Nasza
drużyna narodowa podczas polskiego mundialu, jak dotychczas podczas dwóch faz
grupowych radziła sobie świetnie. Trzecia faza grupowa z udziałem Polski
przenosi się do Łodzi, gdzie nasi siatkarze rozegrają spotkania z Francuzami i
Argentyńczykami. Wybieram się z rodzicami na wieczorny mecz, mama zaakceptowała
w pełni Bartka jak członka rodziny i ani myśli go z niej wyrzucać, czego i ja
czynić nie mam zamiaru. Siadamy w wyznaczonych miejscach, kibice już się
schodzą, rodziny zawodników również siadają niedaleko mnie witam się z
dziewczynami z którymi kilka dni temu się widziałam.
Niestety ku
zaskoczeniu wszystkich przegrywamy z Francuzami z którymi od jakiegoś czasu
mamy problemy by wygrać. Jeszcze nic nie jest przesądzone, jutro gramy kolejne
spotkanie tym razem z Argentyna i by marzyć o walce o medal musimy wygrać
najlepiej bez straty seta, bez kalkulowania. Na dosłownie dwie minuty podchodzi
do nas Bartek, który nie może być zadowolony z dzisiejszego spotkania. Wyszedł
w podstawowym składzie, jednak szybko został zmieniony przez Kubiaka.
Środowego
spotkania polscy siatkarze nie chcieliby zapamiętywać. Jeśli byłaby możliwość
chcieliby je rozegrać jeszcze raz, zwycięsko. Koniec marzeń o medalu. Francuzi
i Argentyńczycy awansowali do półfinału. Nam pozostał mecz o piąte miejsce.
Nikt z polskich kibiców nie dowierza w porażkę. Chłopaki siedzą na krzesłach i
boisku ze spuszczoną głową, z ręcznikiem na szyi, z wodą w ręku, z łzami w
oczach patrzą tempo w jakiś punkt. Andrea podaje każdemu rękę, dziękuje za
wysiłek, bo nikt nie może powiedzieć, że nie było walki w tym spotkaniu,
zabrakło szczęścia podczas dwóch setów które przegraliśmy na przewagi. Nie mogę
patrzeć na Bartka, który od kilku minut nie podnosi się z parkietu, chłopaki
klepią go po plecach, coś szepczą.
- Julita,
idź do niego. - popycha mnie przyjaciółka.
- Ala, co ja
mam mu powiedzieć?
- Nie wiem?
Nic nie mów, bądź przy nim choć przez chwilę niech wie, że jesteś. - z
mętlikiem w głowie i bijącym sercem jak oszalałe idę w stronę przyjmującego,
który po turecku siedzi na boisku odwrócony do mnie plecami. Każdy z chłopaków
czuje sportową złość, zawód, rozgoryczenie, bo tej fazie rozgrywek, po
odpadnięciu w takich okolicznościach jest niemożliwe, by się nie podłamać. Tyle
potu, poświęceń poszło na marne. Być może jedna chwila, jedna akcja, łuk
szczęścia zaważył o przegranej. Podchodzę, kucam za nim przytulając mocno od
tyłu.
- Julita
wracaj do domu. - zachrypiały głos wydobywa się z jego ust. Jest zły. Nie mogę
dłużej być twarda widząc jego czerwone oczy.
- Bartek
taki jest sport. -ocieram jego zapłakane oczy. Nie wiem jakimi słowami go
pocieszyć, gdy sama czuję wielki żal, bo wiem jak ciężko trenowali, a
dziennikarze zrównają ich z błotem w jutrzejszym wydaniu brukowców.
- Gdyby w
tej ostatniej akcji Fabian wystawił komuś innemu, a tak…
- Przestań!
Nie możesz siebie obwiniać. Bartuś proszę nie myśl tak. - najpierw go
karcę, a chwilę później błagalnym
wzrokiem chcę choć minimalnie uspokoić.
- Wiesz, że
już druga taka szansa się nie pojawi, mogliśmy zostać mistrzami świata w
ojczystym kraju, a wszystko spieprzyłem! - nie wchodzę z nim w dyskusję i tak
mnie nie posłucha, stoję przywarta do jego klatki piersiowej. Chwilę intymności
przerywa Andrea, ponieważ siatkarze muszą iść do szatni.
- W sobotę
czeka was jeszcze jeden mecz. Nie możecie się poddać.
- Żadna
różnica piąte czy szóste miejsce.
- Wiem, że
jesteś rozgoryczony, ale nie możesz tak myśleć. Do jutra pewnie ochłoniesz,
proszę prześpij choć kilka godzin w nocy. Do zobaczenia. - całuję go w policzek
i idę ku drzwiom wyjściowym. Wypuszczam głośno powietrze ciągle nie mogąc
uwierzyć, że to co się stało jakąś godzinę temu jest prawdą.
- Ala
zostaniesz ze mną dzisiaj? Nie chcę jechać do mamy, bo będzie mnie chciała
pocieszać. - pytam przyjaciółkę, gdy wracamy z Łodzi.
- Jasne.
Zatrzymam się w jakimś całodobowym kupimy sobie wino.
- I
papierosy. - mrozi mnie wzrokiem. - No co? W takiej sytuacji chyba mogę.
Polscy
siatkarze zostali ostatecznie sklasyfikowani na piątym miejscu. Obecnie
siedzimy na trybunach oczekując na mecz finałowy pomiędzy Rosją, a Brazylią.
Brąz we wcześniejszym mini finale wywalczyli Francuzi. Ściskamy kciuki za ekipę
Rezendy. Rosjanie zostają ograni w trzech szybkich setach, może dało się we
znaki zmęczenie, bo dzień wcześniej w pięciosetowym pojedynku pokonali
Argentyńczyków.
- Mogliśmy
tam być. - szepcze Bartek, gdy medale zakładane są na szyje Brazylijczyków.
Ściskam mocno jego dłoń dodając otuchy.
- Jeszcze
będziecie.
Bocznym
wyjściem próbujemy przebić się przez tłum kibiców, sponsorów, fotoreporterów.
Bartek nie chce udzielać wywiadów i odpowiadać na głupkowate pytania typu „Czy nie żałuje pan, że to nie nasz zespół
mógł stać na najwyższym stopniu podium?”. Przy wyjściu mija kilku naszych
siatkarzy, którzy przyjechali obejrzeć finał na żywo. Podaje im dłoń i
wychodzimy. Przed nami kawał drogi z Katowic do Bełchatowa i ciężkich,
filozoficznych rozmów.
Bartek jak i
jego koledzy z bełchatowskiej drużyny, którzy walczyli podczas mistrzostw
dostali pięć dni wolnego z klubu. Udało mi się go przekonać, żeby jechał do
Wrocławia na cztery dni beze mnie, ponieważ za kilka dni rozpoczyna się sezon
ligowy i reszta chłopaków normalnie trenuje, więc jestem potrzebna w klubie, a
i Jadwiga będzie z pewnością zadowolona, że ma synka na wyłączność bez mojej
obecności.
Wracam po
popołudniowym treningu do domu, przygotowuję dla siebie kolację, później
kąpiel, a potem rozmowa przez skype z braćmi Kurek. Gdy już miałam ugryźć kęs
kanapki rozdzwoniła się moja komórka.
- Cześć
wujek. - rozmówcą był Andrzej, mój chrzestny.
- Cześć,
Julita jest Bartek w domu?
- Teraz? Nie
ma jest we Wrocławiu. Stało się coś?
- Nie, a ty
jesteś?
- Jestem.
- Będę za
godzinę. Do zobaczenia. - szybko się rozłączył także nawet nie zdążyłam nic
odpowiedzieć. Zjadłam kolację i oczekiwałam przyjazdu wujka. Jak się okazało po
dość krótkiej wizycie chrzestnego chce zostać sponsorem bełchatowskiego klubu.
Marketing sportowy przybrał ostatnio na sile. W zasadzie nadal nie wiem
dlaczego chciał się widzieć z Bartkiem, choć domyślam się, że pewnie chciał
zapytać o coś w tej kwestii. Podałam mu numer do prezesa niech z nim się umówi
na spotkanie i załatwia wszelkie sprawy.
Pogoda w ostatnich dniach września nie
rozpieszczała, a pierwsze dni jesieni dały się we znaki. Pada intensywnie cały
dzień i krótka wycieczka od samochodu do drzwi powoduje przemoknięcie. Ściągam
kurtkę w korytarzu i kieruję prosto do kuchni, by zrobić herbatę. Dochodziła
dziewiętnasta, a że nie spodziewałam się już żadnych gości postanowiłam wziąć
kąpiel. Samotne mieszkanie ma to do siebie, że co zrobię, gdzie położę mam na
swoim miejscu. Nikt nie bałagani, nie pyta o wszystko gdzie ma położone po
ostatnim sprzątaniu, lecz takie myśli nachodzą mnie rzadko, bo po chwili
zaczynam tęsknić za Bartkiem, za każdym kubkiem, który zostawia po cały mieszkaniu, a ja chodzę i za nim
zbieram. Podkoszulkami także lubi sobie torować drogę i dochodzę do wniosku, że
wolę na chwilę zamieniać się w kurę domową niż egzystować samotnie w
poukładanym życiu.
Leniuchuję
na sofie przed telewizorem i oglądam jakiś polski serial w którym mam straszne
zaległości i dziwią mnie związki bohaterów, jednak ktoś potrafi wychwycić
moment i puka do drzwi. Zakładam klapki na bose stopy, w drodze do drzwi
wejściowych robię niedbałego kucyka spinając długie włosy. Widząc osobnika
stojącego po drugiej stronie uśmiech samowolnie wkrada się na usta.
- Miałeś za
dwa dni wrócić. - podśmiechuję się.
- Wolę twoje
towarzystwo niż zrzędzące matki. Zrobiłem się złowrogim synem… - robi poważną
minę w efekcie której oboje wybuchamy potwornym śmiechem. Wraca do torby,
wygrzebuje z niej podkoszulek i czarne spodenki, które używa na trening. - Idę
wziąć prysznic.
- Okej, ja
już się myłam. Zrobić ci coś do jedzenia?
- Nie chcę
jeść, chcę ciebie. Stęskniłem się bardzo przez te dwa dni. - zamyka mnie w
swoich ramionach delikatnie muskając.
- Dobra, ale
jak się umyjesz. - droczę się z nim, a
uśmiech nie schodzi z ust.
- A ty się
ze mną umyjesz. - na nic moje krzyki i piski, przegrywam za każdym razem z jego
siłą. Wchodzi do kabiny, odkręca kurek i dopiero wtedy puszcza cynicznie się
śmiejąc.
- Przez
ciebie będę musiała robić pranie, a ty sprzątać łazienkę.
- Wszystko
jutro, dziś jesteś moja. - zamyka kabinę. Czasem zachowujemy się jak jacyś
nastolatkowie mimo dojrzałej metryki.
Superpuchar
Polski trafia w ręce Jastrzębskiego Węgla i niestety z pustymi rękami wracamy z
Poznania. Miałam chwilę czasu, by uciąć krótką pogawędkę z Moniką, lekarką
jastrzębskiej ekipy. Kobiety stopniowo zaczynają wkraczać w sztaby zespołów w
siatkówce, już nie tylko mężczyźni współpracują z najlepszymi.
- Pierwsze
koty za płoty. - szczerzy się przyjmujący reprezentacji.
- Kubiak! -
śmieję się przytulając Michała na powitanie, pożegnanie i gratulacje.
- Może
odklej się ode mnie, bo twój chłopak stoi obok. - szepcze mi do ucha celowo
przyglądając się Bartkowi.
- Oj tam,
mój chłopak nie jest zazdrosny, prawda? - Bartek wybucha śmiechem, podaje rękę
koledze i po krótkiej chwili wsiadamy do autokaru. Po północy wracamy do
Bełchatowa, tym razem idziemy do bartkowego mieszkania.
Niecały
tydzień później następuje oficjalna inauguracja sezonu 2014/2015. Bełchatowianie
z lekko zmienionym zespołem, ale tym samym sztabem szkoleniowym rozpoczynają
zmagania od zwycięstwa. Kolejne dwa spotkania także dają cennych sześć punktów.
Za oknami
robi się szaro i ponuro. Niespodziewanie sypnął pierwszy śnieg w ostatni dzień
października. Pierwszy listopad siatkarze mają wolny, jak co roku odwiedzam
grób Sebastiana i chyba do końca życia będę tak robić. Z tą zmianą, że teraz
towarzyszy mi Bartek. Później pojechaliśmy do sąsiedniej miejscowości na grób
mojego dziadka i wujostwa. W bartkowe strony jedziemy w przyszłym tygodniu
prawdopodobnie w środę, Miguel zapowiedział luźniejszy dzień, więc pewnie
będzie dopołudniowy trening, a reszta dnia wolnego.
- Bartek,
obiecaliśmy Emilce, że weźmiemy ją na zakupy i do kina na tą nową bajkę.
- Yhym
pamiętam.
- To co
jutro?
- Może być.
- A tobie
coś się stało?
- Nie.
- To
dlaczego jesteś smutny? Odpowiadasz, bo musisz. - podnoszę się z kanapy i
siadam obok.
- Julita, a
kiedy my będziemy mieć dziecko? - patrzy mi w oczy nie zmieniając mimiki
twarzy. Nie wiem jak się zachować, co odpowiedzieć, tępym wzrokiem wpatruję się
lazurowe tęczówki przepełnione smutkiem.
- Nie wiem? Po
studiach. Wiesz, że jestem na ostatnim roku magisterki, poza tym praca. Nie
chcę z wielkim brzuchem podchodzić do obrony, a gdyby były jakieś komplikacje?
Zawalę obronę, a potem będzie ciężko wrócić. Już tyle razy rozmawialiśmy o tym.
Kocham cię i chcę mieć z tobą dzieci, ale zrozum mnie. Owszem nasze życie
zmieni się wtedy, ale wiesz, że większa opieka spadnie na mnie, ty nadal
będziesz grał, a ja co? Będę siedziała w domu. Misiu, proszę nie gniewaj się na
mnie. - gładzę dłonią jego policzek, a na jego usta wkrada się minimalny uśmiech.
- Nie mogę o
coś takiego gniewać, kocham cię i szanuję taką decyzję, choć muszę przyznać, że
nie łatwo mi to przychodzi. Tylko, tak bardzo chcę mieć z tobą dziecko.
- Nie
wyobrażasz sobie nawet, jak takimi słowami zapewniasz mnie o miłości i czuję
wyjątkowo, że widzisz we mnie matkę
swoich dzieci.
- Naszych
Julita.
- Naszych. -
po chwili czułości idziemy spać, gdyż jutro czeka nas ciężki dzień.
Emilka jest
złotym dzieckiem do zakupów, choć do czasu, bo muszę przyznać nie jest grymaśna
wręcz przeciwnie każde ubranie, które jest różowe, albo ma jakieś elementy
świecące jej się podoba, tak wykupiłaby cały sklep i czasem ciężko jest wyjść z
pomieszczenia.
- Wujek,
kupiłeś coś cioci? - Emilka wyrywa mi się z rąk i podlatuje do Bartka.
- Nie, a
ciocia kupiła coś dla mnie? Daj trochę. - ugryza kawałek muffinki, którą je
Marszałkówna.
- Kupiła pokoszulek.
-
Pokoszulek? Aa podkoszulek! To w takim razie idziemy kupić coś cioci, a dla
ciebie plastociasto. - Emila małymi raczkami obejmuje bartkową szyję ciesząc z
zabawki jaką chce jej kupić, ponieważ Patrycja od jakiegoś czasu nie chciała
się zgodzić na plastelinę. Idę za nimi kłócąc wewnątrz z myślami i sercem. Chcę
mu dać dziecko, ale nie mogę działać wbrew sobie, nie chcę zamknąć się z
maleństwem w domu, chcę jeszcze coś osiągnąć.
Kolejne
mecze, wyjazdy, liga mistrzów, moje studia, drobne kłótnie - tak wygląda
ostatni miesiąc. Za kilka dni święta i po raz kolejny jest spięcie, bo Bartek
chce je spędzić ze mną. Po obrażaniu na siebie, nie odzywaniu i ogólnym
zachowaniu jak gówniarze dochodzimy do porozumienia. Tak ja w poprzednim roku
wigilię i pierwszy dzień spędza we Wrocławiu, a w drugi dzień na obiad
przyjeżdża do Bełchatowa, właściwie do Pabianic, bo ja tam spędzam ten piękny
czas.
Sylwestra
spędzamy z kilkoma znajomymi w wynajętym domu w Zakopanem. Gdy dobiega północ wychodzimy przed budynek z
kieliszkami i szampanem. Mróz szczypie w twarz, jednak atmosfera jest magiczna.
-
Wszystkiego najlepszego kochanie w tym Nowym Roku 2015. - obejmuje go i składam
czuły pocałunek.
- Dla ciebie
także. Rok wielkich zmian. - wiem co ma na myśli.
- Mam
nadzieję. - ponownie łączę nasze wargi.
Witam.
Nie wszystko mogą wygrać. Przyspieszyłam,
bo w moim ślamazarnym tempie do stu rozdziałów dojdę.
Kristen - ja bardzo lubię Twoje
węszenie :)
Pozdrawiam.
świetny :) Szkoda, że nie udało im się wygrać ale siatkówka to sport:) Bardzo mi się podobał :)
OdpowiedzUsuńchcę już tego małego Kurka na świecie! A co jeśli przydarzyłaby im się wpadka? :D ale wyczuwam, że coś się między nimi zepsuje. Obym się myliła. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSuper jest!
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana prze zemnie do Libster Award :)
UsuńEj no a może by takiego małego Kurka zrobić :-P ?
OdpowiedzUsuńJa bym się cieszyła bardzo z tego (z resztą w życiu realnym też by mu się przydało :D )
Smuto mi było, jak pisałaś o tym, że nie zdobyli medalu, jak Bartek z Julita rozmawiali, kurcze tak jakoś dziwnie mi się zrobiło :/
Nieźle to wszystko przyspieszylas :p ale co tam. Czas przecież leci jak z bicza strzelił :-D
Pozdrawiam,
Dzuzeppe :-*
Zmusiłam się do poczytania i szczerze mówiąc nie żałuję, ale jestem jeszcze bardziej przez to rozleniwiona :P
OdpowiedzUsuńKurde, gdzie taka kopia Bartka chodzi po świecie, albo nie! czy taka kopia Bartka w ogóle chodzi po świecie?! No chyba nie... :(
Wiesz, że mogę ich czytać nawet do 200 rozdziałów :* Byle tylko Tobie dobrze się pisało :)
Szczerze powiedziawszy nigdy nie pomyślałabym, że Bartek załapie tak dobry kontakt z Emilką. ;) Widać, że nadaje się na tatusia i wcale mu się nie dziwię, że chce swoje! Oby tylko maleńkie kurasiątko się jakimś magicznym cudem pojawiło na tym światku i Uszaty mógł skakać z radości ^^
Buzialki Kochana,
Twoja Happcinka :*
Przeszłam tutaj ze skrajnego załamania do super zadowolenia! Oczywiście załamanie spowodowane przegraną naszych chłopaków (a za tym idzie smutny Bartek i spółka, a to jeszcze gorzej), no a huraoptymizmem przywitałam fakt, że tym dwojga.się tak pięknie układa. No bo jeżeli facet doczekuje się już potomka... musi bardzo mocno kochać.
OdpowiedzUsuńObiecuję, że będę z tobą już do końca Zołzo!
Całuje mocno <3
Kogoś tutaj nosi na małą Kurę, a wiadomo co się z takich zachcianek czy zapatrzenia dzieje :P Uwierz, że działa, bo mam w rodzinie taki przypadek i to całkiem świeży ^^ Julita się niby zarzeka, ale ja wiem, że prędzej czy później to się skończy ewentualnie będzie surprise i wpadka :D
OdpowiedzUsuńNominowano cie do Libster Award. Pytania na love-volleyball-life.blogspot.com
OdpowiedzUsuńWitaj bloggerko :)
OdpowiedzUsuńMimo iż się tu prawie wcale nie pojawiam, to czytam 'pilnie' Twojego bloga :)
A może tak mała Kurka? ;D
Zostałas nominowana do Liebster Award. ;)
http://zakochaniwsiatkowce.blogspot.com/
Czekam na kolejny, pozdrawiam :*