środa, 27 marca 2013

12.


W sobotę byłam na meczu chłopaków. Ciężko, jednak udało się ostatecznie wygrać. I jeszcze jednego zwycięstwa brakuje do awansu do strefy medalowej. Siedziałam obok żony Michała W., Pawła W. i Wytze. Po meczu poznałam również dziewczynę jednego z Serbów. Miłe dziewczyny, tylko nie wiem jak one mnie odebrały, bo każda była któregoś drugą połówką a ja? Byłam ich kibicką! Dobrze, że angielski staje się językiem ogólno europejskim, przynajmniej można z kimś z innego kraju swobodnie porozmawiać. Jednak, mimo wszystko nie wyobrażam sobie bycia z kimś kto nie zna polskiego. Nie żebym dyskryminowała, lecz nie wszystko co do słowa da się przetłumaczyć. Ale nie ma potrzeby, żebym nad tym się głowiła bo nikt mną się nie interesuje nie znający polskiego. Baa w ogóle nikt się mną nie interesuje. Nieważne.

W niedzielę nie dałam rady iść na mecz. Obiecałam być na obiedzie u mamy a spotkanie miało rozpocząć się o 14.30. moja mama lubiła robić czasem rodzinne obiadki. Wtedy pojawiała się Patrycja z rodziną, czasem Maja z Wiktorem i ja. Emilka coraz więcej mówiła, mimo, że byłam u niej kilka dni temu do dzisiaj powiększyła swój słownik o kolejne słowa. Wieczorem wróciłam do domu obładowana jedzeniem jak to zwykle gdy wracam od mamy bo „przecież ty nie dbasz o siebie, nie chce ci się gotować, chudniesz w oczach”. Tak, moja mama wie lepiej co ja robię… a chudnę? Dobry żart! Obżeram się słodyczami, ale mamy jak to mamy :) i tak się cieszę, że zaakceptowała moje usamodzielnienie. Nie podobał się jej na początku pomysł mojej przeprowadzki do Bełchatowa gdy wujek wyjeżdżał do Warszawy. Według niej mieszkanie może stać puste a jak z kimś się zwiążę to wtedy będziemy mieć gotowy dom. A może mój los taki, że się nie zwiążę? I tak ma mnie ‘na oku’ w końcu daleko nie mieszkam od niej.

Moi bełchatowscy koledzy, bo chyba mogę ich tak nazwać? Wygrali dzisiejsze spotkanie 3-0 i odprawili Warszawę z kwitkiem. Nie widziałam spotkania co zrozumiałe, jednak wiarygodne źródło informacji pochwaliło się mi: „Wygraliśmy! A widzisz nie było ciebie, nie rozpraszałaś nas i łatwo poszło :D haha”. Jasne, może w ogóle już nie będę szła na żaden mecz? Ale trzeba poznać poczucie humoru przyjmującego i odebrać to jako suchar. Na oglądał się Familiady czy co?

I znowu ta szara rzeczywistość, zima nie ustępowała mimo, że marzec na karku. Wręcz przeciwnie teraz dawała o sobie znać. Dochodzi 7 trzeba wstawać i zmierzyć się z dzisiejszym dniem. Na samą myśl pracy żołądek zmieniał swoje położenie. Ale nie będę skręcała długopisów, żeby przeżyć jakoś.
Wykonałam poranną toaletę, ubrałam błękitne jeansy, bluzkę i żakiet z rękawem ¾. Na śniadanie nie miałam jakoś smaku i ochoty. Kupię coś jak będę w pracy i wróci mi apetyt. Za piętnaście ósma szczelnie opatulona wyjechałam do pracy.
Ociężale wspięłam się po 4 wejściowych schodach. Dostrzegłam jeszcze Karola, który przywiózł panią Krystynę do pracy. Że też chciało mu się wstawać rano żeby ją przywieźć. Chyba, że został na noc u rodziców? No cóż, nie powinno mnie to interesować co też uczyniłam. Pomachałam mu tylko i się uśmiechnęłam na przywitanie niewerbalne.
Dzieci pełne energii biegały po korytarzu bawiąc się w berka, ganionego czy skacząc z gumą. Nie wiem skąd czerpią takie pokłady sił? Nawet malutkiego promienia słońca nie dostrzegłam, które dałoby mi trochę wigoru.
Przywitałam się ze wszystkimi, którzy już popijali kawę w pokoju nauczycielskim. Zawiesiłam płaszcz na wieszaku i już ktoś mnie wołał. Tym kimś okazał się być dyrektor. Dopiero co weszłam i już ktoś coś chce ode mnie!
-Dzień dobry panie dyrektorze –wysiliłam się na nikły uśmiech
-Witaj, chciałbym ci kogoś przedstawić –w tym momencie doznałam lekkiego szoku. Omroczenia? Nie zazdroszczę bokserom, jak oni muszą się czuć po mocnym ciosie? A ja po spotkaniu kogoś doznaje mrówek przed oczami.
-My się już znamy –uprzedził Mateusz. Tak, Mateusz. Pamiętacie go? To w niego wpadłam na stoku. Chociaż to nie ja, tylko on zboczył z trasy.
-Tak? –zapytał zdziwiony dyrektor, a ja jak ten kołek stałam bez słowa
-Tak, poznaliśmy się na stoku przez przypadek podczas ferii –podał mi rękę, i znowu ten sztuczny ale jakże prawdziwy uśmiech z mojej strony.
-To skoro Julita znasz się z panem Mateuszem to już nie muszę was sobie przedstawiać. Pan Rączka będzie odpowiedzialny za wychowanie fizyczne naszych uczniów. Pani Zosia jest w ciąży i od tego tygodnia przebywa na zwolnieniu lekarskim –moje oczy zmieniały swój kształt z każdym wypowiedzianym słowem dyrektora. On jest panem od wf? Tutaj w Bełchatowie? Zosia w ciąży? I ja nic nie wiem?! Może nie chciała się chwalić? Jej decyzja. Wróciłam do mojego stanowiska pracy. Małe pomieszczenie gdzie wszystkie ściany są białe, w rogu za mną stoją duże dwie szafy w których są segregatory wypełnione po brzegi, ja siedzę za biurkiem na którym mam 1500 kartek z czego 1200 niepotrzebnych pewnie. Do dyspozycji miałam komputer stacjonarny i sporadycznie laptop oczywiście ze środków funduszy europejskich. Zaksięgowałam kilkanaście faktur, które wpłynęły do szkoły. Dzieci w czasie ferii jeździły na łyżwy, basen, do kina itp. Przed 15 zaczęłam zbierać się do domu. W drzwiach spotkałam się z Mateuszem.
-Nie dałabyś się zaprosić na kawę?
-Na kawę nie, ale na herbatę chętnie –puściłam mu oczko
-Ok., to za chwilę się widzimy w pobliskiej kawiarni, dobrze?
-Jasne, znowu cie wyprzedzę tylko mnie nie zmasakruj –zaśmiałam się a on zaczął mamrotać coś pod nosem.
Po pół godzinie kończyliśmy pić gorące napoje, ale nurtowało mnie skąd się tutaj wziął? Czysty przypadek, że spotkaliśmy się na Wierchomli i w Bełku? Widocznie tak.

Kolejne dni mijały na pracy i odpoczynku. Czwartek też praca jak zwykle a po południe miałam zarezerwowane dla chłopaków. Znowu godzinę spędziłam z nimi. Naprawdę bardzo pozytywni, z poczuciem humoru faceci. Po treningu z Bartkiem, Pawłem, Maćkiem, Alkiem i Jędrzejem poszłam na pizzę. Reszta chłopaków pojechała do domów do żon, dzieci, dziewczyn czy po prostu odpocząć.  

Tydzień minął bardzo szybko, znowu witajcie studia! Chłopaki dostali wolny weekend. Trening o ile zostałam dobrze poinformowana mają w poniedziałek po południu. Większość z nich rozjechała się do rodzin w tym też Bartek do Wrocławia.

W poniedziałek zadzwonił Bartek, żebym go odwiedziła. Przy okazji będzie to moja pierwsza wizyta u niego. Prace skończyłam po 13, wcześniej telefonując poinformowałam go, że do 20 minut pojawię się u niego tylko niech poda mi swój adres. Bartka osiedle graniczyło z moim on na Tysiąclecia a ja na Konopnickiej. Wsiadłam do samochodu i podążałam ku ulicy 1 Maja, m.5/3. Po drodze wstąpiłam do piekarni i kupiłam dla nas kawałek ciasta z jagodami, o tej porze roku to istny rarytas. Nie wiem i chyba nie chce wiedzieć skąd teraz jagody się w placku znalazły? Ważne, by smakował. A Kurek zauważyłam, że jest koneserem słodkości. Zaparkowałam przed blokiem. Dosyć ładne miejsce, czyste, elewacja odnowiona. I nawet winda jest! Wyjechałam na 3 piętro i znalazłam mieszkanie nr 5. Zadzwoniłam i uśmiechnięty przyjmujący otworzył drzwi. Zgadniecie po co mnie zaprosił? Wrócił od mamuśki i nawiózł jedzenia to i dla mnie zaserwował. Podobno to on przyrządził w zamian za moje obiadki. Ale mimo, że chciałabym mu wierzyć nie ma takiej możliwości, żeby on przyrządził tak smaczne potrawy. Wyszliśmy razem z pomieszczenia przed 17, on szedł na trening a ja pojedzona aż za bardzo do siebie. Spotkaliśmy się z Karolem i Pawłem, którzy szli na nogach na halę, zaoferowałam całej trójce podwózkę. Dryblasy zmieścili się w moim małym samochodziku. Żaden głową ‘dachu’ nie przebił.

Do piątku podobnie dni mijały. Jedyną atrakcją był dzień kobiet. Od dyrektora dostałyśmy symbolicznego kwiatka, którego nawet nie brałam do domu został na biurku w pracy. Tam też mu będzie dobrze.
Dzień by nie był zaliczony gdyby nie odwiedził mnie Kurek. Ale tym razem misja specjalna, jak wspomniałam święto nas –kobiet. Dostałam dość spory bukiet popularnych w ten dzień tulipanów + rafaello.  Chłopaki dzisiaj późnym wieczorem wyjeżdżali do Jastrzębia – Zdroju by zacząć batalię o finał. Miałam się u nich pojawić jeszcze na naszym co tygodniowym rozruchu.
Po 18 obdarowana przez każdego różą zaczęłam się zbierać do domu, a im życzyłam wygranej i być może spotkania jutro na meczu. Droga zajęła by mi około 2,5 godziny. Z racji że mam zajęcia od 8 do 13 a spotkanie jest o 18 więc może się wybiorę. Dzisiaj byłam samochodem także nie przewiduje kłótni kto i w ile osób mają mnie odprowadzać. Ja ich trochę nie rozumiem? Nie mają innych koleżanek? Czy mnie jakoś tak wyjątkowo traktują?
Wyszłam przed halę i już miałam wsiadać do auta gdy nie wiedzieć skąd pojawili się przede mną: Winiar, Mariusz i Daniel. Każdy z nich trzymał w rekach bombonierkę Milka z napisem na opakowaniu „Thank you”. Oho, coś chcą –pomyślałam.
-Cześć –wyszczerzyli się równo, jakby się umówili
-Cześć –też ugrałam jak oni
-Mamy sprawę- zaczął Wlazły
-Słucham? –poprawiłam naręcze kwiatów
-Bo ty Julitka przyjedziesz juro na nasz mecz? –zaczął trzepać oczyskami Misiek
-Może –przeciągnęłam
-I tutaj mamy prośbę do ciebie –wtrącił póki co cicho stojący środkowy
-To mówcie sprężnie –ponaglałam ich, popatrzyli na siebie, Misiek wziął głęboki oddech i wydusił
-Bylibyśmy ci wdzięczni jeśli byś mogła wziąć nasze dzieci na mecz. Bo one często bywają i też jeżdżą na wyjazdowe ale właśnie nie mają tym razem z kim. Nasze małżonki nie dadzą rady się wybrać a skoro ty będziesz miała wolne miejsce to czy zaopiekowałabyś się taką gromadką? Pierwotnie miała jechać Ada, ale też nie da rady. –moje oczy się znacznie powiększyły.
-Nie widzę problemu, tylko nie jestem w stu procentach pewna czy pojadę. Około 14 dałabym znać. Ale musicie mi podać swoje numery telefonów i wasze żony wiedzą o tym pomyśle w ogóle? Aaa i jaka Ada? –zbadałam sytuację.
-Julita! Kochamy cię! Tak, wspominałyśmy im ale nie chcą ci problemu robić. Ada, moja żona –odezwał się Daniel
-Twoja żona!? Myślałam, że ma Marta na imię. Ok., żaden problem
-Na drugie ma Marta i nie wiedzieć czemu to imię zrobiło się popularne ale faktycznie ma na imię Adrianna –powiedział swoim charakterystycznym zachrypniętym głosem.
-Zważamy też, że nasze dzieci cię lubią –podlizywał się Mariusz, uśmiechnęłam się na te słowa. Miło słyszeć, ale oni mają tak rozgadane i odważne maluchy, że nie sposób ich nie lubić.
-Ok., to ja mam do was zadzwonić? Czy do dziewczyn?
-Obojętne
-Ok., tylko chłopaki wyskakujcie ze swoich adresów, muszę wiedzieć gdzie was szukać. –podali mi swoje adresy. Wręczyli czekoladki, jednak nie wiedziałam czy brać w końcu to przekupstwo :P

Szybko wróciłam z zajęć w Łodzi. Coś w pośpiechu zjadłam, przebrałam się, przepakowałam torbę i wyruszyłam po dzieciaki.  Zanim je zgarnęłam, wstąpiłam po koszulkę, w końcu skoro jedzie się w gości trzeba pokazać komu kibicuje.
Maluchy, chociaż to już nie takie maluchy, Oliwier pewnie byłby niezadowolony gdybym go tak nazwała. Latorośl Winiarskiego i Julka Plińska zechcieli siedzieć razem w tyle.  A pierworodny Wlazłego towarzyszył mi z przodu. Oczywiście cała trójka bezpiecznie zapięta w fotelikach. Z racji, że na drodze nie było ruchu i podróż mijała szybko zrobiliśmy sobie przerwę. Zabrałam moje przedszkole na trochę niezdrowe ale jakże lubiane przez dzieci jedzenie. Kwadrans po 17 byliśmy na hali Jastrzębskiego. Do rozpoczęcia meczu jeszcze mieliśmy sporo czasu, więc dzieciaki załatwiły swoje potrzeby fizjologiczne, żeby w czasie meczu nie biegać. Wstąpiliśmy do spożywczaka obok hali po picie gdyby tak w czasie dopingu nam zaschło w gardle :)
Wreszcie dochodziła 17.40 chłopaki rozgrzewali się a pierwsi kibice zasilali halę. Dzieciakom założyłam koszulki z numerami tatusiów i swoimi imionami. Ja sama uprzednio odrywając metki założyłam swoją.  Przywitaliśmy się z zawodnikami i zajęliśmy swoje miejsca.
Bełchatowianie wygrali 3-2. Po meczu dzieciaki wbiegły na boisko. Dochodziła 21, nie chciałam wracać aż tak w nocy jeszcze się rozpadało ale co zrobimy. Kazałam mojemu przedszkolu zbierać się bo wracamy lecz wtedy podszedł do mnie Mariusz, Paweł W. i Daniel z Julką na rękach
-Od której jutro masz zajęcia?
-Jutro mam tylko 3,5 godziny wykładu od 14 na który zastanowię się czy jechać. Ale teraz Julka zwołuj swoich towarzyszy i wracamy do mam.
-A nie mogłabyś zostać z nimi do jutra?
-Co? A gdzie będziemy spać?
-W tym hotelu co śpimy są wolne miejsca. Rozpadało się, już po 21, zanim wyjedziesz minie jeszcze chwila i będziesz po północy jeździć z dzieciakami? –jakby się nad tym zastanowił może mieli rację?
-Ale powiedziałam waszym żonom, że dzisiaj wrócą
-Wiem, ale nie przewidziałaś jak i one, że mecz mógł się przeciągnąć. No nie daj się prosić. Ty też odpoczniesz
-Ale nie mamy nic do spania, ani szczoteczek, pasty
-Spoko, szczoteczki wam zaraz kupimy, dzieciaki mogą w tych koszulkach spać a Tobie znajdziemy jakąś czystą –uśmiechnął się kapitan
-Ok., tylko czystą! –zastrzegłam. Po około 40 minutach byliśmy już w hotelowym pokoju po uprzednim zjedzeniu kolacji. Chłopaki dostarczyli naszej czwórce akcesoria do higieny jamy ustnej. W hotelowych pokojach były ręczniki więc swobodnie można było się odświeżyć. Pokój mieliśmy na tym samym piętrze co zawodnicy tylko my na końcu, dużo dalej od niech. Pierwotnie miałam usadowić Arka z Olim a Julka ze mną, ostatecznie postanowiliśmy złączyć oba łóżka i zrobić jedno wielkie łoże. Dzieci przed 23 zasnęły, a ja miałam zamiar wziąć prysznic z racji, że nikt mi jeszcze koszulki nie przyniósł napisałam do matek ‘moich’ dzieci smsa, z informacją, że zostajemy za co je przepraszam. Siatkarze dali im wcześniej znać, żeby nie było, że uprowadziłam! Każda szybko odpisała z wyrażeniem pozytywnym, przez co się uspokoiłam. W końcu pojawił się u mnie Misiek z koszulką Jędrzeja, który miał zapasową.
-Dziękuję
-Nie ma problemu
-Ale mam jeszcze prośbę –zatrzepotałam rzęsami, jednak nie potrafiłam tak jak on mimo, że kobietą jestem
-Co jeszcze?
-Spodenki… -powiedziałam niepewnie, Michał podrapał się po głowie
-Ech nie wiem, będę szukał –wyszedł a ja czekałam na dolne odzienie. Po 5 minutach wszedł Bartek z egzemplarzem  czarnych, treningowych krótkich spodni. Nie wiem po co je wziął? Ale nie powinno mnie to zastanawiać, ważne, że są.
-Dzięki, oddam ci na miejscu
-Czemu? Jutro dasz
-Wyprać muszę! Idź już Bartek, wyśpij się, jutro kolejny mecz. Musisz odpocząć, dobranoc.
Szybko się umyłam i idąc przysłowiowo na paluszkach wspięłam się na łóżko.
Rano obudził mnie dźwięk flesza aparatu. Nie wiedzieć jak dostali się tutaj Mariusz i Kłos i cykali nam zdjęcia
-Ej! Cicho, bo ich obudzicie. Skąd się tutaj wzięliście? –ziewnęłam w między czasie
-Mogłaś drzwi zamknąć na noc –zarechotał Kłos, pacnęłam się w głowę
-Dobra, wypad. Pewnie zobaczymy się na śniadaniu. –po pół godzinie zeszłam z dzieciakami na stołówkę. Małe Skrzaciki pobiegły do dużych Skrzatów.
Przed południem byliśmy już w Bełchatowie. Deszcz roztopił śnieg i zrobił jedno wielkie błoto, szaro, mgliście, ponuro. Pojechałam na te zajęcia do Łodzi. W końcu ma ze mnie być porządny fizjoterapeuta! Chłopaki niestety przegrali spotkanie 1-3, remisując ogólnie w rywalizacji. Kolejne dwa spotkania w Energi, gdzie wierni kibice dodadzą skrzydeł graczom i mam nadzieję, że zapewnią sobie co najmniej medal ze srebrnego kruszcu a może wywalczą złoto!?

                                                                                                                                                                 

Z racji, że przed świętami się nie 'spotkamy' chcę złożyć Wam życzenia.

Ciekawe czy ten Kurczaczek przyniósł Wam NiespoPISANKĘ?!;>



 

Kochane! Życzę Wam wesołych i spokojnych świąt Wielkiejnocy!
Smacznego śniadania i miłej atmosfery wśród najbliższych. 
Żebyście w czasie świąt odpoczęły o ile będzie to możliwe :)



***

PS. To moje pierwsze "blogowe" święta :) Jestem Wam niezmiernie wdzięczna za to, co robicie tutaj każdego dnia, czyli odwiedzacie mój profil! Część może przypadkiem wchodzi i wychodzi? Ale myślę, że jakaś cząstka śledzi tylko się nie ujawnia?;> Jeśli tak, to naprawdę dziękuję!
A tym moim Miśkom, które regularnie wyrażają swoją opinię i w dodatku zamęczam Was na gg – po prostu - DZIĘKUJĘ ♥


Żeby tradycji stało się zadość, od kilku lat choruję w okresie świąt wielkanocnych i muszę faszerować się antybiotykiem + inne leki pomocnicze :/
Postaram się jak najszybciej nadrobić Wasze blogi, bo troszkę się 'zapuściłam' :)
Pozdrawiam i do następnego ;*

piątek, 22 marca 2013

11.



Przechodzę samą siebie. Wcześniej podejmuję decyzję niż myślę. Ale jak się powiedziało A to i wypada powiedzieć B. Od kiedy zaczęłam interesować się siatkówką i chodzić na mecze zawsze marzyłam, żeby spotkać ich wszystkich razem, zagrać i po prostu przywitać się, uścisnąć tą wielką dłoń. Jednak to były takie marzenia dziecka lub rozkapryszonej nastolatki. A dzisiaj ich poznam wszystkich razem i jeszcze zagram amatorsko. Kilku już poznałam ale dzisiaj oficjalna prezentacja. Czy aby ja nie przesadzam trochę? Chyba tak. Lecz takie emocje mną targają w środku, że nie wiem czy do końca myślę racjonalnie. Mam jedynie nadzieję, że wrócę żywa do domu.

Zadzwoniłam do Ali, moja kochana już wyjechała na Śląsk a ja znowu sama. No nie taka sama, przesadzam :) Ale takiej bratniej duszy mi brakuje tutaj na miejscu. Jest Aneta, Patrycja, Sandra, kilka dziewczyn ze studii, pracy, jacyś koledzy też się znajdą ale nie będę wszystkim opowiadać swojego życia, co czuję, myślę, co mnie trapi, niepokoi i cieszy.
Po zjedzeniu jakże obfitego śniadania czyli sproszkowanej zupki mlecznej zalanej wrzącą wodą poszłam wziąć prysznic. Wysuszyłam włosy i przyodziałam jakieś luźne ubranie. Niesforne kosmyki włosów wyprostowałam, a suma sumarum i tak spięłam w wysokiego kucyka. Kurek dobijał się do mnie chyba z 27x czy pamiętam o arcyważnym spotkaniu z nimi, czy na pewno przyjdę, żebym się nie spóźniła etc. Nie wiem jemu się nudzi cały boży dzień i wydzwania myśląc o takich pierdołach? Kolejny telefon, tym razem jak dobrze policzyłam 28 :D
-Halo
-Cześć Julita, pamiętaj masz być o 16.30
-Bartek! Wiem, ale nie będę o żadnej 16.30
-Jak to nie? Obiecałaś
-A i owszem. I będę, ale ile trwa wasz trening z „kołczem”?
-Różnie, czasem 1.5, 2,3 godziny
-Yhym, to ja będę około 18 lub po kilka minut
-Ale dlaczego? –zapytał zatroskanym głosem, albo mi się tak tylko wydawało?
-Kurek! Bo nie chce mi się patrzeć tyle czasu na was – zaśmiałam się. –A tak poważnie to nie wiem czy mogę siedzieć na widowni a nawet jak mogę to nie chcę przeszkadzać ani denerwować trenera.
-Nie martw się nie będziesz nikogo denerwować, co najwyżej rozpraszać –zachichotał
-Ha ha ha! Szczególnie ciebie –Julita! Co ty mówisz?
-No właśnie też tak myślę. Czyli jestem po ciebie o 16.10?
-Co? –delikatnie krzyknęłam. –Sama sobie poradzę, wiem gdzie jest hala. Bartek wyluzuj, weź wdech-wydech i zacznij regularnie oddychać. Nie będę szła na 16.30 i co 2 godziny robiła? Zwiedzała halę? Oglądała wasze puchary? To mi zajmie maksymalnie pół godziny. Nie martw się, obiecałam to się pojawię. Daleko nie mam, co z resztą dobrze wiesz. Do zobaczenia bo muszę się jeszcze ogarnąć. I pamiętaj wdech-wydech –zaśmiałam się i rozłączyłam.
Poszłam do garderoby by znaleźć ubranie do gry. Dresy już w torebce. Z podkoszulkiem było trochę gorzej mimo, że mam kilka sztuk jednak, każdy wydawał mi się albo za obcisły, albo za szeroki albo z dekoltem. Odkryłam przypadkiem szufladę w której miałam zakopane kilka „normalnych”.  Różowa koszulka z buźką będzie odpowiednia.  Mimo, że staram się być poukładana i trzymać porządek to nie zawsze mi się to udaje. Mieszkam sama, gdzie coś położę tam też i jest a jak przyjdzie co do czego to zapominam o półce ubrań :) Dalej, buty. Nie wiem czy trampki są odpowiednie? Ale mam nadzieję, że nie stracę zębów grając w nich.

Kilka minut po 17 zaczęłam się konkretnie zbierać. Pogoda nie dawała powodów, by wychodzić z domu, dziesięciostopniowy mróz i ciągle sypiący śnieg. Ubrałam niebieskie jeansy, koszulkę a na nią zielony sweter. Zrobiłam delikatny makijaż oczu, usta przejechałam różową Nivea i byłam gotowa do wyjścia. Uśmiechnęłam się do lusterka na odchodne. Podobały mi się jak i połowie moim znajomym dołeczki w policzkach podczas uśmiechu. Tak wiem, przemawia Narcyz ze mnie…
Ubrałam buty, kurtkę, czapkę, komin, rękawiczki, telefon do kieszeni, torebka na ramię i w drogę. Postanowiłam iść na nogach. Droga zajmie może 20minut a autem w taką pogodę będę jechać z prędkością równą krokom przechodniów. Zamknęłam drzwi na klucz i udałam się w stronę ulicy Dąbrowskiego 11.

Po raz kolejny moja głupota dała o sobie znać. Jak ja wejdę do szatni? Przecież nikt mnie nie zna i wiadoma rzecz, że nie wpuści bo powiem, że przyszłam do chłopaków? Pozostaje mi tylko dzwonić do Kurka, bo jego numer mam. Wybrałam kontakt i zatwierdziłam połączenie. Mam nadzieję, że już skończyli i odbierze? Jest 18.15, oby! Bo co ja sierotka będę tutaj robiła? Czyżbym przyszła tylko po to, żeby zobaczyć budynek z zewnątrz? Czekam, czekam, 4 sygnał cisza. Chodzę 2 minuty w kółko i podejmuję kolejną próbę skontaktowania się. Po 6 sygnale udało się! Yeah!
-Halo –sapie zdyszany zawodnik
-Bartuś –przeciągam samogłoskę ‘a’
-Czego dusza pragnie?
-Bo wiesz co, byłabym wdzięczna… -nie dał mi dokończyć
-Julita jak cie tutaj za dwie minuty nie będzie to mogę ci obiecać, że nie chcesz wiedzieć co ci zrobię jak przyjadę do ciebie
-Mówiłam pamiętaj wdech-wydech. Wykonałeś moje polecenie? Ok. to teraz słuchaj. Ubierz się, żebyś zgrzany nie wyszedł i weź mnie przemyć do was. Przecież nikt mnie nie wpuści a nie mam żadnej plakietki, no nic zupełnie.
-Hmm przyszła koza do woza
-Co?! –aż podskoczyłam
-Nic, nic –zaśmiał się. -Kombinuj dziewczyno nim... –nucił
-Kurek! Co to ma być?
-Nim… zamkną halę złośnico
-Ha ha! Rym ci nie wyszedł, musisz poćwiczyć nad tym. Dobra wyjdziesz po mnie czy mam wracać do domu? -zaczął mnie irytować
-Już idę po ciebie sierotko Marysiu
-Krasnalu czekam! –zakończyłam rozmowę.
Po 3 minutach byłam w budynku. Chciałam iść do łazienki przebrać się a dopiero później wyjść na salę ale przyjmujący pociągnął mnie za rękę i wprowadził na halę gdzie wszyscy łącznie z trenerem nadal ćwiczyli. Myślałam, że go zastrzelę! Gdybym tylko miała czym. Posłałam mu mordercze spojrzenie.
-Patrzcie kto do nas przyszedł! –powiedział? Nie, udarł się. Wszystkie oczy zwróciły się na moją skromną osobę. Czułam jak moje policzki oblewane są falą gorąca. Wszyscy zaczęli się uśmiechać a ja stałam się jak zwierze w zoo, gdy wycieczki podchodzą i uśmiechają się do tamtejszych mieszkańców. Porównanie jak najbardziej trafne. Stałam jak sparaliżowana. Wydobyłam się na nikły uśmiech –nie ma co pierwsze wrażenie zadowalające…
-Oo a ja panią pamiętam –podszedł do mnie trener
-Julita Fedko, witam pana –uśmiechnęłam się i podałam dłoń. –Proszę nie mówić do mnie per ‘Pani’ będę wdzięczna. I przepraszam, że przeszkodziłam w przebiegu treningu –mówiłam jakby mnie nakręcili
-Nic się nie stało, miło, że przyszłaś. A będziesz grała?
-Yyy prawdopodobnie mam poodbijać piłką z nimi –wskazałam palcem na resztę chłopaków.  A oni jak stali i się uśmiechali tak nadal stoją. Zaczynałam się czuć jak jakiś Obcy. Tylko kto jest tym Obcym? Ja czy on? Chyba ja, w końcu to ja przyszłam a oni spędzają ze sobą wiele czasu więc się znają.
-A masz zamiar w tych spodniach?- spojrzał na jeansy. –Nie radzę –uśmiechnął się przyjaźnie.
-Nie, nie, mam strój na przebranie. Właśnie chciałam się przebrać ale Bartek mnie tutaj przyciągnął –odwzajemniłam uśmiech
-Dobrze, to może idź się przebierz a ja jeszcze obgadam jedną sprawę z chłopakami przed jutrzejszym meczem.
Opuściłam boisko i czułam jak schodzi ze mnie trema. Po 15 minutach czekałam na korytarzu aż skończą trening. Po chwili drzwi otworzył Paweł Zatorski. Z tym swoim błyskiem w oku i szczerym uśmiechem zaprosił mnie gestem ręki do środka.
-Mam się czegoś obawiać? –zapytałam nieśmiało
-Tak –powiedział poważnie, a ja zaczęłam cofać swoje kroki. –Żartuje! –wybuchł śmiechem.
-Nie żartuj tak sobie ze mną więcej –pogroziłam mu palcem przed nosem i weszłam do środka. Gracze siedzieli na boisku, krzesełkach, ławce i pili, pili, pili duże ilości wody.  Podeszłam bliżej ich i prosto z mostu wypaliłam
-Cześć, jestem Julita. Nie wiem do końca co tutaj robię ale możecie zapytać tego osobnika –wskazałam palcem na Bartka. Chyba wszyscy się roześmiali a ja zdałam sobie sprawę, że znowu palnęłam głupotę.
-Otóż drodzy koledzy –ukłonił się do nich po czym zwrócił do mnie –Witam koleżankę w imieniu wszystkich tutaj zgromadzonych –złapał mnie za ramiona od tyłu. -Pragnę was poinformować, że owa sierotka chciała poznać bardzo Mariusza Wlazłego ponieważ była to a może nadal jest? Jjej pierwsza miłość siatkarska. Maniek, dzięki Tobie Julita zainteresowała się siatką. Jesteśmy ci wdzięczni, lub Twoim rodzicom za taką a nie inną urodę. –wszyscy co do jednego ryknęli śmiechem a ja znowu zmierzyłam przyjmującego. No przecież go zabiję! Po raz któryś dzisiaj moje policzki nabrały buraczanego koloru. Dla rozładowania roześmiałam się ze wszystkimi uznając to za dobry ‘żart’. A z Kurkiem pogadam później. Owszem, powiedziałam mu wczoraj o Wlazłym, sama nie wiem dlaczego? Jakoś tak nasza rozmowa do tego sprowadziła. Ale on znacznie to ubarwił. Kapitan bełchatowskiej drużyny podniósł się z boiska i podszedł do mnie przedstawiając się i podając rękę. Reszta również to samo uczyniła. Ze wszystkimi przeszłam na ‘ty’. Część  chłopaków została na krzesełkach bo się im nie chciało jeszcze grać. My, w sumie w 11 stanęliśmy na pomarańczowym polu.  Grałam z Zatorskim, dwoma Serbami, Bąkiewiczem i tą moją niby miłością Wlazłym. Po przeciwnej stronie: Kurek, Winiarski, Kłos, Woicki i Wytze. Domyślacie się chyba, że to nie wyglądało do końca jak gra w siatkówkę. Młody libero próbował mnie nauczyć jak mam odbierać piłkę i ratować po ataku. Ogólnie było dużo śmiechu i zabawy.

***
-Bartek co ty taki nabuzowany?
-Widzisz tego blondasa małego?
-Hahaha widzę Zatorskiego, no i co?
-Patrz co on robi!
-Pokazuje jak odbierać piłkę?
-Ż dźiebełko! Widzisz jak on ją dotyka!?
-Co się dzieje? –obok nas pojawił się Bąkiewicz
-Bartek odgrywa scenę zazdrości –roześmiał się Kłos, a Michał spojrzał na nas zdezorientowany.
-A o kogo jest zazdrosny?
-Bąku! Widzisz tą oto nauczycielkę którą nasz zakochany kolega przyprowadził? –wskazał głową na nią
-Wcale nie zakochany! I ona nie jest nauczycielką –wtrąciłem
-Widzę, i co?
-O mamo! –Karol przejechał dłonią po głowie. –Zator za bardzo  w mniemaniu Bartka uczy dziewczynę mimo, że sama sobie dobrze radzi. –Michał spojrzał na nas i tylko poklepał mnie po ramieniu
-Nie martw się, nasz blondasek żadnym zagrożeniem dla ciebie –wróciliśmy dalej do gry- Niby dlaczego nie? On tak samo facet jak każdy inny a ja jakiś wyjątkowy znów nie jestem…

-Czemu tak mocno pocisnąłeś na tego biednego Zatora? Myślałem, że nos mu złamałeś –spytał Daniel
-Czysty przypadek
-Taaa widzę ten przypadek, jakoś na nikogo innego nie serwowałeś tak mocno –roześmialiśmy się obaj wymieniając spojrzenia

***

-Dzięki chłopaki, że mnie nie zabiliście i chciało wam się zostać –podniosłam kąciki ust ku górze
-Liczymy, że jeszcze się pojawisz? –zapytał najmniejszy z nich wszystkich Woicki
-Jeśli nie będę wam przeszkadzać, a będę mogła to oczywiście, że tak
-A tutaj mamy coś dla ciebie –kapitan wręczył mi kopertę
-A co to? Rachunek?
-Tak –wyszczerzył się. –Nie myśl sobie, że za darmo zostawaliśmy tutaj –roześmiałam się równo  z nim i otworzyłam kopertę. W środku był bilet na jutrzejszy mecz.
-Dziękuję –krzyknęłam uradowana. –Ale mogłabym sobie kupić a nie żebyście ‘tracili’ na mnie
-Nie bój się, są rezerwy –puścił mi oczko, nie wiele myśląc uścisnęłam go, w tym momencie pojawił się ni stąd ni z owąd Bartek
-A mówiłem, że to pierwsza i obecna miłość –został dźgnięty palcem w bok przeze mnie
-Ała, bolało
-I prawidłowo
-Idź się przebieraj i wracamy
-Dobrze tato –zniknęłam za drzwiami łazienki

***

Chłopaki już wyszli a ona dalej się gramoliła. Kobiety…
-Na kogo czekasz? –pojawił się Zatorski z Karolem, oni jak zwykle we dwóch.
-Na pewno nie na was
-Bartek uważaj co mówisz, bo Paweł znowu będzie przeżywał i w nocy się moczył
-Kłos dobrze się czujesz? Tą kokę to chyba ty bierzesz? –zripostował blondyn
-Czuje się wspaniale, chodź idziemy bo chciałeś oglądać rodzinkę.pl żeby zobaczyć talent aktorski Mańka –pociągnął go za ramię.
-Bartek jesteś? Oo jesteś. Fajnie, że czekałeś. Oo jeszcze wy jesteście. –w końcu pojawiła się dziewoja
-Tak jesteśmy, bo pilnowaliśmy żeby was nie zamknęli tutaj
-Bo ty Pawełku chciałbyś być zamknięty z nami? –zatrzepotała rzęsami. –A wy chłopaki też mnie odprowadzić chcecie? Bo Bartek się zdeklarował ale o was nie słyszałam –uśmiechnęła się a w jej policzkach można było dostrzec dołeczki
-Yyy my? Nie, nie. Paweł chodź idziemy –Ździebełko pociągnął Zatiego do wyjścia.
-A czemu nie? Chodź Karol, nic ci się nie stanie jak się przejdziesz, a nie zostawimy Kurasia żeby sam wracał ciemną nocą –ja go zastrzelę! -pomyślałem.
-Nie martw się, są latarnie –próbowałem go odwieźć od tego pomysłu
-Oj Bartek, jak chcą iść niech idą, będzie weselej –skoro tak powiedziała to co miałem zrobić? Opuściliśmy Energię i szliśmy w stronę ulicy Kwiatowej gdzie mieszka panna Fedko.

                                                                                                                                                                   


Cześć! :) Może nie będę pisać o zimie... przecież mamy wiosnę :) 

Chyba zaszalałam bo jakoś specjalnie rozdziału nie analizowałam tylko prosto dodałam :D
Jak piszę dany epizod to mi się podoba, a później jak mam go dodać to najchętniej całkiem inny bym napisała, ale że mam lenia to mi się nie chce :D
Kolejny kiedy wolicie?;> Jeszcze przed świętami czy już po? Bo wiem, że nie będziecie mieć pewnie czasu na necie przesiadywać, bo pieczenie, sprzątanie, kościół? :> Większość z Was chodzi do szkoły/studia?;> To macie fajnie bo już od środy wolne :) Ja niestety do piątku i wtorek po świętach pobudka ;C Ale cóż zrobić :)
A się rozpisałam... Przepraszam ;*

SKRO! Wierzę w Ciebie!
Aaa i jestem 'chwalniś' i się Wam chwalę, że mam limitowaną pocztówkę z życzeniami od Skrzaków! :D 

Pozdrawiam ze słonecznej (chciałabym ;p) Małopolski ;*