piątek, 27 czerwca 2014

67.



Wracamy z bardzo krótkiej podróży poślubnej trwającej zaledwie dwa dni. Cieszyliśmy się swoją obecnością w zacisznym miejscu w północnej Polsce w okolicy Wielkich Jezior Mazurskich. Po wspaniałym weselu i poprawinach uciekliśmy na chwilę od tego zgiełku. Pogoda nam dopisała jak na końcówkę kwietnia i zdołaliśmy dostarczyć skórze promieni słonecznych, które lekko przyciemniły koloryt naszej skóry.
Wszystko co dobre szybko się kończy. Jutro Bartek wraz z resztą powołanych chłopaków melduje się w Warszawie, gdzie będą mieć robione badania, jak co roku podczas rozpoczęcia zgrupowania. Wykorzystujemy ostatnie chwile spędzając je razem. Przygotowuję dla nas słodki deser z śnieżki i kostek galaretki, który bezkarnie mogę zjadać nie martwiąc o figurę, choć ta jeszcze się nie zmieniła i dalej nikt nie wie o naszym Maleństwie. Zdaję sobie sprawę, że długo tego faktu nie ukryję, ale jeszcze sami chcemy się nacieszyć tym szczęściem. Nie męczą mnie typowo ciążowe dolegliwości czyli zmęczenie, senność czy mdłości i jestem szczerze zadowolona. Patrycja, gdy była w ciąży z Emilką pierwsze dwa miesiące spędziła z miską przy głowie. Wymioty połączone ze straszliwym bólem głowy, później dolegliwości ustąpiły na rzecz zgagi. Nie dopuszczam do siebie myśli, że mogę tej ciąży nie dotrzymać, że zbyt wcześnie mogę ją zakończyć. Oczywiście, że nie zapomniałam o poronieniu, ono na zawsze pozostanie w pamięci, ale obecnie skupiam na Maleństwie, które się we mnie z dnia dzień rozwija i nie dopuszczę, żeby coś mu się stało. Nie zniosę drugi raz tej katorgi.
- Spakowany? - wchodzę do garderoby, gdzie Bartek kompletuje walizkę na jutrzejszy wyjazd.
- Prawie, jutro buty włożę.
- Włóż je dzisiaj, bo zapomnisz.
- Nie zapomnę. - przechylam głowę i mrużę wzrok wiedząc, że zapomni, a ja rano mogę mu nie przypomnieć. Widząc moją minę wstaje i idzie po parę butów sportowych. - No dobra, mądralo moja. - przechodząc dotyka moich ust swoimi, a ja uśmiecham, gdy chodzi tam i z powrotem słuchając mnie.  Wcześniej kładziemy się do łóżka z planami odespania kilku zaległych godzin snu, jednak bezskutecznie, bo sen nie nadchodzi. Rozmawiamy o naszym ślubie, śmiesznych sytuacjach, które się podczas nocy wydarzyły czy jak w poprawiny Oliwia wspięła się na stół pod nieobecność rodziców i w piąstkach mieliła ciasta z masami, a przy tym cała umorusała, na szczęście Pati miała w samochodzie ciuchy do przebrania dla niej.
- Jutka, masz dbać o siebie i Maleństwo. - nienawidzę z nim się rozstawać. Ala, która dzisiaj odwozi chłopaków do Warszawy zaraz będzie, także mamy parę minut na pożegnanie.
- Misiu… - na oczy wstępuje warstwa mgły zaciskam mocno powieki, gdy trzymam głowę na jego ramieniu.
- Kocham cię tak bardzo. - szepcze w moje włosy ciągle obejmując. - Masz pisać i dzwonić kiedy będziesz chciała.
- Wiem. Jutro zdam ci relację z wizyty. - rozlega się dźwięk klaksonu oznajmujący przyjazd Ali z Pawłem i Karolem. Jeszcze raz go mocno całuję, a gdy już chcę się odsunąć na krok zaskakuje mnie. Schyla się, podnosi moją koszulkę i muska mój brzuch. Pierwszy raz to robi, a moje hormony chyba swoje działają, ponieważ ta krótka scena mnie mocno rozczula. Bez słowa przyciągam go do siebie mocno tuląc i po raz ostatni chłonę jego perfumy, które mój organizm toleruje. Wychodzę przed dom, by pomachać chłopakom, którzy siedzą w samochodzie, a gdy Ala odsuwa szybę przypominam jej, że po powrocie z Warszawy ma do mnie przyjechać. Wracam do pustego mieszkania, myję naczynia zalegające w zlewie, robię dla siebie herbatę i idę do salonu wylegiwać na kanapie, gdyż i tak nic innego nie mam do roboty.
- Julita, mąż oddelegowany do Warszawy cały i zdrowy i kazał cię wyściskać. - słyszę głos Ali.
- Skąd tutaj się wzięłaś?
- Jak to skąd? Weszłam, bo bramki ani drzwi nie zamknęłaś.
- Aha, widocznie zapomniałam. - niewzruszona piję kolejny łyk czarnej herbaty. - Weź sobie zrób coś do picia.
- Ty się zamykaj, bo jeszcze cię ktoś ukradnie. A ty mój grubasku masz zamiar do końca ciąży tutaj się wylegiwać?
- Nie wiem kto będzie chciał mężatkę w ciąży, a i tylko nie grubasku! - grożę jej palcem. - I gdzie ty widzisz ten brzuszek? Jeszcze jestem chudziutka. - podnoszę bluzkę do góry i zerkam na brzuch. Szczerze mówiąc, to porównując mój, a Ali brzuch rzeczywiście mój jest większy, ale nie na tyle, by rozpoznać ciążę. Zawsze byłam bogatsza w tkankę tłuszczową niż przyjaciółka. 
- Julita, dokładnie jeszcze. - śmieje się i wraca do salonu z szklanką soku i dwoma kanapkami. Ala zawsze swobodnie czuła się  w moim domu.
- Poczekamy, aż ty będziesz w ciąży i wtedy ja będę się śmiała z ciebie.
- Paweł byłby zadowolony.
- To na co czekacie?
- Na ślub. Znasz moją mamę i dobrze wiesz, że by się chyba mnie wyrzekła, gdybym miała przed ślubem dziecko. W ogóle jestem zaskoczona, że nie marudziła nic, gdy zamieszkaliśmy razem. - Ala z Zatim mieszkają a bartkowym mieszkaniu w bloku, które stało puste, a mimo, że Bełchatów, to nie Los Angeles, ciężko było znaleźć im mieszkanie blisko hali, nie największe ani nie kawalerkę, bo z parametrami Pawła nie każde mieszkanie się nadaje.
- Bo jesteście zaręczeni, a za rok ślub bierzecie. - uśmiecham się do przyjaciółki.
- Sama widzisz, także Pawełek wie, że musi jeszcze troszkę wytrzymać.
Wizyta w klinice przynosi oczekiwany rezultat czyli wszystko jest w porządku. Wieczorem rozmawiam z Bartkiem przez skype. W Spale nic się nie zmieniło od czasu, gdy byłam częścią sztabu,  a było to już sześć lat temu. Tak samo umeblowane pokoje, kolory ścian, wystrój.  Siatkarze nie dostają wolnego weekendu i muszę czekać kolejny tydzień, by móc zobaczyć z moim mężem. Z dnia na dzień czuję, że brzuszek się odrobinę powiększa, a rozpoznaję po niektórych spodniach w które ciężko mi się zapiąć lub wręcz się wżynają w moje ciało i po chwili noszenia je zmieniam. Kilka bluzek także stało się bardzo opiętymi.  Późnym wieczorem w piątek Bartek wraca do domu na dwa dni, w niedzielę do dwudziestej trzydzieści musi zameldować się z powrotem w Spale. Stęskniona po dwutygodniowej rozłące czule z nim się witam. Nie uchodzi jego uwadze mój powiększony brzuszek, który lubi masować dłonią. W niedzielę jedziemy do Pabianic na rodzinny obiad i cała moja rodzinka dowiaduje się o ciąży, której nie jestem w stanie dłużej ukryć.
- Jak mogliście nam nie powiedzieć?  
- Mamo, to jej pomysł. - z bananem na twarzy Bartek wskazuje na mnie.
- Dziękuję ci bardzo mężu. - ironizuję. - Mamo, nie mówiliśmy, bo się bałam, a teraz ryzyko poronienia spadło i mogę odetchnąć z ulgą. Bartek chciał od razu wszystkim ogłaszać, ale go poprosiłam, żebyśmy zachowali dla siebie tą wiadomość, a teraz już sami widzicie mój brzuszek chyba, że myślicie, że tak przytyłam od jedzenia. - uśmiecham się, a wokół stołu nastaje cisza, tylko Bartek łączy nasze dłonie na moim udzie pod obrusem.
- Rozumiemy, kochani tak bardzo się cieszę. - mama wstaje od stołu i nas ściska gratulując. Jej też poleciała łezka po policzku, bo wie ile przeszliśmy zanim dane mi było zajść w ciążę.
- Który to miesiąc? - pyta Patrycja.
- Prawie dwunasty tydzień. - uprzedza mnie z odpowiedzią Bartek na co jestem szczerze zaskoczona, że dokładnie pamięta. Wczesnym popołudniem wracamy do siebie skąd mój mąż musi wieczorem wracać na zgrupowanie.

W czasie luźnej rozmowy przez internetowy komunikator któregoś wieczoru wpadamy na pomysł remontu domu. Generalnego remontu całego poddasza, by zmienić nasz jednopoziomowy na dwu. Płyta na poddaszu jest, wystarczy wprawić okna dachowa i wymurować ścianki między pokojowe. nie jestem w tej dziedzinie za bardzo doświadczona, jednak mając szwagra architekta  na pewno nam coś poradzi.  Następnego dnia z rana jadę do pracy do Kacpra, by przedstawić mu nasz pomysł powiększenia domu. z Bartkiem blisko do północy dyskutowałam co i jak chcemy zrobić, choć to wielki szkic, wszystko okaże się w praniu.
- Na górze chcecie aż pięć pokoi? - wytrzeszcza oczy Kacper.
- Nie. Chcemy sypialnie, dwa pokoje, łazienkę i jedno pomieszczenie, które będzie służyło za spichlerz na ozdoby świąteczne czy różne takie mało potrzebne rzeczy.
- Aha, już myślałem, że tyle dzieci chcecie. - wybucha śmiechem.
- Kacper zgłupiałeś? - dołączam do jego śmiechu. - I jest jeszcze jedna sprawa.
- Słucham?
- Znasz jakąś firmę remontową, która by do nas przyszła?
- Znam kilka, później podzwonię czy któraś ma wolny termin, a teraz postaram jak najszybciej  zrobić projekt i obejść wszelkie terminy, bo jak mniemam chcielibyście przed narodzinami wrócić do siebie?
- To aż tak długo może to potrwać? - mój optymizm wyraźnie opadł. Termin porodu mam za blisko sześć miesięcy, a byłam przekonana, że wcześniej zdążymy wrócić do naszego domu.
- Wszystkiego się dowiem, a ty nie zamartwiaj. Tak w ogóle, to gdzie zamierzacie zamieszkać na ten czas, bo Ala z Pawłem mieszkają w bartkowym mieszkaniu, nie?
- Tak, i jeszcze nie mam pojęcia gdzie zamieszkamy.
- Możecie zawsze do nas się przeprowadzić. - uśmiecham się w podziękowaniu na jego propozycję. - A ty jak się czujesz, ba czujecie?
- Wyśmienicie, żadnych dolegliwości ciążowych nie mam, zachcianek ani nic podobnego. Nudzę się w domu, dlatego tak często was odwiedzam, mamę czy Alę. W czwartek właśnie z Alą mamy jechać do naszych chłopaków do Spały, bo nie mają wolnego weekendu.
- Jeśli ci się tak bardzo nudzi, to przyjedź do nas na kilka nocy nawet, a nie wracasz do pustego mieszkania.
- Wystarczy, że ja już nie jestem pusta. - szeroki uśmiech widnieje na mojej twarzy.
- Ale jeszcze Maleństwo jest w środku, więc i tak masz spokój. Pozdrów Bartka, jak będziesz u niego.
- Dobrze, dziękuję i przepraszam za kłopot z tym naszym remontem.
- Żaden kłopot, taka moja praca. - żegnam się z Kacprem i wracam do siebie zahaczając o sklep i robię małe zakupy.
W między czasie pytam moich rodziców czy możemy u nich zamieszkać na okres remontu. Właściwie, to ja, gdyż Bartek w okresie reprezentacyjnym sporadycznie pojawia się w domu. Oprócz łóża nie robimy przemeblowania w moim pokoju w domu rodzinnym. Niestety, ale Bartkowi ciężko by się spało na łóżko o długości niecałych dwóch metrów. Tydzień później Kacper dzwoni z wiadomością, że jeśli nie mam nic przeciwko, to ekipa remontowa przychodzi za dwa dni. Z pomocą mamy, Patrycji i Majki pakuję większość ubrań, butów i innych najpotrzebniejszych akcesoriów i przewozimy do Pabianic, a reszta kuchennych rzeczy czy mebli zostaje spakowana do pudełek i przeniesiona do garażu gospodarczego obok domu. Mama jest uradowana, że znowu z nią mieszkam, a mnie męczy jej nadopiekuńczość, lecz nic jej nie powiem, by nie sprawić przykrości.
Chodzę na kolejne kontrolne badania, brzusio rośnie, a ja czuję wyśmienicie. Chłopaki rozgrywają wyjazdowe mecze w ramach ligi światowej i od trzech tygodni nie byli w domach. Dzisiaj w nocy wracają do Polski i dostają aż trzy dni wolnego. Wiktor pojedzie do Warszawy po Bartka, a wraz z nim zabierze się Paweł i Michał. Przed drugą w nocy przyjeżdża Wiktor z moim mężem. Schodzę w szlafroku z góry, by z nim przywitać po sporej rozłące.
- Jutka, dlaczego nie śpisz? - ściąga buty i kładzie na płytkach torbę.
- Bartuś, bo się za tobą stęskniłam. - podchodzę bliżej i uwieszam na jego szyi.
- Ja też. - wplątuje rękę w moje włosy i mocniej obejmuje.
- Idźcie spać, a nie będziecie w korytarzu tulić. - śmieje z nas się Wiktor, gdy wszedł do domu po tym, jak zaparkował samochód w garażu. Chłopaki podają sobie rękę i idziemy na górę. Kładę się na łóżku, a Bartek idzie wziąć szybki prysznic. Gdy wraca na łóżko automatycznie wtulam się w niego chłonąc ciepło od niego bijące. Następnego dnia jedziemy na plac budowy, bo tak teraz nazywam nasze mieszkanie. Wszystko idzie równo  z planem, choć prace dopiero się zaczęły. Jeśli pogoda nie będzie robiła niepotrzebnych niespodzianek, to jest duże prawdopodobieństwo, że do końca września z powrotem się wprowadzimy do siebie, a termin porodu przewidywany jest na drugą połowę listopada. Na popołudnie umówiłam nas u notariusza i w końcu dom zostanie przepisany na nas razem. Wieczorem po zjedzonej kolacji spędzamy czas przed telewizorem, gdyż deszcz za oknem nie pozwolił spędzić wolnego czasu na świeżym powietrzu.
- Co ty robisz? - dosiada się do mnie Bartek, a chwilę później kładzie głowę na moich kolanach.
- Czytam.
- Co?
- Jak się zmienia nasz Maluszek.
- I co tam wyczytałaś?
- Dziecko w szesnastym tygodniu jest już ukształtowane i rośnie w szybkim tempie. Podczas badania USG można obserwować jego ruchy i kształty. Twojemu Maluchowi cały czas rosną paznokcie, a także ziewa, ssie swój kciuk i próbuje prostować głowę. Waży około dziewięćdziesiąt gram i mierzy około piętnastu centymetrów.
- A jutro idziemy na USG i mam nadzieję, że w końcu usłyszę serduszko. - odkładam tablet na ławę i po prostu uśmiecham do mojego męża głaszcząc głowę spoczywającą na moich kolanach. Znowu to robi - podnosi koszulkę i muska brzuch, a później przykłada ucho jakby miał coś usłyszeć. Dopiero teraz doceniam jak wielkim darem i szczęściem jest ciąża. Fakt, że maleńka istotka rozwija się w ciele kobiety. Może nie wszystkie kobiety doceniają ten cud, gdy jest to ich któraś z kolei ciąża, gdy nie są w odpowiedniej sytuacji materialnej, by podołać wychowaniu kolejnej pociechy, ale to ogromna radość. Schylam głowę łącząc wargi z bartkowymi i delektuję każdym pocałunkiem.
- Misiu, tata w pracy, Wiktor pojechał gdzieś z Mają. - mówię między kolejnymi muśnięciami.
- Mama na zakupach, a później jedzie do dziadków.
- A nasze Maleństwo i ja chcemy być bliżej z tatusiem. - przerywam pocałunek uśmiechając się co Bartek także odwzajemnia.
- No to idziemy na górę. - wstaje z zamiarem wzięcia mnie na ręce.
- Ja lepiej pójdę, bo twoje plecy mogą tego ciężaru nie wytrzymać.
- Kochanie, moje plecy są w najlepszym porządku. - niesiona na rękach mogłam muskać jego twarz. Nasze ciepłe oddechy mieszały się w jeden, a spierzchnięte wargi domagały pocałunku. Po przekroczeniu pokoju przekręciłam zamek nadal pozostawiając w bartkowych objęciach. Z każdą minutą żarliwość pocałunków rosła, a wewnątrz pokoju słychać było przyspieszone oddechy i mlaśnięcia pocałunków.

Czekam na piątkowe spotkanie, które zostanie rozegrane w Łodzi, ponieważ do Gdańska czy Katowic nie chciało mi się jechać. Nasza sytuacja grupowa jest dalej otwarta cztery zwycięstwa i tyle samo porażek. Zakładam przed meczem największy rozmiar koszulki z nadrukiem numeru z jakim gra mój mąż, gdyż chcę ukryć przed ciekawskimi dziennikarzami ciążę, ale nie wiem czy mi się to uda. Atmosfera wspaniała jak zawsze, mimo wielu lat królowania siatkówki miłość między kibicami nie wymiera. Każdy darzy siebie szacunkiem, oczywiście znajdują się pojedyncze przypadki, które zakłócają ten schemat, lecz jednostka nie złamie większości. Podchodzę do bramek, by choć przez moment  przytulić Bartka, który rozegrał dzisiaj dwa pełne sety wymieniając młodszego kolegę Kamila Maruszczyka.  Niestety nie dane nam było spędzić zbyt wiele czasu, ponieważ fizjoterapeuta czekał na Bartka. Przed północą wróciłam do domu, zjadłam bardzo późną kolację, wzięłam prysznic i poszłam do pokoju. Leżąc na łóżku przeprowadziłam jeszcze krótką rozmowę z moim mężem, a po rozłączeniu mój Maluszek zaczął harce nie dając długo zasnąć mimo usilnych próśb czy głaskania brzuszka.
                                                                                                                                      

Flaki z olejem, ale nie chcę wszystkiego zawrzeć w jednym rozdziale; ciągle mam pomysły, a i tak ich wszystkich nie wykorzystam, więc przepraszam, jeśli ktoś ma dość i myśli, że przeciągam na siłę (100 rozdziałów nie będzie, nawet 80)
Dziękuję Wam za odzew pod ostatnim postem (i na asku). Bardzo dziękuję! ♥ 
Do kolejnego! :) 

8 komentarzy:

  1. Możesz napisać nawet sto! Będę uradowana! :)
    Jest cudnie, Julita dobrze czuje, odpoczywa, dzieciątko prawidłowo rozwija bez żadnych komplikacji oby do końca ciąży. Bartek gra w reprezentacji, ale mimo krótkich wizyt jest czuły, zabawny, szarmancki idealnie dopasowany do naszej Juty. Po raz kolejny czytam o wymyślonych postaciach, a gdzieś podświadomie mam wrażenie jakbym je znała :D (zgłupiałam ;p )
    Dom się buduje, a raczej remontuje, Juta pod opieką mamy, ma obok siebie życzliwe osoby, maleństwo rośnie, tylko czekać aż go lub ją przywitamy w blogowym świecie :)
    Pozdrawiam, Alicja :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja uwielbiam czytać co wychodzi spod twojej ręki i zawsze w piątek czekam od rana na tą chwilę przyjemności, którą mi zawsze fundujesz dodając nowy rozdział ;)
    Cieszę się, że u Julity i Bartka wszystko dobrze się układa i mam nadzieje że wszystko co złe to już za nimi ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że im się układa :) Julita czuje się dobrze brzuszek się powiększa :) Dom się remontuje oby wszystko się wszystko. Dobrze, że z ciążą wszystko w porządku. Bartek kiedy jest w domu staje się taki kochany i opiekuńczy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super;))
    Cieszę się, ze są szczęśliwi :))
    Oby tak dalej.
    Do następnego, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. faktycznie strasznie dużo słodyczy w tym rozdziale. Ale to dobrze. Ja tam się cieszę, że tym razem nic się nie dzieje z dzieckiem. A co do dziennikarzy... i tak zauważą :p Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Pisz to sto!
    Jest idealnie, tak jak wszystkie chcemy czytać :) Chyba, że są tutaj osoby, które na siłę chcą, żeby było źle między nimi? Nie ma! no ;P
    Pokazujesz, normalne życie dwóch dorosłych, kochający się osób, które są niezależne materialnie i pieniądze nie są problem tzn. mam na myśli, że nie muszą tyrać od rana do wieczora czy wyjeżdżać za granicę, by móc spokojnie żyć, mam nadzieję, że zrozumiesz o co mi chodzi :) Inaczej mówiąc mają inny status niż my szaraczki xD
    Kończąc wyczekuję na maleństwo i cieszę ogromnie ich szczęściem, mimo że jestem w pracy od 6h i teraz mam krótką przerwę, którą wykorzystuję na ślęczenie przy komórce, ale czego się nie robi, by zaspokoić pragnienie :D
    Pozdrawiam
    I.

    OdpowiedzUsuń
  7. Możesz nawet napisać 200 i nie będę miała nic przeciwko. Każda z nas będzie go czytała. W ogóle to nie mogę doczekać się piątku i nowego rozdziału.
    Z rozdziału na rozdział dziwię się jak ty możesz tak bardzo normalnie (znowu zapomniałam słowa, który chciałam użyć :D) pisać. Ja tam już czekam na przyjście maleństwa na świat, cieszę się bardzo, że wreszcie wszystko się dzieje tak jak już dawno powinno. Mam nadzieję, że nic już nie wykombinujesz i zostawisz Jutkę i Bartka w spokoju o jak nie to choćbym miała szukać Cię po całej Polsce to i tak znajdę.
    Ściskam :>

    OdpowiedzUsuń
  8. Matko nie mogę tutaj do Ciebie dotrzeć od piątku... No ale w końcu jestem z komentarzem :)
    Wszystko zaczyna się im układać jak miało być. Czekają na swoje upragnione dzieciątko przygotowując się do jego narodzin. Mam nadzieje, że już nic złego ich nie czeka :)
    Jak dla mnie to możesz napisać tyle rodziałów ile liczy odcinków "Moda na sukces", a nawet i więcej ;)
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń