czwartek, 19 czerwca 2014

66.

Kieruję się szybkim tempem w stronę samochodu wrzucam torbę na tylne siedzenie i siadam za kierownicą. Zapinam pas bezpieczeństwa, a kluczyk wkładam do stacyjki. Jedna, druga, piąta próba uruchomienia silnika bezskuteczna. Z Julitą rozmawiałem dziesięć minut temu i obiecałem, że zaraz będę, a jak na złość cholerne auto nie chce odpalić. Pospiesznie wysiadam strzelając drzwiami i wracam na halę szukając któregoś z chłopaków.
- Paweł wychodzisz już?
- Przecież widzisz.
- A możesz mnie zawieźć do Łodzi? Julita czeka tam na mnie.
- Julita w Łodzi? Myślałem, że masuje chłopaków.
- Ja też, ale dzwoniła, że jest w klinice. Jakaś wystraszona, spłakana, a mi mój gruchot nie chce odpalić. Proszę cię możesz mnie odwieźć?
- Jasne, chodźmy szybko. - pół godziny później byłem pod kliniką w Łodzi. Podziękowałem przyjacielowi za awaryjną podwózkę i niczym strzała wbiegłem do środka budynku szukając Julity. Na korytarzu jej nie było, gdy spytałem pielęgniarkę czy nie wie gdzie jest też nic się nie dowiedziałem, ponieważ nie miała umówionej wizyty i w dokumentacji na dzień dzisiejszy jej nie ma. Wychodzę przed budynek i dostrzegam jej ciemne włosy opadające na ramiona. Siedzi na ławce nieopodal sklepiku ze zdrową żywnością na terenie kliniki. Gdy jestem już blisko słyszę jak dalej płacze i pociąga nosem. Nie obejmuję jej od tyłu, by nie wystraszyć tylko siadam obok, a wtedy mocno wtula się we mnie wybuchając płaczem. Zaczynam się bać, tego co mogę usłyszeć, tego co się stało, bo nie miała planowanej dzisiaj wizyty u profesor Pawlikowskiej, a bez powodu do niej nie dzwoniła.
- Jutka, co się stało? - pytam cicho, gdy się odrobinę uspokoiła.
- Wiesz, że cię kocham? - luzuje uścisk i odsuwa ode mnie na kilka centymetrów delikatnie uśmiechając przez łzy. Nie mam pojęcia co się dzieje, obawiam jakiejś choroby, choć staram wyrzucić tą okropną myśl z głowy. Na pewno nie mam racji, przecież nie mogę jej stracić, nie może być chora, nie ona.
- Mów co się dzieje, bo ja zaraz umrę z nerwów. - tak, ja. Dorosły facet, potężnie zbudowany, a jej tajemniczy język i wzrok budzą we mnie same najgorsze scenariusze.
- Będziemy mieć dziecko. - patrzę na nią przez kilka sekund w bezruchu. Uważam jej słowa za dobry żart, ale po ułamku sekundy, gdy uśmiech znika z jej twarzy przez brak mojej reakcji dociera do mnie, że nie żartowałaby z ciąży, nie po tym co przechodzimy. Łączę fakty w całość i zaczynam w to wierzyć.
- Chcesz mi powiedzieć, że jesteś w ciąży?
- A czy jeśli ci mówię, że będziemy mieć dziecko, to nie jest równoznaczne z tym, że jestem w ciąży? - w końcu uśmiech wraca na jej twarz.
- Boże! Jutka, tak bardzo się bałem, że coś ci jest, jak płakałaś, gdy dzwoniłaś kazałaś mi szybko przyjechać, auto mi się zepsuło i stoi pod halą, ale Paweł mnie przywiózł, a teraz ponowny twój wybuch płaczu i jeszcze, jak spytałaś czy cię kocham. Przecież doskonale wiesz, że jesteś najważniejsza dla mnie.
- Nawet ważniejsza niż siatkówka? - wrócił jej humor i droczy ze mną.
- Julita naj-wa-żniej-sza!
- Przepraszam, za ten płacz, ale nie mogłam w to uwierzyć. Popłakałam trochę i mi lepiej, zaczęłam wierzyć, że to się dzieje naprawdę.
- Ale skąd wiesz, że jesteś?
- Miałam w tamtym tygodniu robione badanie krwi, był sprawdzany także poziom beta HCG, który daje stuprocentową pewność.
- Który to tydzień? A te wasze kobiece sposoby na odkrycie ciąży?
- Wszystkiego się dowiemy po wizycie. Mam być przyjęta jako ostatnia pacjentka jeszcze dzisiaj.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że po tylu niepowodzeniach naturalnie zostaniemy rodzicami. - przytulam ją mocno pełen emocji, że to dzieje się naprawdę.
- Tylko mi tutaj nie płacz wystarczy, że ja się marzę. - pięknie się uśmiecha, obejmuje dłońmi moją szyję i namiętnie całuje.

***

Ostatnia pacjentka opuszcza gabinet profesor i teraz wchodzimy my. Czuję lekkie podenerwowanie, a zarazem ogromną radość, że po tylu staraniach udaje mi się zajść w ciążę. Może wielkim plusem było danie chwili odpoczynku od wszelkich sztucznych metod, od pomysłu adopcji, a jedynie skupienie na ślubie. Za zgodą lekarki możemy razem wejść do gabinetu i zajmujemy miejsce naprzeciw profesor.
- Mogą państwo zostać dłużej? Ponieważ klinika czynna jest dzisiaj do dwudziestej, a już minęła.
- Oczywiście.  - blondynka około czterdziestki odwzajemnia nasz uśmiech.
- Na wstępie bardzo serdecznie państwu gratuluję. Wszystkim pacjentkom staram się pomóc jak umiem, ale za państwo trzymałam szczególnie kciuki i bardzo cieszę, że po tylu miesiącach blokada psychiczna została zerwana.  Wracam do badań, i już państwu mówię co z nich wynika. Ostatnie badanie krwi miała pani osiem tygodni temu i nie wykazało ciąży, tydzień później miała pani miesiączkę? - kiwam twierdzącą głową. - Kolejnej nie było?
- Nie, ale nie podejrzewałam nic, bo czuję doskonale, a czasem te przerwy były spowodowane lekami.
- Ta przerwa nie była spowodowana lekami. - znowu podnosi kąciki ust ku górze, a ja czuję jej psychiczne wsparcie, którym nas obdarzyła. - Muszę coś pani jeszcze powiedzieć, i jest to chyba cud, gdyż z medycznego punktu widzenia nie jestem w stanie realnie tego wytłumaczyć torbiel z prawego jajnika zniknął. Nie ma po nim najmniejszego śladu! - łzy płyną po moim policzku, które ciągle wycieram. Dzieje się coś niemożliwego w co nie mogę uwierzyć, coś co była tak dalekie od realności dzieje się naprawdę. - Wracając mamy szósty tydzień ciąży. Maleństwo mierzy około pięć milimetrów, ale jego serce już powinno bić. Zaraz wszystko sprawdzimy, dlatego zapraszam panią do pomieszczenia dalej.
- A czy narzeczony może być ze mną?
- Oczywiście, to pani decyzja.
Podczas USG nie mogę opanować łez spadających z moich oczu. Ściskam kurczowo dłoń Bartka, który jak zahipnotyzowany patrzy w ekran słuchając, jak profesorka tłumaczy gdzie znajduje się nasze Maleństwo.
- Proszę tutaj spojrzeć - widzą państwo serce? Bije równomiernie, ale jeszcze go nie usłyszymy.  - z obserwacji lekarki wszystko przebiega prawidłowo. Ubieram się i ponownie wracamy do pomieszczenia obok. - Może pani nadal w pełni normalnie funkcjonować, tylko oczywiście w miarę rozsądku dbać o siebie. Jeść dużo warzyw i owoców, ale żeby posiłki nie składały się tylko z tych produktów. Pić dużo wody, a unikać w miarę możliwości napojów gazowanych. I jeszcze jedno, a zapewne uprzedzę pani pytanie, mimo ciąży, jeśli organizm toleruje można wypić dziennie jedną czy nawet dwie słabsze filiżanki kawy z mlekiem.
- No właśnie do tej pory piłam w niewiedzy.
- Legalnie pozwalam pani. Zapraszam za dwa tygodnie, a jeśli państwo podejdą do położnej Patrycji, która jest w recepcji to założy od razu kartę ciąży. Do zobaczenia.

Po dniu pełnym emocji  w końcu się zamykamy we własnym azylu. Wracam z łazienki i kładę na łóżku obok Bartka. leżymy w ciszy, ciągle myślę, o tym co się dziś stało, o tym, o czym się dziś dowiedziałam. Jeszcze pięć godzin temu byłam na półfinałowym spotkaniu Skry z Jastrzębiem, a z tyłu głowy stale przelatywała myśl czy i kiedy zostaniemy rodzicami, a teraz wiem, że jestem w ciąży.
- Ty też spać nie możesz? - z pleców na bok odwraca się Bartek.
- Ciągle nie mogę w to uwierzyć. - kładę się na brzuchu, prawą  rękę podkładam pod buzię, a lewą przejeżdżam po bartkowej głowie aż do szyi.
- Fantastyczny dzień, choć awans do finału przy wiadomości o ciąży ma się nijak, ale widzisz jak wszystko nam się układa? Czuję się w pełni szczęśliwy.
- Bartuś boję się, że jest za idealnie, że coś się stanie.
- Nawet tak nie myśl! Ostatnio szczęście nas omijało szerokim łukiem i w końcu przypomniało o nas. - przybliżam się do jego torsu i zostaje zamknięta w uścisku. Składam na jego policzkach czułe muśnięcia i zbliżam do ust. Tak bardzo go kocham i w reszcie będę mogła mu dać cząstkę nas.
- A możemy wytrzymać i nikomu nie mówić?
- Dlaczego? Jutka, ja jestem tak szczęśliwy, że mógłbym iść i krzyczeć.
- Bo boję się zawodu, bo chcę zrobić bliskim niespodziankę…
- Ale jak ty chcesz pracować w takim stanie?
- Przecież tylko do czwartku jestem w klubie tydzień przed ślubem mam wolne, a później to już koniec sezonu.
- A twój wieczór panieński?
- Ali tylko powiem ona nikomu nie powie nawet Pawłowi i zorganizuję tak, żeby ona robiła drinki, a wtedy mi da sok.
- Okej, jeśli tak chcesz, ale nie wiem jak długo wytrzymam trzymając za zębami, że będziemy mieli dziecko.
- Dziękuję, a teraz śpij. Miałeś ciężkie spotkanie,  później taka informacja, a jutro trening.
- Ty też spróbuj zasnąć. - jeszcze raz go całuję i z powrotem przykładam głowę do jego ramienia uprzednio przykrywając nas kołdrą.  

Trwają przygotowania do finału plusligi. Chłopaki  są zmęczeni ciężkim sezonem, wieloma meczami, setkami treningów, podróżami czy mniej lub bardziej poważnymi kontuzjami. Staram się z Tomkiem i Kasią robić co w naszej mocy, by im pomóc. Z Kędzierzyna przywożą dwie wygrane w zaliczce, śmiejemy się, że wszyscy się zebrali i robią nam prezent ślubny w postaci szybkiego i przyjemnego zakończenia sezonu, bo ewentualny czwarty mecz ma odbyć się dzień przed naszym ślubem. Świetne mecze rozgrywa Mariusz z Bartkiem, obaj otrzymali statuetki po meczu. Bartka chyba uskrzydla myśl o Dzieciątku, które póki co jest bardzo grzeczniutkie i nie powoduje u mnie mdłości ani żadnych innych objawów. Trzecie spotkanie rozgrywane jest w niedzielę o szesnastej. Na bełchatowską halę przychodzą moi rodzice, Patrycja z Kacprem, Emilką i Oliwką oraz Majka, niestety Wiktor jest w pracy. Mieli przyjechać rodzice Bartka, ale pan Adam jest poza Wrocławiem, mama Bartka nie umie prowadzić samochodu, a Kuba nie ma jeszcze osiemnastu lat. Siedzę wraz z rodziną i dopinguję drużynę Skrzatów. Oliwka dość pewnie stawia kroczki, ale dłuższych wycieczek nie urządza, jedynie co chwilę chce pić. Moja Emilka zadaje tysiące pytań odnośnie ceremonii ślubnej, ponieważ ma misję do spełnienia, a mianowicie będzie trzymała nasze obrączki. Stan dzisiejszej rywalizacji 2-1 dla gości i jeśli gospodarze nie zawalczą, to potrzebne będzie czwarte spotkanie. Mariusz po chwili wytchnienia zdobywa dwa punkty z zagrywki, trzeci dodaje Karol z bloku i Skra prowadzi dwoma punktami, których nie oddaje już do końca i tak doprowadzają do piątego seta, jakże nerwowego. Ostatecznie wygrywamy, a na hali robi się gęsto od ilości zawodników, działaczy, sponsorów, fotoreporterów. Biorę Oliwkę na ręce, a Emilkę za rękę i idziemy na moment do Bartka.
- Gratuluję Bartuś! - przekrzykuję tłum i jedną ręką go przytulam. Zamieniam z nim jeszcze kilka zdań, dziewczyny z którymi przyszłam gratulują, choć raczej Emila, bo czternastomiesięczna Oliwia nie bardzo orientuje się co się dzieje.
W końcu nadchodzi ten długo wyczekiwany dzień. Ślub o piętnastej, więc mamy dość sporo czasu na przygotowanie i o ile Bartek nie ma wiele pracy przy sobie, tak mnie czeka wizyta u kosmetyczki, powrót do Bełchatowa, a stamtąd do Pabianic, gdzie czeka na mnie sukienka ślubna i razem z tatą jadę do Łodzi do kościoła, gdzie mam nadzieję będzie czekał na mnie Bartek wraz z gośćmi.
- Na pewno dojedziesz do kościoła? - chodzi za mną krok w krok Bartek.
- Misiu, kocham cię najbardziej na świecie i mówiłam ci to już tysiąc razy. - roześmiana opieram dłonie o jego klatkę piersiową. Niedługo później jadę do domu rodzinnego przebrać się.
Samochody na parkingu kościelnym są, więc goście są, pytanie czy pan młody mi nie zwiał, oby nie. Wchodzę do pięknie ustrojonej świątyni trzymając  się tatowego ramienia, a mój Bartek w asyście Andrzeja czeka na mnie.
- Od dzisiaj jest cała twoja, a ty cały jej. Dbaj o nią. - uśmiecha się mój tata i podaje moją rękę bartkowej dłoni. Witam się z nim całusem w policzek i oczekujemy na pierwsze dźwięki rozpoczynające mszę.
W czasie przysięgi po swojej kwestii i usłyszeniu z ust Bartka tych magicznych słów czuję jakby jakiś ciężar spadł z moich pleców. Coś, czego nie potrafię wytłumaczyć słowami, coś irracjonalnego. Mam dwustuprocentową pewność, że mnie kocha, że jestem najważniejsza w jego życiu, że chce je spędzić ze mną, że chce mieć ze mną dzieci, a pierwsze Maleństwo przywitamy na jesień. Mój szampan został wymieniony na sok jabłkowy, który również świetnie smakuje. Po wejściu na salę staje przed nami tłum gości, który chce nam złożyć życzenia. Wszyscy są mili, życzliwi i przyjechali specjalnie dla nas. Jestem wzruszona, ale staram trzymać, by nie popsuć pracy kosmetyczki.
Inaugurujemy zabawę pierwszym tańcem. Moja rozkloszowana suknia pięknie się kręci podczas obrotów, a koronkowa góra sięga łokcia. Bawię się w towarzystwie brata, chłopaków z drużyny w klubie, kilku chłopaków z reprezentacji, znajomych, wujków, oraz jeden taniec poświęcam Andrei, który przyleciał specjalnie na nasz ślub z Włoch po zakończonym sezonie ligowym. Kolejny rok spędzi w naszym kraju trenując Olsztyn.
- Bratowa, ja rozumiem, że wiele facetów dziś ciebie chce, ale dla mnie znalazłabyś chwilę, choć te trzy minuty. - podchodzi do mnie Kuba.
- Kubuś, ależ oczywiście, że dla ciebie poświęcę nawet dziesięć minut! Mój jedyny szwagier, który wzrost odziedziczył niewątpliwie po bracie.
- Julita, nie Kubusiuj mi przy tylu dziewczynach.
- Przepraszam Jakubie.
- Już wole Kubuś niż Jakub. Tabaluga pozostawił swoje piętno na tym imieniu.
- Nie Tabaluga, a Arktos. - poprawiam go śmiejąc się.
- Dobrze, w twoim stanie wszystko wybaczam.
- Ta papla ci się wygadała?
- Właściwie, to ja jestem obrażony, że ten fakt chciałaś ukryć przede mną.
- Kuba! - bawię się z nim kolejne kilka minut żwawo dyskutując.
Zmęczona tańcami idę szukać mojego męża. Muszę się przyzwyczaić do tego określenia. Widzę go, jak stoi z Pawłem, Karolem, Krzyśkiem i Alą wszyscy się z czegoś śmieją, ale mój wzrok przykuwa postać mojego męża. Jest najprzystojniejszy z nich wszystkich, ubrany w czarny garnitur i białą koszulę ze spinkami, zamiast krawatu wybrał muszkę, która idealnie do niego pasuje. Jest cały mój.
- Mogę wam porwać mojego męża? - materializuję się przed towarzystwem i wychodzę dosłownie na kilka minut na ławkę przed domem weselnym. Usadawiam się na bartkowych kolanach i obejmuję za szyję mocno tuląc.
- Kocham cię, tak po prostu, za wszystko.
- Julisia, ja ciebie też. Was.
- Co ty nagadałeś swojej mamie, bo jej nie poznaję? - bawię się obrączką połyskującą w świetle księżyca i wybucham śmiechem, a jego milczenie i uśmieszek świadczą, że powiedział jej o ciąży. - Aha, to już wiem. Bartek, co ty ze mną zrobiłeś? - nagle zmienia wyraz twarzy na zaskoczonego.  - Przecież ja nie chciałam brać ślubu, pamiętasz ile kłótni było, jak ty chciałeś, a ja się wiecznie wściekałam, że ślub mi do niczego nie potrzebny.
- I dalej tak uważasz?
- Nie. Jesteś najlepszym co mnie spotkało i przez te sześć lat kocham cię z dnia na dzień coraz mocniej. - łącze nasze wargi  w pocałunku pełnym miłości, pełnym słów, których nie wyraziliśmy, a są ukryte w tej chwili intymności. - Musimy wracać, bo mój ukochany szwagier nie daje mi spokoju. - śmieję się widząc Kubę, który do nas zmierza.
Wszyscy goście się doskonale bawią, nie brakuje napoi i jedzenia. Siatkarze mają grono wielbicielek nawet na naszym weselu. Choć jak ich nie lubić, gdy zebrani w parę osób potrafią zrobić show. Wśród światka sportowego są także przedstawiciele innych dyscyplin między innymi pięciu szczypiornistów, mój prawie kuzyn Marcin Gortat, kilku chłopaków grających w nogę, a z nich najwięcej śmiechu ma Krzyś Ignaczak. Część gości zostaje w pokojach, które są zarezerwowane w hotelu obok domu weselnego, a część wraca do swoich domów, jeśli mieszkają niedaleko, gdyż jest kierowca odwożący takich gości. O szóstej nad ranem, już dawno po wschodzie słońca ostatni siatkarze wraz z Wiktorem opuszczają salę zabaw, a wtedy i my możemy iść spać. Odbieramy klucze z recepcji i windą jedziemy do naszego pokoju. W oknach mamy zsunięte ciemno niebieskie rolety, które dają efekt nocy.
- No to idziemy spać. - rozpina koszulę Bartek.
- Stop, stop. Mężu, a znasz coś takiego jak noc poślubna, okej w naszym przypadku poranek. - przejmuję odpinanie guzików koszuli i składam drobne muśnięcia na jego torsie.
- A czy moja żona, może w swoim stanie ze mną się kochać? - zanurza swoje wargi w moich.
- Dostała zezwolenie od profesor.
- Nie żartuj, że pytałaś?
- A dlaczego by nie? W końcu ślub ma się raz w życiu i noc poślubną. - z coraz większą żarliwością obdarzamy się pocałunkami.
- Mam szaloną żonę. - ściągam mu marynarkę, koszulę, odpinam pasek i guzik od spodni. W odpowiedzi rozsuwa zamek mojej sukienki i kilka sekund później znajduję się w samej bieliźnie i pończochach. Małymi kroczkami zbliżamy się do łóżka nie przestając całować i ściągać kolejnych części garderoby.
*
(…) all of me    (…) cały ja
Loves all of you     Kocham całą ciebie
Love your curves and all your edges     Kocham twoje krzywizny i krawędzie
All your perfect imperfections     Wszystkie twoje idealne niedoskonałości
Give your all to me    Daj mi całą siebie
I’ll give my all to you    A ja dam Ci całego siebie
You’re my end and my beginning     Jesteś moim końcem i początkiem
Even when I lose I’m Winding      Nawet jeśli przegrywam, to wygrywam
                                                                                                                                                        

Nie zamuliła Was ta słodycz płynąca z rozdziału? Co tydzień mówię sobie, że jeszcze dwa-trzy epizody i koniec, i co tydzień przesuwam tą granicę o tydzień, ale koniec nadejdzie. Niedługo, ale dokładnie nie wiem.
Dziękuję Wam BARDZO za zainteresowanie ostatnimi rozdziałami, że pokazujecie, że ze mną jesteście i mam nadzieję, że już do końca pokażecie swoją obecność. Niech to będzie transakcja wymienna, ja dla Was piszę, Wy odpłacacie swoim słowem :)
Wyjątkowo, dzień wcześniej. Pozdrawiam! :)
#9 Michał
Ask

17 komentarzy:

  1. Oj *-* *.......*
    Płakać mi się chce, ale nie ze smutku, a szczęście, jednak muszę się trzymać, żeby makijaż świąteczny nie spłynął :p
    Boże ja ci wspominałam o tym,że tej dwójce należy się wreszcie szczęście, które nareszcie wkroczyło w ich wspólne życie.
    Ja w nerwach cała byłam po poprzednim rozdziale, bo ten płacz to dziwne zachowanie Julity mnie mnie zaniepokoilo, na szczęście jednak spowodowane było to tak wspaniałą wiadomością.
    No a ślub, to wiadomo, ze najlepszy na świecie pewnie był, bo końcu siatkarze się na nim bawili :D
    Całuje :-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wooow cudo <3
    juz nie mogę się doczekać kolejnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu się udało ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Suuuuuper:))
    Cieszę się,że zaszła w ciążę i są szczęsliwi <3
    Mam nadzięję, ze tak będzie do konca :D

    pozdrawiam i do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A jednak, ten płacz, był spowodowany ciążą. Oczywiście łzy radości jak mniemam :)
    Tak bardzo się cieszę, po przeczytaniu tego rozdziału, że dałaś im cieszyć się rolą rodzica (dasz, bo nie wyobrażam, że coś zepsujesz).
    Ślub magiczny po wyobrażeniu Twojego opisu. Piszesz, tak realnie, że jestem w stanie uwierzyć, że to się dzieje na prawdę :) Cieszę się, że przedstawiasz tak ciężkie i na prawdę trudne tematy, które dotyczą niejednego z nas. Czekam na Bobasa :)
    Szczerze gratuluję pomysłu, wytrwałości, talentu, a sobie mogę pluć w brodę, że tak późno trafiłam na Twojego bloga i coraz bliżej końca :(
    Pozdrawiam, Alicja :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękny rozdział plus muzyka w tle = ocean moich łez wzruszenia...
    Pisz tak dalej, ale nie doprowadzaj mnie do płaczu :)
    Bartuś, jesteś tak idealny, że jakbym mogła to wykradłabym cię albo sklonowała, o tak, chyba to dobre wyjście, bo pewnie jest więcej dziewczyn, które chciałaby tak czułego, zabawnego, inteligentnego i przystojnego chłopaka, baa męża! :D
    Ściskam!
    I.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nadrobiłam cale opowiadanie ;)
    Witam Ciebie i na wstępie bardzo chcę Ci podziekować za to, że w końcu pozwolilaś Bartkowi i Julicie spodziewać sie potomka ;) Mam nadzieję, ze tym razem Julicie uda się dotrzymać ciążę i wszystkie nieszczęścia minęly. Twoje choc nie skończone i mam nadzieję, ze jeszcze dlugo sie nie zakończy jest jednym z najlepszych opowiadan jakie czytałam. Każdy rozdział przeżywam jakby dział się to naprawdę, a nie tylko w Twojej wyobraźni. Plakalam za kazdym razem kiedy okazywalo sie, ze nie moga miec dziecka, a w tym takze moje oczy byly mokre od łez ale z odmienniego powodu. Bardzo podoba mi sie Twój sposob pisania u napewno bedę Tu zagladać. ;)
    Pozdrawiam, Ola ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja tu czekałam na jutro, na nowy rozdział, wchodzę na aska a tu buum! nowy rozdział.
    Jeej, jak cudownie, że im się udało w końcu! Cieszę się, jakby to działo się naprawdę; jakby to były bliskie mi osoby. Cuda jednak się zdarzają! Ślub jak z bajki, ba, oni jak z bajki! Tak się ciesze, że pozwoliłaś Im się w końcu cieszyć z życia, że w końcu kolejny dzień przynosi Im radość, smutek, zmartwienie i płacz..
    Twoje opowiadanie tak mnie wciągnęło, że czekam od piątku do piątku! A w piątek popołudniu ciągle odświeżam stronę :) Cieszę się, że tu jesteś :*
    Pozdrawiam, Patrycja :**

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak cudownie, że w końcu im się udało. Teraz tylko czekać na reakcję przyjaciół. Ich ślub był cudowny. Niech ich wszystkie zmartwienia na razie ich opuszczą. Daj im cieszyć się z tego, że zostaną rodzicami Julita musi donosić ciążę.

    OdpowiedzUsuń
  10. przeczytałam rozdział wcześniej, ale komentuję dopiero teraz (znaczy nie mam pojęcia, czy mój internet pozwoli, ale postaram się). W każdym bądź razie... jestem taka szcześliwa, że w końcu się im udało. Jaki z tego morał? Po co ingerowac w ludzki organizm skoro i tak natura zrobi swoje? :D oby jednak tym razem Julita nie poroniła, bo zrobię komuś krzywdę. Pozdrawiam i do napisania :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nareszcie się udało :) tyle szczęścia w jednym pięknym i pełnym wzruszenia rozdziale :) teraz wszystko już na pewno będzie naj, naj, najlepiej :D i wszystko się zakończy pomyślnie. Nie wiem co ja zrobię jak skończysz tą historię :( strasznie się przyzwyczaiłam, że co piątek wieczorem czeka nowy rozdział :) bardzo Ci dziękuję, że jesteś, że piszesz i że robisz to najlepiej :D
    Czekam na następny rozdział z jeszcze większą niecierpliwością..
    Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :* :)
    A.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jestem szczęśliwa, że tak się potoczyło. Po raz pierwszy na tym blogu płaczę ze szczęścia. Wcale nie jest przesłodzone. Ja tam osobiście wole takie przesłodzone historie niż jakieś zabójstwa itp. Niech już będzie wszystko w porządku. Mały bobas niech im się tam chowa. Bałam się, że mama Bartka coś odwali w kościele i z wesela nici, jednak zmieniła swoje podejście do Jutki, pewnie to przez ciążę jednak w tym momencie nie jest to ważne.
    Pozdrawiam i czekam na następny ;>

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak bardzo się ciesze, że w końcu się udało. Tyle czasu na to czekali, a w dodatku zostali małżeństwem :) Nic tylko się cieszyć i oczekiwać szczęśliwego rozwiązania. Oni się już dość nacierpieli.
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
  14. przeczytałam, raduję się bardzo bardzo, a z konkretnym komentarzem jeszcze wrócę mycho ♥

    OdpowiedzUsuń