Noc zupełnie nieprzespana przez brak jakiejkolwiek wiadomości ze strony Bartka. Nie mógł, a może nie chciał napisać krótkiego smsa z treścią, że bezpiecznie dotarł? Odchodząc od zmysłów odezwałam się do niego nad ranem. Na odpowiedź przyszło mi czekać do południa, bo jak się dowiedziałam spał i nie słyszał smsa, a w nocy nie chciał mnie budzić. Jasne. Lepiej żebym umierała z niecierpliwości, ale przecież on się troszczył o mój sen…
By nie
tracić dnia szybko wskoczyłam w wygodne, a przyzwoite ubrania w których mogę
jechać do Łodzi, by zapisać się na kontynuację studi magisterskich. Mając swoje
pięć minut w profesjonalnej fizjoterapii nie chciałabym tego zaprzepaścić.
W czasie
drogi powrotnej zrobiłam zakupy, gdyż lodówka wydatnie eksponowała moc swojej
żarówki. Dodatkowo zakupiłam środki
czystości potrzebne do kompletnego wysprzątania domu. Wieczorem dom lśnił,
właściwie to mogłabym przyjąć pod dach alergika uczulonego na najmniejszy kurz,
gdyż z pewnością by nic nie znalazł. Nawet przed perfekcyjną panią domu i
testem białej rękawiczki bym nie poległa. Zmęczona wzięłam prysznic i poszłam spać, byle nie
myśleć o wszelkim złu, które wokół nas się dzieje. Bartek nie odzywa się, ja też pierwsza nie wyciągam
ręki. Nie wiem czy teraz mam traktować nas razem czy osobno? Nie było jakiejś
wielkiej kłótni, ale każde z nas chce coś powiedzieć tylko boi się, by o jedno
słowo za dużo nie padło z jego ust, które przekreśli wszystko co budowaliśmy do
tej pory.
Byłam
przekonana, że po powrocie z Wrocławia przyjedzie do mnie, że rodzice przemówią
mu do rozsądku, lecz chyba się pomyliłam. Z resztą na co ja liczyłam? Że
Jadwiga będzie mnie bronić? Tylko, że ja nic złego nie robię, bo co jest złego
w ratowaniu komuś życia? Owszem zadzwonił, żeby mi powiedzieć, że zabiera się z
Michałem do Spały, że jest zmęczony podróżą i zaraz kładzie się spać. Mam na
tyle honoru, że nie wsiadam w samochód i nie jadę do niego. Nie chce ze mną
rozmawiać, to ja też naprzykrzać się nie będę. Przebrałam się w legginsy,
przedłużaną koszulkę, ciepłą bluzę z kapturem, wygodne buty, do kieszeni
włożyłam odtwarzacz muzyki i uprzednio zamykając dom pobiegłam w stronę parku. Samochody
prawie nie jeżdżą, czasem ktoś na rowerze mnie minie, kilka zakochanych par,
ktoś chyba na imprezę się wybrał jeszcze inny robi nocną sesję zdjęciową, a ja?
Zabijam przeszkadzające w spokojnym egzystowaniu myśli. Siadam na wolnej ławce,
by chwilę odsapnąć. Reguluję oddech, kolana zakładam pod brodę obejmując rękami
i wsłuchuję w słowa piosenki, która doskonale wpasowuje się w moją obecną
sytuację. Na chwilę wyłączam muzykę i patrzę w rozgwieżdżone niebo, w głowię
czuję niespokojny szum z którym nie potrafię wygrać. Z zamyśleń wyrywa mnie
czyjaś dłoń na moim ramieniu, natychmiast się zrywam ze strachu i wołam jego
imię.
- Bartek? -
bo to jego miałam ostatnio na myśli.
- Nie boi
się pani sama siedzieć po nocy?- odzywa się starszy zadbany pan z uśmiechem na
ustach. Nie odpowiadam nic, tylko kiwam przecząco głową. Nie mogę wykrztusić
słowa, ogarnia mnie strach połączony z odrobiną poczucia bezpieczeństwa, że nie
jestem tu sama, bo temu dziadkowi dobrze z oczu patrzy. - Mogę się przysiąść do
pani?
- Tak. -
cichutko dukam, staruszek nie czekając
na moje przyzwolenie siada obok. Siedzimy w ciszy, którą chciałabym przerwać,
ale język mam zakneblowany.
- Co pani
tutaj sama robi? - ciepły głos staruszka znowu ożywił moje uszy. Kiwnęłam
ramionami szukając nieudolnie odpowiedzi.
- To samo co
pan. Siedzę. - spuściłam głowę w dół, założyłam kaptur i dłonią ocierałam
kapiące łzy. Tak bardzo mi Go brakuje, a widziałam go dwa dni temu. Głos
słyszałam zaledwie kilka godzin temu, ale to nie był ten sam wesoły głos, gdy
zapewniał mnie o swoim uczuciu albo opowiadał prozaiczne rzeczy, które robił w
ciągu dnia. W dalszym ciągu patrzyłam przed siebie bez celu w towarzystwie
miłego dziadka.
- Niech pani
nie płacze. Życie nie jest proste, ale trzeba stawić mu czoła. Po każdej burzy
wychodzi słońce. - odwróciłam się w jego
stronę nie zmieniając wyrazu twarzy. -
Taka piękna twarz, a taka smutna.
- Czasem
brakuje tylko jednej osoby, a czujemy się jakby nie było nikogo. Paradoks, nie?
- Dla
miłości nie ma żadnych barier.
- Dlaczego
pan sam tutaj siedzi?
- Bo nie mam
co w domu robić. Wolę tutaj przyjść i popatrzeć na młodych ludzi tętniących
życiem. Wtedy sam dostarczam sobie pozytywnej energii.
- Nigdy pana
tutaj nie spotkałam wcześniej.
- Ja pani
również, a od dwóch lat kilka razy w tygodniu tutaj przychodzę.
- Proszę nie
mówić mi per pani, Julita jestem. - nie wiem dlaczego otworzyłam się przed tym
staruszkiem? Wydawał się miły, ale mógł być jakimś seryjnym mordercą,
złodziejem, gwałcicielem? To, że jest wiekowy nie zwalnia go z pewnych
podejrzeń. Człowiek jest ciągła zagadką. Dowiedziałam się, że pan Józef, bo tak
ma na imię mieszka kilka ulic stąd. Od kiedy zmarła jego żona nie ma co w domu
robić, dzieci ma już dorosłe rozjechały się po różnych częściach Polski. A ja nie miałam okazji widzieć go wcześniej,
bo najzwyczajniej w świecie o takiej porze nie wybierałam się do parku. Życzyłam
starszemu panu spokojnej nocy i pobiegłam w powrotną stronę. Mięśnie
przypomniały o sobie, ciepłą kąpielą chciałam je rozluźnić, jednak jeszcze
bardziej zaczęły doskwierać. Dowlokłam się do łóżka byle tylko szybko zasnąć. Z
tyłu głowy miałam krótkie, a spontaniczne spotkanie ze starszym sąsiadem „po każdej burzy wychodzi słońce” mam
nadzieję, że i u nas tak będzie. Czasem jedna rozmowa z obcą, nieznajomą osobą
może dać znacznie więcej do myślenia niż wszystkie rady bliskich.
Kolejna noc
nieprzespana. Kolejne setki łez pochowane w poduszce. Kolejny dzień zaczynający
się nie tak jak powinien, dlaczego? Przez chory wymysł psychiki i upartość
charakteru. Nie śpię od rana, ale wstaję przed południem. Nie przebieram piżamy
tylko zakładam szlafrok, chusteczki wkładam do bocznej kieszeni, zakładam
kapcie i idę do kuchni, żeby zalać mlekiem płatki kukurydziane. Przenoszę się
do salonu, włączam telewizor i przeskakuję z kanału na kanał nie mogąc znaleźć
odpowiedniego programu. W końcu trafiam na powtórkę meczu ligowego z jego
udziałem. Patrzę jak zahipnotyzowana nawet nie przeżuwając zawartości łyżki,
którą minutę temu włożyłam do buzi. Biorę komórkę do ręki wyświetlacz pokazuje
południe, chłopaki już pewnie są po kontrolnych badaniach jakie im wykonano po
przyjeździe do Spały, wchodzę w spis kontaktów chociaż numer Bartka znam na
pamięć i zastanawiam się czy wcisnąć zieloną słuchawkę? Biję się z myślami,
próbuję je przekrzyczeć, ujarzmić, ale ostatecznie wygrywa rozum z sercem.
Blokuję klawiaturę, a aparat ciskam o fotel. Kładę się na sofie wpatruję w
sufit i ryczę po raz nie wiem który. Nie znalazłby drugiej takiej beksy w
Bełchatowie jak ja. Cholerna duma. Ciężkie chwile przerywa dzwonek do drzwi.
Wstaję na równe nogi, siąkam nos, zapinam szczelnie szlafrok, spoglądam szybko
w lustro czy nie mam zbyt czerwonych oczu i uspokajając niecierpliwego gościa,
że już idę przekręcam klucz.
- Ala? Co ty
tutaj robisz?
- Julita?!
Co tobie się stało? Bartek dopiero rano pojechał, a ty już tak tęsknisz za nim,
że nie zdążyłaś nawet się ubrać? - wypowiada wesoło słowa idąc przede mną do
salonu. Nie wytrzymuję i wybucham niekontrolowanym płaczem. - Jezu, Jutka co
się dzieje? - spanikowana odwraca się mocno mnie tuląc jednocześnie gładząc po
plecach. Opowiadam jej całą historię co chwilę się jąkając. Siedzę w kuchni za
stołem, a Ala robi nam herbatę. Bardziej ja się czuję jak gość u siebie niżeli
moja przyjaciółka, wreszcie kończę swój monolog odrobinę się uspokajając.
Alusia jak zwykle mnie pokrzepia słowami otuchy, usprawiedliwia Bartka w co
ślepo wierzę. W końcu dowiaduję się jaki jest cel jej wizyty. Mamy jechać pomóc
Dagmarze spakować się i przewieźć rzeczy do Bydgoszczy.
Godzinę
później jestem gotowa do wyjścia. W czasie, gdy brałam prysznic Ala posprzątała
po moim śniadaniu połączonym z obiadem. Wróciłam do garderoby po kurtkę, gdyż
aura znacznie przybliżała nas do jesieni, jednak mam nadzieję, że słońce
jeszcze nie raz pokaże swoją moc.
- Cześć
dziewczyny! - uśmiecham się jak najbardziej naturalnie potrafię, by nie
wzbudzać podejrzeń. Ściskam każdą na powitanie.
- Dziękuję,
że przyjechałaś mi pomóc. - szepcze mi do ucha Winiarska. Macham ręką
odwzajemniając uśmiech.
- A gdzie
wasze chłopaki? - pytam o pociechy pani Wlazły i Winiarskiej.
- Maluchy są
z Mariuszem, on dzisiaj robi za opiekunkę całodobową.
- Czyli
pewnie odwiedzą KFC, zrobią zapas słodyczy i wrócą do domu, by grać na
playstation.
- Do tego
zamówią pizze i zostawią bałagan. -zawtórowała żona atakującego Skry.
Popakowałyśmy
ubrania, figurki, gadżety, zabawki Oliwiera, nagrody Miśka i inne rzeczy, które
nie będą potrzebne, by jeszcze kilka dni pomieszkać w Bełchatowie. Włożyłam do
samochodu trzy kartony, dwie walizki i jeszcze dodatkowe pudełko z butami.
- To co
jedziemy? - spytała Tereska.
- Zaraz,
tylko podajcie mi dokładny adres, żebym wiedziała gdzie jechać. - wklepałam w
gps nazwę ulicy i mogłam ruszyć. Zapięłam pasy, włożyłam ulubioną płytę do
odtwarzacza i zamykając korowód włączyłam się do ruchu. Po dojechaniu na
miejsce czekały już na mnie Dagmara, Ala i Paulina.
- Tera
dzwoniła, że dojedzie zaraz, bo chciała jechać na skróty, ale pomyliła ulice.
To co wnosimy? - zleciła gospodyni, przytaknęłyśmy jej głowami i wzięłyśmy się
za wynoszenie pudeł. Wczesnym wieczorem wróciłyśmy do Bełchatowa. Za namową
dziewczyn musiałam się zgodzić na babski wieczór w po części opustoszałym
mieszkaniu Dagi. Nie miałam ochoty na pogaduchy w szerokim gronie, jednak
dziewczyny postawiły mnie przed faktem dokonanym. Nie byłam zwolenniczką picia
czterdziestoprocentowego alkoholu, ale dałam sobie dyspensę. Z każdym kolejnym
kieliszkiem mój humor ulegał zmianom od nienawiści po tęsknotę. Zrobiłyśmy z
dziewczynami wieczór zwierzeń, każda opowiedziała co jej leżało na sercu.
Przyszła kolej na mnie, niechętnie wyrzuciłam, to co ostatnio u mnie się
dzieje. Najpierw spotkałam się z falą podziwu z podjętej decyzji.
- Jeszcze
raz któraś mi powie, że to piękny gest, to nie wiem co wam zrobię!
- No bo to
jest piękne! - przekrzyczała tłum Tereska. - Ale Bartek, to i tak dupek.
- Przestań!
Nie mów tak o nim.
- Sorry
Julita. Wiem, że to twój facet, ale jego
zachowanie jest karygodne. Andrzej tylko spróbował by się tak zachować. -
grzmiała Michalikówna doprowadzając mnie do palpitacji serca.
- Spokój
dziewczyny. - czuwała nad nami Paula.
- On
powinien ją wspierać, być na dobre i złe,
a nie pierwsza kryzysowa sytuacja, a on parodiuje pawia. - Tera nie
pozostawiała suchej nitki na Bartku.
- Ej. -
alkohol w parze z moimi emocjami nie współgrał, gdyż oczy schowały się pod
powłoką słonego płynu. - Przecież ja się z nim nie rozstałam, prawda? -
rozdygotana szukałam wsparcia wśród dziewczyn. Odłożyłam kieliszek na szklany
stół, wzięłam miskę z chipsami wzrok
wbiłam w obraz na ścianie i oparłam o poduszki, które idealnie przylegały do
pleców.
- Jutka,
jasne, że nie! Wszystkie doskonale wiemy, że Bartek cię kocha, tylko chłopak
się pogubił w tym wszystkim. - objęła mnie ramieniem Daga, która siedziała
obok. - Przemyśli, uspokoi się, zmądrzeje i jak ten pies wróci do swojej pani.
- ciepły ton jej głosu od razu wprawiał mnie w jaśniejsze myślenie.
- Posłuchaj
starszych koleżanek ze sporym stażem małżeńskim. - dodała żona Wlazłego. Nie mogąc znieść kolejnych wywodów dziewczyny Andrzeja zaciągnęłam Alę przed posiadłość Winiarskich na uspokajającego papierosa.
Obudziłyśmy
się bez bolących głów, co było dobrym znakiem, bo podobno zgodziłam się pomóc
Teresie w malowaniu nowo wynajętego mieszkania. Wróciłam do siebie, żeby się
przebrać w bardziej robocze ubrania, by po godzinie zameldować się w miejscu
pracy.
Aby nie
siedzieć samej w domu szukałam kolejnych zajęć, które odsunęłyby na bok myśli
tłoczące się w głowie. Tradycyjnie w takich sytuacjach jeździłam do siostry i
chrześniaczki. Ten mały brzdąc nie pozwala się nudzić, jest w takim wieku, że
wszystko ją interesuje, a tego mnie teraz potrzeba - zająć się kimś. Emilka jak
zwykle widząc mnie pokazuje wszystkie nowe zabawki zmuszając do użycia ich. Nie
umknęło uwadze Patrycji moje podenerwowane zachowanie, ominęłam kolejny raz
całą opowiastkę oznajmując tylko o różnicy zdań. Wynegocjowałam również
zabranie Emilii do siebie, Mała na to jak na lato, a przy okazji dam odsapnąć
siostrze od ciągłego zajmowania dzieckiem. Kacper wyjechał na dwutygodniowy
kurs doszkalający, więc Pati będzie miała trochę czasu tylko dla siebie.
Emilka w
drodze powrotnej zasnęła w samochodzie, także nie chcąc jej obudzić delikatnie
przeniosłam ją na rękach do domu. Mały problem miałam ze ściągnięciem
kurteczki, ale z pomocą Marszałkówny udało się. Całe popołudnie spędziłyśmy na
wspólnej zabawie, chciałabym bardzo móc tak beztrosko żyć jak ten maluch,
martwić się jedynie pietruszką w rosole czy brakiem słodyczy za karę, jednak
dorośli tak łatwo nie mają i już mieć nie będą.
Emila jest
rzeczywiście rannym ptaszkiem, bo już przed 7 obudziła się naładowana energią.
Przebrałam ją z piżamy w dres i przygotowałam butelkę mleka. Od rana pytała czy
możemy zadzwonić do Bartka, zbywałam ją jak tylko potrafiłam zajmowałam:
zabawą, wspólnym sprzątaniem, rozwieszaniem prania czy nawet spacerem na
zakupy.
- Ciociu,
kiedy zadzwonisz do wujka? - setny raz zadane to samo pytanie.
- Emcia gotuję
nam obiad, idź się pobaw. - posłusznie opuściła kuchnię z nadzieją, że później zadzwoni, a ja z nadzieją, że
może zapomni. Po obiedzie ja zmywałam naczynia, a Emila była zajęta bajką.
- A teraz
zadzwonisz? - stanęła przede mną.
- Nie! Nie
możemy dzwonić, bo wujek nie ma czasu, jest w pracy. - wrzeszczałam na
bezbronne, niewinne dziecko. Boże, co ja
robię?! Mała stanęła jak wmurowana, chyba nawet przestraszona moim tonem i
rozpłakała w głos roniąc słone łezki. -Emiluś, przepraszam. - wzięłam ją na
ręce próbując uspokoić. Usiadłam z nią na sofie tuląc.
- Nie
kochasz jusz wujka? - blond włoski przykleiły się do policzek mokrych od łez.
- Emilka co
ci przyszło do głowy? Kocham. Ciebie też.
- To czemu
nie zadzwonisz?
- Ech,
dobrze zadzwonimy. Chcesz komórką czy przez komputer?
- Chcem go
widzieć! - klasnęła uśmiechając się przez płacz.
- Dobrze,
tylko już nie płacz. Komputer zaraz się włączy i sprawdzimy czy wujek jest
dostępny. - na szczęście dla Emci był, położyłam laptopa przed nią włączając
przycisk łączenia i szybko ulotniłam się do kuchni, by nie widzieć z nim. Emila
po chwili speszenia nadawała jak najęta. Podsłuchałam fragment jej rozmowy
niekorzystny dla mnie, ale jak to ktoś mądry powiedział - dziecko prawdę ci
powie.
- A wiesz
wujek, że ciocia płakała w nocy. Mówiła, że ząb ją bolał.
- To ty z
nią spałaś?
- Tak. -
Mała zaczęła się śmiać. - Mówiła jeszcze, że cię kocha wujek.
- Powiedz
cioci, że wujek też ją bardzo kocha i tęskni za wami. - na te słowa weszłam w
głąb kuchni nie przysłuchując się dalej, zesunęłam się po zimnych płytkach na
podłogę. Słysząc tuptanie ogarnęłam się, żeby Emila nie rozpoznała chwili mojej
bezsilności.
- Ciocia
płaczesz?
-
Troszeczkę, bo ząbek znowu boli. - uśmiechnęłam się smutno. - I co tam
zadowolona z pogadanki?
- Tak! -
krzyknęła radośnie. - Wujek mówił, że cię kocha tak baldzo, baldzo. - zademonstrowała
mocnym ściśnięciem mojej szyi.
- Wystarczy,
bo mnie udusisz. - zachichotałam. - Głodna jesteś? - ucałowałam ją w malutką
dłońkę. Zrobiłam jej bułkę z szynką i herbatę, a później poszłyśmy na pobliski
plac zabaw. Emila szalała wraz z innymi dziećmi, zaś ja mogłam uspokoić obolałą
głowę czystym powietrzem.
*
Od godziny
jestem pacjentką łódzkiego szpitala. Zaczynam się lekko denerwować, ale nie
mogę zawieść tego chłopca. Nie wycofam się choćby nie wiem co się działo. Pielęgniarki
wykonują co rusz jakieś badania, w ogóle wszyscy biegają wkoło mnie, jakbym to
ja była chora i potrzebowała ciągłej opieki. Wiem, że to zasługa mamy, bo ona z
pewnością ma tutaj koleżanki, które mną się zajmują.
Wieczorem
przyszedł do mnie lekarz robiąc ogólny wywiad, później spełnił swój obowiązek
anestezjolog, ponieważ mój szpik nie będzie pobierany z krwi tylko z kości
biodrowej, więc zabieg wykonuje się w narkozie.
- Po
uśpieniu pani, lekarz Malinowski wraz z profesorem Dudkiem będę stać naprzeciw
siebie i wbiją trzy igły w kość biodrową, którymi pobiorą szpik. - poinstruował
mnie lekarz, lecz dobrze wiedziałam jak taki zabieg ma wyglądać. - Po zabiegu
zostanie pani jedną lub dwie doby na obserwacji w szpitalu.
- Wiem. -
uśmiechnęłam się co mężczyzna odwzajemnił.
- Nastawienie
bardzo optymistyczne, a to klucz do sukcesu. Proszę odpoczywać, do zobaczenia
nazajutrz. - lekarz opuścił salę zostawiając mnie wreszcie samą. Wcześniej były
dziewczyny, rodzice i Wiktor, teraz odpisuję na smsy, które od chłopaków
otrzymałam, wyciszam dźwięki i próbuję zasnąć.
Wczesna
pobudka, mierzenie temperatury, przygotowanie do zabiegu i zostaję przewieziona
na salę operacyjną. Pamiętam jak anestezjolog mówi po kolei co będzie robione, każe
liczyć do dziesięciu później zakłada mi maskę na twarz, a dalej już pustka.
Otwieram
ciężkie powieki, krztuszę własną śliną, wtedy natychmiast podbiega do mnie
pielęgniarka i odpina ode mnie masę kabelków. Idzie po lekarza oddziałowego,
który pyta jak się czuję, czy nie mam reakcji wymiotnych, czy nie oślepia mnie
światło i inne prozaiczne rzeczy na które kiwam przecząco, bo żadna z tych
reakcji mnie nie dotyczy. Przywraca trzeźwe myślenie i pytam czy zabieg się
udał zyskuję informację, że kurier odebrał już szpik.
- Siostro, czy
był może tutaj taki wysoki chłopak? - pytam pielęgniarkę, gdy lekarz opuścił
pomieszczenie.
- Niestety,
żaden chłopak nie pytał o ciebie. - nie wiem na co liczyłam? Że urwie się ze
zgrupowania i jakimś cudem przyjedzie do mnie? Narkoza chyba w pełni nie
przestała działać i myślę irracjonalnie.
Cześć
:* Znowu nawalam. Następny za tydzień, na pewno.
Moja ulubiona
wersja „Nad przepaścią” ♥Będziecie ze mną jeszcze? Ujawnijcie się. Chyba, że tak wiele czasu stracicie… to okej.
Mam u Was niebotyczne zaległości. Wiem. I dotrę wszędzie tam, gdzie byłam do tej pory, Obiecuję.
Miłego tygodnia życzę, bo mój zapowiada się ciężki mimo długiego weekendu.
Ściskam ciepło z coraz zimniejszej Małopolski :*
Edit: nowy rozdział - TWOJA DWULICOWOŚĆ
Kurek, ty świnio. Boże, ci faceci potrafią doprowadzic dziewczynę na skraj rozpaczy (miałam cały październik identyczny jak Julita). Mam nadzieję, że Kurek ogarnie ten swój tyłek i w końcu się odezwie, bo jak narazie to zaprzecza sam sobie (kocham cię, ale nie chcę z tobą byc? Przynajmniej ja mam takie wrażenie). Wystarczy tych nawiasów :p Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŚwietny czekam na nastepny ;-)
OdpowiedzUsuńHeeeej, kolejny świetny rozdział. Jestem co piątek :) i z niecierpliwością czekam na kolejne teksty. Również pozdrawiam z Małopolski ;)
OdpowiedzUsuńCo ten Bartek wyprawia zamiast ją wspierać i być przy niej to chowa głowę w piasek :)
OdpowiedzUsuńKurek to świnia. Kurek to świnia.
OdpowiedzUsuńJak On może doprowadzać Julitę do takiego stanu?!
Czekam na kolejny, Patrycja ;) ;*
Jeny ja tego Kurka nie rozumiem. Zamiast ją wspierać, to on się odwraca. Tym bardziej nawalił, że w ogóle nie przyszedł po zabiegu. Ciekawe, czy go ruszyło chociaż to, co Emilka mu powiedziała, że Julita płakała. Najwidoczniej nic nie ruszyło. Miejmy nadzieję, że jeszcze się ogarnie.
OdpowiedzUsuńJa też będę miała ciężki tydzień, bo nauka na studia :/
Jestem. Czytam. Czekam. Podziwiam. Kocham. <3
OdpowiedzUsuńJestem załamana. Tym, że po pierwsze ledwo co znajduje czas, żeby dotrzeć, jestem przemęczona i jeszcze Kurek mnie tu zdenerwował :'<
OdpowiedzUsuńJa rozumiem, że się bał o Julitę, ale to nie oznacza, że zachowuje się jak świnia i nie raczy nawet być przy niej, jak się obudziła...
Więcej to ja dziś już nie napiszę, bo mi ciśnienie skoczyło i mogłabym być dla tegoż osobnika niemiła...
Pozdrawiam,
Dzuzeppe :*
Jeju jaki tren Kurek jest wkurzający!! udusiłabym noo... mam nadzieję, że w końcu się ogarnie i wszystko wróci do normy. :) po za tym świetne opowiadanie, całuje. :*
OdpowiedzUsuńBartek dalej uparty... Co z tego, że powie Emilce, żeby powiedziała Julicie, że ją kocha? Wiem, że mało prawdopodobne żeby podczas zgrupowania przyjechał do niej przed zabiegiem, ale zadzwonić też by mógł. Korona by z głowy nie spadła. Mam nadzieje, że w następnym rozdziale to on przyleci z kwitami do szpitala i będzie przepraszał, że jest aż taki płytki! ;)
OdpowiedzUsuńBartek Ty kretynie. Uniosłeś się pieprzoną, męską dumą, czy jak?! Tak bardzo nie potrafisz zaakceptować tego, że Jutka jest niesamowitą altruistką?! Że nie myśli tylko o sobie, ale widać, że gdyby mogła, zbawiłaby połowę ludzkości..Typowo męskie zachowanie - widzę czubek własnego nosa i nic, NIC więcej...żal!!!
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że Jutka się obudziła i wszystko z nią dobrze, póki co, zobaczymy co dalej:)
Ściskam mocno Kochana!:**
uwielbiam tego bloga *.*
OdpowiedzUsuńW końcu udało mi się nadrobić, będąc bardzo ciekawa co ten Bartek nawyprawiał. Mam ochotę go trzepnać patelenka od samiutkiej Gesslerowej. Co On sobie wyobraża? Julita poświęca się, by uratować małemu chłopcu życie, a ten zamiast Ją wspierać, strzela sobie głupie fochy... Totalnie zgadzam się z Terką. Bałam się o życie Jutki i boję się nadal, bo zawsze coś może wyniknąć, to mam nadzieję, że będzie dobrze. :-) Oj Emilka, Emilka, Ty przekochane Słoneczko <3 Ostatnio brakuje mi towarzystwa takiego małego brzdąca... :(
OdpowiedzUsuńEj, sama Cię namawiałam do kłótni, ale to mi się nie bardzo podoba. Mam nadzieję, że trochę podroczy się z Bartkiem i tak szybko nie dojdzie do wybaczenia. Niech zrozumie swoje ten idiota.
Ściskam Cię bardzo mocniutko Sobowtórku! :**
Twoja Happcia <3