piątek, 25 kwietnia 2014

59.



Z niewielkim opóźnieniem ląduję na lotnisku w Weronie, pomyślnie przechodzę kontrolę paszportową, choć pani celnik dokładnie prześwietliła moje dokumenty i próbowała znaleźć problem w zdjęciu, które mam zrobione w paszporcie, gryż kilka lat temu miałam inną długość włosów i inne ścięcie, a mimo, że pokazałam jej dowód nie chciała mnie przepuścić, lecz inny celnik powiedział jej coś po włosku i z niesympatyczną miną kazała iść dalej. Poczekałam na walizkę i miałam iść do baru na kawę, a w między czasie zadzwonić po taksówkę, których numery widniały nieopodal wyjścia. Wysuwam rączkę walizki, podróżny bagaż niosę w ręce i nie wiele myśląc odwracam się uderzając z impetem w kogoś. Zaklęłam po polsku wkurzając się nieporadnością jakiegoś podróżnika, gdy tą niezdarą okazuje się mój siatkarz.
- Bartek? Co ty tutaj robisz!? Miałeś być na treningu! - rzucam mu się na szyję mocno ściskając po ponad miesiącu rozłąki.
- A ty kłamczucho miałaś być teraz w pracy. - uśmiecha się i mnie całuje.
- Niespodzianka. - ponownie łączę nasze wargi i znowu przytulam. - Kto ci powiedział, że przylatuję?
- A jak myślisz?
- Nie wiem? Chłopaki z klubu wiedzieli, rodzice, Pati…
- A kto znał dokładną godzinę odlotu i przylotu?
- Ala… Paweł ci powiedział!? - zgaduję, a odpowiedzią jest jego łobuzerski uśmiech.
- Jedziemy do mojego mieszkania? Za dwie godziny mam trening, a kawałek drogi przed nami. - trzymając go za rękę opuszczamy budynek lotniska i idziemy na parking, na którym stoi klubowy samochód Bartka z jego imieniem i nazwiskiem oklejonym na drzwiach i znaczkiem klubu. Jadę wpatrzona w jego posturę chcąc się nasycić widokiem, którego przez ostatnie tygodnie nie miałam.
- Macie tutaj w Trento jakiegoś fryzjera?
- Oj Juta…- przejeżdża dłonią po dużo za długich włosach.
- A maszynek też nie ma w sklepie?
- Ogolę się wieczór, ale całkiem całkiem ten zarost wygląda. - schlebia sobie patrząc w lusterko na przedniej szybie.
- Yhym, chyba z dwa tygodnie się nie goliłeś, to bardzo ładny. - dodaję z sarkazmem.
- Nie miałem dla kogo się stroić.
- Misiu, dla własnej wygody. - wzdycham podziwiając zielone pola.
- Mi on tam nie przeszkadza. - mówi sam do siebie.
 Na niektórych skrzyżowaniach wpuszczają nas dość mili kierowcy, a raczej fani Bartka, którzy rozpoznają go w samochodzie co jest z resztą nietrudne, jak auto jest oznakowane.
- Ma się te przywileje, to nawet w Bełku tak dobrze nie masz. - ironizuję na co siatkarz tylko się zaśmiewa.
- A co tam w Skrze? Wojtek wyleczył kostkę?
- Przecież codziennie ci wszystko mówię przez telefon, Włodar już lekko trenuje, chociaż myśleliśmy, że jego organizm szybciej się zregeneruje, ale cóż poradzić.
- A no widzisz, nic nie zrobisz. - skręca na nowoczesne osiedle.
- Tutaj mieszkasz? - rozglądam się dokoła po wyjściu z samochodu.
- Tak, drugie piętro, widzisz te zasunięte zielone rolety? Tam mieszkamy.
- Mieszkamy? Aha.
- Juliś, ja mieszkam, a ty niedługo. - całuje mnie w policzek, gdy tak stoję jak słup soli. Bierze moje walizki i idziemy do głównych drzwi.
- Na razie, to nic nie zapowiada, żebym miała tutaj mieszkać. - dodaję cicho idąc za nim, na szczęście nie słyszy tego.  Otwiera czarne drzwi ze złotym numerem pięć na środku i wpuszcza mnie pierwszą do wewnątrz.
- Bartek, jaki ty masz tutaj syf. - krzywię się widząc pełno porozrzucanych ubrań, jakiś płyt, gazet czy talerzy.
- No bo nie zdążyłem posprzątać, nie przejmuj się tym. Tutaj jest kuchnia, tutaj łazienka, tutaj salon, a tutaj nasza sypialnia. - ręką pokazuje pomieszczenie, a do sypialni wciąga mnie, by pokazać naprawdę wielką przestrzeń. Ogólnie mieszkanie jest bardzo nowoczesne i  duże, jak na jedną osobę w nim mieszkającą, jednak taki metraż zaproponował sponsor klubu, który płaci czynsz, a Bartek tylko rachunki, więc skorzystał z okazji mieszkania w bardzo nowoczesnym mieszkaniu o którym sami możemy pomarzyć, by remontować nasze w Polsce na takie udogodnienia. - Obiadu nie ma, w lodówce tak sobie… przepraszam, ale nie zdążyłem zrobić zakupów, a teraz muszę lecieć na trening. - przewracam oczami znając jego bałaganiarstwo i nieporadność. Zabiera torbę na trening z sofy, całuje w usta i w przelocie informuje, że wróci za jakieś dwie i pół godziny. Zostaję sama w przedpokoju, w płaszczu, z bałaganem i ogniem miłości do tego człowieka, który zostawił mnie, by po raz tysięczny trenować te same zagrania. Rozpinam płaszcz i zawieszam w szafie przy drzwiach wejściowych. Zbieram wszystkie naczynia, które są w moim zasięgu wzroku i wkładam do zmywarki. Chwilę z nią walczę nim ją włączę, gdyż jest bardziej skomplikowana, a może bardziej unowocześniona niż ta w moim domu. Kilka bluz i swetrów wkładam do komody, a podkoszulki i spodnie dresowe wrzucam do kosza na pranie. Mieszkanie po uprzątnięciu zaledwie kilku naczyń i ubrań znacznie lepiej wygląda, chociaż przydałoby się jeszcze ścieranie kurzy, ale to z pewnością nie dzisiaj. Gdy żołądek zaczyna o sobie przypominać zbliżam się do lodówki, by ocenić sytuację czy mamy co jeść i niestety nie ma w czym wybierać. Piszę do niego smsa, żeby w drodze powrotnej zrobił małe zakupy i nie zapomniał o bułkach albo chlebie, ponieważ sześć jajek jest w lodówce i można by zrobić jajecznice. Poszłabym coś kupić, bo widziałam osiedlowy sklepik może trzydzieści metrów od bloku, ale nie wiem gdzie są klucze, by zamknąć mieszkanie. Zanoszę walizkę do sypialni, rozsuwam i wyciągam skąpą z prześwitami koszulę nocną z szlafrokiem w której Bartek mnie jeszcze nie widział i idę wziąć prysznic. Włączam telefon, któremu nie zmieniłam profilu z samolotowego i dzwonię do mamy, żeby ją uspokoić, że dotarłam na miejsce cała. Po dziewiętnastej drzwi wejściowe otwierają się, a za nimi postać Bartka. Rzuca torbę na płytki, ściąga buty i kurtkę i wchodzi roześmiany do kuchni.
- Miałaś się rozgościć, a nie sprzątać.
- Jak nie miałam gdzie usiąść nawet.  Gdzie masz zakupy?
- Zapomniałem.
- No to idź, bo nie mamy co jeść.
- Od kiedy ty masz taki apetyt? - śmieje się rozpinając mój szlafrok i przyciskając mnie do lodówki.
- Widzisz ile potrafię przejeść? Bierz te ręce i idź kup coś do jedzenia, bo oprócz sześciu jaj, oleju, pomidora i połowy dżemu nic nie masz. Co ty w ogóle tutaj jesz?
- Pizze albo na mieście, rano płatki. - odsuwa się niechętnie, ubiera i wychodzi.
W końcu udaje nam się zjeść kolację, wkładam talerze do zmywarki i siadam na bartkowych kolanach wtulając w jego tors. Siedzimy w milczeniu przytuleni do siebie, by choć w niewielkim stopniu nadrobić rozłąkę. Przymykam powieki i chłonę zapach jego ostrych perfum. Budzę się po jakimś czasie w ciemnym pomieszczeniu przykryta pościelą.
- Gdzie jesteś? - szepczę szukając go w ciemności.
- Jestem, byłem w łazience.
- Chodź do mnie.
- Już się kładę. - podnoszę kołdrę i zaspana przesuwam się robiąc miejsce dla Bartka. Przyciąga mnie do siebie, a ja wtulam w niego jak mała dziewczynka w ulubioną maskotkę, która ratowała ją w nocy przed atakiem dzikich bestii. Nie myślę o tym, że za parę nocy będę musiała znowu wracać do Polski i zmierzyć sama z rzeczywistością.
Dzisiaj wybrałam się z Bartkiem na halę, by zobaczyć na własne oczy obiekt w którym rozgrywają mecze. Przyzwyczajona jestem po polskich pomarańczowych boisk, a tutaj we Włoszech lubią płytę boiska mieć udekorowaną w kolorze flagi narodowej, co nie wiem może komuś się podoba, ale osobiście nie jestem fanką takiego pomysłu i nie wyobrażam, że w Polsce jedna połowa byłaby biała a druga czerwona. Co kraj, to inna kultura. Poznałam chłopaków i usiadłam w ostatnim rzędzie, by nie przeszkadzać w treningu. W między czasie zdążyłam się wynudzić i wymieniłam kilka smsów z Alą i Anetą, ta ostatnia coraz bardziej przygotowuje się do ślubu, który w maju będzie brać.
- Chodź zabieram cię na obiad.
- Ale nie na pizze? - wybucha śmiechem. - I czemu się śmiejesz?
- Bo widzę, że na pizzę nie możesz patrzeć. Proponuję tradycyjny obiad z zupą i drugim daniem.
- No wiesz, ja nie widzę problemu tyle zjeść, ale ty możesz?
- Po raz kolejny zaskakujesz mnie swoim apetytem, a nic a nic nie tyjesz.
- Dla mnie to dobrze. - szczerzę się. - Najpierw zjem duży obiad, a potem ciebie… - puszczam mu oczko uśmiechając się.
- Wiem, wiem Kurek junior czeka, dlatego muszę nabrać dużo siły.
- Znowu nie przesadzaj, że tak cię męczę.
- I to jeszcze jak! Na treningu mniej się spocę.
- Bartek… - dostaje kuksańca w bok za głupie gadanie.
- Żartuję Jutka. - szepcze mi do ucha i obejmuje w tali mocniej. Pogoda w Trento jest bardzo ładna jak na początek listopada.
I z pięciu dni spędzonych we Włoszech pozostał ostatni, którego już kilka godzin minęło. Wylot mam o 18, ale na lotnisku muszę być co najmniej półtorej godziny wcześniej. Zbieram rzeczy, które rozłożyłam gdzieś po mieszkaniu i pakuję walizkę. Korzystając w czwartek z dobrego humoru Bartka poszliśmy na zakupy i kupiłam kilka nowych ubrań, które nie chcą mi się zmieścić w walizce.
- Misiek, tą sukienkę zostawiam, bo nie chcę jej tak bardzo pomiąć. Będziesz kiedyś leciał do mnie to ją weźmiesz.
- Okej, a nie możesz zostać chociaż do jutra? Mogłabyś zobaczyć mnie w akcji.
- Też żałuję, że nie widziałam meczu z twoim udziałem, ale nie mogę zostać, bo jutro idę do pracy. Chłopaki podejmują przeciwników z Olsztyna. Zobaczę cię jak przylecisz do Polski, którego dokładnie?
- Dwudziestego piątego listopada gramy mecz z Jastrzębskim, to jest środa, więc przylecimy chyba w poniedziałek po południu.
- To postaram się wziąć wolne na ten czas i zatrzymam gdzieś blisko waszego hotelu.

Każdy kolejny dzień w Polsce ciągnie się z godziny na godzinę. Odliczam dni do przylotu Bartka, choć jeszcze jest ich sporo. Nie wiem dlaczego zgodziłam się dzisiaj iść z Anetą szukać sukienki ślubnej na jej wesele. Nie lubię takich sztucznych uśmiechów pań sprzedających, które zachwalają każdy model sukienki i natarczywie próbują sprzedać wybrany model klientce dołączając wszystkie akcesoria. Jednak mam tyle wolnego, że chyba z nudów wolę iść z przyszłą panną młodą poplotkować niż oglądać telewizję i jeść słodycze.
- A w tej jak wyglądam? - prezentuje się przede mną.
- Jak worek ziemniaków, nie pasuje do ciebie.
- Julita, to już jest ósma sukienka.
- Widocznie nie ma tutaj dla ciebie tej wyjątkowej. - wyszłyśmy ze sklepu i musiałam przeżyć kolejne dwa salony ślubne w których Aneta mierzyła sukienki, a mi żadna się nie podobała. Na szczęście w ostatnim w którym byłyśmy była mała sofa na której mogłam usiąść, bo zakupy doszczętnie wyczerpały ze mnie energię. Ostatecznie zgodziłam się z gustem Anety i wybrała tą jedyną, najpiękniejszą. Chociaż dla mnie nadal nie miała tego czegoś, ale nie marudziłam, gdyż chciałam jak najszybciej zakończyć tą mordęgę.
- Juta, dobrze się czujesz?
- Tak, tak, tylko zakręciło mi się w głowie. - Aneta spanikowała, gdy na moment mnie zamroczyło.
- Na pewno?
- Tak. - zaśmiałam się nerwowo. - Ale nie będziesz się gniewać, jeśli wrócę do domu?
- Jasne, chodź odwiozę cię. - chętnie skorzystałam z propozycji i po kilku minutach byłam w domu. Po szybkim rozpłaszczeniu poszłam się położyć, bo wyjątkowo źle się czułam.
Od wczoraj jesteśmy z drużyną w Bydgoszczy. Udało mi się spotkać z Winiarem przed treningiem bełchatowian. Według oczekiwań trenera spotkanie wygrane za trzy punkty i z uśmiechem na twarzach możemy wracać do Bełchatowa, lecz z racji, że spotkanie było rozgrywane późnym wieczorem powrót mamy następnego dnia około dziewiątej. Budzę się o szóstej rano i pierwsze co, to biegnę do toalety zatykając usta dłonią. Wczorajsza kolacja wyjątkowo mi nie podeszła i nie mam najmniejszej ochoty, by coś przełknąć, ale schodzę, by napić się filiżankę gorzkiej herbaty, według babci najlepszy sposób na poranne niestrawności. Niestety podczas drogi powrotnej dalej źle się czuję, i co jakiś czas proszę kierowcę, by się zatrzymał, bo nie chcę na oczach chłopaków zapełniać reklamówki foliowej czy innego pojemnika. Jestem szczerzona przez klubowego lekarza, dalszą trasę mijam na jednym z pierwszych miejsc w autobusie oparta o chłodną szybę. Karol podwozi mnie pod dom, gdyż samochód zostawił na parkingu przed klubem. Od razu po wejściu do domu kładę się na łóżko i nie odbieram telefonu od Bartka, bo w takim stanie nie mam zamiaru z nim rozmawiać, ponieważ wywęszy, że cos ze mną nie tak. Ala poinformowana przez Pawła, że miałam małe problemy ze zdrowiem suszy mi głowę, że mam iść do lekarza. Nigdzie nie idę, bo nie widzę takiej potrzeby, jakaś jelitówka mnie złapała i minie.
- Co ty tutaj robisz? - gani mnie Tomek zaraz po wejściu do pokoju.
- Jak to co? Przyszłam do pracy.
- Wczoraj wymiotowałaś pół drogi…
- Ale dzisiaj czuję się świetnie. Zjadłam bułkę na śniadanie, naprawdę nic mi nie jest. - klepię go po ramieniu i idę przebrać się w klubowy dres.

Bartek jednak przylatuje we wtorek do południa, a nie, tak jak przewidywał w poniedziałek. Na czwartek umówiłam się z moją lekarką, bo nieznacznie opóźniony okres daje mi maleńka nadzieję, że może spełni się nasze marzenie. Gdy pielęgniarka wywołuje moje nazwisko z mocno bijącym sercem wchodzę do gabinetu.
- Dzień dobry pani Julito, proszę się rozebrać. - miła blondynka zza biurka posyła delikatny uśmiech i ręką pokazuje dobrze znane mi miejsce.
- Niech pani coś powie, bo zaraz umrę… - niecierpliwię się podczas badania i analizuję każdy, nawet najmniejszy ruch twarzy doktor Szymańskiej. 
- Niech pani nie umiera, macica nie jest jeszcze powiększona, ale jak pani mówiła to dopiero dwa tygodnie od ewentualnego zapłodnienia, więc wszystko w porządku.
- Czyli co muszę czekać?
- Nie, zaraz wykonamy usg, a jeśli po nim nie będziemy miały sto procent pewności, to wtedy zrobimy badanie moczu z uwzględnieniem poziomu betaHCG. - ubrałam się i wraz z lekarką przeniosłam do sąsiedniego pomieszczenia, by wykonać badanie usg.  - Pani Julito, widzi pani tą mini kropeczkę w pęcherzyku? To pani maleństwo. Jego wielkość mierzy zaledwie około półtora milimetra. - podekscytowana i ze łzami w oczach podziękowałam kobiecie nie mogąc uwierzyć, że to naprawdę się dzieje.
- Pani doktor, ale na pewno jestem w ciąży? - dla wewnętrznego spokoju wolałam spytać o oczywistą rzecz.
- Na pewno. Proszę się nie martwić, jest pani w czwartym tygodniu ciąży, nawet już drugi dzień piątego tygodnia. Za około półtora tygodnia zapraszam na badanie, prawdopodobnie usłyszy pani bicie serduszka, dumny tatuś mile widziany. Do zobaczenia. - odebrałam recepty z witaminkami i z szczerym uśmiechem opuściłam pomieszczenie.

We wtorek rano pojechałam do Jastrzębia, gdzie około południa dojedzie Bartek wraz z kolegami z Trento, by dzień później rozegrać spotkanie z rodzimym klubem, który reprezentuje naszą ligę na międzynarodowych arenach. Umówiłam się z Bartkiem, że po treningu przyjdzie do hotelu w którym się zakwaterowałam na dwie noce, a który to mieści się od niego o jakieś pół kilometra. Nie wie o ciąży, bo nie chciałam mu przez telefon takiej informacji przekazywać. Właściwie nikt nie wie oprócz prezesa, nawet sztab ani moja rodzina. Gdy wchodzi do mojego pokoju rzucam mu się na szyję stęskniona jego obecnością.
- Misiu, tak bardzo cię kocham. - nie wypuszczam go z objęć.
- Ja ciebie też Jutka.
- Muszę ci coś powiedzieć, a chciałam osobiście. - ściszam głos i usadawiam na jego kolanach.
- Stało się coś?
- Tak. - widzę przerażenie  w jego oczach. - Ale spokojnie nic złego, wręcz przeciwnie. Jestem w ciąży.
- Serio? - wytrzeszcz jego oczu powoduje u mnie wielki śmiech.
- Tak, kończy się piąty tydzień ciąży.
- Będę tatą, tak?
- Yhym, najlepszym na świecie. - łączę nasze usta w długim, pełnym miłości pocałunku.
- I jak ja mam grać? Ja nawet myśleć racjonalnie nie mogę! - objęta silnym ramieniem wymieniam czułości z ojcem naszego maleństwa.
                                                                                                                                             
Witam.
Zepsułam po całości, choć i tak pewnie zaprzeczycie, ale wiem swoje :/  To nie koniec niespodzianek. To chyba na tyle.
Pozdrawiam.

środa, 16 kwietnia 2014

58.



Często mówi się, że „świat jest mały” i rzeczywiście. Podczas wakacji na Bali spotkaliśmy jednego z najlepszych lewych rozgrywających świata, naszego rodaka,  a dokładnie Michała Jureckiego z żoną, dzieckiem i przyjaciółmi. W Polsce miałam okazję półtora roku temu leczyć tegoż reprezentanta naszego kraju i zawodnika kieleckiej drużyny. Później spotkałam go chyba dwa razy, raz przypadkiem w Warszawie, a drugi raz podczas tegorocznej ligi światowej. Spędziliśmy miło jeden wieczór, gdy wybraliśmy się na kolację. Michał również należy do grona sportowców, którym buzia się nie zamyka, a uśmiech nie schodzi z ust. Jurecki przyleciał na wyspę trzy dni wcześniej na dziesięciodniowe wakacje,  a my na tygodniowe. Jednak co dobre szybko się kończy i pozostał nam ostatni dzień do powrotu. Korzystamy z pięknej pogody, wielkiego basenu i własnej obecności tylko we dwoje, bez zbędnych telefonów, wyjść.
- Bartek wziąłeś wszystko? - zasuwam zamek swojej walizki i wzrokiem przejeżdżam po całym pokoju przypominając sobie, czy nic nie zostawiłam.
- Ja tak, ale ty masz w łazience kosmetyki.
- O widzisz zapomniałabym. - wchodzę do toalety po kosmetyczkę i zabieram jeszcze dwie bartkowe koszulki i klapki.
- Julita, nie zmieszczę tego. - unosi się, gdy próbuję wepchnąć do jego walizki ostatnie nasze rzeczy.
- Musisz, ja w swojej nie mam już ani grama miejsca. I tak zapłacimy nadbagaż, bo mam dużo za dużo kilogramów.  Jesteś wielki, masz siłę, to upchaj jakoś. - mamrocze coś pod nosem, ale posłusznie pakuje. Kolejne problemy powstały na lotniku. Bartek zaczął wykłócać się ze stewardessą dlaczego nie mamy miejsc obok siebie.
- Możesz przestać i nie robić pośmiewiska z siebie?
- Nie będę siedział obok tego starego gościa.
- Będziesz, będziesz. Siadaj i nie marudź.
- Nie! Idę do obsługi.
- Bartek przestań! Masz natychmiast siadać tam, gdzie masz wyznaczone miejsce na bilecie. Siedzę cztery rzędy za tobą, wystarczająco dużo czasu spędziliśmy razem, więc nie wymyślaj. - odwróciłam się i poszłam na swoje wyznaczone miejsce. Włączyłam odtwarzacz, słuchawki do uszu i szybko zasnęłam. Obudziło mnie strzelanie drzwiami od toalety, a że bateria w odtwarzaczu została wykorzystana musiałam dalszą część lotu przesiedzieć czytając gazetę lub podziwiając widoki za oknem.
Kolejne dwa dni, które chłopaki dostali wolne przed kolejnym obozem w Spale mijają jak zwykle w zawrotnie szybkim tempie. Jutro rano siatkarze spotykają się w Spale, by rozpocząć treningi przygotowujące do mistrzostw Europy. Jak zwykle po dłuższym czasie spędzonym razem staję się marudna, gdy ma wyjeżdżać i nie opuszczam go prawie na krok.
- Julitusia, na początku na pewno będę miał weekendy wolne. - obejmuje mnie ramieniem, jak dosiadam się do niego, gdy czytał jakiś magazyn sportowy.
- Wiem, ale i tak nie lubię, jak wyjeżdżasz na dłużej. - pociągam nosem wtulając się w jego w klatkę.
- Wiem, że nie lubisz. Ja też nie lubię ciebie zostawiać, ale wiesz, że taki mam zawód, a teraz reprezentuję Polskę, co jest spełnieniem kolejnych marzeń. Jak wrócę wynagrodzę wszystko.
- Nie chcę kolejnych prezentów, chcę ciebie obok.
- I co mam rzucić siatkówkę i otworzyć warsztat samochodowy, gdzie będę przez osiem godzin naprawiał auta? - spokojnie odpowiada uśmiechając się przy tym.
- No nie…
- Nie pierwszy raz wyjeżdżam, to co ty taka marudna dzisiaj?
- Nie wiem.
- Czyżby tutaj już ktoś zamieszkał? - kładzie rękę na moim brzuchu.
- Nie, na pewno jeszcze nie. Od półtora tygodnia staramy się o maleństwo, więc nie sądzę, że już nam się udało.
- Ech, to nie wiem. Szukam powodów twojej zmiany samopoczucia.
- Kocham cię Bartek. - wtulam się w zagłębienie jego szyi .
- Mimo twoich humorków ja ciebie też. - całuje mnie w czoło i chce droczyć na co nie mam ochoty. Siedzimy w takiej pozycji nie zważając na czas, wstaję dopiero wtedy, gdy żołądek Bartka przypomina o sobie.

Czas kiedy Bartek jest na zgrupowaniu wydłuża mi się niemiłosiernie. Tydzień, kiedy go nie ma trwa w nieskończoność, a dwa dni w domu mijają bardzo szybko. Gdy kadrę trenował Andrea siatkarze wracali do ośrodka w poniedziałek do godziny ósmej rano, za panowania obecnych trenerów muszą pojawić się w budynku do dwudziestej drugiej w niedzielę.
Nie chcę wybiegać w przyszłość, choć ta myśl ciągle widnieje z przodu głowy, jak sobie poradzimy, gdy Bartek wyjedzie do Włoch, a to już niedługo. Nie mam pewności kiedy zajdę w ciążę, by móc być przy nim. Może przesadzam, bo nie jedna para spędza sezon osobno, jednak jestem przyzwyczajona do bartkowej obecności w życiu codziennym. Jest częścią mnie, która wypełnia i koloruje moje życie. Chcę z nim spędzić moje życie, bo jestem pewna, że jest odpowiednią osobą na ojca naszych dzieci. Obecnie mogę spełniać się w pracy w bełchatowskim klubie. Gracze przygotowują się do nowego sezonu, trwają nadal transfery i wielkim poruszeniem do ostatniej chwili jest ściągnięcie do zespołu francuskiego przyjmującego Juliena Lyneela. Zaskakuje mnie telefon od Bartka, że Olek Bielecki chciał od niego numer do mnie. Jak na szpilkach czekam na połączenie od utalentowanego fizjoterapeuty. I zadzwonił z prośbą o spotkanie w najpopularniejszej łódzkiej kawiarni. Po porannym treningu wracam szybko do domu biorę prysznic i ubieram w spódnicę, bluzkę i żakiet. Na stopy wciągam baletki, które ubieram, gdy nie jestem w towarzystwie Bartka, bo przy nim czułabym się jak kurdupel. W lokalu pojawiłam się dziesięć minut przed planowanym spotkaniem, usiadłam przy szklanej ścianie bezcelowo patrząc w przechodniów. O umówionej porze pojawił się Aleksander i po przywitaniu szybko przeszedł do konkretów.
- Wiesz, że mam swoje placówki w Warszawie i w Rudzie Śląskiej, w tej ostatniej głównie zajmujemy się rehabilitacją osób po poparzeniach i skomplikowanych operacjach. - kiwam ze zrozumieniem głową. - Niedługo otwieram nową tutaj w Łodzi.
- Gratuluję, ale jaki to ma związek ze mną?
- Już ci mówię. Wiem, jakie były początki naszej znajomości. - spuszczam wzrok. - Ale chyba zakopaliśmy ten topór? - wyczekująco patrzy na mnie.
- Jasne.
- Stąd moja propozycja. Czy nie chciałabyś dołączyć do mojego zespołu, tutaj w Łodzi? Głównie zajmować się będziemy sportowcami, tylko z różnych dyscyplin sportu, którzy chcieliby dochodzić do pełni zdrowia pod naszym okiem. Widziałem jak pracowałaś z siatkarzami, rozmawiałem jakiś czas temu z Tomkiem chwalił cię za pracę jaką wykonujesz w Bełchatowie. Widziałbym cię u siebie. Co ty na to?
- Co ja na to? Zaskoczyłeś mnie! Boże, Olek nie wiem co mam ci powiedzieć?
- Najlepiej, że się zgadzasz. - delikatnie się uśmiecha i upija łyk kawy.
- Ale to nie jest taki proste… Obowiązuje mnie umowa z Bełchatowem, wiesz, że Bartek po mistrzostwach wyjeżdża do Włoch, a poza tym… - peszę się opowiadając Bieleckiemu fakty z naszego życia. - Chcemy z Bartkiem powiększyć naszą dwuosobową rodzinę.
- Bierzecie ślub?
- Nie, nie potrzebuje świstków. - uśmiecham się widząc zdziwioną minę Olka. - Na razie nie udało się Bartkowi przekonać mnie do legalizacji naszego związku. Dlatego naprawdę dziękuję ci bardzo, że pomyślałeś o mnie za co jestem ci bardzo wdzięczna, ale nie mogę przyjąć tej oferty. Nie mogę zostawić na lodzie prezesa Piechockiego, a może w niedługim czasie ciebie, gdy będę w ciąży.
- Tak to z wami kobietami. - ironizuje Olek.
- Normalna kolej rzeczy, twoja żona też pewnie musiała przerwać swoją pracę. A mogę spytać czym się ona zajmuje?
- Dorota jest lekarzem - pediatrą, a Asia nasza córka ma cztery lata. No nic Julita przykro mi, że cię nie będzie z nami, ale rozumiem też twoją decyzję. Pamiętaj, że w każdej chwili możesz dzwonić miejsce będzie na ciebie czekać.
- Dziękuję, nawet nie wiesz jak to jest miłe dla mnie.
- Zasługa twojej pracy wiesz, że ja ‘znajomości’ nie uznaję. Pozdrów Bartka, a ja życzę wam powodzenia w tych staraniach o kolejną ikonę siatkówki.
- Dziękuję. Dziękuję, że brałeś mnie pod uwagę. - razem z Bieleckim opuściłam kawiarnię i udałam do samochodu. Napisałam smsa do Bartka czy może rozmawiać, bo wiedziałam, że był ciekawy celu mojego spotkania z fizjoterapeutą.

Z mistrzostw Europy rozgrywanych we Włoszech i Bułgarii polski zespół wraca bez medalu, jedynie z piątym miejscem, który daje kwalifikacje do kolejnej edycji. Polskie piekiełko w postaci dziennikarzy robi swoje, a „wierni” kibice obsmarowują każdego siatkarza na forum. Szkoda, że nie obowiązuje u nas zasada ‘przegrywamy razem, wygrywamy razem’, bo przy każdym zwycięstwie, to każdy Polak jest kibicem, a gdy zdarzają się porażki tylko nieliczni potrafią być z zespołem. Oczywiście nie wrzucam wszystkich kibiców do jednego worka, bo wielu z nich przeżywa każde niepowodzenie i jest z zespołem w lepszych i gorszych chwilach, jednak ten procent kibiców sukcesu psuje całą atmosferę. Sezon reprezentacyjny 2015 zakończył się dla nas Polaków bez większych zwycięstw. W lidze światowej nie wyszliśmy z grupy, w mistrzostwach zajęliśmy piąte miejsce, a na puchar świata nie zakwalifikowaliśmy się. Do ostatniej chwili władze polskiego związku liczyły na dziką kartę, jednak ostatecznie pozostało nam oglądać poczynania innych drużyn w telewizorach. Małą osłodą jest wygranie memoriału Wagnera. Oczywiście prezes polskiego związku nie jest zadowolony z porażek w obecnym sezonie, lecz wszystko ładnie wytłumaczone jest nowym sztabem szkoleniowym na czele z trenerem.
Chłopaki po zakończonych mistrzostwach zakończyli okres reprezentacyjny i po krótkiej przerwie wracają do swoich klubów. I nie byłoby w tym nic dziwnego dla mnie, gdyby nie to, że za cztery dni Bartek wylatuje do włoskiego klubu Trentino, gdzie spędzi przyszły sezon. Chodzę jak na szpilkach, wszystko mnie uraża, aż dziwne, że Bartek nic nie protestuje, a dzielnie znosi moje humorki. Nie wiem jak poradzimy sobie z tą rozłąką, ale ja mając go obok przeżywam, to co będzie, gdy już wyleci i zostanę znowu sama.
- Julita, wiedziałaś, że zmieniam klub. Pytałem cię o zdanie, poradzimy sobie jakoś. - sam zaczyna rozmowę, gdy całe popołudnie milczę, a jedynie odzywam się, by spytać czy chcesz coś zjeść, pić, czy coś kupił.
- Jakoś…
- Nie mogę zerwać kontraktu, bo wiesz jakie konsekwencje mnie czekają, ale może tobie uda się jakoś odejść od umowy ze Skrą?
- No coś ty! Mam rozwiązać umowę? Nie ma mowy.
- No to chodź tu do mnie.  - uśmiecha się zapraszając mnie do siebie na kolana.
- Po co?
- Po dzidziusia.
- Bartek, boję się.
- O co? - przerywa pocałunki i wyciąga dłonie spod mojej koszulki.
- Chyba coś ze mną nie tak.
- Julita, co ty za głupoty znowu opowiadasz?
- Już tyle prób, starań, a ciąży nadal nie ma.
- Przestań opowiadać bzdury. Tylko wpadka jest znienacka, a wiesz jak to z planowaniem wygląda. Dlatego póki jestem z tobą nie mam zamiaru marnować ani chwili. - poddaję się jego przyjemnemu dotykowi, delikatnym pocałunkom, po prostu bliskości i ogromnej miłości w jednym.

Od tygodnia Bartek aklimatyzuje się we Włoszech, a ja na nowo sama w Polsce. Brakuje mi go w codziennym życiu, podczas śniadania, obiadu, kolacji, popołudniowego nic nie robienia, treningu, wygłupów. Dzwonimy do siebie często, ale rozmowa przez komórkę czy przez komunikator skype nie zastąpi obecności. Obiecaliśmy sobie, że będziemy siebie odwiedzać co najmniej raz w miesiącu. Za pewne to ja będę częściej latać do Włoch, niż Bartek do Polski, ponieważ pracuję na ¾ etatu i jeśli uda mi się wygospodarować, to kilka dni pod rząd będę chciała mieć wolnych. Coraz więcej rozmyślam o niemożności mojego zajścia w ciążę, a bez obecności Bartka nic w tej kwestii nie poprawię.
Wracam po popołudniowym treningu do pustego i zimnego mieszkania. ostatnie dni października są bardzo chłodne, pada,  a taka pogoda nie nastraja mnie do jakiegokolwiek wysiłku. Przebieram się w ciepłe legginsy, koszulkę, gruby sweter i zasmarkana kładę się na sofie. Bartek jest na wyjazdowym meczu pierwszej kolejki ligi mistrzów w Rosji i nie ma tam Internetu, więc nie możemy porozmawiać. Nawet z komórkami mają tam problem. Chciałam do niego lecieć dwa dni temu, bo mogłam tak ustawić pracę, by mieć wolne, ale nie miałam po co lecieć, gdyż i tak nie zastałabym go we włoskim mieszkaniu.
- Julita, jak ty to sobie wyobrażasz? - atakuje mnie od progu mama, która nie zważając, że jest ósma rano, a ja mam dzień wolny taranuje mój dom.
- Ale o co tobie chodzi?
- Żebym ja się musiała z innych źródeł dowiadywać, że moja córka planuje zajść w ciążę! - grzmi nie dając mi dojść do słowa.
- Mamo, Patrycja ci wypaplała? Ale przepraszam bardzo, co miałam ci powiedzieć? „Mamuś, planujemy z Bartkiem zostać rodzicami?”. Mam ci się spowiadać, co kiedy robimy? No daj spokój, będzie dziecko, to się dowiesz, a Patrycja nie musiała ci mówić.
- Jak ty to sobie wyobrażasz?
- Mamo powtarzasz się. - ironicznie się uśmiecham.
- Nie łap mnie za słowa. Bartek we Włoszech, ty w Polsce, to jak chcesz zajść w ciążę?
- Jezu, mamo wiem skąd się biorą dzieci, nie martw się nie jest tak głupia, że pomyślę, że przez rozmowę przez telefon zajdę w ciążę. Będziemy się spotykać w ciągu roku, albo on tutaj będzie przylatywał albo ja do niego. Chyba nie musimy być ze sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę. - przewracam oczami nie rozumiejąc jej pretensji.
- Ale tak się nie da żyć. Dlaczego nie pojechałaś z nim, tylko rok chcecie spędzić osobno?
- Mamuś, my nie jesteśmy osobno, ja go bardzo kocham, ale nie mogę ograniczać, jest sportowcem i to jest normalne, że zmienia miejsce zamieszkania. Mam ogromną szansę rozwijać się w Bełchatowie i nie chciałam z niej rezygnować, jeśli zajdę w ciążę, to na pewno przerywam pracę i lecę do Bartka, gdzie zostanę z nim do końca sezonu. A poza tym nie rok, a jakieś siedem miesięcy Bartek spędzi we Włoszech. Nie martw się o nas, ja już nie jestem tą małą dziewczynką o którą zawsze się martwiłaś. - ściskam jej dłoń i ciepło uśmiecham. Kapituluje i próbuje nas zrozumieć.
Na początku listopada wybieram moje pięć dni wolnych, które nadrobiłam przez zamianę z Tomkiem i wykupuje lot do Werony położonej około 90km od Trentino, a mimo to najbliżej włoskiego miasta w którym gra mój chłopak. Chcę zrobić niespodziankę Bartkowi, a przy okazji zrobić wszystko, by już niedługo móc na dłużej zatrzymać się w jego włoskim mieszkaniu.
                                                                                                                                                  

Witam z lekką obsuwą :)
Nie sprawdzałam tekstu, jeśli wyłapię błędy (lub Wy) będę poprawiać na bieżąco.
Nie wiem czy są chętni, aby pociągnąć to jeszcze? Bo mogę skończyć w 2-3 rozdziałach lub ewentualnie mam plan na jakieś 5-6. Wszystko zależy od Was.
Pozdrawiam.    (jak najszybciej postaram się nadrobić zaległości u Was, przepraszam)
Michał -nowa piątka / Ask

Z okazji świąt wielkanocnych chcę Wam złożyć życzenia zdrowych i spokojnych świąt w gronie bliskich. :*

piątek, 4 kwietnia 2014

57.



Spotkania w nowym roku nie rozpoczęły się dobrze dla bełchatowian, którzy przegrywają trzecie z kolei spotkanie, a z puli dziewięciu bronią jeden punkt. Kontuzja wykluczyła z gry Michała, Daniela, Andrzeja, Karol miał zabieg, Pawłowi odnowiła się kontuzja pachwiny, a Bartkowi plecy, ale po masażach i zastrzykach na czas gry jest w pełni gotowy, po spotkaniach z powrotem zaczyna się walka z bólem.
 Bartek wrócił do domu, gdy ja zostałam w klubie przywracając z współpracownikiem siatkarzy do funkcjonalności. Robię zakupy i jadę na osiedle na którym mieszka mój chłopak. Przekręcam klucz w drzwiach, wchodzę cicho do mieszkania i zastaje mnie cisza. Znajduję go dopiero w sypialni gdzie śpi, a ja nie mam serca go budzić. Zamykam drzwi i idę do kuchni przygotować posiłek.
- Obiad, wstawaj. - szepczę pochylając się nad nim.
- Pięć minutek. - nie do końca kontaktując przewraca się na drugi bok zakrywając pół głowy kocem.
- No chodź jedzenie stygnie. - wracam do kuchni i biorę się za jedzenie nie czekając aż wstanie.
Uczę się na kolejne zaliczenie, choć organizm wyraźnie odrzuca przyswajanie wiedzy. Robię krótką przerwę i idę piechotą do pobliskiego sklepu po sok, a przy okazji odświeżę umysł. Śnieg prószy, chodnik jest zupełnie zaśnieżony, byty mi zdążyły przemoknąć w dodatku nie wzięłam czapki. Wracam do mieszkania, zmieniam przemoczone spodnie i idę dalej zakuwać. Chłopaki na weekend wyjechali do Rzeszowa i żałuję, że nie mogłam razem z nimi pojechać, bo chętnie spotkałabym się twarzą w twarz z Piotrkiem, Krzyśkiem czy dziewczynami, które znam z okresu reprezentacji, jednak niestety studia wygrały z celami towarzyskimi. Niestety kolejna porażka, choć styl lepszy niż w poprzednich meczach nadal nie potrafimy znaleźć recepty na przeciwnika mimo, że nie pierwszy raz z nim gramy. Spotykam się z Ismeną w jej mieszkaniu i robimy projekt na zaliczenie, oczy mi się kleją, czuję ogólne zmęczenie, a temperatura ciała znaczenie się podniosła.
- Julita, wracaj do domu i tak w takim stanie nic mi nie pomożesz.
- Nie mogę, musimy zrobić ten cholerny projekt, bo termin nagli.
- Ja zrobię, konspekt mamy. Odwieźć cię, bo nienajlepiej wyglądasz?
- Dzięki, miło słyszeć. - odpowiadam sarkastycznie.
- Miałam na myśli, że jesteś rozpalona, oczy masz załzawione, z nosa ci się leje.
- Na pewno sobie poradzisz?
- Tak, widzimy się w sobotę. - ubieram buty, kurtkę, szalik i czapkę i wracam do siebie uprzednio żegnając się z Ismeną. Zahaczam o aptekę i kupuję specyfiki przeciw grypie, gdyż nie chcę iść na chorobowe, a nie mogę zarazić chłopaków. Na szczęście jutro mam walne, bo siatkarze są na wyjazdowym meczu ligi mistrzów. Biorę ciepłą kąpiel, zażywam kilka tabletek, do tego robie herbatę leczniczą z saszetki i leżę przed telewizorem przykryta kocem. Za pół godziny ma dzwonić Bartek, więc przynoszę laptopa i włączam go. Oglądam powtórkę spotkania o superpuchar pomiędzy Bełchatowem a Jastrzębiem i rozpoznaję siebie wyłapaną przez kamery Polsatu. Wyglądam okropnie, włosy spięte, twarz świecąca, koszulka wyglądająca jakby miała zaraz na szwach pęknąć choć pewnie gdyby był ze mną tutaj Bartek beształ by mnie za każde słowo, które obecnie mam w myślach, a przy nim wypowiedziałabym na głos. Ciągle powtarza, gdy marudzę „każda miss, to przy tobie wicemiss”, miłe słowa dla ucha i serca. Może jestem zbyt wielką romantyczką, ale wiem, że jest szczery, że chce dla mnie w każdym aspekcie życia jak najlepiej i oddałby za mnie wszystko, co działa w obie strony, bo po blisko dwóch latach znajomości zdążył wyryć w moim sercu miejsce i nie wiem jaki huragan mógłby zepsuć to, co jest między nami. Nawet ostatnio Jadwiga pała ciut większą sympatią do mnie niż zwykle czym jestem pozytywnie zaskoczona. Niechętnie podnoszę się z sofy, ubieram szlafrok i idę w stronę wejścia.
- Mama? Coś się stało?!
- Nie, dlaczego?
- Bo od kiedy odwiedzasz mnie o ósmej wieczór?
- Jak nie mogę cię zastać o ludzkich godzinach, to muszę wieczór. Mogę wejść?
- No jasne! Nie pytaj, tylko wchodź. - zamykam drzwi i idę do kuchni, gdzie już weszła mama.
- Julita chora jesteś?
- Troszeczkę przeziębiona, ale wszystko pod kontrolą.
- A gdzie Bartek?
- Mamo, tak się interesujesz swoim zięciem, że nie wiesz nawet co się z nim dzieje? - uśmiecham się.
- Zięciem? - wystawia oczy. - O czymś nie wiem?
- Spokojnie, swoim nieformalnym zięciem będzie lepiej brzmiało mamuś. Bartek jest w Turcji, chłopaki grają mecz w ramach ligi mistrzów.  
- A może zajęłabyś się, żeby jednak był formalnym?
- Mamo daj spokój. Nie potrzebny mi żaden ślub.
- Może ten Bartek ci przemówi do rozumu. - karcę ją wzrokiem i nic nie odpowiadam nie drążąc grząskiego tematu. Nici z planów leniuchowania, odespania i rozmowy z Bartkiem. Tata ma nocny lot, nie ma go w domu, to mamie się nie spieszy. - Może przywiozę ci ten sok malinowy, który robiłam?
- Nie trzeba. Zostajesz u mnie na noc? Już prawie północ.
- Jakie to czasy nastały, że będę u własnego dziecka sypiać zamiast ono u mnie.
- Mamuś XXI wiek. - wybucham śmiechem.
- Julita, idź spać ja tutaj posprzątam.
- Zostaw jutro posprzątam. Dobranoc.

Powrót  z Turcji bez punktów czarna passa trwa. Nie wiedziałam się z Bartkiem od sześciu dni, prosto z Turcji wylądowali w Gdańsku stamtąd pojechali do hotelu i dzień później rozegrali spotkanie w końcu wygrane. W poniedziałkowe popołudnie dojeżdżają do Bełchatowa, a ja czekam już w samochodzie na mojego siatkarza. Zima daje się we znaki, niby jest pięknie wokoło, ale gdy się patrzy przez okno, a w domu cieplutko, bo po zderzeniu z siarczystym mrozem czar pryska.
- Boże, jaki jestem zmęczony. - toczy się za mną Bartek.
- Zjesz kolację?
- Jeszcze się pytasz. - uśmiecha się w swój cudowny sposób.
Gdy ja przygotowuję sałatkę z brokułami na ciepło z dodatkiem grzanek Bartek nalewa sok do dwóch szklanek i siada przy stole zajadając się paluszkami. Wieczorem spędzamy miło czas z grzanym winem w dłoni. Oglądamy nudny film puszczony na jakimś kanale i rozmawiamy na różne tematy nie do końca poważne.
- Mógłbym codziennie tak spędzać wieczory.
- To w czym problem? - zerkam z pozycji leżącej w jego stronę.
- Ty mieszkasz tutaj, ja u siebie, do tego wyjazdy na mecze.
- Na wyjazdy nie mam wpływu, taka praca, ale co do mieszkania możemy razem mieszkać.
- Żartujesz sobie? - wbija wzrok we mnie.
- Nie, jestem śmiertelnie poważna.
- Ale jak ty to sobie wyobrażasz?
- Normalnie. I tak często ja pomieszkuję u ciebie, albo ty u mnie, to w końcu możemy razem w jednym miejscu.
- Czyli gdzie?
- No jak to? U mnie. - podnoszę się do pozycji siedzącej i przybliżam do zaskoczonego Bartka. - Po co mamy gnieść się w twoim mieszkaniu, jak tutaj tyle miejsca. Nikt nam nie będzie w ściany walił, nikt nie będzie przeszkadzał, no może moja mam, która ostatnio mnie kontroluje. - uśmiecham się. - Chcę zrobić kolejny krok w przód w naszym życiu, jak chcesz nadal je ze mną dzielić.
- Julita, ale ja jestem facetem, powinienem zadbać o mieszkanie…
- I zadbasz, ale o to mieszkanie. Jesteś dwustuprocentowym facetem. - podnoszę kąciki ust ku górze i mocno całuję.  - Wiesz doskonale, że dostałam to mieszkanie od wujka, gdyby nie on mieszkałabym z rodzicami, a teraz pewnie z tobą albo w ogóle nie byłabym z tobą, bo nie wiem czy miałabym możliwość odrabiać staż w bełchatowskiej szkole?
- Czyli kolejny krok w naszym życiu? - uśmiecha się, tak, jak lubię najbardziej, tak, że mogłabym zgodzić się na wszystko, byle pozostał taki, jaki jest.
- 2015 rok zmian… chyba taki miał być?
- Kocham cię Julisia. - przeciąga mnie na swoje kolana i obdarza długimi pocałunkami.

Kolejnego dnia rozpoczęła się wielka metamorfoza naszego życia. Zrobiłam porządek w garderobie i jak się okazało znalazłam dwa worki niepotrzebnych ciuchów w których na pewno chodziła nie będę, a przez to zrobiło się trochę więcej miejsca. Postanowiliśmy dokupić przesuwany stojak na ubrania na wieszakach i dużą szafę z przesuwanymi drzwiami.
- Ja płacę za szafę i wieszak.
- Nie, bo ja!
- Julita, to ja się wprowadzam i robię przemeblowanie. - kłócimy się przed kasą.
- Zdecydowali państwo? - pyta kobieta w średnim wieku.
- Tak, ja płacę. - Bartek podaje kobiecie kartę. 
- Za godzinę mają przywieźć szafę do nas, to możemy jechać po trochę twoich rzeczy.
- Pewna jesteś, że chcesz, żebym z tobą zamieszkał?
- Jedynie bardziej pewna jestem śmierci, a zaraz po tym tego, że chcę z tobą mieszkać dzień w dzień. - ściskam jego dłoń.
 Zabieramy z bartkowego mieszkania kilka walizek wypełnionych po brzegi ubraniami, butami i innymi potrzebnymi rzeczami. Układanie na wieszakach pozostawiam na inny dzień, bo po dzisiejszym pełnym wrażeń nie mam już sił.
- Julita.
- Co?
- Jesteś pewna, że chcesz być ze mną?
- Nie, z litości to robię. Bartuś kocham cię najmocniej, wiesz, jak bałam się facetów, związków, właściwie to byłam laikiem do czasu kiedy pojawiłeś się ty i chyba powinnam dziękować Bogu, że ktoś taki jak ty spojrzał na takiego dzikusa jakim byłam.
- Nie przesadzaj, aż takim wielkim dzikusem nie byłaś może takim maleńkim. - droczy się ze mną.
- I jeszcze jedno: pamiętaj, że ten dom jest nasz nie mój, a nasz. Możesz zapraszać kogo chcesz, masz się czuć jak wcześniej, gdy mieszkałeś w bloku, okej?
- Okej.
- A co robisz z wynajmowanym w bloku?
- Ono jest moją własnością. Nie sprzedaję go na pewno, może wynajmę komuś? Nie wiem? Jeszcze mnie stać na płacenie czynszu.
- Mówiłeś rodzicom, że mieszkasz ze mną?
- Nie.
- Czyli twoja mama nie wie, że gdy przyjedzie, to przyjmiesz ją tutaj? Aha.
- Nie martw się nią. Chyba chce żebym był szczęśliwy.
- Ale niekoniecznie ze mną.
- Przestań tak mówić, ona ma trudny charakter, ale cię akceptuje. - jego ciepła dłoń ląduje na moim policzku, przechylam głowę i muskam jej wnętrze. - Niedługo masz urodziny, co byś chciała dostać? - pyta szeptem całując mnie od ucha po szuję.
- Ciebie.
- Hmm nie mogę obiecać syna, ale spróbuję co da się zrobić.
- Ha ha  ha żarty się ciebie trzymają. Ale popróbować możesz.

Wspólne mieszkanie wydawało się prostsze niż weryfikuje rzeczywistość. Jednak inaczej wyglądało pomieszkiwanie wcześniej u mnie lub u niego. Uczymy się siebie nawzajem, swoich przyzwyczajeń i wad, które niewątpliwie mamy. Sezon nie układa się po myśli zarządu bełchatowskiej drużyny, kończymy rundę zasadniczą na czwartym miejscu z siedmioma porażkami, niechlubnym rekordem od dekady. W lidze mistrzów również szybko odpadliśmy. Coraz częściej słychać o zmianach w kadrze, sztabie. Bartek jak co roku otrzymuje oferty z różnych klubów i poważnie się nad nimi zastanawia.
- Zdecydowałeś już?
- A ty co myślisz?
- Nie wiem, twoja decyzja, ja każdą zaakceptuję. Nie mogę nic ci narzucać.
- Rozmawiałem wstępnie z menagerem i prezesem. Podoba mi się propozycja Trentino z rocznym kontraktem z możliwością przedłużenia. Mógłbym po roku bez żadnych problemów wrócić do Polski, bo myślę, że do tej pory zdecydujesz się na dziecko.
- Zdecydujesz? Myślałam do tej pory, że to nasza decyzja.  - wyrywam się, gdy próbuje mnie złapać za rękę.
- Przepraszam, głupio zabrzmiało. Nasza, ale wiesz, że ja jestem gotowy i czekam na twój ruch.
- Obiecałam wrócić do tematu po studiach, zanim się urodzi będzie przyszły rok.
- A ty wiesz coś jak się ma twoja przyszłość w klubie?
- Coś tam wiem, rozmawiałam wczoraj z Piechockim. Jeśli się obronię i będę miała tytuł magistra i nie będę chciała nigdzie im uciec, to mogę liczyć na podniesienie wypłaty i pracę na kolejny sezon również w wymiarze ¾ etatu, tylko z weekendami.
- To świetnie tylko co będzie, gdy wyjdę? Bo nie chciałbym się na prawie rok z tobą rozstać.
- Jeśli będę w ciąży, to nie popracuję długo. Muszę prezesowi delikatnie o tym wspomnieć, żeby brał taką możliwość pod uwagę. A teraz zbieramy się za dwadzieścia minut trening.

Sezon ligowy 2014/2015 bełchatowianie zakończyli na najgorszym dla każdego sportowca czwartym miejscu. Prezes dał szansę Miguelowi na prowadzenie zespołu przez kolejny sezon. Bartek postanowił podpisać kontrakt z włoskim zespołem, a ja go wspieram w każdej decyzji. Kilka dni wolnych spędzamy z Pawłem i Alą w górach. Żałujemy, że nie miałyśmy okazji w okresie zimowym jechać na narty, a w przyszłym sezonie nie wiem czy mój stan będzie na to pozwalał. Piękne widoki, pokonywane szczyty, czyste powietrze górskie szybko się kończy i musimy wracać do Bełchatowa. Chłopaki za dwa dni jadą na zgrupowanie pod okiem nowego trenera, gdyż niepowodzenie w mistrzostwach świata przelało czarę goryczy i nie zobaczymy przy bocznej linii boiska sympatycznego Włocha, którego kochała cała Polska.
Obrona pracy magisterskiej została zakończona z powodzeniem. Mogę się już legitymować z przedrostkiem mgr przed nazwiskiem z pełną odpowiedzialnością. Nie obyło się bez długich gratulacji i imprez wieńczących zakończenie mojej edukacji, bo nie mam zamiaru stać się doktorem fizjoterapii.
Już tak gładko nie poszła siatkarzom obrona triumfu Ligii Światowej. Niestety nie wyszli z grupy, co odbijało się czkawką przez długi okres czasu w polskich mediach. Z racji wcześniej  zakończonych rozgrywek w lidze w połowie lipca wylatujemy być może ostatni raz w ciągu najbliższych kilku lat na egzotyczną wyspę Bali. Od trzech tygodni chodzę bez plasterka antykoncepcyjnego na pośladku i zażywam kwas foliowym. Według mojej lekarki nie ma żadnych przeciwwskazań przed zajściem w ciążę, a plastry w porównaniu z pigułkami nie rozregulują organizmu.
- Kochanie, co powiesz jakbyśmy zamontowali klimatyzację w naszej sypialni? - odzywa się Bartek, gdy wyszliśmy spod prysznica.
- Możemy, ale dziś nie będę o tym dyskutować. - przybliżam się do niego zrzucając ręcznik, którym był przepasany robiąc  przy tym minę niewiniątka.
- Tak się nie będziemy bawić. - szybkim ruchem rzuca mnie na idealnie ułożoną pościel. Bawimy się pocałunkami.
- Jesteś pewny, że chcesz mieć ze mną dziecko?
- Jestem, bo kocham cię jak oszalały. - rozwiązuje mój ręcznik i tonie w moich piersiach, które łakną jego dotyk. Ręce podkłada pod pośladki i nagle przerywa przejeżdżając dłońmi po nich upewniając się, że nie znajduje na nich kwadratowego plastra.
- Nie rób takiej miny, tylko zainteresowałbyś się swoją dziewczyną, a nie był zdziwiony, że od trzech tygodni czeka na twoją obecność.
- Obiecuję wszystko nadrobić. A co ty robisz? - bulwersuje się, gdy udało mi się wygramolić spod niego i położyć na jego klatce.
- Mam zamiar sprawdzać przyczepność twoich plemników.
                                                                                                                                          

Cześć.
Dłużej, ale musiałam w całości to oddać. Dużo dialogów. Przeskoki czasowe. Pisanie wymknęło mi się spod kontroli, ale jeszcze troszeczkę. (jest idealnie, więc uważajcie ;p )
Pozdrawiam.
Dzięki, za wszelkie nominacje, ale nie wezmę w nich udziału. I prosiłabym o niezaśmiecanie pod rozdziałem, tylko tutaj zostawcie link jak już musicie.
Michał - numer 4
Ask - nie gryzę, można pytać.