piątek, 21 czerwca 2013

24.



Cała w skowronkach mijam kolejne schody  zbiegając na parter. Mijam różne osoby, które mi się bacznie przyglądają co robię, lecz nie zwracam na nich uwagi. Z szerokim uśmiechem na ustach stoję przed budynkiem i rozglądam się , by zlokalizować Bartka. Siedzi w cieniu na ławce pod wielkim dębem, okulary przeciwsłoneczne na nosie, a w rękach ma jakąś gazetę. Skradam się na palcach w jego kierunku rękami zakrywam mu oczy, jednak zna doskonale moje dłonie i bez zastanowienia zgaduje, że to ja jestem tym ‘zakładnikiem’.
- No i? Mów! – cieszę się jak głupia, zamiast coś powiedzieć. – Julita, mowę ci odebrało?
- Mam sześciotygodniową praktykę z wami! – wyrzucam z siebie jak z procy. Zapominam się tonąc w jego objęciach. – A teraz przyrzeknij mi, że nie maczałeś palców w tym wyborze? W końcu to jest praktyka w Reprezentacji, a nie jakimś miejskim czy wiejskim ośrodku rehabilitacyjnym, i mam uwierzyć, że od tak mnie wzięli? – wbijam oskarżycielko palec w jego klatkę
- Co ci przyszło do głowy? Jesteś strasznie zakompleksiona – świdruję błękitne oczy, lecz nie doszukuję się krzty kłamstwa.
Po zjedzeniu obiadu w pobliskiej restauracji przekabacam Bartka, żebyśmy podjechali na chwilę do Ewy, żony Andrzeja. W końcu nie często jestem w Warszawie. Ciocia miło nas przyjęła, poznała, że Bartek to ten siatkarz z reprezentacji. Zaczęła go wychwalać jak i resztę chłopaków, a ja widziałam po jego mimice jak go mierzi, bo nie lubi, gdy nazywa się go liderem.
Przed zmrokiem wyruszamy w podróż powrotną. Ruch na drodze prawie żaden, przez co szybko mijamy kolejne miejscowości aż do Skierniewic, gdzie stoimy w korku dobre pół godziny. Po południu motocyklista zderzył się z tirem, mimo długiej reanimacji chłopak z jednośladowca nie przeżył. Nie wiem czy tak było na prawdę, przynajmniej takie głosy słychać z CB’radia. Dalsza część trasy przebiega już bez żadnych zakłóceń. Zmęczona, ale i również usatysfakcjonowana wydarzeniami dnia dzisiejszego opadam na poduszki i mknę w świat wymyślonych historii.

- Bartek, ja jadę do pracy, klucze zostawiłam ci na stole. W lodówce coś tam powinieneś znaleźć na śniadanie. Nie wiem o której wrócę, zadzwonię później. Trzymaj się – śpioch ani nie drgnie, czyli pewnie za wiele mnie nie słyszał.
W szkole jak zwykle to samo, ciągła monotonia. Muszę porozmawiać z dyrektorem, i poinformować go, że chcę wcześniej skończyć staż. Wyczuwając dobry humor szefa, udaję się do jego gabinetu. Po zarysowaniu sytuacji jak wygląda, nie robi żadnych problemów, z wcześniejszym przerwaniem stażu. Rok szkolny i tak się niedługo kończy, a od września wraca moja poprzedniczka.
Po pracy robię szybkie zakupy i mknę do domu. Wjeżdżając do garażu, nie mogę uwierzyć, że Bartek sam z siebie zrobił porządek z trawnikiem. Jednak do czegoś się przydaje.
- W mikrofalówce masz pierogi – woła gdzieś z głębi domu
- Gdzie ty jesteś? – nie odpowiada,  jedynie słyszę warkot odkurzacza. Nie, nie, nie! Coś tutaj nie gra! Skosił trawę, ugotował pierogi,  teraz sprząta?!  Wypinam kabel z gniazdka, zdezorientowany rozgląda się na boki. – Co zrobiłeś, że tak się przymilasz?
- Ja? Nic.
- Nie mów mi, ze bezinteresownie sprzątasz i gotujesz? Roztłukłeś coś? Zepsułeś?
- Spaliłem
- O jejku, spaliłeś kotlety nic się nie stało przecież – macham ręką
- Nie kotlety – jego głos staje się ciższy
- Garnek? Wodę? Czajnik? No mówże!
- Sukienkę
- Co? – wertuję w głowie jaką sukienkę miałam na suszarce. – Nie mów, że moją ulubioną grafitową sukienkę – piorunuję go wzrokiem, na jego twarzy maluje się grymas
- Przecież nie chciałem jej spalić
- Ale mogłeś się nie zabierać za prasowanie jak nie potrafisz!
- Koszule sobie sam prasuję, a chciałem zrobić ci porządek
- Dziękuję bardzo za taki porządek! Sprzątaj i nie zbliżaj się do mnie. – idę sprawdzić w jakim stanie jest mój ciuch, może da się jakoś uratować? Jednak po dogłębnym sprawdzeniu nadaje się do kosza. Trudno. Ech… idę zjeść te pierogi. Podgrzewam je, nalewam szklankę soku i siadam przy stole.
-Bartek, chodź tutaj! – po kilku sekundach melduje się w kuchni. – Jadłeś pierogi? – kiwa zgadzając się.  - Bartuś, one są surowe, patrz jak ciasto się ciągnie – demonstruję  na jednym z nich.  Spuszcza głowę, i jest mu chyba trochę, a nawet bardzo głupio. Robię nam makaron z jogurtem, szybko i tanio jak na studentów przystało.

Kolejne dni szybko mijają, w piątek kończę pracę w szkole. Zżyłam się z dziewczynami, zaprzyjaźniłam z Anetą, i nie mam zamiaru zaniedbać tej znajomości. Właściwie dzięki pani Krysi Kłos poznałam Bartka. Gdyby nie Karol, gdyby nie moja praca nadal żylibyśmy w swoich światach. Dyrektor dziękuje mi za współpracę i życzy powodzenia w kolejnym projekcie. Anecia upuściła pojedynczą łzę, ale ja jej nie zostawię. Nadal będzie moją przyjaciółką. Alicja zawsze będzie na pierwszym miejscu, lecz Aneta i Terka również zyskały moje zaufanie.
Ostatni weekend zajęć, na początku lipca obrona licencjata i mam nadzieję koniec nauki na ten sezon.  
W każdy dzień po południu miałam mnóstwo spraw do załatwienia. Zrobiłam jakieś zakupy, i kupiłam kilka ubrań do Spały i innych najpotrzebniejszych rzeczy. Odwiedziłam mamę, cieszyła się, że jej mała córunia otrzymała taką szansę. Zawszę będę tą najmłodszą, na której skupia swoją uwagę. Pojechałam jeszcze do dziadków, babcia nakarmiła mnie za wszystkie czasy.
W środę odwiedziłam zaufaną ginekolog, a od wczoraj żyję w komitywie z moim nowym przyjacielem na pośladku. Plasterek nie osiągalny dla oczu Bartka, przez co nie będzie mnie kusił, a ja muszę być twarda i dotrzymać słowa, wygra spotkania będzie nagroda.
Weekend mija szybko, przez czas spędzony na uczelni. Jestem zadowolona, ponieważ wszystko układa się po mojej myśli. Pakuję walizkę, przygotowuję ubrania na jutro, rozmawiam z Bartkiem i nie zapominam jeszcze o śnie.
Patrycja z Emilką już jadą, żeby odwieźć mnie do ośrodka. Najpóźniej do południa mam się stawić na miejscu. Jednak wolę być kilka chwil wcześniej.  
Minęłam próg budynku, w  środku cisza. Dostrzegam młodą dziewczynę w recepcji, na identyfikatorze widnieje napis „Nikola”
- Cześć Nikola, gdzie mogę znaleźć trenera?
- Dzień dobry. Siatkarze są na sali, proszę zaczekać, za kwadrans powinni wrócić.-siadam na skórzanej sofie, która znajduje się w hollu. Zaczynam bić się z myślami. Dociera do mnie gdzie jestem. Zaraz poznam wszystkich reprezentantów!  Coś o czym marzy całe środowisko siatkarskie, które nie ma okazji być chociażby na meczu, a ja będę ich masować. Nogi mi wiotczeją, serce przyspiesza z uderzeniami, ciśnienie rośnie, myśli ulatniają się uszami. Wariuję!
W końcu wracają, udają się prosto na stołówkę nie zauważając mnie. Anastasi idzie ostatni za całą brygadą. Podchodzę do niego z języka polskiego przenikam na angielski, ponieważ mój włoski nie jest z pewnością na tyle intensywny, by swobodnie porozmawiać.  Zaprasza mnie do pomieszczenia, które tymczasowo można nazwać gabinetem. Pyta mnie o różne podstawowe rzeczy, które miałam okazję się nauczyć czy przebyć kursy. Nakreśla mi mniej więcej na czym polegać będzie moja rola tutaj. Jednak wszystko okaże się w praniu. Obecnie wylatuje  z nimi do Francji. Dostałam kilka sztuk oryginalnych, reprezentacyjnych spodenek i koszulek damskich. Chociaż męskie, wielkie tez się znajdą. Powiedziałam mu, że jestem z Bartkiem, by nie miało to znaczenia co do moje pracy. Nie chce być traktowana z pozoru, że ktoś mi załatwił tą posadę. Sympatyczny Włoch zaśmiał się, i zironizował mnie. Nie jest istotne dla niego z kim spotyka się jego podopieczny. Mam tutaj swoje zadania i obowiązki i z tego mam się rozliczyć. Wzięłam z recepcji klucz i ciągnąc za sobą walizkę przekroczyłam próg pokoju numer 36. Ledwo co usiadłam ktoś puka do drzwi. Dziwne uczucie, ale wstaję i otwieram
- Julitka!
- We własnej osobie – padam w kurkowe objęcia. Nie rozpakowuję swojego bagażu, wyciągam kilka potrzebnych rzeczy, i zbieram się, gdyż niedługo siatkarze zbiorą się na siłowni.
Idę pod drzwi trenera, razem udajemy się w podziemia do sali. Im bliżej drzwi wejściowych tym większy strach mnie przeszywa. Cholera, ja ich poznam dzisiaj! Wszystkich reprezentantów! Wchodzimy do środka, wszystkie oczy są zwrócone na mnie. Uśmiecham się dyskretnie, czuję wszystkich patrzałki, które mnie skanują od góry do dołu. Na twarzach graczy ze Skry maluje się zdziwienie, bo przecież  co ja tutaj robię? Powinnam siedzieć teraz w szkle, wpisywać faktury, przygotowywać wypłaty itp.
Trener mnie przedstawia chłopkom, podaję każdemu rękę i krótko mówię o sobie. Po chwili siatkarze wracają do ćwiczeń, a ja udaję się do innych fizjo i lekarza. Główny fizjoterapeuta pan Aleksander, bo tak każe mi się zwracać jako jedyny nie jest zbyt zadowolony moją osobą, przynajmniej takie odnoszę wrażenie. 
Nie mam za dużo pracy, właściwie tylko się przyglądam. Nie afiszuję się byciem z Bartkiem, nie chcę wzbudzać sensacji ani stwarzać sobie wrogów, że jestem tutaj po znajomości. Ze Spały we wtorek ruszamy do Warszawy, by spędzić tam noc i wczesnym rankiem odlecieć do Francji. Zaspana wychodzę z pokoju, w ręce taskam walizkę, której stukot mnie denerwuje, ale nie mam siły jej nieść. Słońce ładnie wstaje, a my już na lotnisku. Żegnaj Warszawo, witaj przygodo. Bartek zaczął lekko panikować, gdyż przed oczami miał lot akrobacyjny. Jednak w pasażerskim za wielu atrakcji nie ma, spokojny locik nas czeka. Miejsce mam obok drugiego trenera i Karola.  O ile z pierwszym wymieniam kilka poważniejszych zdań, tak z drugim mam tematów bez liku. Karol wieczny optymista, tysiąc pomysłów na minutę, buzia mu się nie zamyka. Dawno nie miałam okazji tak swobodnie  z nim pogadać. Po ponad trzech godzinach lotu, lądujemy na ziemi paryskiej. Stamtąd autokarem do miasteczka Rouen, gdzie w piątek chłopcy grają mecz. Rozpakowuje się w hotelu, jemy obiad, chwila odpoczynku i zapoznawcze wejście na halę plus trening. Kilku chłopaków trzeba rozmasować, Zbyszka złapały skurcze uda, ale opanowaliśmy szybko sytuację. Przed ciszą nocną wyrzucam Bartka z pokoju, gdyż naprzeciw mnie zakotwiczył pan Aleksander, popularny Olek. Wszyscy do niego zwracają się po imieniu lub różnymi wymyślonymi ksywkami, tylko ja per Pan. No okej, jak tak chce nie ma problemu.
W końcu gramy mecz, komplet kibiców zasila trybuny. Mimo, że jesteśmy we Francji słychać polskie głosy, niczym jak u siebie. Mamy wspaniałych kibiców, którzy za swoimi ulubieńcami jeżdżą po świecie. Siedzę na trybunach, gdyż nie ma potrzeby, żebym dzieliła krzesełka wraz ze sztabem. Razem ze mną jest Kubiaczek i dzisiejszy solenizant Zatorek, który musi uznać wyższość Krzyśka. Spotkanie kończy się ekspresowym zwycięstwem Polaków w niecałe półtora godziny. Pierwszy krok został spełniony, cenne 3 punkty odlatują wraz z nami do Toulouse. Późno w nocy meldujemy się  hotelu. Na szczęście mogę dłużej pospać. Chłopaki nie maja porannego treningu, tylko przed południem wideo odprawę.  
Czas szybko mija, i tak oto walczymy już o kolejne cenne 3 punkty. Trójkolorowi nie są już tak pasywni na boisku jak w piątek. Walka toczy się o każdy punkt, co może podobać się kibicom, ale szalenie wiele energii zabiera graczom.  Po zaciętych końcówkach we wszystkich czterech setach, znowu triumfujemy!
Przed północą wracamy do hotelu, zmęczona przekręcam klucz pokoju; marzę tylko, by się umyć i iść do łóżka. Odlot mamy o 9.15, czyli znowu wczesna pobudka. Wracam z łazienki, a tam na łóżku z laptopem na kolanach Kuraś
- Co ty tutaj robisz? Nie powinieneś spać?
- Przyszedłem do ciebie
- Bartek nie możesz przecież tutaj ze mną być na noc
- Czemu nie? Mecze rozegrane, jutro mamy dzień wolnego
- Olek jest niedaleko
- No i co nam zrobi? Chodź już do łóżka – zawieszam mokry ręcznik na krześle i kładę się obok. Przykładam głowę na jego ramię, nogi krzyżuję z bartkowymi. Mimo, że kilka chwil temu zasypiałam na stojąco, teraz wpatruję się w punkt na ścianie. – Czemu nie śpisz? – ściska mnie mocniej, wzruszam ramionami, nadal ciemna plama na ścianie jest bardzo interesująca. Jednak przekładam wzrok na moją umięśnioną poduszkę. Patrzę jak spokojnie, równomiernie oddycha. Zawrócił mi w głowie, a teraz zagnieździł się w sercu. Kocham go, i nie wiem jak funkcjonowałabym, jeśli los by mi go zabrał? Wystarczy, że Sebastiana straciłam, nie pozwolę na zniknięcie mojego siatkarza. Dlaczego nie powiedziałam jeszcze tego co czuję?
- Bartuś śpisz?
- Yhym, ty też śpij
- Jak nie mogę. Kocham cię
- No, ja ciebie też. Co!?
- Kocham – uśmiecham się, półmrok gości w pokoju, na pewno dostrzega moje wywinięte w górę usta
- Julitka – przerywam, nie dając mu dojść do słowa
- Wiem, że długo czekałeś, ale musiałam być pewna, żeby deklarować dla mnie tak ważne słowa
- A wiesz, że wygrałem trzy mecze – szepcze mi do ucha seksownym głosem
- Z Brazylią 2 sety strat, z Francją jeden
- Brazylię powinnaś traktować odgórnie zwycięsko, a ten jeden set to wynagradzam nagrodą MVP, okej?
- Dlaczego mam pobłażać spotkanie z Brazylijczykami? W czym oni są lepsi od was?
- Jutka – mruczy napierając na mnie, a jego ręce żyją swoim życiem, gdzieś na moim ciele
-No dobrze, ale poczekaj jak będziemy w domu. Dzisiaj zadowól się, że cię kocham – całuję go.
Wczesnym po południem jesteśmy już w naszej ukochanej Polsce. Kolejny przystanek Bydgoszcz, lecz z racji dwóch zwycięstw trener dał odsapnąć graczom dając wolne do wtorkowego południa. Rozjeżdżamy się do swoich domów, na wieczór jesteśmy umówieni.


Na kolację przygotowuję nam sałatkę grecką, którą minimalnie zmodyfikuję, i w takim to razie wyrzucam z niej oliwki, których nie lubię. Sałatę szarpię na mniejsze kawałki, dodaję pokrojone ogórki, pomidory, paprykę, odcedzam kostki sera, doprawiam przyprawami, liśćmi mięty, skrapiam oliwą z oliwek, i gotową już sałatkę wkładam do lodówki.
Stoję w garderobie dobre 5minut i nie wiem w co się ubrać, żadna spódnica mi nie odpowiada, w spodnie nie chcę, sukienka nie za oficjalna?  Spośród czeluści wynajduję zwiewną, lekką sukienkę którą kupiłam jakiś czas temu, i czekała na odpowiednią okazję, by ją ubrać. Dzisiaj jest odpowiednia.

Maluję paznokcie, czekam aż wyschną i zabieram się za makijaż. Włosy ładnie się wysuszyły także nie ma potrzeby ich prostować. Zwarta i gotowa przechadzam się po salonie, i poprawiam każdą książkę na półce, które nagle leżą niesymetrycznie. Patrzę na stół i szukam czy czegoś nie brakuje. A jednak! Zapomniałam o kieliszkach!  Mija 20, a jego nie ma. Rozmyślił się? Chyba nie, słyszę dzwonek do drzwi. Rozanielona zmierzam w ich kierunku.
- Witam ponownie – szepcze. Po czym ujmuje moją brodę, nachyla się i składa na moich ustach delikatny, lekki pocałunek. Dotyk jego warg niczym muśnięcie skrzydeł motyla.
- Cześć – chwytam go za dłoń, i wprowadzam do salonu. W czasie, gdy nalewa nam wina wkładam bukiet do wazonu. Przynoszę sałatkę,  jemy w ciszy co rusz spoglądając ukradkiem na siebie. Po skonsumowaniu, wstaje zmniejszając dystans między nami. Podaje mi dłoń zmuszając żebym również wstała. Rozgrzana krew przepływa przez moje ciało, adrenalina wymieszana z pożądaniem i chęcią bliskości. Patrzy na mnie z góry, a jego oczy są płomienne, pożądliwe. Kołyszemy się w rytm muzyki wydobywającej z głośnika odtwarzacza.
- Napijemy się wina? – nie odpowiada, tylko tańcząc zaprowadza nas do stołu. Ujmujemy kieliszki i siadamy na sofie. Zanurzam usta w czerwonym płynie, a w gardle ciągle odczuwam suchość. Czuje ściskanie wszędzie poniżej talii. Potrafi mnie uwieść samym głosem, ale to spojrzenie, ten głodny, spragniony wzrok. Nie dotyka mnie, a jedynie patrzy prosto w oczy, otulając gorącem, które emanuje z jego ciała. Przysuwam się jeszcze bliżej i pociągam go delikatnie za włosy, przysuwam jego usta do swoich i całuję.
- Dotrzymujesz słowa – uśmiecha się promiennie
- Zawsze –wciskam język między jego wargi. Bierze mnie w objęcia, mocno do siebie przyciskając. Nasze języki tańczą razem, naciskając i wirując. – Misiu, posłuchaj mnie. Wiem, że nie zrobisz mi krzywdy, wiem, że będziesz delikatny, jednak miej na uwadze, że jesteś moim jedynym partnerem, osobiście jestem laikiem w tej kwestii – czuję, jak się rumienię, i nie jest to spowodowane wypitym winem
- Wyczuwam, że się wstydzisz, ale zupełnie nie rozumiem dlaczego? Nie wyobrażasz sobie, jakie to  miłe uczucie być kimś tak ważnym dla kogoś, kto oddaje ci całą siebie
- Chodźmy do sypialni – szepczę mu cichutko do ucha, uprzednio lekko przygryzając
- A nie możemy tutaj? – kiwam przecząco. Bierze mnie na ręce i niesie w dobrze znane nam miejsce, które dzisiaj spełnia rolę dopełniacza naszej miłości. Całuje mnie mocno, a ja wczepiam się w jego umięśnione ramiona.
- Julitka, a może pokażesz mi sexy dance, który tyle się uczyłaś?
- Nie dzisiaj, nie chcę żebyś mnie wziął w 5 minut, tylko znacznie dłużej – uśmiecha się zalotnie.
Całujemy się spokojnie, lecz namiętnie. Odrywamy się od siebie na chwilę, spojrzał mi głęboko w oczy i obdarzył swoim najpiękniejszym uśmiechem w którym kocham się od jakiegoś czasu. Musnął moje usta, i zszedł pocałunkami do szyi. Czułam się jak w niebie. Czas na mój krok. Pomagam mu zdjąć koszulę,  a on po chwili mi sukienkę. Dostęp do piersi sprawia mu niewyobrażalną przyjemność, lecz moje gruczoły mleczne znajdujące się w jego wielkich dłoniach, wydają się być bardzo małe.
Spojrzał na mnie, badając mą twarz. Chcę seksu.  Z nim. Delikatnie wszedł we mnie, nie spuszczając ze mnie wzroku. Skrzywiłam się lekko, chciał się wycofać, jedak nie pozwoliłam. Pocałowałam go i powiedziałam, że tak powinno być. Z każdą chwilą było coraz lepiej. Złapaliśmy wspólny rytm.  Lewą rękę kładę nad głowę, by po chwili spleść ją z bartkową, a on podpiera się na łokciu. Drugą ręką obejmuje mnie w pasie nad pośladkami przyciskając mocniej do siebie. Jest idealnie. Bartek pracuje nad końcową swoją i moją przyjemnością. Wolną ręką chwytam go za szyję i jak najbardziej to możliwe przysuwam  do siebie. Na przemian któreś z nas cichutko pojękuję bądź postękuje. Przymknęłam oczy, nie widziałam nic, byłam jak zaczarowana. Krzyknęłam zdławionym głosem, dając upust wszystkim skrywanym emocjom.
Miarkujemy swoje oddechy, wtulam się w jego nagie, zmęczone ramiona, całuje mnie w czubek głowy. Każde z nas włożyło w ten dziewiczy akt całe swoje serce.
                                                                                                                                                              

Wita Was wyuzdana Coquette :D Taki tam jednorazowy wyskok ;p
Wiem, wszystkie rzygamy tęczą po przeczytaniu tego epizodu, łącznie ze mną, ale musiał taki powstać.
Wonder Women – dało radę? Dało! ;P
Zaczynamy regularne rozgrywki LŚ! Yeah! :) I walczymy o jak najwyższe cele!!!

Dziękuję za ponad 40 000 wyświetleń! Jesteście niesamowite  <3
Nie spodziewałam się, że będę miała tylu odbiorców, a i pisząc wirtualnie poznam tyle wartościowych dziewczyn, które niejednokrotnie zanudzam swoimi problemami, rozterkami, humorami, a często dzięki Nim śmieje się do łez. Wy, wiecie przecież! Uwielbiam Was! ;*
Zanudziłam własną prywatą :)   
Ściskam ;*
PS. Nadrabiam zaległe historie! :)

Wszystkie osóbki odwiedzające mnie tutaj, a szczególnie te, które również piszą wiecie jak szalenie podbudowujące są opinie? :) Oczywiście, nie zmuszam nikogo, kto chce ten wyrazi swoje odczucia, ale miejcie na uwadze, że to nieźle motywuje :)



sobota, 15 czerwca 2013

23.



Obrażalski Bartek! Mógł wrócić do Spały w środę rano, lecz pojechał z Karolem i Michałem we wtorek na noc. Mieliśmy miło spędzić kilka chwil, które ma wolne, a w rezultacie: ja pracowałam, on się rehabilitował. Nie pojechał do mojego mieszkania ani raz, za to ja tymczasowo przebywałam u niego. Rozmowa nam się nie kleiła, jedynie czułam jego obecność w domu. Nie mógł wrócić do siebie po podniebnych wojażach, ale nie spodziewałam się, że jego organizm, aż tak źle zareaguje. Sam pewnie nie wiedział, jednakże z racji, że ja go wywiozłam na to lotnisko najlepiej we mnie ulokować swój gniew.
Chciałam go odwieźć do ośrodka, by pobyć z nim jeszcze, ale jeśli nie to nie. Pożegnał mnie jedynie buziakiem w policzek i krótkim ‘do zobaczenia’.  
Może to ze mną coś nie tak? Miało być pięknie, a już na starcie się psuje?
W kwestii przeprosin oboje jesteśmy sceptyczni. Ja nie widzę siebie winnej, ponieważ mógł odmówić lotu. A reakcji swojego ciała sam nie przewidział.
Jak wcześniej dzwonił lub pisał kilka razy dziennie, tak teraz ogranicza się do kilku smsów. Ja też nie będę mu się narzucała, nie chce niech się nie odzywa.  Mam czas na nadrobienie zaległości i w nauce i wśród znajomych. Niedługo kończy się mój semestr, pozostanie czekanie na obronę.
Nie wytrzymuję i dzwonię do Karola zapytać co z moim naburmuszonym chłopaczkiem
-Julita nie wiem czym go karmiłaś, ale ładnie go zatrułaś –śmieje się
-Aż tak źle?
-W środę trener dał mu wolne jak go zobaczył, wczoraj lekko trenował. Dzisiaj też postępy
-A macie wolne w weekend?
-Sama go nie zapytasz? Pokłóciliście się?
-Kto? My? Nie! Tylko myślałam, że śpi i nie chciałam go budzić  -staram się wyjść obronna ręką, ale Ździebełko nie jest łachy na moje słowa. –Dobrze, to ci nie przeszkadzam. Dobranoc, pozdrów Pawła.

Jadę zaraz po Emilkę. Z racji, że jest dzisiaj Dzień Dziecka organizuję jej czas. Kacper niestety w pracy, więc rodzice przenieśli święto na niedzielę, które połączone jest z urodzinami Małej.  Wstałam wcześnie, zrobiłam zakupy zarówno dla siebie jak i masę smakołyków dla Emci. Późnym rankiem Marszałkówna biegała już po moim mieszkaniu. Szykuję nam jakieś jedzonko, później wybieramy się do kina na specjalną ekranizacje Smerfów w Stumilowym lesie, którzy to spotykają plemienie Kubusia Puchatka. Ciekawa mieszanka może wyniknąć. Następnie zabawa w basenie z piłkami, plac zabaw, lody? A może jakieś szybkie zakupy? Co będzie jubilatka chciała.
Przebieram się w coś swobodnego, ale i godnego do pokazania ludziom, Emilka bawi się w salonie styropianowymi puzzlami. Z amoku nakładania cienia na jedno oko a drugie wyrywa mnie dzwonek do drzwi. Szybko przejeżdżam pędzlem po górnej powiece i biegnę wprost pod drzwi. Stojąc już przed nimi nagle rośnie mi wielka gula w gardle. Niepewnie przekręcam zamek i staję twarzą w twarz z Nim.
-Cześć –wita wesoło, chce mnie pocałować w policzek, ale zwinnie przekręcam głowę zamykając drzwi. –Zła jesteś?
-Nie! Wesoła
-Przepraszam –spuszcza głowę, a we mnie się gotuje od złości. Złość przeplatana z miłością, bo zarazem chcę go wyprzytulać i porządnie opieprzyć!
-Myślisz, że powiesz sobie przepraszam i od tak –pstrykam palcami. –Było minęło? Nie, mój drogi
-Kiedy dzwonię do ciebie to znaczy, że tęsknię, a kiedy się nie odzywam, to znaczy, że chcę żebyś ty tęskniła za mną –szczerzy się, a ja gdybym tylko miała stos noży rzucałabym w jego kierunku niczym gwiazdy cyrkowe robiące show.
-Tak to możesz sobie powiedzieć do mamusi, nie do mnie! Dlaczego nie powiedziałeś, że nie chcesz lecieć, tylko odgrywasz męczennika przede mną, a ja niczym faryzeusz pastwię się nad tobą
-Przestań! Nie mów tak –łapie mnie za ręce. - Nie chciałem wymięknąć przed twoim bratem. Myślę, inni dają radę to ja też wytrzymam. Nie spodziewałem się, że aż tak źle to zniosę. I wiem, że źle zrobiłem wyżywając się na tobie, wiem, że chciałaś dobrze, sprawić mi niespodziankę, ale mój podświadomy strach popsuł wszystko. –przytula mnie do siebie, mogłabym ciągnąć dalej moją frustrację, ale za bardzo jestem uzależniona od bliskości z nim.
-Już nie tyle jestem zła na ciebie, co na siebie, że tak łatwo ci ulegam. Nienawidzę cię za to, wiesz?! –z mordem w oczach zerkam na jego wesołe ogniki. –Chodź do środka, bo Emka sama w salonie
-Emilka! Poznajesz mnie? –wysoka postać dosłownie wyrasta przed Małą, która zapatrzona jest w szukanie kolejnych oczek, łapek czy innych części ciała zwierzątek. Jednak gdy słyszy głos Bartka odwraca swą blond główkę i przedstawia swój najszczerszy uśmiech. Kurek bierze ją na ręce i obraca wokół własnej osi, dziewczynce fiurgają włoski, a wesoły pisk rozbrzmiewa po całym mieszkaniu.

Wychodzimy z kina, najbardziej zadowolona z bajki jestem ja. Emilka po może pół godzinie przestała interesować się życiem Smerfetki i jej niebieskich przyjaciół, wolała kolana Bartka. Wymyślali niezliczone zabawy palcami typu: „tu sroczka kaszkę ważyła” czy „kosi, kosi łapci”.
-To teraz idziemy na plac zabaw?
-Co? Nie! Chodźmy do wesołego miasteczka
-A co ty małe dziecko jesteś? Za mało masz wrażeń w życiu?
-Za mało –śmieje się i przekabaca Emilkę. Nie miałam za wiele do gadania. Ruszyliśmy w stronę miasteczka. Osobiście nie mam zamiaru z żadnej atrakcji korzystać. Mam wstręt do tego typu zabaw od dzieciństwa, kiedy to przeszarżowałam swoje możliwości. Opatrzność nade mną czuwała i nic mi się nie stało, lecz zdecydowanie lepiej i pewniej czuje się za sterami szybowca niż wisząc kilka metrów nad ziemią w diabelskim młynie.
Mała cwaniara przeszła kilka kroków i umyślała sobie, żeby ją nieść. Nie pozwoliła Bartkowi wziąć się na ręce tylko ja musiałam dźwigać 15 kilogramów przed sobą. Dzieci z racji ich święta mieli wolne wejście, za to opiekunowie już tak dobrze nie mieli. Dobry wujek, który ma zamiar towarzyszyć Emilce wykupił karnet, ponieważ bardziej opłacalne zapłacić 50zł i bawić się bez limitu. Na pierwszy ogień poszły karuzele typowe dla mniejszych dzieci czyli jazda na koniu, w autku bądź filiżance. Później była strzelnica, gdzie za dobrą celność udało się wygrać poduszkę, która po złożeniu przypomina owcę. Jak zobaczyłam, że Kurek idzie ustawiać się w kolejce do zjeżdżalni pod nazwą Rollecoaster, żołądek nagle się odezwał i też miał do powiedzenia trzy słowa
-Bartek, ty chcesz tam iść z Emką?
-A czemu nie? –cieszy się. Boże gdzie jesteś?! Z nim gorzej jak z małym dzieckiem!
-Ona jest chyba za mała, nie wydaje ci się?
-Czekaj zapytam –podszedł do faceta, który sprawował opiekę przy tej zjeżdżalni. Na moje nieszczęście dzieci w wieku Emi przypinane są pasami i bezpiecznie ‘podróżują’. Po wielu namowach zgodziłam się i ja wziąć udział. Siedząc na miejscu  czułam dreszcze emocji, ale powiedziałam  A to i powiem B! Mała śmiała się i dokazywała, a ja piskliwie krzyczałam błagając o zakończenie tych tortur. Kurczowo ściskałam rękę Bartka i mogę śmiało twierdzić,  że będzie miał sińca, trudno. Mógł mnie nie namawiać.
Dalszą część zwiedzania wesołego miasteczka spędziłam na ławce, Emilę oddałam pod skrzydła Bartka. Słońce idealnie grzało wprost na moją twarz. Oni jak chcę niech się bawią, ja przynajmniej opalę. Po jakimś czasie przyszłą owa dwójka.
-To dla mnie? Będę grubsza niż dłuższa –przyniósł mi wielka watę cukrową na patyku
-Nie będziesz. Ja też zjadłem i widzisz nic się nie zmieniłem
-Tylko ty spalisz na treningu te słodkości, a mi formują się w piękne, tłuste wałeczki
-Czy aby nie przesadzasz?  Ty właśnie powinnaś zacząć cos jeść! –groźnie popatrzył na mnie
-O nie, nie, nie. Wystarczy jak mama mnie pasie. Emcia a Ty już masz inny balon?
-Tak wyszło, że Teletubisia porwał wir powietrza, i musieliśmy  zaadoptować Myszkę Miki
-Oho, nie na długo, bo Mychę też porwali –Emilka cała zapłakana biegnie do nas
-Nie ma –rozkłada rączki
-Chodź kupimy nowy –troskliwy Bartek wstaje i już chce iść
-Nie, nigdzie nie idziecie, co najwyżej do domu. Emilka chcieliśmy ci zawiązać na rączce, nie chciałaś to teraz masz. Następnego też nie dasz zawiązać i kolejny poleci do nieba –Emila ryczy na całego, chcąc wzbudzić we mnie litość. Zezłościła się na mnie i ryczy na rękach Bartka. –Masz jej nie kupować!
-Emilka nie płacz, kupimy nowy, ale zawiążemy na rączce, dobrze? –kiwa mu głową
-Bartek prosiłam cię. Niech się czegoś nauczy, a nie spełniasz wszystko co chce
-Lepiej żeby płakała?
-Jak sobie od czasu do czasu przemyje oczy nic jej się nie stanie
-Jesteś zołza –śmieje się w głos

Po dziennych wojażach, zjedzeniu wielkiej porcji lodów wracamy do domu.
-Emila jak zgubisz ten balon, tym razem wujek nie kupi ci kolejnego także trzymaj go –biegnie przed nami torując ścieżkę do czasu aż nim upadnie i zedrze młodziutka skórę na kolanie. Wrzask słychać na całe osiedle. Biorę ją na ręce i tulę do siebie chuchając obolałe miejsce. Szybko wracamy do domu, robię opatrunek i  idziemy budować wieżę, przy okazji zapomni o bólu. Kurek zostawił nas na chwilę, gdyż ma ważną sprawę do załatwienia.

-Emilka! Chodź tutaj –woła od wejścia, Mała w mgnieniu oka opuszcza miejsce zabaw. Podnoszę się z dywanu i słyszę wesoły pisk, krzyk, śmiech i klaskanie małymi rączkami
-Ej co to jest?
-Nie widzisz?
-Właśnie widzę. A po co ci te ryby?
-Jutka –kręci głową. –To dla Emilki! Dzisiaj prowadziliśmy żywą dyskusję i kulka bardzo jej się podobała.
-Jej się wszystko podoba, a ty nie możesz być tak skory do jej zachcianek
-Musisz wiecznie marudzić? –podnoszę ręce w geście kapitulacji.
-Okej, tylko nie wiem co Patrycja na to
-Przecież sypnie im raz dziennie jedzenie, wodę zmieni raz na miesiąc to chyba nie takie pracochłonne?
-Sam jej to powiesz
-Emilka wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Wujek kupić chciał złotą rybkę, ale pani miała same pomarańczowe. Podoba ci się? –Marszałkówna oplata rączkami szklaną kulę podążając za ruchem ryby
-Kukuję –co w wydaniu Emi znaczy ‘dziękuję’
-Bartek, ona przejmuje nad tobą władzę, a na to jej nie pozwolę –droczę się z nim. –Jeszcze chwila i będę zazdrosna
-Spokojnie, ty zajmujesz wyjątkowe miejsce –schyla głowę i prezentuje pocałunek.

-Emila! Chodź tutaj. Zaraz wracamy do mamy z tatą
-Nie chcę
-Co nie chcesz? –Mała zaczyna płakać i tulić się. Po kilku próbach udobruchaniu i obiecaniu złotych jaj, Emka nie daje za wygraną. Pozostaje mi zadzwonić do Patrycji, odwiozę ją jutro do rodziców.
Czyli Mała śpi dzisiaj z nami. Bartek jutro do południa ma pojawić się w Spale. Jeszcze kilka dni i zacznie się prawdziwa walka o najwyższe cele. Wierzę w chłopaków, że stać ich na powtórzenie zdobycia laur Ligi Światowej. Skoro Brazylia kilka razy triumfowała, to dlaczego Polska nie może? Mamy świetna młodą, ale jakże doświadczoną grupę chłopaków. Sztab najwyższe klasy, nie dopuszczam do siebie innych myśli jak tych, które towarzyszą zwycięstwom.
Przebieram Emilkę i kładę spać. Będzie spała naprzeciwko mojego pokoju, drzwi zostawiam w pół uchylone. Zazwyczaj gdy zostawała na noc, to spałyśmy razem, teraz Bartek zajął miejsce, jednak łóżko jest tak wielkie, że Mała się zmieści. Jeśli będzie niespokojna, to wtedy ją weźmiemy do siebie.  Świeża, umyta idę do kuchni po butelkę wody, którą zawsze trzymam obok łóżka zahaczam o salon, gdzie mój luby ogląda jakąś strzelarkę
-Idziemy spać? –jednocześnie ziewam zatykając sobie buzię
-Zaraz, tylko dokończę oglądanie
-Okej –odwracam się na pięcie i przemierzam próg sypialni. Wsmarowywuję w ciało balsam, na twarz krem dodatkowo odpowiedni na ręce i mogę spokojnie iść spać.  Nie na długo, gdyż do łóżka wskakuje Kuraś, któremu spać z pewnością nie chce
-Wiesz, że z nami jest dziecko? –jak mogę próbuję go przystopować
-Wiem, tylko, że Emilka śpi –nie pytając o zgodę wkłada swój język łącząc z moim
-Bartek, jaka była umowa? –sprowadzam go na ziemię. –Wygrasz trzy spotkania i dostaniesz czego zapragniesz, sama nie mogę się doczekać –uśmiech gości na mych ustach. –A teraz spinaj dupsko, haruj i wygrywaj kolejne mecze –delikatnie klepię jego zacny tyłek. Niepocieszony, musi obejść się przysłowiowym smakiem.

Czas szybko mija i już musimy zbierać się do wyjścia. Bartek nie był chętny jechać ze mną do Piotrkowa, jednak skoro zachciało mu się kulki niech ją odtransportuje. Wyłudziłam jeszcze, że to ja prowadzę, a on niech jakoś sobie radzi żeby woda się nie wychlapała ze szklanego pojemnika. Emila zadowolona siedzi z tyłu ciągle coś gada albo śmieje się. Kocham do szaleństwa tego dzieciaka.

Siostra zareagowała pozytywnie na Bartka, za to Kacper był w lekkim szoku. Nie śledził nigdy jakoś szczególnie siatkówki, on jest w ogóle antysport. Jednak zachowywał się co najmniej komicznie, gdy zaczął Bartka prosić o wspólne zdjęcie. Wszyscy wybuchliśmy gromkim śmiechem.  Emilka zaprowadziła siatkarza do swojego pokoju, by pokazać mu cały arsenał zabawek. Nie spodziewałam się, że Mała może aż tak przywiązać się do niego, lecz ze wzajemnością.
Odwiozłam Kurka do Spały, i wróciłam jeszcze raz do Marszałków, by świętować drugie urodziny mojej chrześnicy. Przyjechali dziadkowie z obu stron, nawet pradziadkowie, kilka wujków i cioć. Mała cieszyła się każdym prezentem i wszystkich wołała, żeby pokazać im rybki, które stały się atrakcją urodzin.

Tydzień szybko minął. Dzisiaj chłopcy inaugurują rozgrywki ligi światowej na warszawskim Torwarze. Chciałabym kibicować na żywo chłopakom, ale w ten weekend mam studia, i kolejne egzaminy, które niemiłosiernie napierają. Ale to dopiero jutro, dzisiaj mecz.
Niestety wynik zupełnie nas niezadowalający, przegrywamy z wielką Brazylią, która ogrywaliśmy w poprzednim sezonie.  W niedzielę się odegramy!
W sobotę prawie cały dzień spędziłam na uczelni. Jak wyszłam z domu o 8 tak wróciłam przed 18. W niedzielę to samo. Szybko coś zjadłam, przebrałam się i w drogę z powrotem do Łodzi na mecz.
Obok mnie zasiądą dzisiaj Alicja, Aneta i jak się dowiedziałam Tercia! Wszystkie moje dziewczyny obok mnie! Zebrałyśmy się sporo przed spotkaniem i jeszcze urządziłyśmy małą pogawędkę.
Zdarłyśmy gardła razem z resztą kibiców  w Atlas Arenie, lecz są tego efekty!  Zwycięstwo za dwa punkty. Idę z dziewczynami do pobliskiego baru, na szczęście jest czynny do północy, a na zegarach minęła już 23. Czekamy na naszych amantów, ponieważ trener po dwumeczu dał im kilka dni wolnego. Anecia zostawiła nas wcześniej w końcu ma prace jutro.  Nasza trójka jutrzejszy dzień zrobiła  sobie wolny.
Paweł dość szybko się zebrał także i Alutka nas zostawiła. Bartek z Andrzejem za karę chyba prysznice  myją?  Lokal już zamknięty, więc musiałyśmy opuścić go. Wracamy pod halę. Cisza, spokój tylko naszych panów brak.
-Serio? –niedowierzam na słowa Terci
-Tak, od przyszłego sezonu Andrzej gra w Skrze –szczerzy się. –A ja mam zamiar mu towarzyszyć
-Czyli będziesz tutaj mieszkać?! –zadaje oczywiste pytania, ale jestem w lekkim szoku
-Tak. I będziemy chodzić na imprezy, zakupy, pogaduchy
-Tercia, jak ja się cieszę! –przytulam ją mocno, gdyż zabrakło mi słów
-Mam nadzieję, że odnajdę się w tym Bełchatowie –bardziej sama siebie pyta
-Jasne, że tak! Zrobimy małą wycieczkę zapoznawczą. A gdzie będziecie mieszkać? –moja ciekawość nie zna granic
-Musimy coś wynająć, jeszcze nie wiem gdzie, co i jak
-Jak będziesz miała jakieś pytania to śmiało wiesz gdzie iść- uśmiecham się
-Oczywiście, gdy Andrzej będzie miał więcej wolnego, to pewnie przyjedziemy czegoś szukać
-I nas odwiedzicie?
-Jasne, że tak. Nie widzę innej możliwości, być tutaj i z tobą nie widzieć? –kąciki ust skaczą mi co chwilę ku górze. Andrzej przyszedł już, i Tercia odjechała do Bydgoszczy. Wsiadłam do samochodu, odpaliłam radio i czekałam na Bartka. Grubo po północy dojechaliśmy do kurkowego mieszkania.
Budzi mnie dźwięk telefonu, przygnieciona bartkowym ciężarem jak i lenistwem lekceważę kolejne sygnały i chcę dalej spać. Ktoś jest bardzo niecierpliwy i nie daje za wygraną. Wypełzam spod Bartka i odszukuję brzęczącego przedmiotu. Jakiś obcy numer, nie wiele myśląc przykładam do ucha. Po krótkiej rozmowie jestem kompletnie skołowana czy mi się śniło to co słyszałam przed chwilą?
-Bartuś –szturcham go, ale jego dźwięk młota pneumatycznego nie obudzi jak się zaśpi. Po kilku próbach udaje mi się przywrócić go do żywych. –Dzwonili do mnie z Warszawy
-Kto? Wujek?
-Nie! Ze związku odnośnie tego zgłoszenia co wysłałeś
-No i?
-Mam się u nich stawić najlepiej jak najszybciej
-Która godzina?
-Po ósmej
-Czyli dwie godziny jazdy plus zanim się zbierzesz czyli przed południem jesteśmy na miejscu –słucham jego słów nie do końca w nie wierząc. Mam wrażenie, że stoję jak słup soli, a wkoło mnie się coś dzieje. Bartek szybko się ubiera i jedziemy do mnie. Wskakuję pod prysznic, chwilę później już susze włosy, delikatny makijaż. Ubieram ołówkową spódnicę nad kolano, miętową koszulkę z krótkim rękawem wkładam „do środka” spódnicy.  W pośpiechu ubieram sandały, chwytam potrzebne dokumenty i możemy mknąć na Warszawkę.
                                                                                                                                                        

Witam :)
Pierwsza mała kłótnia za nami, i spełniający zachcianki małej rozrabiaki ‘przyszywany wujek’.
Kolejny będę chciała dodać za tydzień,  ale od przyszłego weekendu będę pracować w soboty, i tak przez kilka następnych. Mniejszy wymiar godzin, lecz myśl 6 dni pracy nie napawa mnie optymizmem.
Ściskam Was mocno! ;*