sobota, 8 czerwca 2013

22.



Mam ochotę udusić Kurka! Kto normalny mówi właściwie dzień wcześniej, że wybieramy się na wesele? I to jeszcze żeby dojechać w wyznaczone miejsce czekają nas blisko 4 godziny jazdy. Wczesnym rankiem jadę do Alicji, bo na moje szczęście przebywa w Pabianicach. Zrobi mi makijaż i fryzurę. W czasie gdy układa moje włosy ja maluję na krwistoczerwony kolor paznokcie. Po 9 melduję się pod domem. Wbiegam szybko do środka i przygotowuję ubranie, które wezmę w podróż. Miałam dylemat miedzy koronkową białą sukienką nad kolano, niebieską i pudrową. Ostatecznie wybrałam tą ostatnią. Buty czekają na spakowanie jak i kopertówka. Złote, bartkowe kolczyki na uszach, łańcuszek z bliżej nieokreślonym wisiorkiem na szyi. Ubieram się na razie dość swobodnie w jeansy i koszulkę. Sukienkę ubiorę na miejscu w Bydgoszczy, bo nie będę mięła jej podczas kilku godzinnej podróży.
-Bartek gdzie ty jesteś?
-Już wychodzę zaraz będę u ciebie
-Szybko! Ty wiesz która godzina?
-Wiem, ale ślub o 15 a nie 12
-Nie denerwuj mnie. Masz tutaj zaraz być –rozłączam się nie czekając na odpowiedź. Jeszcze musimy zahaczyć o jakiś sklep by kupić wino albo coś słodkiego, ponieważ teraz kwiaty już w nie modzie, żeby dawać młodym.
-Jestem! –woła radośnie wchodząc do środka
-W końcu! Proszę cię zanieś do samochodu moja sukienkę, tutaj na wieszaku jest żakiet jakby się chłodno zrobiło czy padało. A pod ścianą buty i torebka
-Może tak przywitasz się ze mną? –zbliża się w moim kierunku. –A gdzie ‘cieszę się, że cię widzę? tęskniłam?’
-Raptem we czwartek cię widziałam –śmieję się i delikatnie całuję, by się uspokoił i nie marudził. –A teraz mi powiedz co to za niespodzianki masz dla mnie, których przez telefon nie chciałeś mówić?
-Jeszcze nie zasłużyłaś, żeby się dowiedzieć
-Ejj! Nie mam teraz czasu na droczenie się z tobą. Nie to nie.  –odwracam się i chcę iść do pokoju, ale trzyma mnie za rękę i nie puszcza
-Nie złość się. Chodź tu a się zaraz dowiesz –przybliżam się. –Będzie Andrzej z dziewczyną
-Tercia będzie!? –piskliwie krzyczę . –Dobra, fajnie. A teraz rusz te swoje cztery litery, bo nawet na oczepiny nie zdążymy
-Ty chyba nie znasz się na przebiegu czasu połączonym z przejechanymi kilometrami –szepcze sobie biorąc moje ubrania z wieszaków
-Co powiedziałeś?!
-Nic, nic –śmieje się głupkowato wiedząc, że go usłyszałam. –Za 15 minut ruszamy niecierpku –zmierzyłam go, jednak nie wdawałam w dyskusję.

Pokój wynajęty mamy w małym pensjonacie nieopodal lokalu , gdzie odbywać się będzie wesele. Odebrałam szybko klucze z recepcji , a Bartek towarzyszył mi z wieszakami w ręce.
-Mówiłam, że się spóźnimy! Bartek szybko!
-Spokojnie mamy jeszcze piętnaście minut
-Jakie spokojnie? Musimy jeszcze kościół znaleźć, bo przynajmniej ja tutaj nie jestem obeznana. Co ty się tak guzdrzesz?
-Krawat zapinam, ale przez twoje gadanie nie mogę, bo mi nie wychodzi
-Chyba zawiązujesz, chodź tu pomogę ci –zakłada marynarkę, ja biorę torebkę i w mgnieniu oka opuszczamy pokój, by po kilku minutach znaleźć się na miejscu ceremonii. A takie były plany, że przed zaślubinami spotkam się z Tercią i Andrzejem, ale babski Bartek nie zdążył się wyzbierać, bo musiał jeszcze prysznic na miejscu wziąć.
Siadamy w ostatniej ławce starając się nie robić szumu, ponieważ msza już jest celebrowana. Rozglądam się po pięknie wystrojonym wnętrzu świątyni w poszukiwaniu bydgoskiego zawodnika, bezskutecznie. Wpatruję się w Pannę Młodą i nie mogę nasycić się jej olśniewającą kreacją.
STOP! Przecież od zawsze powtarzałaś sobie, że ci ślub do szczęścia potrzebny nie jest. Mama z babcią próbowały wybić ci to z głowy, ale nie rozumiem po co mi papierkowe potwierdzenie? Czy po podpisaniu cyrografu, zaobrączkowaniu będziemy należeć do siebie? Wtedy nie można odejść? Jakoś nie wierzę w to. Niejednokrotnie mam wrażenie, że młodym małżeństwom wydaje się, że choćby nie wiem co jedno z nich zrobiło, to zostanie mu odpokutowane, ponieważ wzięli ślub, to zamiecie się pod dywan, bo rozwodzić nie wypada?! Nie! –ganiam się w myślach! Jestem na jednym z ważniejszych dni tej dwójki, która trzęsie się jak galaretka z nerwów i wymyślam swoje wywody!

Odstawiamy samochód na parking pensjonatu i udajemy się pieszo na zabawę. Przed wejściem czeka na nas Tereska z Wroną. Ściskam się z nimi na powitanie. Bartek krzyżując ze mną dłonie mknie do środka. Krocząc w kilkucentymetrowych szpilkach czuje się jak żyrafa. O ile przy siatkarzach wyglądam przyzwoicie, tak przy innych gościach jak osobnik z innego plemienia.
Tańcom i zabawom nie ma końca, stoły zastawione niezliczoną liczbą napoi i wszelkich przekąsek. Moim łupem padają winogrona i truskawki, które co chwile znikają z ‘naszej’ etażerki.
-Czy mogę prosić panią do tańca? –podchodzi do nas blondyn pytając Bartka
-Nie, mam swojego tancerza –wyprzedzam Kurka w udzieleniu odpowiedzi, uśmiecham ironicznie do blondyna opierając mocniej plecami do bartkowego ramienia. Zmieszany odchodzi, a Bartek kipi z wyższości, jednak ciekawy czym spowodowane jest moje zachowanie. –To był Dawid –szepcze mu na ucho
-Ten Dawid? –przytakuję. –I nie poznał cię czy ugrał?
-Nie wiem? –wzruszam ramionami. –Kiedyś miałam blond włosy i dużo krótsze. Przynajmniej nie wyglądał jakby mnie poznał –kurkowe pięści zostały zaciśnięte, a wargi ułożone w cienka linię. Wzrokiem go piorunował. –Uspokój się, było minęło.
-A teraz on jak gdyby nigdy nic przychodzi do ciebie i woła do tańca?
-No i co? Obijesz mu twarz? Nie poznał mnie. Zbieg okoliczności. Że też akurat tutaj musi być? Popatrz jaki ten świat mały. A teraz uśmiechnij się do mnie, bo chcę cie takiego widzieć, a nie zjedzonego, przeżutego i wyplutego –spełnia moja prośbę, dodatkowo muskając w ramię. Jednak mam jakąś władzę nad nim.

Zmęczona tańcami uzupełniam płyny obserwując bawiących się gości. Bartek musi jakoś przecierpieć zabawiając Tercię w rytm muzyki, bo Andrzej nie lubi takich klimatów. Wrona dosiada się do mnie przynosząc dwa kolorowe drinki. Całkiem swobodnie mi się z nim rozmawia, zabawny chłopak. Chociaż  muszę przyznać, że byłam sceptycznie nastawiona do niego przez tę brodę i wzrok, ale trzeba człowieka poznać, a nie wyrabiać zdanie poprzez wygląd.
Chłopaki dorwali Pana Młodego i żeby tradycji stało się zadość muszą zdrowie z nim wypić, żeby tylko skończyło się na jednym kieliszku. Próbujemy z Tereską zatrzymać naszych panów przypominając im, że młodego żonkosia czekają jeszcze oczepiny na których powinien być świadomy.
Gdy słońce zaczynało budzić się ze snu, tak nasza czwórka zamierzała dopiero poddać się tej magii. Wchodzimy cichutko do pensjonatu, by nie obudzić innych osób w nim przebywających.
Ściągnęłam sukienkę i zaczęłam poszukiwania koszulki, której byłam pewna, że wzięłam. Jak się okazuje byłam w błędzie i na marne przewracam wszystkie manatki. Siadam na łóżku przyodziana jedynie w majtki oraz stanik i czekam na Bartka, aż się umyje i odda mi swój t-shirt.
-Jak bym wiedział, że ty tutaj taka czekasz to nawet nie szedłbym się myć
-Bardzo śmieszne. Daj mi swoja koszulkę
-A po co? Jak dla mnie, nie widzę potrzeby
-Bartek przestań –staram się go skarcić, żeby się nie zapędzał, bo z delikatnego muskania ramion zniża się ściągając cieniutkie ramiączka, w końcu cały skrawek materiału. –No już wystarczy, zapoznałeś się  z moimi piersiami, one ciebie też lubią, ale jeszcze będziesz miał okazję na zabliźnienie znajomości. Zdejmuj podkoszulek, bo nie będę goła spała –pojękuje z niezadowolenia, jednak dzielnie oddaje swoją garderobę. –I co bolało? Dziękuję Misiek-zakładam koszulkę na wpół nagie ciało i wskakuję pod kołdrę.
-A mogło być tak pięknie –rozmarza się
-Wygrasz trzy kolejne spotkania bez straty seta to będziesz miał pięknie –układam się na wznak
-Co powiedziałaś? –podnosi się i opiera głowę na łokciu. Uśmiecham się i cmokam soczyście w policzek co kończy się zachłannymi pocałunkami z jego strony. Jeśli któreś z nas się nie opanuje to dojdzie do czynów, których jeszcze nie chcę. Przerywam błogie chwile, odwracam plecami i próbuje zasnąć co nie jest łatwe, ponieważ słońce już dawno wkradło się przez okno do pokoju, a w dodatku kurkowe ręce błądzące gdzieś po moich nogach rozpraszając mnie.

Niestety nasz krótki pobyt w Bydgoszczy kończy się. Bartek jak i Andrzej wracają dziś do Spały. Trener potraktował ich ulgowo dając wolne, bo reszta chłopaków pozostała na weekend w ośrodku. W piątek i sobotę grają towarzyskie sotnia z drużyną Serbii, która jest aktualnym ME i nikt nie podda się bez walki mimo tzw. grania o pietruszkę.
Żegnam się z Teresą i zapraszam do siebie jak tylko będzie miała chwilę wolnego. Bardzo ufna zrobiłam się ostatnimi czasy albo ludzie wokół mnie są tacy życzliwi? A może coś w tym jest, że siatkówka łączy?
Oczywiście nie uszło uwadze Tereski, że jestem z Bartkiem. „Czujne oko kobiety wybada wszystko” –spuentowała. Staram się nie afiszować pokazując z nim gdzieś.
Bartek próbuje mnie namówić na mecz, który będzie w Miliczu. Chętnie bym się wybrała gdyby nie studia, które mam w weekend. Aż wzdrygam się na myśl spędzenia całych dni na uczelni plus dodatkowo dwa egzaminy. W końcu maj, trzeba wziąć się za naukę, a nie same przyjemności.

Za namowa kilku Skrzatów jadę do Milicza. Wybiera się także Mariusz z żoną, Misiek B. z Blanką, Ada z Danielem i starszą córką oraz z racji wolnego miejsca ja. Jedziemy na dwa samochody, Bąku wraz z Wlazłym i ich partnerkami zostają na noc, a ja z Plińskimi wracam po meczu. Już widzę reakcje Bartka jaki będzie „ucieszony”, że wracam po nocy.
Rozglądam się wkoło trybun, wszystkie miejsca zapełnione, ludzie świetnie się bawią. Chłopcy już na boisku, Karol dostrzega nas, w końcu siedzimy w drugim rzędzie za nimi. Macha nam i serdecznie uśmiecha. Tęsknie za nimi, szybko – za szybko potrafiłam się przywiązać.
W czasie przerwy po pierwszym secie dostrzegam po przeciwnej stronie brunetkę podobną do mojej Ali. Sobowtór? Nie, to Alicja! Alutka! Co ona tutaj robi? Nie wiele myśląc idę w jej stronę co chwilę przepraszając kogoś, że zasłaniam widok na boisko
-Julita? –uśmiecha się
-Dokładnie ja, a co ty tutaj robisz?
-To samo co ty, dobrze bawię
-Ale nic nie mówiłaś, że przyjeżdżasz na mecz
-Bo w ostatniej chwili postanowiłam. Wyrwałam się wcześniej z zajęć i dopadłam autobus pamiętający czasy PRL-u w dodatku kierowca samobójca, ale żyję –śmieje się z siebie
-Zostajesz do jutra?
-Co ty! Jeszcze nie wiem jak, ale wracam dzisiaj
-Ja wracam z Plińskimi, jest miejsce to już wiesz jak wrócisz
-Będę mogła?
-Należysz do rodziny siatkarskiej to pewnie, że tak –puka się po głowie na moje słowa. –Ja tutaj dla Pawełka nie przyjechałam –wystawiam jej język i wracam na swoje miejsce, uprzednio jej mówiąc, żeby podeszła do nas po zakończeniu spotkania.
Nasi chłopcy wygrali, większość z nich się zameldowała chociaż na moment na boisku.
-Julita idziesz z nami na chwilę do chłopaków? –chwyta mnie pod rękę Blanka. Mijamy długi i ciemny korytarz. Mówię, że chcę skorzystać z toalety, żeby nie iść w głąb szatni. Nie chce spotykać się z wszystkimi reprezentantami. Wiem, że są zwyczajnymi ludźmi, ale mając świadomość, że większość widzisz w TV, a tutaj nagle stoją przed tobą? Nie. Stoję w kącie przy wyjściu z szatni i czekam na Plińskich. Mamy akredytację dzięki której swobodnie zostajemy przepuszczeni przez ochroniarzy.
-Fajnie, że przyjechałaś, ale żeby do mnie nie przyjść? –wyłania się z ciemności postać Bartka 
-Wystarczy, że tabun fanów cię obszedł. Gratuluję wygranej –wtapiam swoje wargi w bartkowe zapominając o całym bożym świecie na chwilę
-Julita!? Bartek?! –rozpoznaję głos, jednak w tym momencie najchętniej ubrałabym czapkę niewidkę.  Odwracam się i nieśmiało uśmiecham do Alicji.
-Cześć Ala –wesoło wita się Bartek. Moja przyjaciółka jest chyba lekko zdezorientowana. –Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? –złowrogo patrzy na mnie, a ja wiem, że nawaliłam. Bo mimo, że nie chciałam informować całego światu o mojej miłości, tak najbliższej przyjaciółce mogłam powiedzieć.
-To ja was może zostawię, bo zaraz będziemy jechać do hotelu. Jutro w nocy wracam –cmoka mnie w głowę, a z Alą przybija żółwika.
-Przepraszam Alutka, jest mi wstyd, ale czasu nie cofnę. Wiesz, że bałam się nowej miłości i gdyby on się nie odważył nadal żylibyśmy obok siebie. Dopiero dwa tygodnie z nim jestem, o ile można nazwać to byciem, bo ledwo w weekendy się widzimy. Nie gniewaj się na mnie –prosząco zerkam na nią, by po chwili poczuć ciężar Ali ciała na swojej szyi
-Itka nie gniewam się, ale mi przykro, że nie powiedziałaś swojej najlepszej przyjaciółce. Jednakże z racji, że życzę ci jak najlepiej wiem, że schowałabyś tą miłość pod klosz i nikomu nie ujawniała. Mówisz dwa tygodnie? Ale tak mniej oficjalnie to od świąt co najmniej –śmieje się wprost do mojego ucha i miażdży mój kark. –A powiedz mi jak całuje? –odrywa się ode mnie i przekręca głowę
-Ala! Pewnie tak jak twój Paweł!
-Co? Zati to mój kolega! Przeliterować ci?
-A może w Spale to kto był eee?
-Oj tam, oj tam –nie potwierdza, nie zaprzecza czyli potwierdza. –Bądź szczęśliwa tylko Jutka
-Jestem. Chodź idziemy do Ady i pora wracać. Chyba, że idziesz do Pawła jeszcze? –już nie śmieję się z niej. Fajnie, że do niej też szczęście się uśmiecha.
-Nie, widziałam się  z nim  już. Wracajmy, bo jestem padnięta po całym tygodniu.
Około drugiej zameldowałam się z Alą w domu. Przed zajęciami ją odwiozę, a nie było sensu budzić jej rodziców po nocy.
Styrana wracam po południu do domu. Biorę prysznic i kolejna porcja wiedzy. Oglądam mecz chłopaków, nie jest niestety tak udany jak wczoraj, ale może to i dobrze? Tutaj mają okazję wszyscy się pokazać, generalnie poćwiczyć, a  wynik mniej istotny, jednak każda wygrana cieszy.
Nie czekam na Bartka aż wróci, raptem po 9 parę minut zasypiam. Miał przyjechać do mnie, jednak po żarliwej dyskusji wraca do siebie. Zobaczymy się w niedzielę. Dostali wolne do wtorku albo środy, bo sama pewna nie jestem. Nie dał się tykać, żeby jechać do rodziców. Zaprzeczę, jeśli powiem, że mi to nie odpowiada, ale źle się czuję z myślą, że przeze mnie zaniedbuje bliskich.

-Cześć Wiktor, za ile możemy być?
-Około 17 pojawię się
-Okej, ale pogoda niewyraźna
-Dobra jest, nie marudź. Czekam na was
-Yhym, wracam z Łodzi, jadę po Bartka. Niedługo będziemy

Nie czekam na windę tylko biegnę po schodach na 3 piętro. Ach, kondycji to ja nie mam żadnej, dyszę jak lokomotywa.
-Cześć Misiek –cmokam go na powitanie lądując w jego objęciach. –Ubieraj się, zabieram cię gdzieś.
-Gdzie?
-Niespodzianka
-Nie lubię niespodzianek. Jak ci egzaminy poszły?
-Dobrze, zaliczyłam. Masz 5 minut na wyjście
-W co mam się ubrać? Gdzie idziemy?
-Luźno
Kieruję się na wschód, gdy mijamy tabliczkę Piotrków Trybunalski Bartek się ożywia z nadzieją,  że jedziemy do Emilki. Szybko gaszę jego podekscytowanie ze spotkania z Małą Damą
-Widzę, że Emcia wkradła się w twoje łaski
-Jej nie można nie lubić. Chociaż ja lubię dzieci, a najbardziej te które się mnie nie boją
-Nie każde jest tak odważne, gdy widzi przed sobą tak masywną postać
-Nasze nie będą się bać –spojrzałam na niego
-Kochanie po pierwsze nie planuję w najbliższej przyszłości dzieci, po drugie trzeba je jakoś stworzyć, a po trzecie chyba własnego ojca bać się nie będą
-Popróbować zawsze można –śmieje się. –Dziwnie się czuję jako pasażer
-Znowu zaczynasz? Nie widziałeś nigdy, żeby dziewczyna prowadziła, a facet siedział obok?
-Tylko to takie niemęskie
-Ty masz dziwne ego, męskie niemęskie siedzisz obok. Czuj się jak w taksówce. Zaraz będziemy u celu. -skręcam na małe lotnisko sportowe w Piotrkowie.
-Co my tutaj robimy?
-Będziemy latać, tzn. ty –wybałuszył oczy i momentalnie pobladł. Spojrzał w niebo, gdzie robił ktoś wiązankę Zlinem. Złapałam go za rękę i zmierzałam do Wiktora, który żywo z kimś rozmawiał, jednak widząc nas zaprzestał
-Cześć Wiktor, to jest Bartek. Bartek to mój brat –chłopcy podali sobie ręce
-Czyli ty będziesz dzisiaj latał?
-Nic mi o tym niewiadomo. Julita ja ledwo co przyzwyczaiłem się do pasażerskich lotów, a ty mnie chcesz na śmierć wydać?
-Bartuś spokojnie, Wiktor nie zrobi ci krzywdy. A poczuj tą adrenalinę –uśmiecham się i zaplatam mocniej palce na jego dłoni
-Jutka idźcie do hangaru, ktoś wam da spadochron pomożesz zapiąć Bartkowi
-Ale ja się nie zmieszczę na pewno –próbuje się ratować siatkarz
-Zmieścisz, wyżsi od ciebie latali –ironizuje Wiktor. Bartek zakłada spadochron niczym plecak. Zapinam mu wszelkie pasy. Idziemy do srebrno – czerwonej Extry 330LC, by czekać na pilota.
-Witaj Julita, kope lat –słyszę głos za sobą
-Artur? Co ty tutaj robisz? –przytula mnie
-A latam sobie –śmieje się charakterystycznie, przez co każdemu chce się śmiać. –Młody człowieku jesteś gotowy na lot?
-Bartek z tobą leci? –nerwowo pytam mistrza Polski w akrobacji samolotowej
-Tak, a co boisz się? Zrobimy kilka beczek, świecę, ślizg na ogon, pętle może korkociąg? Albo i nie?  Spokojnie, będziemy żyć –analizując w głowie figury, zaczynam bać się o Bartka. To jego pierwsze zetknięcie z samolotem takiego gabarytu. Bartek niepewnie wsiada do wnętrza maszyny, daję mu słuchawki na uszy, żeby nie słyszał tak mocno wycia silnika
-Misiek jak będziesz startował przełknij ślinę, żeby ci się uszy nie zatkały. Podczas figur nie bój się, nic się nie stanie tylko pod żadnym pozorem nie możesz nic naciskać, ręce trzymaj na kolanach. Nie jadłeś nic? Trzymam kciuki, baw się dobrze –daje mu buziaka w policzek i uśmiecham pokrzepiająco
-Jak mi się cos stanie pamiętaj, że cię kocham
-Nic ci się nie stanie, czekam na was –oddalam się machając im.

-I jak polecieli?
-Wiktor! Ty miałeś  z nim lecieć! Przecież on z nim tam zemdleje
-Spokojnie, niech się chłopak wprawia.
-Chciałabym tylko zauważyć, że Kielak to mistrz Polski, 6 akrobata mistrzostw Europy, lata znakomicie, a Bartek pierwszy raz siedzi w takim samolocie!
-Julita wyluzuj, wielki jest nic mu nie będzie
-Tylko on się panicznie boi samolotów! Na rejsowe jakoś się uodpornił, ale nie na akrobacyjne –wzruszył ramionami i poszedł sobie! Zakichany braciszek!
Stoję i patrzę co dzieje się na niebie, samolot zmienia swój kierunek z sekundy na sekundę. Głośny ryk silnika wytwarza we mnie kolejne dawki adrenaliny. Wyczekuję, żeby tylko wylądowali, a Bartek żył.

-Julita ten twój chłopak jakoś nie wyrażał żadnych emocji. Już myślałem, że mi zszedł
-Artur! Musiałeś tak szarżować?
-Przecież polecieliśmy na akrobację, a nie lot rekreacyjny –zaśmiał się i poszedł
-Jak się czujesz? –Bartek nadal siedzi w samolocie, mamrocze, że nogi ma jak z waty i nie wyjdzie o własnych siłach póki co. Siadam na skrzydle i czekam, aż złapie kilka oddechów. Po pół godzinie z małą pomocą opuszczamy lotnisko. W czasie drogi powrotnej trzy razy się zatrzymuję, bo żołądek siatkarza nie wrócił do normy. Jedziemy do niego, bo mamy kilka metrów bliżej niż do mnie, a nie chce go męczyć. Kładzie się na kanapie i popija wodę mineralną. Bliskie zetknięcie muszli klozetowej z głową jest tak oczywiste jak to, że łącząc deszcz i słońce powstaje tęcza. Prawie nic się nie odzywa, a ja nie wiem czy jest na tyle słaby czy zły na mnie. Cholera, nie chciałam, żeby  tak wyszło. Gdyby leciał z Wiktorem, a nie Kielakiem. Teraz mogę sobie gdybać…
Zostaję z nim na noc, nie jadł kolacji, pożywia się jedynie wodą. Kładziemy się na łóżku oddaleni od siebie o kilka centymetrów. Chwytam go delikatnie za rękę na co słabo szepcze „nie mam siły”.
Nagle budzę się słysząc głośny łomot. Rozglądam wkoło, świecę lampkę i widzę, że Bartek spadł z łóżka. Natychmiast wstaję pomagam mu się podnieść i z powrotem położyć. Dalszą część nocy nie śpię, a czuwam. Do 4 nad ranem odwiedził łazienkę sześć razy. Robię mu wapno na wzmocnienie i delikatnie nakrywam nas  kołdrą. Klnę siebie w myślach, co za głupi pomysł mi wpadł do tego pustego łba. Bartek kolorem skóry przypomina białą ścianę, a na czole roją krople potu. Leży na wznak, ze mną nie rozmawia, a ja zaczynam siebie obwiniać.
„A miało być tak pięknie
miało nie wiać w oczy nam
i ociekać szczęściem”
-Happysad
                                                                                                                                                  


Pierwsze biało – czerwone spotkanie za nami. Nie wygrane, ale ile następnych nas czeka! Wiara w Nich zawsze jest.
Dzisiaj się nie rozpisuję.  Kibicujemy mocno jutro! :)
Ps. Nadrabiam Wasze blogi w miarę możliwości :)
Pozdrawiam Was ze słonecznej Małopolski ;*

9 komentarzy:

  1. ojej biedny Bartek..:c mam nadzieję, że szybko odzyska siły.:* A Julita nie ma czym się przejmować, przecież chciała dobrze, niestety nie zawsze wychodzi tak jak chcemy. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja pierdziuu.. jakie weselicho mieli.
    Dawid ciesz się, że Kuraś Ci nie przywalił...
    Oł Baartek :( Jest mi smutno, że tak się stało..
    nie chce tak.
    Pierwszy mecz przegraliśmy, ale mam nadzieję, że w niedzielę wygramy :D
    Pozdrawiam :)

    http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie, Happ mnie wyprzedziła -.- Już nie mam szansy na podium, ale i tak czuję się wygrana. A czemu? Bo mi się bardzo, ale to bardzo ten rozdział podobał i jestem w pełni usatysfakcjonowana :)
    Nawet Kurka tu lubię, co rzadko mi się zdarza ostatnio ^^ Ale on był dziś taki biedny... Najpierw to nieszczęsne weselisko, i szlaban na seks (a widać było że ma niezmierną ochotę, i ledwo mógł wytrzymać), potem lot samolotem, który miał być niespodzianką a stał się jego katuszą. Biedny, zarzygany Bartuś. No aż mi się łezka w oku kręci (hahaha).
    A teraz na poważnie. Julitka jest bardzo mądra, że od razu nie pozwala ukochanemu na wszystko. Niech poczeka, pomęczy się trochę (ale trzy wygrane mecze bez straty seta to gruba przesada! ;p), nim dostanie najpyszniejszy owoc :D
    Pojawiły się tu speszona jak nigdy Ala, przyłapana na gorącym uczynku, i Tercia (!), która wraz z Andrzejem widać na dobre zagościła w gronie stałych znajomych Itki.
    Proszę sobie nie pluć w brodę, Juluś, bo nie twoja wina że Kuraś ma słaby żołądek! A Happysad na koniec to miód dla moich uszu :)
    Całuję Cię Kochanie Ty moje, S. ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Postawa Julity bardzo mi się podoba. Facet powinien się trochę pomęczyć jak zabiega o taką kobietę :) Swoją drogą to szkoda mi Bartka, miała być niespodzianka, która przerodziła się w udrękę. Julitka nie powinna się obwiniać, bo to przecież nie jej wina. Jest przy Bartku i go wspiera, a to się liczy.:)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. PRZEPRASZAM, ŻE TAK PÓŹNO! ale jakoś taki nawał był, że nie czytałam nic, a nic. Ale wreszcie znalazłam trochę czasu:))
    Szkoda Bartusia.! Ale moim zdaniem i tak fajna niespodzianka z tego wyszła, skoro on taki zaskoczony.:D W sumie, to niech się trochę pomęczy, ażeby później miał ją dla siebie ;D. Mam tylko nadzieję, że nie będzie miał jej za złe tego 'wypadu'.:D
    Czekam na następny i INFORMUJ MNIE:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne!;) Uwielbiam czytac Twoje wpisy,a akcja z samolotem jest genialna! Pozdrawiam i zapraszam do siebie ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialne! Co ona zrobiła biednemu Bartusiowi !? Ciekawe co powie jak juz sie otrzasnie ;)
    Pozdrawiam ;)
    Pyśka
    PS zapraszam :) http://butmorethanfriends.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Kolejny super rozdział :) Szkoda tylko Bartka... Ale przecież Julita chciała dobrze..
    Czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń