piątek, 13 czerwca 2014

65.



(rok 2018)
W wolnym czasie pomagam Patrycji przy opiece nad Oliwką. Emilka chcąc być kochającą siostrą jak najwięcej pomaga mamie przy Kruszynce, choć czasem się bulwersuje jeśli Pati na przykład karmi Oliwię, a nie jest do dyspozycji Emilki. Staram się żyć normalnie cieszyć tym, co mam, a mam wiele. Mam szczęśliwą rodzinę w której mam wsparcie w każdej dziedzinie życia i mam najcudowniejszego partnera, o jakim mogłam tylko pomarzyć kilka lat temu, który jest ze mną ponad  pięć lat.
Decydujemy się na ponowną próbę in vitro oby tym razem skuteczną. Rozmawiam ostatnio dużo z Teresą, która jest psychologiem i potrafi mnie tak podejść, że mam wsparcie i pomoc specjalisty w jednej osobie. Nie czuję się jak jakiś wyjątek wokół którego każdy skacze, tylko te wszystkie miłe słowa są od życzliwych dla mnie osób. Nie wiem co by było gdybym nie miała takiego kontaktu z Alicją, Anetą i Teresą, te trzy dziewczyny są różne w charakterze, ale każda jak może pomaga mi, a ja czuję ich wsparcie. Nie wiem co by było, gdyby Bartek odwrócił się ode mnie? Gdybyśmy kłócili się na każdym kroku obwiniając siebie? Choć w tym przypadku, to ja jestem winna, to ja nie mogę zajść w ciążę, Bartek jest w pełni zdrowy. W tak ciężkich chwilach w życiu okazuje się, kto jest prawdziwym przyjacielem. Kocham najmocniej tego dwumetrowa, który skradł moje serce już podczas wizyty w szkole, ale broniłam się przed tym uczuciem. Mimo, że jest bałaganiarzem i okropnym leniem nie wyobrażam sobie istnienia przy boku kogoś innego, bo jak nikt inny pasuje do mnie idealnie tworząc jedną całość.
Udaje nam się wszystko załatwić tak, że w czasie przerwy po lidze światowej nastąpi druga próba zapłodnienia pozaustrojowego. Oczywiście, że się boję niepowodzenia, ale staram myśleć pozytywnie, bo gdy na starcie będę wątpić, to na nic kolejne próby. Oglądam w telewizji dokonania polskich siatkarzy w turnieju finałowym światówki, który jest rozgrywany w Rio de Janeiro. Niestety przegrywamy mecz półfinałowy z gospodarzami po pięciu setach i o brąz walczyć będziemy z Kubańczykami, którzy także ulegli Serbom. Zaskoczeniem jest brak Rosjan w najlepszej czwórce, bo zawodnicy ze Wschodu od kilku lat są w czołówce.
Jadę do Warszawy, by przywitać brązowych medalistów ligi światowej, którzy są zmęczeni po ponad trzydziesto godzinnej podróży. Mimo wygód w czasie lotu, najnowszej technologii tylu godzinny lot plus postoje na lotniskach są męczące dla zawodnika, który rozegrał kilka meczy w krótkim czasie.
- Gratuluję, tym razem na żywo. - przytulam bartkową postać, gdy skończył udzielać wywiad.
- Dziękuję bardzo, ale liczę na czulsze gratulacje, jak już będziemy w domu. - szepcze mi do ucha szeroko uśmiechając.
- Niestety, przed zabiegiem wstrzemięźliwość.
- A czy ja wyglądam na seksoholika? Całować się możemy, a ja się bardzo stęskniłem.
- Wyglądasz. - szczerzę się. - Możemy, ale chodźmy już do samochodu, bo wzbudzamy niepotrzebne zainteresowanie.
- Nie wiem czy takie niepotrzebne, bo inni mogą patrzeć i zazdrościć mi kobiety.
- Która nie może zajść w ciążę… super sprawa, godna zazdroszczenia.
- Przestań tak mówić! - łapie mnie za dłoń i opuszczamy płytę lotniska.

Po oficjalnym świętowaniu medalu w końcu chłopaki mają sześć dni wolnych od siebie i od siatkówki. My w tym czasie odbywamy wizytę w klinice, a jutro nastąpi transfer. Całe popołudnie już się denerwuję i nie mogę znaleźć miejsca w domu. Mimo, że zabieg trwa około pięciu minut muszę mieć ze sobą koszulę nocną, klapki i najpotrzebniejsze rzeczy. Po transferze muszę zostać na sali około godziny i dopiero po tym czasie otrzymam wypis.
- Gotowa? - pyta Bartek przed wyjściem z domu.
- Chyba tak.
- Juliś, wszystko będzie dobrze. Musisz tak myśleć. Jestem przy tobie i zawsze będę, choćby nie wiem co się działo.
- Dziękuję, nawet nie wiesz, jak takimi słowami dodajesz mi odwagi. - bronię się przed falą łez.
- Wiesz, że cię kocham przecież.  - łączy nasze wargi w subtelnym pocałunku. - Musimy już jechać.
Po krótkim zabiegu, pielęgniarka pozwala wejść Bartkowi na salę w której muszę spędzić około godzinę. Po otrzymaniu przed transferem tzw. „leków wyciszających” czuję się trochę osłabiona. Gdy mija wyznaczony czas przebieram się w normalne ubranie, a Bartek z wypisem w ręce czeka na mnie.
- Dobrze się czujesz?
- Na tyle dobrze, by móc leżeć w domu, a nie tutaj.  Kolejną wizytę na tym łóżku chciałabym mieć za dziewięć miesięcy.
- A ja wtedy z tobą.
- Niby jak?
- Normalnie! Kochanie, przy porodzie.
- Że co? Nie zgadzam się, żebyś był przy porodzie.
- Dlaczego?
- Bo nie i już. Wiem, że jesteś tatusiem, ale nie pozwalam byś uczestniczył w moich męczarniach.
- Myślę, że jeszcze wrócimy do tego tematu.
- Nie zmienię zdania, ale najpierw muszę być w ciąży.
- Będziesz, będziesz. - zamyka drzwi samochodu po mojej stronie i siada za kierownicą.
Popołudnie spędzam w łóżku. Nie mogę zasnąć ani na chwilę, ale nie czuję się za najlepiej. Bartek przygotował szybki obiad, posprzątał i dołączył do mnie. Lubię takie nicnierobienie z nim, gdy możemy leżeć i cieszyć swoją obecnością, a niewiele mamy takich dni, bo albo jest na wyjazdach albo ma treningi, mecze i tak w kółko.

W poniedziałek Bartek wraca za zgrupowanie, a ja zostaję w domu ciągle nic nie robiąc, ponieważ w czasie wakacji od plusligi, ja także mam wolne. W czerwcu pomagałam dziewczynom z działu księgowości, gdy dwie z nich wymiennie brały urlop. Jutro idę na wizytę kontrolną, która mam nadzieję potwierdzi moją ciążę. Nie wykonuję testów, bo po ostatnim razie po prostu się boję rezultatu. Wizyty także boję, ale wolę nie robić dziś nadziei lub jej tracić. Bartka nie będzie przy mnie, gdyż przebywa w Serbii i rozegra z tamtejszą drużyną dwa sprawdzające formę mecze. Czuję szybsze bicie serca, gdy pielęgniarka wywołuje moje nazwisko. Ze ściśniętym gardłem wchodzę do gabinetu i zajmuję miejsce na krześle.
- Czy może pojawiały się plamienia?
- Nie.
- To dobrze. - zapisuje coś  na kolejnej kartce zadając całą masę pytań. - Zapraszam. -  uśmiecha się i przechodzimy do pomieszczenia obok, by wykonać badanie. Nie patrzę na jej twarz, by nie czytać z mimiki, co się dzieje. Patrzę w sufit wzywając Boga, żeby dał nam Maleństwo. Mija kolejna minuta, albo to ja się niecierpliwię nie słysząc nic z ust lekarki.
- I co? Niech pani coś powie. - znowu cisza, która rodzi w mojej głowie same czarne scenariusze, a moja nadzieja o byciu matką co sekundę się zmniejsza. - Nie jestem w ciąży?
- Niestety…  Pani Julito, naprawdę bardzo mi przykro. - coś jeszcze mówi, ale nie jestem w stanie zapamiętać. Po raz kolejny moja nadzieja pękła szybciej niż bańka mydlana. Zawiodłam siebie i Bartka. Tygodnie leczenia, nadziei, wyrzeczeń nie przyniosły rezultatu. Czuję się z tym okropnie, czuję, że moja wartość kobiety straciła na znaczeniu. Nie wiedziałam, jak mam powiedzieć o tym Bartkowi. Nie mogę znieść, jak bardzo za każdym razem cieszył się na myśl końcowego pozytywnego efektu. Nie mogę znieść myśli, że nie mogę go w pełni uszczęśliwić, dać tego co najcenniejsze. Są osoby, które nie chcą mieć potomstwa, każdy jest kowalem własnego losu, ale w naszym przypadku dziecko, miało być scaleniem nas dogłębnie. Najwspanialszą nagrodą naszej miłości. Spełnieniem naszych marzeń, które każde z naszej dwójki miało od maleńkości , bo większość dzieciaków chce kiedyś założyć kochającą rodzinę. Z dnia na dzień słyszę o kolejnych dzieciach, które zginęły w wypadku albo co najgorsze zostały okrutnie pozbawione życia przez swoje matki, chociaż tutaj słowo potwór, a nie matka powinno figurować. Nie jadę na memoriał do Gdańska, nie chcę się spotykać z dziewczynami czy żonami siatkarzy i sztucznie uśmiechać udając, że wszystko jest w porządku. Leżę na łóżku i przewracam z boku na bok nie mogąc spać, a kolejne myśli kotłują w mojej głowie. Wpadam na szaleńczy pomysł o piątej nad ranem. Wstaję szybko i szukam walizek na bartkowe ubrania. Skoro, ja nie mogę dać mu dziecka, niech zrobi, to inna kobieta. Póki co to on zamieszkuje w niby naszym, ale formalnie moim domu, a jego mieszkaniu w bloku stoi puste, więc będzie miał gdzie zamieszkać. Oboje będziemy trochę cierpieć, ale w końcu zapomnimy. Mam niewiele czasu, bo około dziewiątej Bartek powinien wrócić. Dwie walizki pełne ubrań stoją w przedpokoju, szukam kolejnej do której mogę wpakować resztę jego rzeczy. Słyszę szemranie w zamku czyli wrócił, a ja jeszcze nie skończyłam. Rzuca torbę na płytki i woła mnie, ale nie wychodzę z naszej garderoby.
- Tutaj jesteś, wszędzie cię szukam. Co ty robisz? Skąd te walizki w przedpokoju?
- Tam są twoje rzeczy. - odpowiadam po chwili cicho.
- Moje rzeczy? Skąd? Julita, co ty robisz? - podchodzi do mnie i widzi jak połowa walizki jest wypełniona jego koszulkami. - Dlaczego mnie pakujesz? Co ty wymyśliłaś?! - podnosi głos. - Julita, powiedz coś!
- Bo to jest bezsensu… - dławię się potokiem łez.
- Co jest bezsensu? Julita, jestem siatkarzem, wiesz, że wyjeżdżam, ale zawsze wracam.
- Nie o to chodzi. Bartek, nie wiem jak mam ci powiedzieć, ale nie możemy być razem. - jąkam się, ale próbuję coś końcu z siebie wykrzesać.
- Jak to nie możemy?
- Normalnie! Ty chcesz dziecka i ja chcę. Ty je możesz mieć, ja nie. Znajdziesz sobie jakąś kobieta, która ci je urodzi. Jesteś w pełni wieku, jesteś przystojny, niejedna chce z tobą być. - zanoszę się płaczem i chcę wyjść z pomieszczenia, ale wcześniej mnie łapie za ramię przyciągając do siebie. Wierzgam się, próbuję wydostać, ale wszystko na nic, ponieważ mocno mnie ściska krępując ruchy.  
- Uspokój się! - jego krzyk automatycznie mnie paraliżuje. Luzuje uścisk. - Julita, kto ci nagadał takich głupot? Kto ci powiedział, że nie chcę z tobą być, co? Chcę dziecka tak samo, jak ty i jedynie ty jesteś osobą z którą chcę je mieć i wychowywać, rozumiesz? Będziemy dotąd się starać dopóki się uda, a jeśli nie, choć nie dopuszczam takiej myśli, to może pomyślimy nad adopcją, ale teraz na gorąco nie podejmujmy żadnych pochopnych decyzji. Nie wyprowadzę się stąd bez ciebie, bo cię kocham najbardziej na świecie. Bez ciebie nie będzie części mnie i nie pozwolę ci odejść. Rozumiesz? - nie spodziewałam się takiego wyznania z jego ust. Wiedziałam, że mnie kocha, ale po drugiej bezskutecznej próbie zajścia w ciążę osobiście czuję się mniej wartościowa jako kobieta. - Julita, słyszysz co do ciebie mówię?! - przytakuję cichym „tak”. - Nie płacz już. Co ci do głowy przyszło, żeby latać w piżamie i mnie pakować? Przecież ja się stąd nigdzie nie wybieram. - jego czuły głos obdarza moje uszy, które łakną jego słowa.
- Dlaczego taki jesteś?
- Jaki?
- Dobry dla mnie.
- Bo cie kocham i będę powtarzał jak mantrę. Jesteś w moich oczach stuprocentową kobietą i nawet nie waż myśleć inaczej.
- Przepraszam. - dukam cicho składając na jego szyi lekkie muśnięcie ust, a głowę przykładam do ramienia.
- Nie przepraszaj, ale nie rób tak nigdy, dobrze?
- Dobrze, a możesz mnie przytulić?
- Mogę cię przytulać przez dwa dni kiedy jestem, ale chodź usiądziemy w salonie, bo trzęsiesz się jak galareta. Wiem, że krzyknąłem na ciebie, ale musiałem jakoś zaprzestać twoim bredniom wyssanym z palca.
- Przepraszam. - szepczę ponownie obejmując jego szyję.
- Ty rzeczywiście masz za dużo wolnego czasu. - uśmiecha się i przytula mnie coraz mocniej.

Po zakończonych mistrzostwach świata Bartek otrzymuje cztery dni wolne na regenerację, a po nich wraca do klubu. Włodarze Skry postanowili zatrudnić na okres pół roku stażystkę fizjoterapeutkę - Kasię. Cieszy mnie, że coraz więcej kobiet jest docenianych w tym zawodzie i dostają szansę pokazania swoich umiejętności. Załatwiam sobie dwa dni wolnego właściwie to dwa i pół, bo mam iść do pracy w czwartek popołudniu, więc  mogę z Bartkiem jechać do jego rodziców, ponieważ nie był we Wrocławiu od świąt Bożego Narodzenia. Jak zwykle czuję skrępowanie przed spotkaniem z Jadwigą, która nie kryje swojej niechęci do mnie. Mimo, że wkrótce mam zostać członkiem jej rodziny, bo wstępnie planujemy z Bartkiem wziąć ślub w okolicach kwietnia lub maja. Jestem kobietą, a czasem czuję się jak mężczyzna w skórze kobiety, bo co ze mnie za kobieta, która nie może zajść w ciążę? Postanowiliśmy zaprzestać póki co kolejne próbie zapłodnienia pozaustrojowego, a przeprowadziliśmy wstępną rozmowę dotyczącą adopcji małego dziecka.
Zjadamy obiad i pomagam mojej przyszłej teściowej pozbierać naczynia i przygotować poobiednią kawę z deserem. Gdy mnie zabiera do kuchni i nie ma świadków przepytuje mnie z obu prób zapłodnienia, całej otoczki, dokładnie wypytuje o to o mi dolega, że nie mogę zajść w ciążę, a nie wyobraża sobie ile cierpienia i bólu urządza mi tymi pytaniami. Najchętniej zakopałabym się pod ziemię, stała niewidzialna, uciekła z tego mieszkania, byle nie przypominała mi o tej katuszy, która przechodzę od kilku miesięcy. Wieczorem pod pretekstem złego samopoczucia idę na górę, by wcześniej położyć.

***
- Bartek, możesz mi powiedzieć kiedy przestaniesz zwodzić tą biedną dziewczynę?
- Mamo, a od kiedy ty jesteś tak czuła dla Julity i niby jak mam przestać zwodzić?
- Nie może mieć dzieci, to chyba nie będziesz dłużej trzymał jej w niepewności. - patrzę na rodzicielkę niemrawym wzrokiem nie wiedząc o co jej chodzi.
- A skąd ten pomysł, że nie może mieć dzieci? Lekarze nie potrafią określić jaki jest powód, bo teoretycznie oboje jesteśmy zdrowi. Gdyby wiedzieli dokładnie co się dzieje, to już dawno by to leczyli.
- Synek, wiem, że będzie ci trudno, ale zapomnisz o niej, a znajdziesz inną kobietę, która da ci dziecko. Masz już trzydzieści lat najwyższa pora żebyś został ojcem.
- Mamo oszalałaś, tak? Nie mam zamiaru jej zostawiać i nigdy tego nie zrobię, bo ja kocham.
- Bartuś, ona dwa razy po sztucznym zapłodnieniu nie zaszła w ciążę, raz poroniła, to myślisz, że jeszcze zajdzie? A nie chciałbyś mieć własnych dzieci? - nie wierzę w to co słyszę! Nie wierzę, że to mówi moja matka…
- Mamo zwariowałaś?! Co ty jej nagadałaś, że poszła na górę? Zapomniałaś ile razy ty poroniłaś zanim urodził się Kuba? Wiesz, jak ona się podle czuje, że nie może zostać matką? O tym pomyślałaś?
- Ale co to za rodzina bez dzieci…
- Normalna! Uda nam się, a jeśli nie, to ile dzieci czeka w ośrodkach.
- O nie! Nie będę jakiegoś obcego bachora traktować jak własnego wnuka! Po moim trupie!
- Nie obchodzi mnie czy moje życiowe wybory ci się podobają czy nie. Kocham Julitę i tylko z nią mogę stworzyć rodzinę, rozumiesz to? Jestem dorosły i ty nie będziesz mi układała życia. Będę z nią czy to się komuś podoba czy nie, czy będziemy mieć dziecko czy nie. Mogę z nią nawet hodować białe myszy, których się panicznie boi, ale z nią, tylko nią. Mamo zrozum to wreszcie zanim nas stracisz… Tata ją od początku akceptuje, Kuba uwielbia, dziadek zawsze chwali, a tobie ciągle coś nie pasuje. Zrób to dla mnie, bo Julita prędzej czy później będzie moją żoną i tak jak ty kochasz ojca, tak ja ją, a ty wiecznie szukasz jakiegoś pretekstu, by nas skłócić! Mam nadzieję, że nie sprawiłaś jej przykrości? Mieliśmy zostać tutaj na trzy dni, ale skoro tak bardzo jej obecność ci przeszkadza, to jutro po śniadaniu wracamy do Bełchatowa. A teraz idę spać. - wzburzony do czerwoności nakrzyczałem na matkę nie rozumiejąc jej wiecznych pretensji. Chyba dosadnie jej nagadałem do rozumu, bo widziałem w jej oczach łzy, nie słuchałem jej wyjaśnień, tylko szybko poszedłem na górę po drodze mijając się ojcem. Jak wszedłem do pokoju Julita już spała odwrócona do ściany. Mam nadzieję, że nic nie słyszała. Ściągam spodnie i koszulę i kładę się do łóżka. Przytulam do jej pleców i obejmuję w pasie. Jest tak bezbronna i krucha. Moja Julita. Moja przyszła żona i matka moich dzieci. Jestem tego pewien.

***

Budzę się przygnieciona bartkowym ciałem. Delikatnie odwracam w jego stronę i napawam jego widokiem. Mój silny mężczyzna. Głaszczę zewnętrzną stroną dłoni jego policzka, a łzy z oczu mi kapią i wsiąkają w poduszkę. Nie wiem czy zasłużyłam sobie na takiego faceta, który broni mnie w każdej sytuacji, który wspiera mnie w tej ciężkiej i krętej drodze do zostania rodzicami.
- Dzień dobry. - otwiera jedno oko słodko się uśmiechając. Przysuwam głowę na jego ramię i leżę w takiej pozie kilka minut. - Jutka, musimy po śniadaniu wracać. - cmoka w mnie w głowę.
- Dlaczego?
- Wczoraj wieczór dzwonił do mnie prezes, muszę się przed czternastą u niego zjawić mam coś podpisać, a nie może ta sprawa czekać. - kłamie jak z nut. Nie wie, że słyszałam jego wczorajszą kłótnię  z matką. Nie protestuję, bo chcę się znaleźć w naszym mieszkaniu w Bełchatowie. Zamknąć we własnym azylu.

Plusliga została zaingurowana. W Bełchatowie nastąpiło kilka zmian po zakończeniu sezonu na siatkarską emeryturę odszedł Daniel Pliński i Michał Bąkiewicz, który przygotowuje się do nowej roli, bowiem lada dzień zostanie tatą. Ze Skry także odszedł Andrzej do rosyjskiego Novosybirska. Przygotowania do naszego ślubu stopniowo zwiększają swoje tempo. Mamy wybrany lokal i przygotowujemy listę gości, która ciągle się powiększa, ale jeszcze ponad pół roku, więc nie ma pośpiechu. Data ślubu przymierzana jest na trzecią sobotę kwietnia i mamy nadzieję, że jeśli Skra awansuje do finału, to zakończy rywalizację w maksymalnie czterech spotkaniach, bo piąte jest spodziewane na niedzielę po ślubie, jednak to jeszcze odległa przyszłość. Obecnie rozważamy pomysł adopcji dziecka. Bartek jak najbardziej jest za tym, a ja mam pewne opory. We wtorek mamy się pojawić na spotkaniu przygotowującym pary do adopcji. Po wizycie w ośrodku jestem zdruzgotana. Mamy nikłe szanse na adopcję ponieważ nie jesteśmy jeszcze małżeństwem, o maleństwo starać się mogą pary z pięcioletnim stażem małżeńskim, nie możemy zapewnić, że stale będziemy przebywać w jednym miejscu z racji na życie sportowca i wiele innych tym podobnym. Na drugim spotkaniu mamy do czynienia  z inną kobietą prowadzącą, która chyba ma słabość do Bartka, bo uważa, że wiele z tych wytycznych możemy obejść, lecz najbardziej zabolał mnie sposób wyboru dziecka. Poczułam się jak w jakimś sklepie… Dyrektorka placówki przyniosła katalog z podstawowymi danymi dzieci i ich zdjęciami…
- I co o tym myślisz? - pyta mnie Bartek dwa tygodnie później, gdy siedzimy w domu i mamy się zastanowić nad złożeniem odpowiednich wniosków, by ruszyła machina. Odpowiadam półsłówkami, byle coś odpowiedzieć, a nie konkretnie. - Julita, słuchasz mnie w ogóle?
- Słucham, ale co mam ci powiedzieć? Nie wiem, to jest za ciężkie dla mnie. Ponad moje siły. Może jestem egoistką, ale nie mogę tak, nie potrafię, nie chcę. Proszę cię wstrzymajmy się jeszcze przed ostatecznością, jeszcze nie jesteśmy małżeństwem, dopiero za cztery miesiące weźmiemy ślub. Nie umiem wybrać dziecka, na jakiej podstawie to zrobimy? Weźmiemy ten katalog, choć jak to brzmi? Katalog mogę mieć z kosmetykami, meblami, ubraniami, a nie żywymi osobami… Mamy wybrać kogoś na podstawie imienia? Urody? Zdjęcia? Ubrania w jakim jest ubrane? Nie potrafię tak…  - rozklejam się po raz kolejny czując się wybrakowaną kobietą, która nie spełnia swojej życiowej roli.
- Już dobrze, przepraszam. Może za bardzo naciskam. Jutka nie płacz. - wzdycha ciężko dosiadając się do mnie.
(rok2019)
Lista gości jest już zamknięta, nazbierało ich się dość sporo, bo blisko dwieście osób. Skra dzielnie walczy i po rundzie zasadniczej jest na drugim miejscu, a przed nią z przewagą jednego punktu plasuje się Kędzierzyn Koźle. Nadal jestem w stałym kontakcie z moją lekarka prowadzącą i systematycznie chodzę na kolejne wizyty. Siatkarze podejmują dziś na boisku przeciwnika Olsztyn w walce o półfinał. Zawodnicy Falaski koncertowo grają i po raz trzeci ogrywają przeciwnika. Teraz walka o finał ze zwycięzcą pojedynku Jastrzębie - Gdańsk. Zaczyna nas łapać coraz większa gorączka przed ślubna, nie obchodzi się bez drobnych kłótni. Dzisiaj mogę w końcu odebrać z salonu sukienkę ślubną. Jadwiga chyba się pogodziła z myślą, że będę żoną jej syna, bo jest milsza. A może to dobra gra? Przerwie nam ceremonie ślubną swoim sprzeciwem albo coś? Nie wiem, jestem przewrażliwiona. Dzisiaj na własnym terenie podejmujemy Jastrzębie. Dwa wcześniejsze spotkania wygrał zespół z Bełchatowa, który jest na fali zwyżkowej. Czuć już tą atmosferę blisko finałową, tłum kibiców przybył na halę i dopinguje swoich zawodników. Zostawiam telefon w swoim gabinecie i idę na halę, by usiąść w rzędzie zaraz za bandami wraz z Kasią, która została w klubie do końca sezonu. Dwa pierwsze sety wygrywamy na przewagi, w trzecim przegrywamy na pierwszej przerwie technicznej 3-8, a na drugiej prowadzimy nieznacznie 16-15 i znowu nerwowa końcówka. Po dobrej serii zagrywek Bartka wygrywamy trzeciego seta i jesteśmy w finale.
- Jutka, za ponad dwa tygodnie bierzemy ślub, a ja w finale jestem! - pobiega do mnie roześmiany, a zarazem zmęczony Bartek.
- Jeśli będziesz nadal tak grał, to jestem pewna, że w trzech spotkaniach pokonacie Kędzierzyn i jeszcze zdążysz świętować przed ślubem. - obdarzam go czułym pocałunkiem i idę do gabinetu przygotować się, by przywracać chłopaków do funkcjonalności. Wchodzę do pomieszczenia, zerkam na komórkę,  a tam cztery nieodebrane połączenia z kliniki. Dochodzi osiemnasta, a z tego co pamiętam w środy jest otwarta do dwudziestej. Z bolącym brzuchem oddzwaniam, a kobieta z recepcji łączy mnie z lekarką, która każe mi natychmiast przyjechać. Zostawiam Tomka i Kasię samych, a ja szybko się przebieram i nawet nie szukając Bartka jadę do Łodzi. Pielęgniarka wywołuje moje nazwisko i wchodzę do środka blada jak ściana. Mam wrażenie, że kręci mi się w głowie,  ale siadam naprzeciw lekarki, która wertuje papiery z badaniami. Z minuty na minutę moje zniecierpliwienie rośnie, a we mnie budzą się reakcje wymiotne ze zdenerwowania. Na diagnozę lekarki wybucham gromkim płaczem przeplatanym niedowierzaniem. Wychodzę z gabinetu, ubieram kurtkę i siadam na jednej z ławek przed budynkiem. Łzy wartkim strumieniem płyną z moich oczu. Wyciągam komórkę na której ekranie widnieje informacja o pięciu nieodebranych połączeniach. Jedno od Ali, jedno od mamy i trzy od Bartka. Wybieram ostatni numer i czekam na sygnał.
- Wreszcie! Juta, gdzie ty jesteś? Wyszedłem z halii, ale ciebie nigdzie nie ma.
- Jestem w klinice.
- Coś się stało?!
- Możesz przyjechać do mnie? Bartuś proszę.
- Już jadę. Czekaj tam na mnie. - rozłączam się. Wyciągam chusteczki z torebki i dmucham nos. Kolejne łzy wydobywają się z oczodołów szukając miejsca na policzkach do wędrówki.
                                                                                                                                                

Długo, wiem. Nie chciałam dzielić na dwa. Jeśli ktoś dotrwał do końca z czytaniem, to mi miło.
Mało siatkówki, a znowu dużo przeżyć głównych bohaterów. Owszem, jest tutaj troszku fantastyki zwłaszcza z tą adopcją, ale co do pozaustrojowej metody i zachowań, to bliska mi osoba przeżywała to i co nie co wiem. Kolejny raz jest oparcie na faktach. Większość tutaj przygód nie wysysam z palca.
Pozdrawiam! :)
Michał - dziewiątka

13 komentarzy:

  1. Super rozdział ;) Jestem ciekawa czego się dowiedziała, że płacze, ale chyba nie zanosi się na nic dobrego.... :( chociaż kto wie :)
    Ps. Najdłuższe rozdziały są najlepsze :) Szczególnie tak świetnie pisane :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!
    Głupie pomysły ma Julita. Myślała, że po tym co przeszli to ją zostawi. Chyba by musiał być najgorszym draniem jakby to zrobił, a ja bym się na ciebie fochnęła. Że niby ślub, adopcja, wizyta w klinice, łzy. Nie ogarniam. Jakbym tą mamę Bartka walnęła to bym jej krzywdę zrobiła. Ona nie ma wogóle uczuć. Dobrze, że Bartek wreszcie powiedział jej co myśli o jej zachowaniu w stosunku do ukochanej.
    Nic nie mam przeciwko dłuższym rozdziałom, szczególnie gdy ktoś pisze tak dobrze jak ty.
    Pozdrawiam :>

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm chyba mi sie wydaje, ze zaszła w ciązę ;DD
    Prooooooszę zeby to było to ;D

    co do rozdziału to super i dłuuuuugi:))

    Nie mogę się doczekać kolejnego ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Pisz, pisz tak długie :)
    Jejku, tak bardzo mi żal Jutki, ale widać, że w miarę się trzyma, że ma wsparcie, a to najważniejsze. Nie wiem jak bym się zachowała po drugiej nieudanej próbie? Na pewno nie czułabym się stuprocentową kobietą, ale jest Bartek, który jest jej aniołem, bo inaczej nazwać go nie mogę :)
    Dużo się działo - nieudana próba in vitro, nieprzyjemny wyjazd do Wrocławia (swoją drogą nie zniosłabym takiej teściowej!), inicjatywa Bartka z propozycją adopcji, choć osobiście też nie wiem czy zgodziłabym się na taki pomysł? Nie wiem? Może. Ale na pewno nie od razu.
    Skupiam sie na uczuciach i emocjach tutaj i zupełnie mi nie przeszkadza, nie za wiele siatkówki :) Choć coś wtrąciłaś i Skra ma finał, a Bartek musi się prężyć, by zdobyć złoto w trzech meczach, bo w piątek przed ślubem nie wypada panu młodemu bujać się po boiskach zamiast moczyć nóg! ;P
    I koniec - najgorszy :( Nie wiem czego się spodziewać? Ten wybuch płaczu nie przyniesie nic dobrego mi się wydaje :/ Oby to nie były powikłania po torbieli... Kochana, zrób coś, żeby mogli się cieszyć Dzieciątkiem, bo już wiele wycierpieli! :(
    Pozdrawiam, Alicja :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No coś mi się wydaje, że Julita może być w ciąży :) Oby teraz już było dobrze. Bartek powiedział kilka słów swojej matce :) Co musi się stać aby w końcu ona ją zaakceptowała.

    OdpowiedzUsuń
  6. No normalnie mam ochotę Cię zlać na kwaśne jabłko za to, że przez Ciebie teraz płaczę... W sumie to mniejsza z tym, najgorzej, że cierpią Kurki!! Jak Ty do jasnej cholery możesz im to robić, co? Wiem, miało być nie idealnie, ale bez przesady! Ma być ten słodki dzidziuś i w nosie mam to, co jej tam niby dolega!
    A i wielkie brawa dla Bartka za to, jak mamę skrzyczał. Należało się Jadwińce już dawno!! :D
    Czekam niecierpliwie na kolejny! A ten jest świetny, serio! :*
    Buziaki, Happ ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Co zrobiłaś Julicie?! Ja mam nadzieję, że ona nie jest chora, albo lekarka nie stwierdziła u niej bezpłodności czy coś. Złamałabyś mi serce. I co ona wymyśla z tym wyrzucaniem Kurka z domu? A co do mamy, to dobrze jej tak. Należało się Jadwidze. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja dotarłam i wcale a wcale mi żałuję.
    Jedynie budzą się nie we mnie takie strasznie bolące uczucia, które wzbudzone zostały przez ten okropny ból Julity. Nie wyobrażam sobie teraz, że w przyszłości mogłabym przechodzić przez takie cierpienie, że przez długi czas nie dane byłoby ki zajść w ciążę. Podziwiam ciebie Coquette, że podjęłas się tak trudnego tematu i realizujesz go w pełni poprawnie.
    Już chyba nawet przestała drażnić mnie pani Kurek, która swoim zachowaniem kompletnie burzy swoje relacje z synem czy przyszłą synowa.
    Jedyne co mogę tu jeszcze napisać, to to że zarówno Bartek jak i Julita będą razem szczęśliwi.
    Pozdrawiam,
    Dzuzeppe :-*

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj :) dawno nie komentowałam, nie czytałam ale wiedz, że nie opuściłam Twojego opowiadania i jestem cały czas :) tylko muszę wszystko nadrobić. Jak tylko ogarnę notatki siadam do czytania i komentowania.
    Pozdrawiam A.

    OdpowiedzUsuń
  10. Napiszę to po raz kolejny, ale cóż, bardzo mi jest żal Julity. Niby jest zdrowa, Bartek też, a nie mogą mieć swojej pociechy. Cóż tak w życiu bywa i czasami ta przyczyna siedzi głęboko w psychice. Czasami zdarzają się cuda i chyba z takim będziemy mieli do czynienia, bo przecież na darmo by pani ginekolog nie dzwoniła do Julity :)
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Czuję, że jest w ciąży! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. to straszne, że Julita i Bartek nie mogą mieć dziecka, ale myślę, że ta końcówka nie jest bez powodu i mam nadzieję, że okaże się, że Julita jest w ciązy;) Bardzo bym sobie tego życzyła :))
    i oczywiscie prywata- wracam do pisania:) nie myśl sobie, że opuściłam Twojego bloga, co to to nie! Ciągle byłam, ale brakowało mi momentami czasu:) Teraz nadrabiam wszystko i zapraszam na http://nie-zawsze-dobrze.blogspot.com/ gdzie pojawił się prolog ;))
    buziaki!!!

    OdpowiedzUsuń
  13. Mam nadzieje że Julita jest w ciąży! Tyle już przeszli... Musi im się zacząć układać! Czekam na następny rozdział. Pozdrawiam, Hania ;)

    OdpowiedzUsuń