Energicznie
wstał i nerwowo zaczął szukać ubrań co rusz potykając się o własne nogi.
- Jak to ty
będziesz dawcą?
- Zapisałam
się, gdy skończyłam osiemnaście lat do banku dawców.
- No i?!
- No i
znalazł się jakiś bliźniak genetyczny, który mnie potrzebuje! - również
podniosłam głos, bo nie mogłam znieść jego zachowania.
- I musisz
to być akurat ty?
- Bartek,
czy ty z kosmosu spadłeś?! Nie słyszałeś nic o przeszczepach szpiku? Tak, muszę
być to ja, bo nikt inny tej chorej osobie pomóc nie może.
- Rozumiem
jeszcze, żeby komuś z rodziny, ale obcej osobie? - już spokojny Kurek
powiedział tekst, którego chyba w ogóle nie przemyślał.
- Chyba się
przesłyszałam? Jak może z ciebie być taki egoista?! Czym się różni ktoś z
rodziny, a ktoś obcy? Każdy zasługuje na życie. To tak jakby lekarz leczył
tylko bliskich, bo co obchodzą go inni pacjenci? - wykrzyczałam i ze łzami w
oczach wstałam, żeby opuścić pokój, bo nie mogę go dłużej słuchać. Minęłam się
jeszcze z Piotrkiem wychodzącym z łazienki, na pewno słyszał nasza utarczkę
słowną, trudno.
Spakowałam
wszystkie rzeczy, które przywiozłam z Polski i wyszłam przed hotel oczekując na
autokar. Musiał się do mnie przypałętać Nikić nie zdejmując słuchawek udawałam,
że go nie słyszę.
- Witaj
piękna. - wyciągnął mi z ucha kabelek ze słuchawką. Popatrzyłam od niechcenia
na niego.
- Weź się
przesuń, bo mi słońce zasłaniasz. - warknęłam zmieniając obraz widzenia. Serb
nie zamierzał ustępować, usiadł obok na ławce i próbował swoją słodką gadką coś
zdziałać. Nie reagowałam na jego słowne zaczepki czekałam byle chłopaki wyszli
z hotelu i byśmy mogli udać się na lotnisko.
- A co ty z
wrogami robisz? - zmaterializował się przede mną Bartman, który na nosie miał
swoje popularne już okulary przeciwsłoneczne.
- Nic,
siedzę. Przepraszam Zbyś, nie mam nastroju do żartów. - klepnęłam go w ramię i
weszłam do autobusu który podjechał. Usiadłam z przodu na sąsiednim krześle
położyłam plecak, żeby nikt nie chciał się do mnie dosiąść. Chcę sama
pokontemplować ze swoimi myślami. Wiem, że dobrze robię pomagając komuś w
śmiertelnej chorobie jedynie przykro mi, że Bartek nie może tego zaakceptować.
Może zrozumie.
Wylądowaliśmy
w tym samym miejscu skąd wyruszaliśmy. Prosto z Poznania jedziemy do Płocka, by
przygotować się do ostatniego przystanku jaki czeka chłopaków w tym okresie
reprezentacyjnym - Mistrzostw Starego Kontynentu. Ponownie znalazłam
odpowiednie miejsce dla siebie z przodu autokaru.
- Możemy
pogadać? - wyrwał mnie z amoku myśli Bartek. Popatrzyłam smutnym wzrokiem na
również jego nie za wesołe oczy.
- O czym?
- O tym, o
co się pokłóciliśmy. - plecak, który był moim towarzyszem w drodze powrotnej
położyłam pod krzesłem robiąc Kurkowi miejsce.
- No to
słucham, co masz mi do powiedzenia?
-
Przepraszam. - powstała długa, ciężka do
zniesienia cisza.
- Okej,
przeprosiny nie przyjęte możesz wracać do kolegów. - przeniosłam wzrok na widok
za oknem, który z każdym metrem się zmieniał.
- Julita.
Nie chcę się z tobą kłócić.
- Ja też,
dlatego ci mówię, żebyś wracał do chłopaków. Wybacz mi, ale nie zrezygnuję z
tego przeszczepu, chyba że po zrobieniu dodatkowych badań zostanę wykluczona.
- Jest taka
możliwość? - wyraźnie się ożywił.
- Tak. Ale
nie rób sobie złudnych nadziei, rzadko się zdarza taka ewentualność.
Przepraszam cię, ale proszę wróć do chłopaków albo zostań tylko nie kontynuuj
tego tematu, bo się możemy dużo bardziej pokłócić. - zamilkł chwytając mnie za
dłoń, którą wyrwałam z jego uścisku, by kurczowo ściskać odtwarzacz muzyki i
podziwiać przydrożne drzewa.
Po
zakwaterowaniu w płockim hotelu postanowiłam poinformować trenera i Aleksandra
o telefonie jaki otrzymałam. Przecież nie ukryję przed nimi tego faktu, a jutro
powinnam znaleźć się w Łodzi na podstawowych badaniach, które potwierdzą czy w
100% mogę zostać dawcą.
Żaden z tej
dwójki nie stworzył problemów wręcz przeciwnie pogratulowali odwagi. Żyjemy w
cywilizowanym świecie, siatkarze biorą udział w akcjach charytatywnych,
reprezentacja w Herosach, Skra również, inne kluby także w innych, a wielkie
zdziwienie moja osobą. Pewnie większość z chłopaków nie jest zapisanych w banku
dawców, może w ich rodzinach nie było
przypadku pomocy osobie chorej na białaczkę? Moja mama jest pielęgniarką i dla
mnie było oczywistą sprawą zapisać się, nic na tym nie tracę a mogę podarować
komuś coś bezcennego.
Nazajutrz
przyjechał po mnie Wiktor. W nocy wrócił z Sycylii, przespał kilka godzin i trasa
Pabianice - Płock, by po chwili zmienić kierunek na Płock - Łódź. Wiktor ciągle
gadał jak najęty co się u niego działo przez okres od kiedy się nie
widzieliśmy, a było to dość dawno. Stwarzałam wrażenie, że go słucham i
rozumiem wszystko co mówi, chociaż
miałam ochotę żeby się zamknął i patrzył wyłącznie na jezdnie ewentualnie
jeszcze zerkał na gps-a, który przyssany był na przedniej szybie.
- A tobie
co? - spytał, gdy nie brałam udziału w jego monologu.
- Nic.
Słucham co mówisz.
- Właśnie
nie słuchasz. Co się dzieje siostra?
- Wikuś, nie
mogę mieć gorszego dnia? Ciśnienie niskie, kawy nie piłam… - broniłam swoich
racji.
- Jakoś nie
jesteś przekonywująca. - przeniósł dwój badawczy wzrok na mnie.
- Daj
spokój. Masz zamiar długo drążyć ten temat?
- Aż się
dowiem. Może pokłóciłaś się ze swoim Romeo? Już ja sobie z nim pogadam. -
uśmiechnął się sam do siebie.
- Od Bartka
to ty się trzymaj daleko ja ciebie bardzo proszę. Cholera, po ojcu jesteś tak dojęty?
- Ja tylko
martwię się o moją małą siostrzyczkę. - zaśmiał się.
- Daruj
sobie, Wiktor. - obdarzyłam go lodowatym spojrzeniem i zaprzestałam dalszej
bezsensownej rozmowie. Po półtoragodzinnej podróży znaleźliśmy się w szpitalu.
W dość szybkim tempie zostałam przyjęta, badania wykonane również perfekcyjnie.
Trafiłam na zmianę na której pracowała
koleżanka mamy ze studiów. Od czasu do czasu bywa w naszym domu stąd mnie
pamięta. Udało mi się wypytać dla kogo miałabym być dawcą, choć nie powinna
powiedziała mi, że na przeszczep czeka czteroletni chłopczyk z Suwałk. Prosiła,
żebym nikomu nie mówiła, gdyż nie powinnam wiedzieć, bo obowiązuje tajemnica.
Zjadłam z Wiktorem na mieście obiad i ruszyliśmy w drogę powrotną do Płocka. Pożegnaliśmy
się, ale nie na długo, bo w piątek cała rodzinka pojawia się na meczu.
Cała
reprezentacja żyje moją kłótnią z Bartkiem. Na szczęście nie odbija się to na
jego grze, wręcz przeciwnie jak widzę jego serwy aż współczuję chłopakom,
którzy odbierają piłkę na treningach. Krzysiek stopniowo wraca do lekkich
ćwiczeń, noga prawie nie boli, jednak musi uważać i oszczędzać ją o ile to
możliwe. Tak kolorowo nie jest już ze zbyszkową kostką. Do ME jeszcze jest
kilka dni miejmy nadzieję, że uda się mu pomóc, bo strata zawodnika takiej
klasy pokomplikuje koncepcję trenera.
Po
popołudniowym treningu na siłowni, w czasie wolnym przebrałam się w dres, by
móc pobiegać pół godzinki na bieżni. Zbliżając się do drzwi wejściowych
dostrzegam dźwięk muzyki, jak się okazuje sala nie jest pusta, tak jak mi się
wydawało.
- Bartek? Co
ty tutaj robisz? Macie odpoczynek teraz. - widzę go jak w kącie podnosi hantle.
- Nie jestem
zmęczony. - wydyszał nawet nie odwracając się w moja stronę.
- Przestań
tak się zachowywać! Nie musisz swojej frustracji wyładowywać na dodatkowych
ćwiczeniach i na mnie! Wiesz, że masz problemy z plecami przetrenujesz się i
jeszcze złapiesz kontuzję. - nie słuchał mnie wcale, więc podeszłam do niego
wyrywając mu z rąk hantle. - Dlaczego mi to robisz? - spytałam ściszonym głosem
nie odrywając od niego wzroku.
- Julita, bo
się boję o ciebie. Tak bardzo boję.
- Ale mi nic
nie będzie. - spanikowana głaszczę jego spoconą twarz.
- Nie wiem.
Przemyśl to. - ścisnął moją dłoń, musnął i wyszedł trzaskając drzwiami. Co ja
mam jeszcze przemyślać? Wystarczająco dużo razy to zrobiłam i decyzji nie
zmienię. Włączyłam bieżnię, początkowo ustawiłam wolne tempo z każdą chwilą
zwiększałam szybkość jak i ilość łez kapiących wprost na taśmę. Tak bardzo go
kocham, a on tak bardzo nie może zrozumieć mojej decyzji.
Coraz
bardziej czuć było klimat zbliżającego się memoriału. Fani nie dawali chłopakom
spokojnie przejść od autokaru do hali. Lecz nie ma się czemu dziwić, gdyż tutaj
króluje piłka ręczna, także dla wielu kibiców spotkanie reprezentantów w tym
miejscu może się prędko nie trafić, bo o ile Orlen Arena zdaje egzamin, tak nie
rozgrywane są tutaj spotkania międzynarodowe wysokiej rangi. Może ulegnie to
zmianie.
Dzisiaj
chłopaki rozpoczynaj zmagania z
holenderską drużyną. Z Bartkiem zaczynamy normalniej rozmawiać, ale chyba tylko
dlatego, że żadne z nas nie wraca do tematu przeszczepu. Wspólna praca ma to
brzemię, że gdy się pokłócimy nie wpływa to korzystania na pracę jaką
wykonujemy, a nie chcę mieć na sumieniu jego niepowodzeń spowodowanych przez
moją osobę, gdyż odbija się to na całej
drużynie. Siatkarze ubrani juz w dresy, z torbami na ramieniu i słuchawkami na
uszach wychodzą z hotelu, by po kilku minutach znaleźć się pod halą. W szatni
ostatnie poprawki, wskazówki trenera i wszyscy wychodzą na boisko, by się
rozciągnąć. Ja tradycyjnie spędzę mecz na trybunach w towarzystwie
kontuzjowanego Zbyszka i Krzyśka.
Odnajduję mamę, tatę, Wiktora, Maję, Kacpra, Patrycję i Emilkę - moja rodzinka
zajmuje połowę rzędu. Witam się z każdym z nich i po krótkiej pogawędce
przemycam Emilkę do siebie. W drodze powrotnej na swoje miejsce spotykam Alę,
która przyjechała dopingować swojego chłopaka. Emcia jak na małą kibickę
przystało ubrana jest w białe legginsy i za dużą koszulkę z nadrukiem Polska,
która służy za tunikę, a blond włoski ma spięte w kucyka. Spotkanie po nerwówce na początku kończy się
zasłużonym zwycięstwem naszych chłopków. Następuje oficjalne otwarcie XI
Memoriału HJW po oficjalnych przemówieniach tłum kibiców rzuca się na siatkarzy
zarówno polskich jak i holenderskich. Emilka mimo wielu prób przebłagania mnie,
żeby iść z nią do Bartka nie otrzymuje zgody. Mogłabym na moment podejść z nią
do niego, ale jesteśmy w takich stosunkach, że nie chcę. W drodze powrotnej
nachodzę na znajome mi osoby i jestem zaskoczona ich obecnością.
- Dzień
dobry panie Adamie. Cześć Kuba. - mierzwię włosy chłopaka, a do starszego pana
szczerze uśmiecham.
- Witaj
Julita. - senior Kurek obdarza mnie tym samym co ja kilka sekund temu jego.
Bartek uśmiech odziedziczył w pełni po ojcu i błękitny kolor oczu. Z tych
gorszych cech upartość z pewnością po pani Kurkowej. A właśnie Jadwigi to ja
nie widzę, poleciała już do synka czy może ja jej nie dostrzegam?
- Dlaczego
nie daliście znać, że będziecie?
- Chcieliśmy
zrobić niespodziankę.
- To wam się
udała. A gdzie pańska żona?
- Tekla? Nie
dała rady przyjechać. Wykręciła się ogromem pracy. - roześmiali się obaj
mężczyźni. Tak w ogóle Jadwiga - Tekla jest jedyną kobietą jaką znam, która
operuje dwoma imionami. - A co to za
dziewczynkę masz?
- To jest
Emilka, moja siostrzenica i chrześnica. - Mała zawstydziła się ukrywając główkę
w moich rozpuszczonych włosach, a rękami ściskała mnie za szyję.
- Witaj
młoda damo. - pan Adam podał rękę Emci.
- A chcesz
może Monciaka? - Kuba dał nowej towarzyszce mleczny drink Monte. Marszałkówna oczywiście
nie odmówiła, bo jest koneserem tych deserów jeszcze zanim poznałam się z
Bartkiem.
- Kuba,
jeszcze nie zbrzydły ci te desery?
- No coś ty!
Nigdy!
- Idziecie
do Bartka? Ja tylko zaprowadzę Emilkę do rodziców i wracam do chłopaków.
- Tak, do zobaczenia
później.
Marszałkównę
odeskortowałam do rodziny z którą musiałam się już pożegnać. Patrycja z Kacprem
wracają dzisiaj do Piotrkowa, rodzice po jutrzejszym meczu, a Wiktor z Mają
zostają do końca. Emila jak będzie chciała zostać z dziadkami to pewnie
zostanie, tylko czasem zaczyna płakać w nocy za mamą. Mnie się udaje ją jakoś
uspokoić, ale babcia z dziadkiem nie bardzo zastąpią jej Patrycję.
W sobotę
otrzymałam telefon z łódzkiego szpitala z informacją, że wyniki wyszły
prawidłowo. W przyszłym tygodniu mają jeszcze jakieś inne wykonać, ale nazw nie
spamiętałam. Na przyszły poniedziałek zaplanowany został zabieg, więc na
oddziale powinnam się znaleźć dzień wcześniej. Po memoriale chłopaki dostają
dwa dni wolnego, później wracają do Spały, a stamtąd bezpośrednio do Gdańska. Postanowiłam
poinformować trenerów i cały sztab, że wraz z zakończeniem memoriału również
kończę tę piękną przygodę z reprezentacją.
Wszyscy moi
współpracownicy byli bardzo przychylni do mojej prośby. Życzyli mi dużo zdrowia
i podziękowali za wszelką pomoc. Bielecki żartobliwie zakończył, że wyjaśniła
się zagadka, bo w przypadku awansu Polski do finałów w Kopenhadze musiałby
wybrać jednego współpracownika, którego mógłby ze sobą zabrać. Pozostały
jeszcze dwie sprawy do załatwienia. Powiedzieć o tym wszystkim Bartkowi i
pożegnać z chłopakami.
Żadna nowość
jeśli powiem, że Kurek zadowolony nie był. Ale zachowując profesjonalizm nie
popadł w żadną furię. W szatni przed ostatnim meczem powiedziałam chłopakom, że
się rozstajemy. Aż łza się w oku zakręciła, gdy każdy mnie wyprzytulał i coś
miłego szepnął do ucha. Już bardziej ich nie rozkojarzając opuściłam salę i
poszłam na trybuny. Po raz ostatni jako członkini sztabu, po raz ostatni w
miejscu dla zawodników, po raz ostatni wspólnie z nimi.
Mimo porażki
w ostatnim spotkaniu wygraliśmy całą imprezę. Po końcowej dekoracji mogliśmy
rozjechać się do swoich domów. Z Bartkiem zapewniliśmy sobie powrót do
Bełchatowa z Wiktorem. Zapakowaliśmy się do tyłu z bagażami. Szybko zasnęliśmy każde odwrócone w przeciwną
stronę. Wiktor zostawił nas pod mieszkaniem Bartka, na jego prośbę. Myślałam, że wymyślił coś, że
chce mnie przeprosić za swoje zachowanie, jednak nic z tego.
- Nie
będziesz się gniewać, jak pojadę do Wrocławia?
- Jasne, że
nie. Kiedy, jutro?
- Nie.
Teraz, zaraz. Podwiozę cię pod dom chyba, że chcesz ze mną jechać?
- Nie dam
rady, mam załatwienia. Bartek, jest 21 ty chcesz teraz się wybrać w tak daleką
podróż? Nie możesz rano?
- Spokojnie,
w niecałe trzy godziny powinienem być na miejscu. Nie martw się. - wpakował do
małej torby kilka czystych ubrań, wziął klucze do rąk dając znak, żebym i ja
wychodziła. Podwiózł mnie pod mój dom wyciągnął walizki wsiadł w samochód
rzucił szybkie cześć i pojechał.
A tak poza tym, to
wcale nie jest okej, nie jest okej, cześć.
Cześć, wracam po krótkiej przerwie. Jestem w trakcie nadrabiania, cierpliwości.
Ściskam :*
* Twoja dwulicowość - jeśli ktoś nie był jeszcze, a
chciałby tam ze mną być.