piątek, 25 lipca 2014

Epilog.


Witam Was moje Kochane!

Zaskoczone formą?  Inaczej zaczynam niż zwykle, prawda? Dobiega końca przygoda ze zdradzaniem szczegółów życia państwa Kurek.
Ostatni wpis tutaj napisałam dokładnie rok temu, jednak wy nie zauważyłyście tego czasu, bo zanim zaczęłam dzielić się ze światem naszym życiem, miałam spisane co przeszłam zanim poznałam siatkarza, a później stał się on moim mężem. Moim najwspanialszym mężem jakiego mogłam wyobrazić.
Czy coś się u nas zmieniło przez ten rok?
Oprócz podrośnięcia Leonka niewiele. To właśnie dzięki niemu zauważamy, jak dni szybko mijają, jak nasz synek z dnia na dzień uczy się nowych słówek, czynności, jak czas przemija, a żadnej z chwil nie da się powrotnie odtworzyć.
Nadal pracuję w Skrze jako fizjoterapeutka podpisałam nową umowę na dwa lata, jednak gdy jest potrzeba jestem przerzucana na dział księgowości, ponieważ posiadam kwalifikacje. Nastąpiły zmiany po zakończonym sezonie na stanowisku trenera. Dotychczasowy trener Miguel, który spędził w Bełchatowie kilka owocnych lat skorzystał z propozycji poprowadzenia kadry narodowej Hiszpanii. Do województwa łódzkiego z zimnej Rosji wrócił jeden z moich ulubionych szkoleniowców  Andrea Anastasi, którego darzę ogromną sympatią. Bartek podpisał kontrakt na kolejne trzy lata i stał po Mariuszu Wlazły drugim zawodnikiem, który najdłużej gra w jednym klubie. Leosiek rośnie z dnia na dzień i coraz więcej dokazuje. Dokładnie dwunastego marca przeszłam chwile strachu, gdy nasz synek był w szpitalu. Wróciłam po południu do domu po pracy. Bożena wróciła do siebie, a ja byłam sama z Leonkiem, ponieważ Bartek był u jednego z chłopaków, który obchodził urodziny. Zostawiłam synka dosłownie na moment bawiącego się plastikowymi puzzlami w salonie, a ja wyszłam do toalety. Nie zdążyłam nawet wyjść, bo Leo stał już pod drzwiami, a w rączkach miał pojemnik w którym był proszek na mrówki. Każda próba spytania czy nie wziął do buzi środka owadobójczego kończyła się fiaskiem, gdyż nie był zainteresowany rozmową ze mną tylko zapraszał do zabawy. Spanikowana ubrałam Leonka i pojechałam do szpitala, gdzie został na noc. Nie miał żadnych objawów, które by wskazywały, że zjadł proszek, jednak lepiej było zapobiegać niż czekać na ewentualne reakcje. W szpitalu dostał ksywkę „dziecko od mrówek”, jednak mi wcale nie było do śmiechu.
Wakacje spędziliśmy na Krecie. Leoś nie boi się podróży samolotem, wręcz przeciwnie lubi ten środek transportu.
Bartek wrócił mocniejszy po okropnej kontuzji, która wykluczyła go z Igrzysk Olimpijskich. W czasie sezonu ligowego miewał lepsze i gorsze mecze, lecz w reprezentacji był w światowej formie, co zaowocowało złotym medalem mistrzostw Europy. Lubię te momenty, gdy zdobywa medale, bo są one dla niego i dla nas najwspanialszą nagrodą za czas rozłąki. Mam nadzieję, że kolejne trzy lata będzie w podobnej formie i będzie mógł pojechać na igrzyska, które będą już raczej zwieńczeniem jego kariery. Zazwyczaj, gdy Bartek widzi kamerę lub udziela wywiadu na końcu dodaje „ściskam was”. Wszystkie fanki myślą, że to do nich, ale my wiemy, że to zawsze jest skierowane do mnie i Leośka, lecz dziewczyny nie muszą wszystkiego wiedzieć. Czasem śmieję się z niego, jak to robi, że mimo średniego wieku, dalej podoba się nastolatkom.
Leonek ledwo unosi złoty krążek na szyi, lecz musi, tak jak tata mieć na szyi medal. Ogólnie Leoś jest bardzo podobny do Bartka, te same oczy, te same lekko odstające uszy, upartość, ale i dobre serce. Jednym uśmiechem potrafi sprawić, że zgadzam się na wszystko, że zapominam o wszystkim, co złego zrobił. Obaj potrafią to sprawić.
Najgorszy okres w moim życiu?
Bez wątpienie czas, gdy straciłam ciążę. Czasem wracam myślami do tych wspomnień, bolą one, ale kieruję się myślą, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Widocznie, tak musiało być. Łatwiej mi pisać o tym teraz z perspektywy czasu, jednak nie mam i nie miałam wpływu na to, co się stało. Mimo, że Włochy są pięknym krajem mi zawsze będą kojarzyć się z poronieniem. Z buńczucznym i nieuprzejmym lekarzem, który mnie przyjmował. Z traumą jaką tam przeszłam. Ale nie przeszłabym tego sama, nie udźwignęłabym tego bólu bez obecności Bartka, który mimo, że także przechodził stratę dziecka, to był wstanie wspierać mnie. Nie przeszłabym tego bez wsparcia bliskich. Pomogła mi także przejść ten trudny okres Teresa, która czy chciałam czy nie chciałam rozmawiała ze mną przez komunikator skype, a będąc psychologiem potrafiła mnie podejść, że nie wiedzieć kiedy opowiadałam jej o swoim bólu stopniowo wypierając go z serca, które ponownie składało się w całość.
Czas ponownych starań o maleństwo, które nie chciało zagnieździć się we mnie też nie jest przyjemnym wspomnieniem. Tracisz wtedy poczucie kobiecości jeśli kolejna próba nie kończy się upragnioną ciążą. Wina teoretycznie mogła stać także po stronie partnera, ale to kobieta nosi dziecko i ona wini siebie. Choć w naszym przypadku oboje byliśmy zdrowi. Później niespodziewanie wystąpił torbiel na jajniku, którego tak bardzo bałam się usunąć, gdyż mógłby pogrzebać nasze nadzieje na zostanie rodzicami. Dwie próby pozaustrojowego zapłodnienia nie dały nam cieszyć się z posiadania dziecka. Zaczynałam wariować, zamykać w sobie, uciekać od ludzi, od Bartka. Bałam się adopcji, bałam tej odpowiedzialności, bałam, że nie będę potrafiła w stu procentach pokochać tego dziecka. Chciałam sama urodzić, mieć w sobie to maleństwo. I widocznie ten Najwyższy miał na nas taki plan, bo pozwolił cieszyć naturalna ciążą. Miłością, której owocem jest nasz synuś.
Podczas wrześniowego wyjazdu Skry na mecze kontrolne do Bydgoszczy Leo został z Bartkiem w domu na dwa dni. Bartek miał wolne po sezonie reprezentacyjnym,  a drużyna sprawdzała formę i zgranie w kontrolnym meczu. Po dwóch dniach, gdy wróciłam Leon był tak rozpuszczony, że przez kolejne dni ustawiałam go na właściwe tory, bo w niczym mnie nie słuchał. Mój mąż pozwala mu prawie na wszystko, jednak wszystko to, jest w granicach rozsądku.
Cieszę się, że na swojej drodze poznałam tego wielkoluda, który jest moim dopełnieniem, który jest moim marzeniem, moją ogromną miłością i spełnieniem niej. Czy kiedykolwiek żałowałam, że ograniczyłam się do jednego faceta w życiu? Nigdy! Jestem wręcz dumna z tego osiągnięcia. Po co wypróbować tuzin kochanków, jak można mieć tego jednego, jedynego, najlepszego? Od zawsze byłam romantyczką i przy moim mężu mogę żyć niczym królewna. Myślicie że my się nie kłócimy? Nic bardziej mylnego! Oczywiście, że są spięcia, ale o nich mało wam pisałam. Kłótnie wolę zachować dla siebie, bo chcę pamiętać same dobre chwile.
Uśpiłam synka, a Bartek jest w Warszawie na meczu wyjazdowym, więc mam chwilę, by dokończyć podsumowanie.
Dlaczego pisałam ten blog?
Dwa lata temu zaczęłam spisywać okres od kiedy poznałam Bartka, bo wtedy rozpoczął się nowy etap w moim życiu. Chciałam spisać, by nie zapomnieć tych wspólnych chwil. Najpierw pisałam dla siebie, później zaczęłam publikować w internecie, kto dotarł ten czytał, jak utalentowany siatkarz Bartosz Kurek poznał przyszłą żonę, matkę jego dziecka. Wszystko, co tutaj zawarte faktycznie wydarzyło się w naszym życiu. Po prostu pisałam, bo chciałam mieć pamiątkę dla nas na starsze lata, jeśli będzie dane nam je przeżyć. Chciałabym kiedyś wydrukować te wszystkie kartki z naszą historią i mieć egzemplarz książki pt. "Szukając szczęścia." o naszej znajomości, która przerodziła się w miłość, a zaowocowała dzieckiem.

Chciałabym podziękować mojemu mężowi, który mimo początkowych złości, gdy dowiedział się o publikowaniu, to później dodał kilka fragmentów o swoich odczuciach przeżytych wydarzeń.
Bartek, wiem, że to czytasz :)
Wiem, że mimo, że się na mnie wkurzałeś, że opisuje i podaję na tacy komuś nasze życie, to mentalnie mnie wspierałeś i zawsze czytałeś, co piszę. Zdradzałeś się tym, że gdy przykładowo pisałam o cudownym wieczorze z tobą, to kilka dni później zabierałeś mnie gdzieś.
Muzyka w tle nie jest przypadkowa, jak myślę pamiętasz, ta piosenka była naszą pierwszą przy której tańczyliśmy podczas naszego wesela. I aż do teraz, gdy tylko ją słyszę przywołuję te piękne wspomnienia. Pamiętaj, że kocham cię najmocniej na świecie.
Jesteś moim szczęściem, przewodnikiem, miłością i najcudowniejszym mężem.
Jesteś ojcem mojego dziecka, które diametralnie zmieniło nasze życie, ale i nadało mu większej palety barw niż przed jego narodzinami.
Dziękuję Misiu. Bo z tobą mogę przetrwać wszystko

Bo wszystko co we mnie
Kocha wszystko co w tobie...

*

Dziękuje wam wszystkim, które czytałyście, to co pisałam. Bardzo wam dziękuję, że byłyście ze mną, że nie zazdrościłyście, tylko wręcz przeciwnie wspierałyście.  Przepraszam za wszelkie błędy, nie jestem polonistką, a fizjoterapeutką i księgową.
Natłok obowiązków w pracy, w domu, przy opiece nad dzieckiem powoduje, że muszę kończyć tę przygodę z pisaniem, ale nigdy o niej nie zapomnę. A może kiedyś dodam jakiś wpis, co u nas się zmieniło? Zobaczymy.
Życzę wam jak najlepiej w życiu, wiele szczęścia i miłości, bo ona jest zbawienna.


 Twoja, Wasza,
Julita


ps. Niedługo obowiązków przybędzie, jestem w czwartym miesiącu ciąży. Leoś będzie miał rodzeństwo, a Bartek szaleje ze szczęścia.
                                                                                                                                           

Witam!
Nie mogłam zakończyć inaczej. Przykro mi się z Wami żegnać, ale musiało, to kiedyś nastąpić. Bardzo długo pisałam tego bloga, bo chyba żadna z Was nie pisała jednej historii 1,5 roku? :) To był mój pierwszy blog, który miał być jedynym, a jak się okazało, w między czasie był Grześ, obecnie trwa Michał, inne dwa (raczej) będą realizowane, kolejny planuję w duecie, a jeszcze jeden, ostatni (?) pomysł wiruje mi po głowie, ale może co za dużo, to nie zdrowo.
Chciałabym Wam tak bardzo, bardzo podziękować, że byłyście ze mną, że niektóre wytrwały od początku do końca. Dzięki temu blogowi poznałam wiele fantastycznych dziewczyn. Z niektórymi mam do tej chwili kontakt, z niektórymi nagle się urwał bez pożegnania, ale to nie znaczy, że o Was nie pamiętam!
Chciałam (i w moim mniemaniu udało) przedstawić normalne życie dwóch osób, które się kochają. Przecież nie każdy związek kończy się rozwodem, są w nim zdrady, uzależnienia, a osoby o takim statusie społecznym, jak te ww. nie mają problemu np. z finansami, że muszą wiązać koniec z końcem, a gdy pieniądze są, to żyje się lepiej, spokojniej. Nie obyło się także bez mniejszych czy większych tragedii, były też chwile szczęścia. Naprawdę znam pary/małżeństwa, które podobnie się kochają. Większość scen była wyjęta z życia moich znajomych czy nawet rodziny, także naprawdę nie jest to zupełnie wyssane z palca. Nie wiem czy Wy też tak odbierałyście, to już odwołuję się do Waszych opinii.
Muszę kończyć, bo moje odautorskie będzie dłuższe niż epilog :)
Jeszcze raz wszystkim bardzo dziękuję!
Proszę odezwijcie się, choć ten ostatni raz. Nawet jeśli tutaj traficie, za tydzień, miesiąc, rok.
Dziękuję, za tą ogromną liczbę wyświetleń.
Dziękuję za każde słowo, komentarz, wejście. :*
Ściskam, Coquette.

Zapraszam do odwiedzenia tych dwóch projektów, które w niedługim czasie mam zamiar zacząć, a może nie wszystkie wiedziały o nich: Patryk i Paweł
W razie pytań, zawsze odpowiem -> ask.