W wolnym
czasie pomagam Patrycji przy opiece nad Oliwką. Emilka chcąc być kochającą siostrą
jak najwięcej pomaga mamie przy Kruszynce, choć czasem się bulwersuje jeśli
Pati na przykład karmi Oliwię, a nie jest do dyspozycji Emilki. Staram się żyć
normalnie cieszyć tym, co mam, a mam wiele. Mam szczęśliwą rodzinę w której mam
wsparcie w każdej dziedzinie życia i mam najcudowniejszego partnera, o jakim
mogłam tylko pomarzyć kilka lat temu, który jest ze mną ponad pięć lat.
Decydujemy
się na ponowną próbę in vitro oby tym razem skuteczną. Rozmawiam ostatnio dużo
z Teresą, która jest psychologiem i potrafi mnie tak podejść, że mam wsparcie i
pomoc specjalisty w jednej osobie. Nie czuję się jak jakiś wyjątek wokół
którego każdy skacze, tylko te wszystkie miłe słowa są od życzliwych dla mnie
osób. Nie wiem co by było gdybym nie miała takiego kontaktu z Alicją, Anetą i
Teresą, te trzy dziewczyny są różne w charakterze, ale każda jak może pomaga
mi, a ja czuję ich wsparcie. Nie wiem co by było, gdyby Bartek odwrócił się ode
mnie? Gdybyśmy kłócili się na każdym kroku obwiniając siebie? Choć w tym
przypadku, to ja jestem winna, to ja nie mogę zajść w ciążę, Bartek jest w
pełni zdrowy. W tak ciężkich chwilach w życiu okazuje się, kto jest prawdziwym
przyjacielem. Kocham najmocniej tego dwumetrowa, który skradł moje serce już
podczas wizyty w szkole, ale broniłam się przed tym uczuciem. Mimo, że jest
bałaganiarzem i okropnym leniem nie wyobrażam sobie istnienia przy boku kogoś
innego, bo jak nikt inny pasuje do mnie idealnie tworząc jedną całość.
Udaje nam
się wszystko załatwić tak, że w czasie przerwy po lidze światowej nastąpi druga
próba zapłodnienia pozaustrojowego. Oczywiście, że się boję niepowodzenia, ale
staram myśleć pozytywnie, bo gdy na starcie będę wątpić, to na nic kolejne
próby. Oglądam w telewizji dokonania polskich siatkarzy w turnieju finałowym
światówki, który jest rozgrywany w Rio de Janeiro. Niestety przegrywamy mecz
półfinałowy z gospodarzami po pięciu setach i o brąz walczyć będziemy z
Kubańczykami, którzy także ulegli Serbom. Zaskoczeniem jest brak Rosjan w
najlepszej czwórce, bo zawodnicy ze Wschodu od kilku lat są w czołówce.
Jadę do
Warszawy, by przywitać brązowych medalistów ligi światowej, którzy są zmęczeni
po ponad trzydziesto godzinnej podróży. Mimo wygód w czasie lotu, najnowszej
technologii tylu godzinny lot plus postoje na lotniskach są męczące dla
zawodnika, który rozegrał kilka meczy w krótkim czasie.
- Gratuluję,
tym razem na żywo. - przytulam bartkową postać, gdy skończył udzielać wywiad.
- Dziękuję
bardzo, ale liczę na czulsze gratulacje, jak już będziemy w domu. - szepcze mi
do ucha szeroko uśmiechając.
- Niestety,
przed zabiegiem wstrzemięźliwość.
- A czy ja
wyglądam na seksoholika? Całować się możemy, a ja się bardzo stęskniłem.
- Wyglądasz.
- szczerzę się. - Możemy, ale chodźmy już do samochodu, bo wzbudzamy
niepotrzebne zainteresowanie.
- Nie wiem
czy takie niepotrzebne, bo inni mogą patrzeć i zazdrościć mi kobiety.
- Która nie
może zajść w ciążę… super sprawa, godna zazdroszczenia.
- Przestań
tak mówić! - łapie mnie za dłoń i opuszczamy płytę lotniska.
Po
oficjalnym świętowaniu medalu w końcu chłopaki mają sześć dni wolnych od siebie
i od siatkówki. My w tym czasie odbywamy wizytę w klinice, a jutro nastąpi
transfer. Całe popołudnie już się denerwuję i nie mogę znaleźć miejsca w domu.
Mimo, że zabieg trwa około pięciu minut muszę mieć ze sobą koszulę nocną,
klapki i najpotrzebniejsze rzeczy. Po transferze muszę zostać na sali około
godziny i dopiero po tym czasie otrzymam wypis.
- Gotowa? -
pyta Bartek przed wyjściem z domu.
- Chyba tak.
- Juliś,
wszystko będzie dobrze. Musisz tak myśleć. Jestem przy tobie i zawsze będę,
choćby nie wiem co się działo.
- Dziękuję,
nawet nie wiesz, jak takimi słowami dodajesz mi odwagi. - bronię się przed falą
łez.
- Wiesz, że
cię kocham przecież. - łączy nasze wargi
w subtelnym pocałunku. - Musimy już jechać.
Po krótkim
zabiegu, pielęgniarka pozwala wejść Bartkowi na salę w której muszę spędzić
około godzinę. Po otrzymaniu przed transferem tzw. „leków wyciszających” czuję
się trochę osłabiona. Gdy mija wyznaczony czas przebieram się w normalne
ubranie, a Bartek z wypisem w ręce czeka na mnie.
- Dobrze się
czujesz?
- Na tyle
dobrze, by móc leżeć w domu, a nie tutaj.
Kolejną wizytę na tym łóżku chciałabym mieć za dziewięć miesięcy.
- A ja wtedy
z tobą.
- Niby jak?
- Normalnie!
Kochanie, przy porodzie.
- Że co? Nie
zgadzam się, żebyś był przy porodzie.
- Dlaczego?
- Bo nie i
już. Wiem, że jesteś tatusiem, ale nie pozwalam byś uczestniczył w moich
męczarniach.
- Myślę, że
jeszcze wrócimy do tego tematu.
- Nie
zmienię zdania, ale najpierw muszę być w ciąży.
- Będziesz,
będziesz. - zamyka drzwi samochodu po mojej stronie i siada za kierownicą.
Popołudnie spędzam
w łóżku. Nie mogę zasnąć ani na chwilę, ale nie czuję się za najlepiej. Bartek
przygotował szybki obiad, posprzątał i dołączył do mnie. Lubię takie
nicnierobienie z nim, gdy możemy leżeć i cieszyć swoją obecnością, a niewiele
mamy takich dni, bo albo jest na wyjazdach albo ma treningi, mecze i tak w
kółko.
W
poniedziałek Bartek wraca za zgrupowanie, a ja zostaję w domu ciągle nic nie
robiąc, ponieważ w czasie wakacji od plusligi, ja także mam wolne. W czerwcu
pomagałam dziewczynom z działu księgowości, gdy dwie z nich wymiennie brały
urlop. Jutro idę na wizytę kontrolną, która mam nadzieję potwierdzi moją ciążę.
Nie wykonuję testów, bo po ostatnim razie po prostu się boję rezultatu. Wizyty
także boję, ale wolę nie robić dziś nadziei lub jej tracić. Bartka nie będzie przy
mnie, gdyż przebywa w Serbii i rozegra z tamtejszą drużyną dwa sprawdzające
formę mecze. Czuję szybsze bicie serca, gdy pielęgniarka wywołuje moje
nazwisko. Ze ściśniętym gardłem wchodzę do gabinetu i zajmuję miejsce na
krześle.
- Czy może
pojawiały się plamienia?
- Nie.
- To dobrze.
- zapisuje coś na kolejnej kartce
zadając całą masę pytań. - Zapraszam. -
uśmiecha się i przechodzimy do pomieszczenia obok, by wykonać badanie.
Nie patrzę na jej twarz, by nie czytać z mimiki, co się dzieje. Patrzę w sufit
wzywając Boga, żeby dał nam Maleństwo. Mija kolejna minuta, albo to ja się
niecierpliwię nie słysząc nic z ust lekarki.
- I co?
Niech pani coś powie. - znowu cisza, która rodzi w mojej głowie same czarne
scenariusze, a moja nadzieja o byciu matką co sekundę się zmniejsza. - Nie
jestem w ciąży?
-
Niestety… Pani Julito, naprawdę bardzo
mi przykro. - coś jeszcze mówi, ale nie jestem w stanie zapamiętać. Po raz
kolejny moja nadzieja pękła szybciej niż bańka mydlana. Zawiodłam siebie i
Bartka. Tygodnie leczenia, nadziei, wyrzeczeń nie przyniosły rezultatu. Czuję
się z tym okropnie, czuję, że moja wartość kobiety straciła na znaczeniu. Nie
wiedziałam, jak mam powiedzieć o tym Bartkowi. Nie mogę znieść, jak bardzo za
każdym razem cieszył się na myśl końcowego pozytywnego efektu. Nie mogę znieść
myśli, że nie mogę go w pełni uszczęśliwić, dać tego co najcenniejsze. Są
osoby, które nie chcą mieć potomstwa, każdy jest kowalem własnego losu, ale w
naszym przypadku dziecko, miało być scaleniem nas dogłębnie. Najwspanialszą
nagrodą naszej miłości. Spełnieniem naszych marzeń, które każde z naszej dwójki
miało od maleńkości , bo większość dzieciaków chce kiedyś założyć kochającą
rodzinę. Z dnia na dzień słyszę o kolejnych dzieciach, które zginęły w wypadku
albo co najgorsze zostały okrutnie pozbawione życia przez swoje matki, chociaż
tutaj słowo potwór, a nie matka powinno figurować. Nie jadę na memoriał do
Gdańska, nie chcę się spotykać z dziewczynami czy żonami siatkarzy i sztucznie
uśmiechać udając, że wszystko jest w porządku. Leżę na łóżku i przewracam z
boku na bok nie mogąc spać, a kolejne myśli kotłują w mojej głowie. Wpadam na
szaleńczy pomysł o piątej nad ranem. Wstaję szybko i szukam walizek na bartkowe
ubrania. Skoro, ja nie mogę dać mu dziecka, niech zrobi, to inna kobieta. Póki
co to on zamieszkuje w niby naszym, ale formalnie moim domu, a jego mieszkaniu
w bloku stoi puste, więc będzie miał gdzie zamieszkać. Oboje będziemy trochę
cierpieć, ale w końcu zapomnimy. Mam niewiele czasu, bo około dziewiątej Bartek
powinien wrócić. Dwie walizki pełne ubrań stoją w przedpokoju, szukam kolejnej
do której mogę wpakować resztę jego rzeczy. Słyszę szemranie w zamku czyli
wrócił, a ja jeszcze nie skończyłam. Rzuca torbę na płytki i woła mnie, ale nie
wychodzę z naszej garderoby.
- Tutaj
jesteś, wszędzie cię szukam. Co ty robisz? Skąd te walizki w przedpokoju?
- Tam są
twoje rzeczy. - odpowiadam po chwili cicho.
- Moje
rzeczy? Skąd? Julita, co ty robisz? - podchodzi do mnie i widzi jak połowa
walizki jest wypełniona jego koszulkami. - Dlaczego mnie pakujesz? Co ty
wymyśliłaś?! - podnosi głos. - Julita, powiedz coś!
- Bo to jest
bezsensu… - dławię się potokiem łez.
- Co jest
bezsensu? Julita, jestem siatkarzem, wiesz, że wyjeżdżam, ale zawsze wracam.
- Nie o to
chodzi. Bartek, nie wiem jak mam ci powiedzieć, ale nie możemy być razem. -
jąkam się, ale próbuję coś końcu z siebie wykrzesać.
- Jak to nie
możemy?
- Normalnie!
Ty chcesz dziecka i ja chcę. Ty je możesz mieć, ja nie. Znajdziesz sobie jakąś
kobieta, która ci je urodzi. Jesteś w pełni wieku, jesteś przystojny, niejedna
chce z tobą być. - zanoszę się płaczem i chcę wyjść z pomieszczenia, ale
wcześniej mnie łapie za ramię przyciągając do siebie. Wierzgam się, próbuję
wydostać, ale wszystko na nic, ponieważ mocno mnie ściska krępując ruchy.
- Uspokój
się! - jego krzyk automatycznie mnie paraliżuje. Luzuje uścisk. - Julita, kto
ci nagadał takich głupot? Kto ci powiedział, że nie chcę z tobą być, co? Chcę dziecka
tak samo, jak ty i jedynie ty jesteś osobą z którą chcę je mieć i wychowywać,
rozumiesz? Będziemy dotąd się starać dopóki się uda, a jeśli nie, choć nie
dopuszczam takiej myśli, to może pomyślimy nad adopcją, ale teraz na gorąco nie
podejmujmy żadnych pochopnych decyzji. Nie wyprowadzę się stąd bez ciebie, bo
cię kocham najbardziej na świecie. Bez ciebie nie będzie części mnie i nie
pozwolę ci odejść. Rozumiesz? - nie spodziewałam się takiego wyznania z jego
ust. Wiedziałam, że mnie kocha, ale po drugiej bezskutecznej próbie zajścia w
ciążę osobiście czuję się mniej wartościowa jako kobieta. - Julita, słyszysz co
do ciebie mówię?! - przytakuję cichym „tak”. - Nie płacz już. Co ci do głowy
przyszło, żeby latać w piżamie i mnie pakować? Przecież ja się stąd nigdzie nie
wybieram. - jego czuły głos obdarza moje uszy, które łakną jego słowa.
- Dlaczego
taki jesteś?
- Jaki?
- Dobry dla
mnie.
- Bo cie
kocham i będę powtarzał jak mantrę. Jesteś w moich oczach stuprocentową kobietą
i nawet nie waż myśleć inaczej.
-
Przepraszam. - dukam cicho składając na jego szyi lekkie muśnięcie ust, a głowę
przykładam do ramienia.
- Nie
przepraszaj, ale nie rób tak nigdy, dobrze?
- Dobrze, a
możesz mnie przytulić?
- Mogę cię
przytulać przez dwa dni kiedy jestem, ale chodź usiądziemy w salonie, bo
trzęsiesz się jak galareta. Wiem, że krzyknąłem na ciebie, ale musiałem jakoś
zaprzestać twoim bredniom wyssanym z palca.
-
Przepraszam. - szepczę ponownie obejmując jego szyję.
- Ty
rzeczywiście masz za dużo wolnego czasu. - uśmiecha się i przytula mnie coraz
mocniej.
Po
zakończonych mistrzostwach świata Bartek otrzymuje cztery dni wolne na
regenerację, a po nich wraca do klubu. Włodarze Skry postanowili zatrudnić na
okres pół roku stażystkę fizjoterapeutkę - Kasię. Cieszy mnie, że coraz więcej
kobiet jest docenianych w tym zawodzie i dostają szansę pokazania swoich
umiejętności. Załatwiam sobie dwa dni wolnego właściwie to dwa i pół, bo mam
iść do pracy w czwartek popołudniu, więc
mogę z Bartkiem jechać do jego rodziców, ponieważ nie był we Wrocławiu
od świąt Bożego Narodzenia. Jak zwykle czuję skrępowanie przed spotkaniem z
Jadwigą, która nie kryje swojej niechęci do mnie. Mimo, że wkrótce mam zostać
członkiem jej rodziny, bo wstępnie planujemy z Bartkiem wziąć ślub w okolicach
kwietnia lub maja. Jestem kobietą, a czasem czuję się jak mężczyzna w skórze
kobiety, bo co ze mnie za kobieta, która nie może zajść w ciążę? Postanowiliśmy
zaprzestać póki co kolejne próbie zapłodnienia pozaustrojowego, a
przeprowadziliśmy wstępną rozmowę dotyczącą adopcji małego dziecka.
Zjadamy
obiad i pomagam mojej przyszłej teściowej pozbierać naczynia i przygotować
poobiednią kawę z deserem. Gdy mnie zabiera do kuchni i nie ma świadków
przepytuje mnie z obu prób zapłodnienia, całej otoczki, dokładnie wypytuje o to
o mi dolega, że nie mogę zajść w ciążę, a nie wyobraża sobie ile cierpienia i
bólu urządza mi tymi pytaniami. Najchętniej zakopałabym się pod ziemię, stała
niewidzialna, uciekła z tego mieszkania, byle nie przypominała mi o tej
katuszy, która przechodzę od kilku miesięcy. Wieczorem pod pretekstem złego
samopoczucia idę na górę, by wcześniej położyć.
***
- Bartek,
możesz mi powiedzieć kiedy przestaniesz zwodzić tą biedną dziewczynę?
- Mamo, a od
kiedy ty jesteś tak czuła dla Julity i niby jak mam przestać zwodzić?
- Nie może
mieć dzieci, to chyba nie będziesz dłużej trzymał jej w niepewności. - patrzę
na rodzicielkę niemrawym wzrokiem nie wiedząc o co jej chodzi.
- A skąd ten
pomysł, że nie może mieć dzieci? Lekarze nie potrafią określić jaki jest powód,
bo teoretycznie oboje jesteśmy zdrowi. Gdyby wiedzieli dokładnie co się dzieje,
to już dawno by to leczyli.
- Synek,
wiem, że będzie ci trudno, ale zapomnisz o niej, a znajdziesz inną kobietę,
która da ci dziecko. Masz już trzydzieści lat najwyższa pora żebyś został
ojcem.
- Mamo
oszalałaś, tak? Nie mam zamiaru jej zostawiać i nigdy tego nie zrobię, bo ja
kocham.
- Bartuś,
ona dwa razy po sztucznym zapłodnieniu nie zaszła w ciążę, raz poroniła, to
myślisz, że jeszcze zajdzie? A nie chciałbyś mieć własnych dzieci? - nie wierzę
w to co słyszę! Nie wierzę, że to mówi moja matka…
- Mamo
zwariowałaś?! Co ty jej nagadałaś, że poszła na górę? Zapomniałaś ile razy ty
poroniłaś zanim urodził się Kuba? Wiesz, jak ona się podle czuje, że nie może
zostać matką? O tym pomyślałaś?
- Ale co to
za rodzina bez dzieci…
- Normalna!
Uda nam się, a jeśli nie, to ile dzieci czeka w ośrodkach.
- O nie! Nie
będę jakiegoś obcego bachora traktować jak własnego wnuka! Po moim trupie!
- Nie
obchodzi mnie czy moje życiowe wybory ci się podobają czy nie. Kocham Julitę i
tylko z nią mogę stworzyć rodzinę, rozumiesz to? Jestem dorosły i ty nie
będziesz mi układała życia. Będę z nią czy to się komuś podoba czy nie, czy
będziemy mieć dziecko czy nie. Mogę z nią nawet hodować białe myszy, których
się panicznie boi, ale z nią, tylko nią. Mamo zrozum to wreszcie zanim nas
stracisz… Tata ją od początku akceptuje, Kuba uwielbia, dziadek zawsze chwali,
a tobie ciągle coś nie pasuje. Zrób to dla mnie, bo Julita prędzej czy później
będzie moją żoną i tak jak ty kochasz ojca, tak ja ją, a ty wiecznie szukasz
jakiegoś pretekstu, by nas skłócić! Mam nadzieję, że nie sprawiłaś jej
przykrości? Mieliśmy zostać tutaj na trzy dni, ale skoro tak bardzo jej
obecność ci przeszkadza, to jutro po śniadaniu wracamy do Bełchatowa. A teraz
idę spać. - wzburzony do czerwoności nakrzyczałem na matkę nie rozumiejąc jej
wiecznych pretensji. Chyba dosadnie jej nagadałem do rozumu, bo widziałem w jej
oczach łzy, nie słuchałem jej wyjaśnień, tylko szybko poszedłem na górę po
drodze mijając się ojcem. Jak wszedłem do pokoju Julita już spała odwrócona do
ściany. Mam nadzieję, że nic nie słyszała. Ściągam spodnie i koszulę i kładę
się do łóżka. Przytulam do jej pleców i obejmuję w pasie. Jest tak bezbronna i
krucha. Moja Julita. Moja przyszła żona i matka moich dzieci. Jestem tego
pewien.
***
Budzę się
przygnieciona bartkowym ciałem. Delikatnie odwracam w jego stronę i napawam
jego widokiem. Mój silny mężczyzna. Głaszczę zewnętrzną stroną dłoni jego policzka, a
łzy z oczu mi kapią i wsiąkają w poduszkę. Nie wiem czy zasłużyłam sobie na
takiego faceta, który broni mnie w każdej sytuacji, który wspiera mnie w tej
ciężkiej i krętej drodze do zostania rodzicami.
- Dzień
dobry. - otwiera jedno oko słodko się uśmiechając. Przysuwam głowę na jego
ramię i leżę w takiej pozie kilka minut. - Jutka, musimy po śniadaniu wracać. -
cmoka w mnie w głowę.
- Dlaczego?
- Wczoraj
wieczór dzwonił do mnie prezes, muszę się przed czternastą u niego zjawić mam
coś podpisać, a nie może ta sprawa czekać. - kłamie jak z nut. Nie wie, że
słyszałam jego wczorajszą kłótnię z
matką. Nie protestuję, bo chcę się znaleźć w naszym mieszkaniu w Bełchatowie.
Zamknąć we własnym azylu.
Plusliga
została zaingurowana. W Bełchatowie nastąpiło kilka zmian po zakończeniu sezonu
na siatkarską emeryturę odszedł Daniel Pliński i Michał Bąkiewicz, który
przygotowuje się do nowej roli, bowiem lada dzień zostanie tatą. Ze Skry także odszedł
Andrzej do rosyjskiego Novosybirska. Przygotowania do naszego ślubu stopniowo
zwiększają swoje tempo. Mamy wybrany lokal i przygotowujemy listę gości, która
ciągle się powiększa, ale jeszcze ponad pół roku, więc nie ma pośpiechu. Data
ślubu przymierzana jest na trzecią sobotę kwietnia i mamy nadzieję, że jeśli
Skra awansuje do finału, to zakończy rywalizację w maksymalnie czterech
spotkaniach, bo piąte jest spodziewane na niedzielę po ślubie, jednak to
jeszcze odległa przyszłość. Obecnie rozważamy pomysł adopcji dziecka. Bartek
jak najbardziej jest za tym, a ja mam pewne opory. We wtorek mamy się pojawić
na spotkaniu przygotowującym pary do adopcji. Po wizycie w ośrodku jestem
zdruzgotana. Mamy nikłe szanse na adopcję ponieważ nie jesteśmy jeszcze
małżeństwem, o maleństwo starać się mogą pary z pięcioletnim stażem małżeńskim,
nie możemy zapewnić, że stale będziemy przebywać w jednym miejscu z racji na
życie sportowca i wiele innych tym podobnym. Na drugim spotkaniu mamy do
czynienia z inną kobietą prowadzącą,
która chyba ma słabość do Bartka, bo uważa, że wiele z tych wytycznych możemy
obejść, lecz najbardziej zabolał mnie sposób wyboru dziecka. Poczułam się jak w
jakimś sklepie… Dyrektorka placówki przyniosła katalog z podstawowymi danymi
dzieci i ich zdjęciami…
- I co o tym
myślisz? - pyta mnie Bartek dwa tygodnie później, gdy siedzimy w domu i mamy
się zastanowić nad złożeniem odpowiednich wniosków, by ruszyła machina.
Odpowiadam półsłówkami, byle coś odpowiedzieć, a nie konkretnie. - Julita,
słuchasz mnie w ogóle?
- Słucham,
ale co mam ci powiedzieć? Nie wiem, to jest za ciężkie dla mnie. Ponad moje
siły. Może jestem egoistką, ale nie mogę tak, nie potrafię, nie chcę. Proszę
cię wstrzymajmy się jeszcze przed ostatecznością, jeszcze nie jesteśmy
małżeństwem, dopiero za cztery miesiące weźmiemy ślub. Nie umiem wybrać
dziecka, na jakiej podstawie to zrobimy? Weźmiemy ten katalog, choć jak to
brzmi? Katalog mogę mieć z kosmetykami, meblami, ubraniami, a nie żywymi osobami…
Mamy wybrać kogoś na podstawie imienia? Urody? Zdjęcia? Ubrania w jakim jest
ubrane? Nie potrafię tak… - rozklejam
się po raz kolejny czując się wybrakowaną kobietą, która nie spełnia swojej
życiowej roli.
- Już
dobrze, przepraszam. Może za bardzo naciskam. Jutka nie płacz. - wzdycha ciężko
dosiadając się do mnie.
Lista gości
jest już zamknięta, nazbierało ich się dość sporo, bo blisko dwieście osób.
Skra dzielnie walczy i po rundzie zasadniczej jest na drugim miejscu, a przed
nią z przewagą jednego punktu plasuje się Kędzierzyn Koźle. Nadal jestem w
stałym kontakcie z moją lekarka prowadzącą i systematycznie chodzę na kolejne
wizyty. Siatkarze podejmują dziś na boisku przeciwnika Olsztyn w walce o
półfinał. Zawodnicy Falaski koncertowo grają i po raz trzeci ogrywają
przeciwnika. Teraz walka o finał ze zwycięzcą pojedynku Jastrzębie - Gdańsk.
Zaczyna nas łapać coraz większa gorączka przed ślubna, nie obchodzi się bez
drobnych kłótni. Dzisiaj mogę w końcu odebrać z salonu sukienkę ślubną. Jadwiga
chyba się pogodziła z myślą, że będę żoną jej syna, bo jest milsza. A może to
dobra gra? Przerwie nam ceremonie ślubną swoim sprzeciwem albo coś? Nie wiem,
jestem przewrażliwiona. Dzisiaj na własnym terenie podejmujemy Jastrzębie. Dwa
wcześniejsze spotkania wygrał zespół z Bełchatowa, który jest na fali
zwyżkowej. Czuć już tą atmosferę blisko finałową, tłum kibiców przybył na halę
i dopinguje swoich zawodników. Zostawiam telefon w swoim gabinecie i idę na
halę, by usiąść w rzędzie zaraz za bandami wraz z Kasią, która została w klubie
do końca sezonu. Dwa pierwsze sety wygrywamy na przewagi, w trzecim przegrywamy
na pierwszej przerwie technicznej 3-8, a na drugiej prowadzimy nieznacznie
16-15 i znowu nerwowa końcówka. Po dobrej serii zagrywek Bartka wygrywamy trzeciego
seta i jesteśmy w finale.
- Jutka, za
ponad dwa tygodnie bierzemy ślub, a ja w finale jestem! - pobiega do mnie
roześmiany, a zarazem zmęczony Bartek.
- Jeśli
będziesz nadal tak grał, to jestem pewna, że w trzech spotkaniach pokonacie
Kędzierzyn i jeszcze zdążysz świętować przed ślubem. - obdarzam go czułym
pocałunkiem i idę do gabinetu przygotować się, by przywracać chłopaków do
funkcjonalności. Wchodzę do pomieszczenia, zerkam na komórkę, a tam cztery nieodebrane połączenia z
kliniki. Dochodzi osiemnasta, a z tego co pamiętam w środy jest otwarta do
dwudziestej. Z bolącym brzuchem oddzwaniam, a kobieta z recepcji łączy mnie z
lekarką, która każe mi natychmiast przyjechać. Zostawiam Tomka i Kasię samych,
a ja szybko się przebieram i nawet nie szukając Bartka jadę do Łodzi. Pielęgniarka
wywołuje moje nazwisko i wchodzę do środka blada jak ściana. Mam wrażenie, że
kręci mi się w głowie, ale siadam
naprzeciw lekarki, która wertuje papiery z badaniami. Z minuty na minutę moje
zniecierpliwienie rośnie, a we mnie budzą się reakcje wymiotne ze
zdenerwowania. Na diagnozę lekarki wybucham gromkim płaczem przeplatanym
niedowierzaniem. Wychodzę z gabinetu, ubieram kurtkę i siadam na jednej z ławek
przed budynkiem. Łzy wartkim strumieniem płyną z moich oczu. Wyciągam komórkę
na której ekranie widnieje informacja o pięciu nieodebranych połączeniach.
Jedno od Ali, jedno od mamy i trzy od Bartka. Wybieram ostatni numer i czekam
na sygnał.
- Wreszcie!
Juta, gdzie ty jesteś? Wyszedłem z halii, ale ciebie nigdzie nie ma.
- Jestem w
klinice.
- Coś się
stało?!
- Możesz
przyjechać do mnie? Bartuś proszę.
- Już jadę.
Czekaj tam na mnie. - rozłączam się. Wyciągam chusteczki z torebki i dmucham
nos. Kolejne łzy wydobywają się z oczodołów szukając miejsca na policzkach do
wędrówki.
Długo, wiem. Nie chciałam dzielić na
dwa. Jeśli ktoś dotrwał do końca z czytaniem, to mi miło.
Mało siatkówki, a znowu dużo przeżyć
głównych bohaterów. Owszem, jest tutaj troszku fantastyki zwłaszcza z tą
adopcją, ale co do pozaustrojowej metody i zachowań, to bliska mi osoba
przeżywała to i co nie co wiem. Kolejny raz jest oparcie na faktach. Większość tutaj
przygód nie wysysam z palca.
Pozdrawiam! :)
Michał - dziewiątka
Super rozdział ;) Jestem ciekawa czego się dowiedziała, że płacze, ale chyba nie zanosi się na nic dobrego.... :( chociaż kto wie :)
OdpowiedzUsuńPs. Najdłuższe rozdziały są najlepsze :) Szczególnie tak świetnie pisane :)
Hej!
OdpowiedzUsuńGłupie pomysły ma Julita. Myślała, że po tym co przeszli to ją zostawi. Chyba by musiał być najgorszym draniem jakby to zrobił, a ja bym się na ciebie fochnęła. Że niby ślub, adopcja, wizyta w klinice, łzy. Nie ogarniam. Jakbym tą mamę Bartka walnęła to bym jej krzywdę zrobiła. Ona nie ma wogóle uczuć. Dobrze, że Bartek wreszcie powiedział jej co myśli o jej zachowaniu w stosunku do ukochanej.
Nic nie mam przeciwko dłuższym rozdziałom, szczególnie gdy ktoś pisze tak dobrze jak ty.
Pozdrawiam :>
Hmmm chyba mi sie wydaje, ze zaszła w ciązę ;DD
OdpowiedzUsuńProoooooszę zeby to było to ;D
co do rozdziału to super i dłuuuuugi:))
Nie mogę się doczekać kolejnego ;))
Pisz, pisz tak długie :)
OdpowiedzUsuńJejku, tak bardzo mi żal Jutki, ale widać, że w miarę się trzyma, że ma wsparcie, a to najważniejsze. Nie wiem jak bym się zachowała po drugiej nieudanej próbie? Na pewno nie czułabym się stuprocentową kobietą, ale jest Bartek, który jest jej aniołem, bo inaczej nazwać go nie mogę :)
Dużo się działo - nieudana próba in vitro, nieprzyjemny wyjazd do Wrocławia (swoją drogą nie zniosłabym takiej teściowej!), inicjatywa Bartka z propozycją adopcji, choć osobiście też nie wiem czy zgodziłabym się na taki pomysł? Nie wiem? Może. Ale na pewno nie od razu.
Skupiam sie na uczuciach i emocjach tutaj i zupełnie mi nie przeszkadza, nie za wiele siatkówki :) Choć coś wtrąciłaś i Skra ma finał, a Bartek musi się prężyć, by zdobyć złoto w trzech meczach, bo w piątek przed ślubem nie wypada panu młodemu bujać się po boiskach zamiast moczyć nóg! ;P
I koniec - najgorszy :( Nie wiem czego się spodziewać? Ten wybuch płaczu nie przyniesie nic dobrego mi się wydaje :/ Oby to nie były powikłania po torbieli... Kochana, zrób coś, żeby mogli się cieszyć Dzieciątkiem, bo już wiele wycierpieli! :(
Pozdrawiam, Alicja :)
No coś mi się wydaje, że Julita może być w ciąży :) Oby teraz już było dobrze. Bartek powiedział kilka słów swojej matce :) Co musi się stać aby w końcu ona ją zaakceptowała.
OdpowiedzUsuńNo normalnie mam ochotę Cię zlać na kwaśne jabłko za to, że przez Ciebie teraz płaczę... W sumie to mniejsza z tym, najgorzej, że cierpią Kurki!! Jak Ty do jasnej cholery możesz im to robić, co? Wiem, miało być nie idealnie, ale bez przesady! Ma być ten słodki dzidziuś i w nosie mam to, co jej tam niby dolega!
OdpowiedzUsuńA i wielkie brawa dla Bartka za to, jak mamę skrzyczał. Należało się Jadwińce już dawno!! :D
Czekam niecierpliwie na kolejny! A ten jest świetny, serio! :*
Buziaki, Happ ;*
Co zrobiłaś Julicie?! Ja mam nadzieję, że ona nie jest chora, albo lekarka nie stwierdziła u niej bezpłodności czy coś. Złamałabyś mi serce. I co ona wymyśla z tym wyrzucaniem Kurka z domu? A co do mamy, to dobrze jej tak. Należało się Jadwidze. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa dotarłam i wcale a wcale mi żałuję.
OdpowiedzUsuńJedynie budzą się nie we mnie takie strasznie bolące uczucia, które wzbudzone zostały przez ten okropny ból Julity. Nie wyobrażam sobie teraz, że w przyszłości mogłabym przechodzić przez takie cierpienie, że przez długi czas nie dane byłoby ki zajść w ciążę. Podziwiam ciebie Coquette, że podjęłas się tak trudnego tematu i realizujesz go w pełni poprawnie.
Już chyba nawet przestała drażnić mnie pani Kurek, która swoim zachowaniem kompletnie burzy swoje relacje z synem czy przyszłą synowa.
Jedyne co mogę tu jeszcze napisać, to to że zarówno Bartek jak i Julita będą razem szczęśliwi.
Pozdrawiam,
Dzuzeppe :-*
Witaj :) dawno nie komentowałam, nie czytałam ale wiedz, że nie opuściłam Twojego opowiadania i jestem cały czas :) tylko muszę wszystko nadrobić. Jak tylko ogarnę notatki siadam do czytania i komentowania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam A.
Napiszę to po raz kolejny, ale cóż, bardzo mi jest żal Julity. Niby jest zdrowa, Bartek też, a nie mogą mieć swojej pociechy. Cóż tak w życiu bywa i czasami ta przyczyna siedzi głęboko w psychice. Czasami zdarzają się cuda i chyba z takim będziemy mieli do czynienia, bo przecież na darmo by pani ginekolog nie dzwoniła do Julity :)
OdpowiedzUsuńŚciskam :*
Czuję, że jest w ciąży! :)
OdpowiedzUsuńto straszne, że Julita i Bartek nie mogą mieć dziecka, ale myślę, że ta końcówka nie jest bez powodu i mam nadzieję, że okaże się, że Julita jest w ciązy;) Bardzo bym sobie tego życzyła :))
OdpowiedzUsuńi oczywiscie prywata- wracam do pisania:) nie myśl sobie, że opuściłam Twojego bloga, co to to nie! Ciągle byłam, ale brakowało mi momentami czasu:) Teraz nadrabiam wszystko i zapraszam na http://nie-zawsze-dobrze.blogspot.com/ gdzie pojawił się prolog ;))
buziaki!!!
Mam nadzieje że Julita jest w ciąży! Tyle już przeszli... Musi im się zacząć układać! Czekam na następny rozdział. Pozdrawiam, Hania ;)
OdpowiedzUsuń