piątek, 25 października 2013

38.



Energicznie wstał i nerwowo zaczął szukać ubrań co rusz potykając się o własne nogi.
- Jak to ty będziesz dawcą?
- Zapisałam się, gdy skończyłam osiemnaście lat do banku dawców.
- No i?!
- No i znalazł się jakiś bliźniak genetyczny, który mnie potrzebuje! - również podniosłam głos, bo nie mogłam znieść jego zachowania.
- I musisz to być akurat ty?
- Bartek, czy ty z kosmosu spadłeś?! Nie słyszałeś nic o przeszczepach szpiku? Tak, muszę być to ja, bo nikt inny tej chorej osobie pomóc nie może.
- Rozumiem jeszcze, żeby komuś z rodziny, ale obcej osobie? - już spokojny Kurek powiedział tekst, którego chyba w ogóle nie przemyślał.
- Chyba się przesłyszałam? Jak może z ciebie być taki egoista?! Czym się różni ktoś z rodziny, a ktoś obcy? Każdy zasługuje na życie. To tak jakby lekarz leczył tylko bliskich, bo co obchodzą go inni pacjenci? - wykrzyczałam i ze łzami w oczach wstałam, żeby opuścić pokój, bo nie mogę go dłużej słuchać. Minęłam się jeszcze z Piotrkiem wychodzącym z łazienki, na pewno słyszał nasza utarczkę słowną, trudno.
Spakowałam wszystkie rzeczy, które przywiozłam z Polski i wyszłam przed hotel oczekując na autokar. Musiał się do mnie przypałętać Nikić nie zdejmując słuchawek udawałam, że go nie słyszę.
- Witaj piękna. - wyciągnął mi z ucha kabelek ze słuchawką. Popatrzyłam od niechcenia na niego.
- Weź się przesuń, bo mi słońce zasłaniasz. - warknęłam zmieniając obraz widzenia. Serb nie zamierzał ustępować, usiadł obok na ławce i próbował swoją słodką gadką coś zdziałać. Nie reagowałam na jego słowne zaczepki czekałam byle chłopaki wyszli z hotelu i byśmy mogli udać się na lotnisko.
- A co ty z wrogami robisz? - zmaterializował się przede mną Bartman, który na nosie miał swoje popularne już okulary przeciwsłoneczne.
- Nic, siedzę. Przepraszam Zbyś, nie mam nastroju do żartów. - klepnęłam go w ramię i weszłam do autobusu który podjechał. Usiadłam z przodu na sąsiednim krześle położyłam plecak, żeby nikt nie chciał się do mnie dosiąść. Chcę sama pokontemplować ze swoimi myślami. Wiem, że dobrze robię pomagając komuś w śmiertelnej chorobie jedynie przykro mi, że Bartek nie może tego zaakceptować. Może zrozumie.

Wylądowaliśmy w tym samym miejscu skąd wyruszaliśmy. Prosto z Poznania jedziemy do Płocka, by przygotować się do ostatniego przystanku jaki czeka chłopaków w tym okresie reprezentacyjnym - Mistrzostw Starego Kontynentu. Ponownie znalazłam odpowiednie miejsce dla siebie z przodu autokaru.
- Możemy pogadać? - wyrwał mnie z amoku myśli Bartek. Popatrzyłam smutnym wzrokiem na również jego nie za wesołe oczy.
- O czym?
- O tym, o co się pokłóciliśmy. - plecak, który był moim towarzyszem w drodze powrotnej położyłam pod krzesłem robiąc Kurkowi miejsce.
- No to słucham, co masz mi do powiedzenia?
- Przepraszam.  - powstała długa, ciężka do zniesienia cisza.
- Okej, przeprosiny nie przyjęte możesz wracać do kolegów. - przeniosłam wzrok na widok za oknem, który z każdym metrem się zmieniał.
- Julita. Nie chcę się z tobą kłócić.
- Ja też, dlatego ci mówię, żebyś wracał do chłopaków. Wybacz mi, ale nie zrezygnuję z tego przeszczepu, chyba że po zrobieniu dodatkowych badań zostanę wykluczona.
- Jest taka możliwość? - wyraźnie się ożywił.
- Tak. Ale nie rób sobie złudnych nadziei, rzadko się zdarza taka ewentualność. Przepraszam cię, ale proszę wróć do chłopaków albo zostań tylko nie kontynuuj tego tematu, bo się możemy dużo bardziej pokłócić. - zamilkł chwytając mnie za dłoń, którą wyrwałam z jego uścisku, by kurczowo ściskać odtwarzacz muzyki i podziwiać przydrożne drzewa.

Po zakwaterowaniu w płockim hotelu postanowiłam poinformować trenera i Aleksandra o telefonie jaki otrzymałam. Przecież nie ukryję przed nimi tego faktu, a jutro powinnam znaleźć się w Łodzi na podstawowych badaniach, które potwierdzą czy w 100% mogę zostać dawcą.
Żaden z tej dwójki nie stworzył problemów wręcz przeciwnie pogratulowali odwagi. Żyjemy w cywilizowanym świecie, siatkarze biorą udział w akcjach charytatywnych, reprezentacja w Herosach, Skra również, inne kluby także w innych, a wielkie zdziwienie moja osobą. Pewnie większość z chłopaków nie jest zapisanych w banku dawców, może w ich rodzinach nie  było przypadku pomocy osobie chorej na białaczkę? Moja mama jest pielęgniarką i dla mnie było oczywistą sprawą zapisać się, nic na tym nie tracę a mogę podarować komuś coś bezcennego. 

Nazajutrz przyjechał po mnie Wiktor. W nocy wrócił z Sycylii, przespał kilka godzin i trasa Pabianice - Płock, by po chwili zmienić kierunek na Płock - Łódź. Wiktor ciągle gadał jak najęty co się u niego działo przez okres od kiedy się nie widzieliśmy, a było to dość dawno. Stwarzałam wrażenie, że go słucham i rozumiem wszystko co mówi,  chociaż miałam ochotę żeby się zamknął i patrzył wyłącznie na jezdnie ewentualnie jeszcze zerkał na gps-a, który przyssany był na przedniej szybie.
- A tobie co? - spytał, gdy nie brałam udziału w jego monologu.
- Nic. Słucham co mówisz.
- Właśnie nie słuchasz. Co się dzieje siostra?
- Wikuś, nie mogę mieć gorszego dnia? Ciśnienie niskie, kawy nie piłam… - broniłam swoich racji.
- Jakoś nie jesteś przekonywująca. - przeniósł dwój badawczy wzrok na mnie.
- Daj spokój. Masz zamiar długo drążyć ten temat?
- Aż się dowiem. Może pokłóciłaś się ze swoim Romeo? Już ja sobie z nim pogadam. - uśmiechnął się sam do siebie.
- Od Bartka to ty się trzymaj daleko ja ciebie bardzo proszę. Cholera, po ojcu jesteś tak dojęty?
- Ja tylko martwię się o moją małą siostrzyczkę. - zaśmiał się.
- Daruj sobie, Wiktor. - obdarzyłam go lodowatym spojrzeniem i zaprzestałam dalszej bezsensownej rozmowie. Po półtoragodzinnej podróży znaleźliśmy się w szpitalu. W dość szybkim tempie zostałam przyjęta, badania wykonane również perfekcyjnie.  Trafiłam na zmianę na której pracowała koleżanka mamy ze studiów. Od czasu do czasu bywa w naszym domu stąd mnie pamięta. Udało mi się wypytać dla kogo miałabym być dawcą, choć nie powinna powiedziała mi, że na przeszczep czeka czteroletni chłopczyk z Suwałk. Prosiła, żebym nikomu nie mówiła, gdyż nie powinnam wiedzieć, bo obowiązuje tajemnica. Zjadłam z Wiktorem na mieście obiad i ruszyliśmy w drogę powrotną do Płocka. Pożegnaliśmy się, ale nie na długo, bo w piątek cała rodzinka pojawia się na meczu.

Cała reprezentacja żyje moją kłótnią z Bartkiem. Na szczęście nie odbija się to na jego grze, wręcz przeciwnie jak widzę jego serwy aż współczuję chłopakom, którzy odbierają piłkę na treningach. Krzysiek stopniowo wraca do lekkich ćwiczeń, noga prawie nie boli, jednak musi uważać i oszczędzać ją o ile to możliwe. Tak kolorowo nie jest już ze zbyszkową kostką. Do ME jeszcze jest kilka dni miejmy nadzieję, że uda się mu pomóc, bo strata zawodnika takiej klasy pokomplikuje koncepcję trenera.
Po popołudniowym treningu na siłowni, w czasie wolnym przebrałam się w dres, by móc pobiegać pół godzinki na bieżni. Zbliżając się do drzwi wejściowych dostrzegam dźwięk muzyki, jak się okazuje sala nie jest pusta, tak jak mi się wydawało.
- Bartek? Co ty tutaj robisz? Macie odpoczynek teraz. - widzę go jak w kącie podnosi hantle.
- Nie jestem zmęczony. - wydyszał nawet nie odwracając się w moja stronę.
- Przestań tak się zachowywać! Nie musisz swojej frustracji wyładowywać na dodatkowych ćwiczeniach i na mnie! Wiesz, że masz problemy z plecami przetrenujesz się i jeszcze złapiesz kontuzję. - nie słuchał mnie wcale, więc podeszłam do niego wyrywając mu z rąk hantle. - Dlaczego mi to robisz? - spytałam ściszonym głosem nie odrywając od niego wzroku.
- Julita, bo się boję o ciebie. Tak bardzo boję.
- Ale mi nic nie będzie. - spanikowana głaszczę jego spoconą twarz.
- Nie wiem. Przemyśl to. - ścisnął moją dłoń, musnął i wyszedł trzaskając drzwiami. Co ja mam jeszcze przemyślać? Wystarczająco dużo razy to zrobiłam i decyzji nie zmienię. Włączyłam bieżnię, początkowo ustawiłam wolne tempo z każdą chwilą zwiększałam szybkość jak i ilość łez kapiących wprost na taśmę. Tak bardzo go kocham, a on tak bardzo nie może zrozumieć mojej decyzji.

Coraz bardziej czuć było klimat zbliżającego się memoriału. Fani nie dawali chłopakom spokojnie przejść od autokaru do hali. Lecz nie ma się czemu dziwić, gdyż tutaj króluje piłka ręczna, także dla wielu kibiców spotkanie reprezentantów w tym miejscu może się prędko nie trafić, bo o ile Orlen Arena zdaje egzamin, tak nie rozgrywane są tutaj spotkania międzynarodowe wysokiej rangi. Może ulegnie to zmianie.

Dzisiaj chłopaki rozpoczynaj zmagania  z holenderską drużyną. Z Bartkiem zaczynamy normalniej rozmawiać, ale chyba tylko dlatego, że żadne z nas nie wraca do tematu przeszczepu. Wspólna praca ma to brzemię, że gdy się pokłócimy nie wpływa to korzystania na pracę jaką wykonujemy, a nie chcę mieć na sumieniu jego niepowodzeń spowodowanych przez moją osobę, gdyż odbija się  to na całej drużynie. Siatkarze ubrani juz w dresy, z torbami na ramieniu i słuchawkami na uszach wychodzą z hotelu, by po kilku minutach znaleźć się pod halą. W szatni ostatnie poprawki, wskazówki trenera i wszyscy wychodzą na boisko, by się rozciągnąć. Ja tradycyjnie spędzę mecz na trybunach w towarzystwie kontuzjowanego Zbyszka  i Krzyśka. Odnajduję mamę, tatę, Wiktora, Maję, Kacpra, Patrycję i Emilkę - moja rodzinka zajmuje połowę rzędu. Witam się z każdym z nich i po krótkiej pogawędce przemycam Emilkę do siebie. W drodze powrotnej na swoje miejsce spotykam Alę, która przyjechała dopingować swojego chłopaka. Emcia jak na małą kibickę przystało ubrana jest w białe legginsy i za dużą koszulkę z nadrukiem Polska, która służy za tunikę, a blond włoski ma spięte w kucyka.  Spotkanie po nerwówce na początku kończy się zasłużonym zwycięstwem naszych chłopków. Następuje oficjalne otwarcie XI Memoriału HJW po oficjalnych przemówieniach tłum kibiców rzuca się na siatkarzy zarówno polskich jak i holenderskich. Emilka mimo wielu prób przebłagania mnie, żeby iść z nią do Bartka nie otrzymuje zgody. Mogłabym na moment podejść z nią do niego, ale jesteśmy w takich stosunkach, że nie chcę. W drodze powrotnej nachodzę na znajome mi osoby i jestem zaskoczona ich obecnością.
- Dzień dobry panie Adamie. Cześć Kuba. - mierzwię włosy chłopaka, a do starszego pana szczerze uśmiecham.
- Witaj Julita. - senior Kurek obdarza mnie tym samym co ja kilka sekund temu jego. Bartek uśmiech odziedziczył w pełni po ojcu i błękitny kolor oczu. Z tych gorszych cech upartość z pewnością po pani Kurkowej. A właśnie Jadwigi to ja nie widzę, poleciała już do synka czy może ja jej nie dostrzegam?
- Dlaczego nie daliście znać, że będziecie?
- Chcieliśmy zrobić niespodziankę.
- To wam się udała. A gdzie pańska żona?
- Tekla? Nie dała rady przyjechać. Wykręciła się ogromem pracy. - roześmiali się obaj mężczyźni. Tak w ogóle Jadwiga - Tekla jest jedyną kobietą jaką znam, która operuje dwoma imionami.  - A co to za dziewczynkę masz?
- To jest Emilka, moja siostrzenica i chrześnica. - Mała zawstydziła się ukrywając główkę w moich rozpuszczonych włosach, a rękami ściskała mnie za szyję.
- Witaj młoda damo. - pan Adam podał rękę Emci.
- A chcesz może Monciaka? - Kuba dał nowej towarzyszce mleczny drink Monte. Marszałkówna oczywiście nie odmówiła, bo jest koneserem tych deserów jeszcze zanim poznałam się z Bartkiem.
- Kuba, jeszcze nie zbrzydły ci te desery?
- No coś ty! Nigdy!
- Idziecie do Bartka? Ja tylko zaprowadzę Emilkę do rodziców i wracam do chłopaków.
- Tak, do zobaczenia później.
Marszałkównę odeskortowałam do rodziny z którą musiałam się już pożegnać. Patrycja z Kacprem wracają dzisiaj do Piotrkowa, rodzice po jutrzejszym meczu, a Wiktor z Mają zostają do końca. Emila jak będzie chciała zostać z dziadkami to pewnie zostanie, tylko czasem zaczyna płakać w nocy za mamą. Mnie się udaje ją jakoś uspokoić, ale babcia z dziadkiem nie bardzo zastąpią jej Patrycję.

W sobotę otrzymałam telefon z łódzkiego szpitala z informacją, że wyniki wyszły prawidłowo. W przyszłym tygodniu mają jeszcze jakieś inne wykonać, ale nazw nie spamiętałam. Na przyszły poniedziałek zaplanowany został zabieg, więc na oddziale powinnam się znaleźć dzień wcześniej. Po memoriale chłopaki dostają dwa dni wolnego, później wracają do Spały, a stamtąd bezpośrednio do Gdańska. Postanowiłam poinformować trenerów i cały sztab, że wraz z zakończeniem memoriału również kończę tę piękną przygodę z reprezentacją.
Wszyscy moi współpracownicy byli bardzo przychylni do mojej prośby. Życzyli mi dużo zdrowia i podziękowali za wszelką pomoc. Bielecki żartobliwie zakończył, że wyjaśniła się zagadka, bo w przypadku awansu Polski do finałów w Kopenhadze musiałby wybrać jednego współpracownika, którego mógłby ze sobą zabrać. Pozostały jeszcze dwie sprawy do załatwienia. Powiedzieć o tym wszystkim Bartkowi i pożegnać z chłopakami.
Żadna nowość jeśli powiem, że Kurek zadowolony nie był. Ale zachowując profesjonalizm nie popadł w żadną furię. W szatni przed ostatnim meczem powiedziałam chłopakom, że się rozstajemy. Aż łza się w oku zakręciła, gdy każdy mnie wyprzytulał i coś miłego szepnął do ucha. Już bardziej ich nie rozkojarzając opuściłam salę i poszłam na trybuny. Po raz ostatni jako członkini sztabu, po raz ostatni w miejscu dla zawodników, po raz ostatni wspólnie z nimi.
Mimo porażki w ostatnim spotkaniu wygraliśmy całą imprezę. Po końcowej dekoracji mogliśmy rozjechać się do swoich domów. Z Bartkiem zapewniliśmy sobie powrót do Bełchatowa z Wiktorem. Zapakowaliśmy się do tyłu z bagażami.  Szybko zasnęliśmy każde odwrócone w przeciwną stronę. Wiktor zostawił nas pod mieszkaniem Bartka,  na jego prośbę. Myślałam, że wymyślił coś, że chce mnie przeprosić za swoje zachowanie, jednak nic z tego.
- Nie będziesz się gniewać, jak pojadę do Wrocławia?
- Jasne, że nie. Kiedy, jutro?
- Nie. Teraz, zaraz. Podwiozę cię pod dom chyba, że chcesz ze mną jechać?
- Nie dam rady, mam załatwienia. Bartek, jest 21 ty chcesz teraz się wybrać w tak daleką podróż? Nie możesz rano?
- Spokojnie, w niecałe trzy godziny powinienem być na miejscu. Nie martw się. - wpakował do małej torby kilka czystych ubrań, wziął klucze do rąk dając znak, żebym i ja wychodziła. Podwiózł mnie pod mój dom wyciągnął walizki wsiadł w samochód rzucił szybkie cześć i pojechał.

A tak poza tym, to wcale nie jest okej, nie jest okej, cześć.
                                                                                                                                                               

Cześć, wracam po krótkiej przerwie. Jestem w trakcie nadrabiania, cierpliwości.
Ściskam :*

 * Twoja dwulicowość -  jeśli ktoś nie był jeszcze, a chciałby tam ze mną być.

piątek, 11 października 2013

37.


Informacja o mojej kłótni z Bieleckim rozeszła się po całym ośrodku szybciej niż w najlepszej telewizji informacyjnej. Każdy miał swoją wersję, prawdziwą znał tylko Bartek. Poprosiłam go, że gdyby ktoś pytał niech powie jak było, bo część była zaskoczona moją reakcją, część widziała zachowanie Olka podczas wspólnej pracy. Nie chciałam wracać do tych chwil, od nowa roztrząsać wewnętrznego spokoju, który zaczął tworzyć jedną harmonię.
Po obiedzie czeka nas droga do Poznania, by stamtąd udać się do Serbii. W ostatniej chwili zmienili miejsce wylotu z tradycyjnej Warszawy do poznańskiej Ławicy, jedyny plus, to taki, że lecimy klasą biznes.

Lekki trening po przylocie odbyty, kolacja zjedzona, chwila odpoczynku i sen. Nocleg mamy zapewniony w nowoczesnym hotelu. Położyłam się na moment na jakże wielkim i wygodnym łóżku w celu scementowania zjedzonego posiłku jak to mawia mój szwagier, a Emilka zawsze dokłada swoim dziecinnym głosikiem niewyraźne ‘pół godzinki dla słoninki’.
Wzięłam się za rozpakowywanie, część ubrań znalazła się w pojedynczej szafie, część na krześle, a walizkę postawiłam za drzwiami, by nie przeszkadzała. Wyciągnęłam nowy nabytek do spania czyli szarą bokserkę i spodenki w różowe groszki. Blado żółty ręcznik wisiał na wieszaku w łazience gotowy do użycia. Jednorazowe kosmetyki również, ale nie skorzystałam z uprzejmości władz hotelu tylko postawiłam na swoich sprawdzonych. Po krótkim prysznicu włosy osuszyłam, rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone. Włączyłam laptopa, nalałam sobie szklankę wody i po turecku usiadłam na łóżku opierając się o ścianę z komputerem na kolanach. Nie byłabym w pełni sobą gdybym nie sprawdziła ostatnimi czasy najpopularniejszego portalu społecznościowego. Mimo, że Karola mam kilka pokoi dalej, dzięki zdjęciom na FB dowiedziałam się jaki ma wystrój w pokoju, który dzieli z Andrzejem. Oni razem w jednym pomieszczeniu nic dobrego nie wróży. Sprawdziłam pocztę, gdzie roiło się od zupełnie niepotrzebnych wiadomości o aktualnych wyprzedażach w jakiś sklepach, jedna wiadomość była o tyle ważna, że przypominała o zapłacie za prąd, gdyż kilka dni temu minął termin wpłaty.
- Co robisz? - w pokoju zjawił się mój przyjmujący.
- Opłacam rachunki, bo zupełnie zapomniałam. Jeśli chcesz siedzieć u mnie w mieszkaniu przy świetle to wypada załatwić mi ten przelew.
- Ja tam nie mam nic przeciwko siedzeniu po zmroku. - usadawia się obok opierając o ścianę, a nogi wyprostowuje poza łóżko.
- Bartek przestań! Zapisz się do AMS.
- Co to AMS?
- Anonimowi Maniacy Seksu.
- A ze mnie taki maniak, że tylko przykład można brać. - ironizował, podnosząc mi ciśnienie sama nie wiem do końca czym. - Trudne dni? - oderwałam głowę od ekranu, zmierzyłam go, i już wiedział, że wybuchnę.
- Tak! Siedem dni w tygodniu mam okres, najlepiej znajdź sobie jakąś inną kochankę chyba że chcesz się paprać! Kurek nie denerwuj mnie, idź spać albo czymkolwiek się zajmij! - nie odzywał się nic tylko uśmiechał jeszcze bardziej mnie wściekając. Zrobiłam opłatę telefonu, wody i ścieków, gdyż termin naglił. Wylogowałam się ze strony banku i weszłam sprawdzić ogólne wiadomości. - Bartek do cholery! Co tobie ostatnio się dzieje? Odpowiedź na twoje pytanie czy będę  z tobą spać brzmi: nie, nie będę.
- Możesz się uspokoić? Po pierwsze słychać cię na pół hotelu, po drugie tylko położyłem głowę na twoim ramieniu. To ty insynuujesz, że ja ciągle myślę o rzeczach, które mi przez myśl nie przechodzą. A nawet jeśli, to seks jest normalną sprawą wśród dorosłych ludzi. Jeśli tak bardzo przeszkadza ci moja obecność mogłaś powiedzieć, a nie drzesz się nie wiadomo o co. - wstał z zamiarem wyjścia, a do mojego mózgu dotarły moje jak i jego słowa. Odłożyłam szybko laptopa na bok, zdążając złapać bartkową dłoń.
- Poczekaj.
- Lepiej sobie pójdę. - ocenił oschle.
- Proszę cię wejdź, nie będziemy się kłócić na korytarzu. - przełamał się wchodząc do środka. Zamknęłam za nami drzwi, usadowiłam go na skraju łóżka sama siadając mu na kolanach. Tylko w takiej pozie mogę dominować i być równo z nim w kontakcie wzrokowym. - Bartuś, przepraszam.
- Powiesz przepraszam, i mam się dać utulić? - warknął.
- No nie, ale co ja mam zrobić? Wiesz, że twoja obecność nigdy mi nie przeszkadza i chcę być z tobą jak najwięcej czasu o ile to możliwe. - delikatnym, a zarazem czułym pocałunkiem choć trochę odpokutowałam swój wrzask.
- Nie będę się gniewał tylko dlatego, że jesteś kobietą, i te wasze okresowe humorki musimy przeżyć. Ale żeby tak miesiąc w miesiąc, rok w rok, co my biedni z wami mamy począć…
- Nie, Misiu. W czasie ciąży trudnych dni nie ma. - przygryzłam dolną wargę, kołysząc się na kolanach równocześnie obejmując szyję.
- Dopiero wtedy humorki się zaczną. - zakłopotany posmutniał.
- Masz jeszcze sporo czasu, by się przygotować. - oparłam swoje czoło o jego, szukając w błękitnych oczach ułaskawienia. - A mówiłam, że mam najwspanialszego mężczyznę pod słońcem? - zachichotałam.
- Zdecydowanie za mało. - posmakowałam malinowych warg, niedługo potem w pełnej zgodzie opuścił pokój.

Po pierwszym rozegranym meczu sparingowym musieliśmy uznać wyższość gospodarzy. Przegrywaliśmy minimalnie w końcówkach, jednak widać, że chłopaki są dobrze zgrani ze sobą mimo kilku nowych w tym sezonie.
Wieczorem za obopólną zgodą szkoleniowców mogliśmy spotkać się z chłopakami, niektórzy na co dzień grają w naszej lidze. Z Atanasijevićem miałam najlepszy kontakt, znamy się z Bełchatowa, chociaż zmienił barwy klubowe odzywa się czasem do chłopaków. Siedzieliśmy w sporej grupce pod parasolkami przed hotelem, zrobiło mi się dość chłodno, więc opuściłam towarzystwo, by pójść do pokoju po bluzę. Gdy czekałam na windę podszedł Miloś Nikić, który również miał zamiar dostać się do swojego pokoju. Czułam na sobie wzrok Serba, jednak zlekceważyłam jego prowokujące uśmieszki. Po zasunięciu się drzwi windy zrobił się coraz śmielszy w kompletowaniu mnie, na co nie miałam najmniejszej ochoty.
- Słyszałem, że lubisz przyjmujących?
- Ciekawe informacje do ciebie dotarły. - znacznie się przybliżył opierając ręce za mną na metalowej ścianie windy. - Co ty chcesz ode mnie? Odsuń się! - winda jak na złość nie chciała się jeszcze zatrzymać, sparaliżowana strachem modliłam się w duchu byle drzwi się otwarły, bo nie mam szans odepchnąć cielska siatkarza.
- Nie odsunę dopóki mnie nie pocałujesz. - oblizał usta szczerząc się chamsko. Miałam ochotę zwymiotować wprost na niego.
- Chyba ci się poprzestawiało coś w głowie od kasy w tej Rosji?!
- A mówią, że Polki są takie gościnne.
- Bo gościnne są, ale nie łatwe. Człowieku odsuń się! - każda sekunda dłużyła się niemiłosiernie, a ten zadufany w sobie siatkarzyna ani myślał się oddalić.
- Kurkowi się oddajesz, to mi raz nie możesz?
- Przeproś za to co powiedziałeś! - dynamicznym plaskiem w twarz skończyła się nasza przepychanka w windzie, bo na moje szczęście zatrzymała się i drzwi szeroko otworzyły. Szybko uciekłam kierując się do pokoju. A on? Stał rozmasowując piekący policzek perfidnie się uśmiechając i mrucząc coś pod nosem. Odechciało mi się już gdziekolwiek wychodzić jedynie przez głowę przelatywały setki myśli. Rozdygotana położyłam się w hotelowym łóżku próbując zasnąć. Bezskutecznie. W ciągu nocy przespałam trzy i pół godziny. Od rana raczyłam się kawą byle w miarę normalnie funkcjonować.
Po obiedzie jak zwykle krótki odpoczynek, a wczesnym po południem drugi mecz z Serbami. Mam nadzieję, że chłopaki dokopią przynajmniej zagrywką Nikićovi, tak żeby nie mógł się podnieść z boiska. Jestem złośliwa? Zasłużył na to. Już miałam wychodzić z pokoju, gdy rozdzwonił się mój telefon. Ściągnęłam torbę z ramienia i zaczęły się wielkie poszukiwania brzęczącego przedmiotu. W końcu znalazłam, na wyświetlaczu widniało imię Anety. Trochę byłam zaskoczona jej telefonem o tej porze, bo zazwyczaj dzwoniła wieczorami, przebiegła mi myśl, że coś się stało, jednak prędko kliknęłam zieloną słuchawkę.
- Co tam? - zaczęłam spokojnie, po drugiej stronie spokoju już nie było. Aneta krzyczała, płakała, łkała nic nie mogłam zrozumieć z jej słów. - Aneta, co się stało? Uspokój się, bo nic nie rozumiem.
- Wypadek był w Afff… afffgaga… - jąkała się pokryta kolejną falą płaczu. Szybko się domyśliłam o jakie miejsce może chodzić.
- O kurwa! - zasłoniłam usta dłonią. - W Afganistanie? - ściszyłam głos.
- Tak. - kolejny zwierzęcy ryk wydobywał się z głośnika.
- Bogdanowi coś się stało? - niecierpliwiłam się, ale od niej nic nie mogłam się dowiedzieć. Skończyłam rozmowę podtrzymując ją na duchu. Zaraz zadzwoniłam do Ali prosząc żeby jak najszybciej pojechała do Anety i dała mi znać jak będzie coś wiedzieć. W międzyczasie włączyłam telewizję, niestety dla mnie królowała tutaj telewizja serbska, której raczej nie rozumiem. Pomyślałam o radiu w komórce. Nacisnęłam odpowiedni guzik wsłuchując się w wiadomości, gdyż dochodziła okrągła godzina.
„Informacja z ostatniej chwili. Polscy komandosi wspierali kolejną operację afgańskiego oddziału antyterrorystycznego. W czasie wykonywania zadań eksplodowała mina-pułapka. Wskutek wybuchu rannych zostało kilku afgańskich policjantów oraz czterech polskich komandosów. Nie mamy jeszcze potwierdzenia czy, i ile jest ofiar śmiertelnych. Zostańcie przy odbiornikach.”
Zmroziło mnie. Kompletnie straciłam motywację, by wyjść z pokoju i iść na mecz. Czekałam, żeby tylko Ala dała mi znać, i nie było żadnej informacji związanej z wypadkiem Bogdana. Kurcze, on za tydzień miał wrócić do kraju z wymiany polskiego kontyngentu. Nie mogło mu się nic stać! Nie dopuszczam nawet takiej myśli! Napisałam Stęplewskiej smsa, żeby poinformowała mnie wiadomością tekstową natychmiast, gdy się czegoś dowie. W czasie sparingu będę siedziała na trybunach więc telefon mogę mieć ze sobą, ale dźwięki wyłączę. Ponaglona do wyjścia przez wejście do pomieszczenia Dzika wygramoliłam się. Nie mówiłam nic Bartkowi, nie chciałam żeby myślał co z żołnierzem, on ma się skupić na meczu. Denerwowała mnie muzyka w autobusie jak i śmiechy i chichy chłopaków. U Bartka byłam usprawiedliwiona swoimi humorkami, choć tym razem nie były spowodowane tym czym myślał.
Nie skupiałam się na tym co dzieje na boisku, tylko przekręcałam w dłoni telefon we wszystkie strony próbując przyspieszyć otrzymanie jakiejś wiadomości.
- Co ty taka nerwowa? - zagadał Wojtek, który mecz oglądał razem ze mną z wysokości trybun.
- Wydaje ci się. Normalna. - uśmiechnęłam się krzywo stwarzając pozory.
- Przecież widzę.
- Koleżanki chłopak jest żołnierzem, obecnie przebywa w Afganistanie, za tydzień miał wracać, a dzisiaj wybuchła mina, i nie wiadomo kto ucierpiał z Polaków. - wyrzuciłam na jednym oddechu. Wyraz twarzy Wojtka był równie zaskoczony, jak mój po telefonie Anety.
- Będzie dobrze, spokojnie. - uśmiechnął się pocierając swoją dłonią o moje.

Po pięciu setach walki, szala zwycięstwa przechyliła się na naszą stronę. Alicja jak i Aneta nie dały żadnego znaku. Zaczynałam wątpić czy to dzieje się naprawdę czy ja może podczas drzemki utworzyłam tak chory obraz?
Zniecierpliwiona krążyłam wte i wewte przed hotelem oczekując na autobus. Chłopaki zanim się rozciągną po meczu, umyją to minie spora chwila. Wzięłam od Aleksandra jedną torbę, by mu ulżyć w dźwiganiu. Wracając do naszej sprzeczki i wspólnych stosunków, uległy one ociepleniu. Nie histeryzuje jak wcześniej, gdy widzi mnie w towarzystwie Bartka. Nie przyczepia się do mojej pracy, jedynie udziela cennych uwag. Weszłam do autokaru nie czekając na resztę. Usadowiłam się wygodnie , wyciągnęłam słuchawki wraz z odtwarzaczem i pogrążyłam w muzyce.
- Co byś zrobił, gdybyś się dowiedział, że mnie nie ma? - spytałam Bartka wyciągając słuchawki z uszów.
- Co to za pytanie? - zmarszczył brwi.
- Normalne. Odpowiedź coś.
- Jezu, Julita nie wiem. Nigdy nie myślałem o tym, nie dopuszczam nawet myśli, że może cię kiedyś zabraknąć. A chcesz mnie zostawić, czy co?
- Nie! Misiek, co ci do głowy przyszło?
- No to co się dzieje? - spytał z troską w głosie.
- Dzwoniła do mnie Aneta, że był wypadek w Afganistanie. Poprosiłam Alę żeby pojechała do niej i dała mi znać jak się coś dowie, ale póki co cisza.
- Stało się coś Bogdanowi?
- Nie wiem, czterech Polaków ucierpiało, nie wiem w jakim stanie są. Oby żywi w ogóle.
- Nie myśl tak nawet. Wrócimy do hotelu zadzwonisz do niej.
Po kilku próbach dodzwonienia do Ali udało trafić się na pustą linię. Niestety Bogdan ucierpiał w tym nieszczęsnym starciu. Jeden z jego kolegów zginął osierocając żonę i trzyletniego synka. Pozostała dwójka wraz z Bogdanem została ranna. Kapral Michał Twardogórski jest w ciężkim stanie, przebywa w afgańskim szpitalu, stracił wiele krwi, plutonowy Leszek Wujkowski operacyjnie miał składaną nogę, nic nie zagraża jego życiu. Nad Bogdanem czuwała Opatrzność. Został najmniej ranny, jedynie ma złamaną rękę, jest posiniaczony i skórę ma obdartą gdzieniegdzie. Jeśli stan zdrowia nie ulegnie pogorszeniu za dwa dni ukochany Anety ma wrócić na polskie ziemie. Mam nadzieję, że to była pierwsza i ostatnia taka misja w jego wykonaniu, bo oboje codziennie drżeli ze strachu czy siebie zobaczą.

Ktoś od rana wydzwania do mnie. Nie patrząc na wyświetlacz odebrałam szybko, byle nie męczyć uszów melodią wydobywającą się z głośnika. Rozemocjonowana odłożyłam telefon na szafkę usiadłam na łóżku i łączyłam w jedną spójną całość co kilka minut temu usłyszałam. Szybko ściągnęłam piżamę, a założyłam filetowe rurki i koszulkę z logiem sponsora i polską flagą, na stopy wciągnęłam trampki, a włosy spięłam w wysokiego kucyka. Cichutko wyszłam z pokoju, by szybko znaleźć się w wynajmowanym przez Bartka. Kurek spał przykryty po sam czubek głowy, gdyby nie nogi wystawiające spoza kołdry można by go było nie dostrzec. Obudziłam go energicznym wpadnięciem na łóżko.
- Gdzie zgubiłeś Piotrka? - zaświergotałam wesoło.
- Nie wiem? Może w łazience, a ty spać nie możesz? - nie otwierając oczu cicho dukał.
- Mogę, ale miałam ważny telefon już z rana. - nie specjalnie przejął się moimi słowami. - Nie jesteś ciekawy kto do mnie dzwonił? - odsunęłam z niego pierzynę próbując szybciej obudzić.
- Jestem, mów.
- Z krajowego banku dawców szpiku.
- Skąd? - po krótkim wytłumaczeniu nagle diametralnie zmienił swe zachowanie z potulnego baranka na rozognionego lwa. Jeszcze nie wiedziałam go tak wściekłego.
                                                                                                                                                 

Cześć :)
Po którymś przeczytaniu tego rozdziału przeze mnie znudził mi się, ale nie mam czasu by diametralnie go zmieniać. Dzisiaj troszkę się rozpiszę.
Od poniedziałku zaczynam pracę, a po miesiącu wolnego mogę mieć trudności z równoczesnym pisaniem, czytaniem, pracą i jakimś życiem. Także przepraszam za wszelkie zaległości (które nawet obecnie posiadam, nie martwcie się wszędzie dotrę). Jak się ogarnę ze wszystkim - będzie dobrze.
Chyba głupio mi, że zrobiłam z tego bloga „Modę na sukces” :/ Wiem, że może to być nudne, może część czyta, bo mnie troszeczkę lubi i tylko dlatego znosi tych bohaterów? Wcieliłam się w małą pesymistkę :) Ale mam jeszcze kilka przygód dla tej ferajny, i je na pewno spiszę, chociażby dla siebie. Jak ktoś będzie miał ochotę to będzie śledził. Początkowo nie zamierzałam pisać takiej ilości epizodów, nie planowałam im takiego życia, wszystko miało się dawno skończyć. 
Chyba wszystko co ważniejsze chciałam napisać, to napisałam w tym długim posłowie.  
Dziękuję wszystkim, którzy są ze mną! Milej się robi, gdy wchodzę, a tam tyle wyświetleń, komentarzy czy wiadomości. 
Mam nadzieję, że zrozumiecie. Miłego tygodnia, ściskam! :*


Dzisiaj zmagania rozpoczęli Resoviacy - pozdrawiam kibiców tej drużyny, a jutro SKRA!  *.*

piątek, 4 października 2013

36.



Od wczoraj mamy istny szpital w Spale. Krzysiek nabawił się lekkiego skręcenia kostki. Po wizycie w szpitalu, zrobieniu krocia badań usztywnili mu nogę i przez kilka najbliższych dni ma się oszczędzać. Łukasz narzeka na mięśnie brzucha, Dzikowi odnowiła się kontuzja stawu biodrowego, Winiarowi plecy, Andrzej też nie ćwiczy w pełnym wymiarze.
Dziś do południa chłopaki spędzą dwie i pół godziny na siłowni, po południu hala. Uwielbiam zawód, który wykonuję, lecz gdy większą część dnia, i do późnego wieczoru przywraca się chłopaków do stanu sprzed zaszczepionego bólu można czuć zmęczenie, a zarazem wielką satysfakcja, że własnymi umiejętnościami, rękami można pomóc reprezentantom Polski, gdzie cały siatkarski świat liczy na jak najlepszy występ swoich ulubieńców. Taki paradoks.
Trener poprosił żebym weszła do składu, który zagra przeciwko sobie na treningu. Kilku chłopaków nie gra, by nie pogorszyć drobnych urazów. Razem ze mną spoza listy zawodników na boisko wchodzi statystyk Oskar, i Maciek. Olek siedzi na krzesełku i ciągle przygląda jak gdyby szukając jakiegoś haka na mnie, a może ja jestem przewrażliwiona na jego punkcie. Ostatnio nasze stosunki są bardzo służbowe, kłótnia wręcz wisi w powietrzu, ale za każdym razem gaszę swoje zapędy, bo nie chcę z moim opiekunem  praktyk wdawać się w jeszcze głębszy konflikt.
Jak na razie rozegraliśmy dwa sety i jesteśmy w remisowym rozrachunku. Chłopaki mimo zmęczenia chcą bawić się nadal, także chwila odpoczynku i zaczynamy set trzeci. Oczywiście nie jest to nijak podobne do setów rozgrywanych podczas meczy, ale to jest trening i umiejętności są przeplatane z dobrą zabawą na którą siatkarze wiedzą kiedy mogą sobie pozwolić.
Nie spodziewałam się, że mogę wykonać tak dobry „atak”, by wybić Kubie palca. Czułam na sobie srogie spojrzenie Bieleckiego,  ale każdy wie, że nie zrobiłam tego specjalnie. Jarosz usiadł na ławce, a ja zajęłam się jego palcem wskazującym. Nie chciałam wracać do dalszej gry, jednak nie udało mi się wymigać. Pokrzepiona słowami otuchy ze strony chłopaków wróciłam na boisko, choć czułam się strasznie głupio. To ja powinnam pomagać im, gdy trapi ich ból, a nie doprowadzać do niego. Trudno, czasu nie cofniemy.
Niestety razem z moimi współgraczami przegrywaliśmy zdecydowanie w tej partii, nasi przeciwnicy mieli już setbola. Zbyszek skacząc do piłki wystawionej przez Fabiana upadł na boisko łapczywie chwytając się siatki. Aleksander natychmiast uklęknął przy nim, ja też momentalnie podbiegłam. Reszta chłopaków stanęła w kółku próbując ogarnąć co się dzieje.
- Boli? - delikatnie ścisnęłam kostkę po ówczesnym ściągnięciu buta i stabilizatora.
- Ała! Julita! - zawył zginając się w pół.
- Chyba nie ma na co czekać, jedziemy z nim do szpitala? - skierowałam swój wzrok na Bieleckiego. Skinął tylko głową i pomógł dojść Zbyszkowi do samochodu. Wzięłam potrzebne papiery jakie musimy mieć będąc z zawodnikami w szpitalu i pognałam do auta. Podczas drogi atakujący syczał i niejednokrotnie rzucał przekleństwami.
- Idź po wózek dla niego, nie ma sensu żeby obciążał jeszcze nogę. - weszłam do szpitala, by znaleźć pojazd, zaraz pielęgniarz przyjechał z wózkiem  na parking. W środku roiło się od ludzi oczekujących na swoją kolej badania. Przerywając ciszę wstałam z zamiarem kupna czarnego napoju.
- Zbyszek, chcesz kawę? - zaproponowałam atakującemu, który czekał na korytarzu  na zdjęcie rentgenowskie dolnej kończyny.
- A kup, tylko z trzema łyżeczkami cukru i mlekiem.
- Panu też? - spytałam Bieleckiego, lecz odmówił.
Wrzuciłam pieniądze do automatu, nacisnęłam kilka przycisków i oczekiwałam na dwa kubki parującej cieczy, w miedzy czasie wystukiwałam paznokciami  zupełnie mi wiadomy rytm na metalowej obudowie maszyny. Kubiak napisał smsa co z jego współlokatorem, a zarazem przyjacielem. Po mojej odpowiedzi również za wiele się nie dowiedział, bo sami oczekiwaliśmy na wyniki. Odpędzałam od siebie myśli, byle to nie było skręcenie kostki trzeciego stopnia wiążące się z zerwaniem wiązadeł, bo wtedy leczenie znacznie się wydłuży, a my nie mamy wiele czasu, gdyż za pasem są Mistrzostwa Europy.
Zdjęcie RTG wykluczyło złamanie, ale nie pomogło w celu ustalenia ostatecznej diagnozy. Lekarz przyjmujący Zbyszka wykonał badanie USG, które daje możliwość oceny stawu skokowego i jego uszkodzeń w czasie rzeczywistym, co jest bardzo ważne przy ocenie wiązadeł.  Zbyszkowa kostka zaczynała już siniec i zrobił się obrzęk.
Na szczęście Zibi tylko naciągnął więzadła. Zalecono obłożenie lodem bolącego miejsca, usztywnienie oraz uniesienie kończyny względem tułowia. Dodatkowo zabiegi fizjoterapeutyczne i około pięciu dni odpoczynku od treningów.
Wieczorem wróciliśmy do ośrodka. Bartman wziął prysznic, unieruchomiłam mu nogę, dałam leki przeciwbólowe i pewnie pójdzie spać. Mimo bólu jaki znosi stać go na uśmiech, prawdziwy walczak z niego.

Za niedługo przyjeżdża do nas Patrycja z Emilką. Obiecałam z Bartkiem Małej, że będzie mogła zobaczyć jak tutaj żyjemy, także słowa dotrzymujemy. W czasie treningu dostałam smsa z informacją, że siostra już jest pod ośrodkiem. Korzystając z chwili wolnego wyszłam po nie na zewnątrz, siadłyśmy na trybunach blisko band obok Zbyszka. Emilka początkowo wstydziła się atakującego chowając swoją buzię w maminych włosach.
- Ty jesteś Emilka? - próbował zagadać Bartman wyczarowując z kieszeni lizaka.
- Kukuję. - Emka instruowana przez matkę zdobyła się na cichutkie podziękowanie. Po krótkim zapoznaniu z zielonookim przezwyciężyła wszelkie opory i nadawała jak najęta.
- To teraz mi powiedz którego wujka bardziej lubisz Bartka czy Zibiego? - kontuzjowany próbował się spoufalać.
- Baltka. - uśmiechnęła się perliście. No cóż, nasz towarzysz nie do końca był pocieszony, ale uznał wyższość kolegi. - A co zlobiłeś w nogę? - jedną ręką wyciągnęła lizaka z buzi, a drugą wskazała na obolałą kończynę siatkarza.
- Emilka, nie wolno być tak ciekawską. - upomniała ją Pati na co Zbyszek machnął ręką dając znak, że nic się nie stało.
- No, bo widzisz. - Zibi w swoim żywiole filozofa. - Idziesz do mnie na kolana? - wyciągnął w jej stronę ręce, jednak Marszałkówna nie skorzystała. - Nie chcesz? Okej. Bo widzisz, jak nie będziesz słuchała mamy i taty, to też będziesz musiała chodzić o kulach jak ja. - Mała posmutniała, podeszła do Patrycji wspinając się jej na kolana.
- Zbyszek, musisz z Sylwią pomyśleć o dzieciach. - skomentowałam cicho jego dobre stosunki z Em.
- Spoko, zaraz po Kurze postaram się o swoje. A ty uważaj, bo ona jest wpatrzona w niego, jeszcze jemu się zachce Kurczątek. - wybuchł głośnym śmiechem zwracając na siebie uwagę.
- Głupek! - pokazałam mu język.

Gdy skończył się trening podeszłam z siostrą i Małą do Bartka. Emila wręczyła wujkowi czekoladki z okazji zbliżających się urodzin.
- Wszystkiego najlepszego. - uśmiechnęła się jak tylko ona potrafi.
- Dziękuję Emilka. - niestety dla Bartka, musiał podzielić się  z resztą chłopaków słodkościami, gdyż pod okiem trenerów nie mógł objadać się taką ilością łakoci.
- Wujek, pobawimy się piłką?
- Jasne, chodź. - wziął Małą za rękę prowadząc w głąb boiska. Część chłopaków została, by odsapnąć po treningu i także dołączyła do Marszałkówny z Kurkiem. Z daleka uroczy widok, jak kilku dryblasów skacze wokół małej dziewczynki rozbawiając ją i siebie do łez śmiechu. Pogadałam chwilę z Patrycją, jednak Aleksander nie mógł znieść, że bezczynnie siedzę, więc wezwał mnie do siebie.
- Pati, uściskaj Kacpra. Widzimy się w Płocku? Do zobaczenia Emilka. - Mała przybiegła uwieszając się przy mojej nodze, zaczęła ronić słone łezki.
- Emila, nie bądź beksa, patrz ile chłopaków patrzy na ciebie. - Patrycja próbowała chronić jej ego, bezskutecznie.
- Niech patszą. - wzięłam ją na ręce, a serce krajało się w poprzek. Chrześniaczka w pewien sposób uzależniła się ode mnie, sama uwielbiam jej towarzystwo. Od kiedy jestem z Bartkiem na pewno mniej czasu z nią przebywam, nie mówiąc już o wakacjach, gdzie spędzam dnie z siatkarzami. Dwulatce jeszcze ciężko zrozumieć pewne fakty czy wytłumaczyć „dlaczego mnie tak długo nie ma”.
- Emilusia, nie płacz. Ciocia ci mówiła, że tutaj pracuje, ale niedługo wróci do domu, a wtedy może nawet na tydzień zamieszkasz ze mną, o ile nie będziesz tęskniła za rodzicami. A chcesz, żeby wujek miał medal? - skinęła główką. - To ja spróbuję mu i jego kolegom pomóc, żeby byli zdrowi, a ty będziesz trzymać kciuki podczas meczy? Teraz jeszcze chwilę poodbijasz piłkę z wujkiem, dobrze?
- Dobsze, a ty pszyjdziesz później?
- Niestety dzisiaj nie. Jutro zadzwonię do ciebie. Pamiętaj, że ciocia nie kłamie nigdy, kocham cię szkrabie. Idź się bawić. - ucałowałam ją w policzek, i oddałam w ręce Bartka. Obecność Patrycji na niewiele się zdała, bo nijak nie przemawiała do Małej. Pomachałam na odchodne idąc do gabinetu pomagać chłopakom.

- Julisia nie śpij. - przyjemne ciepło drażni moje ucho, później szyję.
- Co ty tutaj robisz o wpół do siódmej rano? - przetarłam oczy, jednak Bartek za nic miał moje próby przerwania jego zażartych pocałunków.
- Dziś są moje urodziny.
- Kochanie, wszystkiego najlepszego po raz nie wiem który, ale nie musiałeś mnie już budzić.
- Mam zamiar świętować od rana. - ledwo oderwał się ode mnie, by powiedzieć o swoich zamiarach i po raz kolejny zanurzył swoje usta w moich, zniżając się z krótkimi pocałunkami w rejon ucha, szyi, a dłońmi sprawiał wielką przyjemność. Chciałam coś powiedzieć, lecz nie miałam szans na przerwanie tej walki. - Gdzie masz plasterek? - popatrzył skatowanym wzrokiem aż mi go żal się zrobiło, chciałam zachować powagę, ale z marnym skutkiem.
- Właśnie od 10 minut próbowałam dojść do słowa. - pstryknęłam go w nos, śmiejąc się. - Od dwóch tygodni nie kleję, gdy jesteśmy tutaj nie potrzebuję, a i organizm troszeczkę odpocznie.
- A w weekend to co było?
- W Zakopanym byłeś tak napalony, że nie dało rady ciebie zatrzymać, kupiłam na miejscu w aptece globulki, gdy ty oglądałeś zegarki.
- A teraz?
- Teraz nie mam. Teraz grzecznie wstajesz, idziesz do siebie, ubierasz  w dres i idziemy na śniadanie. - uśmiecham się szeroko, widząc wielki zawód w jego oczach.
- Nie tak miał wyglądać ten poranek. - znowu wsuwa swoją dłoń tam gdzie nie powinien teraz, a zarost przyjemnie drażni mój kark, że muszę się pilnować, by nie dać mu satysfakcji.
- Bartek! Przestań!  Chyba nie chciałeś nic robić tutaj w Spale? Nie zapominaj, że oboje jesteśmy w pracy. Także nie przesadzaj, bo i tak dobrze masz tutaj, reszta chłopków nie ma obok swoich żon czy dziewczyn.
- Julita, Julita… - kręci głową usadawiając się obok.
- Co Bartoszu? Mogę się z tobą troszeczkę poprzytulać w ten urodzinowy poranek.
- Dobre i tyle.

Po skończonych popołudniowych masażach wzięłam się za ogarnięcie gabinetu. Wszelkie rodzaje maści i sprey’ów włożyłam do dwóch plastikowych skrzynek, bandaże elastyczne poskładałam w zależności od szerokości w kilku pudłach, tejpy do oklejania palców osobnym koszyku, a kolorowe kinetejpy do klejenia różnych części ciała w walizce medycznej. Łóżka zabiegowe spryskałam płynem. Właściwie miałam wychodzić, gdy drzwi się otworzyły z racji, że stałam za nimi oberwałam dość mocno, już chciałam puścić wiązankę kuchennych słów na tego, który tak goni, gdy wczołgał się do środka Bartek siadając na łóżku.
- Coś ty zrobił?
- Schyliłem się, bo telefon mi spadł i podnieść już nie mogłem. Błagam, zrób coś.
- Spróbuję. - lekkie dotknięcie powodowało ból, także włączyłam lampę z podczerwienią, by wygrzać obolałe miejsce. Nasmarowałam maścią, a później pomogłam dojść mu do pokoju. Na korytarzu dopadł mnie Aleksander Wielki, informując o natychmiastowym pojawieniu się w gabinecie, gdzie on będzie czekał. Na nic się zdały próby uspokojenia mnie przez Bartka, wręcz przeciwnie, bardziej się nabuzowałam. Niejednokrotnie Kurek chciał zamienić z Bieleckim kilka słów na temat jego reakcji, gdy pomagam przyjmującemu, lecz skutecznie wybijałam mu to z głowy przekonując, że sama sobie poradzę. Jeszcze tego by było trzeba, żeby oni się pokłócili przeze mnie.
- Julita, były pewne zasady. Miałaś nie zajmować się Bartkiem. - rzucał pioruny przez spojrzenie.
- Nie było pana ani Maćka. Miałam go odesłać z kwitkiem? Myślałam, że najważniejsze jest zdrowie reprezentantów.
- To nie myśl tyle. - warknął. O nie! Czy ja zrobiłam coś złego? Chyba normalne, że chciałam pomóc, gdy reprezentantowi coś dolega!
- Przepraszam bardzo! Od dawna miałam zamiar to powiedzieć i w końcu powiem, bo nie mogę pracować w tak toksycznych warunkach. Każdego dnia staram się jak umiem pomagać chłopakom, jednak pan tego nie próbuje docenić, najważniejsze czy przypadkiem nie pomagam dojść do zdrowia Bartkowi. Wiem, że nie jestem równym specjalistą jak pan, nie mam tylu tytułów, certyfikatów, doświadczenia, lecz po to tutaj przyszłam, żeby nauczyć się czegoś nowego, doszkalać, uczyć od najlepszych. Od samego początku nie mogłam uwierzyć, że Polski Związek przyjął moją osobę, szukałam wsparcia w tej decyzji u Bartka, jednak skutecznie mi wyperswadował. Później słyszałam, że to on miał załatwić mi tę pracę sama zaczęłam w to wierzyć ,jeśli tak jest proszę mnie usunąć. Dlaczego pan nie może zrozumieć, że chcę pomagać ludziom? Nieważne czy to ktoś bliski czy obcy. Nie mam w umowie aneksu, że jestem dziewczyną Kurka, i zakazu pomagania, gdy towarzyszy mu ból. Wiem kiedy jest praca i zachowujemy się jak profesjonaliści. Mam wrażenie, iż pan uważa, że każde nasze spotkanie w gabinecie skończy się dzikim seksem? Jestem na tyle poważna, i dorosła, że umiem odróżnić kiedy i jakie relacje mogą nas łączyć. Zawsze pana podziwiałam, i nadal to robię dlatego nie wiem skąd takie nastawienie do mnie? Nie chciałam pana urazić moimi słowami, jeśli to zrobiłam przepraszam. Ma pan całkowitą możność zwolnienia mnie, jeśli tak, przyjmę to z klasą. Przepraszam. Pójdę się spakować.  - łzy coraz bardziej cieśniły się, by znaleźć swoje ujście. W końcu to wyplułam z siebie, co dusiłam od jakiegoś czasu. Cała dygotałam ze zdenerwowania. Z każdym kolejnym słowem wodospad łez spływał z moich policzek, nie panowałam nad emocjami. Po ostatnim wypowiedzianym słowie wybiegłam z pomieszczenia nie słuchając go żebym została. Przez całą moją wypowiedź nie przerywał, nie wykazywał żadnych emocji.  Idąc szybkim tempem do tymczasowego pokoju, który zajmowałam z głową spuszczoną w dół wpadłam na Ziomka. Pytał co się stało, chciał mnie odprowadzić, ale nie chciałam. Zakatarzona spojrzałam na niego załzawionym wzrokiem, przeprosiłam i odeszłam dalej prosząc, by nikomu nie mówił o moim stanie.
Wparowałam do pokoju jak burza, rzuciłam się na łóżko i zaczęłam ryczeć, bo płacz to za małe słowo. Potrzebowałam tego. W głowie kłębiły się różne myśli, a nad wszystkim wiodła prym jedna podstawowa „Co ja temu człowiekowi zrobiłam, że mnie tak nie lubi?”. Pomyślałam, że jutro z rana wrócę do domu, bo teraz po nocy nie będę robić niepotrzebnego zamieszania. Gdy zaczęłam się uspokajać usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Nie ma mnie dla nikogo.  - krzyknęłam zachrypniętym głosem.
- To ja. Wpuść mnie na moment. - Bielecki? Czego chce jeszcze ode mnie? Wystarczająco zatruł mi życie. Zdenerwowana podeszłam do drzwi.
- Proszę. - odsunęłam się. -  Jutro wyjeżdżam. Rano odbiorę od pana papiery. Proszę wpisać, że z mojej przyczyny przerywam praktyki.
- Zaimponowałaś mi. Pomijam fakt, że czuję się jak ostatni cham. Nie spodziewałem się, że aż takie negatywne emocje w tobie budzę. Nie cierpię, gdy nasza sezonowa stażystka jest w bliskich kontaktach z graczem. Przejechałem się kilka lat temu, gdy pozwoliłam takiej być blisko zawodnika. Nie przerywaj. - widział, że chcę coś powiedzieć. - Nikt ci nie załatwiał tej pracy, Bartek jest czysty w tej kwestii. Nie ma mowy o żadnym zwalnianiu i przerywaniu praktyk. Widzimy się jutro na hali. No i już nie rycz. - Aleksander „stalowa twarz” uśmiechnął się! Instynktownie zamknęłam drzwi po jego wyjściu nie wierząc w to, co przed chwilą powiedział.
Zupełnie skołowana położyłam się w łóżku. Długo przewracałam się z boku na bok. Wzięłam telefon, by napisać smsa do Bartka, bo nie mogłam znaleźć sobie miejsca.
Nie obudziłam cię? Jak się czujesz?
Obudził mnie jak i Piotrka dźwięk smsa :) Znacznie lepiej się czuję, a ty czemu o północy nie śpisz?;*
Już idę spać. Przeproś Piotrka za pobudkę. Śpij dobrze, Misiu. Do jutra.
Otrzymałam życzenia dobrej nocy, komórkę odłożyłam na szafkę i rozmyślałam nad tym co wydarzyło się tego wieczoru. Mam zacząć wierzyć w przemianę ludzką? A może Bielecki ma drugą twarz wrażliwego człowieka, której nie pokazuje na zewnątrz? Już nic nie wiem.
                                                                                                                                                           

Witam.
Odpoczęłyście ode mnie? Sorry za to wyżej, nie mam siły poprawiać :(
By nie dać Wam spokoju wpadłam na pomysł nowej historii. Nie wiem skąd taka tematyka u mnie, ale mam nadzieję, że dojdzie do skutku i Wam się spodoba. Nie wiem kiedy start.  

Nadrabiam w miarę możliwości!
Ściskam Was wszystkie mocno! :*