie masz torby ani nic?
- Mam portfel i komórkę, dres w klubie, więc nic więcej mi nie potrzeba. Zakupy zostawiam u ciebie, później odbiorę.
- A może zostałabyś już u mnie? - mówi patrząc na mnie, a ręką przekręca klucz w drzwiach.
- I co ja będę robiła?
- Mieszkała. - uśmiecha się wkładając klucz do kieszeni i obejmuje mnie, przykładam głowę do jego ramienia i w takiej pozie zmierzamy do samochodu.
Dwugodzinny trening przebiegł spokojnie, chłopaki jak zwykle wykorzystują każdą okazję, by móc pożartować, na szczęście są prawie w pełni zdrowi, jedynie niektórzy narzekają na mniejsze lub odrobinę większe bóle w odpowiednich partiach rąk czy nóg, które nie są na tyle dotkliwe, by mogły ich wykluczyć z gry. Przed południem wracamy do bartkowego mieszkania, gdzie gotujemy obiad i spędzamy popołudnie leniuchując w swoim towarzystwie. Napawamy się sobą na cały tydzień, ponieważ chłopaki w sobotę grają z gdańskim Lotosem, w niedzielę wylatują do zimnej Rosji na półfinałowe spotkanie Ligii Mistrzów, które rozegrają we wtorek o 18 lokalnego czasu, a w Polsce wylądują w środę późnym popołudniem. Spacerkiem idziemy do mojego domu skąd po chwili odwożę swoim samochodem Bartka pod halę. Parkuję auto na parkingu i idę z nim do chłopaków, którzy oczekują już na autokar. Po raz drugi dzisiaj witam się z nimi, Paweł i Mariusz trzymają pod ręką poduszki, które stały się obiektem drwin ze strony reszty kolegów z drużyny. 
- Będę już uciekać, Miguel przyszedł. - szepczę do ucha siatkarza.
- No to co? - odpowiada półgłosem.
- Zaraz autokar przyjedzie nie ma sensu żebym tutaj stała. - przytaknął głową, walizki zostawił pod opieką Andrzeja i odprowadził mnie do samochodu.
- Trzymaj za nas kciuki.
- Zawsze trzymam. - wspięłam się na palcach i z czułością smakowałam jego warg. - Wracaj już. - oddaliłam się od niego, gdy zauważyłam podjeżdżający autobus.
- Do zobaczenia w środę. - pomachałam mu na pożegnanie i wróciłam do mieszkania.
Kolejne dni miałam wolne od pracy w klubie, więc całkowicie oddałam się nauce. Dawno nie widziałam Emilki, jednak ograniczyłam się do rozmowy telefonicznej. Od początku roku uczęszcza do przedszkola, ponieważ Patrycja wróciła do pracy. Połowy nie mogę zrozumieć co do mnie Mała Marszałkówna mówi, jednak przytakuję na wszystko. Marzy mi się beztroski dzień spędzony z nią, lecz musze odłożyć go w czasie. Bełchatowianie wygrali potyczkę z gdańskim Lotosem i z podniesionymi głowami lecą do stolicy Rosji. Przerywam naukę i z ekwipunkiem w postaci owocowego piwa i chipsów wygodnie układam się na sofie włączając kanał z transmisją meczu. Moskiewska drużyna nie ma recepty na polski zespół i bełchatowianie wygrywają łatwo bez straty seta. Odpuszczam wieczór z książkami, biorę ciepłą kąpiel, zakładam piżamę, frotowe skarpety i siadam w fotelu z książką w ręce. Po chwili dzwoni Bartek, który dotarł już do hotelu, zjadł kolację i właśnie leży w hotelowym łóżku.
- Przyjedziesz jutro po mnie?
- Przyjdziesz na nogach, niedaleko masz. - tłumię w sobie śmiech.
- Julita… - przeciąga.
- No co? Wiesz, że przyjadę. - kilka sekund nic nie odpowiada, ale wiem, że się uśmiecha w tym momencie.
- Znasz już wszystkie książki na pamięć?
- Ha ha ha! Nie, ale nie chce mi się już dzisiaj uczyć.
- Juliś, poucz się, bo jutro jesteś cała moja.
- Cała twoja? A dzisiaj to jestem w połowie? - uśmiecham się wysłuchując jego wyjaśnień. - Już nie tłumacz się. Jak tam spotkanie z kilkoma kolegami z byłego klubu?
- Tylko trzech zostało z dwunastki, a dwóch z młodzików, jednak jak widziałaś nie zaskoczyli nas. A nie zgadniesz kogo spotkałem!
- Skoro nie zgadnę, to mów.
- Katiuszę! - krzyczy do telefonu ogłuszając mnie przy tym. Próbuję przypomnieć sobie kim jest wspomniana dziewczyna.
- To jest twoja była?
- Nie wiem czy mogę powiedzieć, że kiedyś z nią byłem. Obecnie jest z Grankinem.
- Co? - wykrzykuję z niedowierzaniem. - Przecież Siergiej ma żonę i dwie córki.
- Miał żonę.
- No to Katiusza potrafi rozwalać związki.
- Spokojnie, o nas się nie martw.
- Bartek!
- Żartuję przecież.
- To tak sobie nie żartuj. Niech cię Karol pilnuje i jutro dostarczy do mnie.
- A czy ja jestem przesyłką kurierską? - śmieje się.
- Tak. Misiu, idź spać zmęczony jesteś wiem, że spotkanie skończyło się dość szybko, ale to nie znaczy, że je przestaliście.
- Ty też się kładź i odpocznij, bo na ile znam ciebie zapewniłaś sobie niezły maraton naukowy.
- Całuję, do jutra.

Kolejnego dnia odebrałam Bartka z przed hali bełchatowskiej Energii. Odwiozłam do jego mieszkania, nakarmiłam i wróciłam do siebie dalej uczyć, na noc miał przyjść do mnie. W czwartek byłam na obu treningach chłopaków, a od piątku mam wolne aż do wtorku.
Piątkowy wieczór spędzam z nosem w kartkach. Mam zupełny mętlik w głowie i wrażenie, że nic na dany temat nie wiem. Na szczęście egzaminy są pisemne, bo z ustnymi byłoby jeszcze gorzej. Bartek jest dosyć wyrozumiały i  spędza dzisiejszy wieczór u siebie w mieszkaniu. Powtarzanie przerywa mi dzwonek do drzwi. Zegar wybija dwudziestą trzecią, więc dziwi mnie o tej porze gość dobijający się do drzwi. Z przyspieszonym biciem serca idę w stronę wejścia, ostrożnie naciskam klamkę, przekręcam zamek, gdy dostrzegam postać Bartka wpadam w małą furię. Wpuszczam go do środka i każę zająć samym sobą, w każdym razie ja wracam do powtarzania wykonywania punkcji.
- Co ty robisz? - wodzę za nim wzrokiem, jak odbiera mi z rąk ołówek, kserówki i książkę.
- Idziemy spać.
- Ja nie mogę mam jeszcze do przypomnienia…
- Kochanie jest druga w nocy. Od dwóch godzin świętujesz urodziny, a nie jakieś setne powtarzanie czynników genetycznych przy występowaniu nowotworów. - no tak, w tym całym naukowym szaleństwie zapomniałam, że dziś są moje urodziny. Pierwszy luty - termin przeklętej sesji, a nie urodzin.
- Bartuś ja muszę.
- Umiesz wszystko, znam cię. Teraz nie potrzebnie wymieszasz, to co już wiesz. Chodź do łóżka i tak wiem, że najpóźniej o siódmej wstaniesz.
- Okej. - zostawiam ten nieład naukowy w salonie i trzymana za rękę idę do sypialni. Przebieram w koszule nocną i kładę na łóżku. Przytulam do nagiej klatki piersiowej i nie zamykając oczu w głowie powtarzam przyswojoną wiedzę. Bartek od kilku minut śpi i tylko pochrapuje chcę wstać, ale jego palce szczelnie ściśnięte z moimi skutecznie uniemożliwiają mi to. Pomagam sobie druga ręką i delikatnie rozdzielam nasze dłonie.
- Gdzie ty wstajesz znowu?! - przebudza się.
- Do łazienki, zaraz się zsikam. - luzuje uścisk i bacznie obserwuje co robię. Wracam po chwili na łóżku, lecz w dalszym ciągu nie mogę zmrużyć  oczu.
- Julita błagam cię śpij. Trzecia minęła, ty będziesz nieprzytomna jutro, ba dzisiaj.
- Jak nie mogę zasnąć.
- Pomyśl o czymś przyjemnym.
- Łatwo powiedzieć. - mruczę odwracając się do niego plecami.
Budzi mnie zapach przypalonego mleka, patrzę na zegar wiszący na ścianie i zrywam się czym prędzej z łóżka, gdyż minęła ósma. Porywam bartkowego tosta i uciekam się ubrać.
- Bartek, o której masz trening? - krzyczę z łazienki.
- O dziewiątej. - przytakuję mu i zaraz wraz z nim opuszczam mieszkanie. Bartka zostawiam pod halą i jadę do Łodzi.
Ismena panikuje chodząc w te i we wte po korytarzu, za to ja odczuwam pustkę w głowie. Gdy wybija punkt dziesiąta wchodzimy do środka. Po około półtorej godziny opuszczam salę i teraz mam dwie godziny życia w niecierpliwości oczekując na wyniki. Nie wiem czy rzeczywiście sprawdzane będą wiadomości czy może długość wypowiedzi i estetyka? Bo coś za szybko te wyniki maja być. Idziemy z Ismeną na kawę do pobliskiej restauracji. Po godzinie orientuje się, że mam urodziny i przypomina sobie, że ma w samochodzie prezent dla mnie. W miedzy czasie odbieram kilka połączeń i smsów z życzeniami od rodziny i znajomych. Wracamy na salę i dowiadujemy się, że zdałyśmy. Ismena na 4.0 ja na 4.5. Ucieszona wracam do Bełchatowa myśląc co Bartek mógł wymyślić dla mnie i jak spędzimy dzisiejszy wieczór.
Czekam na niego aż przyjdzie po popołudniowy treningu. Po dziewiętnastej zjawia się z wiązką różowych róż bez zbędnego strojenia, w lewej ręce trzyma mały tort, a w prawej prostokątne, wąskie, kolorowe pudełko. Całusem dziękuję za prezenty i pod jego bacznym wzrokiem odpakowuję prezent. Z każdą chwilą napięcie rośnie aż do momentu, gdy moim oczom ukazuje się nowy laptop.
- Pomyślałem, że ci się przyda, bo obecny ledwo działa.
- Przecież ten prezent jest drogi, z tej firmy bardzo drogi. - zauważam znak nagryzionego jabłka.
- Nie rozmawiajmy o pieniądzach. Wszystkiego najlepszego Julisia. - całuje mnie w czoło. Kwiaty wstawiam do wazonu i kroję dla nas po kawałku słodkiego smakołyku. Wyciągam z lodówki wino i miłej atmosferze spędzamy kolejne godziny.
- Moje pierwsze urodziny spędzone w towarzystwie mężczyzny. Mężczyzny, które mnie też kocha.
- Przepraszam za wszystko czym cię uraziłem w czasie od kiedy jesteśmy razem.
- Ciiiiii.. - przykładam palec do jego ust. Wspinam się na bartkowe kolana i namiętnie całuję. - Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. - ponawiam długie pocałunki, które z każdą chwilą przybierają na intensywności. Nie przerywając odpinam guziki jego koszuli w kratkę. Nie kontroluję siebie, jedyne co chcę to czuć go blisko siebie, w sobie, w jedności. Odsuwa zamek mojej sukienki i po chwili jestem w samej bieliźnie i rajstopach. Dłońmi przyciągam go maksymalnie do siebie co chwilę zmieniając miejsce ich położenia.
- Dlaczego to musi być tak trudne? - uśmiecha się siłując z haftkami stanika.
- Żeby rozpalić twoje pożądanie. - w końcu mu się udaje i piersi są już pieszczone językiem, ustami, delikatnym przygryzaniem, a dłonie ściskają pośladki. Oddycham szybko całkowicie oddając się jego pieszczotom. Na moment staję nad nim patrząc jak szybko ściąga spodnie, ja również pozbywam się rajstop, które zdecydowanie nie są mi potrzebne. Z powrotem siadam na kolanach krzyżując nogi za nim. Gdy jego zwinne palce zsunęły moje stringi nagle przytomnieje.
- Stop, stop. - szepczę.
- Co jest? Nie chcesz?
- Chcę nawet bardzo, ale skończyły mi się plastry. Od początku roku nie żyliśmy w dostanej zgodzie i nawet nie myślałam o tym żeby iść na wizytę, ale wybacz nie jestem gotowa, by dziś zrobić wszystko, żeby stać się matką.
- Czyli nie kochaliśmy się od wyjazdu do spa? - kiwam przecząco. - A widzisz jakiego masz mądrego chłopaka przygotowanego na każda okazję. - zawadiacko się śmieje. Sięga po dżinsy leżące na podłodze i wyciąga z przedniej kieszeni paczuszkę prezerwatyw. Wyciąga jedną sztukę, otwiera i nakłada na nabrzmiałego członka, którym chcę żeby mnie natychmiast wypełnił. Daję mu znak, że nie chcę dalszej gry wstępnej tylko przejście do konkretów. Szybkim, posuwistym ruchem wchodzi wewnątrz mnie otwierając drogę przez szczelne ściany. Energicznie podnoszę się i opadam na jego kolana niejednokrotnie szepcząc jego imię czy wyrażając swoje zadowolenie. Zwalniamy, by dłużej celebrować chwile bliskości. Doprowadzona do najwyższego stadium szczytowania powracam do rzeczywistości napawając się momentem bartkowego spełnienia. Z pewnością rok temu nie marzyłam, że kolejne urodziny będę spędzać z tak fantastycznym mężczyzną, że ćwierćwiecze przypieczętuję wspólną bliskością ciał i dusz z kimś kogo kocham ponad wszystko, i który odwzajemnia moje uczucie. A kłótnie? Życie byłoby nudne bez drobnych niesnasek.
                                                                                                                                   

Witam. Jesteście jeszcze ze mną?
Ten tydzień miałam ciężki zawaliłam czytanie, ale nadrobię.
Pozdrawiam.

11 komentarzy:

  1. jaki ten Kurek idealny. Facet do rany przyłóż. Dobrze, że już się pogodzili, bo miałam dośc ich obrażania się na siebie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świeeetny :D
    Czekam na kolejny xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie no takimi urodzinami szczęśliwymi to i ja bym nie pogardziła :D
    Nie dość, że Julita zdała egzaminy, to jeszcze spędziła taki bardzo miły wieczór z Bartusiem.
    Ten kawałek na samym początku mi się bardzo spodobał i zapadł w pamięci. Bo tak właśnie jest. Nie warto zastanawiać się nad wszystkim, kłócić się i ogólnie tracić czas, którego potem tak bardzo nam brakuje. Warto być sobą i żyć. Dla siebie, dla zabawy, dla innych... ;)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział:) Takimi urodzinami to ja bym nie pogardziła :) Dobrze, że udało się Julicie zdać egzaminy a i mogła miło spędzić czas z Bartkiem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja jestem i nigdzie się nie wybieram ;) Rozdział jak zwykle świetny, dobrze że się pogodzili i tak sobie myślę, że skoro Julita plastrów nie ma a prezerwatywa 100% zabezpieczenia nie daje to może ....
    POZDRAWIAM ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam, że dopiero teraz jestem z komentarzem, ale nie miałam czasu siąść i zostawić komentarz chociaż przeczytałam rozdział w sobotę za pomocą telefonu komórkowego.
    Bardzo się cieszę, że Julita i Bartek się w końcu pogodzili :) Już myślałam, że oni tak się będą na siebie boczyć przez kilka następnych rozdziałów.
    Bartek ma racje, że Julita przesadza z nauką. Jakby się uczyła wcześniej to bym jej przyznała racje, że powinna przez noc posiedzieć nad książkami itp, ale przecież się uczyła, a na studiach oprócz wiedzy trzeba mieć szczęście. Można umieć wszystko, a nie zdać, bo szczęście nie dopiszę przy pytaniach, teście czy oceny nauczyciela akademickiego ;)
    Co do ostatniej sceny i mojej wiedzy :D napiszę tak - "czy to już, czy to teraz?" :D Tak mi się skojarzyło z jedną z piosenek :P
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. No myślałam, że Bartek to już nie sięgnie po rozum do głowy i dalej będzie się zachowywał jak niedorozwinięty przedszkolak! ;)
    Oczywiście Paweł, swoim zachowaniem zachował się nawet gorzej, niż przedszkolak i szczerze powiedziawszy, to nie wiem, co mu chodzi po tym łbie! :P
    Ale do rzeczy! Jak widać nasza Jutka - prymuska nie dość, że się uczy, to jeszcze pomaga dzieciakom. ;) Ja to jak bym siebie słyszała z tą nauką, tyle, że mnie to sen odciągał od nauki. xD
    Szczęścia tym przekochanym szaleńcom! Są tak słodcy, tak realistyczne jest to opowiadanie, że aż chce się czytać! ♥
    Ściskam mocniutko! :*
    Twoja, Happcinka :*

    OdpowiedzUsuń
  8. jest naprawdę super ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. jeeeestem, przepraszam, że tyle czasu nie dawałam znać, że tu zaglądam ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. jesteśmy jesteśmy ;)
    czekam na koolejny ;))

    OdpowiedzUsuń