piątek, 28 marca 2014

56.



Nasza drużyna narodowa podczas polskiego mundialu, jak dotychczas podczas dwóch faz grupowych radziła sobie świetnie. Trzecia faza grupowa z udziałem Polski przenosi się do Łodzi, gdzie nasi siatkarze rozegrają spotkania z Francuzami i Argentyńczykami. Wybieram się z rodzicami na wieczorny mecz, mama zaakceptowała w pełni Bartka jak członka rodziny i ani myśli go z niej wyrzucać, czego i ja czynić nie mam zamiaru. Siadamy w wyznaczonych miejscach, kibice już się schodzą, rodziny zawodników również siadają niedaleko mnie witam się z dziewczynami z którymi kilka dni temu się widziałam.
Niestety ku zaskoczeniu wszystkich przegrywamy z Francuzami z którymi od jakiegoś czasu mamy problemy by wygrać. Jeszcze nic nie jest przesądzone, jutro gramy kolejne spotkanie tym razem z Argentyna i by marzyć o walce o medal musimy wygrać najlepiej bez straty seta, bez kalkulowania. Na dosłownie dwie minuty podchodzi do nas Bartek, który nie może być zadowolony z dzisiejszego spotkania. Wyszedł w podstawowym składzie, jednak szybko został zmieniony przez Kubiaka.

Środowego spotkania polscy siatkarze nie chcieliby zapamiętywać. Jeśli byłaby możliwość chcieliby je rozegrać jeszcze raz, zwycięsko. Koniec marzeń o medalu. Francuzi i Argentyńczycy awansowali do półfinału. Nam pozostał mecz o piąte miejsce. Nikt z polskich kibiców nie dowierza w porażkę. Chłopaki siedzą na krzesłach i boisku ze spuszczoną głową, z ręcznikiem na szyi, z wodą w ręku, z łzami w oczach patrzą tempo w jakiś punkt. Andrea podaje każdemu rękę, dziękuje za wysiłek, bo nikt nie może powiedzieć, że nie było walki w tym spotkaniu, zabrakło szczęścia podczas dwóch setów które przegraliśmy na przewagi. Nie mogę patrzeć na Bartka, który od kilku minut nie podnosi się z parkietu, chłopaki klepią go po plecach, coś szepczą.
- Julita, idź do niego. - popycha mnie przyjaciółka.
- Ala, co ja mam mu powiedzieć?
- Nie wiem? Nic nie mów, bądź przy nim choć przez chwilę niech wie, że jesteś. - z mętlikiem w głowie i bijącym sercem jak oszalałe idę w stronę przyjmującego, który po turecku siedzi na boisku odwrócony do mnie plecami. Każdy z chłopaków czuje sportową złość, zawód, rozgoryczenie, bo tej fazie rozgrywek, po odpadnięciu w takich okolicznościach jest niemożliwe, by się nie podłamać. Tyle potu, poświęceń poszło na marne. Być może jedna chwila, jedna akcja, łuk szczęścia zaważył o przegranej. Podchodzę, kucam za nim przytulając mocno od tyłu.
- Julita wracaj do domu. - zachrypiały głos wydobywa się z jego ust. Jest zły. Nie mogę dłużej być twarda widząc jego czerwone oczy.
- Bartek taki jest sport. -ocieram jego zapłakane oczy. Nie wiem jakimi słowami go pocieszyć, gdy sama czuję wielki żal, bo wiem jak ciężko trenowali, a dziennikarze zrównają ich z błotem w jutrzejszym wydaniu brukowców.
- Gdyby w tej ostatniej akcji Fabian wystawił komuś innemu, a tak…
- Przestań! Nie możesz siebie obwiniać. Bartuś proszę nie myśl tak. - najpierw go karcę,  a chwilę później błagalnym wzrokiem chcę choć minimalnie uspokoić.
- Wiesz, że już druga taka szansa się nie pojawi, mogliśmy zostać mistrzami świata w ojczystym kraju, a wszystko spieprzyłem! - nie wchodzę z nim w dyskusję i tak mnie nie posłucha, stoję przywarta do jego klatki piersiowej. Chwilę intymności przerywa Andrea, ponieważ siatkarze muszą iść do szatni.
- W sobotę czeka was jeszcze jeden mecz. Nie możecie się poddać.
- Żadna różnica piąte czy szóste miejsce.
- Wiem, że jesteś rozgoryczony, ale nie możesz tak myśleć. Do jutra pewnie ochłoniesz, proszę prześpij choć kilka godzin w nocy. Do zobaczenia. - całuję go w policzek i idę ku drzwiom wyjściowym. Wypuszczam głośno powietrze ciągle nie mogąc uwierzyć, że to co się stało jakąś godzinę temu jest prawdą.
- Ala zostaniesz ze mną dzisiaj? Nie chcę jechać do mamy, bo będzie mnie chciała pocieszać. - pytam przyjaciółkę, gdy wracamy z Łodzi.
- Jasne. Zatrzymam się w jakimś całodobowym kupimy sobie wino.
- I papierosy. - mrozi mnie wzrokiem. - No co? W takiej sytuacji chyba mogę.

Polscy siatkarze zostali ostatecznie sklasyfikowani na piątym miejscu. Obecnie siedzimy na trybunach oczekując na mecz finałowy pomiędzy Rosją, a Brazylią. Brąz we wcześniejszym mini finale wywalczyli Francuzi. Ściskamy kciuki za ekipę Rezendy. Rosjanie zostają ograni w trzech szybkich setach, może dało się we znaki zmęczenie, bo dzień wcześniej w pięciosetowym pojedynku pokonali Argentyńczyków.
- Mogliśmy tam być. - szepcze Bartek, gdy medale zakładane są na szyje Brazylijczyków. Ściskam mocno jego dłoń dodając otuchy.
- Jeszcze będziecie.
Bocznym wyjściem próbujemy przebić się przez tłum kibiców, sponsorów, fotoreporterów. Bartek nie chce udzielać wywiadów i odpowiadać na głupkowate pytania typu „Czy nie żałuje pan, że to nie nasz zespół mógł stać na najwyższym stopniu podium?”. Przy wyjściu mija kilku naszych siatkarzy, którzy przyjechali obejrzeć finał na żywo. Podaje im dłoń i wychodzimy. Przed nami kawał drogi z Katowic do Bełchatowa i ciężkich, filozoficznych rozmów.

Bartek jak i jego koledzy z bełchatowskiej drużyny, którzy walczyli podczas mistrzostw dostali pięć dni wolnego z klubu. Udało mi się go przekonać, żeby jechał do Wrocławia na cztery dni beze mnie, ponieważ za kilka dni rozpoczyna się sezon ligowy i reszta chłopaków normalnie trenuje, więc jestem potrzebna w klubie, a i Jadwiga będzie z pewnością zadowolona, że ma synka na wyłączność bez mojej obecności.
Wracam po popołudniowym treningu do domu, przygotowuję dla siebie kolację, później kąpiel, a potem rozmowa przez skype z braćmi Kurek. Gdy już miałam ugryźć kęs kanapki rozdzwoniła się moja komórka.
- Cześć wujek. - rozmówcą był Andrzej, mój chrzestny.
- Cześć, Julita jest Bartek w domu?
- Teraz? Nie ma jest we Wrocławiu. Stało się coś?
- Nie, a ty jesteś?
- Jestem.
- Będę za godzinę. Do zobaczenia. - szybko się rozłączył także nawet nie zdążyłam nic odpowiedzieć. Zjadłam kolację i oczekiwałam przyjazdu wujka. Jak się okazało po dość krótkiej wizycie chrzestnego chce zostać sponsorem bełchatowskiego klubu. Marketing sportowy przybrał ostatnio na sile. W zasadzie nadal nie wiem dlaczego chciał się widzieć z Bartkiem, choć domyślam się, że pewnie chciał zapytać o coś w tej kwestii. Podałam mu numer do prezesa niech z nim się umówi na spotkanie i załatwia wszelkie sprawy.
 Pogoda w ostatnich dniach września nie rozpieszczała, a pierwsze dni jesieni dały się we znaki. Pada intensywnie cały dzień i krótka wycieczka od samochodu do drzwi powoduje przemoknięcie. Ściągam kurtkę w korytarzu i kieruję prosto do kuchni, by zrobić herbatę. Dochodziła dziewiętnasta, a że nie spodziewałam się już żadnych gości postanowiłam wziąć kąpiel. Samotne mieszkanie ma to do siebie, że co zrobię, gdzie położę mam na swoim miejscu. Nikt nie bałagani, nie pyta o wszystko gdzie ma położone po ostatnim sprzątaniu, lecz takie myśli nachodzą mnie rzadko, bo po chwili zaczynam tęsknić za Bartkiem, za każdym kubkiem, który zostawia  po cały mieszkaniu, a ja chodzę i za nim zbieram. Podkoszulkami także lubi sobie torować drogę i dochodzę do wniosku, że wolę na chwilę zamieniać się w kurę domową niż egzystować samotnie w poukładanym życiu.
Leniuchuję na sofie przed telewizorem i oglądam jakiś polski serial w którym mam straszne zaległości i dziwią mnie związki bohaterów, jednak ktoś potrafi wychwycić moment i puka do drzwi. Zakładam klapki na bose stopy, w drodze do drzwi wejściowych robię niedbałego kucyka spinając długie włosy. Widząc osobnika stojącego po drugiej stronie uśmiech samowolnie wkrada się na usta.
- Miałeś za dwa dni wrócić. - podśmiechuję się.
- Wolę twoje towarzystwo niż zrzędzące matki. Zrobiłem się złowrogim synem… - robi poważną minę w efekcie której oboje wybuchamy potwornym śmiechem. Wraca do torby, wygrzebuje z niej podkoszulek i czarne spodenki, które używa na trening. - Idę wziąć prysznic.
- Okej, ja już się myłam. Zrobić ci coś do jedzenia?
- Nie chcę jeść, chcę ciebie. Stęskniłem się bardzo przez te dwa dni. - zamyka mnie w swoich ramionach delikatnie muskając.
- Dobra, ale jak się umyjesz. - droczę się  z nim, a uśmiech nie schodzi z ust.
- A ty się ze mną umyjesz. - na nic moje krzyki i piski, przegrywam za każdym razem z jego siłą. Wchodzi do kabiny, odkręca kurek i dopiero wtedy puszcza cynicznie się śmiejąc.
- Przez ciebie będę musiała robić pranie, a ty sprzątać łazienkę.
- Wszystko jutro, dziś jesteś moja. - zamyka kabinę. Czasem zachowujemy się jak jacyś nastolatkowie mimo dojrzałej metryki.

Superpuchar Polski trafia w ręce Jastrzębskiego Węgla i niestety z pustymi rękami wracamy z Poznania. Miałam chwilę czasu, by uciąć krótką pogawędkę z Moniką, lekarką jastrzębskiej ekipy. Kobiety stopniowo zaczynają wkraczać w sztaby zespołów w siatkówce, już nie tylko mężczyźni współpracują z najlepszymi.
- Pierwsze koty za płoty. - szczerzy się przyjmujący reprezentacji.
- Kubiak! - śmieję się przytulając Michała na powitanie, pożegnanie i gratulacje.
- Może odklej się ode mnie, bo twój chłopak stoi obok. - szepcze mi do ucha celowo przyglądając się Bartkowi.
- Oj tam, mój chłopak nie jest zazdrosny, prawda? - Bartek wybucha śmiechem, podaje rękę koledze i po krótkiej chwili wsiadamy do autokaru. Po północy wracamy do Bełchatowa, tym razem idziemy do bartkowego mieszkania.
Niecały tydzień później następuje oficjalna inauguracja sezonu 2014/2015. Bełchatowianie z lekko zmienionym zespołem, ale tym samym sztabem szkoleniowym rozpoczynają zmagania od zwycięstwa. Kolejne dwa spotkania także dają cennych sześć punktów.
Za oknami robi się szaro i ponuro. Niespodziewanie sypnął pierwszy śnieg w ostatni dzień października. Pierwszy listopad siatkarze mają wolny, jak co roku odwiedzam grób Sebastiana i chyba do końca życia będę tak robić. Z tą zmianą, że teraz towarzyszy mi Bartek. Później pojechaliśmy do sąsiedniej miejscowości na grób mojego dziadka i wujostwa. W bartkowe strony jedziemy w przyszłym tygodniu prawdopodobnie w środę, Miguel zapowiedział luźniejszy dzień, więc pewnie będzie dopołudniowy trening, a reszta dnia wolnego.  
- Bartek, obiecaliśmy Emilce, że weźmiemy ją na zakupy i do kina na tą nową bajkę.
- Yhym pamiętam.
- To co jutro?
- Może być.
- A tobie coś się stało?
- Nie.
- To dlaczego jesteś smutny? Odpowiadasz, bo musisz. - podnoszę się z kanapy i siadam obok.
- Julita, a kiedy my będziemy mieć dziecko? - patrzy mi w oczy nie zmieniając mimiki twarzy. Nie wiem jak się zachować, co odpowiedzieć, tępym wzrokiem wpatruję się lazurowe tęczówki przepełnione smutkiem.
- Nie wiem? Po studiach. Wiesz, że jestem na ostatnim roku magisterki, poza tym praca. Nie chcę z wielkim brzuchem podchodzić do obrony, a gdyby były jakieś komplikacje? Zawalę obronę, a potem będzie ciężko wrócić. Już tyle razy rozmawialiśmy o tym. Kocham cię i chcę mieć z tobą dzieci, ale zrozum mnie. Owszem nasze życie zmieni się wtedy, ale wiesz, że większa opieka spadnie na mnie, ty nadal będziesz grał, a ja co? Będę siedziała w domu. Misiu, proszę nie gniewaj się na mnie. - gładzę dłonią jego policzek, a na jego usta wkrada się minimalny uśmiech.
- Nie mogę o coś takiego gniewać, kocham cię i szanuję taką decyzję, choć muszę przyznać, że nie łatwo mi to przychodzi. Tylko, tak bardzo chcę mieć z tobą dziecko.
- Nie wyobrażasz sobie nawet, jak takimi słowami zapewniasz mnie o miłości i czuję wyjątkowo, że widzisz we mnie  matkę swoich dzieci.
- Naszych Julita.
- Naszych. - po chwili czułości idziemy spać, gdyż jutro czeka nas ciężki dzień.
Emilka jest złotym dzieckiem do zakupów, choć do czasu, bo muszę przyznać nie jest grymaśna wręcz przeciwnie każde ubranie, które jest różowe, albo ma jakieś elementy świecące jej się podoba, tak wykupiłaby cały sklep i czasem ciężko jest wyjść z pomieszczenia.
- Wujek, kupiłeś coś cioci? - Emilka wyrywa mi się z rąk i podlatuje do Bartka.
- Nie, a ciocia kupiła coś dla mnie? Daj trochę. - ugryza kawałek muffinki, którą je Marszałkówna.
- Kupiła pokoszulek.
- Pokoszulek? Aa podkoszulek! To w takim razie idziemy kupić coś cioci, a dla ciebie plastociasto. - Emila małymi raczkami obejmuje bartkową szyję ciesząc z zabawki jaką chce jej kupić, ponieważ Patrycja od jakiegoś czasu nie chciała się zgodzić na plastelinę. Idę za nimi kłócąc wewnątrz z myślami i sercem. Chcę mu dać dziecko, ale nie mogę działać wbrew sobie, nie chcę zamknąć się z maleństwem w domu, chcę jeszcze coś osiągnąć.

Kolejne mecze, wyjazdy, liga mistrzów, moje studia, drobne kłótnie - tak wygląda ostatni miesiąc. Za kilka dni święta i po raz kolejny jest spięcie, bo Bartek chce je spędzić ze mną. Po obrażaniu na siebie, nie odzywaniu i ogólnym zachowaniu jak gówniarze dochodzimy do porozumienia. Tak ja w poprzednim roku wigilię i pierwszy dzień spędza we Wrocławiu, a w drugi dzień na obiad przyjeżdża do Bełchatowa, właściwie do Pabianic, bo ja tam spędzam ten piękny czas.
Sylwestra spędzamy z kilkoma znajomymi w wynajętym domu w Zakopanem.  Gdy dobiega północ wychodzimy przed budynek z kieliszkami i szampanem. Mróz szczypie w twarz, jednak atmosfera jest magiczna.
- Wszystkiego najlepszego kochanie w tym Nowym Roku 2015. - obejmuje go i składam czuły pocałunek.
- Dla ciebie także. Rok wielkich zmian. - wiem co ma na myśli.
- Mam nadzieję. - ponownie łączę nasze wargi.
                                                                                                                                      

Witam.
Nie wszystko mogą wygrać. Przyspieszyłam, bo w moim ślamazarnym tempie do stu rozdziałów dojdę.
Kristen - ja bardzo lubię Twoje węszenie :)
Pozdrawiam.

piątek, 21 marca 2014

55.



Nie wolno Ci się bać, wszystko ma swój czas
Ty jesteś początkiem do każdego celu

Kilka wolnych godzin, które Bartek spędził w domu minęło w zastraszająco szybkim tempie i nim zdążyłam nim się nacieszyć musiał wracać i aż do jesieni tak będą wyglądać nasze relacje, więcej czasu spędzi w rozjazdach niż w domu, jednak wiem na co się pisałam będąc z nim w związku. Może na początku nie zdawałam sobie sprawy, jak to będzie wyglądać, lecz z każdym dniem uzależniam się od niego nie wyobrażając straty, bo tylko z nim chcę budować naszą, wspólną przyszłość.
Robię sobie przerwę między nauką na kolejne kolokwium, podjeżdżam pod urząd miasta w Piotrkowie, w którym pracuje Patrycja i razem jedziemy po Emilkę do przedszkola.
- Cześć kochanie. - biorę Małą na ręce, gdy wyrywa się spod ręki przedszkolanki i biegnie do mnie.
- Emilka, a z mamą to się nie przywitasz? - daje buziaka Pati.
- Kupisz mi loda?
- Zaraz, tylko przebierzemy buty i pożegnasz się z panią Basią. - stawiam Emkę na podłodze i wyciągam z szafki buty na zmianę. 
- Pani Basiu, to jest moja siostra Julita, ona czasem będzie odbierała Emilię, także spokojnie może pani oddać moje dziecko w jej opiekę.
- Dobrze. - przedszkolanka uśmiecha się, żegna z nami i wraca do pomieszczenia, gdzie reszta dzieci rysyje kredą po tablicy.
Za namową najmłodszej kobietki idziemy na zimny deser w upalny czerwcowy dzień. Emila jak zwykle nie może się zdecydować na smak, więc dostaje pucharek smerfowych lodów, a my sałatkę owocową. Em cała się klei, a policzka pokryte są niebieską śmietanką.
- Dziecko, jak ty jesz. - Patrycja serwetką wyciera Małą śmieszkę.
- Gdzie tata?
- W pracy, niedługo wróci do domu.
- A gdzie wujek?
- Yyy, też w pracy, ale mam plan. Emilka chcesz ze mną jechać do wujka? - pokazuje mleczne ząbki wierzgając włosami w prawo i lewo.
- Julita, gdzie Ty chcesz ją zabrać?- srogi wzrok Patrycji nie wróży nic dobrego.
- W niedzielę chłopaki grają w Łodzi obowiązkowo jadę, a Emilka ze mną. - szczerzę się wraz z trzylatką.
- A mnie ktoś pytał o zdanie?
- Właśnie cię informuję. - siedzimy do czasu, gdy do Pati nie zaczął wydzwaniać Kacper. Odwiozłam dziewczyny do domu, wstąpiłam na chwilę do środka i wróciłam do siebie.
Piątkowe spotkanie niestety oglądałam na sofie przed telewizorem, gdyż w sobotę rano czekał mnie ważny egzamin, a zanim z Katowic wróciłabym do Bełchatowa byłoby grubo po północy. W niedzielę również mam zajęcia od 7.45 do 18.15 cztery ostanie godziny wykładów mam z tym samym nauczycielem, więc po dwóch zmywam się do domu, później po Emilkę, Alę i jedziemy z powrotem na Łódź.
- Emilka będziesz grzeczna na meczu?
- Będę.
- I masz się od nas nie oddalać nigdzie. Masz mnie, albo ciocię Alę trzymać za rękę jak będziemy szły, rozumiesz? - kiwa głową. - Bo jak nie, to ktoś inny cię weźmie i nie zobaczysz mamy ani taty więcej. - mimo starań o poważną minę wybucham śmiechem, a Emila płaczem. No cóż taka próba postraszenia nie była najlepsza.  
Polacy potwierdzają znakomitą formę wygrywając  spotkanie z gospodarzami turnieju finałowego. Czekamy aż część sympatyków siatkówki opuści halę, a od siatkarzy odejdzie część fanów a raczej fanek czekających na autografy. Muszę jakimś sposobem ponownie nakłonić Bartka, by kibice mogli wysyłać materiały, które im podpisze. Witam się przelotnie z kilkoma chłopakami, którzy podchodzą do swoich partnerek, Emilka zaczyna biegać między rzędami krzeseł z synem Rucka.
- Gratuluję. - muskam jego policzek łącząc dłonie na jego szyi.
- Nie zgubiłaś kogoś? - uśmiecha się, wzrokiem szuka mojej siostrzenicy. Odwracam się przywołując Małą do siebie. Justyna dała jej paluszki i nieprzerwanie je zjada nawet nie witając z Bartkiem.
- Jedziesz z nami do domku?
- Nie mogę Emilka, a nawet nie wiesz jak bardzo bym chciał. - trzyma blondynkę na rękach, a ja nie mogę napatrzeć się temu widokowi, gdy jest tak czuły dla niej. Odpływam na chwilę do świata wyobraźni widząc nasze dziecko, skąd zostaję szybko sprowadzona do rzeczywistości.
- Julita, muszę wracać do szatni. Weź Emilkę. - przejmuję Marszałkównę na ręce.
- Do zobaczenia za tydzień. - żegnam się i idę w stronę Ali, która czeka na nas przy drzwiach.

Kolejne spotkania padają łupem polskich siatkarzy. Dziennikarze wyrażają swoje obawy, że właściwa forma powinna nadejść na rozgrywane w Polsce mistrzostwa świata, a nie na ligę światową, gdzie po dwóch wygranych w Iranie z tamtejszym zespołem mogą być pewni pierwszego miejsca pod warunkiem, że w dwumeczu w Gdańsku zdobędą co najmniej jeden punkt. Osobiście uważam za niepoważne umartwianie na zapas, że siatkarze obecnie za dobrze grają. Z ekipą z Bełchatowa wybieramy się na dwa ostatnie mecze, które rozegrają nasi siatkarze w ramach ligi światowej. Wcześniej zarezerwowaliśmy kilka pokoi w gdańskim hotelu, moja przylepa w postaci osóbki Emilki jest ze mną. Nie pierwszy raz zabieram ją ze sobą w dalszą podróż bez rodziców i nigdy większych problemów mi nie sprawiała płacząc za Patrycją czy Kacprem. Wiktor z Majką mają pojawić się na piątkowym meczu, gdyż w sobotę idą do pracy. Z „przepustką” w postaci emblematu idę z Emilką na chwilę do siatkarzy po wygranym piątkowym meczu z podopiecznymi trenera Velasco.  Wesoła atmosfera w szatni umilana muzyką z czarnego bomboxa operowanego przez Winiara dźwięczy już w korytarzu. Wchodzę z Emilką do środka wywołując niemały szum i pisk ze strony chłopaków. Emila podchodzi do Bartka, który siedział na ławce, a do mnie podchodzi Andrea, ten sam z którym w tamtym roku mogłam współpracować. Biała koszulka z orzełkiem komponuje się z siwymi włosami, czarne dresy i szare buty sportowe. Witam się z każdym chłopakiem gratulując wygranego meczu i zazdroszcząc tej atmosfery, która jest wewnątrz, którą miałam okazję poczuć i teraz brakuje mi tej adrenaliny. Wysłuchuję również mnóstwo komentarzy dotyczących Emilki - mojej „córki”, lecz nie od dziś wiadomo, że chłopaki mają nierówno pod sufitem co nieraz prezentował Igła w swoich filmikach. Po wygranej w Gdańsku chłopaki z powrotem przenoszą się do Spały na krótki obóz, sobotę i niedzielę dostają wolną. Już jakiś czas temu dostałam od taty zaproszenie na galę konfrontacji sztuk walki, które on otrzymał od samego mistrza Mameda, lecz jego to nie interesuje. Bartek jeszcze nie wie, gdzie spędzimy sobotni wieczór i wydaje mi się, że nie będzie zadowolony, gdy się dowie, ale nie mogę pozwolić, by przegapić takie wydarzenie. Podaję Bartkowi późną kolację, gdyż po 21 przyjechał ze Spały i siadam naprzeciw przyglądając się mu jak je.
- Co mi się tak przyglądasz?
- Bo cię dawno nie widziałam. - uśmiecham się podkładając rękę pod brodę.
- Aha… coś kombinujesz, tylko jeszcze nie wiem co. - rozgryza mnie.
- Trochę zaufania…
- Kobietom nie można ufać. - po zetknięciu z moim wzrokiem zmienia wyraz twarzy, próbuje odwrócić to w żart, lecz nie mam zamiaru słuchać co ma mi do powiedzenia. Wstaję od stołu i idę do sypialni, kładę się na łóżku nie czekając na niego. Po kwadransie wchodzi do pomieszczenia, ściąga szlafrok i kładzie obok.
- Przepraszam. - scałowuje moje ramię.
- Śpij.
- Julita… odwróć się do mnie. - od niechcenia przekręcam na drugi bok, wisi nade mną oparty na łokciu, oczy mu błyszczą w świetle latarni, a na usta pcha niewielki uśmiech. - Żartowałem.
- Specyficzne masz poczucie humoru.
- Nie złość się na mnie. - najpierw delikatnie muska moje usta, a z każdą chwilą coraz uporczywiej nawilża wargi.
- Choćbym chciała nie potrafię. - obejmuję go przyciskając do siebie jak najbliżej. Z każdym pocałunkiem śmielej podnosi ręce ku górze pod moją bluzką. W ciągu tych kilku godzin, gdy jest w domu mamy okazję do rekompensaty psychicznej i fizycznej rozłąki, która dla mnie bardzo się dłuży.
- Jeszcze nie miałem okazji pogratulować zaliczenia roku studenckiego w pierwszym terminie.
- Może później pogratulujesz, teraz mnie przepraszasz za swój niewyparzony język. - wspinam się na jego klatkę, choć na chwilę dominując.

W ostatniej chwili udało mi się znaleźć bilet do Florencji na finałowy turniej ligi światowej. Miałam z dziewczynami jechać pociągiem, później znalazłyśmy autobus aż w końcu postanowiłyśmy jechać autem, które Tera miała pożyczyć od ojca, gdzie mieściło się osiem osób. Razem ze mną samolotem leci Ala i Dagmara z synem. Taksówką podjeżdżamy pod dość obskurny hotel, jednak ważne, że mamy gdzie spędzić noc i możemy na żywo dopingować naszych mężczyzn. W tej fazie rozgrywek nie ma miejsca dla słabych drużyn i naprawdę czasem potrzeba łuku szczęścia, bo same umiejętności mogą nie wystarczyć.
Polacy są w fenomenalnej formie. Żaden przeciwnik im nie straszny, a nawet największy maruda z przyjemnością ogląda ich mecze. Grają nowoczesną, szybka, a zarazem atrakcyjną siatkówkę. Siedzimy z dziewczynami na trybunach, każda w koszulce z nazwiskiem swojego męża czy chłopaka, niektórym towarzyszą rodzice w tym wyjątkowym finałowym spotkaniu, gdzie każdy medal będzie niebotycznym sukcesem. Złoto będzie wyjątkową nagroda za trud i pot włożony w każdy trening, lecz srebra polscy siatkarze nie posiadają w swoim dorobku. Spotkania z Rosją zawsze wytwarzają dodatkową dawkę adrenaliny i u kibiców i u zawodników. Hala pokryta jest około 70% polskich kibiców, także siatkarze czują się jak u siebie. Doping wrze, wynik również zadowala. Dwa sety rozegrane, dwa łupem naszych. Idą jak burza, nikogo się nie boją, na każdego znajdują sposób. Nie pomagają przerwy brane przez trenera przeciwnej drużyny, każdy z polskich siatkarzy gra wyśmienicie. Posiadamy równą dwunastkę, bez podziału na gwiazdy i wschodzące gwiazdy. Chłopaki tworzą jedną grupę, trener wraz ze sztabem tworzy wspaniałą atmosferę o czym miałam okazje się przekonać i przynosi to efekty. Rosjanie podłamani w drugim secie porażką do 16 oczek w trzecim secie nie potrafią nawiązać równej walki. Po raz drugi w historii polskiej siatkówki zdobywamy złoty medal ligi światowej. Trzeci raz z rzędu chłopaki wracają z krążkiem na szyi. Po raz trzeci ten sam trener prowadził nasz zespół do wygranych w tych prestiżowych rozgrywkach i oby podczas polskich mistrzostw uśmiech również nie schodził z naszych twarzy.
Zostajemy na ceremonii wręczenia medali, natomiast nie mamy możliwości zobaczenia z chłopakami. Czterech Polaków zostaje obdarowanych indywidualną statuetką również mój Bartek nagrodą MVP. Jak zawsze, gdy zdobywają takie nagrody, suma pieniężna jest dzielona na wszystkich członków, w końcu gdyby nie oni nie byłoby końcowego sukcesu, bo jeden meczu nie wygra.
W niedzielę w nocy wracam z dziewczynami do Polski, a chłopaki w poniedziałek wczesnym popołudniem lądują w Warszawie, gdzie czeka na nich tłum kibiców. Podjeżdża autokar z którego wysiada po kolei każdy siatkarz. Kilku z nich wycieńczonych jest całym turniejem jak i skutkami wczorajszej nocy, a może bardziej trunku wysokoprocentowego w tym także Bartek co poznaje na odległość. Przez kolejne trzy dni siatkarze są pożywka dla dziennikarzy, którzy zapraszają ich do swoich programów. Jest śniadanie z premierem, kolacja z prezydentem, odznaki i inne wyrazy szacunku.

- W końcu to się skończyło. - mruczy pod nosem Bartek, zaraz po zamknięciu drzwi wejściowych.
- Powinieneś się cieszyć, że jesteście tak doceniani.
- Cieszę, ale wolę świętować w bardziej kameralnym towarzystwie.
- To jeszcze uzbrój się w cierpliwość, bo idziemy do jakiejś restauracji coś zjeść. Nic nie zdążyłam ugotować.
- Błagam cię daj mi nawet płatki z mlekiem, ale ja nie ruszam się z domu.
- Mistrzu, a co powiesz na zamówienie pierogów?
- Ruskie dwa razy poproszę. - dzwonię do znanego nam baru, by zamówić pierogi. Teraz siatkarze spędzą prawie dwa tygodnie w domu, a później przygotowania do najważniejszej imprezy w Polsce. Lecz na razie cieszymy się paroma dniami spędzonymi tylko razem, nieprzerwanie. Za dwa dni wylatujemy na sześciodniowe wakacje na grecką wyspę Rodos. Walizki spakowane czekają przy drzwiach. Wylot mamy o 11.40 z Krakowa, samochód zostawiamy na strzeżonym parkingu na lotnisku. Wita nas piękna pogoda, gdy wylatywaliśmy w Polsce zbierały się ciemne chmury i mamy na sobie za wiele ubrań. Taksówką podjeżdżamy do hotelu, odbieramy kartę i windą wyjeżdżamy do pokoju. Z okna widzimy plażę, która znajduje się może 30m od miejsca zakwaterowania. Przebieramy się w stroje kąpielowe i wychodzimy na plażę. Kolejne dwa dni zwiedzamy i podróżujemy.
Leżymy kilka godzin na leżakach, pogoda wyśmienita, drinki z parasolkami, lecz mnie nudzi leżenie plackiem w dodatku ciało mam tak nagrzane, że zaraz może eksplodować. Marzę, żeby znaleźć się w klimatyzowanym pokoju, w wielkim łóżku. Przekręcam się na bok i wpatruję w jego sylwetkę. Długie, chude nogi, szerokie ramiona, delikatny uśmiech mimo przymkniętych oczu.
- Bartuś.
- Yhym.
- Chce ci się jeszcze leżeć?
- Nie narzekam, a tobie?
- No właśnie nie. Nie tutaj. Mam ochotę trochę ci pogratulować tego medalu. - uśmiecham się zadziornie. Patrzy na mnie wielkimi oczami, uśmiecha i wstaje. Łapie mnie za rękę i wracamy w ciszy do hotelu. Chcemy jak najszybciej znaleźć się w pokoju, już w windzie Bartek bierze mnie na ręce i upaja pocałunkami. Rozbawieni i pełni pożądania nie możemy poradzić sobie z kartą w drzwiach dopiero za którymś razem udaje się je otworzyć, by po chwili zamknąć od środka. Im bliżej jakiegoś mebla tym mniej i tak skąpej garderoby na nas.
                                                                                                                                               

Witam.
Dużo opisówki, także jeśli jeszcze komuś się podoba, to dziękuję za obecność i cierpliwość i do zobaczenia.
Zapraszam na trzecią część Michała, kto jeszcze nie był 
Ask

piątek, 14 marca 2014

54.



Koniec sezonu nie nastąpił z ostatnim meczem dającym bełchatowianom mistrzostwo. Nocna podróż z Jastrzębia upłynęła bardzo miło w radosnym autobusie. Nie znałam prezesa od tak rozrywkowej strony, duża ilość szampana wszystkim chłopakom się udzieliła. Do Bełchatowa dotarliśmy około pierwszej w nocy, lecz to, co zastaliśmy na parkingu przeszło moje oczekiwania. Spora grupa kibiców przywitała chłopaków śpiewając mistrzowskie hasła. Bartek z chłopakami chwilę postał wśród fanów, a ja w tym czasie wzięłam nasze walizki z autokaru i włożyłam do samochodu, który zostawiłam na parkingu. Po drugiej dotarliśmy do domu, wzięłam szybki prysznic po mnie Bartek i nie czekając aż wróci z łazienki zasnęłam po długim, lecz pełnym radości dniu.
Na wtorkowe popołudnie zaplanowała została feta na rynku miasta. Jako członek sztabu musiałam w niej uczestniczyć chociaż nie lubiłam takich imprez publicznych, nie lubiłam pokazywać się publicznie z Bartkiem na oficjalnych spotkaniach.
- Nie wiesz co się stało z moją koszulką klubową? Rano miałam ja zawieszoną na krześle.
- Dałem ją do prania. - mówi jak gdyby nic zakładając buty.
- Co? Ona była czyta.
- To załóż inną co za problem.
- Nie mam, bo dwie są w koszu na pranie, jedną mam brudną  z wyjazdu, a ostatnią mi wyprałeś.
- No to załóż moją.
- Bartek i będę wyglądała jak w koszuli nocnej? Gotowy jesteś? Jedziemy do klubu tam mam ostatnią w miarę używalną.
- Spoko, możemy już iść. - opuszczamy po chwili dom i szybko kierujemy się w stronę Energii.
Tłum kibiców świętuje mistrzostwo, rozgadany wodzirej zabawia towarzystwo śmiesznymi anegdotkami dotyczącymi życia zawodowego z nutką prywatności siatkarzy, które wcześniej musiał zaskarbić od Tomka. Podczas przemówienia prezesa i kapitana drużyny stoję między Bartkiem a Karolem, którzy ciągle gadają.
- Ej, a słyszeliście tan kawał, Zati mi dzisiaj zapodał.
- Nie wiem co masz na myśli mówiąc ‘ten’, więc mów.
- Jaś i Małgosia…
- Zawsze muszą oni być bohaterami?
- Cóż ci poradzę? W przedszkolu Jasia i Małgosi jest organizowany bal przebierańców. Wszystkie dzieci są w jakiś strojach, tylko Małgosia jest naga, pomalowana cała na biało. Nauczycielka ją pyta: „Małgosiu, a ty za kogo się przebrałaś?” na co dziewczynka podnosi nogę do góry i odpowiada: „ Nie widzi pani? Za zęba z dziurą.”. - Karol wybucha śmiechem, ja również, a Bartek nawet nie drgnie tylko patrzy na nas zakłopotany.
- Nie wiem z czego się śmiejecie. - w końcu przestajemy się śmiać, ponieważ w końcu zostaniemy zauważeni , gdy milkniemy wsłuchując się w słowa Mariusza, który mówi coś do mikrofonu, Bartek wybucha niepohamowanym śmiechem, gdyż w końcu zrozumiał puentę dowcipu. Wszystkie oczy zwrócone są na nas, jednak mężczyzna prowadzący fetę wymyśla jakiś scenariusz rozweselając cały tłum popisowym śmiechem Kurka.
Późnym wieczorem wracamy do domu, a na drugi dzień umówieni jesteśmy na obiad z prezydentem Bełchatowa. Popołudniu zaś spotykamy się na kolacji z klubem kibica. W czwartek chłopaków czeka sesja mistrzowska, spotkanie ze sponsorami i popołudniu spotkanie zawodników, sztabu, wszystkich pracowników zajmujących się promocją, księgowością i prezesa przed wakacjami podsumowujące udany sezon. Jak co roku, tak i w tym nastąpić ma zmiana kilku siatkarzy.  Wychodzę z łazienki i idę do kuchni zrobić sobie filiżankę kawy na którą naszła mnie wielka chęć. Suszę włosy i gdy mam zamiar iść do garderoby szukać odpowiedniej sukienki na spotkanie z prezydentem ktoś, a raczej na pewno do drzwi dzwoni Bartek.
- A ty zawsze w takim stroju otwierasz ludziom drzwi? - przypiera mnie do ściany mocno całując.
- Jeśli tak mają mnie witać, to nie widzę problemu.
- Julita…
- Dobra, dobra przestań już, bo ci się koszula pomnie elegancie ty mój. - wymykam się pod jego rękami opartymi o ścianę i idę do garderoby. Idzie za mną i podaje sukienki, które z pewnością nie nadają się na takie okazje. W końcu rezygnuję z sukienki na rzecz beżowej spódnicy z wysokim stanem, białej koszuli i jasnego żakietu. Staję przed wielkim lustrem, ściągam szlafrok, ręce kładę na boki i odwracam z boku na bok.
- A ty co się przeglądasz?
- Bartek no spójrz, patrz jakie mam masywne uda, brzuch wystaje i biodra też za szerokie. - marudzę oglądając się w lustrze.
- Co ty za głupoty wygadujesz? Jesteś piękna. - staje za mną i obejmuje mnie od tyłu, teraz oboje widzimy siebie w lustrze.
- Nawet piersi niesymetryczne. - poprawiam miseczki.
- Julita, piersi to ty masz idealne, cała jesteś dla mnie idealna. - odwraca mnie do siebie i każe patrzeć w oczy. - Jesteś dla mnie najpiękniejsza, o czym dobrze wiesz i kocham cię najbardziej na świecie.
- I kochasz nawet moją większą lewą pierś niż prawą? - śmieje się.
- Tak kocham, chociaż one obie są piękne i chętnie bym ci to wytłumaczył, ale nie mamy teraz czasu, bo głupio spóźnić się na obiad do prezydenta.
- O Boże, ile czasu mamy? - panikując ubieram rajstopy.
- Do wyjścia z domu jakieś czterdzieści minut. - w przyspieszonym tempie ubieram przygotowane ciuchy. Włosy zostawiam rozpuszczone, z pomocą Bartka zakładam delikatną biżuterię i robię równie delikatny makijaż.
Po wielu spotkaniach z okazji zdobycia mistrzostwa i zakończenia sezonu klubowego Bartek ma tydzień wolnego dokładnie od pierwszego maja do ósmego, choć w ten dzień rano musi stawić się w Spale.  W tym krótkim czasie postanowiliśmy nigdzie nie wyjeżdżać na wakacje, a pozostawić  czas na leniuchowania na sierpień. W piątek jedziemy do rodziców Bartka na weekend. Nie jestem zadowolona z racji spędzenia paru dni z Jadwigą, ale nie chcę robić przykrości Bartkowi. Wyjeżdżamy z Bełchatowa w piątek rano i przed południem docieramy na miejsce. Ojca Bartka nie ma w domu wita nas tylko Kuba, który ma wolne, gdyż jest długi weekend, dodatkowo wita nas jamnik biegający wkoło naszych nóg.
- Kuba, a gdzie mama?
- W pracy. - cieszę się, że choć parę godzin jej nie będzie. Bartek wnosi nasze walizki do jego pokoju, a ja idę  z Kubą do kuchni zrobić nam coś do picia.
- Młody, masz coś do jedzenia?
- Kanapki sobie zrób, obiadu nie ma.
- Jestem gościem, to ty mi zrób.
- Nie będę ci robił, jesteś u siebie.
- Nie jestem.
- Spokój chłopaki, zaraz wam zrobię coś do jedzenia. Kuba lubisz pomidorówkę?
- Lubię.
- No to zupa będzie nad drugim pomyślimy. - z pomocą braci Kurek robię naleśniki z marmoladą jabłkową i serem. Zjadamy obiad i sprzątamy po sobie. Miło spędzamy czas aż do chwili, gdy pojawia się Jadwiga w drzwiach.
- Ooo mój Bartuś! - rzuca reklamówki na posadzkę i leci do synalka. Karcę się w myślach, która z nas dwóch jest wyżej w hierarchii kobiet dla siatkarza.
- Mamo, no przestań przecież widzieliśmy się dwa tygodnie temu w święta.
- Podgrzać pani obiad?
- Obiad?!
- Tak, zrobiłam z pomocą chłopaków.
- A to jeśli moi chłopcy robili, to proszę. - uśmiecha się, a ja nie wierzę, że to ta sama kobieta, które chce się mnie pozbyć, bo zatrzymałam przy sobie jej syna. Nakładam jej na talerz zupę, Kuba podaje łyżkę, a Bartek bawi w salonie z psem. Jadwiga uśmiecha sztucznie i siada przy stole. Bierze łyżkę do reki i teraz czekam za co mnie skrytykuje.
- Zasmażałaś tę zupę?
- Tak. Zawsze taką robię Bartkowi smakuje, Kuba nie narzekał.
- Ale ja miałam operację na usunięcie woreczka żółciowego i nie zasmażam zup tylko jemy czyste. - mówi przez zęby mierząc mnie wzrokiem. Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że na pewno nie przypadnę jej do gustu, a przymilanie obiadem nie było dobrym pomysłem. Bartek słysząc co jego matka wygaduje pojawia się obok nas.
- Mamo chyba nic ci się nie stanie jak zjesz kilka łyżek i tak zażywasz tabletki. - widzę, że jest zły na matkę. Uspokajam go ciepłym spojrzeniem.
- Może zje pani chociaż naleśniki?
- Dobrze. - Bartek podaje talerz z dwoma naleśnikami złożonymi w chustkę.
- Opiekane? Dziękuję, nie zjem. - odchodzi od stołu. Teraz robi mi się przykro, ale nic nie mogę poradzić na to. Kuba nie wiedząc jak ma się zachować wychodzi z kuchni do swojego pokoju.
- Może byś tak chociaż jednego zjadła, by nie robić Julicie przykrości. - strofuje mój chłopak matkę. Próbuję go zatrzymać przed lawiną niepotrzebnych słów, które kieruje pod kierunkiem matki, jednak nie zdążam.
- Rozumiesz, że nie jem takich potraw, a ty jako profesjonalny sportowiec też powinieneś uważać co jesz.
- Jasne, może zdziczeje jak ty? Nie martw się jem takie potrawy i nic mi się nie dzieje jak widzisz nadal gram, więc nie przyczepiaj się do kuchni Julity.
- Bartek, uspokój się. - chwytam go za rękę.
- Sądziłam, że ważne dla ciebie jest moje zdrowie. - Jadwiga wychodzi oburzona zachowaniem syna, albo moim, bo na swoje dziecko słowa nie powie, a nawet jeśli, to pewnie ja go przerobiłam. Zostawiam go samego i wychodzę przed dom na huśtawkę.
- Mówiłam, że lepiej będzie jak nie przyjadę. - odzywam się, gdy siada obok mnie.
- Nie, nie i jeszcze raz nie. Moja matka nie będzie tak ciebie traktowała.
- Spoko, przywykłam. - uśmiecham się rozładowując napiętą atmosferę. Opieram głowę o jego ramię i milczymy. Zastanawiam się skąd w tej kobiecie tyle nienawiści do mnie? Przez myśl mi przelatują teściowe moich koleżanek, Patrycji, mama Mai i każda z nich lubi synową czy zięcia, widzę jak moja mam reaguje na Kacpra, traktuje wręcz jak syna, a Jadwiga, to że mnie nie lubi jest bardzo łagodnie powiedziane. Moje przemyślenia przerywa ojciec Bartka, który wrócił  z pracy. Podchodzi do nas podaje rękę Bartkowi, a mnie mocno przytula. Lubię go, tak bardzo, jak i Kubę.
- Co wy macie takie posępne miny? Stało się coś?
- Nie. - kłamię.
- Jadwiga? - bada nasz wzrok. - Przepraszam za nią cokolwiek znowu zrobiła. Wchodźcie do domu. - zaprasza nas ręką do środka i razem z nim wchodzimy.
- Tato zjesz zupę pomidorową i naleśniki?
- A co ty Bartek obiad gotowałeś? - z łazienki wychodzi pan Adam.
- Prawie. Z Kubą i Jutą, tylko zupa zabielana, a naleśniki opiekane.
- No to co? Wiesz, że takie lubię najbardziej. - Bartek wie, że jego matka jest w salonie dlatego dość dobitnie tłumaczy ojcu co może zjeść. Sobota i niedziela są dość znośne, z Jadwigą to chyba na zawsze pozostaniemy na dystans. Namówieni przez Kubę żebyśmy zostali do poniedziałku tak też robimy i po wczesnym śniadaniu wracamy do domu. za dwa i pół dnia Bartek jedzie do Spały i długo nie będziemy mogli nacieszyć się sobą na dłużej niż kilka godzin. W tym wolnym czasie musimy odwiedzić na pewno Emilkę, której obiecaliśmy dzień dziecka miesiąc wcześniej.  
Walizka spakowana czeka na jutrzejszą podróż do spalskiego ośrodka. Zostaję na noc w bartkowym mieszkaniu, gdyż rano odwożę go wraz z Andrzejem, Karolem i Pawłem na zgrupowanie.
- Nie wiesz kiedy Andrea wam wolne? - pytam, gdy leżymy już na łóżku.
- Nie mam pojęcia Juliś. Zawsze możesz przyjechać do mnie, w tamtym roku też bywałaś.
- Wiem, ale to nie to samo, gdybyś w domu był.
- Takie życie.
- Wiem. Wiem, że jesteś profesjonalnym sportowcem, reprezentantem kraju i już nie marudzę. Kocham cię. - głaszczę jego policzek, przysuwam bliżej i całuję w usta.
- Ja ciebie też.

Okazało się, że chłopaki po piątkowych badaniach w Warszawie mają wolny weekend, jednak w niedzielę najpóźniej  o dwudziestej pierwszej muszą zjawić się w Spale. Służę za szofera czołowych siatkarzy z Bełchatowa i biorę ich ze sobą do Spały. Niektórzy dziennikarze sieją plotki o dużej liczbie graczy z łódzkiego klubu w reprezentacji. W ośrodku mijam się z Olkiem z którym w zeszłym roku miałam nieprzyjemny incydent, jednak po kłótni doszliśmy do porozumienia i dzisiaj mamy koleżeńskie stosunki. Zatrzymuje mnie również na chwilę Andrea, z którego ust uśmiech nigdy nie schodzi. Rozmawiamy chwilę ze sobą, a ciepło które od niego bije odtwarza we mnie wspomnienia z czasu, gdy byłam z nimi w tym ośrodku jak i przez całą ligę światową. Anastasi żartuje, że chętnie zatrudniłby mnie w swoim sztabie, ale wtedy musiałby wyrzucić Olka. Żegnam się z nim i jeszcze raz z Bartkiem, który ile może opóźnia mój wyjazd.
Kolejne dni ciężkiej, żmudnej pracy na treningach zaowocowały pomyślny wynik baraży do przyszłorocznych mistrzostw Europy, a wygrane i dobra gra są świetnym prognostykiem przed zbliżającą się wielkimi krokami ligą światową. Siatkarze dostają wolną sobotę i tym razem całą niedzielę, gdyż za tydzień oni inaugurują rozgrywki ligowe meczem z Brazylijczykami na ich terenie. Wczesnym rankiem wylatują do Canarinhos, gdzie czeka ich zmiana strefy czasowej. Z czterema cennymi punktami lecą prosto do Włoch, gdzie stoczą walkę o kolejne punkty. Po dwóch tygodniach na wyjazdach kolejne spotkanie odbędzie się przy polskiej publiczności. Chłopaki prosto z lotniska mogą jechać do domów na prawie półtorej dnia. Andrea ma to do siebie, że dla niego bardzo ważna jest więź siatkarza z rodziną, odpoczynek choć na kilka godzin od siatkówki, od ciągłego towarzystwa kilku facetów. Jadę z Alą po Bartka i Pawła na bydgoskie lotnisko, czekamy aż wyląduje samolot, gdyż dojechałyśmy sporo przed czasem. Wreszcie z walizką w ręce, a drugą przepasaną idzie mój siatkarz w moją stronę. Wtulam się w niego przymykając na moment oczy.
- Tęskniłam, co dzień bardziej. - szepczę, żeby mnie nikt nie usłyszał, choć stoimy w kącie, gdzie nikogo nie ma. Zajmuję się pracą, raz w tygodniu dalej chodzę na wolontariat, na studiach zaczął się gorący okres, mam więcej czasu dla bliskich i znajomych, ale wśród tych wszystkich osób brakuje najważniejszej z którą codziennie rozmawiam, lecz brakuje obecności.
- Ja też. - głaszcze  mnie po plecach. Podchodzi do nas Ala z Pawłem, którego całuję w policzek na powitanie i idziemy na parking. Bartek prosi, że chce kierować, bo zapomni jak się jeździ.
- Bartuś, nikogo nie odwiedzamy w tym czasie, gdy jesteś w domu? - pytam z nadzieją, że przytaknie.
- Nie. - uśmiecha się przytulając mnie do siebie. - Jeszcze ci się znudzę. - śmieje się. Kiwam przecząco po chwili wymieniając z nim się czułościami.
                                                                                                                                  

Witam.
Właśnie wróciłam z pracy, także dodaję od razu, bo później może mnie nie być.
Przepraszam za błędy, jeśli je wyłapię poprawię, jeśli Wy dajcie znać. Nie mam czasu sprawdzać teraz, a rozdział wręcz ‘ciepły’. W opowiadaniu jest nadal Andrea trenerem, bo nie umiem jeszcze przestawić się na innego, z resztą tutaj zupełna fikcja.
Zapraszam na Michała - drugi rozdział, a wszelkie pytania możecie zadawać na asku.
Pozdrawiam.