Cała w
skowronkach mijam kolejne schody
zbiegając na parter. Mijam różne osoby, które mi się bacznie przyglądają
co robię, lecz nie zwracam na nich uwagi. Z szerokim uśmiechem na ustach stoję
przed budynkiem i rozglądam się , by zlokalizować Bartka. Siedzi w cieniu na
ławce pod wielkim dębem, okulary przeciwsłoneczne na nosie, a w rękach ma jakąś
gazetę. Skradam się na palcach w jego kierunku rękami zakrywam mu oczy, jednak
zna doskonale moje dłonie i bez zastanowienia zgaduje, że to ja jestem tym
‘zakładnikiem’.
- No i? Mów!
– cieszę się jak głupia, zamiast coś powiedzieć. – Julita, mowę ci odebrało?
- Mam
sześciotygodniową praktykę z wami! – wyrzucam z siebie jak z procy. Zapominam
się tonąc w jego objęciach. – A teraz przyrzeknij mi, że nie maczałeś palców w tym
wyborze? W końcu to jest praktyka w Reprezentacji, a nie jakimś miejskim czy
wiejskim ośrodku rehabilitacyjnym, i mam uwierzyć, że od tak mnie wzięli?
– wbijam oskarżycielko palec w jego klatkę
- Co ci
przyszło do głowy? Jesteś strasznie zakompleksiona – świdruję błękitne oczy,
lecz nie doszukuję się krzty kłamstwa.
Po zjedzeniu
obiadu w pobliskiej restauracji przekabacam Bartka, żebyśmy podjechali na
chwilę do Ewy, żony Andrzeja. W końcu nie często jestem w Warszawie. Ciocia
miło nas przyjęła, poznała, że Bartek to ten siatkarz z reprezentacji. Zaczęła
go wychwalać jak i resztę chłopaków, a ja widziałam po jego mimice jak go
mierzi, bo nie lubi, gdy nazywa się go liderem.
Przed
zmrokiem wyruszamy w podróż powrotną. Ruch na drodze prawie żaden, przez co
szybko mijamy kolejne miejscowości aż do Skierniewic, gdzie stoimy w korku
dobre pół godziny. Po południu motocyklista zderzył się z tirem, mimo długiej
reanimacji chłopak z jednośladowca nie przeżył. Nie wiem czy tak było na prawdę,
przynajmniej takie głosy słychać z CB’radia. Dalsza część trasy przebiega już
bez żadnych zakłóceń. Zmęczona, ale i również usatysfakcjonowana wydarzeniami
dnia dzisiejszego opadam na poduszki i mknę w świat wymyślonych historii.
- Bartek, ja
jadę do pracy, klucze zostawiłam ci na stole. W lodówce coś tam powinieneś
znaleźć na śniadanie. Nie wiem o której wrócę, zadzwonię później. Trzymaj się
– śpioch ani nie drgnie, czyli pewnie za wiele mnie nie słyszał.
W szkole jak
zwykle to samo, ciągła monotonia. Muszę porozmawiać z dyrektorem, i
poinformować go, że chcę wcześniej skończyć staż. Wyczuwając dobry humor szefa,
udaję się do jego gabinetu. Po zarysowaniu sytuacji jak wygląda, nie robi
żadnych problemów, z wcześniejszym przerwaniem stażu. Rok szkolny i tak się
niedługo kończy, a od września wraca moja poprzedniczka.
Po pracy
robię szybkie zakupy i mknę do domu. Wjeżdżając do garażu, nie mogę uwierzyć,
że Bartek sam z siebie zrobił porządek z trawnikiem. Jednak do czegoś się
przydaje.
- W
mikrofalówce masz pierogi – woła gdzieś z głębi domu
- Gdzie ty
jesteś? – nie odpowiada, jedynie słyszę
warkot odkurzacza. Nie, nie, nie! Coś
tutaj nie gra! Skosił trawę, ugotował pierogi,
teraz sprząta?! Wypinam kabel
z gniazdka, zdezorientowany rozgląda się na boki. – Co zrobiłeś, że tak się
przymilasz?
- Ja? Nic.
- Nie mów mi,
ze bezinteresownie sprzątasz i gotujesz? Roztłukłeś coś? Zepsułeś?
- Spaliłem
- O jejku,
spaliłeś kotlety nic się nie stało przecież – macham ręką
- Nie kotlety
– jego głos staje się ciższy
- Garnek?
Wodę? Czajnik? No mówże!
- Sukienkę
- Co?
– wertuję w głowie jaką sukienkę miałam na suszarce. – Nie mów, że moją ulubioną
grafitową sukienkę – piorunuję go wzrokiem, na jego twarzy maluje się grymas
- Przecież
nie chciałem jej spalić
- Ale mogłeś
się nie zabierać za prasowanie jak nie potrafisz!
- Koszule
sobie sam prasuję, a chciałem zrobić ci porządek
- Dziękuję
bardzo za taki porządek! Sprzątaj i nie zbliżaj się do mnie. – idę sprawdzić w
jakim stanie jest mój ciuch, może da się jakoś uratować? Jednak po dogłębnym sprawdzeniu
nadaje się do kosza. Trudno. Ech… idę zjeść te pierogi. Podgrzewam je, nalewam
szklankę soku i siadam przy stole.
-Bartek,
chodź tutaj! – po kilku sekundach melduje się w kuchni. – Jadłeś pierogi? – kiwa
zgadzając się. - Bartuś, one są surowe,
patrz jak ciasto się ciągnie – demonstruję
na jednym z nich. Spuszcza głowę,
i jest mu chyba trochę, a nawet bardzo głupio. Robię nam makaron z jogurtem,
szybko i tanio jak na studentów przystało.
Kolejne dni
szybko mijają, w piątek kończę pracę w szkole. Zżyłam się z dziewczynami,
zaprzyjaźniłam z Anetą, i nie mam zamiaru zaniedbać tej znajomości. Właściwie
dzięki pani Krysi Kłos poznałam Bartka. Gdyby nie Karol, gdyby nie moja praca
nadal żylibyśmy w swoich światach. Dyrektor dziękuje mi za współpracę i życzy
powodzenia w kolejnym projekcie. Anecia upuściła pojedynczą łzę, ale ja jej nie
zostawię. Nadal będzie moją przyjaciółką. Alicja zawsze będzie na pierwszym
miejscu, lecz Aneta i Terka również zyskały moje zaufanie.
Ostatni
weekend zajęć, na początku lipca obrona licencjata i mam nadzieję koniec nauki
na ten sezon.
W każdy
dzień po południu miałam mnóstwo spraw do załatwienia. Zrobiłam jakieś zakupy,
i kupiłam kilka ubrań do Spały i innych najpotrzebniejszych rzeczy. Odwiedziłam
mamę, cieszyła się, że jej mała córunia otrzymała taką szansę. Zawszę będę tą
najmłodszą, na której skupia swoją uwagę. Pojechałam jeszcze do dziadków,
babcia nakarmiła mnie za wszystkie czasy.
W środę
odwiedziłam zaufaną ginekolog, a od wczoraj żyję w komitywie z moim nowym
przyjacielem na pośladku. Plasterek nie osiągalny dla oczu Bartka, przez co
nie będzie mnie kusił, a ja muszę być twarda i dotrzymać słowa, wygra spotkania
będzie nagroda.
Weekend mija
szybko, przez czas spędzony na uczelni. Jestem zadowolona, ponieważ wszystko
układa się po mojej myśli. Pakuję walizkę, przygotowuję ubrania na jutro,
rozmawiam z Bartkiem i nie zapominam jeszcze o śnie.
Patrycja z
Emilką już jadą, żeby odwieźć mnie do ośrodka. Najpóźniej do południa
mam się stawić na miejscu. Jednak wolę być kilka chwil wcześniej.
Minęłam próg
budynku, w środku cisza. Dostrzegam
młodą dziewczynę w recepcji, na identyfikatorze widnieje napis „Nikola”
- Cześć
Nikola, gdzie mogę znaleźć trenera?
- Dzień
dobry. Siatkarze są na sali, proszę zaczekać, za kwadrans powinni
wrócić.-siadam na skórzanej sofie, która znajduje się w hollu. Zaczynam bić się
z myślami. Dociera do mnie gdzie jestem. Zaraz poznam wszystkich
reprezentantów! Coś o czym marzy całe
środowisko siatkarskie, które nie ma okazji być chociażby na meczu, a ja będę
ich masować. Nogi mi wiotczeją, serce przyspiesza z uderzeniami, ciśnienie
rośnie, myśli ulatniają się uszami. Wariuję!
W końcu
wracają, udają się prosto na stołówkę nie zauważając mnie. Anastasi idzie
ostatni za całą brygadą. Podchodzę do niego z języka polskiego przenikam na
angielski, ponieważ mój włoski nie jest z pewnością na tyle intensywny, by
swobodnie porozmawiać. Zaprasza mnie do
pomieszczenia, które tymczasowo można nazwać gabinetem. Pyta mnie o różne
podstawowe rzeczy, które miałam okazję się nauczyć czy przebyć kursy. Nakreśla
mi mniej więcej na czym polegać będzie moja rola tutaj. Jednak wszystko okaże
się w praniu. Obecnie wylatuje z nimi do
Francji. Dostałam kilka sztuk oryginalnych, reprezentacyjnych spodenek i
koszulek damskich. Chociaż męskie, wielkie tez się znajdą. Powiedziałam mu, że
jestem z Bartkiem, by nie miało to znaczenia co do moje pracy. Nie chce być
traktowana z pozoru, że ktoś mi załatwił tą posadę. Sympatyczny Włoch zaśmiał
się, i zironizował mnie. Nie jest istotne dla niego z kim spotyka się jego
podopieczny. Mam tutaj swoje zadania i obowiązki i z tego mam się rozliczyć. Wzięłam
z recepcji klucz i ciągnąc za sobą walizkę przekroczyłam próg pokoju numer 36.
Ledwo co usiadłam ktoś puka do drzwi. Dziwne uczucie, ale wstaję i otwieram
- Julitka!
- We własnej
osobie – padam w kurkowe objęcia. Nie rozpakowuję swojego bagażu, wyciągam kilka
potrzebnych rzeczy, i zbieram się, gdyż niedługo siatkarze zbiorą się na
siłowni.
Idę pod
drzwi trenera, razem udajemy się w podziemia do sali. Im bliżej drzwi
wejściowych tym większy strach mnie przeszywa. Cholera, ja ich poznam dzisiaj!
Wszystkich reprezentantów! Wchodzimy do środka, wszystkie oczy są zwrócone na
mnie. Uśmiecham się dyskretnie, czuję wszystkich patrzałki, które mnie skanują
od góry do dołu. Na twarzach graczy ze Skry maluje się zdziwienie, bo przecież co ja tutaj robię? Powinnam siedzieć teraz w
szkle, wpisywać faktury, przygotowywać wypłaty itp.
Trener mnie
przedstawia chłopkom, podaję każdemu rękę i krótko mówię o sobie. Po chwili
siatkarze wracają do ćwiczeń, a ja udaję się do innych fizjo i lekarza. Główny
fizjoterapeuta pan Aleksander, bo tak każe mi się zwracać jako jedyny nie jest
zbyt zadowolony moją osobą, przynajmniej takie odnoszę wrażenie.
Nie mam za
dużo pracy, właściwie tylko się przyglądam. Nie afiszuję się byciem z Bartkiem,
nie chcę wzbudzać sensacji ani stwarzać sobie wrogów, że jestem tutaj po
znajomości. Ze Spały we wtorek ruszamy do Warszawy, by spędzić tam noc i
wczesnym rankiem odlecieć do Francji. Zaspana wychodzę z pokoju, w ręce taskam
walizkę, której stukot mnie denerwuje, ale nie mam siły jej nieść. Słońce
ładnie wstaje, a my już na lotnisku. Żegnaj Warszawo, witaj przygodo. Bartek
zaczął lekko panikować, gdyż przed oczami miał lot akrobacyjny. Jednak w
pasażerskim za wielu atrakcji nie ma, spokojny locik nas czeka. Miejsce mam
obok drugiego trenera i Karola. O ile z
pierwszym wymieniam kilka poważniejszych zdań, tak z drugim mam tematów bez
liku. Karol wieczny optymista, tysiąc pomysłów na minutę, buzia mu się nie
zamyka. Dawno nie miałam okazji tak swobodnie
z nim pogadać. Po ponad trzech godzinach lotu, lądujemy na ziemi
paryskiej. Stamtąd autokarem do miasteczka Rouen, gdzie w piątek chłopcy grają
mecz. Rozpakowuje się w hotelu, jemy obiad, chwila odpoczynku i zapoznawcze wejście
na halę plus trening. Kilku chłopaków trzeba rozmasować, Zbyszka złapały
skurcze uda, ale opanowaliśmy szybko sytuację. Przed ciszą nocną wyrzucam
Bartka z pokoju, gdyż naprzeciw mnie zakotwiczył pan Aleksander, popularny
Olek. Wszyscy do niego zwracają się po imieniu lub różnymi wymyślonymi
ksywkami, tylko ja per Pan. No okej, jak tak chce nie ma problemu.
W końcu
gramy mecz, komplet kibiców zasila trybuny. Mimo, że jesteśmy we Francji
słychać polskie głosy, niczym jak u siebie. Mamy wspaniałych kibiców, którzy za
swoimi ulubieńcami jeżdżą po świecie. Siedzę na trybunach, gdyż nie ma
potrzeby, żebym dzieliła krzesełka wraz ze sztabem. Razem ze mną jest Kubiaczek
i dzisiejszy solenizant Zatorek, który musi uznać wyższość Krzyśka. Spotkanie
kończy się ekspresowym zwycięstwem Polaków w niecałe półtora godziny. Pierwszy
krok został spełniony, cenne 3 punkty odlatują wraz z nami do Toulouse. Późno w
nocy meldujemy się hotelu. Na szczęście
mogę dłużej pospać. Chłopaki nie maja porannego treningu, tylko przed południem
wideo odprawę.
Czas szybko mija, i tak
oto walczymy już o kolejne cenne 3 punkty. Trójkolorowi nie są już tak pasywni
na boisku jak w piątek. Walka toczy się o każdy punkt, co może podobać się
kibicom, ale szalenie wiele energii zabiera graczom. Po zaciętych końcówkach we wszystkich
czterech setach, znowu triumfujemy!
Przed
północą wracamy do hotelu, zmęczona przekręcam klucz pokoju; marzę tylko, by
się umyć i iść do łóżka. Odlot mamy o 9.15, czyli znowu wczesna pobudka. Wracam z łazienki, a tam na łóżku z laptopem na kolanach Kuraś
- Co ty tutaj
robisz? Nie powinieneś spać?
- Przyszedłem
do ciebie
- Bartek nie
możesz przecież tutaj ze mną być na noc
- Czemu nie?
Mecze rozegrane, jutro mamy dzień wolnego
- Olek jest
niedaleko
- No i co nam
zrobi? Chodź już do łóżka – zawieszam mokry ręcznik na krześle i kładę się obok.
Przykładam głowę na jego ramię, nogi krzyżuję z bartkowymi. Mimo, że kilka
chwil temu zasypiałam na stojąco, teraz wpatruję się w punkt na ścianie. – Czemu
nie śpisz? – ściska mnie mocniej, wzruszam ramionami, nadal ciemna plama na
ścianie jest bardzo interesująca. Jednak przekładam wzrok na moją umięśnioną
poduszkę. Patrzę jak spokojnie, równomiernie oddycha. Zawrócił mi w głowie, a
teraz zagnieździł się w sercu. Kocham go, i nie wiem jak funkcjonowałabym,
jeśli los by mi go zabrał? Wystarczy, że Sebastiana straciłam, nie pozwolę na
zniknięcie mojego siatkarza. Dlaczego nie powiedziałam jeszcze tego co czuję?
- Bartuś
śpisz?
- Yhym, ty
też śpij
- Jak nie
mogę. Kocham cię
- No, ja ciebie
też. Co!?
- Kocham
– uśmiecham się, półmrok gości w pokoju, na pewno dostrzega moje wywinięte w górę
usta
- Julitka
– przerywam, nie dając mu dojść do słowa
- Wiem, że
długo czekałeś, ale musiałam być pewna, żeby deklarować dla mnie tak ważne
słowa
- A wiesz, że
wygrałem trzy mecze – szepcze mi do ucha seksownym głosem
- Z Brazylią
2 sety strat, z Francją jeden
- Brazylię
powinnaś traktować odgórnie zwycięsko, a ten jeden set to wynagradzam nagrodą
MVP, okej?
- Dlaczego
mam pobłażać spotkanie z Brazylijczykami? W czym oni są lepsi od was?
- Jutka
– mruczy napierając na mnie, a jego ręce żyją swoim życiem, gdzieś na moim ciele
-No dobrze,
ale poczekaj jak będziemy w domu. Dzisiaj zadowól się, że cię kocham – całuję
go.
Wczesnym po
południem jesteśmy już w naszej ukochanej Polsce. Kolejny przystanek Bydgoszcz,
lecz z racji dwóch zwycięstw trener dał odsapnąć graczom dając wolne do
wtorkowego południa. Rozjeżdżamy się do swoich domów, na wieczór jesteśmy
umówieni.
Na kolację
przygotowuję nam sałatkę grecką, którą minimalnie zmodyfikuję, i w takim to
razie wyrzucam z niej oliwki, których nie lubię. Sałatę szarpię na mniejsze
kawałki, dodaję pokrojone ogórki, pomidory, paprykę, odcedzam kostki sera, doprawiam
przyprawami, liśćmi mięty, skrapiam oliwą z oliwek, i gotową już sałatkę
wkładam do lodówki.
Stoję w garderobie dobre 5minut i nie wiem w co się ubrać,
żadna spódnica mi nie odpowiada, w spodnie nie chcę, sukienka nie za
oficjalna? Spośród czeluści wynajduję
zwiewną, lekką sukienkę
którą kupiłam jakiś czas temu, i czekała na odpowiednią okazję, by ją ubrać.
Dzisiaj jest odpowiednia.
Maluję paznokcie,
czekam aż wyschną i zabieram się za makijaż. Włosy ładnie się wysuszyły także
nie ma potrzeby ich prostować. Zwarta i gotowa przechadzam się po salonie, i
poprawiam każdą książkę na półce, które nagle leżą niesymetrycznie. Patrzę na
stół i szukam czy czegoś nie brakuje. A jednak! Zapomniałam o kieliszkach! Mija 20, a jego nie ma. Rozmyślił się? Chyba
nie, słyszę dzwonek do drzwi. Rozanielona zmierzam w ich kierunku.
- Witam ponownie – szepcze.
Po czym ujmuje moją brodę, nachyla się i składa na moich ustach delikatny,
lekki pocałunek. Dotyk jego warg niczym muśnięcie skrzydeł motyla.
- Cześć – chwytam go
za dłoń, i wprowadzam do salonu. W czasie, gdy nalewa nam wina wkładam bukiet do
wazonu. Przynoszę sałatkę, jemy w ciszy
co rusz spoglądając ukradkiem na siebie. Po skonsumowaniu, wstaje zmniejszając
dystans między nami. Podaje mi dłoń zmuszając żebym również wstała. Rozgrzana krew
przepływa przez moje ciało, adrenalina wymieszana z pożądaniem i chęcią
bliskości. Patrzy na mnie z góry, a jego oczy są płomienne, pożądliwe. Kołyszemy
się w rytm muzyki wydobywającej z głośnika odtwarzacza.
- Napijemy się wina? – nie
odpowiada, tylko tańcząc zaprowadza nas do stołu. Ujmujemy kieliszki i siadamy
na sofie. Zanurzam usta w czerwonym płynie, a w gardle ciągle odczuwam suchość.
Czuje ściskanie wszędzie poniżej talii. Potrafi mnie uwieść samym głosem, ale
to spojrzenie, ten głodny, spragniony wzrok. Nie dotyka mnie, a jedynie patrzy
prosto w oczy, otulając gorącem, które emanuje z jego ciała. Przysuwam się jeszcze
bliżej i pociągam go delikatnie za włosy, przysuwam jego usta do swoich i
całuję.
- Dotrzymujesz słowa – uśmiecha
się promiennie
- Zawsze –wciskam język
między jego wargi. Bierze mnie w objęcia, mocno do siebie przyciskając. Nasze języki
tańczą razem, naciskając i wirując. – Misiu, posłuchaj mnie. Wiem, że nie
zrobisz mi krzywdy, wiem, że będziesz delikatny, jednak miej na uwadze, że
jesteś moim jedynym partnerem, osobiście jestem laikiem w tej kwestii – czuję,
jak się rumienię, i nie jest to spowodowane wypitym winem
- Wyczuwam, że się wstydzisz, ale zupełnie nie rozumiem
dlaczego? Nie wyobrażasz sobie, jakie to
miłe uczucie być kimś tak ważnym dla kogoś, kto oddaje ci całą siebie
- Chodźmy do sypialni – szepczę mu cichutko do ucha, uprzednio
lekko przygryzając
- A nie możemy tutaj? – kiwam przecząco. Bierze mnie na ręce i
niesie w dobrze znane nam miejsce, które dzisiaj spełnia rolę dopełniacza
naszej miłości. Całuje mnie mocno, a ja wczepiam się w jego umięśnione ramiona.
- Julitka, a może pokażesz mi sexy dance, który tyle się
uczyłaś?
- Nie dzisiaj, nie chcę żebyś mnie wziął w 5 minut, tylko
znacznie dłużej – uśmiecha się zalotnie.
Całujemy się spokojnie, lecz namiętnie. Odrywamy się od
siebie na chwilę, spojrzał mi głęboko w oczy i obdarzył swoim najpiękniejszym
uśmiechem w którym kocham się od jakiegoś czasu. Musnął moje usta, i zszedł pocałunkami
do szyi. Czułam się jak w niebie. Czas na mój krok. Pomagam mu zdjąć
koszulę, a on po chwili mi sukienkę. Dostęp
do piersi sprawia mu niewyobrażalną przyjemność, lecz moje gruczoły mleczne znajdujące
się w jego wielkich dłoniach, wydają się być bardzo małe.
Spojrzał na mnie, badając mą twarz. Chcę seksu. Z nim. Delikatnie wszedł we mnie, nie
spuszczając ze mnie wzroku. Skrzywiłam się lekko, chciał się wycofać, jedak nie
pozwoliłam. Pocałowałam go i powiedziałam, że tak powinno być. Z każdą chwilą
było coraz lepiej. Złapaliśmy wspólny rytm.
Lewą rękę kładę nad głowę, by po chwili spleść ją z bartkową, a on
podpiera się na łokciu. Drugą ręką obejmuje mnie w pasie nad pośladkami
przyciskając mocniej do siebie. Jest idealnie. Bartek pracuje nad końcową
swoją i moją przyjemnością. Wolną ręką chwytam go za szyję i jak najbardziej to
możliwe przysuwam do siebie. Na przemian
któreś z nas cichutko pojękuję bądź postękuje. Przymknęłam oczy, nie widziałam
nic, byłam jak zaczarowana. Krzyknęłam zdławionym głosem, dając upust wszystkim
skrywanym emocjom.
Miarkujemy swoje oddechy, wtulam się w jego nagie, zmęczone
ramiona, całuje mnie w czubek głowy. Każde z nas włożyło w ten dziewiczy akt
całe swoje serce.
Wita Was wyuzdana Coquette :D
Taki tam jednorazowy wyskok ;p
Wiem, wszystkie rzygamy tęczą po
przeczytaniu tego epizodu, łącznie ze mną, ale musiał taki powstać.
Wonder Women – dało radę?
Dało! ;P
Zaczynamy regularne rozgrywki
LŚ! Yeah! :) I walczymy o jak najwyższe cele!!!
Dziękuję
za ponad 40 000 wyświetleń! Jesteście niesamowite <3
Nie spodziewałam się, że będę miała tylu odbiorców, a i pisząc
wirtualnie poznam tyle wartościowych dziewczyn, które niejednokrotnie zanudzam
swoimi problemami, rozterkami, humorami, a często dzięki Nim śmieje się do łez.
Wy, wiecie przecież! Uwielbiam Was! ;*
Zanudziłam własną prywatą
:)
Ściskam ;*
PS. Nadrabiam zaległe historie!
:)
Wszystkie osóbki odwiedzające mnie
tutaj, a szczególnie te, które również piszą wiecie jak szalenie podbudowujące
są opinie? :) Oczywiście, nie zmuszam nikogo, kto chce ten wyrazi swoje
odczucia, ale miejcie na uwadze, że to nieźle motywuje :)