piątek, 25 lipca 2014

Epilog.


Witam Was moje Kochane!

Zaskoczone formą?  Inaczej zaczynam niż zwykle, prawda? Dobiega końca przygoda ze zdradzaniem szczegółów życia państwa Kurek.
Ostatni wpis tutaj napisałam dokładnie rok temu, jednak wy nie zauważyłyście tego czasu, bo zanim zaczęłam dzielić się ze światem naszym życiem, miałam spisane co przeszłam zanim poznałam siatkarza, a później stał się on moim mężem. Moim najwspanialszym mężem jakiego mogłam wyobrazić.
Czy coś się u nas zmieniło przez ten rok?
Oprócz podrośnięcia Leonka niewiele. To właśnie dzięki niemu zauważamy, jak dni szybko mijają, jak nasz synek z dnia na dzień uczy się nowych słówek, czynności, jak czas przemija, a żadnej z chwil nie da się powrotnie odtworzyć.
Nadal pracuję w Skrze jako fizjoterapeutka podpisałam nową umowę na dwa lata, jednak gdy jest potrzeba jestem przerzucana na dział księgowości, ponieważ posiadam kwalifikacje. Nastąpiły zmiany po zakończonym sezonie na stanowisku trenera. Dotychczasowy trener Miguel, który spędził w Bełchatowie kilka owocnych lat skorzystał z propozycji poprowadzenia kadry narodowej Hiszpanii. Do województwa łódzkiego z zimnej Rosji wrócił jeden z moich ulubionych szkoleniowców  Andrea Anastasi, którego darzę ogromną sympatią. Bartek podpisał kontrakt na kolejne trzy lata i stał po Mariuszu Wlazły drugim zawodnikiem, który najdłużej gra w jednym klubie. Leosiek rośnie z dnia na dzień i coraz więcej dokazuje. Dokładnie dwunastego marca przeszłam chwile strachu, gdy nasz synek był w szpitalu. Wróciłam po południu do domu po pracy. Bożena wróciła do siebie, a ja byłam sama z Leonkiem, ponieważ Bartek był u jednego z chłopaków, który obchodził urodziny. Zostawiłam synka dosłownie na moment bawiącego się plastikowymi puzzlami w salonie, a ja wyszłam do toalety. Nie zdążyłam nawet wyjść, bo Leo stał już pod drzwiami, a w rączkach miał pojemnik w którym był proszek na mrówki. Każda próba spytania czy nie wziął do buzi środka owadobójczego kończyła się fiaskiem, gdyż nie był zainteresowany rozmową ze mną tylko zapraszał do zabawy. Spanikowana ubrałam Leonka i pojechałam do szpitala, gdzie został na noc. Nie miał żadnych objawów, które by wskazywały, że zjadł proszek, jednak lepiej było zapobiegać niż czekać na ewentualne reakcje. W szpitalu dostał ksywkę „dziecko od mrówek”, jednak mi wcale nie było do śmiechu.
Wakacje spędziliśmy na Krecie. Leoś nie boi się podróży samolotem, wręcz przeciwnie lubi ten środek transportu.
Bartek wrócił mocniejszy po okropnej kontuzji, która wykluczyła go z Igrzysk Olimpijskich. W czasie sezonu ligowego miewał lepsze i gorsze mecze, lecz w reprezentacji był w światowej formie, co zaowocowało złotym medalem mistrzostw Europy. Lubię te momenty, gdy zdobywa medale, bo są one dla niego i dla nas najwspanialszą nagrodą za czas rozłąki. Mam nadzieję, że kolejne trzy lata będzie w podobnej formie i będzie mógł pojechać na igrzyska, które będą już raczej zwieńczeniem jego kariery. Zazwyczaj, gdy Bartek widzi kamerę lub udziela wywiadu na końcu dodaje „ściskam was”. Wszystkie fanki myślą, że to do nich, ale my wiemy, że to zawsze jest skierowane do mnie i Leośka, lecz dziewczyny nie muszą wszystkiego wiedzieć. Czasem śmieję się z niego, jak to robi, że mimo średniego wieku, dalej podoba się nastolatkom.
Leonek ledwo unosi złoty krążek na szyi, lecz musi, tak jak tata mieć na szyi medal. Ogólnie Leoś jest bardzo podobny do Bartka, te same oczy, te same lekko odstające uszy, upartość, ale i dobre serce. Jednym uśmiechem potrafi sprawić, że zgadzam się na wszystko, że zapominam o wszystkim, co złego zrobił. Obaj potrafią to sprawić.
Najgorszy okres w moim życiu?
Bez wątpienie czas, gdy straciłam ciążę. Czasem wracam myślami do tych wspomnień, bolą one, ale kieruję się myślą, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Widocznie, tak musiało być. Łatwiej mi pisać o tym teraz z perspektywy czasu, jednak nie mam i nie miałam wpływu na to, co się stało. Mimo, że Włochy są pięknym krajem mi zawsze będą kojarzyć się z poronieniem. Z buńczucznym i nieuprzejmym lekarzem, który mnie przyjmował. Z traumą jaką tam przeszłam. Ale nie przeszłabym tego sama, nie udźwignęłabym tego bólu bez obecności Bartka, który mimo, że także przechodził stratę dziecka, to był wstanie wspierać mnie. Nie przeszłabym tego bez wsparcia bliskich. Pomogła mi także przejść ten trudny okres Teresa, która czy chciałam czy nie chciałam rozmawiała ze mną przez komunikator skype, a będąc psychologiem potrafiła mnie podejść, że nie wiedzieć kiedy opowiadałam jej o swoim bólu stopniowo wypierając go z serca, które ponownie składało się w całość.
Czas ponownych starań o maleństwo, które nie chciało zagnieździć się we mnie też nie jest przyjemnym wspomnieniem. Tracisz wtedy poczucie kobiecości jeśli kolejna próba nie kończy się upragnioną ciążą. Wina teoretycznie mogła stać także po stronie partnera, ale to kobieta nosi dziecko i ona wini siebie. Choć w naszym przypadku oboje byliśmy zdrowi. Później niespodziewanie wystąpił torbiel na jajniku, którego tak bardzo bałam się usunąć, gdyż mógłby pogrzebać nasze nadzieje na zostanie rodzicami. Dwie próby pozaustrojowego zapłodnienia nie dały nam cieszyć się z posiadania dziecka. Zaczynałam wariować, zamykać w sobie, uciekać od ludzi, od Bartka. Bałam się adopcji, bałam tej odpowiedzialności, bałam, że nie będę potrafiła w stu procentach pokochać tego dziecka. Chciałam sama urodzić, mieć w sobie to maleństwo. I widocznie ten Najwyższy miał na nas taki plan, bo pozwolił cieszyć naturalna ciążą. Miłością, której owocem jest nasz synuś.
Podczas wrześniowego wyjazdu Skry na mecze kontrolne do Bydgoszczy Leo został z Bartkiem w domu na dwa dni. Bartek miał wolne po sezonie reprezentacyjnym,  a drużyna sprawdzała formę i zgranie w kontrolnym meczu. Po dwóch dniach, gdy wróciłam Leon był tak rozpuszczony, że przez kolejne dni ustawiałam go na właściwe tory, bo w niczym mnie nie słuchał. Mój mąż pozwala mu prawie na wszystko, jednak wszystko to, jest w granicach rozsądku.
Cieszę się, że na swojej drodze poznałam tego wielkoluda, który jest moim dopełnieniem, który jest moim marzeniem, moją ogromną miłością i spełnieniem niej. Czy kiedykolwiek żałowałam, że ograniczyłam się do jednego faceta w życiu? Nigdy! Jestem wręcz dumna z tego osiągnięcia. Po co wypróbować tuzin kochanków, jak można mieć tego jednego, jedynego, najlepszego? Od zawsze byłam romantyczką i przy moim mężu mogę żyć niczym królewna. Myślicie że my się nie kłócimy? Nic bardziej mylnego! Oczywiście, że są spięcia, ale o nich mało wam pisałam. Kłótnie wolę zachować dla siebie, bo chcę pamiętać same dobre chwile.
Uśpiłam synka, a Bartek jest w Warszawie na meczu wyjazdowym, więc mam chwilę, by dokończyć podsumowanie.
Dlaczego pisałam ten blog?
Dwa lata temu zaczęłam spisywać okres od kiedy poznałam Bartka, bo wtedy rozpoczął się nowy etap w moim życiu. Chciałam spisać, by nie zapomnieć tych wspólnych chwil. Najpierw pisałam dla siebie, później zaczęłam publikować w internecie, kto dotarł ten czytał, jak utalentowany siatkarz Bartosz Kurek poznał przyszłą żonę, matkę jego dziecka. Wszystko, co tutaj zawarte faktycznie wydarzyło się w naszym życiu. Po prostu pisałam, bo chciałam mieć pamiątkę dla nas na starsze lata, jeśli będzie dane nam je przeżyć. Chciałabym kiedyś wydrukować te wszystkie kartki z naszą historią i mieć egzemplarz książki pt. "Szukając szczęścia." o naszej znajomości, która przerodziła się w miłość, a zaowocowała dzieckiem.

Chciałabym podziękować mojemu mężowi, który mimo początkowych złości, gdy dowiedział się o publikowaniu, to później dodał kilka fragmentów o swoich odczuciach przeżytych wydarzeń.
Bartek, wiem, że to czytasz :)
Wiem, że mimo, że się na mnie wkurzałeś, że opisuje i podaję na tacy komuś nasze życie, to mentalnie mnie wspierałeś i zawsze czytałeś, co piszę. Zdradzałeś się tym, że gdy przykładowo pisałam o cudownym wieczorze z tobą, to kilka dni później zabierałeś mnie gdzieś.
Muzyka w tle nie jest przypadkowa, jak myślę pamiętasz, ta piosenka była naszą pierwszą przy której tańczyliśmy podczas naszego wesela. I aż do teraz, gdy tylko ją słyszę przywołuję te piękne wspomnienia. Pamiętaj, że kocham cię najmocniej na świecie.
Jesteś moim szczęściem, przewodnikiem, miłością i najcudowniejszym mężem.
Jesteś ojcem mojego dziecka, które diametralnie zmieniło nasze życie, ale i nadało mu większej palety barw niż przed jego narodzinami.
Dziękuję Misiu. Bo z tobą mogę przetrwać wszystko

Bo wszystko co we mnie
Kocha wszystko co w tobie...

*

Dziękuje wam wszystkim, które czytałyście, to co pisałam. Bardzo wam dziękuję, że byłyście ze mną, że nie zazdrościłyście, tylko wręcz przeciwnie wspierałyście.  Przepraszam za wszelkie błędy, nie jestem polonistką, a fizjoterapeutką i księgową.
Natłok obowiązków w pracy, w domu, przy opiece nad dzieckiem powoduje, że muszę kończyć tę przygodę z pisaniem, ale nigdy o niej nie zapomnę. A może kiedyś dodam jakiś wpis, co u nas się zmieniło? Zobaczymy.
Życzę wam jak najlepiej w życiu, wiele szczęścia i miłości, bo ona jest zbawienna.


 Twoja, Wasza,
Julita


ps. Niedługo obowiązków przybędzie, jestem w czwartym miesiącu ciąży. Leoś będzie miał rodzeństwo, a Bartek szaleje ze szczęścia.
                                                                                                                                           

Witam!
Nie mogłam zakończyć inaczej. Przykro mi się z Wami żegnać, ale musiało, to kiedyś nastąpić. Bardzo długo pisałam tego bloga, bo chyba żadna z Was nie pisała jednej historii 1,5 roku? :) To był mój pierwszy blog, który miał być jedynym, a jak się okazało, w między czasie był Grześ, obecnie trwa Michał, inne dwa (raczej) będą realizowane, kolejny planuję w duecie, a jeszcze jeden, ostatni (?) pomysł wiruje mi po głowie, ale może co za dużo, to nie zdrowo.
Chciałabym Wam tak bardzo, bardzo podziękować, że byłyście ze mną, że niektóre wytrwały od początku do końca. Dzięki temu blogowi poznałam wiele fantastycznych dziewczyn. Z niektórymi mam do tej chwili kontakt, z niektórymi nagle się urwał bez pożegnania, ale to nie znaczy, że o Was nie pamiętam!
Chciałam (i w moim mniemaniu udało) przedstawić normalne życie dwóch osób, które się kochają. Przecież nie każdy związek kończy się rozwodem, są w nim zdrady, uzależnienia, a osoby o takim statusie społecznym, jak te ww. nie mają problemu np. z finansami, że muszą wiązać koniec z końcem, a gdy pieniądze są, to żyje się lepiej, spokojniej. Nie obyło się także bez mniejszych czy większych tragedii, były też chwile szczęścia. Naprawdę znam pary/małżeństwa, które podobnie się kochają. Większość scen była wyjęta z życia moich znajomych czy nawet rodziny, także naprawdę nie jest to zupełnie wyssane z palca. Nie wiem czy Wy też tak odbierałyście, to już odwołuję się do Waszych opinii.
Muszę kończyć, bo moje odautorskie będzie dłuższe niż epilog :)
Jeszcze raz wszystkim bardzo dziękuję!
Proszę odezwijcie się, choć ten ostatni raz. Nawet jeśli tutaj traficie, za tydzień, miesiąc, rok.
Dziękuję, za tą ogromną liczbę wyświetleń.
Dziękuję za każde słowo, komentarz, wejście. :*
Ściskam, Coquette.

Zapraszam do odwiedzenia tych dwóch projektów, które w niedługim czasie mam zamiar zacząć, a może nie wszystkie wiedziały o nich: Patryk i Paweł
W razie pytań, zawsze odpowiem -> ask.

36 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Kochane moje serduszko <3
      Jako jedyna dostałam wczoraj przedpremierowo ten epilog i wiesz, co Ci o nim napisałam. ;) I jak bardzo Ci dziękuję za to opowiadanie. :*
      Wzruszyłam się nie nażarty czytając ten cudowny koniec pisany oczami Julity, która o dziwo!, była autorką wspaniałego bloga o miłości tych dwojga ludzi. Jestem pełna podziwu, że zechciała się z nami podzielić swoimi przeżyciami, które tak szczegółowo tutaj uzewnętrzniała i sprawiała nam, czytelnikom, niewyobrażalną radość. :* A jaką szczerością biło podczas wyznania dla Bartka.*.*

      Wiesz jak bardzo smutno mi było, że to koniec. Coś się kończy i coś zaczyna. Ale to takie przemijanie czasu... Tak niedawno pamiętam, jak nadrabiałam bodajże dwadzieścia rozdziałów,a tu już 40 wątków dalej i rok czasu później spotykamy się pod tym postem po raz ostatni. :) Oczywiście będę tu zaglądać, pewnie nie raz! :D

      Dziękuję, że pozwoliłaś mi zapoznać się ze sobą i z tą cudowną i prawdziwą historią. Mogłam się powkurzać, powzruszać, pomyśleć i rozpłynąć pod tym ich pięknym uczuciem i bać się o ich dalsze losy.<3 Każda z nas chciałaby z pewnością takiego męża jak Bartek, który kocha, wspiera i tak po prostu jest. :)
      Jutka to moja ulubiona, bardzo dzielna bohaterka, a Bartek to taki słodki fajny chłopak! :P

      Ściskam Cię moje Kochanie i życzę weny i cierpliwości! <3
      Twoja, Happcia :*

      Usuń
    2. A i bardzo cieszyłam się, że po wielu nieudanych próbach i ciężkich chwilach w życiu tej dwójki pojawił się Leon. A już za kilka miesięcy kolejna istotka, która dopełni ich rodzinę i miłość jaką w sobie noszą. :)

      Usuń
    3. Moja Misia! <3
      Dziękuję, że ze mną byłaś :*

      Usuń
  2. Miałam przeczucie, że ten piątek będzie ostatnim piątkiem kiedy będę mogła przeczytać co słychać u Julity i Bartka. Tak bardzo mi smutno i te piątki na początku już nie będą takie same, ale doskonale rozumiem, że kiedyś musiał nadejść ten dzień ;)
    Dziękuję Ci z całego serca za tą piękną historię o wspaniałej miłości, o miłości, która przezwycięży wszystko i która jest najwspanialszym uczuciem łączącym dwójkę ludzi.
    Dziękuję Ci za to, że nie bałaś się poruszać ciężkich, trudnych tematów jednym z nich niewątpliwie było poronienie i późniejsza walka tych dwoje o najwspanialszy dar jakim jest dziecko. Wspaniale pokazałaś jakie w tym momencie emocje targają kobietę, która tak bardzo pragnie dziecka i jak ważne jest wsparcie tej drugiej połówki.
    Możesz być pewna, że za jakiś czas wrócę, żeby od nowa przeczytać to cudo i zawsze ono będzie w mojej pamięci bo takich opowiadań (w sumie traktuję je jak dobrą książkę) się nie zapomina ;)
    Cytując Emilkę napiszę "Kukuję" :)
    Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia na innych blogach ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie sądziłam, że ta historia tak szybko się skończy. Miło mi się czytało tą historię o wspaniałej miłości dwóch kochających się osób.

    OdpowiedzUsuń
  4. Siedzę i próbuję jakoś zebrać to wszystko, co teraz czuję. Myślę i nie potrafię tego opisać. Nie spodziewałam się, że to będzie ostatni piątek z tą historią.. tfu, nie ostatni z historią, ale ostatni z nowym rozdziałem. Bo na pewno zajrzę tu jeszcze nie raz, żeby wrócić to początków tej opowieści, niezwykłej opowieści. Gdy zobaczyłam, że to już epilog, zamurowało mnie. Dosłownie. Zanim zaczęłam czytać, siedziałam chwile i wpatrywałam się w ekran. Dobra, nieważne, przechodzę do ważniejszej części.
    Historia, którą opisałaś jest jedną z najlepszych, jakie kiedykolwiek przeczytałam (a uwierz, ze było ich sporo ;D). Dlaczego mam takie odczucia? Nie wiem. Po prostu nie wiem. Tego się nie da opisać, to trzeba jedynie przeżyć. Naprawdę nie wiem... Może dlatego, że ukazałaś w niej problemy, które dotykają wielu ludzi w dzisiejszym świecie. Ukazałaś więź łączącą dwie, w sumie później także trzy. Pokazałaś do czego zdolny jest człowiek, aby chronić najważniejszą dla Niego osobę. Ile potrafi ponieść poświęceń, jest w każdej chwili, wspiera. KOCHA BEZ WZGLĘDU NA WSZYSTKO.
    Teraz skieruje słowa bezpośrednio do Ciebie! :* Dziękuję Ci za tą historię. To Ty sprawiłaś, że co piątek czekałam na nowy rozdział, nie mogłam się doczekać dalszych losów Jutki i Bartka. Chwilami czułam, jakby Oni byli dla mnie kimś bliskim, jakby to był ktoś z moich znajomych, a może nawet ktoś z rodziny.. Po przeczytaniu rozdziału w piątek, zawsze nie mogłam doczekać się już kolejnej części. A wszystko za Twoją sprawą... Sprawiłaś, że ta niezwykła opowieść stała się moim pewnego rodzaju uzależnieniem! :*
    I nie wiem już co dalej pisać... Wzruszyłam się. Tak po prostu. Jak małe dziecko. Jest mi jakoś tak smutno, że to już koniec. Koniec czegoś niezwykłego. Smutno, że kiedy wejdę w następny piątek na "Szukając szczęścia", to nie przywita mnie już nowy rozdział... Ale nic, coś się kończy, żeby coś mogło się zacząć. Tak to mówią, prawda? :))
    Chyba już kończę ten wywód, choć to i tak nie jest wszystko, co chcę powiedzieć, ale nie potrafię tego wszystkiego opisać. Obiecuję, że na pewno jeszcze tutaj zajrzę, żeby powrócić do początku znajomości Julity i Bartka :)
    Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję i ściskam moooocno! :* Spotkamy się na innym Twoim blogu, z inną historią! :)
    Pozdrawiam, Patrycja! :*
    (tak, ta która zawsze czekała na nowe części :D)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wzruszyłaś mnie! A nie chcę płakać :*
      Dziękuję :*

      Usuń
  5. Poznałaś moje zdziwienie już na gadu, a teraz dosłownie płaczę, że to już koniec, że to ostatni wpis, że ta historia się już skończyła.
    Jestem totalnie zaskoczona tym, w jaki sposób pokazałaś nam ten epilog. Na początku myślałam, że to takie twoje od autorskie przemyślenia, a dopiero potem zdałam sobie sprawę, że to Julita. Bardzo mnie to zaskoczyło, jednak tak całkowicie pozytywnie. Ten pomysł z blogiem Julity był bardzo trafny i innowacyjny, co za tym idzie, ja zapamiętam go na długo ;).
    Dziękuję za tą historię, za przedstawienie miłości, uczucia, o które w dzisiejszych czasach naprawdę trudno. Nie mówię oczywiście, że takich związków nie ma, są, a dzięki twojej wyobraźni mogłam sobie takie życie wyobrazić. Dziękuję jakiemuś przypadkowi, że zaczęłam czytać, że poznałam Ciebie, tak wspaniałą prywatnie osobę, z którą zdarzyło mi się pisać często prywatnie. Dziękuję za wszystko. <3
    Ściskam :-*
    Ps. Do zobaczenia na kolejnych twoich historiach :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jedno z moich ulubionych opowiadań ;)
    zaskoczyłaś tym epilogiem....
    ale dziękuje za świetne opowiadanie :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie będę się rozpisywała, bo uważam, że wystarczy jeśli naiszę NIESAMOWITA HISTORIA. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo, bardzo dziękuję za tą wspaniałą historię. Jakoś tak mi teraz dziwnie, ze to już koniec. Skończyło się oczekiwanie i ta radość piątkowego wieczorku kiedy czytałam każdy kolejny rozdział :) cóż nie będę oryginalna jak napiszę, że było to moje ulubione opowiadanie :) ale to już zapewne wiesz bo się powtarzam :D obiecuję Ci, że zostaję z Tobą i innymi opowiadaniami bo są genialne i dla mnie jesteś najlepsza. Dzięki Tobie chyba sama odważę się opublikować swoje opowiadania :) co prawda są utrzymane w trochę innym klimacie :) ale nie o tym :) dziękuję Ci jeszcze raz za wspaniałą przygodę, w którą zabrałaś nas wszystkie. Ściskam Cię mocno i serdecznie pozdrawiam :* :*
    A.

    OdpowiedzUsuń
  9. Odwiedzałam ten blog co tydzień (w prawdzie nie od samego początku, ale wszystko nadrobiłam!) i miałam takie wrażenie, jakby Twoja historia miała się nigdy nie skończyć. Jakby było to coś oczywistego, że regularnie pojawia się tu kolejna scena, kolejne momenty z życia bohaterów. Myślę, że to właśnie dlatego tak ciężko przyjąć do wiadomości i zaakceptować, że to już koniec.

    Naprawdę piękne opowiadanie! Będę je, jak również i Twoją osobę (choć wcale się nie znamy), bardzo, ale to bardzo ciepło wspominać.

    Pozdrawiam i powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  10. Byłam, przeczytałam i żałuję że się już skończyło.
    Pozdrawiam, ściskam i całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Już teraz wreszcie mogę sklecić jakiś komentarz, pewnie będzie bez składu i ładu za co od razu przepraszam. Tak emocje, które ze mną są nie pozwalają mi w miarę normalnie napisać.
    Dziękuję za każde napisane słowo, za każdy rozdział, za te emocje, które były te dobre i te złe, za łzy wzruszenia, za takie zakończenie historii, za każdy piątek kiedy zasiadałam do laptopa w i czekałam na dalsze losy bohaterów, w ogóle za historię Jutki i Bartka. O czym jeszcze zapomniałam napisać powiem jedno słowo DZIĘKUJĘ !!!!
    Kiedyś jeszcze tu wrócę i napiszę coś o rozdziale bo dzisiaj nie daję rady.
    Będzie mi strasznie brakowało piątków bez Julity i Bartka, ale coś się kończy, coś się zaczyna.
    Ze łzami w oczach mocno Cię ściskam :)
    P.S. Życzę ci samych takich dobrych opowiadań, tyle wyświetleń i obserwujących :)

    OdpowiedzUsuń
  12. zaczęłam czytać, tego bloga przy dwudziestym rozdziale (już nawet nie pamiętam, w każdym bądź razie nie od początku) jednak regularnie tu zaglądałam i czytałam. Mimo, że nie zostawiałam śladu po sobie (za to przepraszam) każdy rozdział był dla mnie fascynujący i pełen nowych wrażeń. Jak sama widzisz byłam do końca co sugeruje, że mi się podobało. Najbardziej jednak zaskoczył mnie epilog.


    ps. w między czasie czytałam także "dwulicowość"


    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Wzruszyłaś mnie, do tego stopnia, że łza spadła...
    Poprzedni rozdział dawał poczucie, że ta historia ma blisko koniec, ale nie spodziewałam, że już! ;o
    Co ja mogę napisać? Że jestem ogromnie wzruszona, zapłakana, szczęśliwa z nutką smutku. Smutku, który oznacza, że już tutaj nic nowego nie zobaczę (na tym blogu).
    Niedawno zaczęłam się ujawniać, bo szczerze mówiąc niedawno przypadkiem odnalazłam tego bloga. Czego w ogóle nie żałuję! Przeczytałam wszystkie rozdziały aż od prologu i można było zauważyć jak zmieniał się Twój styl pisania, jak go doskonaliłaś, jak mogłam czytać o stopniowym poznawaniu dwójki osób, których różne zdarzenia losowe połączyły w silną więź, której nie złamali, a z dnia na dzień wzmacniali. Wspólna przyjaźń, nieśmiałość Jutki, opieka Bartka, gdy skręciła nogę, niedoszły gwałt przez zazdrosnego kolegę, pożar, nieprzychylność matki Bartka, poronienie, nieudane próby in vitro - były dla nich problemami które znieśli razem i umocnili swoją miłość. Ślub i Leonek stali się owocem tej wielkiej miłości, która wcale nie była usłana różami.
    Powtarzam się, ale nawet sobie nie wyobrażasz jak chciałabym mieć tak opiekuńczego męża, jak Ty wykreowałaś tutaj Bartka. Pokusiłabym się, że Jutki charakter też chciałabym mieć :)
    Dziękuję Ci tak bardzo, za tę historię. Otworzyłaś nam oczy, a może tylko utwierdziłaś, że miłość może przezwyciężyć wszystko. Owszem osoby o takim statusie społecznym jak Juta I Bartek mogą pozwolić na wygodniejsze życie niż przeciętny Kowalski, ale oni też płacą swoją cenę za te wygody. Nie mogą być z bliskimi kiedy chcą, z wielu rzezy muszą rezygnować itp.
    Epilog - mistrzowski! Jeszcze nigdy z takim się nie spotkałam. A to wyznanie miłości do Bartka, można było aż czuć! Zgadzam się z Happ.
    Dziękuję za wszelkie emocje, którymi nas obdarzyłaś, i przykro mi, że nie będę mogla więcej o nic przeczytać, ale za to z pewnością będę wracać. To opowiadanie, jest zdecydowanie najlepszym jakie przeczytałam.
    Gratuluję talentu i szczerze podziwiam :*
    Dziękuję, że pisałaś dla nas.
    Ściskam, Alicja :*

    OdpowiedzUsuń
  14. ZAPOMNIAŁAM! Powinnaś mi urwac głowę.
    Jeśli mam byc szczera to miałam chwilę gdy nie ogarnęłam o co ci chodzi z tym blogiem. Niekonwencjonalny sposób zakończenia, ale wypadło świetnie. Nie umiem się żegnac, więc nie wiem co napisac. Zrobiło mi się jakoś tak smutno. Ta historia była idealna. Co z tego, że po drodze wydarzyło się tyle zła? Ważne, że zakończenie jest wesołe. Cieszę się, że Julita zaszła w drugą ciążę. Oby tym razem również wszystko skończyło się szczęśliwie.
    Nie umiem się żegnac, nie umiem czytac końców historii, bo zawsze chce mi się wyc. Zżyłam się z tą historią więc po prostu napiszę "dziękuję". Za historię, za wytrzymywanie ze mną, za moje narzekanie na długośc rozdziałów. Po prostu dziekuję za wszystko. Nie mówię żegnaj, lecz do zobaczenia. Gdzie nie wiem, ale z pewnością ten epilog nie jest zakończeniem naszej znajomości. Pozdrawiam (przepraszam za błędy)

    OdpowiedzUsuń
  15. ostatnia moja klepcia tutaj :'(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację Słońce. Udało ci się w stu procentach pokazać normalne życie dwojga zakochanych w sobie po uszy ludzi. A co mnie bardziej cieszy, pokazałaś to mieszając w to wszystko siatkówkę :)
      Trudno mi nawet o tym myśleć, ale razem z Twoim blogiem kończy się jakaś tam era. Pamiętam, gdy tylko weszłam w świat blogowy. On już był realizowany. Ta historia już biegła w swoim tempie i zachwycała czytelników. To, jak opisywałaś ich życie było magiczne. Każdy ma swój sposób pisania, wymyślania i tworzenia historii, ale Twój jest, jak dla mnie, najbardziej przyjemny.
      Zołzo! Jak to możliwe, że to już koniec, co? Czuję się jakby ten blog miałby trwać wieczność, a tu proszę. EPILOG.
      Cieszę się z ich szczęścia. Julita nie miała łatwo. Szczególnie we Włoszech. Ale teraz? teraz jest szczęśliwą matką i żoną. A Bartek? Bartek już nie jest tym samym Bartusiem co na początku tej historii. Miłość go zmieniła. Oczywiście na lepsze :)
      No, to chyba na tyle, co mam ci tutaj do powiedzenia.
      Aha! No i oczywiście chciałam ci bardzo bardzo bardzo, ale to bardzo podziękować za to, że byłaś tutaj tak długo i jak zwykle przybywałaś ze świetnymi kolejnymi rozdziałami.

      Dziękuję Słońce ♥

      Usuń
  16. I nawet ja, uważana za twardą troszkę się rozmazałam...
    Muszę się przyznać, że weszłam w piątek na tego bloga przeczytałam, że epilog i zamknęłam szybko stronę jak gdyby miało, to coś zmienić. Właściwie, to chyba tylko dla własnej świadomości zrobiłam tak, że teoretycznie blog trwa dłużej o kilka dni... :(
    Nawet sobie nie wyobrażasz, jak polubiłam tę historię, tych bohaterów, ich charaktery, ich bolączki i radości. Smuciłam z nimi, radowałam z nimi. Jednak najdłużej w pamięci pozostanie mi okres, gdy pisałaś o poronieniu, o in vitro, o szczęśliwej ciąży i tym wszystkim co pisałaś do końca, bo to było już cieszenie ze wspólnego życia, szczęścia. Oczywiście i w tym czasie były problemy jak np. kontuzja Bartka, która wykreśliła do z IO. Jednak, to Leonek dopełnił ich miłość, która była piękna, którą Ty pięknie opisywałaś. Nawet te czasem szczegóły były potrzebne. Można było się poczuć, jakby było wśród nich.
    Epilog - forma zaskakująca, lecz jak najbardziej trafna.
    Dziękuję, za to opowiadanie, za emocje, za to, że chciałaś z nami się dzielić, tym co Twoja wyobraźnia serwuje. Niby zwyczajne życia, jak nie jednego z nas, a chciało je czytać z zapartym tchem. Masz na prawdę talent, bo czytałam wiele historii, ale dawno nie spotkałam z tak rzeczywistą.
    Dziękuję, ściskam :*
    Iwona.

    OdpowiedzUsuń
  17. W końcu dotarłam :)
    Zeszło mi sporo czasu jednak jestem już (dopiero) po lekturze epilogu i powiem szczerze, że zaskoczyłaś mnie taką formą. Nie myślałam, że to będzie w takiej formie, ale cóż miła niespodzianka :)
    Tylko się cieszyć, że Bartek i Julita wiodą takie spokojne wręcz sielankowe życie. Za niedługo rodzina się im powiększy, a to kolejna dobra informacja.
    Nie jestem dobra w pisaniu podsumowawszy komentarzy, ba ja ich nie umiem w ogóle pisać, więc sorry za to co napisałam powyżej...
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
  18. Prawie się popłakałam na końcu, naprawdę śliczna historia :) Na mnie dopiero przyjdzie czas, ale już wierzę, że znajdę swojego herosa.

    OdpowiedzUsuń