piątek, 25 października 2013

38.



Energicznie wstał i nerwowo zaczął szukać ubrań co rusz potykając się o własne nogi.
- Jak to ty będziesz dawcą?
- Zapisałam się, gdy skończyłam osiemnaście lat do banku dawców.
- No i?!
- No i znalazł się jakiś bliźniak genetyczny, który mnie potrzebuje! - również podniosłam głos, bo nie mogłam znieść jego zachowania.
- I musisz to być akurat ty?
- Bartek, czy ty z kosmosu spadłeś?! Nie słyszałeś nic o przeszczepach szpiku? Tak, muszę być to ja, bo nikt inny tej chorej osobie pomóc nie może.
- Rozumiem jeszcze, żeby komuś z rodziny, ale obcej osobie? - już spokojny Kurek powiedział tekst, którego chyba w ogóle nie przemyślał.
- Chyba się przesłyszałam? Jak może z ciebie być taki egoista?! Czym się różni ktoś z rodziny, a ktoś obcy? Każdy zasługuje na życie. To tak jakby lekarz leczył tylko bliskich, bo co obchodzą go inni pacjenci? - wykrzyczałam i ze łzami w oczach wstałam, żeby opuścić pokój, bo nie mogę go dłużej słuchać. Minęłam się jeszcze z Piotrkiem wychodzącym z łazienki, na pewno słyszał nasza utarczkę słowną, trudno.
Spakowałam wszystkie rzeczy, które przywiozłam z Polski i wyszłam przed hotel oczekując na autokar. Musiał się do mnie przypałętać Nikić nie zdejmując słuchawek udawałam, że go nie słyszę.
- Witaj piękna. - wyciągnął mi z ucha kabelek ze słuchawką. Popatrzyłam od niechcenia na niego.
- Weź się przesuń, bo mi słońce zasłaniasz. - warknęłam zmieniając obraz widzenia. Serb nie zamierzał ustępować, usiadł obok na ławce i próbował swoją słodką gadką coś zdziałać. Nie reagowałam na jego słowne zaczepki czekałam byle chłopaki wyszli z hotelu i byśmy mogli udać się na lotnisko.
- A co ty z wrogami robisz? - zmaterializował się przede mną Bartman, który na nosie miał swoje popularne już okulary przeciwsłoneczne.
- Nic, siedzę. Przepraszam Zbyś, nie mam nastroju do żartów. - klepnęłam go w ramię i weszłam do autobusu który podjechał. Usiadłam z przodu na sąsiednim krześle położyłam plecak, żeby nikt nie chciał się do mnie dosiąść. Chcę sama pokontemplować ze swoimi myślami. Wiem, że dobrze robię pomagając komuś w śmiertelnej chorobie jedynie przykro mi, że Bartek nie może tego zaakceptować. Może zrozumie.

Wylądowaliśmy w tym samym miejscu skąd wyruszaliśmy. Prosto z Poznania jedziemy do Płocka, by przygotować się do ostatniego przystanku jaki czeka chłopaków w tym okresie reprezentacyjnym - Mistrzostw Starego Kontynentu. Ponownie znalazłam odpowiednie miejsce dla siebie z przodu autokaru.
- Możemy pogadać? - wyrwał mnie z amoku myśli Bartek. Popatrzyłam smutnym wzrokiem na również jego nie za wesołe oczy.
- O czym?
- O tym, o co się pokłóciliśmy. - plecak, który był moim towarzyszem w drodze powrotnej położyłam pod krzesłem robiąc Kurkowi miejsce.
- No to słucham, co masz mi do powiedzenia?
- Przepraszam.  - powstała długa, ciężka do zniesienia cisza.
- Okej, przeprosiny nie przyjęte możesz wracać do kolegów. - przeniosłam wzrok na widok za oknem, który z każdym metrem się zmieniał.
- Julita. Nie chcę się z tobą kłócić.
- Ja też, dlatego ci mówię, żebyś wracał do chłopaków. Wybacz mi, ale nie zrezygnuję z tego przeszczepu, chyba że po zrobieniu dodatkowych badań zostanę wykluczona.
- Jest taka możliwość? - wyraźnie się ożywił.
- Tak. Ale nie rób sobie złudnych nadziei, rzadko się zdarza taka ewentualność. Przepraszam cię, ale proszę wróć do chłopaków albo zostań tylko nie kontynuuj tego tematu, bo się możemy dużo bardziej pokłócić. - zamilkł chwytając mnie za dłoń, którą wyrwałam z jego uścisku, by kurczowo ściskać odtwarzacz muzyki i podziwiać przydrożne drzewa.

Po zakwaterowaniu w płockim hotelu postanowiłam poinformować trenera i Aleksandra o telefonie jaki otrzymałam. Przecież nie ukryję przed nimi tego faktu, a jutro powinnam znaleźć się w Łodzi na podstawowych badaniach, które potwierdzą czy w 100% mogę zostać dawcą.
Żaden z tej dwójki nie stworzył problemów wręcz przeciwnie pogratulowali odwagi. Żyjemy w cywilizowanym świecie, siatkarze biorą udział w akcjach charytatywnych, reprezentacja w Herosach, Skra również, inne kluby także w innych, a wielkie zdziwienie moja osobą. Pewnie większość z chłopaków nie jest zapisanych w banku dawców, może w ich rodzinach nie  było przypadku pomocy osobie chorej na białaczkę? Moja mama jest pielęgniarką i dla mnie było oczywistą sprawą zapisać się, nic na tym nie tracę a mogę podarować komuś coś bezcennego. 

Nazajutrz przyjechał po mnie Wiktor. W nocy wrócił z Sycylii, przespał kilka godzin i trasa Pabianice - Płock, by po chwili zmienić kierunek na Płock - Łódź. Wiktor ciągle gadał jak najęty co się u niego działo przez okres od kiedy się nie widzieliśmy, a było to dość dawno. Stwarzałam wrażenie, że go słucham i rozumiem wszystko co mówi,  chociaż miałam ochotę żeby się zamknął i patrzył wyłącznie na jezdnie ewentualnie jeszcze zerkał na gps-a, który przyssany był na przedniej szybie.
- A tobie co? - spytał, gdy nie brałam udziału w jego monologu.
- Nic. Słucham co mówisz.
- Właśnie nie słuchasz. Co się dzieje siostra?
- Wikuś, nie mogę mieć gorszego dnia? Ciśnienie niskie, kawy nie piłam… - broniłam swoich racji.
- Jakoś nie jesteś przekonywująca. - przeniósł dwój badawczy wzrok na mnie.
- Daj spokój. Masz zamiar długo drążyć ten temat?
- Aż się dowiem. Może pokłóciłaś się ze swoim Romeo? Już ja sobie z nim pogadam. - uśmiechnął się sam do siebie.
- Od Bartka to ty się trzymaj daleko ja ciebie bardzo proszę. Cholera, po ojcu jesteś tak dojęty?
- Ja tylko martwię się o moją małą siostrzyczkę. - zaśmiał się.
- Daruj sobie, Wiktor. - obdarzyłam go lodowatym spojrzeniem i zaprzestałam dalszej bezsensownej rozmowie. Po półtoragodzinnej podróży znaleźliśmy się w szpitalu. W dość szybkim tempie zostałam przyjęta, badania wykonane również perfekcyjnie.  Trafiłam na zmianę na której pracowała koleżanka mamy ze studiów. Od czasu do czasu bywa w naszym domu stąd mnie pamięta. Udało mi się wypytać dla kogo miałabym być dawcą, choć nie powinna powiedziała mi, że na przeszczep czeka czteroletni chłopczyk z Suwałk. Prosiła, żebym nikomu nie mówiła, gdyż nie powinnam wiedzieć, bo obowiązuje tajemnica. Zjadłam z Wiktorem na mieście obiad i ruszyliśmy w drogę powrotną do Płocka. Pożegnaliśmy się, ale nie na długo, bo w piątek cała rodzinka pojawia się na meczu.

Cała reprezentacja żyje moją kłótnią z Bartkiem. Na szczęście nie odbija się to na jego grze, wręcz przeciwnie jak widzę jego serwy aż współczuję chłopakom, którzy odbierają piłkę na treningach. Krzysiek stopniowo wraca do lekkich ćwiczeń, noga prawie nie boli, jednak musi uważać i oszczędzać ją o ile to możliwe. Tak kolorowo nie jest już ze zbyszkową kostką. Do ME jeszcze jest kilka dni miejmy nadzieję, że uda się mu pomóc, bo strata zawodnika takiej klasy pokomplikuje koncepcję trenera.
Po popołudniowym treningu na siłowni, w czasie wolnym przebrałam się w dres, by móc pobiegać pół godzinki na bieżni. Zbliżając się do drzwi wejściowych dostrzegam dźwięk muzyki, jak się okazuje sala nie jest pusta, tak jak mi się wydawało.
- Bartek? Co ty tutaj robisz? Macie odpoczynek teraz. - widzę go jak w kącie podnosi hantle.
- Nie jestem zmęczony. - wydyszał nawet nie odwracając się w moja stronę.
- Przestań tak się zachowywać! Nie musisz swojej frustracji wyładowywać na dodatkowych ćwiczeniach i na mnie! Wiesz, że masz problemy z plecami przetrenujesz się i jeszcze złapiesz kontuzję. - nie słuchał mnie wcale, więc podeszłam do niego wyrywając mu z rąk hantle. - Dlaczego mi to robisz? - spytałam ściszonym głosem nie odrywając od niego wzroku.
- Julita, bo się boję o ciebie. Tak bardzo boję.
- Ale mi nic nie będzie. - spanikowana głaszczę jego spoconą twarz.
- Nie wiem. Przemyśl to. - ścisnął moją dłoń, musnął i wyszedł trzaskając drzwiami. Co ja mam jeszcze przemyślać? Wystarczająco dużo razy to zrobiłam i decyzji nie zmienię. Włączyłam bieżnię, początkowo ustawiłam wolne tempo z każdą chwilą zwiększałam szybkość jak i ilość łez kapiących wprost na taśmę. Tak bardzo go kocham, a on tak bardzo nie może zrozumieć mojej decyzji.

Coraz bardziej czuć było klimat zbliżającego się memoriału. Fani nie dawali chłopakom spokojnie przejść od autokaru do hali. Lecz nie ma się czemu dziwić, gdyż tutaj króluje piłka ręczna, także dla wielu kibiców spotkanie reprezentantów w tym miejscu może się prędko nie trafić, bo o ile Orlen Arena zdaje egzamin, tak nie rozgrywane są tutaj spotkania międzynarodowe wysokiej rangi. Może ulegnie to zmianie.

Dzisiaj chłopaki rozpoczynaj zmagania  z holenderską drużyną. Z Bartkiem zaczynamy normalniej rozmawiać, ale chyba tylko dlatego, że żadne z nas nie wraca do tematu przeszczepu. Wspólna praca ma to brzemię, że gdy się pokłócimy nie wpływa to korzystania na pracę jaką wykonujemy, a nie chcę mieć na sumieniu jego niepowodzeń spowodowanych przez moją osobę, gdyż odbija się  to na całej drużynie. Siatkarze ubrani juz w dresy, z torbami na ramieniu i słuchawkami na uszach wychodzą z hotelu, by po kilku minutach znaleźć się pod halą. W szatni ostatnie poprawki, wskazówki trenera i wszyscy wychodzą na boisko, by się rozciągnąć. Ja tradycyjnie spędzę mecz na trybunach w towarzystwie kontuzjowanego Zbyszka  i Krzyśka. Odnajduję mamę, tatę, Wiktora, Maję, Kacpra, Patrycję i Emilkę - moja rodzinka zajmuje połowę rzędu. Witam się z każdym z nich i po krótkiej pogawędce przemycam Emilkę do siebie. W drodze powrotnej na swoje miejsce spotykam Alę, która przyjechała dopingować swojego chłopaka. Emcia jak na małą kibickę przystało ubrana jest w białe legginsy i za dużą koszulkę z nadrukiem Polska, która służy za tunikę, a blond włoski ma spięte w kucyka.  Spotkanie po nerwówce na początku kończy się zasłużonym zwycięstwem naszych chłopków. Następuje oficjalne otwarcie XI Memoriału HJW po oficjalnych przemówieniach tłum kibiców rzuca się na siatkarzy zarówno polskich jak i holenderskich. Emilka mimo wielu prób przebłagania mnie, żeby iść z nią do Bartka nie otrzymuje zgody. Mogłabym na moment podejść z nią do niego, ale jesteśmy w takich stosunkach, że nie chcę. W drodze powrotnej nachodzę na znajome mi osoby i jestem zaskoczona ich obecnością.
- Dzień dobry panie Adamie. Cześć Kuba. - mierzwię włosy chłopaka, a do starszego pana szczerze uśmiecham.
- Witaj Julita. - senior Kurek obdarza mnie tym samym co ja kilka sekund temu jego. Bartek uśmiech odziedziczył w pełni po ojcu i błękitny kolor oczu. Z tych gorszych cech upartość z pewnością po pani Kurkowej. A właśnie Jadwigi to ja nie widzę, poleciała już do synka czy może ja jej nie dostrzegam?
- Dlaczego nie daliście znać, że będziecie?
- Chcieliśmy zrobić niespodziankę.
- To wam się udała. A gdzie pańska żona?
- Tekla? Nie dała rady przyjechać. Wykręciła się ogromem pracy. - roześmiali się obaj mężczyźni. Tak w ogóle Jadwiga - Tekla jest jedyną kobietą jaką znam, która operuje dwoma imionami.  - A co to za dziewczynkę masz?
- To jest Emilka, moja siostrzenica i chrześnica. - Mała zawstydziła się ukrywając główkę w moich rozpuszczonych włosach, a rękami ściskała mnie za szyję.
- Witaj młoda damo. - pan Adam podał rękę Emci.
- A chcesz może Monciaka? - Kuba dał nowej towarzyszce mleczny drink Monte. Marszałkówna oczywiście nie odmówiła, bo jest koneserem tych deserów jeszcze zanim poznałam się z Bartkiem.
- Kuba, jeszcze nie zbrzydły ci te desery?
- No coś ty! Nigdy!
- Idziecie do Bartka? Ja tylko zaprowadzę Emilkę do rodziców i wracam do chłopaków.
- Tak, do zobaczenia później.
Marszałkównę odeskortowałam do rodziny z którą musiałam się już pożegnać. Patrycja z Kacprem wracają dzisiaj do Piotrkowa, rodzice po jutrzejszym meczu, a Wiktor z Mają zostają do końca. Emila jak będzie chciała zostać z dziadkami to pewnie zostanie, tylko czasem zaczyna płakać w nocy za mamą. Mnie się udaje ją jakoś uspokoić, ale babcia z dziadkiem nie bardzo zastąpią jej Patrycję.

W sobotę otrzymałam telefon z łódzkiego szpitala z informacją, że wyniki wyszły prawidłowo. W przyszłym tygodniu mają jeszcze jakieś inne wykonać, ale nazw nie spamiętałam. Na przyszły poniedziałek zaplanowany został zabieg, więc na oddziale powinnam się znaleźć dzień wcześniej. Po memoriale chłopaki dostają dwa dni wolnego, później wracają do Spały, a stamtąd bezpośrednio do Gdańska. Postanowiłam poinformować trenerów i cały sztab, że wraz z zakończeniem memoriału również kończę tę piękną przygodę z reprezentacją.
Wszyscy moi współpracownicy byli bardzo przychylni do mojej prośby. Życzyli mi dużo zdrowia i podziękowali za wszelką pomoc. Bielecki żartobliwie zakończył, że wyjaśniła się zagadka, bo w przypadku awansu Polski do finałów w Kopenhadze musiałby wybrać jednego współpracownika, którego mógłby ze sobą zabrać. Pozostały jeszcze dwie sprawy do załatwienia. Powiedzieć o tym wszystkim Bartkowi i pożegnać z chłopakami.
Żadna nowość jeśli powiem, że Kurek zadowolony nie był. Ale zachowując profesjonalizm nie popadł w żadną furię. W szatni przed ostatnim meczem powiedziałam chłopakom, że się rozstajemy. Aż łza się w oku zakręciła, gdy każdy mnie wyprzytulał i coś miłego szepnął do ucha. Już bardziej ich nie rozkojarzając opuściłam salę i poszłam na trybuny. Po raz ostatni jako członkini sztabu, po raz ostatni w miejscu dla zawodników, po raz ostatni wspólnie z nimi.
Mimo porażki w ostatnim spotkaniu wygraliśmy całą imprezę. Po końcowej dekoracji mogliśmy rozjechać się do swoich domów. Z Bartkiem zapewniliśmy sobie powrót do Bełchatowa z Wiktorem. Zapakowaliśmy się do tyłu z bagażami.  Szybko zasnęliśmy każde odwrócone w przeciwną stronę. Wiktor zostawił nas pod mieszkaniem Bartka,  na jego prośbę. Myślałam, że wymyślił coś, że chce mnie przeprosić za swoje zachowanie, jednak nic z tego.
- Nie będziesz się gniewać, jak pojadę do Wrocławia?
- Jasne, że nie. Kiedy, jutro?
- Nie. Teraz, zaraz. Podwiozę cię pod dom chyba, że chcesz ze mną jechać?
- Nie dam rady, mam załatwienia. Bartek, jest 21 ty chcesz teraz się wybrać w tak daleką podróż? Nie możesz rano?
- Spokojnie, w niecałe trzy godziny powinienem być na miejscu. Nie martw się. - wpakował do małej torby kilka czystych ubrań, wziął klucze do rąk dając znak, żebym i ja wychodziła. Podwiózł mnie pod mój dom wyciągnął walizki wsiadł w samochód rzucił szybkie cześć i pojechał.

A tak poza tym, to wcale nie jest okej, nie jest okej, cześć.
                                                                                                                                                               

Cześć, wracam po krótkiej przerwie. Jestem w trakcie nadrabiania, cierpliwości.
Ściskam :*

 * Twoja dwulicowość -  jeśli ktoś nie był jeszcze, a chciałby tam ze mną być.

9 komentarzy:

  1. nie podoba mi się to. Kurek ośle jeden, nie zachowuj się jak rozkapryszony bachor. To tylko pobór krwi, trochę dłuższy bo dwugodzinny. Nie będą jej ciąc maczetą. Oj grabi sobie ten Kurek, ale oby poszedł po rozum do głowy. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie zrozum w końcu , że ona chce komuś pomóc :) ale nie koniecznie musi być to ktoś z rodziny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale ja nie rozumiem Kurka. Powinien być dumny z Julity, że chce być dawcą szpiku, bo niewiele osób stać na tak poważny krok. A on się jeszcze obraża. Wkurzył mnie, w dodatku na sam koniec powiedział tylko 'cześć' i nic więcej. Co za idiota! Może w tym Wrocławiu przemyśli wszystko i zrozumie. I niech Serb się odczepi od Julity. Łapska przy sobie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zawsze super;) Serdecznie zapraszam na 18 rozdział http://odzawszenazawsze.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. I w tym momencie Kurek kompletnie stracił w moich oczach. Jak można być tak ograniczonym kretynem i wygadywać takie głupoty??!! No i to jego pożegnanie "cześć"?! Co on sobie do cholery wyobraża...? Nie ogarniam jego zachowania i prawdę mówiąc mam nadzieję, że Jutka tak łatwo mu nie odpuści.
    Trzymam mocno kciuki za nią, żeby pobranie przebiegło spokojniei bez powkłań:)
    Misiu! Co do Twojego długaśnego komentarza u mnie - nie przepraszaj mnie za tajie wywody bo ja Cię w 100% rozumiem. A co do kolejnego bloga, to śledź uważnie kolejny rozdział, który pojawi się już niedługo.
    Ściskam mocno! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Odpowiedzi
    1. Przepraszam, mogę się o coś zapytać? Czy byłaby taka możliwość, abym mogła rozszarpać Siuraka na strzępy za jego niewyparzoną gębę i wyczucie? Z góry dziękuję.
      Nie podoba mi się jego zachowanie. Tak jak powiedziała Jutka. Zachowuje się egoistycznie, tyle. A ja tylko jeszcze dodam, że trzymam mocno kciuki, aby po przeszczepie byli szczęśliwi. Zarówno dawczyni jak i chory.

      Całuję, Camilla. :*

      Usuń
  7. nadrobiłam xd
    Ej, Siurak ? czemu tak się boisz ? przecież medycyna poszła na przód, nie ma, aż takiego ryzyka... Ale nie dziwie się, ze się o nią boi...
    Jutka to bardzo szlachetna osóbka - podziwiam. szkoda, że nie ma wielu takich ludzi. tylko garstka, a Jutka jest fikcją,
    świetny rozdział <3
    czekam na nn! <3
    zapraszam też do mnie, bo wróciłam :
    http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/
    love-is-a-contradiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Uff w końcu nadrobiłam :)
    Nie wiem co Ty tak narzekasz na te rozdziały. Jak się nic nie działo jak działo?!
    Po pierwsze to podziwiam Julitę, że zarejestrowała się do bazy dawców szpiku. Ja mimo, że staram się regularnie oddawać krew to jakoś do tego, że zostać dawcą szpiku nie mogę się przekonać. Nie wiem dlaczego tak jest. Jednak powoli dojrzewam do tej decyzji.
    Bartek mimo, że się boi o swoją dziewczynę nie powinien w taki sposób reagować. Nie powinien mówić, że skoro to nie rodzina to lepiej tego nie robić.
    W ogóle między nimi ostatnio jest jakoś inaczej. Bartek niezaspokojony naciska na Julitę jednak umie się w porę wycofać. Julita też ma swoje humorki jak to na kobietę przystało ;)
    W końcu się wyjaśniła sprawa z Bieleckim. Szkoda, że w takiej atmosferze, ale przynajmniej nie ma już niedomówień.
    Przepraszam za tak beznadziejny komentarz, ale po tej przerwie jakoś się nie mogę odnaleźć w tym wszystkim ;/
    Ściskam ;*

    OdpowiedzUsuń