Mam ochotę
udusić Kurka! Kto normalny mówi właściwie dzień wcześniej, że wybieramy się
na wesele? I to jeszcze żeby dojechać w wyznaczone miejsce czekają nas blisko 4
godziny jazdy. Wczesnym rankiem jadę do Alicji, bo na moje szczęście przebywa w
Pabianicach. Zrobi mi makijaż i fryzurę. W czasie gdy układa moje włosy ja
maluję na krwistoczerwony kolor paznokcie. Po 9 melduję się pod domem. Wbiegam
szybko do środka i przygotowuję ubranie, które wezmę w podróż. Miałam dylemat
miedzy koronkową białą sukienką nad kolano, niebieską i pudrową.
Ostatecznie wybrałam tą ostatnią. Buty czekają na spakowanie jak i kopertówka.
Złote, bartkowe kolczyki na uszach, łańcuszek z bliżej nieokreślonym wisiorkiem
na szyi. Ubieram się na razie dość swobodnie w jeansy i koszulkę. Sukienkę
ubiorę na miejscu w Bydgoszczy, bo nie będę mięła jej podczas kilku
godzinnej podróży.
-Bartek
gdzie ty jesteś?
-Już
wychodzę zaraz będę u ciebie
-Szybko! Ty
wiesz która godzina?
-Wiem, ale ślub
o 15 a nie 12
-Nie
denerwuj mnie. Masz tutaj zaraz być –rozłączam się nie czekając na odpowiedź.
Jeszcze musimy zahaczyć o jakiś sklep by kupić wino albo coś słodkiego, ponieważ
teraz kwiaty już w nie modzie, żeby dawać młodym.
-Jestem!
–woła radośnie wchodząc do środka
-W końcu!
Proszę cię zanieś do samochodu moja sukienkę, tutaj na wieszaku jest żakiet
jakby się chłodno zrobiło czy padało. A pod ścianą buty i torebka
-Może tak
przywitasz się ze mną? –zbliża się w moim kierunku. –A gdzie ‘cieszę się, że
cię widzę? tęskniłam?’
-Raptem we
czwartek cię widziałam –śmieję się i delikatnie całuję, by się uspokoił i nie
marudził. –A teraz mi powiedz co to za niespodzianki masz dla mnie, których
przez telefon nie chciałeś mówić?
-Jeszcze nie
zasłużyłaś, żeby się dowiedzieć
-Ejj! Nie
mam teraz czasu na droczenie się z tobą. Nie to nie. –odwracam się i chcę iść do pokoju, ale
trzyma mnie za rękę i nie puszcza
-Nie złość
się. Chodź tu a się zaraz dowiesz –przybliżam się. –Będzie Andrzej z dziewczyną
-Tercia będzie!?
–piskliwie krzyczę . –Dobra, fajnie. A teraz rusz te swoje cztery litery, bo
nawet na oczepiny nie zdążymy
-Ty chyba
nie znasz się na przebiegu czasu połączonym z przejechanymi kilometrami
–szepcze sobie biorąc moje ubrania z wieszaków
-Co
powiedziałeś?!
-Nic, nic
–śmieje się głupkowato wiedząc, że go usłyszałam. –Za 15 minut ruszamy
niecierpku –zmierzyłam go, jednak nie wdawałam w dyskusję.
Pokój
wynajęty mamy w małym pensjonacie nieopodal lokalu , gdzie odbywać się będzie
wesele. Odebrałam szybko klucze z recepcji , a Bartek towarzyszył mi z
wieszakami w ręce.
-Mówiłam, że
się spóźnimy! Bartek szybko!
-Spokojnie
mamy jeszcze piętnaście minut
-Jakie
spokojnie? Musimy jeszcze kościół znaleźć, bo przynajmniej ja tutaj nie jestem
obeznana. Co ty się tak guzdrzesz?
-Krawat
zapinam, ale przez twoje gadanie nie mogę, bo mi nie wychodzi
-Chyba
zawiązujesz, chodź tu pomogę ci –zakłada marynarkę, ja biorę torebkę i w
mgnieniu oka opuszczamy pokój, by po kilku minutach znaleźć się na miejscu
ceremonii. A takie były plany, że przed zaślubinami spotkam się z Tercią i
Andrzejem, ale babski Bartek nie zdążył się wyzbierać, bo musiał jeszcze
prysznic na miejscu wziąć.
Siadamy w
ostatniej ławce starając się nie robić szumu, ponieważ msza już jest
celebrowana. Rozglądam się po pięknie wystrojonym wnętrzu świątyni w
poszukiwaniu bydgoskiego zawodnika, bezskutecznie. Wpatruję się w Pannę Młodą i
nie mogę nasycić się jej olśniewającą kreacją.
STOP! Przecież od zawsze powtarzałaś sobie,
że ci ślub do szczęścia potrzebny nie jest. Mama z babcią próbowały wybić ci to
z głowy, ale nie rozumiem po co mi papierkowe potwierdzenie? Czy po podpisaniu cyrografu,
zaobrączkowaniu będziemy należeć do siebie? Wtedy nie można odejść? Jakoś nie
wierzę w to. Niejednokrotnie mam wrażenie, że młodym małżeństwom wydaje się, że
choćby nie wiem co jedno z nich zrobiło, to zostanie mu odpokutowane, ponieważ
wzięli ślub, to zamiecie się pod dywan, bo rozwodzić nie wypada?! Nie! –ganiam
się w myślach! Jestem na jednym z ważniejszych dni tej dwójki, która trzęsie
się jak galaretka z nerwów i wymyślam swoje wywody!
Odstawiamy
samochód na parking pensjonatu i udajemy się pieszo na zabawę. Przed wejściem
czeka na nas Tereska z Wroną. Ściskam się z nimi na powitanie. Bartek krzyżując
ze mną dłonie mknie do środka. Krocząc w kilkucentymetrowych szpilkach czuje
się jak żyrafa. O ile przy siatkarzach wyglądam przyzwoicie, tak przy innych
gościach jak osobnik z innego plemienia.
Tańcom i
zabawom nie ma końca, stoły zastawione niezliczoną liczbą napoi i wszelkich
przekąsek. Moim łupem padają winogrona i truskawki, które co chwile znikają z
‘naszej’ etażerki.
-Czy mogę
prosić panią do tańca? –podchodzi do nas blondyn pytając Bartka
-Nie, mam
swojego tancerza –wyprzedzam Kurka w udzieleniu odpowiedzi, uśmiecham
ironicznie do blondyna opierając mocniej plecami do bartkowego ramienia.
Zmieszany odchodzi, a Bartek kipi z wyższości, jednak ciekawy czym spowodowane
jest moje zachowanie. –To był Dawid –szepcze mu na ucho
-Ten Dawid?
–przytakuję. –I nie poznał cię czy ugrał?
-Nie wiem?
–wzruszam ramionami. –Kiedyś miałam blond włosy i dużo krótsze. Przynajmniej
nie wyglądał jakby mnie poznał –kurkowe pięści zostały zaciśnięte, a wargi ułożone
w cienka linię. Wzrokiem go piorunował. –Uspokój się, było minęło.
-A teraz on
jak gdyby nigdy nic przychodzi do ciebie i woła do tańca?
-No i co? Obijesz
mu twarz? Nie poznał mnie. Zbieg okoliczności. Że też akurat tutaj musi być?
Popatrz jaki ten świat mały. A teraz uśmiechnij się do mnie, bo chcę cie
takiego widzieć, a nie zjedzonego, przeżutego i wyplutego –spełnia moja prośbę,
dodatkowo muskając w ramię. Jednak mam jakąś władzę nad nim.
Zmęczona
tańcami uzupełniam płyny obserwując bawiących się gości. Bartek musi jakoś przecierpieć
zabawiając Tercię w rytm muzyki, bo Andrzej nie lubi takich klimatów. Wrona
dosiada się do mnie przynosząc dwa kolorowe drinki. Całkiem swobodnie mi się z
nim rozmawia, zabawny chłopak. Chociaż
muszę przyznać, że byłam sceptycznie nastawiona do niego przez tę brodę
i wzrok, ale trzeba człowieka poznać, a nie wyrabiać zdanie poprzez wygląd.
Chłopaki
dorwali Pana Młodego i żeby tradycji stało się zadość muszą zdrowie z nim
wypić, żeby tylko skończyło się na jednym kieliszku. Próbujemy z Tereską
zatrzymać naszych panów przypominając im, że młodego żonkosia czekają jeszcze
oczepiny na których powinien być świadomy.
Gdy słońce
zaczynało budzić się ze snu, tak nasza czwórka zamierzała dopiero poddać się
tej magii. Wchodzimy cichutko do pensjonatu, by nie obudzić innych osób w nim
przebywających.
Ściągnęłam
sukienkę i zaczęłam poszukiwania koszulki, której byłam pewna, że wzięłam. Jak
się okazuje byłam w błędzie i na marne przewracam wszystkie manatki. Siadam na
łóżku przyodziana jedynie w majtki oraz stanik i czekam na Bartka, aż się umyje
i odda mi swój t-shirt.
-Jak bym
wiedział, że ty tutaj taka czekasz to nawet nie szedłbym się myć
-Bardzo
śmieszne. Daj mi swoja koszulkę
-A po co?
Jak dla mnie, nie widzę potrzeby
-Bartek
przestań –staram się go skarcić, żeby się nie zapędzał, bo z delikatnego muskania
ramion zniża się ściągając cieniutkie ramiączka, w końcu cały skrawek
materiału. –No już wystarczy, zapoznałeś się
z moimi piersiami, one ciebie też lubią, ale jeszcze będziesz miał
okazję na zabliźnienie znajomości. Zdejmuj podkoszulek, bo nie będę goła spała
–pojękuje z niezadowolenia, jednak dzielnie oddaje swoją garderobę. –I co
bolało? Dziękuję Misiek-zakładam koszulkę na wpół nagie ciało i wskakuję pod
kołdrę.
-A mogło być
tak pięknie –rozmarza się
-Wygrasz
trzy kolejne spotkania bez straty seta to będziesz miał pięknie –układam się na
wznak
-Co
powiedziałaś? –podnosi się i opiera głowę na łokciu. Uśmiecham się i cmokam
soczyście w policzek co kończy się zachłannymi pocałunkami z jego strony. Jeśli
któreś z nas się nie opanuje to dojdzie do czynów, których jeszcze nie chcę.
Przerywam błogie chwile, odwracam plecami i próbuje zasnąć co nie jest łatwe,
ponieważ słońce już dawno wkradło się przez okno do pokoju, a w dodatku kurkowe
ręce błądzące gdzieś po moich nogach rozpraszając mnie.
Niestety nasz
krótki pobyt w Bydgoszczy kończy się. Bartek jak i Andrzej wracają dziś do
Spały. Trener potraktował ich ulgowo dając wolne, bo reszta chłopaków pozostała
na weekend w ośrodku. W piątek i sobotę grają towarzyskie sotnia z drużyną
Serbii, która jest aktualnym ME i nikt nie podda się bez walki mimo tzw. grania
o pietruszkę.
Żegnam się z
Teresą i zapraszam do siebie jak tylko będzie miała chwilę wolnego. Bardzo ufna
zrobiłam się ostatnimi czasy albo ludzie wokół mnie są tacy życzliwi? A może
coś w tym jest, że siatkówka łączy?
Oczywiście
nie uszło uwadze Tereski, że jestem z Bartkiem. „Czujne oko kobiety wybada
wszystko” –spuentowała. Staram się nie afiszować pokazując z nim gdzieś.
Bartek
próbuje mnie namówić na mecz, który będzie w Miliczu. Chętnie bym się wybrała
gdyby nie studia, które mam w weekend. Aż wzdrygam się na myśl spędzenia całych
dni na uczelni plus dodatkowo dwa egzaminy. W końcu maj, trzeba wziąć się za
naukę, a nie same przyjemności.
Za namowa
kilku Skrzatów jadę do Milicza. Wybiera się także Mariusz z żoną, Misiek B. z
Blanką, Ada z Danielem i starszą córką oraz z racji wolnego miejsca ja.
Jedziemy na dwa samochody, Bąku wraz z Wlazłym i ich partnerkami zostają na
noc, a ja z Plińskimi wracam po meczu. Już widzę reakcje Bartka jaki będzie
„ucieszony”, że wracam po nocy.
Rozglądam
się wkoło trybun, wszystkie miejsca zapełnione, ludzie świetnie się bawią.
Chłopcy już na boisku, Karol dostrzega nas, w końcu siedzimy w drugim rzędzie
za nimi. Macha nam i serdecznie uśmiecha. Tęsknie za nimi, szybko – za szybko
potrafiłam się przywiązać.
W czasie
przerwy po pierwszym secie dostrzegam po przeciwnej stronie brunetkę podobną do
mojej Ali. Sobowtór? Nie, to Alicja! Alutka! Co ona tutaj robi? Nie wiele
myśląc idę w jej stronę co chwilę przepraszając kogoś, że zasłaniam widok na
boisko
-Julita?
–uśmiecha się
-Dokładnie
ja, a co ty tutaj robisz?
-To samo co
ty, dobrze bawię
-Ale nic nie
mówiłaś, że przyjeżdżasz na mecz
-Bo w
ostatniej chwili postanowiłam. Wyrwałam się wcześniej z zajęć i dopadłam autobus
pamiętający czasy PRL-u w dodatku kierowca samobójca, ale żyję –śmieje się z
siebie
-Zostajesz
do jutra?
-Co ty!
Jeszcze nie wiem jak, ale wracam dzisiaj
-Ja wracam z
Plińskimi, jest miejsce to już wiesz jak wrócisz
-Będę mogła?
-Należysz do
rodziny siatkarskiej to pewnie, że tak –puka się po głowie na moje słowa. –Ja
tutaj dla Pawełka nie przyjechałam –wystawiam jej język i wracam na swoje
miejsce, uprzednio jej mówiąc, żeby podeszła do nas po zakończeniu spotkania.
Nasi chłopcy
wygrali, większość z nich się zameldowała chociaż na moment na boisku.
-Julita
idziesz z nami na chwilę do chłopaków? –chwyta mnie pod rękę Blanka. Mijamy
długi i ciemny korytarz. Mówię, że chcę skorzystać z toalety, żeby nie iść w
głąb szatni. Nie chce spotykać się z wszystkimi reprezentantami. Wiem, że są
zwyczajnymi ludźmi, ale mając świadomość, że większość widzisz w TV, a tutaj
nagle stoją przed tobą? Nie. Stoję w kącie przy wyjściu z szatni i czekam na
Plińskich. Mamy akredytację dzięki której swobodnie zostajemy przepuszczeni
przez ochroniarzy.
-Fajnie, że
przyjechałaś, ale żeby do mnie nie przyjść? –wyłania się z ciemności postać
Bartka
-Wystarczy,
że tabun fanów cię obszedł. Gratuluję wygranej –wtapiam swoje wargi w bartkowe
zapominając o całym bożym świecie na chwilę
-Julita!?
Bartek?! –rozpoznaję głos, jednak w tym momencie najchętniej ubrałabym czapkę niewidkę. Odwracam się i nieśmiało uśmiecham do Alicji.
-Cześć Ala
–wesoło wita się Bartek. Moja przyjaciółka jest chyba lekko zdezorientowana.
–Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? –złowrogo patrzy na mnie, a ja wiem, że
nawaliłam. Bo mimo, że nie chciałam informować całego światu o mojej miłości,
tak najbliższej przyjaciółce mogłam powiedzieć.
-To ja was
może zostawię, bo zaraz będziemy jechać do hotelu. Jutro w nocy wracam –cmoka
mnie w głowę, a z Alą przybija żółwika.
-Przepraszam
Alutka, jest mi wstyd, ale czasu nie cofnę. Wiesz, że bałam się nowej miłości i
gdyby on się nie odważył nadal żylibyśmy obok siebie. Dopiero dwa tygodnie z
nim jestem, o ile można nazwać to byciem, bo ledwo w weekendy się widzimy. Nie
gniewaj się na mnie –prosząco zerkam na nią, by po chwili poczuć ciężar Ali
ciała na swojej szyi
-Itka nie
gniewam się, ale mi przykro, że nie powiedziałaś swojej najlepszej
przyjaciółce. Jednakże z racji, że życzę ci jak najlepiej wiem, że schowałabyś
tą miłość pod klosz i nikomu nie ujawniała. Mówisz dwa tygodnie? Ale tak mniej
oficjalnie to od świąt co najmniej –śmieje się wprost do mojego ucha i miażdży
mój kark. –A powiedz mi jak całuje? –odrywa się ode mnie i przekręca głowę
-Ala! Pewnie
tak jak twój Paweł!
-Co? Zati to
mój kolega! Przeliterować ci?
-A może w
Spale to kto był eee?
-Oj tam, oj
tam –nie potwierdza, nie zaprzecza czyli potwierdza. –Bądź szczęśliwa tylko
Jutka
-Jestem.
Chodź idziemy do Ady i pora wracać. Chyba, że idziesz do Pawła jeszcze? –już
nie śmieję się z niej. Fajnie, że do niej też szczęście się uśmiecha.
-Nie,
widziałam się z nim już. Wracajmy, bo jestem padnięta po całym
tygodniu.
Około
drugiej zameldowałam się z Alą w domu. Przed zajęciami ją odwiozę, a nie było
sensu budzić jej rodziców po nocy.
Styrana
wracam po południu do domu. Biorę prysznic i kolejna porcja wiedzy. Oglądam
mecz chłopaków, nie jest niestety tak udany jak wczoraj, ale może to i dobrze?
Tutaj mają okazję wszyscy się pokazać, generalnie poćwiczyć, a wynik mniej istotny, jednak każda wygrana
cieszy.
Nie czekam
na Bartka aż wróci, raptem po 9 parę minut zasypiam. Miał przyjechać do mnie, jednak po żarliwej dyskusji wraca do siebie. Zobaczymy się w niedzielę. Dostali wolne do wtorku
albo środy, bo sama pewna nie jestem. Nie dał się tykać, żeby jechać do
rodziców. Zaprzeczę, jeśli powiem, że mi to nie odpowiada, ale źle się czuję z
myślą, że przeze mnie zaniedbuje bliskich.
-Cześć
Wiktor, za ile możemy być?
-Około 17
pojawię się
-Okej, ale
pogoda niewyraźna
-Dobra jest,
nie marudź. Czekam na was
-Yhym,
wracam z Łodzi, jadę po Bartka. Niedługo będziemy
Nie czekam
na windę tylko biegnę po schodach na 3 piętro. Ach, kondycji to ja nie mam
żadnej, dyszę jak lokomotywa.
-Cześć
Misiek –cmokam go na powitanie lądując w jego objęciach. –Ubieraj się, zabieram
cię gdzieś.
-Gdzie?
-Niespodzianka
-Nie lubię
niespodzianek. Jak ci egzaminy poszły?
-Dobrze,
zaliczyłam. Masz 5 minut na wyjście
-W co mam
się ubrać? Gdzie idziemy?
-Luźno
Kieruję się
na wschód, gdy mijamy tabliczkę Piotrków Trybunalski Bartek się ożywia z
nadzieją, że jedziemy do Emilki. Szybko
gaszę jego podekscytowanie ze spotkania z Małą Damą
-Widzę, że
Emcia wkradła się w twoje łaski
-Jej nie
można nie lubić. Chociaż ja lubię dzieci, a najbardziej te które się mnie nie
boją
-Nie każde
jest tak odważne, gdy widzi przed sobą tak masywną postać
-Nasze nie
będą się bać –spojrzałam na niego
-Kochanie po
pierwsze nie planuję w najbliższej przyszłości dzieci, po drugie trzeba je
jakoś stworzyć, a po trzecie chyba własnego ojca bać się nie będą
-Popróbować
zawsze można –śmieje się. –Dziwnie się czuję jako pasażer
-Znowu
zaczynasz? Nie widziałeś nigdy, żeby dziewczyna prowadziła, a facet siedział
obok?
-Tylko to
takie niemęskie
-Ty masz
dziwne ego, męskie niemęskie siedzisz obok. Czuj się jak w taksówce. Zaraz
będziemy u celu. -skręcam na małe lotnisko sportowe w Piotrkowie.
-Co my tutaj
robimy?
-Będziemy
latać, tzn. ty –wybałuszył oczy i momentalnie pobladł. Spojrzał w niebo, gdzie
robił ktoś wiązankę Zlinem. Złapałam go za rękę i zmierzałam do Wiktora, który
żywo z kimś rozmawiał, jednak widząc nas zaprzestał
-Cześć
Wiktor, to jest Bartek. Bartek to mój brat –chłopcy podali sobie ręce
-Czyli ty
będziesz dzisiaj latał?
-Nic mi o
tym niewiadomo. Julita ja ledwo co przyzwyczaiłem się do pasażerskich lotów, a
ty mnie chcesz na śmierć wydać?
-Bartuś
spokojnie, Wiktor nie zrobi ci krzywdy. A poczuj tą adrenalinę –uśmiecham się i
zaplatam mocniej palce na jego dłoni
-Jutka
idźcie do hangaru, ktoś wam da spadochron pomożesz zapiąć Bartkowi
-Ale ja się
nie zmieszczę na pewno –próbuje się ratować siatkarz
-Zmieścisz,
wyżsi od ciebie latali –ironizuje Wiktor. Bartek zakłada spadochron niczym
plecak. Zapinam mu wszelkie pasy. Idziemy do srebrno – czerwonej Extry 330LC,
by czekać na pilota.
-Witaj
Julita, kope lat –słyszę głos za sobą
-Artur? Co
ty tutaj robisz? –przytula mnie
-A latam
sobie –śmieje się charakterystycznie, przez co każdemu chce się śmiać. –Młody
człowieku jesteś gotowy na lot?
-Bartek z
tobą leci? –nerwowo pytam mistrza Polski w akrobacji samolotowej
-Tak, a co
boisz się? Zrobimy kilka beczek, świecę, ślizg na ogon, pętle może korkociąg?
Albo i nie? Spokojnie, będziemy żyć
–analizując w głowie figury, zaczynam bać się o Bartka. To jego pierwsze
zetknięcie z samolotem takiego gabarytu. Bartek niepewnie wsiada do wnętrza
maszyny, daję mu słuchawki na uszy, żeby nie słyszał tak mocno wycia silnika
-Misiek jak
będziesz startował przełknij ślinę, żeby ci się uszy nie zatkały. Podczas figur
nie bój się, nic się nie stanie tylko pod żadnym pozorem nie możesz nic
naciskać, ręce trzymaj na kolanach. Nie jadłeś nic? Trzymam kciuki, baw się
dobrze –daje mu buziaka w policzek i uśmiecham pokrzepiająco
-Jak mi się
cos stanie pamiętaj, że cię kocham
-Nic ci się
nie stanie, czekam na was –oddalam się machając im.
-I jak
polecieli?
-Wiktor! Ty
miałeś z nim lecieć! Przecież on z nim
tam zemdleje
-Spokojnie,
niech się chłopak wprawia.
-Chciałabym
tylko zauważyć, że Kielak to mistrz Polski, 6 akrobata mistrzostw Europy, lata
znakomicie, a Bartek pierwszy raz siedzi w takim samolocie!
-Julita
wyluzuj, wielki jest nic mu nie będzie
-Tylko on się
panicznie boi samolotów! Na rejsowe jakoś się uodpornił, ale nie na akrobacyjne
–wzruszył ramionami i poszedł sobie! Zakichany braciszek!
Stoję i
patrzę co dzieje się na niebie, samolot zmienia swój kierunek z sekundy na
sekundę. Głośny ryk silnika wytwarza we mnie kolejne dawki adrenaliny.
Wyczekuję, żeby tylko wylądowali, a Bartek żył.
-Julita ten
twój chłopak jakoś nie wyrażał żadnych emocji. Już myślałem, że mi zszedł
-Artur!
Musiałeś tak szarżować?
-Przecież
polecieliśmy na akrobację, a nie lot rekreacyjny –zaśmiał się i poszedł
-Jak się
czujesz? –Bartek nadal siedzi w samolocie, mamrocze, że nogi ma jak z waty i
nie wyjdzie o własnych siłach póki co. Siadam na skrzydle i czekam, aż złapie
kilka oddechów. Po pół godzinie z małą pomocą opuszczamy lotnisko. W czasie
drogi powrotnej trzy razy się zatrzymuję, bo żołądek siatkarza nie wrócił do
normy. Jedziemy do niego, bo mamy kilka metrów bliżej niż do mnie, a nie chce
go męczyć. Kładzie się na kanapie i popija wodę mineralną. Bliskie zetknięcie
muszli klozetowej z głową jest tak oczywiste jak to, że łącząc deszcz i słońce
powstaje tęcza. Prawie nic się nie odzywa, a ja nie wiem czy jest na tyle słaby
czy zły na mnie. Cholera, nie chciałam, żeby
tak wyszło. Gdyby leciał z Wiktorem, a nie Kielakiem. Teraz mogę sobie
gdybać…
Zostaję z
nim na noc, nie jadł kolacji, pożywia się jedynie wodą. Kładziemy się na łóżku
oddaleni od siebie o kilka centymetrów. Chwytam go delikatnie za rękę na co
słabo szepcze „nie mam siły”.
Nagle budzę
się słysząc głośny łomot. Rozglądam wkoło, świecę lampkę i widzę, że Bartek
spadł z łóżka. Natychmiast wstaję pomagam mu się podnieść i z powrotem
położyć. Dalszą część nocy nie śpię, a czuwam. Do 4 nad ranem odwiedził
łazienkę sześć razy. Robię mu wapno na wzmocnienie i delikatnie nakrywam
nas kołdrą. Klnę siebie w myślach, co za
głupi pomysł mi wpadł do tego pustego łba. Bartek kolorem skóry przypomina
białą ścianę, a na czole roją krople potu. Leży na wznak, ze mną nie rozmawia,
a ja zaczynam siebie obwiniać.
„A miało być tak pięknie
miało nie wiać w oczy nam
i ociekać szczęściem”
miało nie wiać w oczy nam
i ociekać szczęściem”
-Happysad
Pierwsze biało – czerwone spotkanie za
nami. Nie wygrane, ale ile następnych nas czeka! Wiara w Nich zawsze jest.
Dzisiaj się nie rozpisuję. Kibicujemy mocno jutro! :)
Ps. Nadrabiam Wasze blogi w miarę
możliwości :)
Pozdrawiam Was ze słonecznej
Małopolski ;*
Pierwsza! <3 ;*
OdpowiedzUsuńojej biedny Bartek..:c mam nadzieję, że szybko odzyska siły.:* A Julita nie ma czym się przejmować, przecież chciała dobrze, niestety nie zawsze wychodzi tak jak chcemy. :)
OdpowiedzUsuńja pierdziuu.. jakie weselicho mieli.
OdpowiedzUsuńDawid ciesz się, że Kuraś Ci nie przywalił...
Oł Baartek :( Jest mi smutno, że tak się stało..
nie chce tak.
Pierwszy mecz przegraliśmy, ale mam nadzieję, że w niedzielę wygramy :D
Pozdrawiam :)
http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/
No nie, Happ mnie wyprzedziła -.- Już nie mam szansy na podium, ale i tak czuję się wygrana. A czemu? Bo mi się bardzo, ale to bardzo ten rozdział podobał i jestem w pełni usatysfakcjonowana :)
OdpowiedzUsuńNawet Kurka tu lubię, co rzadko mi się zdarza ostatnio ^^ Ale on był dziś taki biedny... Najpierw to nieszczęsne weselisko, i szlaban na seks (a widać było że ma niezmierną ochotę, i ledwo mógł wytrzymać), potem lot samolotem, który miał być niespodzianką a stał się jego katuszą. Biedny, zarzygany Bartuś. No aż mi się łezka w oku kręci (hahaha).
A teraz na poważnie. Julitka jest bardzo mądra, że od razu nie pozwala ukochanemu na wszystko. Niech poczeka, pomęczy się trochę (ale trzy wygrane mecze bez straty seta to gruba przesada! ;p), nim dostanie najpyszniejszy owoc :D
Pojawiły się tu speszona jak nigdy Ala, przyłapana na gorącym uczynku, i Tercia (!), która wraz z Andrzejem widać na dobre zagościła w gronie stałych znajomych Itki.
Proszę sobie nie pluć w brodę, Juluś, bo nie twoja wina że Kuraś ma słaby żołądek! A Happysad na koniec to miód dla moich uszu :)
Całuję Cię Kochanie Ty moje, S. ;*
Postawa Julity bardzo mi się podoba. Facet powinien się trochę pomęczyć jak zabiega o taką kobietę :) Swoją drogą to szkoda mi Bartka, miała być niespodzianka, która przerodziła się w udrękę. Julitka nie powinna się obwiniać, bo to przecież nie jej wina. Jest przy Bartku i go wspiera, a to się liczy.:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
PRZEPRASZAM, ŻE TAK PÓŹNO! ale jakoś taki nawał był, że nie czytałam nic, a nic. Ale wreszcie znalazłam trochę czasu:))
OdpowiedzUsuńSzkoda Bartusia.! Ale moim zdaniem i tak fajna niespodzianka z tego wyszła, skoro on taki zaskoczony.:D W sumie, to niech się trochę pomęczy, ażeby później miał ją dla siebie ;D. Mam tylko nadzieję, że nie będzie miał jej za złe tego 'wypadu'.:D
Czekam na następny i INFORMUJ MNIE:D
Świetne!;) Uwielbiam czytac Twoje wpisy,a akcja z samolotem jest genialna! Pozdrawiam i zapraszam do siebie ;*
OdpowiedzUsuńGenialne! Co ona zrobiła biednemu Bartusiowi !? Ciekawe co powie jak juz sie otrzasnie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Pyśka
PS zapraszam :) http://butmorethanfriends.blogspot.com/
Kolejny super rozdział :) Szkoda tylko Bartka... Ale przecież Julita chciała dobrze..
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :*