sobota, 15 czerwca 2013

23.



Obrażalski Bartek! Mógł wrócić do Spały w środę rano, lecz pojechał z Karolem i Michałem we wtorek na noc. Mieliśmy miło spędzić kilka chwil, które ma wolne, a w rezultacie: ja pracowałam, on się rehabilitował. Nie pojechał do mojego mieszkania ani raz, za to ja tymczasowo przebywałam u niego. Rozmowa nam się nie kleiła, jedynie czułam jego obecność w domu. Nie mógł wrócić do siebie po podniebnych wojażach, ale nie spodziewałam się, że jego organizm, aż tak źle zareaguje. Sam pewnie nie wiedział, jednakże z racji, że ja go wywiozłam na to lotnisko najlepiej we mnie ulokować swój gniew.
Chciałam go odwieźć do ośrodka, by pobyć z nim jeszcze, ale jeśli nie to nie. Pożegnał mnie jedynie buziakiem w policzek i krótkim ‘do zobaczenia’.  
Może to ze mną coś nie tak? Miało być pięknie, a już na starcie się psuje?
W kwestii przeprosin oboje jesteśmy sceptyczni. Ja nie widzę siebie winnej, ponieważ mógł odmówić lotu. A reakcji swojego ciała sam nie przewidział.
Jak wcześniej dzwonił lub pisał kilka razy dziennie, tak teraz ogranicza się do kilku smsów. Ja też nie będę mu się narzucała, nie chce niech się nie odzywa.  Mam czas na nadrobienie zaległości i w nauce i wśród znajomych. Niedługo kończy się mój semestr, pozostanie czekanie na obronę.
Nie wytrzymuję i dzwonię do Karola zapytać co z moim naburmuszonym chłopaczkiem
-Julita nie wiem czym go karmiłaś, ale ładnie go zatrułaś –śmieje się
-Aż tak źle?
-W środę trener dał mu wolne jak go zobaczył, wczoraj lekko trenował. Dzisiaj też postępy
-A macie wolne w weekend?
-Sama go nie zapytasz? Pokłóciliście się?
-Kto? My? Nie! Tylko myślałam, że śpi i nie chciałam go budzić  -staram się wyjść obronna ręką, ale Ździebełko nie jest łachy na moje słowa. –Dobrze, to ci nie przeszkadzam. Dobranoc, pozdrów Pawła.

Jadę zaraz po Emilkę. Z racji, że jest dzisiaj Dzień Dziecka organizuję jej czas. Kacper niestety w pracy, więc rodzice przenieśli święto na niedzielę, które połączone jest z urodzinami Małej.  Wstałam wcześnie, zrobiłam zakupy zarówno dla siebie jak i masę smakołyków dla Emci. Późnym rankiem Marszałkówna biegała już po moim mieszkaniu. Szykuję nam jakieś jedzonko, później wybieramy się do kina na specjalną ekranizacje Smerfów w Stumilowym lesie, którzy to spotykają plemienie Kubusia Puchatka. Ciekawa mieszanka może wyniknąć. Następnie zabawa w basenie z piłkami, plac zabaw, lody? A może jakieś szybkie zakupy? Co będzie jubilatka chciała.
Przebieram się w coś swobodnego, ale i godnego do pokazania ludziom, Emilka bawi się w salonie styropianowymi puzzlami. Z amoku nakładania cienia na jedno oko a drugie wyrywa mnie dzwonek do drzwi. Szybko przejeżdżam pędzlem po górnej powiece i biegnę wprost pod drzwi. Stojąc już przed nimi nagle rośnie mi wielka gula w gardle. Niepewnie przekręcam zamek i staję twarzą w twarz z Nim.
-Cześć –wita wesoło, chce mnie pocałować w policzek, ale zwinnie przekręcam głowę zamykając drzwi. –Zła jesteś?
-Nie! Wesoła
-Przepraszam –spuszcza głowę, a we mnie się gotuje od złości. Złość przeplatana z miłością, bo zarazem chcę go wyprzytulać i porządnie opieprzyć!
-Myślisz, że powiesz sobie przepraszam i od tak –pstrykam palcami. –Było minęło? Nie, mój drogi
-Kiedy dzwonię do ciebie to znaczy, że tęsknię, a kiedy się nie odzywam, to znaczy, że chcę żebyś ty tęskniła za mną –szczerzy się, a ja gdybym tylko miała stos noży rzucałabym w jego kierunku niczym gwiazdy cyrkowe robiące show.
-Tak to możesz sobie powiedzieć do mamusi, nie do mnie! Dlaczego nie powiedziałeś, że nie chcesz lecieć, tylko odgrywasz męczennika przede mną, a ja niczym faryzeusz pastwię się nad tobą
-Przestań! Nie mów tak –łapie mnie za ręce. - Nie chciałem wymięknąć przed twoim bratem. Myślę, inni dają radę to ja też wytrzymam. Nie spodziewałem się, że aż tak źle to zniosę. I wiem, że źle zrobiłem wyżywając się na tobie, wiem, że chciałaś dobrze, sprawić mi niespodziankę, ale mój podświadomy strach popsuł wszystko. –przytula mnie do siebie, mogłabym ciągnąć dalej moją frustrację, ale za bardzo jestem uzależniona od bliskości z nim.
-Już nie tyle jestem zła na ciebie, co na siebie, że tak łatwo ci ulegam. Nienawidzę cię za to, wiesz?! –z mordem w oczach zerkam na jego wesołe ogniki. –Chodź do środka, bo Emka sama w salonie
-Emilka! Poznajesz mnie? –wysoka postać dosłownie wyrasta przed Małą, która zapatrzona jest w szukanie kolejnych oczek, łapek czy innych części ciała zwierzątek. Jednak gdy słyszy głos Bartka odwraca swą blond główkę i przedstawia swój najszczerszy uśmiech. Kurek bierze ją na ręce i obraca wokół własnej osi, dziewczynce fiurgają włoski, a wesoły pisk rozbrzmiewa po całym mieszkaniu.

Wychodzimy z kina, najbardziej zadowolona z bajki jestem ja. Emilka po może pół godzinie przestała interesować się życiem Smerfetki i jej niebieskich przyjaciół, wolała kolana Bartka. Wymyślali niezliczone zabawy palcami typu: „tu sroczka kaszkę ważyła” czy „kosi, kosi łapci”.
-To teraz idziemy na plac zabaw?
-Co? Nie! Chodźmy do wesołego miasteczka
-A co ty małe dziecko jesteś? Za mało masz wrażeń w życiu?
-Za mało –śmieje się i przekabaca Emilkę. Nie miałam za wiele do gadania. Ruszyliśmy w stronę miasteczka. Osobiście nie mam zamiaru z żadnej atrakcji korzystać. Mam wstręt do tego typu zabaw od dzieciństwa, kiedy to przeszarżowałam swoje możliwości. Opatrzność nade mną czuwała i nic mi się nie stało, lecz zdecydowanie lepiej i pewniej czuje się za sterami szybowca niż wisząc kilka metrów nad ziemią w diabelskim młynie.
Mała cwaniara przeszła kilka kroków i umyślała sobie, żeby ją nieść. Nie pozwoliła Bartkowi wziąć się na ręce tylko ja musiałam dźwigać 15 kilogramów przed sobą. Dzieci z racji ich święta mieli wolne wejście, za to opiekunowie już tak dobrze nie mieli. Dobry wujek, który ma zamiar towarzyszyć Emilce wykupił karnet, ponieważ bardziej opłacalne zapłacić 50zł i bawić się bez limitu. Na pierwszy ogień poszły karuzele typowe dla mniejszych dzieci czyli jazda na koniu, w autku bądź filiżance. Później była strzelnica, gdzie za dobrą celność udało się wygrać poduszkę, która po złożeniu przypomina owcę. Jak zobaczyłam, że Kurek idzie ustawiać się w kolejce do zjeżdżalni pod nazwą Rollecoaster, żołądek nagle się odezwał i też miał do powiedzenia trzy słowa
-Bartek, ty chcesz tam iść z Emką?
-A czemu nie? –cieszy się. Boże gdzie jesteś?! Z nim gorzej jak z małym dzieckiem!
-Ona jest chyba za mała, nie wydaje ci się?
-Czekaj zapytam –podszedł do faceta, który sprawował opiekę przy tej zjeżdżalni. Na moje nieszczęście dzieci w wieku Emi przypinane są pasami i bezpiecznie ‘podróżują’. Po wielu namowach zgodziłam się i ja wziąć udział. Siedząc na miejscu  czułam dreszcze emocji, ale powiedziałam  A to i powiem B! Mała śmiała się i dokazywała, a ja piskliwie krzyczałam błagając o zakończenie tych tortur. Kurczowo ściskałam rękę Bartka i mogę śmiało twierdzić,  że będzie miał sińca, trudno. Mógł mnie nie namawiać.
Dalszą część zwiedzania wesołego miasteczka spędziłam na ławce, Emilę oddałam pod skrzydła Bartka. Słońce idealnie grzało wprost na moją twarz. Oni jak chcę niech się bawią, ja przynajmniej opalę. Po jakimś czasie przyszłą owa dwójka.
-To dla mnie? Będę grubsza niż dłuższa –przyniósł mi wielka watę cukrową na patyku
-Nie będziesz. Ja też zjadłem i widzisz nic się nie zmieniłem
-Tylko ty spalisz na treningu te słodkości, a mi formują się w piękne, tłuste wałeczki
-Czy aby nie przesadzasz?  Ty właśnie powinnaś zacząć cos jeść! –groźnie popatrzył na mnie
-O nie, nie, nie. Wystarczy jak mama mnie pasie. Emcia a Ty już masz inny balon?
-Tak wyszło, że Teletubisia porwał wir powietrza, i musieliśmy  zaadoptować Myszkę Miki
-Oho, nie na długo, bo Mychę też porwali –Emilka cała zapłakana biegnie do nas
-Nie ma –rozkłada rączki
-Chodź kupimy nowy –troskliwy Bartek wstaje i już chce iść
-Nie, nigdzie nie idziecie, co najwyżej do domu. Emilka chcieliśmy ci zawiązać na rączce, nie chciałaś to teraz masz. Następnego też nie dasz zawiązać i kolejny poleci do nieba –Emila ryczy na całego, chcąc wzbudzić we mnie litość. Zezłościła się na mnie i ryczy na rękach Bartka. –Masz jej nie kupować!
-Emilka nie płacz, kupimy nowy, ale zawiążemy na rączce, dobrze? –kiwa mu głową
-Bartek prosiłam cię. Niech się czegoś nauczy, a nie spełniasz wszystko co chce
-Lepiej żeby płakała?
-Jak sobie od czasu do czasu przemyje oczy nic jej się nie stanie
-Jesteś zołza –śmieje się w głos

Po dziennych wojażach, zjedzeniu wielkiej porcji lodów wracamy do domu.
-Emila jak zgubisz ten balon, tym razem wujek nie kupi ci kolejnego także trzymaj go –biegnie przed nami torując ścieżkę do czasu aż nim upadnie i zedrze młodziutka skórę na kolanie. Wrzask słychać na całe osiedle. Biorę ją na ręce i tulę do siebie chuchając obolałe miejsce. Szybko wracamy do domu, robię opatrunek i  idziemy budować wieżę, przy okazji zapomni o bólu. Kurek zostawił nas na chwilę, gdyż ma ważną sprawę do załatwienia.

-Emilka! Chodź tutaj –woła od wejścia, Mała w mgnieniu oka opuszcza miejsce zabaw. Podnoszę się z dywanu i słyszę wesoły pisk, krzyk, śmiech i klaskanie małymi rączkami
-Ej co to jest?
-Nie widzisz?
-Właśnie widzę. A po co ci te ryby?
-Jutka –kręci głową. –To dla Emilki! Dzisiaj prowadziliśmy żywą dyskusję i kulka bardzo jej się podobała.
-Jej się wszystko podoba, a ty nie możesz być tak skory do jej zachcianek
-Musisz wiecznie marudzić? –podnoszę ręce w geście kapitulacji.
-Okej, tylko nie wiem co Patrycja na to
-Przecież sypnie im raz dziennie jedzenie, wodę zmieni raz na miesiąc to chyba nie takie pracochłonne?
-Sam jej to powiesz
-Emilka wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Wujek kupić chciał złotą rybkę, ale pani miała same pomarańczowe. Podoba ci się? –Marszałkówna oplata rączkami szklaną kulę podążając za ruchem ryby
-Kukuję –co w wydaniu Emi znaczy ‘dziękuję’
-Bartek, ona przejmuje nad tobą władzę, a na to jej nie pozwolę –droczę się z nim. –Jeszcze chwila i będę zazdrosna
-Spokojnie, ty zajmujesz wyjątkowe miejsce –schyla głowę i prezentuje pocałunek.

-Emila! Chodź tutaj. Zaraz wracamy do mamy z tatą
-Nie chcę
-Co nie chcesz? –Mała zaczyna płakać i tulić się. Po kilku próbach udobruchaniu i obiecaniu złotych jaj, Emka nie daje za wygraną. Pozostaje mi zadzwonić do Patrycji, odwiozę ją jutro do rodziców.
Czyli Mała śpi dzisiaj z nami. Bartek jutro do południa ma pojawić się w Spale. Jeszcze kilka dni i zacznie się prawdziwa walka o najwyższe cele. Wierzę w chłopaków, że stać ich na powtórzenie zdobycia laur Ligi Światowej. Skoro Brazylia kilka razy triumfowała, to dlaczego Polska nie może? Mamy świetna młodą, ale jakże doświadczoną grupę chłopaków. Sztab najwyższe klasy, nie dopuszczam do siebie innych myśli jak tych, które towarzyszą zwycięstwom.
Przebieram Emilkę i kładę spać. Będzie spała naprzeciwko mojego pokoju, drzwi zostawiam w pół uchylone. Zazwyczaj gdy zostawała na noc, to spałyśmy razem, teraz Bartek zajął miejsce, jednak łóżko jest tak wielkie, że Mała się zmieści. Jeśli będzie niespokojna, to wtedy ją weźmiemy do siebie.  Świeża, umyta idę do kuchni po butelkę wody, którą zawsze trzymam obok łóżka zahaczam o salon, gdzie mój luby ogląda jakąś strzelarkę
-Idziemy spać? –jednocześnie ziewam zatykając sobie buzię
-Zaraz, tylko dokończę oglądanie
-Okej –odwracam się na pięcie i przemierzam próg sypialni. Wsmarowywuję w ciało balsam, na twarz krem dodatkowo odpowiedni na ręce i mogę spokojnie iść spać.  Nie na długo, gdyż do łóżka wskakuje Kuraś, któremu spać z pewnością nie chce
-Wiesz, że z nami jest dziecko? –jak mogę próbuję go przystopować
-Wiem, tylko, że Emilka śpi –nie pytając o zgodę wkłada swój język łącząc z moim
-Bartek, jaka była umowa? –sprowadzam go na ziemię. –Wygrasz trzy spotkania i dostaniesz czego zapragniesz, sama nie mogę się doczekać –uśmiech gości na mych ustach. –A teraz spinaj dupsko, haruj i wygrywaj kolejne mecze –delikatnie klepię jego zacny tyłek. Niepocieszony, musi obejść się przysłowiowym smakiem.

Czas szybko mija i już musimy zbierać się do wyjścia. Bartek nie był chętny jechać ze mną do Piotrkowa, jednak skoro zachciało mu się kulki niech ją odtransportuje. Wyłudziłam jeszcze, że to ja prowadzę, a on niech jakoś sobie radzi żeby woda się nie wychlapała ze szklanego pojemnika. Emila zadowolona siedzi z tyłu ciągle coś gada albo śmieje się. Kocham do szaleństwa tego dzieciaka.

Siostra zareagowała pozytywnie na Bartka, za to Kacper był w lekkim szoku. Nie śledził nigdy jakoś szczególnie siatkówki, on jest w ogóle antysport. Jednak zachowywał się co najmniej komicznie, gdy zaczął Bartka prosić o wspólne zdjęcie. Wszyscy wybuchliśmy gromkim śmiechem.  Emilka zaprowadziła siatkarza do swojego pokoju, by pokazać mu cały arsenał zabawek. Nie spodziewałam się, że Mała może aż tak przywiązać się do niego, lecz ze wzajemnością.
Odwiozłam Kurka do Spały, i wróciłam jeszcze raz do Marszałków, by świętować drugie urodziny mojej chrześnicy. Przyjechali dziadkowie z obu stron, nawet pradziadkowie, kilka wujków i cioć. Mała cieszyła się każdym prezentem i wszystkich wołała, żeby pokazać im rybki, które stały się atrakcją urodzin.

Tydzień szybko minął. Dzisiaj chłopcy inaugurują rozgrywki ligi światowej na warszawskim Torwarze. Chciałabym kibicować na żywo chłopakom, ale w ten weekend mam studia, i kolejne egzaminy, które niemiłosiernie napierają. Ale to dopiero jutro, dzisiaj mecz.
Niestety wynik zupełnie nas niezadowalający, przegrywamy z wielką Brazylią, która ogrywaliśmy w poprzednim sezonie.  W niedzielę się odegramy!
W sobotę prawie cały dzień spędziłam na uczelni. Jak wyszłam z domu o 8 tak wróciłam przed 18. W niedzielę to samo. Szybko coś zjadłam, przebrałam się i w drogę z powrotem do Łodzi na mecz.
Obok mnie zasiądą dzisiaj Alicja, Aneta i jak się dowiedziałam Tercia! Wszystkie moje dziewczyny obok mnie! Zebrałyśmy się sporo przed spotkaniem i jeszcze urządziłyśmy małą pogawędkę.
Zdarłyśmy gardła razem z resztą kibiców  w Atlas Arenie, lecz są tego efekty!  Zwycięstwo za dwa punkty. Idę z dziewczynami do pobliskiego baru, na szczęście jest czynny do północy, a na zegarach minęła już 23. Czekamy na naszych amantów, ponieważ trener po dwumeczu dał im kilka dni wolnego. Anecia zostawiła nas wcześniej w końcu ma prace jutro.  Nasza trójka jutrzejszy dzień zrobiła  sobie wolny.
Paweł dość szybko się zebrał także i Alutka nas zostawiła. Bartek z Andrzejem za karę chyba prysznice  myją?  Lokal już zamknięty, więc musiałyśmy opuścić go. Wracamy pod halę. Cisza, spokój tylko naszych panów brak.
-Serio? –niedowierzam na słowa Terci
-Tak, od przyszłego sezonu Andrzej gra w Skrze –szczerzy się. –A ja mam zamiar mu towarzyszyć
-Czyli będziesz tutaj mieszkać?! –zadaje oczywiste pytania, ale jestem w lekkim szoku
-Tak. I będziemy chodzić na imprezy, zakupy, pogaduchy
-Tercia, jak ja się cieszę! –przytulam ją mocno, gdyż zabrakło mi słów
-Mam nadzieję, że odnajdę się w tym Bełchatowie –bardziej sama siebie pyta
-Jasne, że tak! Zrobimy małą wycieczkę zapoznawczą. A gdzie będziecie mieszkać? –moja ciekawość nie zna granic
-Musimy coś wynająć, jeszcze nie wiem gdzie, co i jak
-Jak będziesz miała jakieś pytania to śmiało wiesz gdzie iść- uśmiecham się
-Oczywiście, gdy Andrzej będzie miał więcej wolnego, to pewnie przyjedziemy czegoś szukać
-I nas odwiedzicie?
-Jasne, że tak. Nie widzę innej możliwości, być tutaj i z tobą nie widzieć? –kąciki ust skaczą mi co chwilę ku górze. Andrzej przyszedł już, i Tercia odjechała do Bydgoszczy. Wsiadłam do samochodu, odpaliłam radio i czekałam na Bartka. Grubo po północy dojechaliśmy do kurkowego mieszkania.
Budzi mnie dźwięk telefonu, przygnieciona bartkowym ciężarem jak i lenistwem lekceważę kolejne sygnały i chcę dalej spać. Ktoś jest bardzo niecierpliwy i nie daje za wygraną. Wypełzam spod Bartka i odszukuję brzęczącego przedmiotu. Jakiś obcy numer, nie wiele myśląc przykładam do ucha. Po krótkiej rozmowie jestem kompletnie skołowana czy mi się śniło to co słyszałam przed chwilą?
-Bartuś –szturcham go, ale jego dźwięk młota pneumatycznego nie obudzi jak się zaśpi. Po kilku próbach udaje mi się przywrócić go do żywych. –Dzwonili do mnie z Warszawy
-Kto? Wujek?
-Nie! Ze związku odnośnie tego zgłoszenia co wysłałeś
-No i?
-Mam się u nich stawić najlepiej jak najszybciej
-Która godzina?
-Po ósmej
-Czyli dwie godziny jazdy plus zanim się zbierzesz czyli przed południem jesteśmy na miejscu –słucham jego słów nie do końca w nie wierząc. Mam wrażenie, że stoję jak słup soli, a wkoło mnie się coś dzieje. Bartek szybko się ubiera i jedziemy do mnie. Wskakuję pod prysznic, chwilę później już susze włosy, delikatny makijaż. Ubieram ołówkową spódnicę nad kolano, miętową koszulkę z krótkim rękawem wkładam „do środka” spódnicy.  W pośpiechu ubieram sandały, chwytam potrzebne dokumenty i możemy mknąć na Warszawkę.
                                                                                                                                                        

Witam :)
Pierwsza mała kłótnia za nami, i spełniający zachcianki małej rozrabiaki ‘przyszywany wujek’.
Kolejny będę chciała dodać za tydzień,  ale od przyszłego weekendu będę pracować w soboty, i tak przez kilka następnych. Mniejszy wymiar godzin, lecz myśl 6 dni pracy nie napawa mnie optymizmem.
Ściskam Was mocno! ;*


13 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Misiek, no po prostu idealny był ten rozdział. Trochę kłótni, trochę żali, trochę miłości, czułości i niespodzianek.
      Dobrze, że mieli okazję poczuć na własnej skórze, jak to jest mieć kłopoty w raju. Bartek trochę pojechał po bandzie. No bo skąd Julita miała wiedzieć, że ma taki słaby żołądek, i do tego chorobę "powietrzną"? ^^ W każdym razie, jego reakcja była trochę przesadzona i jeśli ktoś mógłby się obrażać, to tylko dziewczyna.
      Jednak konflikt został zażegnany, Dzień Dziecka odbyty pierwszorzędnie (sama bym taki chciała), balony kupione, Smerfy obejrzane, rybki kupione (!), rozpieszczanie pierwsza klasa.
      Ciocia Julitka ma rację- nie można dziecka za bardzo rozpieszczać, bo przejmie kontrolę. No ale Bartuś niewprawiony w rodzicielstwo (przynajmniej na razie), to jeszcze wielu rzeczy musi się nauczyć :D
      Andrzejko w Bełchatowie, jak w realu! A Tercia razem z nim, kolejni przyjaciele Julitki będą w pobliżu :)
      No i końcowa informacja, bomba. Dobrze, że Bartek przekonał Julitę do wysłanie tego zgłoszenia, albo raczej sam to zrobił ;)Może w końcu uwierzy trochę w siebie!
      Całuję, bejbe! :*

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Bartuś w roli wujka jest taaaki kochany :) Rozumiem, że Julita nie jest zbyt zadowolona, że tak rozpieszcza Małą Em i spełnia wszystkie zachcianki, ale w sumie czego się nie robi dla kochanego dziecka :) Nawet przyszywanego...
      W sumie fajnie ta cała trójka wygląda! Taka przyjemna rodzinka, jakby ktoś z boku na nich popatrzył :)
      Pozdrawiam i życzę wytrwałości w pracy! :*
      K.

      Usuń
  3. Wujek Bartuś jest przeuroczy! :) Rozpieszcza małą Emilkę jak własne dziecko, widać, że odzywa się w nim instynkt ojcowski ;)Drobne sprzeczki zdarzają się nawet najbardziej zgodnym parom, dlatego nie ma się co martwić na zapas. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. kurka, już nie liczę która ja jestem, ale ten rozdział jest świetny Skarbie !
    To dobrze, że Bartuś się przestał boczyć ! a jak on rozpieszcza Emilcię ! Będzie z niego dobry ojciec... ale żeby się do tego mógł zabrać to musi wygrać 3 mecze, więc 21 z Francją muszą triumfować ! :D
    czekam na nn.

    http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Słodkie jest to, jak Bartek rozpieszcza Emilkę xx
    Świetny rozdział :)
    Zapraszam do siebie: http://one-event-could-change-everything.blogspot.com/
    Liczę na opinie :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Spoczko rozdzial, ale mam pytanie czemu nie zrobilas tak jak naprawde ze niestety przegrali??
    ale wujek rozpieszcza em ;DD hahah znow fajnie sie czytalo ;p

    OdpowiedzUsuń
  7. PRZEPRASZAM!!!!!!
    Za nieobecność i brak komentarza, kurcze byłam taka zabiegana, że masakra. Od początku:)
    Emilka ewidentnie podbiła serce Bartka, a on jest nią szczerze zachwycony, tylko niech lepiej tak jej nie rozpieszcza bo rodzice sobie z nią potem nie poradzą..;) Pierwsza kłótnia, ale już wszystko wróciło na właściwe tory, Kuraś chciał zgrywać bohatera, to ma!:p

    Jutka nieźle krótko trzyma siatkarza, ciekawa jestem czy faktycznie długo wytrzymają w tym celibacie, który im narzuciła :P Ciekawe co wyjdzie w Warszawce!!:)

    Kochanie powodzenia w pracy, zresztą pisałam Ci już w mailu! Ściskam mocno :*

    OdpowiedzUsuń
  8. No to sobie w końcu nadrobiłam chociaż mi to trochę zajęło ;)
    Na miejscu Julity nie wysyłała bym Bartka na te tortury samolotowe. Biedy z strachu się pochorował. Sama bym nie wsiadła do takiego samolotu bo mój żołądek nie doczekałby się lądowania i zawartość żołądka była by zwrócona. Nie dla mnie takie rewolucje ;) Jednak Bartek nie do końca się ładnie zachował w stosunku do swojej dziewczyny.
    Kurcze teraz to ja bym chciała być Emilką ;) Genialny miała Dzień Dziecka, a w dodatku była w kinie na Smerfach co jest jedną z moich ulubionych bajek dzieciństwa (a jest ich dość nie dużo) i dostała rybki od Bartka ;) Wujek rozpieszcza Emilkę, ale cóż chce się wkraść w łaski rodziny ;)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wiadomo chyba nie od dziś, że każdy siatkarz to wyrośnięte, niewychowane jeszcze dziecko, któremu tylko zabawa w głowię, więc nie dziwię się, że Bartek świetnie dogaduje się z Emilką i bardzo podobało mu się w wesołym miasteczku. Z resztą Julita też się kiedyś da przekonać do dobrej zabawy z czasów dzieciństwa. Powtarzam się pewnie, ale Bartek to będzie wspaniały ojciec. Może i będzie rozpieszczał swoje dzieci, ale w końcu ktoś musi, nie? :D
    Pozdrawiam,
    Dzuzeppe :*
    Ps. Zapraszam serdecznie również na 19 na http://add-me-wings.blogspot.com/ :) Życzę miłej lektury :)

    OdpowiedzUsuń
  10. zapraszam: http://stara--milosc--nie--rdzewieje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń