piątek, 21 lutego 2014

51.


Niedzielny egzamin muszę zaliczać w drugim terminie. Niestety nie udało się zdać, ale zupełnie tym się nie przejmuję. Nie przejmowałam także do południa w niedzielę, gdzie smacznie spałam do dziesiątej po gorącej, urodzinowej nocy. Bartek bardziej panikował niż ja, że nie zdałam biorąc winę na siebie za nocne igraszki. Drugie podejście w sobotę, więc mam zamiar spokojnie przeżyć tydzień i pozytywnie zakończyć sesję. Od wtorku wróciłam do pracy, chłopaki są w wyśmienitej formie i na szczęście nie narzekają na żadne urazy. W środę przylatuje do Bełchatowa rosyjska ekipa Dynamo Moskwa z którą w czwartek zmierzą się zawodnicy Skry walcząc o udział w Final Four.  Chłopaki chodzą jak na sprężynie, wszystko ich drażni, Bartek nawet w przeddzień spotkania spędza samotnie wieczór. Nie naciskam, jest zawodowym sportowcem, profesjonalistą, jeśli potrzebuje chwili wyciszenia nie mam zamiaru ingerować. Ja w tym czasie robię ostatnie powtórki przed sobotnim egzaminem o który jestem wyjątkowo spokojna.
Spotkanie obejrzę w rzędzie zaraz za bandami. Rosjanie świetnie sobie radzą w każdym elemencie, a u nas nie istnieje przyjęcie. Pierwszy set przegrany, drugi wygrany na przewagi mimo, że mieliśmy piłkę setową. W trzecim również górą zawodnicy z byłego klubu Bartka. Czwartego seta źle zaczynamy nie zdobywając żadnego punktu, a przeciwnicy aż pięć. Miguel prosi o czas i grzmi na chłopaków. Jeszcze tak wściekłego Hiszpana nie widziałam, jednak najważniejsze, że zawodnicy poprawili swoją grę. Na drugą przerwę techniczną schodzą z jednopunktowym prowadzeniem i do końca już prowadzą wygrywając tę partię. Piąty set pada łupem moskiewskiego klubu i zaczynają się nerwy. Po chwili odpoczynku z powrotem wchodzą na boisko walcząc w złotym secie. Sportowa złość, głośny doping kibiców prowadzi zespół z Bełchatowa po wytargane zwycięstwo. Wszyscy, którzy kibicowali polskiemu klubowi cieszą się z wygranej i przejścia do kolejnego etapu rozgrywek. Zauważam Katiuszę, która w dość namiętny sposób pociesza Grankina, ale gdy zbliża się w kierunku Bartka idę do niego.
- Gratuluję. - obejmuję go za plecami szybko muskając ust. Jestem kobietą, jestem zazdrosna i muszę pokazać Katiusze, kto stanowi numer jeden.
- A dziękuję, życzę sobie po każdym meczu takich gratulacji. - łobuzersko się uśmiecha i ponownie łączymy na krótką chwile swoje wargi. Rosjanka staje przed nami, lecz nie mam zamiaru przerywać rozmowy z przyjmujących w końcu sam to robi przedstawiając ją. Widzę jak patrzy na Bartka i mam ochotę jej coś zrobić, choć na co dzień jestem nie agresywna, tak, ta dziewczyna doprowadza mnie do szału.
- Mam nadzieję, że uda nam się spotkać. Jutro około południa wylatujemy. - zwraca się do Bartka zupełnie mnie nie zauważając, a przecież stoję obok.
- Niestety ci się nie uda. - szyderczo się uśmiecham. - Bartek jutro ma trening, chyba że dzisiaj się zobaczycie? - przenoszę wzrok na siatkarza. - Ach, Kochanie dzisiejszy wieczór spędzamy razem. Przykro mi Katiusza, może innym razem Bartek znajdzie chwilę dla ciebie, a teraz możesz wracać do swojego chłopaka, bo pewnie potrzebuje pocieszenia. Miło było poznać. - podaję jej rękę triumfalnie śmiejąc. Jej zaskoczona mina i zgubne szukanie miejsca, gdzie może ulokować wzrok daje mi wielką satysfakcję.
- To był pocisk. - podsumowuje Bartek, gdy Rosjanka odeszła dalej.
- Nie będzie mi tu jakaś żmija ślinić się do ciebie.
- Uwielbiam, gdy jesteś o mnie zazdrosna.
- Zdrowo zazdrosna. - poprawiam go. Opuszczamy razem płytę boiska, on idzie do szatni, a ja na chwilę do swojego grajdołka w którym zawsze znajdę jakąś pracę.

Kolejne dni mijają podobnie, niby nic się nie dzieje, a zawsze coś, co nie powtórzy się drugi raz. Nie świętujemy czternastego lutego, jedynie spędzamy wieczór w swoim towarzystwie i moich rodziców, którzy zaprosili nas na kolację. W sobotę chłopaki rozgrywają mecz, a ja kwitnę na wykładach do późnego wieczora. Niedzielę dostają wolną, a ja po porannym kolokwium urywam się z zajęć, gdyż wybieram się do niedoszłej teściowej po przybranego szwagra. Kuba właśnie rozpoczął ferie i tydzień spędza u Bartka. Podobno w zeszłym roku również był u niego, ale jak mu wypomniałam, że od lutego się znamy i nie widziałam jego brata, to wówczas dowiedziałam się, że w ubiegłym roku województwo Kuby miało ferie zimowe w pierwszym terminie i był w połowie stycznia. Być może, nie pamiętam.
- Bartek, to dobry pomysł, żebym jechała z Tobą? - marudzę przebierając się.
- Najlepszy na jaki mogłem wpaść. - śmieje się. W zasadzie wiem, że choćby siłą, to i tak zabrałby mnie do Wrocławia, które mimo, że jest piękne, to i równie znienawidzone przeze mnie przez jedną kobietę - jego matkę.
- Wziąłeś wszystko? - pytam przed zamknięciem mieszkania.
- Tak. - wsiadam do samochodu po stronie pasażera i z bolącym brzuchem jedziemy do jego rodzinnego domu.

Jadwiga o dziwo była w miarę miła, może dlatego, że ze mną prawie nie rozmawiała, a Bartka niańczyła bardziej niż ja Emilkę, która ma dwa i pół roku. Zjedliśmy obiad i wypiliśmy kawę, do której nie wsypała mi cyjanku potasu ani żadnej innej trucizny. Jednak pani Jadwiga nie byłaby sobą, gdyby nie strofowała męża, że zjada za wiele kawałków ciasta i wcale by mnie to nie dziwiło, gdyby placek nie był przywieziony przeze mnie… 
- Synku, kiedy znowu nas odwiedzisz? - poprawia mu szalik mimo, że za oknem pogoda wręcz wiosenna.
- Mamo, nie wiem. Wy też możecie przyjechać do nas. - odpowiada zażenowany, podaje ojcu rękę na pożegnanie, zabiera Kuby walizkę i opuszczamy posiadłość państwa Kurek. Wizyta mimo wszystko w miarę udana, chociaż utrzymana z wielkim dystansem. Oczywiście do ojca nie mam żadnych zarzutów, zabawny jak zwykle. Nie wiem kiedy matka Bartka mnie w pełni zaakceptuje, bo mimo, że gram przed Bartkiem, że wszystko w porządku w pełni tak nie jest. Nie czuję się pewnie, gdy wiem, że nie jestem akceptowana, a zarazem nic nie robię, żebym nie mogła być.
W drodze powrotnej słucham przekomarzań obu braci, gdy Bartek zatrzymuje się na stacji wchodzimy do baru, by zjeść podwieczorek i wypić kolejną kawę, a Kuba oryginalnie kakao. Wieczorem dojeżdżamy pod bartkowy blok. Prosi, żebym została u nich, co też robię. Przygotowuję im i sobie kolację i po dwudziestej drugiej kładziemy się spać, gdyż jutro idziemy do pracy, a Kuba z nami w roli kibica.
- Co ty robisz? - uśmiecham się, gdy łaskocze mnie zarostem po ramieniu.
- Odwróć się do mnie.
- Odwróciłam i co? - już nie odpowiada tylko ląduje ustami na moich. Dłonią odgarnia moje włosy przylegające do twarzy, a chwilę później umiejscawia ją na biodrze pod koszulą.
- Jesteś piękna, wiesz.
- Teraz już wiem. - parskam śmiechem. - Bartek, Kuba jest.
- Przecież śpi.
- Myślisz, że nie będzie nas słyszał?
- Na pewno nie, ma mocny sen. - coraz śmielej zaczyna poczynać.
- Misiek przestań. - odsuwam się kilka centymetrów. - W ostatnich dniach truchlałam przez twoje gumki. - widząc jego zdezorientowaną minę śmieję się. - Dlatego nigdy więcej nie kocham się z tobą, gdy masz prezerwatywy, nie ufam im.
- Masz plaster. - rękę kładzie na pośladku sprawdzając.
- Mam, ale ty masz trening. Śpimy kochany. - całuję go w pełni angażując i okrywam nas kołdrą po samą głowę z powrotem odwracając, a Bartek przylega do moich pleców.

W tygodniu zapraszam Ismenę do siebie, ponieważ mamy zrobić wspólny projekt na zajęcia. Dzwoniła, że zaraz będzie, więc przygotowuję dla nas kawę i coś słodkiego. Bartek poświęca czas Kubie, chociaż u mnie również są częstymi gośćmi lub ja u nich, przynajmniej jestem odpowiedzialna za ich obiady, bo po tym co zobaczyłam co chcieli jeść, a mianowicie proszkowy „rosół z makaronem”, gdzie Kuba jadł suche strączki makaronu zlitowałam się.
- Julita, mam rozumieć, że tutaj gdzie ja w tym momencie siedzę, siedział Bartek Kurek? - kolejna panikara.
- No tak Ismena.
- Siedzę na miejscu Bartka Kurka.- piszczy.
- I co w tym dziwnego? - wzruszam ramionami zabierając kilka paluszków ze stołu.
- Ty tego nie zrozumiesz… - poprawia się ciągle na tym fotelu.
- Ale co tutaj jest do rozumienia? Bartek to taki sam człowiek jak inny. Wyobraź sobie, że również miewa gorsze dni, czasem coś go boli, chodzi do łazienki jak każdy, ma swoje ulubione potrawy tyle, że ktoś inny pracuje osiem godzin i wraca do domu lub jest budowlańcem i pracuje po dwanaście, a dla niego treningi, mecze są tym za co zarabia pieniądze. Także nie ma czym się podniecać. - kończę uśmiechem.
- Ale jest popularną osobą.
- Uwierz, że to fajne nie jest… Dobra, wracamy do pracy.
Zasiadam z Kubą na trybunach i oczekujemy na wyjście chłopaków na płytę boiska. Dzisiaj po spotkaniu musimy odwieźć młodszego Kurka do Wrocławia, chociaż upiera się, że może wrócić pociągiem czego w ogóle nie bierzemy pod uwagę. Jestem wyjątkowo rozluźniona i aż cieszę się na konfrontację z Jadwigą. Spotkanie kończy się w czterech setach na korzyść klubu z łódzkiego.

Poniedziałkowe przedpołudnie mam wolne, budzę się ręką szukam Bartka, choć od godziny jest na treningu. Powolnie wstaję, biorę prysznic, robię kawę i zamiast śniadania szykuję nam obiad. Spodobały mi się wspólne obiady, coraz częściej kolacje i śniadania. Pomieszkujemy albo ja u niego lub Bartek u mnie i póki co dobrze nam z tym.
Koniec lutego obfitował w zwiększoną liczbę spotkań oraz ukształtowanie tabeli po rundzie zasadniczej. Bełchatowianie wiedli prym, a za ich plecami Jastrzębie z Rzeszowem, więc żadne potknięcie nie wchodziło w grę. Cieszy pierwsze miejsce, lecz o najwyższych celach zdecydują play-offy.
- Julita masz jakieś plany na popołudnie? - siada na skraju sofy kładąc moje nogi na swoich kolanach.
- Nie mam.
- To chodźmy na basen.
- Basen? Nie chce mi się.
- Nie będziemy kisić się w domu.
- No to idź przecież ci nie bronię.
- Nie złość się. - rozmasowuje mi stopy.
- Nie złoszczę.
- Chciałem, żebyśmy gdzieś wyszli, bo siedzimy jak dwójka staruszków.
- Bartek, ja ciebie trochę znam, sam z siebie nigdzie byś się nie ruszył. Co to za ustawka?
- Zawsze musisz mnie rozgryźć? - uśmiecha się. - Wpadliśmy na pomysł z chłopakami, że zbieramy ekipę i idziemy do kina, a później się zobaczy.
- Który tak inteligentny?
- Nie wierzysz we mnie?
- W tej kwestii nie.
- Karol. - spuszcza głowę.
- I tak cię kocham. - podnoszę się dając mu soczystego całusa w policzek.

Nie lubię marcowej pluchy, roztopiony śnieg moczy buty, z dachów kapie woda... Ubieram kurtkę, buty i wyjeżdżam samochodem z garażu, skąd pojadę pod halę odebrać Bartka, który wraca z kolegami z tureckich wojaży z brązowym medalem na szyi. Przyjechałam jednak za wcześnie, więc włączam płytę i zamykając oczy słucham przyjemnego głosu Artura Rojka byłego wokalisty Myslovitz. Chwilę rozmyślań przerywa pukanie w szybę otwieram oczy, a przed drzwiami stoi Bartek z torbą na ramieniu. Wyskakuję z samochodu i mocno przytulam po kilkudniowej rozłące.
- Teraz już na żywo gratuluję kochanie medalu.
- Wcale nie cieszy mnie ten brąz. - wyraźnie jest niezadowolony.
- Jesteście trzecią drużyną w Europie, zdajesz sobie z tego sprawę?
- Może bylibyśmy pierwszą.
- A może przegralibyście finał i czułbyś jeszcze większa gorycz? A tak miałeś mini finał, który wygrałeś.
- Może masz racje.  Dziękuję, że jesteś zawsze obok. - kładzie głowę na moim ramieniu zamykając ręce na moich plecach. Przytulam go całując w skroń.
- Po to mamy siebie. - stoimy chwilę w takiej pozycji. Kwadrans później znajdujemy się już w domu.
                                                                                                                                                

Witam.
Nic ciekawego nie mam do powiedzenia :| Dziękuję, że jesteście.

4 komentarze:

  1. sielanka trwa w najlepsze. I bardzo dobrze, cieszę się, że im się powodzi. Ale mama Bartka mogłaby w końcu chociaż spróbowac poznac Julitę, bo uprzedziła się do niej nawet nie dając jej szansy. Echhhhh, te mamy to jednak są. Czekam na kolejną notkę. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak milusio :) i bardzo sympatycznie.. dziękujemy za rozdział i czekamy na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jadwidzia dalej swoje,... No myślałam, że jebnę, jak jak się nim opiekowała. Będąc na miejscu Julity, bym chyba wykorkowała i nie wytrzymała tego co najmniej żenującego widoku. :D
    Widzę, że tu iście sympatycznie, czego się trzymaj! :D A jak to studenci mówią -> "bez spiny, są drugie terminy" i Bartek nie ma co się obwiniać, zwłaszcza, że Juta tego nie robiła. :D
    Ściskam Cię mocno, Kochana:*
    Twoja Happcinka :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Tyle się podziało, że nie wiem od czego mam zacząć :)
    No to Julita pokazała Katjuszy kto tu rządzi :D No i dobrze ;) Niech wie, że Bartek ma z kim chodzić na kawę itp. Facetom się podoba jak kobieta jest o nich zazdrosna w zdrowych granicach. Tutaj nie zostały przekroczone granice więc jest ok ;)
    Nie rozumiem ludzi pokroju Ismeny. Robi z ludzi sławnych czy jakby to lepiej ująć często pojawiających w mediach co najmniej bóstwa. A przecież to normalni ludzie, którzy chcą być odbierani jak statystyczny człowiek.

    OdpowiedzUsuń