piątek, 4 lipca 2014

68.



Wyleguję się na hamaku w ogrodzie u rodziców korzystając z pięknej pogody. W poprzednim tygodniu skończyłam czytać książkę „Ciężarówką przez dziewięć miesięcy. Przewodnik po ciąży i okolicach” polecaną przez moją siostrę. Obecnie czytam „W oczekiwaniu na dziecko”, którą pożyczyła mi Patrycja, ale tym razem nie moja siostra tylko jej imienniczka moja położna. Sympatyczna dziewczyna raptem rok starsza ode mnie. Poprosiła czy może mówić do mnie po imieniu, a ja mam tak samo zwracać do niej, ponieważ do innych pacjentek też w takiej formie się odnosi.
- Jutka, szukałam cię myślałam, że w pokoju jesteś. - przychodzi mama z talerzem w ręce.
- Jest piękna pogoda, to korzystam z uroków słońca.
- Uważaj na ten hamak żebyś nie spadła. - podśmiechuje się.
- Dziękuję ci bardzo! Nie martw się tata dobrze go umocował.
- Przyniosłam ci owoce. - kładzie na ogrodowym stole talerz ze smakołykami.
- Mamuś, ja ciągle coś jem, bo tak mnie karmisz.
- Bartek prosił żebym o ciebie dbała, a to co ci przyniosłam, to są same witaminy.
- Bartek dobrze wie, że dbacie o mnie. - odkładam książkę i zabieram za jedzenie soczystego arbuza, truskawek i  czereśni.
- A właśnie kiedy on wraca?
- Jutro popołudniu przyjeżdża na półtorej dnia, a co?
- Nic. Tata jutro idzie do pracy ma lot do Szwajcarii, Wiktor znowu ma loty czarterowe w czasie wakacji i więcej go nie ma niż jest w domu, a ja jutro jadę do cioci Ewy. - nie rozumiem jej ciągłych wyjazdów, gdy Bartek wraca do domu. Zazwyczaj zapełnia nam lodówkę i gdzieś ulatnia.
- Dlaczego ty mamo gdzieś jeździsz, jak jest Bartek? Chwile jesteś i znikasz. - ciągle mierzę ją wzrokiem, lecz jak może unika zetknięcia z moimi oczami. - Pokłóciłaś się z Bartkiem? Robi coś źle?
- Jutka, no coś ty! Po prostu jesteście młodzi i chcecie pobyć razem, sami…
- Jejku, mamuś daj spokój. Jesteśmy w waszym domu, wystarczający byliśmy sami i twoja obecność nam nie przeszkadza. W ogóle przestań tak mówić i zostań.
- Obiecałam cioci Ewie, że będę. - uśmiecha się i ściska moją dłoń. - Boże, pamiętam jak byłaś, tak mała jak Oliwka, a teraz ty będziesz miała dziecko.
- Kiedy to było, teraz już mam trzydzieści lat.
- Dla mnie zawsze będzie małą Julitką, moim ostatnim dzieciaczkiem.  - nasze błogie chwile na świeżym powietrzu przerywa telefon od Ali, która popołudniu wpadnie mnie odwiedzić.

Mama około południa pojechała do Warszawy, a ja wzięłam za przygotowywanie późnego obiadu dla mojego męża. Miał przyjechać około piętnastej, jednak seria ćwiczeń na stłuczoną kostkę plus korki powodują, że dochodzi osiemnasta, a jego nadal nie ma. W końcu przyjeżdża, jak zwykle uśmiechnięty, wyciąga z samochodu bukiet róż , walizkę i wchodzi do mieszkania. Zjada kolację, a ja w tym czasie popijam sok jabłkowy przez rurkę i napawam jego widokiem.
- Jutka, gdzie mama? - woła z salonu, gdy wyciągam naczynia ze zmywarki.
- Hmm jakby ci to powiedzieć? Chciała zostawić nas samych. - robi dokładnie taką samą minę jak ja, gdy się dowiedziałam o pomyśle mamy z wyjazdem do stolicy.
- No to korzystajmy. - podchodzi bliżej przypierając mnie do szafki. Ma ten sam piękny uśmiech w którym kocham się od kilku lat. Podnoszę głowę do góry i zbliżam do jego warg rozchylając je swoimi. - Wiesz, jaka piękna jesteś? Zawsze byłaś, a ciąża wyraźnie ci służy. Widziałem cię trzy dni temu w Łodzi, ale schowałaś się w dużo za dużej koszulce. Jesteś piękna z tym brzuszkiem. - podnosi kąciki ust ku górze. Mogę godzinami patrzeć w jego radosne, błękitne tęczówki i zatapiać w ich głębi.
- Twoja słonica. - parskam śmiechem.
- A co powie moja żona na wspólną kąpiel? - składa czułe muśnięcia na mojej szyi, tuż za uchem.
- Obawiam się, że z mężem nie zmieszczę się w wannie, jednak jestem za wspólnym prysznicem, co mąż na to?
- Z żoną wszystko.
- Ciekawa jestem co powiesz za piętnaście lat.
- Przecież nie brałem ślubu z tobą na piętnaście czy dwadzieścia lat, a na wszystkie dni jakie nas czekają. - prowadzi mnie do łazienki.
- Poczekaj, a ciuchy do spania?
- Po co ci ubrania na noc? Sami jesteśmy, będziesz chciała, to w pokoju coś z szafy wyciągniesz, choć nie przewiduję takiej potrzeby.
- Oszalałeś. - chichotam krocząc za nim.

Oglądam w telewizji  finałowe spotkania siatkarzy w ramach światówki, które rozgrywane są w Bułgarii. Bartek nie gra w podstawowej szóstce, ponieważ odnowiła się kontuzja kostki z która boryka się od spotkania z Francją sprzed blisko miesiąca. Staram się skupić na meczu, choć myślami jestem w słonecznej Chorwacji do której ponownie się wybieramy po kilku latach, choć tym razem do innego kurortu. Razem z nami lecą Ala z Pawłem. Do ostatniej chwili planowaliśmy podróż samochodem, jednak po konsultacji z moją lekarką nie ma żadnych przeciwwskazań przed lotem samolotem w moim stanie, a wybierając popularny środek transportu jakim jest auto stracilibyśmy blisko dobę na podróż. Mecz się kończy negatywnym wynikiem i szansa na wejście do czwórki oddala.
- Powiesz mi wreszcie czy to będzie chłopczyk czy dziewczynka? - po raz kolejny pyta moja mama z która oglądałam spotkanie.
- Mamuś nie wiem.
- Julita najwyższa pora żebyś się dowiedziała. Byłaś wczoraj na wizycie na pewno wiesz.
- Nie wiem, bo postanowiliśmy z Bartkiem, że nie chcemy znać płci. Będzie ona dla nas niespodzianką, a czy to będzie córka czy syn tak samo mocno będziemy kochać. - głaszczę swój już dość obszerny brzuszek, choć dzidziuś jest jeszcze maleńki.
- To jak chcecie kupić ciuszki? - zaskoczona dalej drąży temat.
- Nie planuję jeszcze kupować, a poza tym jest mnóstwo uniwersalnych ubranek bez typowych zdobień czy kolorów dla chłopca bądź dziewczynki.  - rozmawiam z rodzicielką do czasu, gdy wrócił tata z pracy. Żegnam z rodzicami życząc im dobrej nocy i wychodzę na górę do swojego pokoju. Piszę smsa do Bartka i sama odpływam w krainę snów.

Wakacje w Chorwacji w pełni udane. Pięć dni spędzone w świetnym towarzystwie męża i dwójki przyjaciół. Wróciliśmy opaleni, a chłopaki odpoczęli przez moment od siatkówki po ostatecznie przegranej światówce. Kolejna szansa na medal podczas tegorocznych mistrzostw Europy rozgrywanych w Niemczech. Remont naszego dom przebiega prawidłowo, jednak tak prędko się nie wprowadzimy. Bartek ma jeszcze dwa dni wolne przed zgrupowaniem, także jutro jedziemy do Wrocławia odwiedzić moich teściów i przywieźć Kubę, który spędzi tydzień ze mną oczekując na mecze memoriału rozgrywanego w Atlas Arenie. Odkąd zostałam żoną Bartka jego mama zmieniła się nie do poznania, a co najważniejsze przeprosiła za wcześniejsze zachowanie właściwie, to przeprowadziłyśmy damską rozmowę o której chłopaki nie wiedzą. Jestem przekonana, że wpływ na jej metamorfozę miała moja ciąża i fakt, że noszę jej wnuka, lecz dla mnie najważniejsze jest, że wreszcie można z nią w miarę normalnie współżyć. W końcu widzi, że nie jestem dziewczyną, która jest z jej synem ze względu na pieniądze czy karierę, bo nie wytrzymalibyśmy ze sobą tyle czasu bez miłości.
Jeździmy codziennie do Łodzi wraz z ekipą składającą się ze mnie, Kuby, mamy, Patrycji z Kacprem, Emilką i Oliwką. Chłopaki wygrywają każde spotkanie, Bartek gra we wszystkich meczach rozgrywając całe mecze i jest gotowy do gry przed zbliżającymi się mistrzostwami. Oczywiście bez pomocy fizjoterapeutów, masaży, specjalnych pasów na plecy, stabilizatorów na kostki czy plastrów na ramiona nie grałby tak jak gra. Zostaje wybrany zawodnikiem całego turnieju i przybywa mu kolejna statuetka. Mama i tata przyjechali z Wrocławia do Pabianic na obiad, a stamtąd do Łodzi na mecz i wracając do domu zabierają mojego szwagra ze sobą. Bartek po spotkaniu i ceremonii zamknięcia memoriału wraca do domu na dwa dni, a po nich zgłasza się do Spały i następuje ostatnie zgrupowanie przed wrześniową imprezą.  
Czuję się dobrze, ciąża przebiega wyśmienicie,  nie ma żadnych powodów do niepokoju. Mam lekkie dolegliwości ciążowe takie jak puchnięcie kostek wieczorem czy lekkie uciskanie żołądka, ale nie są na tyle dokuczliwe. Hormony swoje robią i na krok nie odstępuję Bartka spędzając każdą chwilę z nim przed prawdopodobnie długą rozłąką. Znam go i wiem, że jakimś cudem chciałby być na mistrzostwach, gdyż jest sportowcem i po to poświęca swój czas na treningi, by zdobywać najwyższe cele, a zarazem chciałby mieć wolne wakacje i być w domu, być ze mną, być na każdym badaniu, wiedzieć jak się zmieniam, jak „rosnę”, być w chwilach, gdy Maluszek harcuje i można poczuć jego ruchy, jednak coś za coś. Wiem, jak ważne jest dla niego reprezentowanie kraju, jak jest to ogromny honor, ale  i odpowiedzialność, bo nie tylko spełnia swoje marzenia, ale i jest przedstawicielem kraju na arenie międzynarodowej. Kładziemy się wcześniej do łóżka i leżymy w ciszy odwróceni do siebie. Ciszy, która wcale nie jest krępująca, a przyjemna choć niema dla ucha. Przybliżam się do niego, by móc idealnie dopasować do jego ciała.
- Kocham cię tak bardzo. - przerywa ciszę między nami świdrując mnie swoimi błękitnymi tęczówkami. Głaszcze mój policzek przejeżdżając kciukiem po dolnej wardze.
- Ja ciebie też. - jego twarz zrównuje się z moją, aby złączyć nasze wargi w pełnym miłości pocałunku. Z powrotem ląduję z głową na jego ramieniu przymykam powieki i nie potrafię wyobrazić sobie życia bez jego osoby. Bez jego idealnej twarzy, perfekcyjnego ciała czy poczucia humoru. Jego pięknych niebieskich oczu i malinowych ust. Jego dużych dłoni odwiedzających partie mojego ciała, których nie widział jeszcze nikt. Splątuję swoje nogi z bartkowymi , a on przyciąga mnie o kilka milimetrów bliżej swojego torsu kładąc rękę na moich plecach i delikatnie je głaszcze. Wtulam twarz w jego klatkę piersiową, a moje myśli wirują wokół mojego przystojnego męża, naszego Dzieciątka i życia, które się zmieni po jego narodzeniu. 

Tydzień później jadę do Wrocławia odwiedzić teściów i szwagra, któremu kończą się wakacje, ale i mam niespodziankę dla niego. Bartek nie wie o mojej jeździe do jego rodziców, bo na ile go znam ochrzaniłby mnie i wybił pomysł samodzielnej jazdy w taką trasę w szóstym miesiącu ciąży. Mama protestowała, ale dobrze się czuję i nie ma powodów, żebym musiała zostać w domu. Ostatniego sierpnia rozpoczynają się mistrzostwa Europy w koszykówce mężczyzn, które są po kilku latach ponownie rozgrywane w Polsce. Od Marcina dostałam komplet podwójnych biletów w loży vipowskiej na spotkania grupowe, które zostaną rozegrane we wrocławskiej hali. Kuba jest wielkim fanem tegoż sportu, a jestem przekonana, że tata będzie mu towarzyszył. Kot o imieniu Heniek nie przeżył do dzisiaj, choć i tak z tymi futrzakami nie przebywam, gdyż mam alergię za to jamnik, którego Bartek dostał od chłopaków na osiemnastkę jeszcze ma się dobrze, jak na swój wiek. Bawię z nim chwilę i idę do Kuby tradycyjnie rozegrać rundkę gry najpierw wyścigi, a później mecz na korcie tenisowym. Te czynności są stałym punktem mojej podróży do państwa Kurek.
- I mówię ci wysłała dla mnie bilety przez kuriera od jej kuzyna Marcina Gortata! - emocjonuje się Kuba podczas rozmowy z bratem przez skype, a ja z tyłu podsłuchuję. Na razie Bartek nic nie podejrzewa, że przyjechałam do rodziców. - Ja też mam dla ciebie niespodziankę.
- Co tam młody wymyśliłeś? - Kuba przenosi wzrok na mnie i podśmiewa. Podchodzę bliżej, a gdy pokazuję w kamerce Bartek cicho zaklął oczywiście wkurzony, że przyjechałam sama. Chwilę później już do przegadałam i udobruchałam. - Dobrze się czujesz? - wraca mój troskliwy Bartek z uśmiechem na twarzy.
- Wyśmienicie oprócz opuchniętych nóg, czasem lekkiego bólu pleców i harców Maleństwa, a ty zdrowy?
- Prawie tak. Za dwa tygodnie wracam do ciebie na dłużej.
- Aż za dwa tygodnie, ale damy radę jeśli tyle wytrzymaliśmy. Uciekam, bo mama zrobiła kolację. Pozdrów chłopaków, buźka. - przesyłam całusa i przerywam połączenie. Kolejnego dnia wracam do Pabianic, choć w drodze powrotnej zahaczam o salon w którym pracuje Alicja i odbieram balsam przeciw rozstępom, który dla mnie zamówiła. Wracam na kilka dni do pracy w księgowości właściwie, to nie praca, a mała pomoc dziewczynom przed rozpoczynającym sezonem. Agnieszka odeszła z powodu ciąży, a Monika jeszcze nie wróciła z urlopu macierzyńskiego dlatego zostało mało dziewczyn i nie radzą sobie z wszystkimi papierami. Mistrzostwa w Niemczech nabierają rumieńców. Chłopaki awansowali do ćwierćfinału z pierwszego miejsca i bój o półfinał stoczą z Serbią. W między czasie otrzymuję telefon od firmy remontowej, że do jutra skończą prace. Wszystko układa się znakomicie. Remont zakończony, dom wygląda teraz przepięknie, Bartek będzie walczył o medal wieczorem przekonamy o jaki, ja świetnie znoszę ciążę, a Maleństwo jest zdrowe i prawidłowo rozwija. Jeszcze kilka tygodni i będzie z nami na świecie na co nie mogę się doczekać. Ostatecznie będziemy walczyć o brąz. Jest nutka żalu, ale z tak perfekcyjnie grającymi gospodarzami nie mieliśmy szans na zwycięstwo. Chłopaki się nie załamują, tylko rozpracowują przeciwnika jakim są Włochy.
Firma sprzątająca wykonała swoją pracę doskonale i nasz dom aż się świeci. W przyszłym tygodniu po powrocie Bartka przeniesiemy się do nas.
W środę po obfitym świętowaniu brązowego medalu mój mąż dociera z krążkiem na szyi do domu rodziców do Pabianic. Przytulam go mocno po długiej rozłące, a hormony robią swoje, gdyż z oczu lecą mi łzy, których nie mogę zatamować. W przyszłym tygodniu rozpoczyna się sezon ligowy, także będzie dużo więcej w domu o ile nie będzie miał meczy wyjazdowych, jednak mimo wszystko te wyjazdy trwają krócej niż rozłąka podczas sezonu reprezentacyjnego.

- Wszystko przewieźliśmy? Zobacz czy jest tak jak chciałaś? - dom w Bełchatowie już jest gotowy do mieszkania. Wszystkie meble rozłożone ostatnie ubrania, które mieliśmy w Pabianicach też zostało przywiezione. Zostało tylko ich rozłożenie do odpowiednich szafek w garderobie. Wychodzę na górę, co jest nowością, bo wcześniej wszystko mieliśmy na jednym poziomie. 
- W końcu jest, tak jak chciałam, jak marzyłam. - rozsiadam się wygodnie na sofie w salonie i rozkoszuję chwila spokoju. Mam wszystko, co pozwoli mi być szczęśliwą. Mam kochającego męża, rodzinę, pracę, dom, samochód, a już za nieco półtorej miesiąca dziecko, które jest przez nas tak bardzo wyczekiwane. Pokoik dla Maleństwa już czeka, a może jutro przegadam Bartka, by wybrać na małe zakupy, bo dla dziecka nie mamy żadnych ubranek i musze kupić dla siebie sukienkę na rozpoczęcie sezonu, gdyż za tydzień w czwartek jest oficjalna kolacja w jednej z bełchatowskich restauracji, a z moją obecna figurą ciężko kupić cos wyjściowego, by odpowiadało mojemu gustowi.
Od poniedziałku Bartek rozpoczyna treningu wraz z zespołem. Kilka dni wolnych po zakończeniu mistrzostw pozwoliły mu odpocząć od siatkówki, jednak były bardzo aktywne, ponieważ wiązały się z naszą przeprowadzką. Brzuszek z dnia na dzień jest coraz większy i czasem przeszkadza w niektórych czynnościach, ale cieszę tym stanem w jakim jestem, bo uważam, że ciąża, to najpiękniejsze co może spotkać kobietę. Bełchatów inauguruje ligę zwycięstwem na własnym terenie. Byłam na spotkaniu razem z Emilką. Po meczu czekamy na Bartka i odwozimy małą do Piotrkowa.
- Juliś, co ty się tak przewracasz z boku na bok? - swoim wierceniem obudziłam Bartka.
- Bo Maluch tak bardzo się rusza mimo, że ma już coraz mniej miejsca. Zaczynam odczuwać pierwsze skurcze, które nie są oznaką porodu, spokojnie. - uspokajam go. - Nie mogę spać na brzuchu, choć lubiłam w dodatku łapią mnie bolesne skurcze łydek. - zrezygnowana najchętniej bym się rozpłakała, ale wiem, że to nic nie pomoże. Kładę na plecach, bo to jest najbardziej optymalna pozycja i głaszczę brzuch, gdyż Maleństwo odczuwa takie znaki.
- To dlaczego mnie nie budzisz? Przecież mogę ci pomasować łydki, bo tobie źle się schylać. - siada na łóżku i zaczyna masować dolne kończyny.
- Misiu, już nie trzeba przebrnęłam jakoś ten ból. Zdajesz sobie sprawę jak zmieni nasze życie po narodzinach? Już nie będzie przespanych nocy, beztroskich chwil tylko we dwoje, bo ten Człowieczek zawsze będzie z nami, pod nasza opieką. - wbijam w niego wzrok.
- Wiem, ale nawet nie wiesz jak chciałbym wziąć Ją albo Jego na ręce i żeby było z nami. Dla siebie też znajdziemy chwilę, bo jestem pewien, że rodzice nam pomogą. - wtulam się jego ciało i ponownie zasypiam, a Maluch uspokoił.
Coraz bliżej rozwiązania pozostały niespełna trzy tygodnie. Od czasu do czasu pomagam dziewczynom w księgowości z zapłatą faktur czy innych ważnych zleceń dotyczących przewozu, transportu czy zakwaterowania siatkarzy podczas wyjazdowych meczy w Polsce czy podczas kolejek ligi mistrzów. Czuje się jak wielka słonica, brzuch przypomina ogromną piłkę wodną, jednak nie narzekam, bo wiem, że za kilkanaście dni ten stan się skończy.
- Julita, dzisiaj zostajesz w domu. - znowu marudzi mój mąż, gdy zbieram się do wyjścia z nim do pracy.
- Daj spokój. Jadę na trzy czy cztery godziny. Siedzę tam i nie przemęczam. Do porodu trzy tygodnie, a ja tylko do końca tego tygodnia jestem, bo od poniedziałku wraca Monia. - kręci głową, ale wie, że i tak mnie nie przekona do pozostania.
Dzisiaj rano siatkarze wyjechali do Częstochowy na spotkanie, które jutro rozegrają. Zabrałam się rano z Bartkiem do klubu, a teraz czekam na Alę, która ma mi przywieźć teczkę jaką zostawił Paweł, a są w niej ważne dokumenty. Od rana dokuczają mi drobne skurcze, ale nawet Ne pisnęłam słówka Bartkowi, bo zamiast do Częstochowy, to pojechałby ze mną do kliniki. Dzwoniłam do położnej Patrycji i powiedziała, że to raczej fałszywy alarm, ale gdyby się nasilały, to mam jej dać znać. Póki co wytrzymuję. Nalewam Ali wody do szklanki, bo została u mnie, a ja idę do toalety, gdyż odczuwam wielki nacisk na pęcherz. Wracam do pomieszczenia blada jak ściana.
- Aluś, nie denerwuj się, ale proszę cię możesz jechać ze mną do domu i do kliniki? - krzywię się na kolejny skurcz. - Masz czas w ogóle?
- Tak, mam dzisiaj wolne. Juta, to już dziś?! - panikuje bardziej ode mnie.
- Jak widzisz dziś. Ale błagam nie dzwoń do Bartka, bo po co ma się denerwować i tak mi nie pomoże.
Trzy kwadranse później jestem już w klinice pod czujnym okiem Patrycji. Skurcze nabierają na sile, a ja jestem przypięta do jakiś urządzeń sprawdzających tętno, ciśnienie i nie wiem co więcej. Trzecia godzina okropnych męczarni nie przynosi efektów. Czuję się osłabiona, ale nie poddam, bo walczę o nasz najcenniejszy skarb. Lekarka z położną wymieniają jakieś uwagi, pokazują wyniki badań, porównują, a ja nadal nie mogę naturalnie urodzić.
- Bierzemy pacjentkę na blok. Dziecko jest okręcone pępowiną nie ma na co czekać, nie urodzi sama, a każda chwila się liczy. - po tych słowach mam ogromny mętlik w głowie. Szok? To nadal za małe słowo. Łzy spływają jedna po drugiej. Jestem zmęczona, spocona i niech zrobią wszystko, byle Maleństwu nic się nie stało. Łapię położną Patrycję za rękę i wręcz błagam, żeby ratowała nasze Dzieciątko. Wytrzymałam dwa niepowodzenia z in vitro, cały okres z zajściem w ciążę, potworny ból w ostatnich kilku godzinach, to i na ostatecznej prostej nie poddam się. Muszę walczyć, bo mam dla kogo.
                                                                                                                              

Topię się.
Jestem wyjątkowo bardzo niezadowolona z tego rozdziału, ale nie mam czasu na poprawki, może w jakimś małym stopniu Was usatysfakcjonuję.  Po raz kolejny i chyba już tak będę pisała do końca - dziękuję tym, które są ze mną wytrwale. W ten weekend będę chciała nadrobić u Was zaległości, przepraszam, ale brak mi czasu.
Do kolejnego.

12 komentarzy:

  1. Zajmuję!
    Teraz idę czytać :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ja nie lubię jak kończysz nie w tym momencie co trzeba. Jak ty specjalnie nam tak możesz robić. Foch forever z przytupem i melodyjką! Mamusia jest najlepsza, karmić, troszczyć się oraz ulotnić się z domu kiedy zięć przyjeżdża, sama bym taką chciała chociaż moja nie jest najgorsza, ale nawet jak jestem chora (raz na kilka lat) to muszę sama latać po kuchni i szykować sobie jedzenie. Dlaczego Julita nie powiedziała nic Bartkowi i nawet zabroniła Ali zadzwonić do niego? Przecież on powinien o wszystkim wiedzieć oraz być w szpitalu przy narodzeniu maluszka nawet za drzwiami bloku operacyjnego. Oby tylko z dzieciątkiem było wszystko w porządku i było zdrowe nie ważne czy będzie to chłopiec czy dziewczynka :)
      Jaka niezadowolona? Przy napisaniu takiego rozdziału można być niezadowolonym. Pauliś no weź człowieka nie denerwuj dobrze? Pisz jak najdłużej się da :)
      Ściskam bardzo mocno! :>

      Usuń
  2. O mój Boże! W takim momencie kończysz? Serce nadal bije w przyspieszonym tempie! Uff! Mam nadzieję, że cesarka zakończy się pozytywnie i powitamy przeczuwam, że pannę Kurek :)
    Wszystko im się układa, mają stare, a nowe mieszkanie, oddaną rodzinę i przyjaciół, zapewniony budżet, miłość (!) i już niedługo będą mieć (prawda?) dziecko, o którym marzyli. Cieszę się jak głupia do ekranu laptopa radując ich szczęściem :) Jutka jest dzielna i wytrzyma jeszcze kilka godzin bądź chwil, jeśli CC :) Nie może być inaczej!
    Nie wiem co będę robiła jak skończysz to opowiadanie :( Oby nie prędko!
    Pozdrawiam, Alicja :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co Ty tam gadasz ? Rozdział super:)
    Oby tylko wszystko było w porządku z dzieckiem
    pozdrawiam i do następnego Gośka

    OdpowiedzUsuń
  4. uwielbiam :)
    to się czyta jednym, zapartym tchem...

    OdpowiedzUsuń
  5. oby dziecku nic się nie stało, bo tyle na nie czekali. Nie narzekaj, rozdział jest w porządku. Tylko pora czytania niewłaściwa, bo przecież zaczyna się mecz

    OdpowiedzUsuń
  6. Boski rozdział :)
    Oby maleństwu i Julicie nic się nie stało :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Boże, mam nadzieję, że nie zabawisz się we mnie i nie rozwalisz nagle sielanki, bo w tym momencie za takie poczynania, to chyba bym się na to południe Polski wybrała, odnalazła Cię i mocno nakopała w tyłek, bo Julity i Bartka nie można już krzywdzić! :P A przynajmniej takie jest moje zdanie.
    Oj pewnie wiesz, że każdy nie przewiduje, nie potrafi wyobrazić sobie tutaj nieszczęśliwego końca tego opowiadania, więc nie powiem nic nowego, że podpisuję się pod tymi słowami.
    Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Kotek! Ty serio lubisz dramaty, czy mi się tak tylko wydaje, hę?
    Ja tu tak sobie czytam o sielance, wszystko ładnie, pięknie, a Ty na sam koniec co?! :D
    Kompletnie mi się to nie spodobało, ale jestem w dobrej myśli, bo Jutka jest pod dobrą opieką Patrycji i lekarki <33
    Buzioleńki dla Ciebie i tej parki! :* <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Oby wszystko się udało i ich dziecko urodziło się zdrowe. Wiesz w jakim momencie skończyć. Nie rób u nich dramatu, bo i tak za dużo przeszli. Niech to wszystko dobrze się skończy.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tyle chciałam napisać po przeczytaniu w sobotę, a teraz mam pustkę w głowie...
    Maluszek jest coraz bardziej wyczekiwany z utęsknieniem przez Bartka i Julitę. Do rozwiązania jednak jeszcze trochę czasu - niestety. Jednak powoli wszystko przygotowane. Najważniejszy był remont w domu i w sumie najgorzy do wykonania. Jednak już mogą się pochwalić domem po liftingu ^^
    Matko ale pierdziele smutki :(

    OdpowiedzUsuń