Koniec
sezonu nie nastąpił z ostatnim meczem dającym bełchatowianom mistrzostwo. Nocna
podróż z Jastrzębia upłynęła bardzo miło w radosnym autobusie. Nie znałam
prezesa od tak rozrywkowej strony, duża ilość szampana wszystkim chłopakom się
udzieliła. Do Bełchatowa dotarliśmy około pierwszej w nocy, lecz to, co
zastaliśmy na parkingu przeszło moje oczekiwania. Spora grupa kibiców
przywitała chłopaków śpiewając mistrzowskie hasła. Bartek z chłopakami chwilę
postał wśród fanów, a ja w tym czasie wzięłam nasze walizki z autokaru i
włożyłam do samochodu, który zostawiłam na parkingu. Po drugiej dotarliśmy do
domu, wzięłam szybki prysznic po mnie Bartek i nie czekając aż wróci z łazienki
zasnęłam po długim, lecz pełnym radości dniu.
Na wtorkowe
popołudnie zaplanowała została feta na rynku miasta. Jako członek sztabu
musiałam w niej uczestniczyć chociaż nie lubiłam takich imprez publicznych, nie
lubiłam pokazywać się publicznie z Bartkiem na oficjalnych spotkaniach.
- Nie wiesz
co się stało z moją koszulką klubową? Rano miałam ja zawieszoną na krześle.
- Dałem ją
do prania. - mówi jak gdyby nic zakładając buty.
- Co? Ona
była czyta.
- To załóż
inną co za problem.
- Nie mam,
bo dwie są w koszu na pranie, jedną mam brudną
z wyjazdu, a ostatnią mi wyprałeś.
- No to
załóż moją.
- Bartek i
będę wyglądała jak w koszuli nocnej? Gotowy jesteś? Jedziemy do klubu tam mam
ostatnią w miarę używalną.
- Spoko,
możemy już iść. - opuszczamy po chwili dom i szybko kierujemy się w stronę
Energii.
Tłum kibiców
świętuje mistrzostwo, rozgadany wodzirej zabawia towarzystwo śmiesznymi
anegdotkami dotyczącymi życia zawodowego z nutką prywatności siatkarzy, które
wcześniej musiał zaskarbić od Tomka. Podczas przemówienia prezesa i kapitana
drużyny stoję między Bartkiem a Karolem, którzy ciągle gadają.
- Ej, a
słyszeliście tan kawał, Zati mi dzisiaj zapodał.
- Nie wiem co
masz na myśli mówiąc ‘ten’, więc mów.
- Jaś i
Małgosia…
- Zawsze
muszą oni być bohaterami?
- Cóż ci
poradzę? W przedszkolu Jasia i Małgosi jest organizowany bal przebierańców.
Wszystkie dzieci są w jakiś strojach, tylko Małgosia jest naga, pomalowana cała
na biało. Nauczycielka ją pyta: „Małgosiu, a ty za kogo się przebrałaś?” na co
dziewczynka podnosi nogę do góry i odpowiada: „ Nie widzi pani? Za zęba z
dziurą.”. - Karol wybucha śmiechem, ja również, a Bartek nawet nie drgnie tylko
patrzy na nas zakłopotany.
- Nie wiem z
czego się śmiejecie. - w końcu przestajemy się śmiać, ponieważ w końcu
zostaniemy zauważeni , gdy milkniemy wsłuchując się w słowa Mariusza, który
mówi coś do mikrofonu, Bartek wybucha niepohamowanym śmiechem, gdyż w końcu
zrozumiał puentę dowcipu. Wszystkie oczy zwrócone są na nas, jednak mężczyzna
prowadzący fetę wymyśla jakiś scenariusz rozweselając cały tłum popisowym
śmiechem Kurka.
Późnym
wieczorem wracamy do domu, a na drugi dzień umówieni jesteśmy na obiad z
prezydentem Bełchatowa. Popołudniu zaś spotykamy się na kolacji z klubem
kibica. W czwartek chłopaków czeka sesja mistrzowska, spotkanie ze sponsorami i
popołudniu spotkanie zawodników, sztabu, wszystkich pracowników zajmujących się
promocją, księgowością i prezesa przed wakacjami podsumowujące udany sezon. Jak
co roku, tak i w tym nastąpić ma zmiana kilku siatkarzy. Wychodzę z łazienki i idę do kuchni zrobić
sobie filiżankę kawy na którą naszła mnie wielka chęć. Suszę włosy i gdy mam
zamiar iść do garderoby szukać odpowiedniej sukienki na spotkanie z prezydentem
ktoś, a raczej na pewno do drzwi dzwoni Bartek.
- A ty
zawsze w takim stroju otwierasz ludziom drzwi? - przypiera mnie do ściany mocno
całując.
- Jeśli tak
mają mnie witać, to nie widzę problemu.
- Julita…
- Dobra,
dobra przestań już, bo ci się koszula pomnie elegancie ty mój. - wymykam się
pod jego rękami opartymi o ścianę i idę do garderoby. Idzie za mną i podaje
sukienki, które z pewnością nie nadają się na takie okazje. W końcu rezygnuję z
sukienki na rzecz beżowej spódnicy z wysokim stanem, białej koszuli i jasnego
żakietu. Staję przed wielkim lustrem, ściągam szlafrok, ręce kładę na boki i
odwracam z boku na bok.
- A ty co
się przeglądasz?
- Bartek no
spójrz, patrz jakie mam masywne uda, brzuch wystaje i biodra też za szerokie. -
marudzę oglądając się w lustrze.
- Co ty za
głupoty wygadujesz? Jesteś piękna. - staje za mną i obejmuje mnie od tyłu,
teraz oboje widzimy siebie w lustrze.
- Nawet
piersi niesymetryczne. - poprawiam miseczki.
- Julita,
piersi to ty masz idealne, cała jesteś dla mnie idealna. - odwraca mnie do
siebie i każe patrzeć w oczy. - Jesteś dla mnie najpiękniejsza, o czym dobrze
wiesz i kocham cię najbardziej na świecie.
- I kochasz
nawet moją większą lewą pierś niż prawą? - śmieje się.
- Tak
kocham, chociaż one obie są piękne i chętnie bym ci to wytłumaczył, ale nie
mamy teraz czasu, bo głupio spóźnić się na obiad do prezydenta.
- O Boże,
ile czasu mamy? - panikując ubieram rajstopy.
- Do wyjścia
z domu jakieś czterdzieści minut. - w przyspieszonym tempie ubieram
przygotowane ciuchy. Włosy zostawiam rozpuszczone, z pomocą Bartka zakładam
delikatną biżuterię i robię równie delikatny makijaż.
Po wielu
spotkaniach z okazji zdobycia mistrzostwa i zakończenia sezonu klubowego Bartek
ma tydzień wolnego dokładnie od pierwszego maja do ósmego, choć w ten dzień
rano musi stawić się w Spale. W tym
krótkim czasie postanowiliśmy nigdzie nie wyjeżdżać na wakacje, a pozostawić czas na leniuchowania na sierpień. W piątek
jedziemy do rodziców Bartka na weekend. Nie jestem zadowolona z racji spędzenia
paru dni z Jadwigą, ale nie chcę robić przykrości Bartkowi. Wyjeżdżamy z
Bełchatowa w piątek rano i przed południem docieramy na miejsce. Ojca Bartka
nie ma w domu wita nas tylko Kuba, który ma wolne, gdyż jest długi weekend,
dodatkowo wita nas jamnik biegający wkoło naszych nóg.
- Kuba, a
gdzie mama?
- W pracy. -
cieszę się, że choć parę godzin jej nie będzie. Bartek wnosi nasze walizki do
jego pokoju, a ja idę z Kubą do kuchni
zrobić nam coś do picia.
- Młody,
masz coś do jedzenia?
- Kanapki
sobie zrób, obiadu nie ma.
- Jestem
gościem, to ty mi zrób.
- Nie będę
ci robił, jesteś u siebie.
- Nie
jestem.
- Spokój
chłopaki, zaraz wam zrobię coś do jedzenia. Kuba lubisz pomidorówkę?
- Lubię.
- No to zupa
będzie nad drugim pomyślimy. - z pomocą braci Kurek robię naleśniki z marmoladą
jabłkową i serem. Zjadamy obiad i sprzątamy po sobie. Miło spędzamy czas aż do
chwili, gdy pojawia się Jadwiga w drzwiach.
- Ooo mój
Bartuś! - rzuca reklamówki na posadzkę i leci do synalka. Karcę się w myślach,
która z nas dwóch jest wyżej w hierarchii kobiet dla siatkarza.
- Mamo, no
przestań przecież widzieliśmy się dwa tygodnie temu w święta.
- Podgrzać
pani obiad?
- Obiad?!
- Tak,
zrobiłam z pomocą chłopaków.
- A to jeśli
moi chłopcy robili, to proszę. - uśmiecha się, a ja nie wierzę, że to ta sama
kobieta, które chce się mnie pozbyć, bo zatrzymałam przy sobie jej syna.
Nakładam jej na talerz zupę, Kuba podaje łyżkę, a Bartek bawi w salonie z psem.
Jadwiga uśmiecha sztucznie i siada przy stole. Bierze łyżkę do reki i teraz
czekam za co mnie skrytykuje.
- Zasmażałaś
tę zupę?
- Tak.
Zawsze taką robię Bartkowi smakuje, Kuba nie narzekał.
- Ale ja
miałam operację na usunięcie woreczka żółciowego i nie zasmażam zup tylko jemy
czyste. - mówi przez zęby mierząc mnie wzrokiem. Wiedziałam, po prostu
wiedziałam, że na pewno nie przypadnę jej do gustu, a przymilanie obiadem nie
było dobrym pomysłem. Bartek słysząc co jego matka wygaduje pojawia się obok
nas.
- Mamo chyba
nic ci się nie stanie jak zjesz kilka łyżek i tak zażywasz tabletki. - widzę,
że jest zły na matkę. Uspokajam go ciepłym spojrzeniem.
- Może zje
pani chociaż naleśniki?
- Dobrze. -
Bartek podaje talerz z dwoma naleśnikami złożonymi w chustkę.
- Opiekane?
Dziękuję, nie zjem. - odchodzi od stołu. Teraz robi mi się przykro, ale nic nie
mogę poradzić na to. Kuba nie wiedząc jak ma się zachować wychodzi z kuchni do
swojego pokoju.
- Może byś
tak chociaż jednego zjadła, by nie robić Julicie przykrości. - strofuje mój
chłopak matkę. Próbuję go zatrzymać przed lawiną niepotrzebnych słów, które
kieruje pod kierunkiem matki, jednak nie zdążam.
- Rozumiesz,
że nie jem takich potraw, a ty jako profesjonalny sportowiec też powinieneś
uważać co jesz.
- Jasne,
może zdziczeje jak ty? Nie martw się jem takie potrawy i nic mi się nie dzieje
jak widzisz nadal gram, więc nie przyczepiaj się do kuchni Julity.
- Bartek,
uspokój się. - chwytam go za rękę.
- Sądziłam,
że ważne dla ciebie jest moje zdrowie. - Jadwiga wychodzi oburzona zachowaniem
syna, albo moim, bo na swoje dziecko słowa nie powie, a nawet jeśli, to pewnie
ja go przerobiłam. Zostawiam go samego i wychodzę przed dom na huśtawkę.
- Mówiłam,
że lepiej będzie jak nie przyjadę. - odzywam się, gdy siada obok mnie.
- Nie, nie i
jeszcze raz nie. Moja matka nie będzie tak ciebie traktowała.
- Spoko,
przywykłam. - uśmiecham się rozładowując napiętą atmosferę. Opieram głowę o
jego ramię i milczymy. Zastanawiam się skąd w tej kobiecie tyle nienawiści do mnie?
Przez myśl mi przelatują teściowe moich koleżanek, Patrycji, mama Mai i każda z
nich lubi synową czy zięcia, widzę jak moja mam reaguje na Kacpra, traktuje
wręcz jak syna, a Jadwiga, to że mnie nie lubi jest bardzo łagodnie
powiedziane. Moje przemyślenia przerywa ojciec Bartka, który wrócił z pracy. Podchodzi do nas podaje rękę
Bartkowi, a mnie mocno przytula. Lubię go, tak bardzo, jak i Kubę.
- Co wy
macie takie posępne miny? Stało się coś?
- Nie. -
kłamię.
- Jadwiga? -
bada nasz wzrok. - Przepraszam za nią cokolwiek znowu zrobiła. Wchodźcie do
domu. - zaprasza nas ręką do środka i razem z nim wchodzimy.
- Tato zjesz
zupę pomidorową i naleśniki?
- A co ty
Bartek obiad gotowałeś? - z łazienki wychodzi pan Adam.
- Prawie. Z
Kubą i Jutą, tylko zupa zabielana, a naleśniki opiekane.
- No to co?
Wiesz, że takie lubię najbardziej. - Bartek wie, że jego matka jest w salonie
dlatego dość dobitnie tłumaczy ojcu co może zjeść. Sobota i niedziela są dość
znośne, z Jadwigą to chyba na zawsze pozostaniemy na dystans. Namówieni przez
Kubę żebyśmy zostali do poniedziałku tak też robimy i po wczesnym śniadaniu
wracamy do domu. za dwa i pół dnia Bartek jedzie do Spały i długo nie będziemy
mogli nacieszyć się sobą na dłużej niż kilka godzin. W tym wolnym czasie musimy
odwiedzić na pewno Emilkę, której obiecaliśmy dzień dziecka miesiąc wcześniej.
Walizka
spakowana czeka na jutrzejszą podróż do spalskiego ośrodka. Zostaję na noc w
bartkowym mieszkaniu, gdyż rano odwożę go wraz z Andrzejem, Karolem i Pawłem na
zgrupowanie.
- Nie wiesz
kiedy Andrea wam wolne? - pytam, gdy leżymy już na łóżku.
- Nie mam
pojęcia Juliś. Zawsze możesz przyjechać do mnie, w tamtym roku też bywałaś.
- Wiem, ale
to nie to samo, gdybyś w domu był.
- Takie
życie.
- Wiem.
Wiem, że jesteś profesjonalnym sportowcem, reprezentantem kraju i już nie
marudzę. Kocham cię. - głaszczę jego policzek, przysuwam bliżej i całuję w
usta.
- Ja ciebie
też.
Okazało się,
że chłopaki po piątkowych badaniach w Warszawie mają wolny weekend, jednak w
niedzielę najpóźniej o dwudziestej
pierwszej muszą zjawić się w Spale. Służę za szofera czołowych siatkarzy z
Bełchatowa i biorę ich ze sobą do Spały. Niektórzy dziennikarze sieją plotki o
dużej liczbie graczy z łódzkiego klubu w reprezentacji. W ośrodku mijam się z
Olkiem z którym w zeszłym roku miałam nieprzyjemny incydent, jednak po kłótni
doszliśmy do porozumienia i dzisiaj mamy koleżeńskie stosunki. Zatrzymuje mnie
również na chwilę Andrea, z którego ust uśmiech nigdy nie schodzi. Rozmawiamy
chwilę ze sobą, a ciepło które od niego bije odtwarza we mnie wspomnienia z
czasu, gdy byłam z nimi w tym ośrodku jak i przez całą ligę światową. Anastasi
żartuje, że chętnie zatrudniłby mnie w swoim sztabie, ale wtedy musiałby
wyrzucić Olka. Żegnam się z nim i jeszcze raz z Bartkiem, który ile może
opóźnia mój wyjazd.
Kolejne dni
ciężkiej, żmudnej pracy na treningach zaowocowały pomyślny wynik baraży do
przyszłorocznych mistrzostw Europy, a wygrane i dobra gra są świetnym
prognostykiem przed zbliżającą się wielkimi krokami ligą światową. Siatkarze
dostają wolną sobotę i tym razem całą niedzielę, gdyż za tydzień oni inaugurują
rozgrywki ligowe meczem z Brazylijczykami na ich terenie. Wczesnym rankiem
wylatują do Canarinhos, gdzie czeka ich zmiana strefy czasowej. Z czterema
cennymi punktami lecą prosto do Włoch, gdzie stoczą walkę o kolejne punkty. Po
dwóch tygodniach na wyjazdach kolejne spotkanie odbędzie się przy polskiej
publiczności. Chłopaki prosto z lotniska mogą jechać do domów na prawie
półtorej dnia. Andrea ma to do siebie, że dla niego bardzo ważna jest więź
siatkarza z rodziną, odpoczynek choć na kilka godzin od siatkówki, od ciągłego
towarzystwa kilku facetów. Jadę z Alą po Bartka i Pawła na bydgoskie lotnisko,
czekamy aż wyląduje samolot, gdyż dojechałyśmy sporo przed czasem. Wreszcie z
walizką w ręce, a drugą przepasaną idzie mój siatkarz w moją stronę. Wtulam się
w niego przymykając na moment oczy.
- Tęskniłam,
co dzień bardziej. - szepczę, żeby mnie nikt nie usłyszał, choć stoimy w kącie,
gdzie nikogo nie ma. Zajmuję się pracą, raz w tygodniu dalej chodzę na
wolontariat, na studiach zaczął się gorący okres, mam więcej czasu dla bliskich
i znajomych, ale wśród tych wszystkich osób brakuje najważniejszej z którą
codziennie rozmawiam, lecz brakuje obecności.
- Ja też. -
głaszcze mnie po plecach. Podchodzi do
nas Ala z Pawłem, którego całuję w policzek na powitanie i idziemy na parking.
Bartek prosi, że chce kierować, bo zapomni jak się jeździ.
- Bartuś,
nikogo nie odwiedzamy w tym czasie, gdy jesteś w domu? - pytam z nadzieją, że
przytaknie.
- Nie. -
uśmiecha się przytulając mnie do siebie. - Jeszcze ci się znudzę. - śmieje się.
Kiwam przecząco po chwili wymieniając z nim się czułościami.
Witam.
Właśnie wróciłam z pracy, także
dodaję od razu, bo później może mnie nie być.
Przepraszam za błędy, jeśli je
wyłapię poprawię, jeśli Wy dajcie znać. Nie mam czasu sprawdzać teraz, a
rozdział wręcz ‘ciepły’. W opowiadaniu jest nadal Andrea trenerem, bo nie umiem
jeszcze przestawić się na innego, z resztą tutaj zupełna fikcja.
Pozdrawiam.
o co chodzi matce Bartka? Wyjątkowo wredna baba. Oby jednak w końcu przekonała się do Julity. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa to się do Jadwigi nie przekonam, chociaż już miałam na początku, jak się pojawiła, myśli, że może się kobicina zmieni i jakoś zacznie z lekka lubić Julitę, a tu proszę klops ze śliwką robaczywką :P
OdpowiedzUsuńAle za to uwielbiam tatę Bartka i Kubusia :D Fajne chłopaki :D
Julita i Bartek znów w rozjazdach. Łatwo nie będzie, ale dadzą radę i już za parę tygodni znów będą razem codziennie ;-)
Pozdrawiam :*
Ten rozdział czytałam wyjątkowo na raty ;) Jadwiga w centrum zdarzeń jak zwykle widzę :) pomimo tego rozdział bardzo fajny, sympatycznie się czytało :)
OdpowiedzUsuńdo następnego, pozdrawiam A.
Ciekawi mnie co mus się stać aby matka Bartka zmieniła nastawie :)
OdpowiedzUsuńJadwiga to okropne babsko. Podniosła mi nie mało ciśnienie. Bidula ma problemy z zaakceptowaniem Julity jako przyszłej synowej, bo zabrała jej synka. Nie rozumiem takich kobiet, które mają problemy z zaakceptowaniem swoich przyszłych synowych zwłaszcza jak praktycznie świecą ideałem. Powinna być wdzięczna, że Julita ugotowała obiad, a jak nawet nie mogła jeść to nie musiała robić z tego Jadźka show ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Ta jego matka pewnie ma jkaiś powód i dlatego tak ja traktuje. Przynajmnie ja tak sądzę. Bardzo mi się ten blog piodoba. I zapraszam cie na swojego :
OdpowiedzUsuńhttp://najwazniejsza-jest-milosc-i-siatkowka.blogspot.com/