Twarz
siatkarza momentalnie pobladła, wyciągnął chusteczkę z pudełka, które leżało na
stole.
- Dom bardzo
ucierpiał? - spytał po chwili, gdy kończyłam dmuchać nos.
- Nie wiem,
nie słuchałam mamy, nie pamiętam.
- Spokojnie.
- przytulił mnie kładąc swoją głowę na mojej.
- Jak mam
być spokojna, kiedy nie wiem czy będę miała do czego wrócić?! - oderwałam się
energicznie od niego.
- A to w
twój dom uderzył ten piorun?
- Bartek,
jaki ty tępy czasem jesteś. - popatrzyłam na niego groźnym wzrokiem.
-
Przepraszam, nie zrozumiałem. Jutka zadzwoń do rodziców dowiedz się coś, a nie
będziemy tutaj się niecierpliwić.
Po krótkiej,
aczkolwiek treściwej rozmowie z tatą dowiedziałam się, że połowa komina została
rozburzona, w promieniu około metra wokół niego połamała się dachówka, która
spadając uderzała o inne i również nadają się do wymiany. W kuchni i dwóch
pokojach spadły żyrandole, spalił się dekoder oraz część instalacji.
Do reszty
zdołowana ruszyłam na śniadanie, którego nie miałam ochoty jeść, jednak pod
dyktaturą Bartka musiałam włożyć w siebie kanapkę z serkiem topionym. Każdy kęs
dosłownie rósł mi w ustach. Po zjedzeniu jednej, cienkiej kromki czułam się
jakbym pochłonęła pół bochenka chleba. Wypiłam filiżankę kawy, która miała mnie
pobudzić, a może obudzić z tego snu w jakim się znalazłam? Nie, to nie sen,
tylko szara, bura, ponura rzeczywistość, z którą nie chcę się zmierzyć, ale
muszę! Nie wiem kiedy Bartek uprzedził chłopaków, żeby nie zaczynali ze mną
głupich żartów, lecz miałam spokój z ich czasem dziecinnymi docinkami. Po
śniadaniu udaliśmy się na halę na krótki rozruch, bo treningiem tego nie
nazwałabym. Razem z Maćkiem miałam pełne ręce roboty, gdyż ciągle któryś z
siatkarzy narzekał na bóle w różnych częściach ciała. Do wieczora szybko minął
czas i nie wiedzieć kiedy siedziałam na przygotowanym specjalnie dla sztabu
krzesełku. Z racji braku Olka, nie zajmowałam miejsca na trybunach. Mimo, że
katowicki Spodek jest miejscem magicznym zupełnie nie czułam tej atmosfery.
Myślami byłam w Bełchatowie w moim ukochanym domu. Jeden moment, jeden grzmot,
błyskawica i poukładane życie rozburza się.
Znowu
niespodzianka i po wyrównanym meczu gorycz porażki. Punkt został wyrwany co
cieszy trenera. Przed północą wracamy do Angelo Hotel, jemy delikatnie mówiąc
spóźnioną kolację, bo kto jada po pierwszej w nocy? Po wzięciu prysznica,
przebraniu w strój do spania układam się w miarę wygodnie w łóżku próbując
znaleźć antidotum na sen. Gdy leśne Skrzaty próbowały przetransportować mnie do
krainy Snolandii, ktoś ich wystraszył delikatnym pukaniem do drzwi.
- Proszę -
wychylam nos zza kołdry.
- Śpisz?
- Nie
Bartek. Co się stało?
- Nic. Przyszedłem
do ciebie.
- Misiu, ale
ty musisz odpocząć - biorę jego dłoń w swoje i próbuję zniechęcić do tego
pomysłu, jednak nie daje za wygraną. Usadawia się obok w jakimś stopniu
uspokajając mnie.
Po zjedzonym
śniadaniu żegnam się z chłopakami i trenerami, udaję się do ‘swojego’ pokoju,
by spakować walizkę i zdążyć na autobus do Łodzi.
- Julitka
poradzisz sobie? - staje za mną Bartek.
- A czemu
miałabym sobie nie poradzić? Duża jestem. - chwyta mnie za rękę podnosząc z
pozycji klęczącej przy walizce i bardzo mocno przytula, o mało nie łamiąc żeber.
- Pozbawiasz
mnie tlenu. - odzywam się półżartem.
- Nawet nie
wiesz jak bardzo cie kocham. - wpatruje się w moje podkrążone oczy.
- Wiem. -
uśmiecham się szczerze całując go.
- Tutaj masz
klucze. - wyciąga z kieszeni spodenek zbiór kilku różnego kalibru kluczyków.
- A co to za
klucze i po co mi?
- Do mojego
mieszkania. Gdzie chcesz się podziać?
- Głuptasie,
do rodziców pojadę.
- Na pewno?
- Tak.
- Pomóc ci z
tą walizką?
- Trening
masz o 9.30, ja autobus o 9.15 więc mamy pół godziny. Także możesz włożyć do
niej te rzeczy, które leżą na łóżku, a ja jeszcze mam sprawę do Maćka.
Po omówieniu
ostatnich spraw z moim fizjo kolegą wracam do pokoju, sprawdzam czy nic nie zostawiłam i z moim tragarzem
udaję się na przystanek, który znajduje się raptem 200m. od hotelu.
- Masz mi
dać znać jak dojedziesz.
- Wiem, daj
mi już tą walizkę. Masz przykładać się do treningów i wyjść w piątek w pierwszej
szóstce. - przykładam ręce na jego tors zakryty koszulką, a Bartek obejmuje
mnie poniżej pleców.
- To ciebie
nie będzie na meczu? - pochmurnieje.
- Nie wiem?
Mam obronę w czwartek, nie wiem co z domem. - ściszam głos.
- Dobrze.
Dzwoń jak się dowiesz co z domem, bo ja chyba oszaleję, że nie mogę jechać z
tobą tylko samą cię zostawiam.- jego błękitne oczy nabierają mocniejszego
koloru.
- Daj
spokój, dorosła jestem poradzę sobie. Zadzwonię jak będę coś wiedzieć. - z
przymusu podnoszę kąciki ust, by go uspokoić.
- A kiedy
wracasz do nas?
- Mówiłam
ci, że do Bułgarii lecę z wami. A wy macie mieć dzień wolnego przed wylotem. Do
zobaczenia. - cmokam go w policzek.
Niedaleko
przystanku w Łodzi czeka już na mnie Jurek.
- Cześć
tatuś! - cmokam go w policzek mocno przytulając. - Możemy najpierw jechać do
mnie, chcę zobaczyć dom.
-
Oczywiście. Zająłem się z mamą ubezpieczeniem dzisiaj, właśnie wracam z
urzędu. Jutro ma przyjść firma
budowlana, by naprawić uszkodzony dach plus komin. - przytakiwałam głową, nie
miałam ochoty na jakiekolwiek rozmowy. Podjechaliśmy pod dom, niezłe
pobojowisko. Weszliśmy do środka, w sumie nic się nie zmieniło oprócz braku
prądu i trzech żyrandoli. Mama musiała posprzątać roztłuczone szkło. Wyciągnęłam
drugą walizkę z szafy i wrzuciłam do niej kilka najpotrzebniejszych ubrań.
Pozbierałam wszelkie materiały co do obrony i chyba nie będę pojawiać się tutaj
przez kilka najbliższych dni, bo i po co? Poczekam aż firma remontowa zrobi co
do niej należy przy okazji wypłukując moją kieszeń.
Mama zaczęła
już o mnie odpowiednio dbać. Porcje jem podwójne, bo według niej zmizerniałam.
Z tego wszystkiego zapomniałam zadzwonić do Bartka. Wiedząc, że ma trening piszę mu krótkiego
smsa, że dotarłam cała i zdrowa.
Zamiast się
wziąć za naukę, popijam kawę z mamą w salonie jedząc wyborne ciasto z jagodami.
- I jak tam
Julitka, opowiadaj?
- Co mam ci
mówić?
- Co tam
robisz?
- Mamo, a co
może robić fizjoterapeuta? Najogólniej mówiąc masujemy chłopaków po
wyczerpujących treningach czy meczach. Wiesz, że nie lubię opowiadać o mojej
pracy, bo w słowie „masaż” kryje się wiele innych słów.
- A twoi
współpracownicy mili?
- Można
powiedzieć, że tak.
- Można? -
drąży temat.
- Tak. Mój
opiekun tylko wiecznie ma humory.
- Kawaler
stary?
- Nie wiem.
- Na pewno!
Nie ma żony, nie może wyładować swoich emocji podczas seksu, to wyżywa się na
tobie!
- Mamo! - zamurowało
mnie! Ona i takie słowa?! Własnej matki nie znam?
- Co mamo?
Taka prawda Złotko. A ty i Bartek to co?
- Co?
-pisnęłam. - Nie poznaję cię.
- Nie miałaś
chłopaka, nie było takich rozmów. - szelmowsko się uśmiechnęła. Na szczęście naszą bardzo gorącą rozmowę
przerwała Patrycja z Emilką, które przyjechały w odwiedziny. Natychmiast wzięłam Małą na ręce. Podreptałam
z nią do mojego pokoju i wręczyłam prezent, który przywiozłam z Bydgoszczy.
Była zachwycona lalką i jej akcesoriami. Nie obyło się bez zabawy w modelkę.
Kacper wyjechał na trzydniowe szkolenie, także Marszałkówny zostały w
Pabianicach na noc. Mama miała raj na ziemi, dwie córki i wnuczka pod jednych
dachem. Za to tata miał lekko opuchniętą głowę od babskiego towarzystwa.
- Cześć
Kochanie. - w ekranie laptopa pojawia
się uśmiechnięta twarz siatkarza.
- Witam, popatrz
kto dzisiaj ze mną jest. - kieruje kamerkę na Milcię.
- Emilka?
Cześć mały Szkrabie. - macha w jej stronę.
- Cześć -
włącza się do rozmowy. Po chwili zaczyna małymi rączkami błądzić po ekranie
„łapiąc” Bartka.
- Emilka
niedługo przyjadę do ciebie, a teraz pilnuj cioci, żeby jej się żadne koszmary
nie przyśniły.
- Co to
koszmary?
- To teraz
Misiu produkuj się. - przyjmujący wpadł w lekkie zakłopotanie.
- Koszmary
to są takie niedobre Czarodzieje, które nie dadzą twojej cioci spać, ale ty
będziesz jej pilnować i nikt was nie odwiedzi, tak?
- Dobrze. -
jeszcze chwilę pogadaliśmy, jednak Emka nie była bierna i rozmowa musiała się
zakończyć, bo nie dawała dojść nam do słowa.
- Mamo!
Gdzie ty jesteś? - biegam między kuchnią, salonem, łazienką i moim tymczasowym
pokojem.
- W piwnicy
byłam, co się stało?
- Gdzie
położyłaś mój żakiet?
- W salonie
na wieszaku, na rączce od szuflady tej wysokiej. - w zawrotnym tempie wracam
skąd wyszłam. Ubrana w kremowo czarną sukienkę i szpilki zbieram materiały, które
potrzebowałam do pracy. Nie wiem po co zabieram je ze sobą, skoro i tak nie
będę miała czasu ich przeglądnąć, a pewnie zrobię sobie większy mętlik w
głowie. Parę minut po 10 wyjeżdżam na uczelnię, mimo, że mam na 11.15. Na
korytarzu niecierpliwią się już Sandra, Ismena i Angela. Wszystkie trzymałyśmy się razem na studiach i
razem bronimy. Oczekiwanie jest
najgorsze z możliwych rzeczy! Już raz przechodziłam ten stres kończąc
rachunkowość.
Opuszczam
salę z wielkim uśmiechem na twarzy. Pierwsza moim oczom pokazała się Ismena,
której o mało nie zmiażdżyłam tuląc ze szczęścia.
- Mów, no
jak?
- Zdałam!
- Wiem. -
cieszy się. - Ale na ile?
-Czekaj
zaraz ci pięknie wyrecytuję: Praca licencjacka - pracę dyplomową oceniono jako
- bardzo dobry. Złożyła egzamin dyplomowy z wynikiem bardzo dobry. Otrzymała
tytuł licencjata z wynikiem ogólnym bardzo dobry - 4,71. - szczerzę się jak
oszalała. Po chwili ściskamy się wszystkie cztery, każda każdej gratulując.
- Julita,
najlepiej z nas zdałaś. Pewnie twój siatkarz miał na to wpływ. - uszczypliwie
aczkolwiek żartobliwie cedzi słowa Sandra.
- No weź
przestań! Cały świat nie wie, że jest moim chłopakiem. A nawet, to co on ma z
tym wspólnego? Sama zapracowałam na taki wynik. Czym on się różni od twojego
Marka?
- Nie jest
znany, ale spokojnie już. - wystawia mi język. Umawiamy się na wieczór na
babskie wyjście do klubu co by przypieczętować nasz trud naukowy. Dzwonię do mamy, Patrycji, Ali, Anety, Wiktora
i Bartka informując ich o pomyślnej obronie.
- Możesz
rozmawiać?
- Tak.
Jeszcze leżę, niedługo mamy trening.
- Bartek, od
kiedy z ciebie taki romantyk?
- Że co?
- Przecież
wiem, że te kwiaty są od ciebie. Dziękuję ci bardzo. - mimowolnie uśmiecham się
do telefonu.
-
Wiedziałem, że obronisz. - chichota, a ja razem z nim.
- A gdyby
nie, to te kwiaty miały być pocieszeniem?
- Takiej
ewentualności nie brałem pod uwagę. Co tam robisz? Jak dom?
- Panowie
robotnicy łacą dach, elektryk w przyszłym tygodniu też zawita. A ja obecnie
odpoczywam i zbieram siły na nocne tańce.
- Idziesz
świętować beze mnie? - jego głos staje się chłodniejszy.
- Jeśli się
teleportujesz to razem ze mną będziesz. Taki tam babski wypad.
- Nie
zapomnij tam o mnie. - czuję, że się uśmiecha. - Piotrek cię pozdrawia, i chce
żebyś wróciła.
- Też go
pozdrów, a za tydzień już w Bułgarii będziemy, także niech zatęskni za mną. -
chichotam jak nastolatka. - Dobrze, ja będę się zbierać, ty chyba też
powinieneś już 15 minęła, a o wpół do
macie zbiórkę, nie?
- Tak. Baw
się dobrze, a jutro się widzimy mam nadzieję? - pożegnałam się z moim
siatkarzem, obiecując, że jak nic się nie zmieni to przybędę do Katowic, gdzie spędzili
cały tydzień.
Miał być
babski wieczór, lecz Sandra przybyła z Markiem, a Ismena z Wojtkiem, także mi
została Angela. Po spożyciu dwóch kolorowych drinków zaczynało mi być obojętne,
że zabrały swoich mężczyzn. Mój Misiek odpoczywa przed jutrzejszą bitwą z
Amerykanami.
- Śpisz? -
ktoś mnie delikatnie klepie po ramieniu. Podnoszę ociężałe powieki, nade mną
stoi mama.
- Już nie
śpię, bo mnie obudziłaś. Stało się coś czy co? Mamo, ja późno wróciłam. -
nakrywam się szczelniej kołdrą.
- Córeczko,
już druga po południu dochodzi. Twoja komórka też ciągle dzwoni. - nie dałam
jej dokończyć, tylko szybko zerwałam się z łóżka.
- Boże, mamo
wiesz, że jedziemy na mecz nie mogłaś mnie obudzić?
- Aa nad
ranem wróciłaś, nie chciałam cię budzić. Patrysia, Emilka i Kacper już są.
- Kacper?
Też jedzie? - zdziwiłam się, bo mój szwagier nie wydawał się być takim fanem
siatkówki.
Późnym po
południem wyjechaliśmy. Skontaktowałam się z kilkoma chłopakami ze Skry, którzy
również wybierali się na mecz. Alicja już około południa pojechała.
Nieprawdopodobne, że obie przyjaciółki zakochały się w dwóch siatkarzach
grających w tych samych klubach, reprezentacji i w dodatku trzymają ze sobą.
Życie sprawia niespodzianki.
Droga, która
miała zająć ponad dwie godziny przez korki pokonaliśmy w trzy i pół, w dodatku
znaleźć miejsce na parkingu graniczyło z cudem.
Jednak w
pełni mogę się zgodzić, że katowicki Spodek jest mekką siatkówki. Ostatni mecz,
który był tutaj organizowany w poprzednim tygodni był zapewne równie wielka
gratką dla kibiców, jednak ja nie potrafiłam wczuć się w atmosferę, gdyż w
głowie krążyły mi myśli co z domem.
Dzisiaj w
pełni poczułam co to znaczy doping ponad jedenastu tysięcy gardeł. Klimatyzacja
zdała egzamin i nie było potrzeby machać kartkami, które leżą na każdym krześle
przed rozpoczęciem meczu. Mimo ciężkiej
przeprawy zdołaliśmy do końca utrzymać nerwy na wodzy i zdobyć cenne dwa
punkty. Mam możliwość udać się do Bartka
na chwilę po meczu, jednak mimo prób udobruchania ochroniarza nie przepuszcza
mojej siostry. Z Emilką na rękach idę długim korytarzem, do mojego zawodnika
meczu.
Późno w nocy
wracamy do domu. Zmęczona, z bolącym gardłem szybko zasypiam. W sobotę chłopaki przenoszą się do Wrocławia,
by w niedzielę zagrać drugie spotkanie
ze Stanami Zjednoczonymi. Mogłam wybrać się i na ten mecz, lecz nie
chciałam. Powód? Rodzice Bartka. Grając we Wrocku na pewno będą dopingować
syna. Nie miałam okazji jeszcze rozmawiać z Kurasiem na temat jego rodziców.
Wiem, że prędzej czy później nastąpi nasze spotkanie, ale jeszcze nie jestem
gotowa. Musze najpierw wybadać jacy są z charakteru.
- Julita, a
może Bartek przyjedzie do nas na obiad? Po co będziesz mu wiozła?
- Mamo,
innym razem go poznasz osobiście. - zakrywam folią aluminiową talerz z solidną
porcją drugiego dania.
- Wszyscy go
znają tylko nie ja! Matka jego dziewczyny! - obrusza się.
- Obiecuję,
że jak będzie miał przerwę po Lidze Światowej to przyjedziemy. - cmokam ją w policzek
ubierając wyjściowe buty.
- Jasne,
jasne… - marudzi pod nosem. Żegnam się z
tatą i przykazuję im trzymać kciuki za Polaków w kolejnych meczach. Pakuję
walizkę do bagażnika, talerz leży na
miejscu pasażera i spokojnie mknę do mieszkania Bartka. Dzisiaj kilka godzin
razem, a jutro wylot na południowy wschód do Bułgarów.
Kurek nie
zagrzał się długo w domu. Ledwo zjadł obiad i pognał na umówioną
konferencję z jednym z nowych sponsorów.
- Wiesz, że
za 12 godzin będziemy już lecieć do Warny? - mówiąc zabieram mu z kolan
laptopa, po czym sama zajmuje jego miejsce.
- Tak. -
śmieje się.
- I zostało
nam spędzenie jakiś ośmiu godzin w domu? - muskam jego policzki dochodząc do
warg.
- Więc co
proponujesz? - pyta między pocałunkami.
- Ty już
dobrze wiesz co. - ściągam koszulkę, by szybciej zainicjować dalszy przebieg
wieczoru. Wczepiam się w bartkowe usta, bawiąc rękami pod jego koszulką.
Uśmiecha się, co czuję podczas fali zażartych pocałunków. - Kwiaty były piękne, ale mógłbyś mi bardziej
osobiście pogratulować obronę.
- Wiesz, że
gram mecze niedługo? - szepcze seksownie do ucha.
- Wiem, lecz
obiecuję, że w idealnym stanie oddam cię. - ironizuję.
- Nikt nie
powiedział, że może mi zaszkodzić.
- Dlatego
przetestujemy. Bartek, nie gadaj tyle, długo mam czekać na jaśnie Pana? - w
niedługim czasie przechodzi od słów do czynów. Bujaliśmy się w nadanym przez
nas rytmie przyspieszając i zwalniając. Tym razem ja jestem stroną dominującą.
Kończąc nasze upojne chwile, które są wyrazem miłości, na wpół przytomna
dostrzegam grymas zadowolenia na twarzy mojego kochanka. Jego uśmiech jest
zwieńczeniem całej mojej przyjemności, bo co może być przyjemniejszego mając
świadomość, że moja osoba doprowadza go do takiego stanu?
- Lubię, gdy
jesteś tak niegrzeczna.
- Tylko przy
tobie. - wdrapuję się na umięśnione ciało siatkarza odszukując ciepłych i
mokrych warg, a dłonie topię w krótkich, ciemnobrązowych włosach. Po krótkim odpoczynku przenosimy się do
bartkowej sypialni. Sen, wczesna pobudka i dzięki uprzejmości mojego brata mamy transport na warszawskie
lotnisko skąd wylatujemy na ostatnie mecze fazy interkontynentalnej.
- Co ty
robisz? - przewracam się z boku na plecy obudzona kurkowymi całusami.
- Korzystam
póki mogę.
- A kto ci
powiedział, że możesz? -droczę się z nim obejmując za szyję. - W dodatku nie
mamy czasu.
- Mamy dobre
pół godziny, a jak się ubierzesz szybko to nawet więcej. - w mgnieniu oka
buszuje swoimi ustami po moim ciele gdzieś pod kołdrą.
- Jesteś
erotomanem. - chichoczę.
- Nie przesadzaj,
ja tylko sprawdzam działanie seksu na mój organizm. - szczerzy się wisząc nade mną, gdzie podpiera
się na łokciach.
- Jak by
tylko Olek wiedział. - krzywię się.
- Mam z nim
pogadać? - patrzy troskliwie na mnie.
- Nie. -
głaszczę jego lica. - Lepiej skończ co zacząłeś, chyba, że nie chcesz. -
wiedziałam, że tym zdaniem przyspieszę jego reakcję. Bez zbędnych ceregieli
wykorzystuje brak mojego odzienia. Takie
pobudki, to ja mogę mieć codziennie.
Wyżej nie do końca zawarte, co
chciałam przedstawić, jednak pomału wszystko u mnie się normalizuje, może wrócę
na właściwe tory.
Przesyłam Wam moc uścisków! ;*
Zwycięzca ma wielu kibiców, przegrany wiernych. - ot tyle z mojej strony.
<3
OdpowiedzUsuńTo mój Klon, jakby co :P
UsuńZe złego konta, przepraszam :*
UsuńTakie pobudki to ja poproszę codziennie ^^ Romantyczno- stanowczy Kuraś jest w Twojej wersji nawet zjadliwy (tak, to jest komplement P. :*). Ciekawa jestem jak ten seks maraton wpłynie na jego koncentrację podczas występów w Bułgarii. Mam nadzieję że wypadną lepiej niż w rzeczywistości...
A co do kibiców to zgadzam się w 100%. Przynajmniej opuszczą nas sezonowcy. Zawsze jakieś pocieszenie :)
Cieszę się że piorun stosunkowo "łagodnie" potraktował dom Julity. Wiadomo że straty są, ale przynajmniej nikomu nic się nie stało. Obroniła się, bardzo dobrze. A takie niby "wesołe" komentarze zazdrosnych koleżanek są na pewno irytujące. Dobrze że nie dała się sprowokować i umiała się odgryźć.
Całuski bejbi, S. :*
Zgadzam się z Twoim ostatnim zdaniem ! :D
OdpowiedzUsuńFajny rozdział, choć mi smutno, że ma zniszczony dom .
Niech się wprowadzi do Bartka !! Why not ?
Bardzo fajnie mi się czytało !
Czekam na nn.
Zapraszam do mnie:
http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/
Dobrze, że piorun w sumie tak niewielkim stopniu zniszczył dom. Moi znajomi tyle szczęścia nie mieli niestety.
OdpowiedzUsuńObrona to najbardziej stresujący egzamin podczas studiów chociaż wchodząc do sali ocena jest już z góry wiadoma i to tylko formalność, a pytania ponoć banalne. Mnie to czeka o zgrozo w październiku i już przeżywam.
Bartek dobrze sobie obmyślał plan z kwiatami, bo przecież nic kobiety bardziej nie cieszy niż bukiet kwiatów i zakupy :P
Bardzo pożytecznie spędzili noc i poranek przed wylotem do Bułgarii ;) Oby im się udało ugrać finał.
pozdrawiam ;)
super zapraszam do nas http://sometimesitstolate.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńświeny <3
OdpowiedzUsuń_____________
zapraszam do siebie : http://czas-na-marzenia.blogspot.com/
Jak zwykle super ;) a piosenki dobrane genialnie!
OdpowiedzUsuńKurcze.
OdpowiedzUsuńPiorun, burza, zniszczenie domu. Cholera, się zadziało. Z jednej strony jest mi przykro, że Jutka musi przechodzić przez coś takiego, z drugiej cieszę się, że ten piorun aż tak mocno nie zaingerował w dom i zniszczenia nie są aż tak spore.
Bartek. Bartek w Twoim wydaniu jest takim kochanym facetem, że naprawdę zaczynam myśleć, że nie ma takich ideałów.. No i końcówka. Rozmarzyłam się.
Co do Twojego krótkiego komentarza, dodam coś od siebie - kibicem się JEST, a nie bywa.
Pozdrawiam Cię ciepło Kochanie i po swojej szalenie długiej nieobecności zapraszam do siebie, jeśli jeszcze chcesz czytać i pamiętasz.
Buziaki.
Zniszczony dom, a tutaj co się dzieje? Noo! Korzysta z okazji xd
OdpowiedzUsuńTo było jasne jak słońce że się obroni. Popieram komentarz u góry 'niech się wprowadzi do Bartka' a co! :D
Podoba mi się baardzo i czekam na kolejny!
Pozdrawiam, Rejczellka ; D
Dziś mam straszny nastój, więc przepraszam od razu za to, co mogę napisać :P
OdpowiedzUsuńCieszę się, że dom nie ucierpiał zbytnio i ludki jakieś przy tym również, a wiesz, że się o to martwiłam :P
Wielbię takiego opiekuńczego i delikatnego Bartosza, którego mogę tu znaleźć. Martwi się o nią i po prostu jest. ;) Taki romantyczny słodziak i jakbyś miała takiego, to weź mi zrób kopię i podeślij!
Ja mam nadzieję, że chociaż u Ciebie mecze w Bułgarii będą o wiele szczęśliwsze, niż wskazywała to rzeczywistość, a radość u Kurka podczas meczu będzie kwitła jak po wygranych setach w sobotę :P
A! I takie pobudki to ja też poproszę, choćby codziennie, a jak nie codziennie, to nawet raz na tydzień będą dobre :P Nieobecność drażniącego Olka bardzo, ale to bardzo mnie cieszy. Szkoda, że nie zdecydowała się jednak pojechać do tego Wrocka na mecz, ale nie dziwię jej się, lepiej się zapoznać w o wiele lepszych okolicznościach. :D
Przynajmniej LŚ wykosiła tych sezonowców, co tylko denerwowali swoimi wielmożnymi opiniami.. Miejmy nadzieję, że wyzbiorą się i psychicznie i fizycznie do ME i pokażą swą moc. Bo umieją i chcą wygrywać :D
Przepraszam za mój komć ;*
Buziaczki wielkie dla Ciebie, Happiness ;*
NA początku mam takie pytanie. Dlaczego mi się wyświetla ucięty z lewej strony post? Muszę go kopiować i czytać gdzie indziej, żeby zrozumieć o co chodzi :/ Wiesz może, dlaczego tak się dzieje?
OdpowiedzUsuńAle teraz rozdział. Skoro dom nie jest tak strasznie uszkodzony, to nie ma się co stresować. Dobrze, że Julita i Bartek są już od dawna na wyższym poziomie związku, bo to korzystnie wpływa na ich oboje i mam nadzieje, że tak zostanie.
Pozdrawiam,
Dzuzeppe :*
Chciałam poinformować, że nominowałam Cię do nagrody Leibster Award :) Więcej szczegółów znajdziesz na moim blogu w odpowiedniej zakładce (http://to-tylko-siedem-dni-kotku.blogspot.com/). Jeśli masz ochotę przyłączyć się do zabawy, to zapraszam serdecznie :)
UsuńPozdrawiam,
Dzuzeppe :*
Zostałaś nominowana do Liebster Award :) Zapraszam u mnie wszystkie szczegóły :)http://love-is-the-most-beautiful-dream.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie i cudowne opowiadanie Zapraszam na dalsze przygody Julki i Michała Zapraszam na dalsze przygody Julki i Michała http://peryferiesiatkarskie.blog.pl/rozdzial-56-dziewczyna-z-charyzma/
OdpowiedzUsuń