Obrażalski
Bartek! Mógł wrócić do Spały w środę rano, lecz pojechał z Karolem i Michałem
we wtorek na noc. Mieliśmy miło spędzić kilka chwil, które ma wolne, a w
rezultacie: ja pracowałam, on się rehabilitował. Nie pojechał do mojego
mieszkania ani raz, za to ja tymczasowo przebywałam u niego. Rozmowa nam się
nie kleiła, jedynie czułam jego obecność w domu. Nie mógł wrócić do siebie po
podniebnych wojażach, ale nie spodziewałam się, że jego organizm, aż tak źle
zareaguje. Sam pewnie nie wiedział, jednakże z racji, że ja go wywiozłam na to
lotnisko najlepiej we mnie ulokować swój gniew.
Chciałam go
odwieźć do ośrodka, by pobyć z nim jeszcze, ale jeśli nie to nie. Pożegnał mnie
jedynie buziakiem w policzek i krótkim ‘do zobaczenia’.
Może to ze
mną coś nie tak? Miało być pięknie, a już na starcie się psuje?
W kwestii
przeprosin oboje jesteśmy sceptyczni. Ja nie widzę siebie winnej, ponieważ mógł
odmówić lotu. A reakcji swojego ciała sam nie przewidział.
Jak wcześniej
dzwonił lub pisał kilka razy dziennie, tak teraz ogranicza się do kilku smsów.
Ja też nie będę mu się narzucała, nie chce niech się nie odzywa. Mam czas na nadrobienie zaległości i w nauce
i wśród znajomych. Niedługo kończy się mój semestr, pozostanie czekanie na
obronę.
Nie wytrzymuję
i dzwonię do Karola zapytać co z moim naburmuszonym chłopaczkiem
-Julita nie
wiem czym go karmiłaś, ale ładnie go zatrułaś –śmieje się
-Aż tak źle?
-W środę
trener dał mu wolne jak go zobaczył, wczoraj lekko trenował. Dzisiaj też
postępy
-A macie
wolne w weekend?
-Sama go nie
zapytasz? Pokłóciliście się?
-Kto? My?
Nie! Tylko myślałam, że śpi i nie chciałam go budzić -staram się wyjść obronna ręką, ale Ździebełko
nie jest łachy na moje słowa. –Dobrze, to ci nie przeszkadzam. Dobranoc,
pozdrów Pawła.
Jadę zaraz
po Emilkę. Z racji, że jest dzisiaj Dzień Dziecka organizuję jej czas. Kacper
niestety w pracy, więc rodzice przenieśli święto na niedzielę, które połączone
jest z urodzinami Małej. Wstałam
wcześnie, zrobiłam zakupy zarówno dla siebie jak i masę smakołyków dla Emci.
Późnym rankiem Marszałkówna biegała już po moim mieszkaniu. Szykuję nam jakieś
jedzonko, później wybieramy się do kina na specjalną ekranizacje Smerfów w
Stumilowym lesie, którzy to spotykają plemienie Kubusia Puchatka. Ciekawa
mieszanka może wyniknąć. Następnie zabawa w basenie z piłkami, plac zabaw,
lody? A może jakieś szybkie zakupy? Co będzie jubilatka chciała.
Przebieram
się w coś swobodnego, ale i godnego do pokazania ludziom, Emilka bawi się w
salonie styropianowymi puzzlami. Z amoku nakładania cienia na jedno oko a
drugie wyrywa mnie dzwonek do drzwi. Szybko przejeżdżam pędzlem po górnej
powiece i biegnę wprost pod drzwi. Stojąc już przed nimi nagle rośnie mi wielka
gula w gardle. Niepewnie przekręcam zamek i staję twarzą w twarz z Nim.
-Cześć –wita
wesoło, chce mnie pocałować w policzek, ale zwinnie przekręcam głowę zamykając
drzwi. –Zła jesteś?
-Nie! Wesoła
-Przepraszam
–spuszcza głowę, a we mnie się gotuje od złości. Złość przeplatana z miłością,
bo zarazem chcę go wyprzytulać i porządnie opieprzyć!
-Myślisz, że
powiesz sobie przepraszam i od tak –pstrykam palcami. –Było minęło? Nie, mój
drogi
-Kiedy
dzwonię do ciebie to znaczy, że tęsknię, a kiedy się nie odzywam, to znaczy, że
chcę żebyś ty tęskniła za mną –szczerzy się, a ja gdybym tylko miała stos noży
rzucałabym w jego kierunku niczym gwiazdy cyrkowe robiące show.
-Tak to
możesz sobie powiedzieć do mamusi, nie do mnie! Dlaczego nie powiedziałeś, że
nie chcesz lecieć, tylko odgrywasz męczennika przede mną, a ja niczym faryzeusz
pastwię się nad tobą
-Przestań!
Nie mów tak –łapie mnie za ręce. - Nie chciałem wymięknąć przed twoim bratem.
Myślę, inni dają radę to ja też wytrzymam. Nie spodziewałem się, że aż tak źle
to zniosę. I wiem, że źle zrobiłem wyżywając się na tobie, wiem, że chciałaś
dobrze, sprawić mi niespodziankę, ale mój podświadomy strach popsuł wszystko. –przytula
mnie do siebie, mogłabym ciągnąć dalej moją frustrację, ale za bardzo jestem
uzależniona od bliskości z nim.
-Już nie
tyle jestem zła na ciebie, co na siebie, że tak łatwo ci ulegam. Nienawidzę cię
za to, wiesz?! –z mordem w oczach zerkam na jego wesołe ogniki. –Chodź do
środka, bo Emka sama w salonie
-Emilka!
Poznajesz mnie? –wysoka postać dosłownie wyrasta przed Małą, która zapatrzona
jest w szukanie kolejnych oczek, łapek czy innych części ciała zwierzątek.
Jednak gdy słyszy głos Bartka odwraca swą blond główkę i przedstawia swój
najszczerszy uśmiech. Kurek bierze ją na ręce i obraca wokół własnej osi,
dziewczynce fiurgają włoski, a wesoły pisk rozbrzmiewa po całym mieszkaniu.
Wychodzimy z
kina, najbardziej zadowolona z bajki jestem ja. Emilka po może pół godzinie
przestała interesować się życiem Smerfetki i jej niebieskich przyjaciół, wolała
kolana Bartka. Wymyślali niezliczone zabawy palcami typu: „tu sroczka kaszkę ważyła” czy „kosi,
kosi łapci”.
-To teraz
idziemy na plac zabaw?
-Co? Nie!
Chodźmy do wesołego miasteczka
-A co ty
małe dziecko jesteś? Za mało masz wrażeń w życiu?
-Za mało
–śmieje się i przekabaca Emilkę. Nie miałam za wiele do gadania. Ruszyliśmy w
stronę miasteczka. Osobiście nie mam zamiaru z żadnej atrakcji korzystać. Mam
wstręt do tego typu zabaw od dzieciństwa, kiedy to przeszarżowałam swoje
możliwości. Opatrzność nade mną czuwała i nic mi się nie stało, lecz
zdecydowanie lepiej i pewniej czuje się za sterami szybowca niż wisząc kilka
metrów nad ziemią w diabelskim młynie.
Mała
cwaniara przeszła kilka kroków i umyślała sobie, żeby ją nieść. Nie pozwoliła Bartkowi
wziąć się na ręce tylko ja musiałam dźwigać 15 kilogramów przed sobą. Dzieci z
racji ich święta mieli wolne wejście, za to opiekunowie już tak dobrze nie
mieli. Dobry wujek, który ma zamiar towarzyszyć Emilce wykupił karnet, ponieważ
bardziej opłacalne zapłacić 50zł i bawić się bez limitu. Na pierwszy ogień
poszły karuzele typowe dla mniejszych dzieci czyli jazda na koniu, w autku bądź
filiżance. Później była strzelnica, gdzie za dobrą celność udało się wygrać
poduszkę, która po złożeniu przypomina owcę. Jak zobaczyłam, że Kurek idzie
ustawiać się w kolejce do zjeżdżalni pod nazwą Rollecoaster, żołądek nagle się
odezwał i też miał do powiedzenia trzy słowa
-Bartek, ty
chcesz tam iść z Emką?
-A czemu
nie? –cieszy się. Boże gdzie jesteś?! Z
nim gorzej jak z małym dzieckiem!
-Ona jest
chyba za mała, nie wydaje ci się?
-Czekaj zapytam
–podszedł do faceta, który sprawował opiekę przy tej zjeżdżalni. Na moje
nieszczęście dzieci w wieku Emi przypinane są pasami i bezpiecznie ‘podróżują’.
Po wielu namowach zgodziłam się i ja wziąć udział. Siedząc na miejscu czułam dreszcze emocji, ale powiedziałam A to i powiem B! Mała śmiała się i
dokazywała, a ja piskliwie krzyczałam błagając o zakończenie tych tortur.
Kurczowo ściskałam rękę Bartka i mogę śmiało twierdzić, że będzie miał sińca, trudno. Mógł mnie nie
namawiać.
Dalszą część
zwiedzania wesołego miasteczka spędziłam na ławce, Emilę oddałam pod skrzydła
Bartka. Słońce idealnie grzało wprost na moją twarz. Oni jak chcę niech się
bawią, ja przynajmniej opalę. Po jakimś czasie przyszłą owa dwójka.
-To dla
mnie? Będę grubsza niż dłuższa –przyniósł mi wielka watę cukrową na patyku
-Nie
będziesz. Ja też zjadłem i widzisz nic się nie zmieniłem
-Tylko ty
spalisz na treningu te słodkości, a mi formują się w piękne, tłuste wałeczki
-Czy aby nie
przesadzasz? Ty właśnie powinnaś zacząć
cos jeść! –groźnie popatrzył na mnie
-O nie, nie,
nie. Wystarczy jak mama mnie pasie. Emcia a Ty już masz inny balon?
-Tak wyszło,
że Teletubisia porwał wir powietrza, i musieliśmy zaadoptować Myszkę Miki
-Oho, nie na
długo, bo Mychę też porwali –Emilka cała zapłakana biegnie do nas
-Nie ma
–rozkłada rączki
-Chodź
kupimy nowy –troskliwy Bartek wstaje i już chce iść
-Nie,
nigdzie nie idziecie, co najwyżej do domu. Emilka chcieliśmy ci zawiązać na
rączce, nie chciałaś to teraz masz. Następnego też nie dasz zawiązać i kolejny
poleci do nieba –Emila ryczy na całego, chcąc wzbudzić we mnie litość.
Zezłościła się na mnie i ryczy na rękach Bartka. –Masz jej nie kupować!
-Emilka nie
płacz, kupimy nowy, ale zawiążemy na rączce, dobrze? –kiwa mu głową
-Bartek
prosiłam cię. Niech się czegoś nauczy, a nie spełniasz wszystko co chce
-Lepiej żeby
płakała?
-Jak sobie
od czasu do czasu przemyje oczy nic jej się nie stanie
-Jesteś
zołza –śmieje się w głos
Po dziennych
wojażach, zjedzeniu wielkiej porcji lodów wracamy do domu.
-Emila jak
zgubisz ten balon, tym razem wujek nie kupi ci kolejnego także trzymaj go
–biegnie przed nami torując ścieżkę do czasu aż nim upadnie i zedrze młodziutka
skórę na kolanie. Wrzask słychać na całe osiedle. Biorę ją na ręce i tulę do
siebie chuchając obolałe miejsce. Szybko wracamy do domu, robię opatrunek
i idziemy budować wieżę, przy okazji
zapomni o bólu. Kurek zostawił nas na chwilę, gdyż ma ważną sprawę do
załatwienia.
-Emilka!
Chodź tutaj –woła od wejścia, Mała w mgnieniu oka opuszcza miejsce zabaw.
Podnoszę się z dywanu i słyszę wesoły pisk, krzyk, śmiech i klaskanie małymi
rączkami
-Ej co to
jest?
-Nie
widzisz?
-Właśnie
widzę. A po co ci te ryby?
-Jutka
–kręci głową. –To dla Emilki! Dzisiaj prowadziliśmy żywą dyskusję i kulka
bardzo jej się podobała.
-Jej się
wszystko podoba, a ty nie możesz być tak skory do jej zachcianek
-Musisz
wiecznie marudzić? –podnoszę ręce w geście kapitulacji.
-Okej, tylko
nie wiem co Patrycja na to
-Przecież
sypnie im raz dziennie jedzenie, wodę zmieni raz na miesiąc to chyba nie takie
pracochłonne?
-Sam jej to
powiesz
-Emilka
wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Wujek kupić chciał złotą rybkę, ale
pani miała same pomarańczowe. Podoba ci się? –Marszałkówna oplata rączkami
szklaną kulę podążając za ruchem ryby
-Kukuję –co
w wydaniu Emi znaczy ‘dziękuję’
-Bartek, ona
przejmuje nad tobą władzę, a na to jej nie pozwolę –droczę się z nim. –Jeszcze
chwila i będę zazdrosna
-Spokojnie,
ty zajmujesz wyjątkowe miejsce –schyla głowę i prezentuje pocałunek.
-Emila!
Chodź tutaj. Zaraz wracamy do mamy z tatą
-Nie chcę
-Co nie
chcesz? –Mała zaczyna płakać i tulić się. Po kilku próbach udobruchaniu i
obiecaniu złotych jaj, Emka nie daje za wygraną. Pozostaje mi zadzwonić do
Patrycji, odwiozę ją jutro do rodziców.
Czyli Mała
śpi dzisiaj z nami. Bartek jutro do południa ma pojawić się w Spale. Jeszcze
kilka dni i zacznie się prawdziwa walka o najwyższe cele. Wierzę w chłopaków,
że stać ich na powtórzenie zdobycia laur Ligi Światowej. Skoro Brazylia kilka
razy triumfowała, to dlaczego Polska nie może? Mamy świetna młodą, ale jakże
doświadczoną grupę chłopaków. Sztab najwyższe klasy, nie dopuszczam do siebie
innych myśli jak tych, które towarzyszą zwycięstwom.
Przebieram
Emilkę i kładę spać. Będzie spała naprzeciwko mojego pokoju, drzwi zostawiam w
pół uchylone. Zazwyczaj gdy zostawała na noc, to spałyśmy razem, teraz Bartek
zajął miejsce, jednak łóżko jest tak wielkie, że Mała się zmieści. Jeśli będzie
niespokojna, to wtedy ją weźmiemy do siebie.
Świeża, umyta idę do kuchni po butelkę wody, którą zawsze trzymam obok
łóżka zahaczam o salon, gdzie mój luby ogląda jakąś strzelarkę
-Idziemy
spać? –jednocześnie ziewam zatykając sobie buzię
-Zaraz,
tylko dokończę oglądanie
-Okej –odwracam
się na pięcie i przemierzam próg sypialni. Wsmarowywuję w ciało balsam, na
twarz krem dodatkowo odpowiedni na ręce i mogę spokojnie iść spać. Nie na długo, gdyż do łóżka wskakuje Kuraś,
któremu spać z pewnością nie chce
-Wiesz, że z
nami jest dziecko? –jak mogę próbuję go przystopować
-Wiem,
tylko, że Emilka śpi –nie pytając o zgodę wkłada swój język łącząc z moim
-Bartek,
jaka była umowa? –sprowadzam go na ziemię. –Wygrasz trzy spotkania i dostaniesz
czego zapragniesz, sama nie mogę się doczekać –uśmiech gości na mych ustach. –A
teraz spinaj dupsko, haruj i wygrywaj kolejne mecze –delikatnie klepię jego
zacny tyłek. Niepocieszony, musi obejść się przysłowiowym smakiem.
Czas szybko
mija i już musimy zbierać się do wyjścia. Bartek nie był chętny jechać ze mną
do Piotrkowa, jednak skoro zachciało mu się kulki niech ją odtransportuje.
Wyłudziłam jeszcze, że to ja prowadzę, a on niech jakoś sobie radzi żeby woda
się nie wychlapała ze szklanego pojemnika. Emila zadowolona siedzi z tyłu
ciągle coś gada albo śmieje się. Kocham do szaleństwa tego dzieciaka.
Siostra
zareagowała pozytywnie na Bartka, za to Kacper był w lekkim szoku. Nie śledził
nigdy jakoś szczególnie siatkówki, on jest w ogóle antysport. Jednak zachowywał
się co najmniej komicznie, gdy zaczął Bartka prosić o wspólne zdjęcie. Wszyscy wybuchliśmy
gromkim śmiechem. Emilka zaprowadziła
siatkarza do swojego pokoju, by pokazać mu cały arsenał zabawek. Nie
spodziewałam się, że Mała może aż tak przywiązać się do niego, lecz ze
wzajemnością.
Odwiozłam
Kurka do Spały, i wróciłam jeszcze raz do Marszałków, by świętować drugie
urodziny mojej chrześnicy. Przyjechali dziadkowie z obu stron, nawet
pradziadkowie, kilka wujków i cioć. Mała cieszyła się każdym prezentem i wszystkich
wołała, żeby pokazać im rybki, które stały się atrakcją urodzin.
Tydzień
szybko minął. Dzisiaj chłopcy inaugurują rozgrywki ligi światowej na
warszawskim Torwarze. Chciałabym kibicować na żywo chłopakom, ale w ten weekend
mam studia, i kolejne egzaminy, które niemiłosiernie napierają. Ale to dopiero
jutro, dzisiaj mecz.
Niestety
wynik zupełnie nas niezadowalający, przegrywamy z wielką Brazylią, która
ogrywaliśmy w poprzednim sezonie. W
niedzielę się odegramy!
W sobotę
prawie cały dzień spędziłam na uczelni. Jak wyszłam z domu o 8 tak wróciłam
przed 18. W niedzielę to samo. Szybko coś zjadłam, przebrałam się i w drogę z
powrotem do Łodzi na mecz.
Obok mnie
zasiądą dzisiaj Alicja, Aneta i jak się dowiedziałam Tercia! Wszystkie moje
dziewczyny obok mnie! Zebrałyśmy się sporo przed spotkaniem i jeszcze
urządziłyśmy małą pogawędkę.
Zdarłyśmy
gardła razem z resztą kibiców w Atlas
Arenie, lecz są tego efekty! Zwycięstwo
za dwa punkty. Idę z dziewczynami do pobliskiego baru, na szczęście jest czynny
do północy, a na zegarach minęła już 23. Czekamy na naszych amantów, ponieważ
trener po dwumeczu dał im kilka dni wolnego. Anecia zostawiła nas wcześniej w
końcu ma prace jutro. Nasza trójka
jutrzejszy dzień zrobiła sobie wolny.
Paweł dość
szybko się zebrał także i Alutka nas zostawiła. Bartek z Andrzejem za karę
chyba prysznice myją? Lokal już zamknięty, więc musiałyśmy opuścić
go. Wracamy pod halę. Cisza, spokój tylko naszych panów brak.
-Serio?
–niedowierzam na słowa Terci
-Tak, od
przyszłego sezonu Andrzej gra w Skrze –szczerzy się. –A ja mam zamiar mu
towarzyszyć
-Czyli
będziesz tutaj mieszkać?! –zadaje oczywiste pytania, ale jestem w lekkim szoku
-Tak. I
będziemy chodzić na imprezy, zakupy, pogaduchy
-Tercia, jak
ja się cieszę! –przytulam ją mocno, gdyż zabrakło mi słów
-Mam
nadzieję, że odnajdę się w tym Bełchatowie –bardziej sama siebie pyta
-Jasne, że
tak! Zrobimy małą wycieczkę zapoznawczą. A gdzie będziecie mieszkać? –moja
ciekawość nie zna granic
-Musimy coś
wynająć, jeszcze nie wiem gdzie, co i jak
-Jak
będziesz miała jakieś pytania to śmiało wiesz gdzie iść- uśmiecham się
-Oczywiście, gdy Andrzej
będzie miał więcej wolnego, to pewnie przyjedziemy czegoś szukać
-I nas odwiedzicie?
-Jasne, że
tak. Nie widzę innej możliwości, być tutaj i z tobą nie widzieć? –kąciki ust
skaczą mi co chwilę ku górze. Andrzej przyszedł już, i Tercia odjechała do
Bydgoszczy. Wsiadłam do samochodu, odpaliłam radio i czekałam na Bartka. Grubo
po północy dojechaliśmy do kurkowego mieszkania.
Budzi mnie
dźwięk telefonu, przygnieciona bartkowym ciężarem jak i lenistwem lekceważę
kolejne sygnały i chcę dalej spać. Ktoś jest bardzo niecierpliwy i nie daje za
wygraną. Wypełzam spod Bartka i odszukuję brzęczącego przedmiotu. Jakiś obcy
numer, nie wiele myśląc przykładam do ucha. Po krótkiej rozmowie jestem
kompletnie skołowana czy mi się śniło to co słyszałam przed chwilą?
-Bartuś
–szturcham go, ale jego dźwięk młota pneumatycznego nie obudzi jak się zaśpi.
Po kilku próbach udaje mi się przywrócić go do żywych. –Dzwonili do mnie z
Warszawy
-Kto? Wujek?
-Nie! Ze
związku odnośnie tego zgłoszenia co wysłałeś
-No i?
-Mam się u
nich stawić najlepiej jak najszybciej
-Która
godzina?
-Po ósmej
-Czyli dwie
godziny jazdy plus zanim się zbierzesz czyli przed południem jesteśmy na
miejscu –słucham jego słów nie do końca w nie wierząc. Mam wrażenie, że stoję
jak słup soli, a wkoło mnie się coś dzieje. Bartek szybko się ubiera i jedziemy
do mnie. Wskakuję pod prysznic, chwilę później już susze włosy, delikatny
makijaż. Ubieram ołówkową spódnicę nad kolano, miętową koszulkę z krótkim rękawem
wkładam „do środka” spódnicy. W
pośpiechu ubieram sandały, chwytam potrzebne dokumenty i możemy mknąć na Warszawkę.
Witam :)
Pierwsza mała kłótnia za nami, i
spełniający zachcianki małej rozrabiaki ‘przyszywany wujek’.
Kolejny będę chciała dodać za
tydzień, ale od przyszłego weekendu będę
pracować w soboty, i tak przez kilka następnych. Mniejszy wymiar godzin,
lecz myśl 6 dni pracy nie napawa mnie optymizmem.
Ściskam Was mocno! ;*
pierwsza! <3
OdpowiedzUsuńMisiek, no po prostu idealny był ten rozdział. Trochę kłótni, trochę żali, trochę miłości, czułości i niespodzianek.
UsuńDobrze, że mieli okazję poczuć na własnej skórze, jak to jest mieć kłopoty w raju. Bartek trochę pojechał po bandzie. No bo skąd Julita miała wiedzieć, że ma taki słaby żołądek, i do tego chorobę "powietrzną"? ^^ W każdym razie, jego reakcja była trochę przesadzona i jeśli ktoś mógłby się obrażać, to tylko dziewczyna.
Jednak konflikt został zażegnany, Dzień Dziecka odbyty pierwszorzędnie (sama bym taki chciała), balony kupione, Smerfy obejrzane, rybki kupione (!), rozpieszczanie pierwsza klasa.
Ciocia Julitka ma rację- nie można dziecka za bardzo rozpieszczać, bo przejmie kontrolę. No ale Bartuś niewprawiony w rodzicielstwo (przynajmniej na razie), to jeszcze wielu rzeczy musi się nauczyć :D
Andrzejko w Bełchatowie, jak w realu! A Tercia razem z nim, kolejni przyjaciele Julitki będą w pobliżu :)
No i końcowa informacja, bomba. Dobrze, że Bartek przekonał Julitę do wysłanie tego zgłoszenia, albo raczej sam to zrobił ;)Może w końcu uwierzy trochę w siebie!
Całuję, bejbe! :*
druga! :)
OdpowiedzUsuńBartuś w roli wujka jest taaaki kochany :) Rozumiem, że Julita nie jest zbyt zadowolona, że tak rozpieszcza Małą Em i spełnia wszystkie zachcianki, ale w sumie czego się nie robi dla kochanego dziecka :) Nawet przyszywanego...
UsuńW sumie fajnie ta cała trójka wygląda! Taka przyjemna rodzinka, jakby ktoś z boku na nich popatrzył :)
Pozdrawiam i życzę wytrwałości w pracy! :*
K.
Wujek Bartuś jest przeuroczy! :) Rozpieszcza małą Emilkę jak własne dziecko, widać, że odzywa się w nim instynkt ojcowski ;)Drobne sprzeczki zdarzają się nawet najbardziej zgodnym parom, dlatego nie ma się co martwić na zapas. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńkurka, już nie liczę która ja jestem, ale ten rozdział jest świetny Skarbie !
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że Bartuś się przestał boczyć ! a jak on rozpieszcza Emilcię ! Będzie z niego dobry ojciec... ale żeby się do tego mógł zabrać to musi wygrać 3 mecze, więc 21 z Francją muszą triumfować ! :D
czekam na nn.
http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/
Słodkie jest to, jak Bartek rozpieszcza Emilkę xx
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
Zapraszam do siebie: http://one-event-could-change-everything.blogspot.com/
Liczę na opinie :D
Spoczko rozdzial, ale mam pytanie czemu nie zrobilas tak jak naprawde ze niestety przegrali??
OdpowiedzUsuńale wujek rozpieszcza em ;DD hahah znow fajnie sie czytalo ;p
PRZEPRASZAM!!!!!!
OdpowiedzUsuńZa nieobecność i brak komentarza, kurcze byłam taka zabiegana, że masakra. Od początku:)
Emilka ewidentnie podbiła serce Bartka, a on jest nią szczerze zachwycony, tylko niech lepiej tak jej nie rozpieszcza bo rodzice sobie z nią potem nie poradzą..;) Pierwsza kłótnia, ale już wszystko wróciło na właściwe tory, Kuraś chciał zgrywać bohatera, to ma!:p
Jutka nieźle krótko trzyma siatkarza, ciekawa jestem czy faktycznie długo wytrzymają w tym celibacie, który im narzuciła :P Ciekawe co wyjdzie w Warszawce!!:)
Kochanie powodzenia w pracy, zresztą pisałam Ci już w mailu! Ściskam mocno :*
No to sobie w końcu nadrobiłam chociaż mi to trochę zajęło ;)
OdpowiedzUsuńNa miejscu Julity nie wysyłała bym Bartka na te tortury samolotowe. Biedy z strachu się pochorował. Sama bym nie wsiadła do takiego samolotu bo mój żołądek nie doczekałby się lądowania i zawartość żołądka była by zwrócona. Nie dla mnie takie rewolucje ;) Jednak Bartek nie do końca się ładnie zachował w stosunku do swojej dziewczyny.
Kurcze teraz to ja bym chciała być Emilką ;) Genialny miała Dzień Dziecka, a w dodatku była w kinie na Smerfach co jest jedną z moich ulubionych bajek dzieciństwa (a jest ich dość nie dużo) i dostała rybki od Bartka ;) Wujek rozpieszcza Emilkę, ale cóż chce się wkraść w łaski rodziny ;)
Pozdrawiam ;)
Wiadomo chyba nie od dziś, że każdy siatkarz to wyrośnięte, niewychowane jeszcze dziecko, któremu tylko zabawa w głowię, więc nie dziwię się, że Bartek świetnie dogaduje się z Emilką i bardzo podobało mu się w wesołym miasteczku. Z resztą Julita też się kiedyś da przekonać do dobrej zabawy z czasów dzieciństwa. Powtarzam się pewnie, ale Bartek to będzie wspaniały ojciec. Może i będzie rozpieszczał swoje dzieci, ale w końcu ktoś musi, nie? :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Dzuzeppe :*
Ps. Zapraszam serdecznie również na 19 na http://add-me-wings.blogspot.com/ :) Życzę miłej lektury :)
zapraszam: http://stara--milosc--nie--rdzewieje.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńKtoś tu ma talenttt! ;*
OdpowiedzUsuń