Kieruję się
szybkim tempem w stronę samochodu wrzucam torbę na tylne siedzenie i siadam za
kierownicą. Zapinam pas bezpieczeństwa, a kluczyk wkładam do stacyjki. Jedna,
druga, piąta próba uruchomienia silnika bezskuteczna. Z Julitą rozmawiałem
dziesięć minut temu i obiecałem, że zaraz będę, a jak na złość cholerne auto
nie chce odpalić. Pospiesznie wysiadam strzelając drzwiami i wracam na halę
szukając któregoś z chłopaków.
- Paweł
wychodzisz już?
- Przecież
widzisz.
- A możesz
mnie zawieźć do Łodzi? Julita czeka tam na mnie.
- Julita w
Łodzi? Myślałem, że masuje chłopaków.
- Ja też,
ale dzwoniła, że jest w klinice. Jakaś wystraszona, spłakana, a mi mój gruchot
nie chce odpalić. Proszę cię możesz mnie odwieźć?
- Jasne,
chodźmy szybko. - pół godziny później byłem pod kliniką w Łodzi. Podziękowałem
przyjacielowi za awaryjną podwózkę i niczym strzała wbiegłem do środka budynku
szukając Julity. Na korytarzu jej nie było, gdy spytałem pielęgniarkę czy nie
wie gdzie jest też nic się nie dowiedziałem, ponieważ nie miała umówionej
wizyty i w dokumentacji na dzień dzisiejszy jej nie ma. Wychodzę przed budynek i
dostrzegam jej ciemne włosy opadające na ramiona. Siedzi na ławce nieopodal
sklepiku ze zdrową żywnością na terenie kliniki. Gdy jestem już blisko słyszę
jak dalej płacze i pociąga nosem. Nie obejmuję jej od tyłu, by nie wystraszyć
tylko siadam obok, a wtedy mocno wtula się we mnie wybuchając płaczem. Zaczynam
się bać, tego co mogę usłyszeć, tego co się stało, bo nie miała planowanej
dzisiaj wizyty u profesor Pawlikowskiej, a bez powodu do niej nie dzwoniła.
- Jutka, co
się stało? - pytam cicho, gdy się odrobinę uspokoiła.
- Wiesz, że
cię kocham? - luzuje uścisk i odsuwa ode mnie na kilka centymetrów delikatnie
uśmiechając przez łzy. Nie mam pojęcia co się dzieje, obawiam jakiejś choroby,
choć staram wyrzucić tą okropną myśl z głowy. Na pewno nie mam racji, przecież
nie mogę jej stracić, nie może być chora, nie ona.
- Mów co się
dzieje, bo ja zaraz umrę z nerwów. - tak, ja. Dorosły facet, potężnie
zbudowany, a jej tajemniczy język i wzrok budzą we mnie same najgorsze
scenariusze.
- Będziemy
mieć dziecko. - patrzę na nią przez kilka sekund w bezruchu. Uważam jej słowa
za dobry żart, ale po ułamku sekundy, gdy uśmiech znika z jej twarzy przez brak
mojej reakcji dociera do mnie, że nie żartowałaby z ciąży, nie po tym co
przechodzimy. Łączę fakty w całość i zaczynam w to wierzyć.
- Chcesz mi
powiedzieć, że jesteś w ciąży?
- A czy
jeśli ci mówię, że będziemy mieć dziecko, to nie jest równoznaczne z tym, że
jestem w ciąży? - w końcu uśmiech wraca na jej twarz.
- Boże!
Jutka, tak bardzo się bałem, że coś ci jest, jak płakałaś, gdy dzwoniłaś
kazałaś mi szybko przyjechać, auto mi się zepsuło i stoi pod halą, ale Paweł
mnie przywiózł, a teraz ponowny twój wybuch płaczu i jeszcze, jak spytałaś czy
cię kocham. Przecież doskonale wiesz, że jesteś najważniejsza dla mnie.
- Nawet
ważniejsza niż siatkówka? - wrócił jej humor i droczy ze mną.
- Julita
naj-wa-żniej-sza!
-
Przepraszam, za ten płacz, ale nie mogłam w to uwierzyć. Popłakałam trochę i mi
lepiej, zaczęłam wierzyć, że to się dzieje naprawdę.
- Ale skąd
wiesz, że jesteś?
- Miałam w
tamtym tygodniu robione badanie krwi, był sprawdzany także poziom beta HCG,
który daje stuprocentową pewność.
- Który to
tydzień? A te wasze kobiece sposoby na odkrycie ciąży?
-
Wszystkiego się dowiemy po wizycie. Mam być przyjęta jako ostatnia pacjentka
jeszcze dzisiaj.
- Nawet nie
wiesz jak bardzo się cieszę, że po tylu niepowodzeniach naturalnie zostaniemy
rodzicami. - przytulam ją mocno pełen emocji, że to dzieje się naprawdę.
- Tylko mi
tutaj nie płacz wystarczy, że ja się marzę. - pięknie się uśmiecha, obejmuje
dłońmi moją szyję i namiętnie całuje.
***
Ostatnia
pacjentka opuszcza gabinet profesor i teraz wchodzimy my. Czuję lekkie
podenerwowanie, a zarazem ogromną radość, że po tylu staraniach udaje mi się
zajść w ciążę. Może wielkim plusem było danie chwili odpoczynku od wszelkich
sztucznych metod, od pomysłu adopcji, a jedynie skupienie na ślubie. Za zgodą
lekarki możemy razem wejść do gabinetu i zajmujemy miejsce naprzeciw profesor.
- Mogą
państwo zostać dłużej? Ponieważ klinika czynna jest dzisiaj do dwudziestej, a
już minęła.
-
Oczywiście. - blondynka około
czterdziestki odwzajemnia nasz uśmiech.
- Na wstępie
bardzo serdecznie państwu gratuluję. Wszystkim pacjentkom staram się pomóc jak
umiem, ale za państwo trzymałam szczególnie kciuki i bardzo cieszę, że po tylu
miesiącach blokada psychiczna została zerwana.
Wracam do badań, i już państwu mówię co z nich wynika. Ostatnie badanie
krwi miała pani osiem tygodni temu i nie wykazało ciąży, tydzień później miała
pani miesiączkę? - kiwam twierdzącą głową. - Kolejnej nie było?
- Nie, ale
nie podejrzewałam nic, bo czuję doskonale, a czasem te przerwy były spowodowane
lekami.
- Ta przerwa
nie była spowodowana lekami. - znowu podnosi kąciki ust ku górze, a ja czuję
jej psychiczne wsparcie, którym nas obdarzyła. - Muszę coś pani jeszcze powiedzieć, i jest to chyba cud, gdyż z medycznego punktu widzenia nie jestem w stanie realnie tego wytłumaczyć torbiel z prawego jajnika zniknął. Nie ma po nim najmniejszego śladu! - łzy płyną po moim policzku, które ciągle wycieram. Dzieje się coś niemożliwego w co nie mogę uwierzyć, coś co była tak dalekie od realności dzieje się naprawdę. - Wracając mamy szósty tydzień ciąży. Maleństwo
mierzy około pięć milimetrów, ale jego serce już powinno bić. Zaraz wszystko
sprawdzimy, dlatego zapraszam panią do pomieszczenia dalej.
- A czy
narzeczony może być ze mną?
-
Oczywiście, to pani decyzja.
Podczas USG
nie mogę opanować łez spadających z moich oczu. Ściskam kurczowo dłoń Bartka,
który jak zahipnotyzowany patrzy w ekran słuchając, jak profesorka tłumaczy
gdzie znajduje się nasze Maleństwo.
- Proszę
tutaj spojrzeć - widzą państwo serce? Bije równomiernie, ale jeszcze go nie
usłyszymy. - z obserwacji lekarki
wszystko przebiega prawidłowo. Ubieram się i ponownie wracamy do pomieszczenia
obok. - Może pani nadal w pełni normalnie funkcjonować, tylko oczywiście w
miarę rozsądku dbać o siebie. Jeść dużo warzyw i owoców, ale żeby posiłki nie
składały się tylko z tych produktów. Pić dużo wody, a unikać w miarę możliwości
napojów gazowanych. I jeszcze jedno, a zapewne uprzedzę pani pytanie, mimo
ciąży, jeśli organizm toleruje można wypić dziennie jedną czy nawet dwie
słabsze filiżanki kawy z mlekiem.
- No właśnie
do tej pory piłam w niewiedzy.
- Legalnie
pozwalam pani. Zapraszam za dwa tygodnie, a jeśli państwo podejdą do położnej
Patrycji, która jest w recepcji to założy od razu kartę ciąży. Do zobaczenia.
Po dniu
pełnym emocji w końcu się zamykamy we
własnym azylu. Wracam z łazienki i kładę na łóżku obok Bartka. leżymy w ciszy,
ciągle myślę, o tym co się dziś stało, o tym, o czym się dziś dowiedziałam.
Jeszcze pięć godzin temu byłam na półfinałowym spotkaniu Skry z Jastrzębiem, a
z tyłu głowy stale przelatywała myśl czy i kiedy zostaniemy rodzicami, a teraz
wiem, że jestem w ciąży.
- Ty też
spać nie możesz? - z pleców na bok odwraca się Bartek.
- Ciągle nie
mogę w to uwierzyć. - kładę się na brzuchu, prawą rękę podkładam pod buzię, a lewą przejeżdżam
po bartkowej głowie aż do szyi.
-
Fantastyczny dzień, choć awans do finału przy wiadomości o ciąży ma się nijak,
ale widzisz jak wszystko nam się układa? Czuję się w pełni szczęśliwy.
- Bartuś
boję się, że jest za idealnie, że coś się stanie.
- Nawet tak
nie myśl! Ostatnio szczęście nas omijało szerokim łukiem i w końcu przypomniało
o nas. - przybliżam się do jego torsu i zostaje zamknięta w uścisku. Składam na
jego policzkach czułe muśnięcia i zbliżam do ust. Tak bardzo go kocham i w
reszcie będę mogła mu dać cząstkę nas.
- A możemy
wytrzymać i nikomu nie mówić?
- Dlaczego?
Jutka, ja jestem tak szczęśliwy, że mógłbym iść i krzyczeć.
- Bo boję
się zawodu, bo chcę zrobić bliskim niespodziankę…
- Ale jak ty
chcesz pracować w takim stanie?
- Przecież
tylko do czwartku jestem w klubie tydzień przed ślubem mam wolne, a później to
już koniec sezonu.
- A twój
wieczór panieński?
- Ali tylko
powiem ona nikomu nie powie nawet Pawłowi i zorganizuję tak, żeby ona robiła
drinki, a wtedy mi da sok.
- Okej,
jeśli tak chcesz, ale nie wiem jak długo wytrzymam trzymając za zębami, że
będziemy mieli dziecko.
- Dziękuję,
a teraz śpij. Miałeś ciężkie spotkanie,
później taka informacja, a jutro trening.
- Ty też
spróbuj zasnąć. - jeszcze raz go całuję i z powrotem przykładam głowę do jego
ramienia uprzednio przykrywając nas kołdrą.
Trwają
przygotowania do finału plusligi. Chłopaki
są zmęczeni ciężkim sezonem, wieloma meczami, setkami treningów, podróżami
czy mniej lub bardziej poważnymi kontuzjami. Staram się z Tomkiem i Kasią robić
co w naszej mocy, by im pomóc. Z Kędzierzyna przywożą dwie wygrane w zaliczce,
śmiejemy się, że wszyscy się zebrali i robią nam prezent ślubny w postaci
szybkiego i przyjemnego zakończenia sezonu, bo ewentualny czwarty mecz ma odbyć
się dzień przed naszym ślubem. Świetne mecze rozgrywa Mariusz z Bartkiem, obaj
otrzymali statuetki po meczu. Bartka chyba uskrzydla myśl o Dzieciątku, które
póki co jest bardzo grzeczniutkie i nie powoduje u mnie mdłości ani żadnych
innych objawów. Trzecie spotkanie rozgrywane jest w niedzielę o szesnastej. Na
bełchatowską halę przychodzą moi rodzice, Patrycja z Kacprem, Emilką i Oliwką
oraz Majka, niestety Wiktor jest w pracy. Mieli przyjechać rodzice Bartka, ale
pan Adam jest poza Wrocławiem, mama Bartka nie umie prowadzić samochodu, a Kuba
nie ma jeszcze osiemnastu lat. Siedzę wraz z rodziną i dopinguję drużynę
Skrzatów. Oliwka dość pewnie stawia kroczki, ale dłuższych wycieczek nie
urządza, jedynie co chwilę chce pić. Moja Emilka zadaje tysiące pytań odnośnie
ceremonii ślubnej, ponieważ ma misję do spełnienia, a mianowicie będzie
trzymała nasze obrączki. Stan dzisiejszej rywalizacji 2-1 dla gości i jeśli
gospodarze nie zawalczą, to potrzebne będzie czwarte spotkanie. Mariusz po
chwili wytchnienia zdobywa dwa punkty z zagrywki, trzeci dodaje Karol z bloku i
Skra prowadzi dwoma punktami, których nie oddaje już do końca i tak
doprowadzają do piątego seta, jakże nerwowego. Ostatecznie wygrywamy, a na hali
robi się gęsto od ilości zawodników, działaczy, sponsorów, fotoreporterów.
Biorę Oliwkę na ręce, a Emilkę za rękę i idziemy na moment do Bartka.
- Gratuluję
Bartuś! - przekrzykuję tłum i jedną ręką go przytulam. Zamieniam z nim jeszcze
kilka zdań, dziewczyny z którymi przyszłam gratulują, choć raczej Emila, bo
czternastomiesięczna Oliwia nie bardzo orientuje się co się dzieje.
W końcu
nadchodzi ten długo wyczekiwany dzień. Ślub o piętnastej, więc mamy dość sporo
czasu na przygotowanie i o ile Bartek nie ma wiele pracy przy sobie, tak mnie
czeka wizyta u kosmetyczki, powrót do Bełchatowa, a stamtąd do Pabianic, gdzie
czeka na mnie sukienka ślubna i razem z tatą jadę do Łodzi do kościoła, gdzie
mam nadzieję będzie czekał na mnie Bartek wraz z gośćmi.
- Na pewno
dojedziesz do kościoła? - chodzi za mną krok w krok Bartek.
- Misiu,
kocham cię najbardziej na świecie i mówiłam ci to już tysiąc razy. - roześmiana
opieram dłonie o jego klatkę piersiową. Niedługo później jadę do domu
rodzinnego przebrać się.
Samochody na
parkingu kościelnym są, więc goście są, pytanie czy pan młody mi nie zwiał, oby
nie. Wchodzę do pięknie ustrojonej świątyni trzymając się tatowego ramienia, a mój Bartek w asyście
Andrzeja czeka na mnie.
- Od dzisiaj
jest cała twoja, a ty cały jej. Dbaj o nią. - uśmiecha się mój tata i podaje
moją rękę bartkowej dłoni. Witam się z nim całusem w policzek i oczekujemy na
pierwsze dźwięki rozpoczynające mszę.
W czasie
przysięgi po swojej kwestii i usłyszeniu z ust Bartka tych magicznych słów czuję
jakby jakiś ciężar spadł z moich pleców. Coś, czego nie potrafię wytłumaczyć
słowami, coś irracjonalnego. Mam dwustuprocentową pewność, że mnie kocha, że
jestem najważniejsza w jego życiu, że chce je spędzić ze mną, że chce mieć ze
mną dzieci, a pierwsze Maleństwo przywitamy na jesień. Mój szampan został
wymieniony na sok jabłkowy, który również świetnie smakuje. Po wejściu na salę
staje przed nami tłum gości, który chce nam złożyć życzenia. Wszyscy są mili,
życzliwi i przyjechali specjalnie dla nas. Jestem wzruszona, ale staram
trzymać, by nie popsuć pracy kosmetyczki.
Inaugurujemy
zabawę pierwszym tańcem. Moja rozkloszowana suknia pięknie się kręci podczas
obrotów, a koronkowa góra sięga łokcia. Bawię się w towarzystwie brata,
chłopaków z drużyny w klubie, kilku chłopaków z reprezentacji, znajomych,
wujków, oraz jeden taniec poświęcam Andrei, który przyleciał specjalnie na nasz
ślub z Włoch po zakończonym sezonie ligowym. Kolejny rok spędzi w naszym kraju
trenując Olsztyn.
- Bratowa,
ja rozumiem, że wiele facetów dziś ciebie chce, ale dla mnie znalazłabyś
chwilę, choć te trzy minuty. - podchodzi do mnie Kuba.
- Kubuś,
ależ oczywiście, że dla ciebie poświęcę nawet dziesięć minut! Mój jedyny
szwagier, który wzrost odziedziczył niewątpliwie po bracie.
- Julita,
nie Kubusiuj mi przy tylu dziewczynach.
-
Przepraszam Jakubie.
- Już wole
Kubuś niż Jakub. Tabaluga pozostawił swoje piętno na tym imieniu.
- Nie
Tabaluga, a Arktos. - poprawiam go śmiejąc się.
- Dobrze, w
twoim stanie wszystko wybaczam.
- Ta papla
ci się wygadała?
- Właściwie,
to ja jestem obrażony, że ten fakt chciałaś ukryć przede mną.
- Kuba! -
bawię się z nim kolejne kilka minut żwawo dyskutując.
Zmęczona
tańcami idę szukać mojego męża. Muszę się przyzwyczaić do tego określenia.
Widzę go, jak stoi z Pawłem, Karolem, Krzyśkiem i Alą wszyscy się z czegoś
śmieją, ale mój wzrok przykuwa postać mojego męża. Jest najprzystojniejszy z
nich wszystkich, ubrany w czarny garnitur i białą koszulę ze spinkami, zamiast
krawatu wybrał muszkę, która idealnie do niego pasuje. Jest cały mój.
- Mogę wam
porwać mojego męża? - materializuję się przed towarzystwem i wychodzę dosłownie
na kilka minut na ławkę przed domem weselnym. Usadawiam się na bartkowych
kolanach i obejmuję za szyję mocno tuląc.
- Kocham
cię, tak po prostu, za wszystko.
- Julisia,
ja ciebie też. Was.
- Co ty
nagadałeś swojej mamie, bo jej nie poznaję? - bawię się obrączką połyskującą w
świetle księżyca i wybucham śmiechem, a jego milczenie i uśmieszek świadczą, że
powiedział jej o ciąży. - Aha, to już wiem. Bartek, co ty ze mną zrobiłeś? -
nagle zmienia wyraz twarzy na zaskoczonego. - Przecież ja nie chciałam brać
ślubu, pamiętasz ile kłótni było, jak ty chciałeś, a ja się wiecznie
wściekałam, że ślub mi do niczego nie potrzebny.
- I dalej tak
uważasz?
- Nie.
Jesteś najlepszym co mnie spotkało i przez te sześć lat kocham cię z dnia na
dzień coraz mocniej. - łącze nasze wargi
w pocałunku pełnym miłości, pełnym słów, których nie wyraziliśmy, a są
ukryte w tej chwili intymności. - Musimy wracać, bo mój ukochany szwagier nie
daje mi spokoju. - śmieję się widząc Kubę, który do nas zmierza.
Wszyscy
goście się doskonale bawią, nie brakuje napoi i jedzenia. Siatkarze mają grono
wielbicielek nawet na naszym weselu. Choć jak ich nie lubić, gdy zebrani w parę
osób potrafią zrobić show. Wśród światka sportowego są także przedstawiciele
innych dyscyplin między innymi pięciu szczypiornistów, mój prawie kuzyn Marcin
Gortat, kilku chłopaków grających w nogę, a z nich najwięcej śmiechu ma Krzyś
Ignaczak. Część gości zostaje w pokojach, które są zarezerwowane w hotelu obok
domu weselnego, a część wraca do swoich domów, jeśli mieszkają niedaleko, gdyż
jest kierowca odwożący takich gości. O szóstej nad ranem, już dawno po
wschodzie słońca ostatni siatkarze wraz z Wiktorem opuszczają salę zabaw, a
wtedy i my możemy iść spać. Odbieramy klucze z recepcji i windą jedziemy do
naszego pokoju. W oknach mamy zsunięte ciemno niebieskie rolety, które dają
efekt nocy.
- No to
idziemy spać. - rozpina koszulę Bartek.
- Stop, stop.
Mężu, a znasz coś takiego jak noc poślubna, okej w naszym przypadku poranek. -
przejmuję odpinanie guzików koszuli i składam drobne muśnięcia na jego torsie.
- A czy moja
żona, może w swoim stanie ze mną się kochać? - zanurza swoje wargi w moich.
- Dostała
zezwolenie od profesor.
- Nie
żartuj, że pytałaś?
- A dlaczego
by nie? W końcu ślub ma się raz w życiu i noc poślubną. - z coraz większą
żarliwością obdarzamy się pocałunkami.
- Mam szaloną żonę. - ściągam mu marynarkę, koszulę,
odpinam pasek i guzik od spodni. W odpowiedzi rozsuwa zamek mojej sukienki i
kilka sekund później znajduję się w samej bieliźnie i pończochach. Małymi
kroczkami zbliżamy się do łóżka nie przestając całować i ściągać kolejnych
części garderoby.
*
(…) all of me (…) cały ja
Kocham
twoje krzywizny i krawędzie
All your perfect imperfectionsWszystkie
twoje idealne niedoskonałości
Give your all to meDaj
mi całą siebie
I’ll give my all to youA ja dam Ci całego siebie
You’re my end and my beginningJesteś moim końcem i początkiem
Even when I lose I’m WindingNawet
jeśli przegrywam, to wygrywam
Loves all of you
Kocham całą ciebie
Love your curves and all your edges All your perfect imperfections
Give your all to me
I’ll give my all to you
You’re my end and my beginning
Even when I lose I’m Winding
Nie zamuliła Was ta słodycz płynąca z rozdziału? Co tydzień mówię sobie, że jeszcze dwa-trzy epizody i koniec, i co tydzień przesuwam tą granicę o tydzień, ale koniec nadejdzie. Niedługo, ale dokładnie nie wiem.
Dziękuję Wam BARDZO za zainteresowanie ostatnimi rozdziałami, że
pokazujecie, że ze mną jesteście i mam nadzieję, że już do końca pokażecie
swoją obecność. Niech to będzie transakcja wymienna, ja dla Was piszę, Wy
odpłacacie swoim słowem :)
<3
OdpowiedzUsuńboski :)
OdpowiedzUsuńGenialny ;)
OdpowiedzUsuńOj *-* *.......*
OdpowiedzUsuńPłakać mi się chce, ale nie ze smutku, a szczęście, jednak muszę się trzymać, żeby makijaż świąteczny nie spłynął :p
Boże ja ci wspominałam o tym,że tej dwójce należy się wreszcie szczęście, które nareszcie wkroczyło w ich wspólne życie.
Ja w nerwach cała byłam po poprzednim rozdziale, bo ten płacz to dziwne zachowanie Julity mnie mnie zaniepokoilo, na szczęście jednak spowodowane było to tak wspaniałą wiadomością.
No a ślub, to wiadomo, ze najlepszy na świecie pewnie był, bo końcu siatkarze się na nim bawili :D
Całuje :-*
Wooow cudo <3
OdpowiedzUsuńjuz nie mogę się doczekać kolejnego ;)
W końcu się udało ;)
OdpowiedzUsuńSuuuuuper:))
OdpowiedzUsuńCieszę się,że zaszła w ciążę i są szczęsliwi <3
Mam nadzięję, ze tak będzie do konca :D
pozdrawiam i do następnego :)
A jednak, ten płacz, był spowodowany ciążą. Oczywiście łzy radości jak mniemam :)
OdpowiedzUsuńTak bardzo się cieszę, po przeczytaniu tego rozdziału, że dałaś im cieszyć się rolą rodzica (dasz, bo nie wyobrażam, że coś zepsujesz).
Ślub magiczny po wyobrażeniu Twojego opisu. Piszesz, tak realnie, że jestem w stanie uwierzyć, że to się dzieje na prawdę :) Cieszę się, że przedstawiasz tak ciężkie i na prawdę trudne tematy, które dotyczą niejednego z nas. Czekam na Bobasa :)
Szczerze gratuluję pomysłu, wytrwałości, talentu, a sobie mogę pluć w brodę, że tak późno trafiłam na Twojego bloga i coraz bliżej końca :(
Pozdrawiam, Alicja :)
Piękny rozdział plus muzyka w tle = ocean moich łez wzruszenia...
OdpowiedzUsuńPisz tak dalej, ale nie doprowadzaj mnie do płaczu :)
Bartuś, jesteś tak idealny, że jakbym mogła to wykradłabym cię albo sklonowała, o tak, chyba to dobre wyjście, bo pewnie jest więcej dziewczyn, które chciałaby tak czułego, zabawnego, inteligentnego i przystojnego chłopaka, baa męża! :D
Ściskam!
I.
Nadrobiłam cale opowiadanie ;)
OdpowiedzUsuńWitam Ciebie i na wstępie bardzo chcę Ci podziekować za to, że w końcu pozwolilaś Bartkowi i Julicie spodziewać sie potomka ;) Mam nadzieję, ze tym razem Julicie uda się dotrzymać ciążę i wszystkie nieszczęścia minęly. Twoje choc nie skończone i mam nadzieję, ze jeszcze dlugo sie nie zakończy jest jednym z najlepszych opowiadan jakie czytałam. Każdy rozdział przeżywam jakby dział się to naprawdę, a nie tylko w Twojej wyobraźni. Plakalam za kazdym razem kiedy okazywalo sie, ze nie moga miec dziecka, a w tym takze moje oczy byly mokre od łez ale z odmienniego powodu. Bardzo podoba mi sie Twój sposob pisania u napewno bedę Tu zagladać. ;)
Pozdrawiam, Ola ;*
Ja tu czekałam na jutro, na nowy rozdział, wchodzę na aska a tu buum! nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńJeej, jak cudownie, że im się udało w końcu! Cieszę się, jakby to działo się naprawdę; jakby to były bliskie mi osoby. Cuda jednak się zdarzają! Ślub jak z bajki, ba, oni jak z bajki! Tak się ciesze, że pozwoliłaś Im się w końcu cieszyć z życia, że w końcu kolejny dzień przynosi Im radość, smutek, zmartwienie i płacz..
Twoje opowiadanie tak mnie wciągnęło, że czekam od piątku do piątku! A w piątek popołudniu ciągle odświeżam stronę :) Cieszę się, że tu jesteś :*
Pozdrawiam, Patrycja :**
Jak cudownie, że w końcu im się udało. Teraz tylko czekać na reakcję przyjaciół. Ich ślub był cudowny. Niech ich wszystkie zmartwienia na razie ich opuszczą. Daj im cieszyć się z tego, że zostaną rodzicami Julita musi donosić ciążę.
OdpowiedzUsuńprzeczytałam rozdział wcześniej, ale komentuję dopiero teraz (znaczy nie mam pojęcia, czy mój internet pozwoli, ale postaram się). W każdym bądź razie... jestem taka szcześliwa, że w końcu się im udało. Jaki z tego morał? Po co ingerowac w ludzki organizm skoro i tak natura zrobi swoje? :D oby jednak tym razem Julita nie poroniła, bo zrobię komuś krzywdę. Pozdrawiam i do napisania :)
OdpowiedzUsuńNareszcie się udało :) tyle szczęścia w jednym pięknym i pełnym wzruszenia rozdziale :) teraz wszystko już na pewno będzie naj, naj, najlepiej :D i wszystko się zakończy pomyślnie. Nie wiem co ja zrobię jak skończysz tą historię :( strasznie się przyzwyczaiłam, że co piątek wieczorem czeka nowy rozdział :) bardzo Ci dziękuję, że jesteś, że piszesz i że robisz to najlepiej :D
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział z jeszcze większą niecierpliwością..
Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :* :)
A.
Jestem szczęśliwa, że tak się potoczyło. Po raz pierwszy na tym blogu płaczę ze szczęścia. Wcale nie jest przesłodzone. Ja tam osobiście wole takie przesłodzone historie niż jakieś zabójstwa itp. Niech już będzie wszystko w porządku. Mały bobas niech im się tam chowa. Bałam się, że mama Bartka coś odwali w kościele i z wesela nici, jednak zmieniła swoje podejście do Jutki, pewnie to przez ciążę jednak w tym momencie nie jest to ważne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na następny ;>
Tak bardzo się ciesze, że w końcu się udało. Tyle czasu na to czekali, a w dodatku zostali małżeństwem :) Nic tylko się cieszyć i oczekiwać szczęśliwego rozwiązania. Oni się już dość nacierpieli.
OdpowiedzUsuńŚciskam :*
przeczytałam, raduję się bardzo bardzo, a z konkretnym komentarzem jeszcze wrócę mycho ♥
OdpowiedzUsuń