piątek, 21 czerwca 2013

24.



Cała w skowronkach mijam kolejne schody  zbiegając na parter. Mijam różne osoby, które mi się bacznie przyglądają co robię, lecz nie zwracam na nich uwagi. Z szerokim uśmiechem na ustach stoję przed budynkiem i rozglądam się , by zlokalizować Bartka. Siedzi w cieniu na ławce pod wielkim dębem, okulary przeciwsłoneczne na nosie, a w rękach ma jakąś gazetę. Skradam się na palcach w jego kierunku rękami zakrywam mu oczy, jednak zna doskonale moje dłonie i bez zastanowienia zgaduje, że to ja jestem tym ‘zakładnikiem’.
- No i? Mów! – cieszę się jak głupia, zamiast coś powiedzieć. – Julita, mowę ci odebrało?
- Mam sześciotygodniową praktykę z wami! – wyrzucam z siebie jak z procy. Zapominam się tonąc w jego objęciach. – A teraz przyrzeknij mi, że nie maczałeś palców w tym wyborze? W końcu to jest praktyka w Reprezentacji, a nie jakimś miejskim czy wiejskim ośrodku rehabilitacyjnym, i mam uwierzyć, że od tak mnie wzięli? – wbijam oskarżycielko palec w jego klatkę
- Co ci przyszło do głowy? Jesteś strasznie zakompleksiona – świdruję błękitne oczy, lecz nie doszukuję się krzty kłamstwa.
Po zjedzeniu obiadu w pobliskiej restauracji przekabacam Bartka, żebyśmy podjechali na chwilę do Ewy, żony Andrzeja. W końcu nie często jestem w Warszawie. Ciocia miło nas przyjęła, poznała, że Bartek to ten siatkarz z reprezentacji. Zaczęła go wychwalać jak i resztę chłopaków, a ja widziałam po jego mimice jak go mierzi, bo nie lubi, gdy nazywa się go liderem.
Przed zmrokiem wyruszamy w podróż powrotną. Ruch na drodze prawie żaden, przez co szybko mijamy kolejne miejscowości aż do Skierniewic, gdzie stoimy w korku dobre pół godziny. Po południu motocyklista zderzył się z tirem, mimo długiej reanimacji chłopak z jednośladowca nie przeżył. Nie wiem czy tak było na prawdę, przynajmniej takie głosy słychać z CB’radia. Dalsza część trasy przebiega już bez żadnych zakłóceń. Zmęczona, ale i również usatysfakcjonowana wydarzeniami dnia dzisiejszego opadam na poduszki i mknę w świat wymyślonych historii.

- Bartek, ja jadę do pracy, klucze zostawiłam ci na stole. W lodówce coś tam powinieneś znaleźć na śniadanie. Nie wiem o której wrócę, zadzwonię później. Trzymaj się – śpioch ani nie drgnie, czyli pewnie za wiele mnie nie słyszał.
W szkole jak zwykle to samo, ciągła monotonia. Muszę porozmawiać z dyrektorem, i poinformować go, że chcę wcześniej skończyć staż. Wyczuwając dobry humor szefa, udaję się do jego gabinetu. Po zarysowaniu sytuacji jak wygląda, nie robi żadnych problemów, z wcześniejszym przerwaniem stażu. Rok szkolny i tak się niedługo kończy, a od września wraca moja poprzedniczka.
Po pracy robię szybkie zakupy i mknę do domu. Wjeżdżając do garażu, nie mogę uwierzyć, że Bartek sam z siebie zrobił porządek z trawnikiem. Jednak do czegoś się przydaje.
- W mikrofalówce masz pierogi – woła gdzieś z głębi domu
- Gdzie ty jesteś? – nie odpowiada,  jedynie słyszę warkot odkurzacza. Nie, nie, nie! Coś tutaj nie gra! Skosił trawę, ugotował pierogi,  teraz sprząta?!  Wypinam kabel z gniazdka, zdezorientowany rozgląda się na boki. – Co zrobiłeś, że tak się przymilasz?
- Ja? Nic.
- Nie mów mi, ze bezinteresownie sprzątasz i gotujesz? Roztłukłeś coś? Zepsułeś?
- Spaliłem
- O jejku, spaliłeś kotlety nic się nie stało przecież – macham ręką
- Nie kotlety – jego głos staje się ciższy
- Garnek? Wodę? Czajnik? No mówże!
- Sukienkę
- Co? – wertuję w głowie jaką sukienkę miałam na suszarce. – Nie mów, że moją ulubioną grafitową sukienkę – piorunuję go wzrokiem, na jego twarzy maluje się grymas
- Przecież nie chciałem jej spalić
- Ale mogłeś się nie zabierać za prasowanie jak nie potrafisz!
- Koszule sobie sam prasuję, a chciałem zrobić ci porządek
- Dziękuję bardzo za taki porządek! Sprzątaj i nie zbliżaj się do mnie. – idę sprawdzić w jakim stanie jest mój ciuch, może da się jakoś uratować? Jednak po dogłębnym sprawdzeniu nadaje się do kosza. Trudno. Ech… idę zjeść te pierogi. Podgrzewam je, nalewam szklankę soku i siadam przy stole.
-Bartek, chodź tutaj! – po kilku sekundach melduje się w kuchni. – Jadłeś pierogi? – kiwa zgadzając się.  - Bartuś, one są surowe, patrz jak ciasto się ciągnie – demonstruję  na jednym z nich.  Spuszcza głowę, i jest mu chyba trochę, a nawet bardzo głupio. Robię nam makaron z jogurtem, szybko i tanio jak na studentów przystało.

Kolejne dni szybko mijają, w piątek kończę pracę w szkole. Zżyłam się z dziewczynami, zaprzyjaźniłam z Anetą, i nie mam zamiaru zaniedbać tej znajomości. Właściwie dzięki pani Krysi Kłos poznałam Bartka. Gdyby nie Karol, gdyby nie moja praca nadal żylibyśmy w swoich światach. Dyrektor dziękuje mi za współpracę i życzy powodzenia w kolejnym projekcie. Anecia upuściła pojedynczą łzę, ale ja jej nie zostawię. Nadal będzie moją przyjaciółką. Alicja zawsze będzie na pierwszym miejscu, lecz Aneta i Terka również zyskały moje zaufanie.
Ostatni weekend zajęć, na początku lipca obrona licencjata i mam nadzieję koniec nauki na ten sezon.  
W każdy dzień po południu miałam mnóstwo spraw do załatwienia. Zrobiłam jakieś zakupy, i kupiłam kilka ubrań do Spały i innych najpotrzebniejszych rzeczy. Odwiedziłam mamę, cieszyła się, że jej mała córunia otrzymała taką szansę. Zawszę będę tą najmłodszą, na której skupia swoją uwagę. Pojechałam jeszcze do dziadków, babcia nakarmiła mnie za wszystkie czasy.
W środę odwiedziłam zaufaną ginekolog, a od wczoraj żyję w komitywie z moim nowym przyjacielem na pośladku. Plasterek nie osiągalny dla oczu Bartka, przez co nie będzie mnie kusił, a ja muszę być twarda i dotrzymać słowa, wygra spotkania będzie nagroda.
Weekend mija szybko, przez czas spędzony na uczelni. Jestem zadowolona, ponieważ wszystko układa się po mojej myśli. Pakuję walizkę, przygotowuję ubrania na jutro, rozmawiam z Bartkiem i nie zapominam jeszcze o śnie.
Patrycja z Emilką już jadą, żeby odwieźć mnie do ośrodka. Najpóźniej do południa mam się stawić na miejscu. Jednak wolę być kilka chwil wcześniej.  
Minęłam próg budynku, w  środku cisza. Dostrzegam młodą dziewczynę w recepcji, na identyfikatorze widnieje napis „Nikola”
- Cześć Nikola, gdzie mogę znaleźć trenera?
- Dzień dobry. Siatkarze są na sali, proszę zaczekać, za kwadrans powinni wrócić.-siadam na skórzanej sofie, która znajduje się w hollu. Zaczynam bić się z myślami. Dociera do mnie gdzie jestem. Zaraz poznam wszystkich reprezentantów!  Coś o czym marzy całe środowisko siatkarskie, które nie ma okazji być chociażby na meczu, a ja będę ich masować. Nogi mi wiotczeją, serce przyspiesza z uderzeniami, ciśnienie rośnie, myśli ulatniają się uszami. Wariuję!
W końcu wracają, udają się prosto na stołówkę nie zauważając mnie. Anastasi idzie ostatni za całą brygadą. Podchodzę do niego z języka polskiego przenikam na angielski, ponieważ mój włoski nie jest z pewnością na tyle intensywny, by swobodnie porozmawiać.  Zaprasza mnie do pomieszczenia, które tymczasowo można nazwać gabinetem. Pyta mnie o różne podstawowe rzeczy, które miałam okazję się nauczyć czy przebyć kursy. Nakreśla mi mniej więcej na czym polegać będzie moja rola tutaj. Jednak wszystko okaże się w praniu. Obecnie wylatuje  z nimi do Francji. Dostałam kilka sztuk oryginalnych, reprezentacyjnych spodenek i koszulek damskich. Chociaż męskie, wielkie tez się znajdą. Powiedziałam mu, że jestem z Bartkiem, by nie miało to znaczenia co do moje pracy. Nie chce być traktowana z pozoru, że ktoś mi załatwił tą posadę. Sympatyczny Włoch zaśmiał się, i zironizował mnie. Nie jest istotne dla niego z kim spotyka się jego podopieczny. Mam tutaj swoje zadania i obowiązki i z tego mam się rozliczyć. Wzięłam z recepcji klucz i ciągnąc za sobą walizkę przekroczyłam próg pokoju numer 36. Ledwo co usiadłam ktoś puka do drzwi. Dziwne uczucie, ale wstaję i otwieram
- Julitka!
- We własnej osobie – padam w kurkowe objęcia. Nie rozpakowuję swojego bagażu, wyciągam kilka potrzebnych rzeczy, i zbieram się, gdyż niedługo siatkarze zbiorą się na siłowni.
Idę pod drzwi trenera, razem udajemy się w podziemia do sali. Im bliżej drzwi wejściowych tym większy strach mnie przeszywa. Cholera, ja ich poznam dzisiaj! Wszystkich reprezentantów! Wchodzimy do środka, wszystkie oczy są zwrócone na mnie. Uśmiecham się dyskretnie, czuję wszystkich patrzałki, które mnie skanują od góry do dołu. Na twarzach graczy ze Skry maluje się zdziwienie, bo przecież  co ja tutaj robię? Powinnam siedzieć teraz w szkle, wpisywać faktury, przygotowywać wypłaty itp.
Trener mnie przedstawia chłopkom, podaję każdemu rękę i krótko mówię o sobie. Po chwili siatkarze wracają do ćwiczeń, a ja udaję się do innych fizjo i lekarza. Główny fizjoterapeuta pan Aleksander, bo tak każe mi się zwracać jako jedyny nie jest zbyt zadowolony moją osobą, przynajmniej takie odnoszę wrażenie. 
Nie mam za dużo pracy, właściwie tylko się przyglądam. Nie afiszuję się byciem z Bartkiem, nie chcę wzbudzać sensacji ani stwarzać sobie wrogów, że jestem tutaj po znajomości. Ze Spały we wtorek ruszamy do Warszawy, by spędzić tam noc i wczesnym rankiem odlecieć do Francji. Zaspana wychodzę z pokoju, w ręce taskam walizkę, której stukot mnie denerwuje, ale nie mam siły jej nieść. Słońce ładnie wstaje, a my już na lotnisku. Żegnaj Warszawo, witaj przygodo. Bartek zaczął lekko panikować, gdyż przed oczami miał lot akrobacyjny. Jednak w pasażerskim za wielu atrakcji nie ma, spokojny locik nas czeka. Miejsce mam obok drugiego trenera i Karola.  O ile z pierwszym wymieniam kilka poważniejszych zdań, tak z drugim mam tematów bez liku. Karol wieczny optymista, tysiąc pomysłów na minutę, buzia mu się nie zamyka. Dawno nie miałam okazji tak swobodnie  z nim pogadać. Po ponad trzech godzinach lotu, lądujemy na ziemi paryskiej. Stamtąd autokarem do miasteczka Rouen, gdzie w piątek chłopcy grają mecz. Rozpakowuje się w hotelu, jemy obiad, chwila odpoczynku i zapoznawcze wejście na halę plus trening. Kilku chłopaków trzeba rozmasować, Zbyszka złapały skurcze uda, ale opanowaliśmy szybko sytuację. Przed ciszą nocną wyrzucam Bartka z pokoju, gdyż naprzeciw mnie zakotwiczył pan Aleksander, popularny Olek. Wszyscy do niego zwracają się po imieniu lub różnymi wymyślonymi ksywkami, tylko ja per Pan. No okej, jak tak chce nie ma problemu.
W końcu gramy mecz, komplet kibiców zasila trybuny. Mimo, że jesteśmy we Francji słychać polskie głosy, niczym jak u siebie. Mamy wspaniałych kibiców, którzy za swoimi ulubieńcami jeżdżą po świecie. Siedzę na trybunach, gdyż nie ma potrzeby, żebym dzieliła krzesełka wraz ze sztabem. Razem ze mną jest Kubiaczek i dzisiejszy solenizant Zatorek, który musi uznać wyższość Krzyśka. Spotkanie kończy się ekspresowym zwycięstwem Polaków w niecałe półtora godziny. Pierwszy krok został spełniony, cenne 3 punkty odlatują wraz z nami do Toulouse. Późno w nocy meldujemy się  hotelu. Na szczęście mogę dłużej pospać. Chłopaki nie maja porannego treningu, tylko przed południem wideo odprawę.  
Czas szybko mija, i tak oto walczymy już o kolejne cenne 3 punkty. Trójkolorowi nie są już tak pasywni na boisku jak w piątek. Walka toczy się o każdy punkt, co może podobać się kibicom, ale szalenie wiele energii zabiera graczom.  Po zaciętych końcówkach we wszystkich czterech setach, znowu triumfujemy!
Przed północą wracamy do hotelu, zmęczona przekręcam klucz pokoju; marzę tylko, by się umyć i iść do łóżka. Odlot mamy o 9.15, czyli znowu wczesna pobudka. Wracam z łazienki, a tam na łóżku z laptopem na kolanach Kuraś
- Co ty tutaj robisz? Nie powinieneś spać?
- Przyszedłem do ciebie
- Bartek nie możesz przecież tutaj ze mną być na noc
- Czemu nie? Mecze rozegrane, jutro mamy dzień wolnego
- Olek jest niedaleko
- No i co nam zrobi? Chodź już do łóżka – zawieszam mokry ręcznik na krześle i kładę się obok. Przykładam głowę na jego ramię, nogi krzyżuję z bartkowymi. Mimo, że kilka chwil temu zasypiałam na stojąco, teraz wpatruję się w punkt na ścianie. – Czemu nie śpisz? – ściska mnie mocniej, wzruszam ramionami, nadal ciemna plama na ścianie jest bardzo interesująca. Jednak przekładam wzrok na moją umięśnioną poduszkę. Patrzę jak spokojnie, równomiernie oddycha. Zawrócił mi w głowie, a teraz zagnieździł się w sercu. Kocham go, i nie wiem jak funkcjonowałabym, jeśli los by mi go zabrał? Wystarczy, że Sebastiana straciłam, nie pozwolę na zniknięcie mojego siatkarza. Dlaczego nie powiedziałam jeszcze tego co czuję?
- Bartuś śpisz?
- Yhym, ty też śpij
- Jak nie mogę. Kocham cię
- No, ja ciebie też. Co!?
- Kocham – uśmiecham się, półmrok gości w pokoju, na pewno dostrzega moje wywinięte w górę usta
- Julitka – przerywam, nie dając mu dojść do słowa
- Wiem, że długo czekałeś, ale musiałam być pewna, żeby deklarować dla mnie tak ważne słowa
- A wiesz, że wygrałem trzy mecze – szepcze mi do ucha seksownym głosem
- Z Brazylią 2 sety strat, z Francją jeden
- Brazylię powinnaś traktować odgórnie zwycięsko, a ten jeden set to wynagradzam nagrodą MVP, okej?
- Dlaczego mam pobłażać spotkanie z Brazylijczykami? W czym oni są lepsi od was?
- Jutka – mruczy napierając na mnie, a jego ręce żyją swoim życiem, gdzieś na moim ciele
-No dobrze, ale poczekaj jak będziemy w domu. Dzisiaj zadowól się, że cię kocham – całuję go.
Wczesnym po południem jesteśmy już w naszej ukochanej Polsce. Kolejny przystanek Bydgoszcz, lecz z racji dwóch zwycięstw trener dał odsapnąć graczom dając wolne do wtorkowego południa. Rozjeżdżamy się do swoich domów, na wieczór jesteśmy umówieni.


Na kolację przygotowuję nam sałatkę grecką, którą minimalnie zmodyfikuję, i w takim to razie wyrzucam z niej oliwki, których nie lubię. Sałatę szarpię na mniejsze kawałki, dodaję pokrojone ogórki, pomidory, paprykę, odcedzam kostki sera, doprawiam przyprawami, liśćmi mięty, skrapiam oliwą z oliwek, i gotową już sałatkę wkładam do lodówki.
Stoję w garderobie dobre 5minut i nie wiem w co się ubrać, żadna spódnica mi nie odpowiada, w spodnie nie chcę, sukienka nie za oficjalna?  Spośród czeluści wynajduję zwiewną, lekką sukienkę którą kupiłam jakiś czas temu, i czekała na odpowiednią okazję, by ją ubrać. Dzisiaj jest odpowiednia.

Maluję paznokcie, czekam aż wyschną i zabieram się za makijaż. Włosy ładnie się wysuszyły także nie ma potrzeby ich prostować. Zwarta i gotowa przechadzam się po salonie, i poprawiam każdą książkę na półce, które nagle leżą niesymetrycznie. Patrzę na stół i szukam czy czegoś nie brakuje. A jednak! Zapomniałam o kieliszkach!  Mija 20, a jego nie ma. Rozmyślił się? Chyba nie, słyszę dzwonek do drzwi. Rozanielona zmierzam w ich kierunku.
- Witam ponownie – szepcze. Po czym ujmuje moją brodę, nachyla się i składa na moich ustach delikatny, lekki pocałunek. Dotyk jego warg niczym muśnięcie skrzydeł motyla.
- Cześć – chwytam go za dłoń, i wprowadzam do salonu. W czasie, gdy nalewa nam wina wkładam bukiet do wazonu. Przynoszę sałatkę,  jemy w ciszy co rusz spoglądając ukradkiem na siebie. Po skonsumowaniu, wstaje zmniejszając dystans między nami. Podaje mi dłoń zmuszając żebym również wstała. Rozgrzana krew przepływa przez moje ciało, adrenalina wymieszana z pożądaniem i chęcią bliskości. Patrzy na mnie z góry, a jego oczy są płomienne, pożądliwe. Kołyszemy się w rytm muzyki wydobywającej z głośnika odtwarzacza.
- Napijemy się wina? – nie odpowiada, tylko tańcząc zaprowadza nas do stołu. Ujmujemy kieliszki i siadamy na sofie. Zanurzam usta w czerwonym płynie, a w gardle ciągle odczuwam suchość. Czuje ściskanie wszędzie poniżej talii. Potrafi mnie uwieść samym głosem, ale to spojrzenie, ten głodny, spragniony wzrok. Nie dotyka mnie, a jedynie patrzy prosto w oczy, otulając gorącem, które emanuje z jego ciała. Przysuwam się jeszcze bliżej i pociągam go delikatnie za włosy, przysuwam jego usta do swoich i całuję.
- Dotrzymujesz słowa – uśmiecha się promiennie
- Zawsze –wciskam język między jego wargi. Bierze mnie w objęcia, mocno do siebie przyciskając. Nasze języki tańczą razem, naciskając i wirując. – Misiu, posłuchaj mnie. Wiem, że nie zrobisz mi krzywdy, wiem, że będziesz delikatny, jednak miej na uwadze, że jesteś moim jedynym partnerem, osobiście jestem laikiem w tej kwestii – czuję, jak się rumienię, i nie jest to spowodowane wypitym winem
- Wyczuwam, że się wstydzisz, ale zupełnie nie rozumiem dlaczego? Nie wyobrażasz sobie, jakie to  miłe uczucie być kimś tak ważnym dla kogoś, kto oddaje ci całą siebie
- Chodźmy do sypialni – szepczę mu cichutko do ucha, uprzednio lekko przygryzając
- A nie możemy tutaj? – kiwam przecząco. Bierze mnie na ręce i niesie w dobrze znane nam miejsce, które dzisiaj spełnia rolę dopełniacza naszej miłości. Całuje mnie mocno, a ja wczepiam się w jego umięśnione ramiona.
- Julitka, a może pokażesz mi sexy dance, który tyle się uczyłaś?
- Nie dzisiaj, nie chcę żebyś mnie wziął w 5 minut, tylko znacznie dłużej – uśmiecha się zalotnie.
Całujemy się spokojnie, lecz namiętnie. Odrywamy się od siebie na chwilę, spojrzał mi głęboko w oczy i obdarzył swoim najpiękniejszym uśmiechem w którym kocham się od jakiegoś czasu. Musnął moje usta, i zszedł pocałunkami do szyi. Czułam się jak w niebie. Czas na mój krok. Pomagam mu zdjąć koszulę,  a on po chwili mi sukienkę. Dostęp do piersi sprawia mu niewyobrażalną przyjemność, lecz moje gruczoły mleczne znajdujące się w jego wielkich dłoniach, wydają się być bardzo małe.
Spojrzał na mnie, badając mą twarz. Chcę seksu.  Z nim. Delikatnie wszedł we mnie, nie spuszczając ze mnie wzroku. Skrzywiłam się lekko, chciał się wycofać, jedak nie pozwoliłam. Pocałowałam go i powiedziałam, że tak powinno być. Z każdą chwilą było coraz lepiej. Złapaliśmy wspólny rytm.  Lewą rękę kładę nad głowę, by po chwili spleść ją z bartkową, a on podpiera się na łokciu. Drugą ręką obejmuje mnie w pasie nad pośladkami przyciskając mocniej do siebie. Jest idealnie. Bartek pracuje nad końcową swoją i moją przyjemnością. Wolną ręką chwytam go za szyję i jak najbardziej to możliwe przysuwam  do siebie. Na przemian któreś z nas cichutko pojękuję bądź postękuje. Przymknęłam oczy, nie widziałam nic, byłam jak zaczarowana. Krzyknęłam zdławionym głosem, dając upust wszystkim skrywanym emocjom.
Miarkujemy swoje oddechy, wtulam się w jego nagie, zmęczone ramiona, całuje mnie w czubek głowy. Każde z nas włożyło w ten dziewiczy akt całe swoje serce.
                                                                                                                                                              

Wita Was wyuzdana Coquette :D Taki tam jednorazowy wyskok ;p
Wiem, wszystkie rzygamy tęczą po przeczytaniu tego epizodu, łącznie ze mną, ale musiał taki powstać.
Wonder Women – dało radę? Dało! ;P
Zaczynamy regularne rozgrywki LŚ! Yeah! :) I walczymy o jak najwyższe cele!!!

Dziękuję za ponad 40 000 wyświetleń! Jesteście niesamowite  <3
Nie spodziewałam się, że będę miała tylu odbiorców, a i pisząc wirtualnie poznam tyle wartościowych dziewczyn, które niejednokrotnie zanudzam swoimi problemami, rozterkami, humorami, a często dzięki Nim śmieje się do łez. Wy, wiecie przecież! Uwielbiam Was! ;*
Zanudziłam własną prywatą :)   
Ściskam ;*
PS. Nadrabiam zaległe historie! :)

Wszystkie osóbki odwiedzające mnie tutaj, a szczególnie te, które również piszą wiecie jak szalenie podbudowujące są opinie? :) Oczywiście, nie zmuszam nikogo, kto chce ten wyrazi swoje odczucia, ale miejcie na uwadze, że to nieźle motywuje :)



20 komentarzy:

  1. Ahahah, nie wiedzieć czemu naprawdę mnie to rozśmieszyło. Wiem, jestem inna niż wszyscy ;)
    Może tak od początku. Szkoda mi się Bartusia zrobiło, kiedy spalił jej sukienkę i zrobił niejadalne pierogi. Ale... przynajmniej się starał.:))
    Nooo, i widzę że już przewidziałaś wynik dzisiejszego meczu. 3:1 >>> świetny wybór ;d
    A tak w ogóle to już się boje tego, co będzie się działo w następnych rozdziałach, bo tutaj to mnie zaskoczyłaś.
    Czekam na kolejny! :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Rozmarzyłam się, i to bardzo <3
      Bartuś, wyczekał się swoje, ale myślę że było warto, nie? Takiego pierwszego razu to Julitce może pozazdrościć niejedna dziewica. Kurasiątko nie dość że czuły, delikatny, to i zaspokoić umiał za pierwszym razem. No, no :D
      Więcej takich akcji poproszę, może nawet być do moich Mirrors <3
      Juluś ma staż, bardzo dobrze! Musi się dziewczyna szkolić w swoim zawodzie, czyż nie? :) Od razu zaczyna z grubej rury, może gdzieś się potem załapie.
      Wcale nie rzygam tęczą, bejbe! No dobra, może troszkę :D Ale to szczęściem! :)
      Pracusiu Ty mój kochany, podziwiam Cię bardzo. 6 dni to mega dużo. I jeszcze w papierkach :o
      Całuję, eSSSS :*

      Usuń
  3. Bardzo fajny ;) Czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. z Francją przegraliśmy, z Brazylią też. kiepsko :( umieram powoli.
    Rozdział - zaskoczenie, jak najbardziej pozytywne. świetne .
    Ta scena miłosna też nie była zła :D xd
    Podobał mi się ten rozdział Czemu Olo jej nie lubi ? Jak postrzegają ją inni siatkarze ?:D
    czekam na nn.

    http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Justin i tak gorące, ale w swojej istocie delikatne, pełne uczucia, no takie... kurwa! idealne. Takie, jak na Twojego Bartka i Julitkę przystało. ;) Cieszę się, że dojrzała do tego słowa, bo nim nie powinno się rzucać na wiatr... nie ot tak. Jak ja bym chciała, by te mecze poszły właśnie tak, jak tu. :D Nic nie poradzimy, fikcja jest inna :D
    A ja się Olkowi nie dziwię, że tak patrzy na Jutkę. Co roku przychodzi jakaś młoda, niedoświadczona dziewczyna, której w głowie chłopaki, a nie nauka i przez ten pryzmat traktuje i ją. ;p Musi uczyć, pokazywać. Może tego zwyczajnie nie lubi?
    Nie wiem i się zastanawiać nie będę ;p
    Tyle bezsensownego wywodu ode mnie!
    Buziole, Happ ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Sielanko trwaj dalej, bo jak jesteś, to wszystkim się podoba :)
    Kocham takiego Bartka :*
    Kocham taką Julitę :*
    Kocham całe to opowiadanie :*
    I czekam już na więcej :*

    Bartek, ale żeby sukienkę spalić, prasując ją? Po co się bierzesz za coś, czego nie potrafisz??? Zajmij się lepiej już tą swoją siatkówkę i wygrywaniem meczy, bo się na Was obrażę za te wszystkie porażki :P
    Pozdrawiam,
    Dzuzeppe :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Czad XDDD ;) <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Bartek spalił jej sukienkę i do tego te pierogi, taki trochę niezdara .Rozdział świetny końcówka też niezła ; )

    OdpowiedzUsuń
  9. No to jej się fartło z sześciotygodniową praktyką ;) Też bym tak chciała. Nie dość, że ma się praktykę to jeszcze ile świata można zobaczyć :) Powinna w siebie trochę bardziej uwierzyć, a nie od razu podejrzewać Bartka. Olo to co taki zasadniczy i sztywny, że każe na siebie mówić pan i w ogóle nie jest zadowolony z obecności Julity?
    Jak to dobrze, że u Ciebie wygrywają bo niestety w realu już tak nie jest co nie jest pocieszające. No cóż walka się jeszcze nie skończyła ;)
    Tym sposobem, że reprezentacja wygrywała mecze to i Bartkowi dostała się nagroda ;) Trzeba przyznać, że niecierpliwy z niego mężczyzna, ale cóż mu się dziwić to facet ;)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. No to się nam nasza zakochana para rozszalała :D Sielanka, sielanka, sielanka... I niech trwa jak najdłużej, bo i ich przypadku innej wersji wydarzeń sobie nie wyobrażam :) Wyniki meczów w Twojej wersji biorę w ciemno! Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie było mnie chwilę ale rozdziały nadrobiłam. Jak zwykle rozdział świetny. Nie dziwię się, że Julita była zła za tą sukienkę i do tego rozgotowane pierogi. Czekam na kolejny rozdział. :*

    Zapraszam również do mnie: http://zabierz-mnie-daleko.blogspot.com/2013/06/5-to-moze-zaczne-od-poczatku-czesc-2.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na pierwszy dzień maratonu: http://zabierz-mnie-daleko.blogspot.com/2013/07/6-dobrze-ze-jestes.html

      Usuń
    2. Zapraszam na drugi dzień maratonu: http://zabierz-mnie-daleko.blogspot.com/2013/07/7-kiedys-o-mnie-zapomnisz.html

      Usuń
    3. Zapraszam na trzeci dzień maratonu: http://zabierz-mnie-daleko.blogspot.com/2013/07/8-by-nasza-miosc-trwaa-wiecznie.html

      Usuń
  12. Za sukienkę bym zabiła :D
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :))

    OdpowiedzUsuń
  13. WYBACZ NIEOBECNOŚĆ!!!! :)
    Po pierwsze, podziwiam za 6 dniowy tydzień pracy, sama wiem jak to jest, kiedy od pon-pt jesteś w pracy a weekendy zamiast wypoczywać - studiujesz...ech.

    Co do rozdziału!!! Kurek jaki czuły, kurcze, tak to opisałaś, że ciary miałam na całym ciele.. Myślę, że warto było czekać Julitce i jemu na takie wspaniałe doznania.
    Jest miło, jest pięknie, czego chcieć więcej?:)
    ściskam mocno :*

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej, hej, hej, cóż ja czytam! : o Ty niegrzeczna Paulinko. ;>>
    Ale nie powiem, bardzo spodobał mi się ten (ekchem...) epizod, bo różni się znacząco od tych innych opowiadań, gdzie każda bohaterka pierwszy raz przeżyła z facetem, którego zna dwa tygodnie. .__. Ale okkk, wracając.
    Bartuś jest taki słodziaśny! ♥ Wyobraziłam sobie jego skruszoną minkę, kiedy to NIECHCĄCO spalił sukienkę. :c jak mu musiało być wtedy przykro. :c
    I przepraszam, że nie zaglądam tutaj regularnie (znaczy zaglądam i czytam każdy rozdział, ale nie komentuję, bo brak czasu. :c ). Sama rozumiesz... :c ALE MAM NADZIEJĘ, ŻE NIEDŁUGO SPOTKAMY SIĘ NA GG I POGADAMY, BO TĘSKNIĘ. :C
    Pozdrawiam cieplutko! ;-*** Buziaki! ♥

    OdpowiedzUsuń
  15. super blog, zapraszam do mnie: http://siatkowkaamoimzyciem.blogspot.com/ :D

    OdpowiedzUsuń