W czwartek
wróciłam wcześniej z pracy. Wybrałam się
do Łodzi do Manufaktury na małe zakupy. Po przechadzałam się po kilku sklepach
z odzieżą. Kupiłam jedynie sweter
i dwa biustonosze. No co? Od prania fiszbiny się niszczą, a nie lubię mieć
jakiś takich niewygodnych. Zahaczyłam o hipermarket i kupiłam różne zakąski.
Szafka już pusta, a jak ktoś przyjdzie to wypada położyć na stole jakieś
paluszki, chipsy, ciastka czy sok. Kupiłam jeszcze kilka jabłek, bananów i mandarynek. Obładowana wyjechałam z
reklamówkami w koszyku. Wpakowałam wszystko do bagażnika, odwiozłam kosz na
miejsce i chciałam ruszyć w drogę powrotną. Wszystko byłoby w porządku gdyby
nie to, że mój Tygrys po raz kolejny odmówił współpracy! Po licznych próbach,
błaganiach aż w końcu kilku siarczystych słowach odpalił. Nie miałam zamiaru
nigdzie się zatrzymywać tylko udać prosto do domu. Jednak musiałam zboczyć na
stację paliw bo wskaźnik był na skraju poziomu. Podjechałam, zatrzymałam się
obok dystrybutora, a z budynku wyszedł miły chłopak o imieniu Kamil,
przeczytałam szybko jego plakietkę którą miał założoną na smyczy na szyi.
-Dzień
dobry. Za ile tankujemy?
-Za sto
złotych –przytaknął głową na moje słowa
-Proszę
wejść do środka i zapłacić
-Dziękuję
panie Kamilu. –weszłam do małego sklepiku i kupiłam sok pomarańczowy.
Zapłaciłam w kasie za paliwo i napój i udałam się z powrotem do auta. I znowu batalia o zapalenie silnika. Za mną
ustawiła się kolejka innych samochodów do tankowania a ja bezradnie
przekręcałam kluczyk.
-Mogłaby
pani odjechać kawałek? Bo inni się niecierpliwią –podszedł do mnie Kamil
-Przepraszam,
ale ja nie mogę go odpalić –czułam jak się rumienię ze wstydu, pracownik głośno
wypuścił powietrze
-Przepraszam,
ale mogę ja spróbować?
-Oczywiście,
mam nadzieję, że się panu uda. –chłopak
siadł za kierownicą ale na nic się zdały i jego próby. W końcu z któregoś z
czekających w kolejce samochodów wyszedł facet.
-Witam,
nazywam się Jan Nowicki, jestem mechanikiem samochodowym, może coś zaradzę?
–podał nam rękę i zamienił się miejscem z Kamilem. Stałam obok i przyglądałam
się co też wyczyniają. Pan Janek otworzył maskę i zaczął cos szperać przy
kablach itp. W końcu silnik odpalił!
-Myślę, że
zacina się sterowanie hydrauliczne sprzęgła, siłownik albo pompa sprzęgła.
Wciska Pani sprzęgło i tarcze zacinają
się w pozycji rozłącznej. Ale to tylko moja wierzchnia opinia. Radziłbym
podjechać do warsztatu samochodowego i dokładnie sprawdzić co się dzieje.
-Dziękuję
panu bardzo –uścisnęłam dłoń mężczyzny, wzięłam od niego wizytówkę i obiecałam
zadzwonić jak dojadę do domu, żeby się dowiedzieć kiedy mogę oddać samochód do
naprawy. -Panie Kamilu, panu również dziękuję –uśmiechnęłam się. –I przepraszam
za ten korek za mną. Wiem jak to wygląda, kobieta za kierownicą i już kraksa
–uśmiechnęłam się blado.
-Spokojnie,
złośliwość rzeczy martwych. Niezależne to od pani. Zapraszam ponownie do nas na
stację i życzę bezpiecznej jazdy. –jeszcze raz podziękowałam i wróciłam w końcu
do domu.
Rozpakowałam
zakupy, ogarnęłam salon i przeszłam do garderoby zrobić małe porządki, bo
trochę ją zapuściłam. Pod ścianą leżały trzy, średniej wielkości pudełka z ozdobami świątecznymi. Mimo, że okres
świąteczny minął blisko 2 miesiące temu, jeszcze nie zdążyłam wynieść ich na
strych. Wzięłam kartony z myślą wyniesienia ich. Wysunęłam schody, tak wiem,
jak mogłam wysunąć schody? A i mogłam. By dostać się na strych wysuwałam 3
segmentowe schody przypominające swoim wyglądem drabinę. Tyle, że odrobinę szerszą.
Otworzyłam klapę i wysunęłam owe schodki. Wyniosłam jedno pudło na górę,
świecąc tam w ciemnościach latarką. Zeszłam po drugie, większe od poprzedniego.
Chwyciłam je do obu rąk, zasłaniając widok jak mam iść. Szłam na wyczucie, co
jeden szczebel wyżej. Aż nagle będąc prawie na samej górze straciłam równowagę.
Runęłam na płytki jakie miałam wyłożone na korytarzu. Z pudła spadła pokrywa i
cała jego zawartość rozsypała się w koło mnie na promieniu co najmniej 3
metrów. Wszędzie leżały bańki czy połamane makaronowe aniołki. Siarczyście w
duchu przeklęłam i chciałam się podnieść, ale ból szczególnie w lewym kolenie
mi to skutecznie uniemożliwiał. No to
super Julita! Jesteś sama z tym całym burdelem i bolącym kolanem! Nie wiele
myśląc przesuwając się na tyłku doczołgałam się do salonu. Wzięłam telefon w
ręce i tracąc zdrowy rozsądek wybrałam numer do przyjmującego. Dlaczego do
niego? Nie wiem? Mam go najbliżej w kontaktach bo pod literką B. Tak, to jakieś
sensowne wytłumaczenie mojej spontanicznej decyzji. Po kilku sygnałach, które
dla mnie ciągły się w nieskończoność odebrał.
-Cześć
Bartek, jesteś w domu?
-Hej,
właśnie wyszedłem z hali, stało się coś?
-Eee nie,
coś ty
-Masz jakiś
taki dziwny głos –odkaszlnęłam nerwowo
-To przez
telefon tak ci się wydaje. Mógłbyś przyjechać do mnie?
-Ale kiedy?
-Teraz, jak
najszybciej możesz
-Yyy no
dobrze –zawahał się
-Nie no ok. Jeśli
masz inne plany to nic. Pa –rozłączyłam się nie dając mu dojść do słowa.
Cisnęła telefon na sofę i próbowałam się podnieść, jednak bezskutecznie. Każda
próba kończyła się tym samym, gdy już prawie stawałam na tej nieszczęsnej lewej
nodze tak traciłam równowagę i lądowałam na miękkiej sofie. Cholera! Auto mam niesprawne! Nie chcę
dzwonić do domu bo mama narobi paniki jakby już umarła, Patrycja z Emilką to
jak przyjedzie. Z resztą zanim ona z Piotrkowa tutaj dojedzie. Aneta z klasą na
rekolekcjach. Jak już pech tak pech! Po
kilku minutach usłyszałam dzwonek do drzwi chciałam wstać ale za każdym razem
miękka kanapa działała na mnie jak magnez. Domyślałam się, że to pewnie Bartek.
Wzięłam komórkę w dłonie i napisałam
mu krótkiego smsa „Drzwi otwarte. Wejdź”.
Kilka sekund później drzwi się otwarły
-Julita!
-W salonie
-Boże! Co ci
się stało?! -natychmiast usiadł
niedaleko mnie i rozejrzał się po salonie i korytarzu, gdzie leżała dekoracja
świąteczna
-Spadłam ze
schodów, samochód mam zepsuty, Anety nie ma, do domu dzwonić nie chciałam,
przepraszam –wzbiłam wzrok w podłogę
-Jutka,
dobrze, że zadzwoniłaś! Stało ci się coś? Wskazałam palcem na kolano. –Boli
cię? Gdzie?
-Ała!
Bartek! Nie musiałeś od razu go dotykać
-popatrzył na mnie skruszonym wzrokiem
-To zbieraj
się i jedziemy do szpitala
-Ale ja nie
chce, dwa dni i samo przejdzie
-Nie bądź
jak dziecko. Czekam w samochodzie.
Wstał i miał
zamiar wychodzić, ja też spróbowałam po raz któryś się podnieść ale nie na
długo bo zaraz z powrotem opadłam, a na twarzy pokazał się wielki grymas bólu.
-Ty nie
możesz nawet ustać?
-Mogę, tylko
mną zachwiało.
-Pomóc ci?
-Nie, nie.
–kolejna próba, to samo. To aż dziwne, żebym nie mogła prze wziąć tego bólu i
zrobić kilka kroków. W końcu poprosiłam Bartka, żeby wyciągnął z szuflady
potrzebne dokumenty. Po nakierowaniu go gdzie ma iść wrócił z torebką.
-Masz tutaj
kurtkę, buty. Pomóc ci ubrać?
-A możesz mi
buty zasunąć? –i sekundę później klęczał przede mną. –Ej! Co ty robisz?
-No nic? Jak
ty chcesz dojść do auta? Trzymaj się mocno –tak, dziewczyny, sam Kurek wziął
mnie na ręce z zamiarem zaniesienia do samochodu. Nie opierałam się za wiele bo
i tak nie wiem jakbym doszła o własnych siłach.
Pół godziny
później siedziałam na niewygodnym krześle na korytarzu łódzkiego szpitala na
izbie przyjęć. Naprzeciw mnie czekała kobieta około 35 lat z małą dziewczynką
na kolanach. Malutka płakała, bo prawdopodobnie złamała prawą rączkę. Bartek
gdzieś się przeszedł i wrócił po chwili. Pielęgniarka, gdy dostrzegła, że sam
Bartek siedzi na krzesełku tak w mgnieniu oka wystawiła głowę zza drzwi
-Pani Kurek
proszę do gabinetu
-Witam, nie
nazywam się Kurek to po pierwsze, po drugie tutaj czeka pani, która była
wcześniej ode mnie.
-Ale…
-Ja
zaczekam. –z nietęga miną zaprosiła moje ‘sąsiadki’ z poczekalni.
-A moja była
by skorzystała…- wymamrotał ledwo słyszalnie przyjmujący i zapatrzył się w
sufit. Nie skomentowałam tylko popatrzyłam wymownie na niego.
W końcu po
godzinie wyszłam z nieszczęsnego gabinetu! Kolano mam mocno stłuczone. Lekarz
jednym tchem wyrecytował
-Jak pani się
przekonała na własnej skórze rzekłbym nawet własnym kolanie w niektórych przypadkach dochodzi do uszkodzenia
mięśni i połączonych z nimi drobnych naczyń krwionośnych, które pękając
wywołują podskórne wylewy. Najbardziej charakterystycznym objawem jest wtedy
silny ból i drętwienie kolana. Niemal od razu kolano
zaczyna puchnąć jak pani widzi, a sącząca się z uszkodzonych naczyń
krwionośnych krew naciska na żyły i prowadzi do powstania miejscowego obrzęku.
–mówił na tyle oczywiste rzeczy dla przyszłego fizjoterapeuty, ale musiałam
grzecznie go wysłuchać. –Proszę
odpoczywać, najlepiej nogę mieć wyżej, czyli pod nią coś podłożyć np. koc.
Proszę niech pan się zajmie panią Fedko, nie powinna zostawać sama w takim
stanie. –jakim stanie? Bo ja jedna się
potłukłam?!
Wypisał
receptę na jakieś lekarstwa przeciwbólowe, przeciwzapalne i przeciwobrzękowe
–to raczej maść. Oczywiście stabilizator musiałam kupić sama, bo służba zdrowia
takowych nie posiada na wypożyczenie. Gdy zapytałam o kule, dowiedziałam się,
że mogę je zakupić lub wypożyczyć jak będzie taka możliwość w sklepie medycznym
obok szpitala. Trzymajcie mnie!
Siedziałam w
samochodzie, a Bartek latał po aptekach i innych.
-Niestety
kul dzisiaj miała nie będziesz, bo zamknięte już. Jutro od 9 jest czynny to
podjadę. –w duchu wyraziłam opinię co o
nich myślę, wypuściłam głośno powietrze.
Wreszcie
znaleźliśmy się w domu. Moja idylla. Weszłam z pomocą Bartka do środka i uprzednio zdejmując buty i kurtkę
poczłapałam do salonu na sofę.
-Bartuś
proszę cię zrób mi jakieś picie. Rozgość się i czuj jak u siebie. Jak czegoś
nie wiesz to pytaj albo szukaj w końcu gdzieś znajdziesz
-Okej
W końcu
przyszedł do salonu z talerzem kanapek i dwoma kubkami herbaty. Zastawił swoim
ciałem telewizor a rękami wskazał na stół, że mam się podnieść i coś zjeść.
-No, zjedz
sobie. Ja nie jestem głodna.
-Julita!
Musisz jeść!
-Dajże
spokój, zjem później. A ty sobie usiądź wygodnie i jedz, smacznego
–wyszczerzyłam się w jego stronę
-Nie, nie,
nie! Siadasz i jesz –złapał mnie za ramiona i pomógł się podnieść do pozycji
siedzącej. Już nie protestowałam. Zjadłam dwie kanapki a Bartek chyba z 8, ale
cóż jest facetem z krwi i kości, sportowcem, dużo trenuje to musi nadrobić
składniki odżywcze.
-Możesz iść
do mojej sypialni i przynieść mi piżamę? –posłusznie wstał i udał się w tamtym
kierunku. Wstałam i zrobiłam dwa kroki, kolano było tak opuchnięte, że nie
zginałam wręcz nogi. Idąc tempem żółwia
dostałam się do prysznica.
Chwilę później wychodziłam już z łazienki. Z
powrotem położyłam się na kanapie. Bartek znowu przyniósł dwa kubki tym razem
nasze ulubione – Cappuccino. Usiadł na
końcu kanapy, podniósł moje obolałe nogi i położył sobie na kolanach
-A co ty
robisz?
-Siedzę
-Wiem, ale nie
możesz na fotelu?
-Nie, bo
miałaś trzymać nogę na wyciągu
-I ty nim
jesteś?
-Yhym
–roześmialiśmy się wspólnie
-Julitkaaaaa
-Mhm
-Mogę zadać
ci parę pytań?
-Jasne
-Ale to
takie dotyczące ciebie, jak nie chcesz to nie odpowiadaj
-Dobrze, mów
-Czym się zajmują
twoi rodzice?
-Mama jest
byłą pielęgniarką, tzn. obecną ale nie pracuje systematycznie a tata pilotem w
liniach
-A masz
rodzeństwo?
-A to jakieś
przesłuchanie?
-Nie no
spoko, nie musisz odpowiadać
-Odpowiem,
ale pod jednym warunkiem
-Jakim?
-Raz ja zadaje
pytanie raz ty i oboje odpowiadamy, ok? –przytaknął głowa uśmiechając się. –Mam
brata Wiktora i siostrę Patrycję –oboje starsi ode mnie
-Ja mam
brata Kubę, tata był również siatkarzem a teraz pozostał w tym światku, mama
jest księgową
-Yhym,
studiujesz?
-Tak,
marketing sportowy w Olsztynie razem z Pawłem, Mariuszem i Michałem. Mamy dość
indywidualny plan nauczania jak na typowego studenta. A teraz może mało
delikatne pytanie, nie wypada kobiecie ale jaki rocznik dokładnie jesteś?
-A czy ja
wino jestem, żebyś o rocznik pytał?
-Przepraszam
-Dobra nie
maż się mi tutaj –roześmiałam się dla rozluźnienia atmosfery. –Jesteś facet
masz być twardy a nie miętki! –w odpowiedzi zaczął mnie łaskotać po stopie niby
od tej zdrowej nogi ale i tak gdy się poruszyłam to wszystko mnie bolało. –Ok.,
przestań już Kurek! ’89 jak cię to tak bardzo interesuje… po 22 skończyliśmy
nasz kwestionariusz wywiadu, mądrzejsi o wiele nowych informacji o sobie.
-Bartek, nie
żebym cię wyrzucać chciała ale już wpół do jedenastej ty jutro masz trening
chyba?
-Tradycyjnie
mam, ale nie mogę cię zostawić –powiedział stanowczo
-Że co?
-Chyba
pozwolisz mi jedną noc spędzić pod twoim dachem?
-Yyy… no
tak, ale nie ma takiej potrzeby
-Lekarz
powiedział, żeby cie nie zostawiać samej
-Bartek, a
co miał powiedzieć? No ale ok., nie wyrzucam cię chcesz to zostań. Tylko
zamknij drzwi wejściowe na klucz, bo nie chce mi się wracać.
-Już
zamknięte. Pomóc ci? –widząc moje gramolenie się poddał propozycję
-Nie,
dziękuję. Poradzę sobie. Śpij dobrze
-Ty też.
Położyłam
się z myślą szybkiego zaśnięcia, jednak nie mogłam na dłuższą chwilę zamknąć powiek.
Ja tutaj wygodnie leżę mimo, że poobijana, a on taki wielki i na sofie? Nie!
Tak nie będzie. Wstałam i znowu wróciłam
do salonu, starałam się jak najciszej, ale gdzieś pod nogami zapodziała się
jakaś bańka i runęłam jaka długa wprawiając w osłupienie Bartka. Boże! Już drugi raz, ja się nie wyleczę! A
nie mam zamiaru siedzieć przykuta do łóżka!
-Jezu! Gdzie
ty po ciemku szłaś?
-Do ciebie
–powiedziałam z wyrzutem, a przyjmujący pomógł mi wstać
-Ooo do
wujka Bartka dziecina chciała?
-Chodź do
mnie spać
-Co? –pisnął
zaskoczony
-No to. Co
się tak dziwisz? Nie bój się nie zgwałcę cię, bo nie mam siły. Normalnie nie
składałabym ci takiej propozycji, ale jak już zostałeś to nie będziesz na tej
sofie spał, możesz w dzień na niej leżeć, ale nie noc. Mam wolne pokoje, ale
tam nie ma tak długich łóżek dla ciebie. Owszem przespał byś się, ale nie
wyspał, a musisz wypocząć, bo niedługo mecz gracie. No chodź. –tabletki
przestawały chyba działać, albo pogorszyłam stan mego kolana jak i kostki i
znowu był problem z przejściem kilku metrów. W końcu któryś raz dzisiaj wziął
mnie na ręce i zaniósł do łóżka. Nie sprzeciwiałam się, bo nie było sensu. Siatkarz
przebrał się w spodenki, które kiedyś mi pożyczył, koszulkę zostawił i położył
obok.
Obrócił się
na bok i przez dłuższą chwilę patrzył na mnie, co mnie krępowało
-Dobranoc
Jutka
-Dziękuję
Bartek –przysunęłam się do niego i delikatnie musnęłam w policzek
-Nie dziękuj
mi, przyjaciele tak się zachowują.
Zjedliśmy
śniadanie, ubrałam się wygodnie i luźno i miałam zamiar przeleżeć cały Boży
dzień przed telewizorem, ewentualnie z laptopem na kolanach.
-Tutaj masz
jeszcze sok i szklankę. Podać ci coś jeszcze?
-Nie! Idź już
na ten trening, bo się spóźnisz
-No ok. już
idę, idę
-Bartek –krzyknęłam, bo znajdował się już w przed pokoju
-Co?
-Podjedziesz
później po te kule dla mnie?
-Tak, pamiętam.
-Dziękuję.
Aaaa! Bartek! Chodź tutaj jeszcze
-Co się
stało?
-Nic, w
kuchni na stole jest zwolnienie lekarskie. Podrzucisz je do szkoły? Proszę –uśmiechnęłam
się
-Yhym. Na
pewno nic nie potrzebujesz? Może zostanę?
-Ty chyba sobie
żartujesz? Idź ale to już!
Ubrał się i
wyszedł. Stolik miałam zastawiony jakimiś ciastkami, paluszkami, sucharami,
sok, gazety pod ręką, lekarstwa, woda… Jakby mnie co najmniej na tydzień
zostawiał samą. Tylko basenu brakuje jak w szpitalu i całkowicie by mnie
uziemił na tej kanapie.
Zadzwoniłam do
mamy, ale nie mówiłam nic o nodze, bo już widzę oczami wyobraźni jak zacznie
panikować. Może szybko się wykuruję i nie ma co jej denerwować. Włączyłam laptopa
i udało mi się również pogadać z Alusią, zazdrościła mi takiej opieki. Jednak wolałabym
go tutaj nie mieć a nogę mieć w pełni sprawną.
Już prawie zasypiałam, gdy rozdzwonił się mój telefon. Tym razem
dyrektor na wywiad co ze mną.
Po południu
przyjechał Bartek a razem z nim Daniel, Michał B., Karol i Paweł, bo musiał
cały świat poinformować, że ja się potłukłam!!! Na szczęście udało mu się
wypożyczyć kule ortopedyczne z
podparciem łokciowym. Uff! Wreszcie zacznę jakoś się przemieszczać sama!
Kurek wczuł
się w gospodarza domu i zaserwował chłopakom
coś gorącego, co sobie zamówili. Razem z Danielem odwieźli mój samochód
do naprawy do warsztatu pana Nowickiego z którym wcześniej uzgodniłam godzinę
przyjazdu.
Odwiedzin zachciało
się jeszcze Mateuszowi. Wolno,
podreptałam do drzwi i wpuściłam gościa. Przyniósł mi kwiatka i czekoladki. No cholera! Bo ja teraz będę leżeć i żreć
same słodycze!? Z przyklejonym uśmiechem podziękowałam i udałam się z nim
do kuchni. Nalałam soku i gadaliśmy o wszystkim i o niczym.
-Mam
nadzieję, że szybko wyzdrowiejesz! –powiedział pełen entuzjazmu
-Też jestem
podobnej myśli
-Bo mam
prośbę do ciebie –moje oczy znacznie się powiększyły a kula która była oparta o
krzesło niechcący została przewrócona przeze mnie na posadzkę
-Jaką?
-Za 2 lub 3
tygodnie mamy mieć spotkanie absolwentów
-Mamy mieć? -powtórzyłam
za nim
-To znaczy
ja, z moją klasą maturalną
-Aha, i co
ja mam z tym wspólnego?
-Liczę, że
nie odmówisz i pójdziesz ze mną jako osoba towarzysząca? –Yhym! Już pójdę z tobą! Na pewno! Poszłam, że heeej!
-Ja!? Yyy…
no widzisz, że mam nogę chorą –znowu ten sztuczny, wymuszony uśmiech
-Wiem, ale
to za jakiś czas a nie jutro
-No nie
wiem, zobaczymy. –zmieniłam temat szybko. Chwilę jeszcze posiedział i
delikatnie do wyprosiłam, z pretekstem, że chcę iść się położyć.
Wieczór
zadzwonił jeszcze mój pielęgniarz, chciał przyjść ale skutecznie wybiłam mu to
z głowy. Mam kule, jest okej.
Witam;*
Mam nadzieje, że nie zasnęłyście? Będę chciała dodać jeszcze w tygodniu ciąg
dalszy, ale czasu jak na lekarstwo :( Ten epizod pisałam chyba cały tydzień na
raty! Nie wiecie czy da się kupić gdzieś chociaż troszeczkę czasu?;> Dajcie
znać! :P
Wiosna
zawitała czy to już lato? Ajj jak dla mnie osobiście to za szybko z minusowej
zrobiła się temperatura <+20’C! Moja praca nie pozwala zakładać krótkich
spodni więc kiszę się w jeansach :D
Pozdrawiam!
;*
Lubię to opowiadanie. Współczuje Julicie, kolankoo uff. Ale przynajmniej sobie Bartuś pobędzie w jej towarzystwie. A ona będzie miała kogoś do pomocy - Bartuś to, Bartuś tamto :D Niech się ten Mateusz od niej odczepi , albo będzie walka z Kurkiem ! :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :
http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com
Biedna Jutka :( Kolanko jej rozwaliłaś :( Ale takiego pielęgniarza to i ja mogłabym mieć ;) I niech ten Mateusz się od niej odczepi :O Julcia ma być z Bartkiem i JUŻ !!!
OdpowiedzUsuńJak coś, to rozdział u mnie będzie najpóźniej jutro, bo dzisiaj nie miałam czasu. Może się też pojawić dzisiaj w nocy ;)
Świetne, bardzo mi sie podoba ;D Jak każdy z resztą ;)
OdpowiedzUsuńKiedy następny rodział? :)
Zapraszam do siebie :) http://miloscisiatkowka.blog.pl/
Współczuję jej urazu kolana, sama miałam małą kontuzję i wiem jaki to ból;/ Coraz bardziej się z Bartusiem zbliżają do siebie - i bardzo dobrze :) Miło z jego strony, że się nią zaopiekował. Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńNo to się biedna Julita się potłukła. Jednak fajną miała opiekę ;) Takiego pielęgniarza mieć to marzenie ;) Tygrysek odmawia posłuszeństwa, ale jak ma się taką pomoc to jest ok. Mi dzisiaj nie miał kto pomóc :P
OdpowiedzUsuńMateusz to niech nie będzie taki interesowny i nie zaprasza ją na imprezy bo i tak nie ma szans :D
Pozdrawiam ;)
Ułaa. Musiało boleć kolano. Współczuję ogromnie, niby stłuczenie, ale zapewne ból jak przy złamaniu, wiem coś o tym -.-
OdpowiedzUsuńBartuś, oj Bartuś. Jaki ty jesteś uroczy w roli pielęgniarki! Nic tylko cię jeść garściami ;) A już myślałam że do czegoś dojdzie w tym łóżku... Znając Ciebie, to... no (if you know what i mean)
Była "pani Kurasiowa" by wykorzystała darmową kolejkę, hm? No widząc fotki naszej Królowej Śniegu, to wcale się nie dziwię. Julitka nie z takich, oj nie. Mam wrażenie że zaimponowała Bartkowi jeszcze bardziej. Ciągnie ich do siebie, i myślę że długo na samej przyjaźni nie pociągną, bynajmniej nie Bartek. Co ten Mateusz się wpieprza z czekoladkami? Ja się nie zgadzam!
Lato jak przyszło tak poszło, u mnie dziś było okropnie zimno po południu. Mam nadzieję że się nie przeliczę z moimi wiosennymi kurtkami/płaszczami. Jak wynajdziesz pigułkę czasu, to weź mi wyślij, co? ^^
Buziaki, moja Kochana, S. ;**
Hm.. Julita zaliczyła dwie gleby, stłukła sobie kolano, a nasz super hero Bartosz K. pomógł jej i to kilka razy ! Taka lekką niezdarka z Julity ;D wspólną propozycja spędzenia nocy w jednym łóżku na pewno w jakiś sposób zbliżyła ich do siebie ! ;P czekam na kolejny i pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Julity na szczęście Bartek jest przy niej. ;p
OdpowiedzUsuńale pięknie Bartka wykorzystywała :D hehe dawał się jak baba chociaż i tak bym pomogła jak by ktoś z moich przyjaciół złamał nogę. pewnie to wydarzenie zbliży ich do siebie :D
OdpowiedzUsuńCholera a ten Mateusz czego tu chce od naszej Jutki? Niech szybko ucieka, bo naszej pannie Julitce powoli zaczyna się układać z Bartkiem, co mnie bardzo ale to bardzo cieszy.
OdpowiedzUsuńKurde! Już liczyłam na jakąś łóżkową akcję, a tu dupa...:P Ale Bartuś opiekuńcczy i tak ma być, ma się ładnie zajmować swoją dziew...yyy....przyjaciółką!!! i tak od tej przyjaźni, płynnie przejdą do miłości.....!:)
Pozdrawiam ciepło z pięknego dzisiejszego dnia Poznania.
ściskam!
In my head :*
Rozdział świetny jak zwykle :D nie mogę się doczekać kolejnego wpisu o którym możesz mnie poinformować :D
OdpowiedzUsuńTymczasem zapraszam do siebie na nowy :D
http://sercezawszewielepiej14.blogspot.com/
http://4volleyball44.blogspot.com/
Mam nadzieję że zostawisz po sobie jakiś znak :D
Pozdrawiam gorąco!! :)
może to wesele będzie punktem zwrotnym i Bartuś w końcu wyzna miłośc Julitce, a ona sama zrozumie, że go kocha ? :D kto wie, kto wie :PP
OdpowiedzUsuń:**
Cudowny ten rozdział. Podoba mi się. Już nie mogę się doczekać kolejnego. Zapraszam cię na moje bloga http://opowiadania-klamatynka.blogspot.com/ na którym pojawił się nowy rozdział. Mam nadzieje,ze ci się spodoba.
OdpowiedzUsuńBiedaczka, a raczej sierotka z tej Julitki, a taki pielęgniarz to po prostu skarb. W sumie liczyłam, że się coś więcej wydarzy po tej wspólnej nocy, no ale nie można mieć wszystkiego naraz.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział. :)
siurok taki miły taki kochany. jak go nie lubić? :)
OdpowiedzUsuńa to jak się nią zajmował... CUD NIE FACET!!!
ostatni raz jak ktoś mi ta usługiwał... no to byłam w przedszkolu jakoś tak.
Dziękuję za wstawki mego męża! +70 do humoru ;)
zapraszam do mnie na nowy rozdział! :)
pasiaste-szczescie.blogspot.com.
całuję Wiedźma :*
Hejo , Gdzie ty jesteś bejbi ? Wracaj i to juz !!
OdpowiedzUsuńBartek się sprawdza w roli opiekunki perfekcyjnie.;) Ale coś mi się wydaję, że długo nie pociągną na takich warunkach "przyjaźni". W sumie to nawet dobrze, że nic się nie stało (tak to ujmę). Nie wszystko naraz!
OdpowiedzUsuńRozdział baardzo mi się podoba i czekam na następny.!! Możesz mnie informować na TT.:D
Pozdrawiam, Rejczellka.