piątek, 19 kwietnia 2013

15.



W czwartek wróciłam wcześniej z pracy.  Wybrałam się do Łodzi do Manufaktury na małe zakupy. Po przechadzałam się po kilku sklepach z odzieżą. Kupiłam jedynie sweter i dwa biustonosze. No co? Od prania fiszbiny się niszczą, a nie lubię mieć jakiś takich niewygodnych. Zahaczyłam o hipermarket i kupiłam różne zakąski. Szafka już pusta, a jak ktoś przyjdzie to wypada położyć na stole jakieś paluszki, chipsy, ciastka czy sok. Kupiłam jeszcze kilka jabłek, bananów  i mandarynek. Obładowana wyjechałam z reklamówkami w koszyku. Wpakowałam wszystko do bagażnika, odwiozłam kosz na miejsce i chciałam ruszyć w drogę powrotną. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie to, że mój Tygrys po raz kolejny odmówił współpracy! Po licznych próbach, błaganiach aż w końcu kilku siarczystych słowach odpalił. Nie miałam zamiaru nigdzie się zatrzymywać tylko udać prosto do domu. Jednak musiałam zboczyć na stację paliw bo wskaźnik był na skraju poziomu. Podjechałam, zatrzymałam się obok dystrybutora, a z budynku wyszedł miły chłopak o imieniu Kamil, przeczytałam szybko jego plakietkę którą miał założoną na smyczy na szyi.
-Dzień dobry. Za ile tankujemy?
-Za sto złotych –przytaknął głową na moje słowa
-Proszę wejść do środka i zapłacić
-Dziękuję panie Kamilu. –weszłam do małego sklepiku i kupiłam sok pomarańczowy. Zapłaciłam w kasie za paliwo i napój i udałam się z powrotem do auta.  I znowu batalia o zapalenie silnika. Za mną ustawiła się kolejka innych samochodów do tankowania a ja bezradnie przekręcałam kluczyk.
-Mogłaby pani odjechać kawałek? Bo inni się niecierpliwią –podszedł do mnie Kamil
-Przepraszam, ale ja nie mogę go odpalić –czułam jak się rumienię ze wstydu, pracownik głośno wypuścił powietrze
-Przepraszam, ale mogę ja spróbować?
-Oczywiście, mam nadzieję, że się panu uda.  –chłopak siadł za kierownicą ale na nic się zdały i jego próby. W końcu z któregoś z czekających w kolejce samochodów wyszedł facet.
-Witam, nazywam się Jan Nowicki, jestem mechanikiem samochodowym, może coś zaradzę? –podał nam rękę i zamienił się miejscem z Kamilem. Stałam obok i przyglądałam się co też wyczyniają. Pan Janek otworzył maskę i zaczął cos szperać przy kablach itp. W końcu silnik odpalił!
-Myślę, że zacina się sterowanie hydrauliczne sprzęgła, siłownik albo pompa sprzęgła. Wciska Pani sprzęgło  i tarcze zacinają się w pozycji rozłącznej. Ale to tylko moja wierzchnia opinia. Radziłbym podjechać do warsztatu samochodowego i dokładnie sprawdzić co się dzieje.
-Dziękuję panu bardzo –uścisnęłam dłoń mężczyzny, wzięłam od niego wizytówkę i obiecałam zadzwonić jak dojadę do domu, żeby się dowiedzieć kiedy mogę oddać samochód do naprawy. -Panie Kamilu, panu również dziękuję –uśmiechnęłam się. –I przepraszam za ten korek za mną. Wiem jak to wygląda, kobieta za kierownicą i już kraksa –uśmiechnęłam się blado.
-Spokojnie, złośliwość rzeczy martwych. Niezależne to od pani. Zapraszam ponownie do nas na stację i życzę bezpiecznej jazdy. –jeszcze raz podziękowałam i wróciłam w końcu do domu.
Rozpakowałam zakupy, ogarnęłam salon i przeszłam do garderoby zrobić małe porządki, bo trochę ją zapuściłam. Pod ścianą leżały trzy, średniej wielkości pudełka  z ozdobami świątecznymi. Mimo, że okres świąteczny minął blisko 2 miesiące temu, jeszcze nie zdążyłam wynieść ich na strych. Wzięłam kartony z myślą wyniesienia ich. Wysunęłam schody, tak wiem, jak mogłam wysunąć schody? A i mogłam. By dostać się na strych wysuwałam 3 segmentowe schody przypominające swoim wyglądem drabinę. Tyle, że odrobinę szerszą. Otworzyłam klapę i wysunęłam owe schodki. Wyniosłam jedno pudło na górę, świecąc tam w ciemnościach latarką. Zeszłam po drugie, większe od poprzedniego. Chwyciłam je do obu rąk, zasłaniając widok jak mam iść. Szłam na wyczucie, co jeden szczebel wyżej. Aż nagle będąc prawie na samej górze straciłam równowagę. Runęłam na płytki jakie miałam wyłożone na korytarzu. Z pudła spadła pokrywa i cała jego zawartość rozsypała się w koło mnie na promieniu co najmniej 3 metrów. Wszędzie leżały bańki czy połamane makaronowe aniołki. Siarczyście w duchu przeklęłam i chciałam się podnieść, ale ból szczególnie w lewym kolenie mi to skutecznie uniemożliwiał. No to super Julita! Jesteś sama z tym całym burdelem i bolącym kolanem! Nie wiele myśląc przesuwając się na tyłku doczołgałam się do salonu. Wzięłam telefon w ręce i tracąc zdrowy rozsądek wybrałam numer do przyjmującego. Dlaczego do niego? Nie wiem? Mam go najbliżej w kontaktach bo pod literką B. Tak, to jakieś sensowne wytłumaczenie mojej spontanicznej decyzji. Po kilku sygnałach, które dla mnie ciągły się w nieskończoność odebrał.
-Cześć Bartek, jesteś w domu?
-Hej, właśnie wyszedłem z hali, stało się coś?
-Eee nie, coś ty
-Masz jakiś taki dziwny głos –odkaszlnęłam nerwowo
-To przez telefon tak ci się wydaje. Mógłbyś przyjechać do mnie?
-Ale kiedy?
-Teraz, jak najszybciej możesz
-Yyy no dobrze –zawahał się
-Nie no ok. Jeśli masz inne plany to nic. Pa –rozłączyłam się nie dając mu dojść do słowa. Cisnęła telefon na sofę i próbowałam się podnieść, jednak bezskutecznie. Każda próba kończyła się tym samym, gdy już prawie stawałam na tej nieszczęsnej lewej nodze tak traciłam równowagę i lądowałam na miękkiej sofie. Cholera! Auto mam niesprawne! Nie chcę dzwonić do domu bo mama narobi paniki jakby już umarła, Patrycja z Emilką to jak przyjedzie. Z resztą zanim ona z Piotrkowa tutaj dojedzie. Aneta z klasą na rekolekcjach. Jak już pech tak pech!  Po kilku minutach usłyszałam dzwonek do drzwi chciałam wstać ale za każdym razem miękka kanapa działała na mnie jak magnez. Domyślałam się, że to pewnie Bartek. Wzięłam komórkę w dłonie i napisałam mu krótkiego smsa „Drzwi otwarte. Wejdź”.  Kilka sekund później drzwi się otwarły
-Julita!
-W salonie
-Boże! Co ci się stało?!  -natychmiast usiadł niedaleko mnie i rozejrzał się po salonie i korytarzu, gdzie leżała dekoracja świąteczna
-Spadłam ze schodów, samochód mam zepsuty, Anety nie ma, do domu dzwonić nie chciałam, przepraszam –wzbiłam wzrok w podłogę
-Jutka, dobrze, że zadzwoniłaś! Stało ci się coś? Wskazałam palcem na kolano. –Boli cię? Gdzie?
-Ała! Bartek! Nie musiałeś od razu go dotykać  -popatrzył na mnie skruszonym wzrokiem
-To zbieraj się i jedziemy do szpitala
-Ale ja nie chce, dwa dni i samo przejdzie
-Nie bądź jak dziecko. Czekam w samochodzie.
Wstał i miał zamiar wychodzić, ja też spróbowałam po raz któryś się podnieść ale nie na długo bo zaraz z powrotem opadłam, a na twarzy pokazał się wielki grymas bólu.
-Ty nie możesz nawet ustać?
-Mogę, tylko mną zachwiało.
-Pomóc ci?
-Nie, nie. –kolejna próba, to samo. To aż dziwne, żebym nie mogła prze wziąć tego bólu i zrobić kilka kroków. W końcu poprosiłam Bartka, żeby wyciągnął z szuflady potrzebne dokumenty. Po nakierowaniu go gdzie ma iść wrócił z torebką.
-Masz tutaj kurtkę, buty. Pomóc ci ubrać?
-A możesz mi buty zasunąć? –i sekundę później klęczał przede mną.  –Ej! Co ty robisz?
-No nic? Jak ty chcesz dojść do auta? Trzymaj się mocno –tak, dziewczyny, sam Kurek wziął mnie na ręce z zamiarem zaniesienia do samochodu. Nie opierałam się za wiele bo i tak nie wiem jakbym doszła o własnych siłach.
Pół godziny później siedziałam na niewygodnym krześle na korytarzu łódzkiego szpitala na izbie przyjęć. Naprzeciw mnie czekała kobieta około 35 lat z małą dziewczynką na kolanach. Malutka płakała, bo prawdopodobnie złamała prawą rączkę. Bartek gdzieś się przeszedł i wrócił po chwili. Pielęgniarka, gdy dostrzegła, że sam Bartek siedzi na krzesełku tak w mgnieniu oka wystawiła głowę zza drzwi
-Pani Kurek proszę do gabinetu
-Witam, nie nazywam się Kurek to po pierwsze, po drugie tutaj czeka pani, która była wcześniej ode mnie.
-Ale…
-Ja zaczekam. –z nietęga miną zaprosiła moje ‘sąsiadki’  z poczekalni.
-A moja była by skorzystała…- wymamrotał ledwo słyszalnie przyjmujący i zapatrzył się w sufit. Nie skomentowałam tylko popatrzyłam wymownie na niego.
W końcu po godzinie wyszłam z nieszczęsnego gabinetu! Kolano mam mocno stłuczone. Lekarz jednym tchem wyrecytował
-Jak pani się przekonała na własnej skórze rzekłbym nawet własnym kolanie w niektórych przypadkach dochodzi do uszkodzenia mięśni i połączonych z nimi drobnych naczyń krwionośnych, które pękając wywołują podskórne wylewy. Najbardziej charakterystycznym objawem jest wtedy silny ból i drętwienie kolana. Niemal od razu kolano zaczyna puchnąć jak pani widzi, a sącząca się z uszkodzonych naczyń krwionośnych krew naciska na żyły i prowadzi do powstania miejscowego obrzęku. –mówił na tyle oczywiste rzeczy dla przyszłego fizjoterapeuty, ale musiałam grzecznie go wysłuchać.  –Proszę odpoczywać, najlepiej nogę mieć wyżej, czyli pod nią coś podłożyć np. koc. Proszę niech pan się zajmie panią Fedko, nie powinna zostawać sama w takim stanie. –jakim stanie? Bo ja jedna się potłukłam?!
Wypisał receptę na jakieś lekarstwa przeciwbólowe, przeciwzapalne i przeciwobrzękowe –to raczej maść. Oczywiście stabilizator musiałam kupić sama, bo służba zdrowia takowych nie posiada na wypożyczenie. Gdy zapytałam o kule, dowiedziałam się, że mogę je zakupić lub wypożyczyć jak będzie taka możliwość w sklepie medycznym obok szpitala. Trzymajcie mnie!
Siedziałam w samochodzie, a Bartek latał po aptekach i innych.
-Niestety kul dzisiaj miała nie będziesz, bo zamknięte już. Jutro od 9 jest czynny to podjadę. –w duchu  wyraziłam opinię co o nich myślę, wypuściłam głośno powietrze.
Wreszcie znaleźliśmy się w domu. Moja idylla. Weszłam z pomocą Bartka do  środka i uprzednio zdejmując buty i kurtkę poczłapałam do salonu na sofę.
-Bartuś proszę cię zrób mi jakieś picie. Rozgość się i czuj jak u siebie. Jak czegoś nie wiesz to pytaj albo szukaj w końcu gdzieś znajdziesz
-Okej
W końcu przyszedł do salonu z talerzem kanapek i dwoma kubkami herbaty. Zastawił swoim ciałem telewizor a rękami wskazał na stół, że mam się podnieść i coś zjeść.
-No, zjedz sobie. Ja nie jestem głodna.
-Julita! Musisz jeść!
-Dajże spokój, zjem później. A ty sobie usiądź wygodnie i jedz, smacznego –wyszczerzyłam  się w jego stronę
-Nie, nie, nie! Siadasz i jesz –złapał mnie za ramiona i pomógł się podnieść do pozycji siedzącej. Już nie protestowałam. Zjadłam dwie kanapki a Bartek chyba z 8, ale cóż jest facetem z krwi i kości, sportowcem, dużo trenuje to musi nadrobić składniki odżywcze.

-Możesz iść do mojej sypialni i przynieść mi piżamę? –posłusznie wstał i udał się w tamtym kierunku. Wstałam i zrobiłam dwa kroki, kolano było tak opuchnięte, że nie zginałam wręcz nogi.  Idąc tempem żółwia dostałam się do prysznica.
Chwilę  później wychodziłam już z łazienki. Z powrotem położyłam się na kanapie. Bartek znowu przyniósł dwa kubki tym razem nasze ulubione – Cappuccino.  Usiadł na końcu kanapy, podniósł moje obolałe nogi i położył sobie na kolanach
-A co ty robisz?
-Siedzę
-Wiem, ale nie możesz na fotelu?
-Nie, bo miałaś trzymać nogę na wyciągu
-I ty nim jesteś?
-Yhym –roześmialiśmy się wspólnie
-Julitkaaaaa
-Mhm
-Mogę zadać ci parę pytań?
-Jasne
-Ale to takie dotyczące ciebie, jak nie chcesz to nie odpowiadaj
-Dobrze, mów
-Czym się zajmują twoi rodzice?
-Mama jest byłą pielęgniarką, tzn. obecną ale nie pracuje systematycznie a tata pilotem w liniach
-A masz rodzeństwo?
-A to jakieś przesłuchanie?
-Nie no spoko, nie musisz odpowiadać
-Odpowiem, ale pod jednym warunkiem
-Jakim?
-Raz ja zadaje pytanie raz ty i oboje odpowiadamy, ok? –przytaknął głowa uśmiechając się. –Mam brata Wiktora i siostrę Patrycję –oboje starsi ode mnie
-Ja mam brata Kubę, tata był również siatkarzem a teraz pozostał w tym światku, mama jest księgową
-Yhym, studiujesz?
-Tak, marketing sportowy w Olsztynie razem z Pawłem, Mariuszem i Michałem. Mamy dość indywidualny plan nauczania jak na typowego studenta. A teraz może mało delikatne pytanie, nie wypada kobiecie ale jaki rocznik dokładnie jesteś?
-A czy ja wino jestem, żebyś o rocznik pytał?
-Przepraszam
-Dobra nie maż się mi tutaj –roześmiałam się dla rozluźnienia atmosfery. –Jesteś facet masz być twardy a nie miętki! –w odpowiedzi zaczął mnie łaskotać po stopie niby od tej zdrowej nogi ale i tak gdy się poruszyłam to wszystko mnie bolało. –Ok., przestań już Kurek! ’89 jak cię to tak bardzo interesuje… po 22 skończyliśmy nasz kwestionariusz wywiadu, mądrzejsi o wiele nowych informacji o sobie. 
-Bartek, nie żebym cię wyrzucać chciała ale już wpół do jedenastej ty jutro masz trening chyba?
-Tradycyjnie mam, ale nie mogę cię zostawić –powiedział stanowczo
-Że co?
-Chyba pozwolisz mi jedną noc spędzić pod twoim dachem?
-Yyy… no tak, ale nie ma takiej potrzeby
-Lekarz powiedział, żeby cie nie zostawiać samej
-Bartek, a co miał powiedzieć? No ale ok., nie wyrzucam cię chcesz to zostań. Tylko zamknij drzwi wejściowe na klucz, bo nie chce mi się wracać.
-Już zamknięte. Pomóc ci? –widząc moje gramolenie się poddał propozycję
-Nie, dziękuję. Poradzę sobie. Śpij dobrze
-Ty też.

Położyłam się z myślą szybkiego zaśnięcia, jednak  nie mogłam na dłuższą chwilę zamknąć powiek. Ja tutaj wygodnie leżę mimo, że poobijana, a on taki wielki i na sofie? Nie! Tak nie będzie.  Wstałam i znowu wróciłam do salonu, starałam się jak najciszej, ale gdzieś pod nogami zapodziała się jakaś bańka i runęłam jaka długa wprawiając w osłupienie Bartka. Boże! Już drugi raz, ja się nie wyleczę! A nie mam zamiaru siedzieć przykuta do łóżka!  
-Jezu! Gdzie ty po ciemku szłaś?
-Do ciebie –powiedziałam z wyrzutem, a przyjmujący pomógł mi wstać
-Ooo do wujka Bartka dziecina chciała?
-Chodź do mnie spać
-Co? –pisnął zaskoczony
-No to. Co się tak dziwisz? Nie bój się nie zgwałcę cię, bo nie mam siły. Normalnie nie składałabym ci takiej propozycji, ale jak już zostałeś to nie będziesz na tej sofie spał, możesz w dzień na niej leżeć, ale nie noc. Mam wolne pokoje, ale tam nie ma tak długich łóżek dla ciebie. Owszem przespał byś się, ale nie wyspał, a musisz wypocząć, bo niedługo mecz gracie. No chodź. –tabletki przestawały chyba działać, albo pogorszyłam stan mego kolana jak i kostki i znowu był problem z przejściem kilku metrów. W końcu któryś raz dzisiaj wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka. Nie sprzeciwiałam się, bo nie było sensu. Siatkarz przebrał się w spodenki, które kiedyś mi pożyczył, koszulkę zostawił i położył obok.
Obrócił się na bok i przez dłuższą chwilę patrzył na mnie, co mnie krępowało
-Dobranoc Jutka
-Dziękuję Bartek –przysunęłam się do niego i delikatnie musnęłam w policzek
-Nie dziękuj mi, przyjaciele tak się zachowują.

Zjedliśmy śniadanie, ubrałam się wygodnie i luźno i miałam zamiar przeleżeć cały Boży dzień przed telewizorem, ewentualnie z laptopem na kolanach.
-Tutaj masz jeszcze sok i szklankę. Podać ci coś jeszcze?
-Nie! Idź już na ten trening, bo się spóźnisz
-No ok. już idę, idę
-Bartek –krzyknęłam, bo znajdował się już w przed pokoju
-Co?
-Podjedziesz później po te kule dla mnie?
-Tak, pamiętam.
-Dziękuję. Aaaa! Bartek! Chodź tutaj jeszcze
-Co się stało?
-Nic, w kuchni na stole jest zwolnienie lekarskie. Podrzucisz je do szkoły? Proszę –uśmiechnęłam się
-Yhym. Na pewno nic nie potrzebujesz? Może zostanę?
-Ty chyba sobie żartujesz? Idź ale to już!
Ubrał się i wyszedł. Stolik miałam zastawiony jakimiś ciastkami, paluszkami, sucharami, sok, gazety pod ręką, lekarstwa, woda… Jakby mnie co najmniej na tydzień zostawiał samą. Tylko basenu brakuje jak w szpitalu i całkowicie by mnie uziemił na tej kanapie.
Zadzwoniłam do mamy, ale nie mówiłam nic o nodze, bo już widzę oczami wyobraźni jak zacznie panikować. Może szybko się wykuruję i nie ma co jej denerwować. Włączyłam laptopa i udało mi się również pogadać z Alusią, zazdrościła mi takiej opieki. Jednak wolałabym go tutaj nie mieć a nogę mieć w pełni sprawną.  Już prawie zasypiałam, gdy rozdzwonił się mój telefon. Tym razem dyrektor na wywiad co ze mną.

Po południu przyjechał Bartek a razem z nim Daniel, Michał B., Karol i Paweł, bo musiał cały świat poinformować, że ja się potłukłam!!! Na szczęście udało mu się wypożyczyć  kule ortopedyczne z podparciem łokciowym. Uff! Wreszcie zacznę jakoś się przemieszczać sama!
Kurek wczuł się w gospodarza domu i zaserwował chłopakom  coś gorącego, co sobie zamówili. Razem z Danielem odwieźli mój samochód do naprawy do warsztatu pana Nowickiego z którym wcześniej uzgodniłam godzinę przyjazdu.
Odwiedzin zachciało się jeszcze Mateuszowi.  Wolno, podreptałam do drzwi i wpuściłam gościa. Przyniósł mi kwiatka i czekoladki. No cholera! Bo ja teraz będę leżeć i żreć same słodycze!? Z przyklejonym uśmiechem podziękowałam i udałam się  z  nim do kuchni. Nalałam soku i gadaliśmy o wszystkim i o niczym.
-Mam nadzieję, że szybko wyzdrowiejesz! –powiedział pełen entuzjazmu
-Też jestem podobnej myśli
-Bo mam prośbę do ciebie –moje oczy znacznie się powiększyły a kula która była oparta o krzesło niechcący została przewrócona przeze mnie na posadzkę
-Jaką?
-Za 2 lub 3 tygodnie mamy mieć spotkanie absolwentów
-Mamy mieć? -powtórzyłam za nim
-To znaczy ja, z moją klasą maturalną
-Aha, i co ja mam  z tym wspólnego?
-Liczę, że nie odmówisz i pójdziesz ze mną jako osoba towarzysząca? –Yhym! Już pójdę z tobą! Na pewno! Poszłam, że heeej!
-Ja!? Yyy… no widzisz, że mam nogę chorą –znowu ten sztuczny, wymuszony uśmiech
-Wiem, ale to za jakiś czas a nie jutro
-No nie wiem, zobaczymy. –zmieniłam temat szybko. Chwilę jeszcze posiedział i delikatnie do wyprosiłam, z pretekstem, że chcę iść się położyć.
Wieczór zadzwonił jeszcze mój pielęgniarz, chciał przyjść ale skutecznie wybiłam mu to z głowy. Mam kule, jest okej.
                                                                                                                                                          

Witam;*
Mam nadzieje, że nie zasnęłyście?  Będę chciała dodać jeszcze w tygodniu ciąg dalszy, ale czasu jak na lekarstwo :( Ten epizod pisałam chyba cały tydzień na raty! Nie wiecie czy da się kupić gdzieś chociaż troszeczkę czasu?;> Dajcie znać! :P
Wiosna zawitała czy to już lato? Ajj jak dla mnie osobiście to za szybko z minusowej zrobiła się temperatura <+20’C! Moja praca nie pozwala zakładać krótkich spodni więc kiszę się w jeansach :D

Pozdrawiam! ;*

17 komentarzy:

  1. Lubię to opowiadanie. Współczuje Julicie, kolankoo uff. Ale przynajmniej sobie Bartuś pobędzie w jej towarzystwie. A ona będzie miała kogoś do pomocy - Bartuś to, Bartuś tamto :D Niech się ten Mateusz od niej odczepi , albo będzie walka z Kurkiem ! :D
    Zapraszam do mnie :
    http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedna Jutka :( Kolanko jej rozwaliłaś :( Ale takiego pielęgniarza to i ja mogłabym mieć ;) I niech ten Mateusz się od niej odczepi :O Julcia ma być z Bartkiem i JUŻ !!!

    Jak coś, to rozdział u mnie będzie najpóźniej jutro, bo dzisiaj nie miałam czasu. Może się też pojawić dzisiaj w nocy ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne, bardzo mi sie podoba ;D Jak każdy z resztą ;)
    Kiedy następny rodział? :)

    Zapraszam do siebie :) http://miloscisiatkowka.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. Współczuję jej urazu kolana, sama miałam małą kontuzję i wiem jaki to ból;/ Coraz bardziej się z Bartusiem zbliżają do siebie - i bardzo dobrze :) Miło z jego strony, że się nią zaopiekował. Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No to się biedna Julita się potłukła. Jednak fajną miała opiekę ;) Takiego pielęgniarza mieć to marzenie ;) Tygrysek odmawia posłuszeństwa, ale jak ma się taką pomoc to jest ok. Mi dzisiaj nie miał kto pomóc :P
    Mateusz to niech nie będzie taki interesowny i nie zaprasza ją na imprezy bo i tak nie ma szans :D
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ułaa. Musiało boleć kolano. Współczuję ogromnie, niby stłuczenie, ale zapewne ból jak przy złamaniu, wiem coś o tym -.-
    Bartuś, oj Bartuś. Jaki ty jesteś uroczy w roli pielęgniarki! Nic tylko cię jeść garściami ;) A już myślałam że do czegoś dojdzie w tym łóżku... Znając Ciebie, to... no (if you know what i mean)
    Była "pani Kurasiowa" by wykorzystała darmową kolejkę, hm? No widząc fotki naszej Królowej Śniegu, to wcale się nie dziwię. Julitka nie z takich, oj nie. Mam wrażenie że zaimponowała Bartkowi jeszcze bardziej. Ciągnie ich do siebie, i myślę że długo na samej przyjaźni nie pociągną, bynajmniej nie Bartek. Co ten Mateusz się wpieprza z czekoladkami? Ja się nie zgadzam!
    Lato jak przyszło tak poszło, u mnie dziś było okropnie zimno po południu. Mam nadzieję że się nie przeliczę z moimi wiosennymi kurtkami/płaszczami. Jak wynajdziesz pigułkę czasu, to weź mi wyślij, co? ^^

    Buziaki, moja Kochana, S. ;**

    OdpowiedzUsuń
  7. Hm.. Julita zaliczyła dwie gleby, stłukła sobie kolano, a nasz super hero Bartosz K. pomógł jej i to kilka razy ! Taka lekką niezdarka z Julity ;D wspólną propozycja spędzenia nocy w jednym łóżku na pewno w jakiś sposób zbliżyła ich do siebie ! ;P czekam na kolejny i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Szkoda mi Julity na szczęście Bartek jest przy niej. ;p

    OdpowiedzUsuń
  9. ale pięknie Bartka wykorzystywała :D hehe dawał się jak baba chociaż i tak bym pomogła jak by ktoś z moich przyjaciół złamał nogę. pewnie to wydarzenie zbliży ich do siebie :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Cholera a ten Mateusz czego tu chce od naszej Jutki? Niech szybko ucieka, bo naszej pannie Julitce powoli zaczyna się układać z Bartkiem, co mnie bardzo ale to bardzo cieszy.
    Kurde! Już liczyłam na jakąś łóżkową akcję, a tu dupa...:P Ale Bartuś opiekuńcczy i tak ma być, ma się ładnie zajmować swoją dziew...yyy....przyjaciółką!!! i tak od tej przyjaźni, płynnie przejdą do miłości.....!:)
    Pozdrawiam ciepło z pięknego dzisiejszego dnia Poznania.
    ściskam!
    In my head :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział świetny jak zwykle :D nie mogę się doczekać kolejnego wpisu o którym możesz mnie poinformować :D
    Tymczasem zapraszam do siebie na nowy :D
    http://sercezawszewielepiej14.blogspot.com/
    http://4volleyball44.blogspot.com/
    Mam nadzieję że zostawisz po sobie jakiś znak :D
    Pozdrawiam gorąco!! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. może to wesele będzie punktem zwrotnym i Bartuś w końcu wyzna miłośc Julitce, a ona sama zrozumie, że go kocha ? :D kto wie, kto wie :PP
    :**

    OdpowiedzUsuń
  13. Cudowny ten rozdział. Podoba mi się. Już nie mogę się doczekać kolejnego. Zapraszam cię na moje bloga http://opowiadania-klamatynka.blogspot.com/ na którym pojawił się nowy rozdział. Mam nadzieje,ze ci się spodoba.

    OdpowiedzUsuń
  14. Biedaczka, a raczej sierotka z tej Julitki, a taki pielęgniarz to po prostu skarb. W sumie liczyłam, że się coś więcej wydarzy po tej wspólnej nocy, no ale nie można mieć wszystkiego naraz.
    Czekam na kolejny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
  15. siurok taki miły taki kochany. jak go nie lubić? :)
    a to jak się nią zajmował... CUD NIE FACET!!!
    ostatni raz jak ktoś mi ta usługiwał... no to byłam w przedszkolu jakoś tak.
    Dziękuję za wstawki mego męża! +70 do humoru ;)
    zapraszam do mnie na nowy rozdział! :)
    pasiaste-szczescie.blogspot.com.
    całuję Wiedźma :*

    OdpowiedzUsuń
  16. Hejo , Gdzie ty jesteś bejbi ? Wracaj i to juz !!

    OdpowiedzUsuń
  17. Bartek się sprawdza w roli opiekunki perfekcyjnie.;) Ale coś mi się wydaję, że długo nie pociągną na takich warunkach "przyjaźni". W sumie to nawet dobrze, że nic się nie stało (tak to ujmę). Nie wszystko naraz!
    Rozdział baardzo mi się podoba i czekam na następny.!! Możesz mnie informować na TT.:D
    Pozdrawiam, Rejczellka.

    OdpowiedzUsuń