środa, 27 marca 2013

12.


W sobotę byłam na meczu chłopaków. Ciężko, jednak udało się ostatecznie wygrać. I jeszcze jednego zwycięstwa brakuje do awansu do strefy medalowej. Siedziałam obok żony Michała W., Pawła W. i Wytze. Po meczu poznałam również dziewczynę jednego z Serbów. Miłe dziewczyny, tylko nie wiem jak one mnie odebrały, bo każda była któregoś drugą połówką a ja? Byłam ich kibicką! Dobrze, że angielski staje się językiem ogólno europejskim, przynajmniej można z kimś z innego kraju swobodnie porozmawiać. Jednak, mimo wszystko nie wyobrażam sobie bycia z kimś kto nie zna polskiego. Nie żebym dyskryminowała, lecz nie wszystko co do słowa da się przetłumaczyć. Ale nie ma potrzeby, żebym nad tym się głowiła bo nikt mną się nie interesuje nie znający polskiego. Baa w ogóle nikt się mną nie interesuje. Nieważne.

W niedzielę nie dałam rady iść na mecz. Obiecałam być na obiedzie u mamy a spotkanie miało rozpocząć się o 14.30. moja mama lubiła robić czasem rodzinne obiadki. Wtedy pojawiała się Patrycja z rodziną, czasem Maja z Wiktorem i ja. Emilka coraz więcej mówiła, mimo, że byłam u niej kilka dni temu do dzisiaj powiększyła swój słownik o kolejne słowa. Wieczorem wróciłam do domu obładowana jedzeniem jak to zwykle gdy wracam od mamy bo „przecież ty nie dbasz o siebie, nie chce ci się gotować, chudniesz w oczach”. Tak, moja mama wie lepiej co ja robię… a chudnę? Dobry żart! Obżeram się słodyczami, ale mamy jak to mamy :) i tak się cieszę, że zaakceptowała moje usamodzielnienie. Nie podobał się jej na początku pomysł mojej przeprowadzki do Bełchatowa gdy wujek wyjeżdżał do Warszawy. Według niej mieszkanie może stać puste a jak z kimś się zwiążę to wtedy będziemy mieć gotowy dom. A może mój los taki, że się nie zwiążę? I tak ma mnie ‘na oku’ w końcu daleko nie mieszkam od niej.

Moi bełchatowscy koledzy, bo chyba mogę ich tak nazwać? Wygrali dzisiejsze spotkanie 3-0 i odprawili Warszawę z kwitkiem. Nie widziałam spotkania co zrozumiałe, jednak wiarygodne źródło informacji pochwaliło się mi: „Wygraliśmy! A widzisz nie było ciebie, nie rozpraszałaś nas i łatwo poszło :D haha”. Jasne, może w ogóle już nie będę szła na żaden mecz? Ale trzeba poznać poczucie humoru przyjmującego i odebrać to jako suchar. Na oglądał się Familiady czy co?

I znowu ta szara rzeczywistość, zima nie ustępowała mimo, że marzec na karku. Wręcz przeciwnie teraz dawała o sobie znać. Dochodzi 7 trzeba wstawać i zmierzyć się z dzisiejszym dniem. Na samą myśl pracy żołądek zmieniał swoje położenie. Ale nie będę skręcała długopisów, żeby przeżyć jakoś.
Wykonałam poranną toaletę, ubrałam błękitne jeansy, bluzkę i żakiet z rękawem ¾. Na śniadanie nie miałam jakoś smaku i ochoty. Kupię coś jak będę w pracy i wróci mi apetyt. Za piętnaście ósma szczelnie opatulona wyjechałam do pracy.
Ociężale wspięłam się po 4 wejściowych schodach. Dostrzegłam jeszcze Karola, który przywiózł panią Krystynę do pracy. Że też chciało mu się wstawać rano żeby ją przywieźć. Chyba, że został na noc u rodziców? No cóż, nie powinno mnie to interesować co też uczyniłam. Pomachałam mu tylko i się uśmiechnęłam na przywitanie niewerbalne.
Dzieci pełne energii biegały po korytarzu bawiąc się w berka, ganionego czy skacząc z gumą. Nie wiem skąd czerpią takie pokłady sił? Nawet malutkiego promienia słońca nie dostrzegłam, które dałoby mi trochę wigoru.
Przywitałam się ze wszystkimi, którzy już popijali kawę w pokoju nauczycielskim. Zawiesiłam płaszcz na wieszaku i już ktoś mnie wołał. Tym kimś okazał się być dyrektor. Dopiero co weszłam i już ktoś coś chce ode mnie!
-Dzień dobry panie dyrektorze –wysiliłam się na nikły uśmiech
-Witaj, chciałbym ci kogoś przedstawić –w tym momencie doznałam lekkiego szoku. Omroczenia? Nie zazdroszczę bokserom, jak oni muszą się czuć po mocnym ciosie? A ja po spotkaniu kogoś doznaje mrówek przed oczami.
-My się już znamy –uprzedził Mateusz. Tak, Mateusz. Pamiętacie go? To w niego wpadłam na stoku. Chociaż to nie ja, tylko on zboczył z trasy.
-Tak? –zapytał zdziwiony dyrektor, a ja jak ten kołek stałam bez słowa
-Tak, poznaliśmy się na stoku przez przypadek podczas ferii –podał mi rękę, i znowu ten sztuczny ale jakże prawdziwy uśmiech z mojej strony.
-To skoro Julita znasz się z panem Mateuszem to już nie muszę was sobie przedstawiać. Pan Rączka będzie odpowiedzialny za wychowanie fizyczne naszych uczniów. Pani Zosia jest w ciąży i od tego tygodnia przebywa na zwolnieniu lekarskim –moje oczy zmieniały swój kształt z każdym wypowiedzianym słowem dyrektora. On jest panem od wf? Tutaj w Bełchatowie? Zosia w ciąży? I ja nic nie wiem?! Może nie chciała się chwalić? Jej decyzja. Wróciłam do mojego stanowiska pracy. Małe pomieszczenie gdzie wszystkie ściany są białe, w rogu za mną stoją duże dwie szafy w których są segregatory wypełnione po brzegi, ja siedzę za biurkiem na którym mam 1500 kartek z czego 1200 niepotrzebnych pewnie. Do dyspozycji miałam komputer stacjonarny i sporadycznie laptop oczywiście ze środków funduszy europejskich. Zaksięgowałam kilkanaście faktur, które wpłynęły do szkoły. Dzieci w czasie ferii jeździły na łyżwy, basen, do kina itp. Przed 15 zaczęłam zbierać się do domu. W drzwiach spotkałam się z Mateuszem.
-Nie dałabyś się zaprosić na kawę?
-Na kawę nie, ale na herbatę chętnie –puściłam mu oczko
-Ok., to za chwilę się widzimy w pobliskiej kawiarni, dobrze?
-Jasne, znowu cie wyprzedzę tylko mnie nie zmasakruj –zaśmiałam się a on zaczął mamrotać coś pod nosem.
Po pół godzinie kończyliśmy pić gorące napoje, ale nurtowało mnie skąd się tutaj wziął? Czysty przypadek, że spotkaliśmy się na Wierchomli i w Bełku? Widocznie tak.

Kolejne dni mijały na pracy i odpoczynku. Czwartek też praca jak zwykle a po południe miałam zarezerwowane dla chłopaków. Znowu godzinę spędziłam z nimi. Naprawdę bardzo pozytywni, z poczuciem humoru faceci. Po treningu z Bartkiem, Pawłem, Maćkiem, Alkiem i Jędrzejem poszłam na pizzę. Reszta chłopaków pojechała do domów do żon, dzieci, dziewczyn czy po prostu odpocząć.  

Tydzień minął bardzo szybko, znowu witajcie studia! Chłopaki dostali wolny weekend. Trening o ile zostałam dobrze poinformowana mają w poniedziałek po południu. Większość z nich rozjechała się do rodzin w tym też Bartek do Wrocławia.

W poniedziałek zadzwonił Bartek, żebym go odwiedziła. Przy okazji będzie to moja pierwsza wizyta u niego. Prace skończyłam po 13, wcześniej telefonując poinformowałam go, że do 20 minut pojawię się u niego tylko niech poda mi swój adres. Bartka osiedle graniczyło z moim on na Tysiąclecia a ja na Konopnickiej. Wsiadłam do samochodu i podążałam ku ulicy 1 Maja, m.5/3. Po drodze wstąpiłam do piekarni i kupiłam dla nas kawałek ciasta z jagodami, o tej porze roku to istny rarytas. Nie wiem i chyba nie chce wiedzieć skąd teraz jagody się w placku znalazły? Ważne, by smakował. A Kurek zauważyłam, że jest koneserem słodkości. Zaparkowałam przed blokiem. Dosyć ładne miejsce, czyste, elewacja odnowiona. I nawet winda jest! Wyjechałam na 3 piętro i znalazłam mieszkanie nr 5. Zadzwoniłam i uśmiechnięty przyjmujący otworzył drzwi. Zgadniecie po co mnie zaprosił? Wrócił od mamuśki i nawiózł jedzenia to i dla mnie zaserwował. Podobno to on przyrządził w zamian za moje obiadki. Ale mimo, że chciałabym mu wierzyć nie ma takiej możliwości, żeby on przyrządził tak smaczne potrawy. Wyszliśmy razem z pomieszczenia przed 17, on szedł na trening a ja pojedzona aż za bardzo do siebie. Spotkaliśmy się z Karolem i Pawłem, którzy szli na nogach na halę, zaoferowałam całej trójce podwózkę. Dryblasy zmieścili się w moim małym samochodziku. Żaden głową ‘dachu’ nie przebił.

Do piątku podobnie dni mijały. Jedyną atrakcją był dzień kobiet. Od dyrektora dostałyśmy symbolicznego kwiatka, którego nawet nie brałam do domu został na biurku w pracy. Tam też mu będzie dobrze.
Dzień by nie był zaliczony gdyby nie odwiedził mnie Kurek. Ale tym razem misja specjalna, jak wspomniałam święto nas –kobiet. Dostałam dość spory bukiet popularnych w ten dzień tulipanów + rafaello.  Chłopaki dzisiaj późnym wieczorem wyjeżdżali do Jastrzębia – Zdroju by zacząć batalię o finał. Miałam się u nich pojawić jeszcze na naszym co tygodniowym rozruchu.
Po 18 obdarowana przez każdego różą zaczęłam się zbierać do domu, a im życzyłam wygranej i być może spotkania jutro na meczu. Droga zajęła by mi około 2,5 godziny. Z racji że mam zajęcia od 8 do 13 a spotkanie jest o 18 więc może się wybiorę. Dzisiaj byłam samochodem także nie przewiduje kłótni kto i w ile osób mają mnie odprowadzać. Ja ich trochę nie rozumiem? Nie mają innych koleżanek? Czy mnie jakoś tak wyjątkowo traktują?
Wyszłam przed halę i już miałam wsiadać do auta gdy nie wiedzieć skąd pojawili się przede mną: Winiar, Mariusz i Daniel. Każdy z nich trzymał w rekach bombonierkę Milka z napisem na opakowaniu „Thank you”. Oho, coś chcą –pomyślałam.
-Cześć –wyszczerzyli się równo, jakby się umówili
-Cześć –też ugrałam jak oni
-Mamy sprawę- zaczął Wlazły
-Słucham? –poprawiłam naręcze kwiatów
-Bo ty Julitka przyjedziesz juro na nasz mecz? –zaczął trzepać oczyskami Misiek
-Może –przeciągnęłam
-I tutaj mamy prośbę do ciebie –wtrącił póki co cicho stojący środkowy
-To mówcie sprężnie –ponaglałam ich, popatrzyli na siebie, Misiek wziął głęboki oddech i wydusił
-Bylibyśmy ci wdzięczni jeśli byś mogła wziąć nasze dzieci na mecz. Bo one często bywają i też jeżdżą na wyjazdowe ale właśnie nie mają tym razem z kim. Nasze małżonki nie dadzą rady się wybrać a skoro ty będziesz miała wolne miejsce to czy zaopiekowałabyś się taką gromadką? Pierwotnie miała jechać Ada, ale też nie da rady. –moje oczy się znacznie powiększyły.
-Nie widzę problemu, tylko nie jestem w stu procentach pewna czy pojadę. Około 14 dałabym znać. Ale musicie mi podać swoje numery telefonów i wasze żony wiedzą o tym pomyśle w ogóle? Aaa i jaka Ada? –zbadałam sytuację.
-Julita! Kochamy cię! Tak, wspominałyśmy im ale nie chcą ci problemu robić. Ada, moja żona –odezwał się Daniel
-Twoja żona!? Myślałam, że ma Marta na imię. Ok., żaden problem
-Na drugie ma Marta i nie wiedzieć czemu to imię zrobiło się popularne ale faktycznie ma na imię Adrianna –powiedział swoim charakterystycznym zachrypniętym głosem.
-Zważamy też, że nasze dzieci cię lubią –podlizywał się Mariusz, uśmiechnęłam się na te słowa. Miło słyszeć, ale oni mają tak rozgadane i odważne maluchy, że nie sposób ich nie lubić.
-Ok., to ja mam do was zadzwonić? Czy do dziewczyn?
-Obojętne
-Ok., tylko chłopaki wyskakujcie ze swoich adresów, muszę wiedzieć gdzie was szukać. –podali mi swoje adresy. Wręczyli czekoladki, jednak nie wiedziałam czy brać w końcu to przekupstwo :P

Szybko wróciłam z zajęć w Łodzi. Coś w pośpiechu zjadłam, przebrałam się, przepakowałam torbę i wyruszyłam po dzieciaki.  Zanim je zgarnęłam, wstąpiłam po koszulkę, w końcu skoro jedzie się w gości trzeba pokazać komu kibicuje.
Maluchy, chociaż to już nie takie maluchy, Oliwier pewnie byłby niezadowolony gdybym go tak nazwała. Latorośl Winiarskiego i Julka Plińska zechcieli siedzieć razem w tyle.  A pierworodny Wlazłego towarzyszył mi z przodu. Oczywiście cała trójka bezpiecznie zapięta w fotelikach. Z racji, że na drodze nie było ruchu i podróż mijała szybko zrobiliśmy sobie przerwę. Zabrałam moje przedszkole na trochę niezdrowe ale jakże lubiane przez dzieci jedzenie. Kwadrans po 17 byliśmy na hali Jastrzębskiego. Do rozpoczęcia meczu jeszcze mieliśmy sporo czasu, więc dzieciaki załatwiły swoje potrzeby fizjologiczne, żeby w czasie meczu nie biegać. Wstąpiliśmy do spożywczaka obok hali po picie gdyby tak w czasie dopingu nam zaschło w gardle :)
Wreszcie dochodziła 17.40 chłopaki rozgrzewali się a pierwsi kibice zasilali halę. Dzieciakom założyłam koszulki z numerami tatusiów i swoimi imionami. Ja sama uprzednio odrywając metki założyłam swoją.  Przywitaliśmy się z zawodnikami i zajęliśmy swoje miejsca.
Bełchatowianie wygrali 3-2. Po meczu dzieciaki wbiegły na boisko. Dochodziła 21, nie chciałam wracać aż tak w nocy jeszcze się rozpadało ale co zrobimy. Kazałam mojemu przedszkolu zbierać się bo wracamy lecz wtedy podszedł do mnie Mariusz, Paweł W. i Daniel z Julką na rękach
-Od której jutro masz zajęcia?
-Jutro mam tylko 3,5 godziny wykładu od 14 na który zastanowię się czy jechać. Ale teraz Julka zwołuj swoich towarzyszy i wracamy do mam.
-A nie mogłabyś zostać z nimi do jutra?
-Co? A gdzie będziemy spać?
-W tym hotelu co śpimy są wolne miejsca. Rozpadało się, już po 21, zanim wyjedziesz minie jeszcze chwila i będziesz po północy jeździć z dzieciakami? –jakby się nad tym zastanowił może mieli rację?
-Ale powiedziałam waszym żonom, że dzisiaj wrócą
-Wiem, ale nie przewidziałaś jak i one, że mecz mógł się przeciągnąć. No nie daj się prosić. Ty też odpoczniesz
-Ale nie mamy nic do spania, ani szczoteczek, pasty
-Spoko, szczoteczki wam zaraz kupimy, dzieciaki mogą w tych koszulkach spać a Tobie znajdziemy jakąś czystą –uśmiechnął się kapitan
-Ok., tylko czystą! –zastrzegłam. Po około 40 minutach byliśmy już w hotelowym pokoju po uprzednim zjedzeniu kolacji. Chłopaki dostarczyli naszej czwórce akcesoria do higieny jamy ustnej. W hotelowych pokojach były ręczniki więc swobodnie można było się odświeżyć. Pokój mieliśmy na tym samym piętrze co zawodnicy tylko my na końcu, dużo dalej od niech. Pierwotnie miałam usadowić Arka z Olim a Julka ze mną, ostatecznie postanowiliśmy złączyć oba łóżka i zrobić jedno wielkie łoże. Dzieci przed 23 zasnęły, a ja miałam zamiar wziąć prysznic z racji, że nikt mi jeszcze koszulki nie przyniósł napisałam do matek ‘moich’ dzieci smsa, z informacją, że zostajemy za co je przepraszam. Siatkarze dali im wcześniej znać, żeby nie było, że uprowadziłam! Każda szybko odpisała z wyrażeniem pozytywnym, przez co się uspokoiłam. W końcu pojawił się u mnie Misiek z koszulką Jędrzeja, który miał zapasową.
-Dziękuję
-Nie ma problemu
-Ale mam jeszcze prośbę –zatrzepotałam rzęsami, jednak nie potrafiłam tak jak on mimo, że kobietą jestem
-Co jeszcze?
-Spodenki… -powiedziałam niepewnie, Michał podrapał się po głowie
-Ech nie wiem, będę szukał –wyszedł a ja czekałam na dolne odzienie. Po 5 minutach wszedł Bartek z egzemplarzem  czarnych, treningowych krótkich spodni. Nie wiem po co je wziął? Ale nie powinno mnie to zastanawiać, ważne, że są.
-Dzięki, oddam ci na miejscu
-Czemu? Jutro dasz
-Wyprać muszę! Idź już Bartek, wyśpij się, jutro kolejny mecz. Musisz odpocząć, dobranoc.
Szybko się umyłam i idąc przysłowiowo na paluszkach wspięłam się na łóżko.
Rano obudził mnie dźwięk flesza aparatu. Nie wiedzieć jak dostali się tutaj Mariusz i Kłos i cykali nam zdjęcia
-Ej! Cicho, bo ich obudzicie. Skąd się tutaj wzięliście? –ziewnęłam w między czasie
-Mogłaś drzwi zamknąć na noc –zarechotał Kłos, pacnęłam się w głowę
-Dobra, wypad. Pewnie zobaczymy się na śniadaniu. –po pół godzinie zeszłam z dzieciakami na stołówkę. Małe Skrzaciki pobiegły do dużych Skrzatów.
Przed południem byliśmy już w Bełchatowie. Deszcz roztopił śnieg i zrobił jedno wielkie błoto, szaro, mgliście, ponuro. Pojechałam na te zajęcia do Łodzi. W końcu ma ze mnie być porządny fizjoterapeuta! Chłopaki niestety przegrali spotkanie 1-3, remisując ogólnie w rywalizacji. Kolejne dwa spotkania w Energi, gdzie wierni kibice dodadzą skrzydeł graczom i mam nadzieję, że zapewnią sobie co najmniej medal ze srebrnego kruszcu a może wywalczą złoto!?

                                                                                                                                                                 

Z racji, że przed świętami się nie 'spotkamy' chcę złożyć Wam życzenia.

Ciekawe czy ten Kurczaczek przyniósł Wam NiespoPISANKĘ?!;>



 

Kochane! Życzę Wam wesołych i spokojnych świąt Wielkiejnocy!
Smacznego śniadania i miłej atmosfery wśród najbliższych. 
Żebyście w czasie świąt odpoczęły o ile będzie to możliwe :)



***

PS. To moje pierwsze "blogowe" święta :) Jestem Wam niezmiernie wdzięczna za to, co robicie tutaj każdego dnia, czyli odwiedzacie mój profil! Część może przypadkiem wchodzi i wychodzi? Ale myślę, że jakaś cząstka śledzi tylko się nie ujawnia?;> Jeśli tak, to naprawdę dziękuję!
A tym moim Miśkom, które regularnie wyrażają swoją opinię i w dodatku zamęczam Was na gg – po prostu - DZIĘKUJĘ ♥


Żeby tradycji stało się zadość, od kilku lat choruję w okresie świąt wielkanocnych i muszę faszerować się antybiotykiem + inne leki pomocnicze :/
Postaram się jak najszybciej nadrobić Wasze blogi, bo troszkę się 'zapuściłam' :)
Pozdrawiam i do następnego ;*

19 komentarzy:

  1. mój mąż Daniel ! :D
    cudnie cuudnie myszo ;* i dzieci i w ogole.
    a życzenia złożę Ci później <3

    OdpowiedzUsuń
  2. "Małe Skrzaciki podbiegły do dużych Skrzatów" ale się rozczuliłam tutaj :D Kurde no niech ona tak tego Bartka nie spławia, mają ze sobą być, bo jak nie to Cię znajdę! i wiesz...Nie będzie za ciekawie^^
    Ale jaja z tym Mateuszem. Tylko niech nie wkrada się w łaski Julity, powtarzam: Ona ma być z Kurkiem!!!!!! :D
    Tobie też wszystkiego dobrego na te święta! Przede wszystkim zdrowia, bo widzę, że mega Ci potrzebne, uśmiechu na twarzy, słońca i duuużo odpoczynku! :)
    pozdrawiam ciepło :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Tyle się działo, że nie wiem od czego zacząć. Po pierwsze Mateusz. Też nie miał gdzie pracować tylko w szkole gdzie pracuje Julita. Coś czuje, że Bartek będzie bardzo zazdrosny o pana od wychowania fizycznego :D Wypad do Jastrzębia z dzieciakami jak widać udany, a w dodatku dodatkowa atrakcja w postaci spędzenia nocy z hotelu.
    Wesołych świąt! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. HAhhahah D: Nie wiem czemu, ale gdy wyobraziłam sobie Siuraka oglądającego familiadę śmiałam się dobre 3 minuty xD
    Rozdział dłuuugi, ale fajny :D
    Zapraszam do mnie na 12 !
    http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow. *.* Kocham Cię. :D Fajny rozdział, dobrze, że taki długi. No, więc... Mateusz. Co on tu robi?1 Nie ma on szkół tam w górach? :D Chciałabym mieć taki Dzień Kobiet jak Julita, no, ale cóż. Na chłopaków z mojej klasy nie ma co liczyć. -,- Wypad z dzieciakami do Jastrzębia? Super. Sama zapewne bym się zgodziła gdybym miała takie fajne szkraby. :D No, ale te zdjęcia? Oj, chłopaki :D Okej, dwoma słowami: Super rozdział! :-)
    P.S. Pozdrawiam, wesołych świąt i żeby wiosna w końcu do nas dotarła. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. ale super rozdział ;P
    Tobie tez życzę wesołych i spokojnych świąt ;** Oraz dużo weny i czasu na pisanie bloga ;)
    buziaki !!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurczaczki są zajebiste:D
    Kochana,mam nadzieję,że wyKURUjesz się szybciutko :)
    Wesoły,bardzo pozytywny rozdział;))
    Pozdrawiam cieplutko ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział świetny ;D Czekam na więcej i muszę Ci przekazać ,że ostatnio przeleżałam 1,5 tygodnia w domu z powodu choroby więc życzę Ci żebyś szybko wyzdrowiała i czekam na więcej oraz zapraszam do mnie na http://volleyball-lost-dreams.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Miśku mój kochany! Przepraszam że dopiero dziś komentuję ;* Dobrze że dodałaś rozdział teraz, bo w Święta to różnie bywa ;) Fajny ten wyjazd do Jastrzębia, chociaż towarzystwo małych Skrzatów mogło być trochę uciążliwe na dłuższą metę… ^^ Ale Julita dała radę. Teraz rywalizacja przenosi się do Energii, gdzie już tak łatwo przeciwnikowi nie będzie. Coś Bartek ucichł, może przytłoczyły go sprawy przed i pomeczowe, bo same spodenki do spania nie przerodziły się w nic poważniejszego. Przyjdzie nam czekać. Mało Zatiego :( No ale to chyba tylko ja go tak lubię u Ciebie, także się nie przejmuj ;p
    Jest i Mateusz- jak się okazuje, wuefista. No, no, może zrobić się ciekawie w tej szkole, szczególnie że Kuraś nie ma tu wstępu… Na pewno nas nie zawiedziesz i nudzić się nie będziemy.
    Mama Julity nie powinna się zadręczać- córka na pewno znajdzie miłość. Ale taka rola matki, żeby się niepokoić o dzieci.

    Życzenia już składałam, ale jeszcze raz- naj, naj, naj, dogra Coquette (swoją drogą lubię tak do Ciebie mówić, hm, ciekawe dlaczego ^^). A kurczaki miażdżą!

    Buziaki, S. ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Jejuu!!! Świetny rozdział. Już nie mogę doczekać się kolejnego :)
    Tymczasem zapraszam do siebie ;3
    http://sercezawszewielepiej14.blogspot.com/
    Mam nadzieję że zostawisz po sobie jakiś znak :Pozdrawiam i życzę wesołych świąt ! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ze spodenkami to mnie rozwaliłaś! xDDD
    No a z medalem, to oczywiście, że złoto! Jak inaczej!

    Dobra, przepraszam, ale dzisiaj nie mam weny na komentarze. ;c To przez tę pogodę! :c
    Pozdrawiam serdecznie! Buzioole! :****

    OdpowiedzUsuń
  12. Matko. Mam nadzieję, że Julitka się nie zakocha w Mateuszu a tym bardziej odwrotnie. Kto by nie chciał takiego Dnia Kobiet. Ehhh i ta akcja ze spodenkami. Jednym słowem rozdział świetny. Czekam na kolejny. Zapraszam do mnie i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. hah, no ciekawie to wszystko się rozgrywa. najlepsze są te małe Skrzaciki. chciałabym, żebyś pisała o nich jak najczęściej:)

    dzięki, że wpadłaś do mnie na bloga:)

    OdpowiedzUsuń
  14. zapraszam na II część :)
    pasiaste-szczescie.blogspot.com
    Całuski Wiedźma :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Małe Skrzaciki... słodziaczki :D
    jejujejujeju nie mogę się doczekać następnych rozdziałów <3
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  16. No to się dzieje! Kurczę nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  17. cudnie piszesz! *_*
    serdecznie zachęcam do czytania, komentowania i obserwowania --> http://fcb-en-mi-corazon.blogspot.com/ pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
  18. Genialnie się to czyta! <3

    zajrzyj do mnie,jeśli mozesz :)http://youcanbemehero.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  19. kochanie, ja już zapraszam na kolejną III część
    a Ty co?
    TO NIE FAIR. ot co Ci powiem...
    Całuję Wiedźma :*
    [pasiaste-szczescie.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń