Wracamy z
bardzo krótkiej podróży poślubnej trwającej zaledwie dwa dni. Cieszyliśmy się
swoją obecnością w zacisznym miejscu w północnej Polsce w okolicy Wielkich
Jezior Mazurskich. Po wspaniałym weselu i poprawinach uciekliśmy na chwilę od
tego zgiełku. Pogoda nam dopisała jak na końcówkę kwietnia i zdołaliśmy
dostarczyć skórze promieni słonecznych, które lekko przyciemniły koloryt naszej
skóry.
Wszystko co
dobre szybko się kończy. Jutro Bartek wraz z resztą powołanych chłopaków
melduje się w Warszawie, gdzie będą mieć robione badania, jak co roku podczas
rozpoczęcia zgrupowania. Wykorzystujemy ostatnie chwile spędzając je razem.
Przygotowuję dla nas słodki deser z śnieżki i kostek galaretki, który bezkarnie
mogę zjadać nie martwiąc o figurę, choć ta jeszcze się nie zmieniła i dalej
nikt nie wie o naszym Maleństwie. Zdaję sobie sprawę, że długo tego faktu nie
ukryję, ale jeszcze sami chcemy się nacieszyć tym szczęściem. Nie męczą mnie
typowo ciążowe dolegliwości czyli zmęczenie, senność czy mdłości i jestem
szczerze zadowolona. Patrycja, gdy była w ciąży z Emilką pierwsze dwa miesiące
spędziła z miską przy głowie. Wymioty połączone ze straszliwym bólem głowy,
później dolegliwości ustąpiły na rzecz zgagi. Nie dopuszczam do siebie myśli,
że mogę tej ciąży nie dotrzymać, że zbyt wcześnie mogę ją zakończyć.
Oczywiście, że nie zapomniałam o poronieniu, ono na zawsze pozostanie w
pamięci, ale obecnie skupiam na Maleństwie, które się we mnie z dnia dzień
rozwija i nie dopuszczę, żeby coś mu się stało. Nie zniosę drugi raz tej
katorgi.
- Spakowany?
- wchodzę do garderoby, gdzie Bartek kompletuje walizkę na jutrzejszy wyjazd.
- Prawie,
jutro buty włożę.
- Włóż je
dzisiaj, bo zapomnisz.
- Nie zapomnę.
- przechylam głowę i mrużę wzrok wiedząc, że zapomni, a ja rano mogę mu nie
przypomnieć. Widząc moją minę wstaje i idzie po parę butów sportowych. - No
dobra, mądralo moja. - przechodząc dotyka moich ust swoimi, a ja uśmiecham, gdy
chodzi tam i z powrotem słuchając mnie. Wcześniej kładziemy się do łóżka z planami
odespania kilku zaległych godzin snu, jednak bezskutecznie, bo sen nie
nadchodzi. Rozmawiamy o naszym ślubie, śmiesznych sytuacjach, które się podczas
nocy wydarzyły czy jak w poprawiny Oliwia wspięła się na stół pod nieobecność
rodziców i w piąstkach mieliła ciasta z masami, a przy tym cała umorusała, na
szczęście Pati miała w samochodzie ciuchy do przebrania dla niej.
- Jutka,
masz dbać o siebie i Maleństwo. - nienawidzę z nim się rozstawać. Ala, która
dzisiaj odwozi chłopaków do Warszawy zaraz będzie, także mamy parę minut na
pożegnanie.
- Misiu… -
na oczy wstępuje warstwa mgły zaciskam mocno powieki, gdy trzymam głowę na jego
ramieniu.
- Kocham cię
tak bardzo. - szepcze w moje włosy ciągle obejmując. - Masz pisać i dzwonić
kiedy będziesz chciała.
- Wiem.
Jutro zdam ci relację z wizyty. - rozlega się dźwięk klaksonu oznajmujący
przyjazd Ali z Pawłem i Karolem. Jeszcze raz go mocno całuję, a gdy już chcę
się odsunąć na krok zaskakuje mnie. Schyla się, podnosi moją koszulkę i muska
mój brzuch. Pierwszy raz to robi, a moje hormony chyba swoje działają, ponieważ
ta krótka scena mnie mocno rozczula. Bez słowa przyciągam go do siebie mocno
tuląc i po raz ostatni chłonę jego perfumy, które mój organizm toleruje. Wychodzę
przed dom, by pomachać chłopakom, którzy siedzą w samochodzie, a gdy Ala odsuwa
szybę przypominam jej, że po powrocie z Warszawy ma do mnie przyjechać. Wracam
do pustego mieszkania, myję naczynia zalegające w zlewie, robię dla siebie
herbatę i idę do salonu wylegiwać na kanapie, gdyż i tak nic innego nie mam do
roboty.
- Julita,
mąż oddelegowany do Warszawy cały i zdrowy i kazał cię wyściskać. - słyszę głos
Ali.
- Skąd tutaj
się wzięłaś?
- Jak to
skąd? Weszłam, bo bramki ani drzwi nie zamknęłaś.
- Aha,
widocznie zapomniałam. - niewzruszona piję kolejny łyk czarnej herbaty. - Weź
sobie zrób coś do picia.
- Ty się
zamykaj, bo jeszcze cię ktoś ukradnie. A ty mój grubasku masz zamiar do końca
ciąży tutaj się wylegiwać?
- Nie wiem
kto będzie chciał mężatkę w ciąży, a i tylko nie grubasku! - grożę jej palcem.
- I gdzie ty widzisz ten brzuszek? Jeszcze jestem chudziutka. - podnoszę bluzkę
do góry i zerkam na brzuch. Szczerze mówiąc, to porównując mój, a Ali brzuch
rzeczywiście mój jest większy, ale nie na tyle, by rozpoznać ciążę. Zawsze
byłam bogatsza w tkankę tłuszczową niż przyjaciółka.
- Julita,
dokładnie jeszcze. - śmieje się i wraca do salonu z szklanką soku i dwoma
kanapkami. Ala zawsze swobodnie czuła się
w moim domu.
- Poczekamy,
aż ty będziesz w ciąży i wtedy ja będę się śmiała z ciebie.
- Paweł
byłby zadowolony.
- To na co
czekacie?
- Na ślub. Znasz
moją mamę i dobrze wiesz, że by się chyba mnie wyrzekła, gdybym miała przed
ślubem dziecko. W ogóle jestem zaskoczona, że nie marudziła nic, gdy
zamieszkaliśmy razem. - Ala z Zatim mieszkają a bartkowym mieszkaniu w bloku,
które stało puste, a mimo, że Bełchatów, to nie Los Angeles, ciężko było znaleźć
im mieszkanie blisko hali, nie największe ani nie kawalerkę, bo z parametrami
Pawła nie każde mieszkanie się nadaje.
- Bo
jesteście zaręczeni, a za rok ślub bierzecie. - uśmiecham się do przyjaciółki.
- Sama widzisz,
także Pawełek wie, że musi jeszcze troszkę wytrzymać.
Wizyta w
klinice przynosi oczekiwany rezultat czyli wszystko jest w porządku. Wieczorem
rozmawiam z Bartkiem przez skype. W Spale nic się nie zmieniło od czasu, gdy
byłam częścią sztabu, a było to już
sześć lat temu. Tak samo umeblowane pokoje, kolory ścian, wystrój. Siatkarze nie dostają wolnego weekendu i
muszę czekać kolejny tydzień, by móc zobaczyć z moim mężem. Z dnia na dzień
czuję, że brzuszek się odrobinę powiększa, a rozpoznaję po niektórych spodniach
w które ciężko mi się zapiąć lub wręcz się wżynają w moje ciało i po chwili
noszenia je zmieniam. Kilka bluzek także stało się bardzo opiętymi. Późnym wieczorem w piątek Bartek wraca do domu
na dwa dni, w niedzielę do dwudziestej trzydzieści musi zameldować się z
powrotem w Spale. Stęskniona po dwutygodniowej rozłące czule z nim się witam.
Nie uchodzi jego uwadze mój powiększony brzuszek, który lubi masować dłonią. W
niedzielę jedziemy do Pabianic na rodzinny obiad i cała moja rodzinka dowiaduje
się o ciąży, której nie jestem w stanie dłużej ukryć.
- Jak
mogliście nam nie powiedzieć?
- Mamo, to
jej pomysł. - z bananem na twarzy Bartek wskazuje na mnie.
- Dziękuję
ci bardzo mężu. - ironizuję. - Mamo, nie mówiliśmy, bo się bałam, a teraz ryzyko
poronienia spadło i mogę odetchnąć z ulgą. Bartek chciał od razu wszystkim
ogłaszać, ale go poprosiłam, żebyśmy zachowali dla siebie tą wiadomość, a teraz
już sami widzicie mój brzuszek chyba, że myślicie, że tak przytyłam od
jedzenia. - uśmiecham się, a wokół stołu nastaje cisza, tylko Bartek łączy
nasze dłonie na moim udzie pod obrusem.
- Rozumiemy,
kochani tak bardzo się cieszę. - mama wstaje od stołu i nas ściska gratulując.
Jej też poleciała łezka po policzku, bo wie ile przeszliśmy zanim dane mi było
zajść w ciążę.
- Który to
miesiąc? - pyta Patrycja.
- Prawie
dwunasty tydzień. - uprzedza mnie z odpowiedzią Bartek na co jestem szczerze
zaskoczona, że dokładnie pamięta. Wczesnym popołudniem wracamy do siebie skąd
mój mąż musi wieczorem wracać na zgrupowanie.
W czasie
luźnej rozmowy przez internetowy komunikator któregoś wieczoru wpadamy na
pomysł remontu domu. Generalnego remontu całego poddasza, by zmienić nasz
jednopoziomowy na dwu. Płyta na poddaszu jest, wystarczy wprawić okna dachowa i
wymurować ścianki między pokojowe. nie jestem w tej dziedzinie za bardzo
doświadczona, jednak mając szwagra architekta
na pewno nam coś poradzi. Następnego
dnia z rana jadę do pracy do Kacpra, by przedstawić mu nasz pomysł powiększenia
domu. z Bartkiem blisko do północy dyskutowałam co i jak chcemy zrobić, choć to
wielki szkic, wszystko okaże się w praniu.
- Na górze
chcecie aż pięć pokoi? - wytrzeszcza oczy Kacper.
- Nie.
Chcemy sypialnie, dwa pokoje, łazienkę i jedno pomieszczenie, które będzie
służyło za spichlerz na ozdoby świąteczne czy różne takie mało potrzebne
rzeczy.
- Aha, już
myślałem, że tyle dzieci chcecie. - wybucha śmiechem.
- Kacper
zgłupiałeś? - dołączam do jego śmiechu. - I jest jeszcze jedna sprawa.
- Słucham?
- Znasz
jakąś firmę remontową, która by do nas przyszła?
- Znam
kilka, później podzwonię czy któraś ma wolny termin, a teraz postaram jak
najszybciej zrobić projekt i obejść
wszelkie terminy, bo jak mniemam chcielibyście przed narodzinami wrócić do
siebie?
- To aż tak
długo może to potrwać? - mój optymizm wyraźnie opadł. Termin porodu mam za
blisko sześć miesięcy, a byłam przekonana, że wcześniej zdążymy wrócić do
naszego domu.
-
Wszystkiego się dowiem, a ty nie zamartwiaj. Tak w ogóle, to gdzie zamierzacie
zamieszkać na ten czas, bo Ala z Pawłem mieszkają w bartkowym mieszkaniu, nie?
- Tak, i
jeszcze nie mam pojęcia gdzie zamieszkamy.
- Możecie
zawsze do nas się przeprowadzić. - uśmiecham się w podziękowaniu na jego
propozycję. - A ty jak się czujesz, ba czujecie?
-
Wyśmienicie, żadnych dolegliwości ciążowych nie mam, zachcianek ani nic
podobnego. Nudzę się w domu, dlatego tak często was odwiedzam, mamę czy Alę. W czwartek
właśnie z Alą mamy jechać do naszych chłopaków do Spały, bo nie mają wolnego
weekendu.
- Jeśli ci się
tak bardzo nudzi, to przyjedź do nas na kilka nocy nawet, a nie wracasz do
pustego mieszkania.
- Wystarczy,
że ja już nie jestem pusta. - szeroki uśmiech widnieje na mojej twarzy.
- Ale
jeszcze Maleństwo jest w środku, więc i tak masz spokój. Pozdrów Bartka, jak
będziesz u niego.
- Dobrze,
dziękuję i przepraszam za kłopot z tym naszym remontem.
- Żaden
kłopot, taka moja praca. - żegnam się z Kacprem i wracam do siebie zahaczając o
sklep i robię małe zakupy.
W między
czasie pytam moich rodziców czy możemy u nich zamieszkać na okres remontu. Właściwie,
to ja, gdyż Bartek w okresie reprezentacyjnym sporadycznie pojawia się w domu.
Oprócz łóża nie robimy przemeblowania w moim pokoju w domu rodzinnym. Niestety,
ale Bartkowi ciężko by się spało na łóżko o długości niecałych dwóch metrów. Tydzień
później Kacper dzwoni z wiadomością, że jeśli nie mam nic przeciwko, to ekipa remontowa
przychodzi za dwa dni. Z pomocą mamy, Patrycji i Majki pakuję większość ubrań,
butów i innych najpotrzebniejszych akcesoriów i przewozimy do Pabianic, a
reszta kuchennych rzeczy czy mebli zostaje spakowana do pudełek i przeniesiona
do garażu gospodarczego obok domu. Mama jest uradowana, że znowu z nią
mieszkam, a mnie męczy jej nadopiekuńczość, lecz nic jej nie powiem, by nie
sprawić przykrości.
Chodzę na
kolejne kontrolne badania, brzusio rośnie, a ja czuję wyśmienicie. Chłopaki rozgrywają
wyjazdowe mecze w ramach ligi światowej i od trzech tygodni nie byli w domach.
Dzisiaj w nocy wracają do Polski i dostają aż trzy dni wolnego. Wiktor pojedzie
do Warszawy po Bartka, a wraz z nim zabierze się Paweł i Michał. Przed drugą w
nocy przyjeżdża Wiktor z moim mężem. Schodzę w szlafroku z góry, by z nim
przywitać po sporej rozłące.
- Jutka,
dlaczego nie śpisz? - ściąga buty i kładzie na płytkach torbę.
- Bartuś, bo
się za tobą stęskniłam. - podchodzę bliżej i uwieszam na jego szyi.
- Ja też. -
wplątuje rękę w moje włosy i mocniej obejmuje.
- Idźcie
spać, a nie będziecie w korytarzu tulić. - śmieje z nas się Wiktor, gdy wszedł do domu po tym, jak
zaparkował samochód w garażu. Chłopaki podają sobie rękę i idziemy na górę. Kładę się
na łóżku, a Bartek idzie wziąć szybki prysznic. Gdy wraca na łóżko
automatycznie wtulam się w niego chłonąc ciepło od niego bijące. Następnego dnia
jedziemy na plac budowy, bo tak teraz nazywam nasze mieszkanie. Wszystko idzie
równo z planem, choć prace dopiero się zaczęły.
Jeśli pogoda nie będzie robiła niepotrzebnych niespodzianek, to jest duże
prawdopodobieństwo, że do końca września z powrotem się wprowadzimy do siebie, a termin porodu przewidywany jest na drugą połowę listopada. Na
popołudnie umówiłam nas u notariusza i w końcu dom zostanie przepisany na nas razem. Wieczorem po zjedzonej kolacji spędzamy
czas przed telewizorem, gdyż deszcz za oknem nie pozwolił spędzić wolnego czasu na świeżym
powietrzu.
- Co ty
robisz? - dosiada się do mnie Bartek, a chwilę później kładzie głowę na moich
kolanach.
- Czytam.
- Co?
- Jak się
zmienia nasz Maluszek.
- I co tam
wyczytałaś?
- Dziecko w
szesnastym tygodniu jest już ukształtowane i rośnie w szybkim tempie. Podczas badania
USG można obserwować jego ruchy i kształty. Twojemu Maluchowi cały czas rosną
paznokcie, a także ziewa, ssie swój kciuk i próbuje prostować głowę. Waży około
dziewięćdziesiąt gram i mierzy około piętnastu centymetrów.
- A jutro
idziemy na USG i mam nadzieję, że w końcu usłyszę serduszko. - odkładam tablet
na ławę i po prostu uśmiecham do mojego męża głaszcząc głowę spoczywającą na
moich kolanach. Znowu to robi - podnosi koszulkę i muska brzuch, a później
przykłada ucho jakby miał coś usłyszeć. Dopiero teraz doceniam jak wielkim
darem i szczęściem jest ciąża. Fakt, że maleńka istotka rozwija się w ciele
kobiety. Może nie wszystkie kobiety doceniają ten cud, gdy jest to ich któraś z
kolei ciąża, gdy nie są w odpowiedniej sytuacji materialnej, by podołać
wychowaniu kolejnej pociechy, ale to ogromna radość. Schylam głowę łącząc wargi
z bartkowymi i delektuję każdym pocałunkiem.
- Misiu,
tata w pracy, Wiktor pojechał gdzieś z Mają. - mówię między kolejnymi muśnięciami.
- Mama na
zakupach, a później jedzie do dziadków.
- A nasze
Maleństwo i ja chcemy być bliżej z tatusiem. - przerywam pocałunek uśmiechając się co
Bartek także odwzajemnia.
- No to
idziemy na górę. - wstaje z zamiarem wzięcia mnie na ręce.
- Ja lepiej
pójdę, bo twoje plecy mogą tego ciężaru nie wytrzymać.
- Kochanie,
moje plecy są w najlepszym porządku. - niesiona na rękach mogłam muskać jego
twarz. Nasze ciepłe oddechy mieszały się w jeden, a spierzchnięte wargi
domagały pocałunku. Po przekroczeniu pokoju przekręciłam zamek nadal pozostawiając
w bartkowych objęciach. Z każdą minutą żarliwość pocałunków rosła, a wewnątrz
pokoju słychać było przyspieszone oddechy i mlaśnięcia pocałunków.
Czekam na
piątkowe spotkanie, które zostanie rozegrane w Łodzi, ponieważ do Gdańska czy
Katowic nie chciało mi się jechać. Nasza sytuacja grupowa jest dalej otwarta
cztery zwycięstwa i tyle samo porażek. Zakładam przed meczem największy rozmiar
koszulki z nadrukiem numeru z jakim gra mój mąż, gdyż chcę ukryć przed
ciekawskimi dziennikarzami ciążę, ale nie wiem czy mi się to uda. Atmosfera wspaniała
jak zawsze, mimo wielu lat królowania siatkówki miłość między kibicami nie
wymiera. Każdy darzy siebie szacunkiem, oczywiście znajdują się pojedyncze
przypadki, które zakłócają ten schemat, lecz jednostka nie złamie większości. Podchodzę
do bramek, by choć przez moment
przytulić Bartka, który rozegrał dzisiaj dwa pełne sety wymieniając młodszego
kolegę Kamila Maruszczyka. Niestety nie
dane nam było spędzić zbyt wiele czasu, ponieważ fizjoterapeuta czekał na Bartka.
Przed północą wróciłam do domu, zjadłam bardzo późną kolację, wzięłam prysznic i
poszłam do pokoju. Leżąc na łóżku przeprowadziłam jeszcze krótką rozmowę z moim
mężem, a po rozłączeniu mój Maluszek zaczął harce nie dając długo zasnąć mimo
usilnych próśb czy głaskania brzuszka.
Do kolejnego! :)
Możesz napisać nawet sto! Będę uradowana! :)
OdpowiedzUsuńJest cudnie, Julita dobrze czuje, odpoczywa, dzieciątko prawidłowo rozwija bez żadnych komplikacji oby do końca ciąży. Bartek gra w reprezentacji, ale mimo krótkich wizyt jest czuły, zabawny, szarmancki idealnie dopasowany do naszej Juty. Po raz kolejny czytam o wymyślonych postaciach, a gdzieś podświadomie mam wrażenie jakbym je znała :D (zgłupiałam ;p )
Dom się buduje, a raczej remontuje, Juta pod opieką mamy, ma obok siebie życzliwe osoby, maleństwo rośnie, tylko czekać aż go lub ją przywitamy w blogowym świecie :)
Pozdrawiam, Alicja :)
A ja uwielbiam czytać co wychodzi spod twojej ręki i zawsze w piątek czekam od rana na tą chwilę przyjemności, którą mi zawsze fundujesz dodając nowy rozdział ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że u Julity i Bartka wszystko dobrze się układa i mam nadzieje że wszystko co złe to już za nimi ;)
Dobrze, że im się układa :) Julita czuje się dobrze brzuszek się powiększa :) Dom się remontuje oby wszystko się wszystko. Dobrze, że z ciążą wszystko w porządku. Bartek kiedy jest w domu staje się taki kochany i opiekuńczy :)
OdpowiedzUsuńSuper;))
OdpowiedzUsuńCieszę się, ze są szczęśliwi :))
Oby tak dalej.
Do następnego, pozdrawiam :)
faktycznie strasznie dużo słodyczy w tym rozdziale. Ale to dobrze. Ja tam się cieszę, że tym razem nic się nie dzieje z dzieckiem. A co do dziennikarzy... i tak zauważą :p Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPisz to sto!
OdpowiedzUsuńJest idealnie, tak jak wszystkie chcemy czytać :) Chyba, że są tutaj osoby, które na siłę chcą, żeby było źle między nimi? Nie ma! no ;P
Pokazujesz, normalne życie dwóch dorosłych, kochający się osób, które są niezależne materialnie i pieniądze nie są problem tzn. mam na myśli, że nie muszą tyrać od rana do wieczora czy wyjeżdżać za granicę, by móc spokojnie żyć, mam nadzieję, że zrozumiesz o co mi chodzi :) Inaczej mówiąc mają inny status niż my szaraczki xD
Kończąc wyczekuję na maleństwo i cieszę ogromnie ich szczęściem, mimo że jestem w pracy od 6h i teraz mam krótką przerwę, którą wykorzystuję na ślęczenie przy komórce, ale czego się nie robi, by zaspokoić pragnienie :D
Pozdrawiam
I.
Możesz nawet napisać 200 i nie będę miała nic przeciwko. Każda z nas będzie go czytała. W ogóle to nie mogę doczekać się piątku i nowego rozdziału.
OdpowiedzUsuńZ rozdziału na rozdział dziwię się jak ty możesz tak bardzo normalnie (znowu zapomniałam słowa, który chciałam użyć :D) pisać. Ja tam już czekam na przyjście maleństwa na świat, cieszę się bardzo, że wreszcie wszystko się dzieje tak jak już dawno powinno. Mam nadzieję, że nic już nie wykombinujesz i zostawisz Jutkę i Bartka w spokoju o jak nie to choćbym miała szukać Cię po całej Polsce to i tak znajdę.
Ściskam :>
Matko nie mogę tutaj do Ciebie dotrzeć od piątku... No ale w końcu jestem z komentarzem :)
OdpowiedzUsuńWszystko zaczyna się im układać jak miało być. Czekają na swoje upragnione dzieciątko przygotowując się do jego narodzin. Mam nadzieje, że już nic złego ich nie czeka :)
Jak dla mnie to możesz napisać tyle rodziałów ile liczy odcinków "Moda na sukces", a nawet i więcej ;)
Ściskam :*