piątek, 8 listopada 2013

39.




Noc zupełnie nieprzespana przez brak jakiejkolwiek wiadomości ze strony Bartka. Nie mógł, a może nie chciał napisać krótkiego smsa z treścią, że bezpiecznie dotarł? Odchodząc od zmysłów odezwałam się do niego nad ranem. Na odpowiedź przyszło mi czekać do południa, bo jak się dowiedziałam spał i nie słyszał smsa, a w nocy nie chciał mnie budzić. Jasne. Lepiej żebym umierała z niecierpliwości, ale przecież on się troszczył o mój sen…
By nie tracić dnia szybko wskoczyłam w wygodne, a przyzwoite ubrania w których mogę jechać do Łodzi, by zapisać się na kontynuację studi magisterskich. Mając swoje pięć minut w profesjonalnej fizjoterapii nie chciałabym tego zaprzepaścić.
W czasie drogi powrotnej zrobiłam zakupy, gdyż lodówka wydatnie eksponowała moc swojej żarówki.  Dodatkowo zakupiłam środki czystości potrzebne do kompletnego wysprzątania domu. Wieczorem dom lśnił, właściwie to mogłabym przyjąć pod dach alergika uczulonego na najmniejszy kurz, gdyż z pewnością by nic nie znalazł. Nawet przed perfekcyjną panią domu i testem białej rękawiczki bym nie poległa. Zmęczona  wzięłam prysznic i poszłam spać, byle nie myśleć o wszelkim złu, które wokół nas się dzieje.  Bartek nie odzywa się, ja też pierwsza nie wyciągam ręki. Nie wiem czy teraz mam traktować nas razem czy osobno? Nie było jakiejś wielkiej kłótni, ale każde z nas chce coś powiedzieć tylko boi się, by o jedno słowo za dużo nie padło z jego ust, które przekreśli wszystko co budowaliśmy do tej pory.

Byłam przekonana, że po powrocie z Wrocławia przyjedzie do mnie, że rodzice przemówią mu do rozsądku, lecz chyba się pomyliłam. Z resztą na co ja liczyłam? Że Jadwiga będzie mnie bronić? Tylko, że ja nic złego nie robię, bo co jest złego w ratowaniu komuś życia? Owszem zadzwonił, żeby mi powiedzieć, że zabiera się z Michałem do Spały, że jest zmęczony podróżą i zaraz kładzie się spać. Mam na tyle honoru, że nie wsiadam w samochód i nie jadę do niego. Nie chce ze mną rozmawiać, to ja też naprzykrzać się nie będę. Przebrałam się w legginsy, przedłużaną koszulkę, ciepłą bluzę z kapturem, wygodne buty, do kieszeni włożyłam odtwarzacz muzyki i uprzednio zamykając dom pobiegłam w stronę parku. Samochody prawie nie jeżdżą, czasem ktoś na rowerze mnie minie, kilka zakochanych par, ktoś chyba na imprezę się wybrał jeszcze inny robi nocną sesję zdjęciową, a ja? Zabijam przeszkadzające w spokojnym egzystowaniu myśli. Siadam na wolnej ławce, by chwilę odsapnąć. Reguluję oddech, kolana zakładam pod brodę obejmując rękami i wsłuchuję w słowa piosenki, która doskonale wpasowuje się w moją obecną sytuację. Na chwilę wyłączam muzykę i patrzę w rozgwieżdżone niebo, w głowię czuję niespokojny szum z którym nie potrafię wygrać. Z zamyśleń wyrywa mnie czyjaś dłoń na moim ramieniu, natychmiast się zrywam ze strachu i wołam jego imię.
- Bartek? - bo to jego miałam ostatnio na myśli.
- Nie boi się pani sama siedzieć po nocy?- odzywa się starszy zadbany pan z uśmiechem na ustach. Nie odpowiadam nic, tylko kiwam przecząco głową. Nie mogę wykrztusić słowa, ogarnia mnie strach połączony z odrobiną poczucia bezpieczeństwa, że nie jestem tu sama, bo temu dziadkowi dobrze z oczu patrzy. - Mogę się przysiąść do pani?
- Tak. - cichutko dukam,  staruszek nie czekając na moje przyzwolenie siada obok. Siedzimy w ciszy, którą chciałabym przerwać, ale język mam zakneblowany.
- Co pani tutaj sama robi? - ciepły głos staruszka znowu ożywił moje uszy. Kiwnęłam ramionami szukając nieudolnie odpowiedzi.
- To samo co pan. Siedzę. - spuściłam głowę w dół, założyłam kaptur i dłonią ocierałam kapiące łzy. Tak bardzo mi Go brakuje, a widziałam go dwa dni temu. Głos słyszałam zaledwie kilka godzin temu, ale to nie był ten sam wesoły głos, gdy zapewniał mnie o swoim uczuciu albo opowiadał prozaiczne rzeczy, które robił w ciągu dnia. W dalszym ciągu patrzyłam przed siebie bez celu w towarzystwie miłego dziadka.   
- Niech pani nie płacze. Życie nie jest proste, ale trzeba stawić mu czoła. Po każdej burzy wychodzi słońce.  - odwróciłam się w jego stronę nie zmieniając wyrazu twarzy.  - Taka piękna twarz, a taka smutna.
- Czasem brakuje tylko jednej osoby, a czujemy się jakby nie było nikogo. Paradoks, nie?
- Dla miłości nie ma żadnych barier.
- Dlaczego pan sam tutaj siedzi?
- Bo nie mam co w domu robić. Wolę tutaj przyjść i popatrzeć na młodych ludzi tętniących życiem. Wtedy sam dostarczam sobie pozytywnej energii.
- Nigdy pana tutaj nie spotkałam wcześniej.
- Ja pani również, a od dwóch lat kilka razy w tygodniu tutaj przychodzę.
- Proszę nie mówić mi per pani, Julita jestem. - nie wiem dlaczego otworzyłam się przed tym staruszkiem? Wydawał się miły, ale mógł być jakimś seryjnym mordercą, złodziejem, gwałcicielem? To, że jest wiekowy nie zwalnia go z pewnych podejrzeń. Człowiek jest ciągła zagadką. Dowiedziałam się, że pan Józef, bo tak ma na imię mieszka kilka ulic stąd. Od kiedy zmarła jego żona nie ma co w domu robić, dzieci ma już dorosłe rozjechały się po różnych częściach Polski.  A ja nie miałam okazji widzieć go wcześniej, bo najzwyczajniej w świecie o takiej porze nie wybierałam się do parku. Życzyłam starszemu panu spokojnej nocy i pobiegłam w powrotną stronę. Mięśnie przypomniały o sobie, ciepłą kąpielą chciałam je rozluźnić, jednak jeszcze bardziej zaczęły doskwierać. Dowlokłam się do łóżka byle tylko szybko zasnąć. Z tyłu głowy miałam krótkie, a spontaniczne spotkanie ze starszym sąsiadem „po każdej burzy wychodzi słońce” mam nadzieję, że i u nas tak będzie. Czasem jedna rozmowa z obcą, nieznajomą osobą może dać znacznie więcej do myślenia niż wszystkie rady bliskich.
Kolejna noc nieprzespana. Kolejne setki łez pochowane w poduszce. Kolejny dzień zaczynający się nie tak jak powinien, dlaczego? Przez chory wymysł psychiki i upartość charakteru. Nie śpię od rana, ale wstaję przed południem. Nie przebieram piżamy tylko zakładam szlafrok, chusteczki wkładam do bocznej kieszeni, zakładam kapcie i idę do kuchni, żeby zalać mlekiem płatki kukurydziane. Przenoszę się do salonu, włączam telewizor i przeskakuję z kanału na kanał nie mogąc znaleźć odpowiedniego programu. W końcu trafiam na powtórkę meczu ligowego z jego udziałem. Patrzę jak zahipnotyzowana nawet nie przeżuwając zawartości łyżki, którą minutę temu włożyłam do buzi. Biorę komórkę do ręki wyświetlacz pokazuje południe, chłopaki już pewnie są po kontrolnych badaniach jakie im wykonano po przyjeździe do Spały, wchodzę w spis kontaktów chociaż numer Bartka znam na pamięć i zastanawiam się czy wcisnąć zieloną słuchawkę? Biję się z myślami, próbuję je przekrzyczeć, ujarzmić, ale ostatecznie wygrywa rozum z sercem. Blokuję klawiaturę, a aparat ciskam o fotel. Kładę się na sofie wpatruję w sufit i ryczę po raz nie wiem który. Nie znalazłby drugiej takiej beksy w Bełchatowie jak ja. Cholerna duma. Ciężkie chwile przerywa dzwonek do drzwi. Wstaję na równe nogi, siąkam nos, zapinam szczelnie szlafrok, spoglądam szybko w lustro czy nie mam zbyt czerwonych oczu i uspokajając niecierpliwego gościa, że już idę przekręcam klucz.
- Ala? Co ty tutaj robisz?
- Julita?! Co tobie się stało? Bartek dopiero rano pojechał, a ty już tak tęsknisz za nim, że nie zdążyłaś nawet się ubrać? - wypowiada wesoło słowa idąc przede mną do salonu. Nie wytrzymuję i wybucham niekontrolowanym płaczem. - Jezu, Jutka co się dzieje? - spanikowana odwraca się mocno mnie tuląc jednocześnie gładząc po plecach. Opowiadam jej całą historię co chwilę się jąkając. Siedzę w kuchni za stołem, a Ala robi nam herbatę. Bardziej ja się czuję jak gość u siebie niżeli moja przyjaciółka, wreszcie kończę swój monolog odrobinę się uspokajając. Alusia jak zwykle mnie pokrzepia słowami otuchy, usprawiedliwia Bartka w co ślepo wierzę. W końcu dowiaduję się jaki jest cel jej wizyty. Mamy jechać pomóc Dagmarze spakować się i przewieźć rzeczy do Bydgoszczy.

Godzinę później jestem gotowa do wyjścia. W czasie, gdy brałam prysznic Ala posprzątała po moim śniadaniu połączonym z obiadem. Wróciłam do garderoby po kurtkę, gdyż aura znacznie przybliżała nas do jesieni, jednak mam nadzieję, że słońce jeszcze nie raz pokaże swoją moc.
- Cześć dziewczyny! - uśmiecham się jak najbardziej naturalnie potrafię, by nie wzbudzać podejrzeń. Ściskam każdą na powitanie.
- Dziękuję, że przyjechałaś mi pomóc. - szepcze mi do ucha Winiarska. Macham ręką odwzajemniając uśmiech.
- A gdzie wasze chłopaki? - pytam o pociechy pani Wlazły i Winiarskiej.
- Maluchy są z Mariuszem, on dzisiaj robi za opiekunkę całodobową.
- Czyli pewnie odwiedzą KFC, zrobią zapas słodyczy i wrócą do domu, by grać na playstation.
- Do tego zamówią pizze i zostawią bałagan. -zawtórowała żona atakującego Skry.
Popakowałyśmy ubrania, figurki, gadżety, zabawki Oliwiera, nagrody Miśka i inne rzeczy, które nie będą potrzebne, by jeszcze kilka dni pomieszkać w Bełchatowie. Włożyłam do samochodu trzy kartony, dwie walizki i jeszcze dodatkowe pudełko z butami.
- To co jedziemy? - spytała Tereska.
- Zaraz, tylko podajcie mi dokładny adres, żebym wiedziała gdzie jechać. - wklepałam w gps nazwę ulicy i mogłam ruszyć. Zapięłam pasy, włożyłam ulubioną płytę do odtwarzacza i zamykając korowód włączyłam się do ruchu. Po dojechaniu na miejsce czekały już na mnie Dagmara, Ala i Paulina.
- Tera dzwoniła, że dojedzie zaraz, bo chciała jechać na skróty, ale pomyliła ulice. To co wnosimy? - zleciła gospodyni, przytaknęłyśmy jej głowami i wzięłyśmy się za wynoszenie pudeł. Wczesnym wieczorem wróciłyśmy do Bełchatowa. Za namową dziewczyn musiałam się zgodzić na babski wieczór w po części opustoszałym mieszkaniu Dagi. Nie miałam ochoty na pogaduchy w szerokim gronie, jednak dziewczyny postawiły mnie przed faktem dokonanym. Nie byłam zwolenniczką picia czterdziestoprocentowego alkoholu, ale dałam sobie dyspensę. Z każdym kolejnym kieliszkiem mój humor ulegał zmianom od nienawiści po tęsknotę. Zrobiłyśmy z dziewczynami wieczór zwierzeń, każda opowiedziała co jej leżało na sercu. Przyszła kolej na mnie, niechętnie wyrzuciłam, to co ostatnio u mnie się dzieje. Najpierw spotkałam się z falą podziwu z podjętej decyzji.
- Jeszcze raz któraś mi powie, że to piękny gest, to nie wiem co wam zrobię!
- No bo to jest piękne! - przekrzyczała tłum Tereska. - Ale Bartek, to i tak dupek.
- Przestań! Nie mów tak o nim.
- Sorry Julita. Wiem,  że to twój facet, ale jego zachowanie jest karygodne. Andrzej tylko spróbował by się tak zachować. - grzmiała Michalikówna doprowadzając mnie do palpitacji serca.
- Spokój dziewczyny. - czuwała nad nami Paula.
- On powinien ją wspierać, być na dobre i złe,  a nie pierwsza kryzysowa sytuacja, a on parodiuje pawia. - Tera nie pozostawiała suchej nitki na Bartku.
- Ej. - alkohol w parze z moimi emocjami nie współgrał, gdyż oczy schowały się pod powłoką słonego płynu. - Przecież ja się z nim nie rozstałam, prawda? - rozdygotana szukałam wsparcia wśród dziewczyn. Odłożyłam kieliszek na szklany stół, wzięłam miskę z chipsami  wzrok wbiłam w obraz na ścianie i oparłam o poduszki, które idealnie przylegały do pleców.
- Jutka, jasne, że nie! Wszystkie doskonale wiemy, że Bartek cię kocha, tylko chłopak się pogubił w tym wszystkim. - objęła mnie ramieniem Daga, która siedziała obok. - Przemyśli, uspokoi się, zmądrzeje i jak ten pies wróci do swojej pani. - ciepły ton jej głosu od razu wprawiał mnie w jaśniejsze myślenie.
- Posłuchaj starszych koleżanek ze sporym stażem małżeńskim. - dodała żona Wlazłego. Nie mogąc znieść kolejnych wywodów dziewczyny Andrzeja zaciągnęłam Alę przed posiadłość Winiarskich na uspokajającego papierosa.
Obudziłyśmy się bez bolących głów, co było dobrym znakiem, bo podobno zgodziłam się pomóc Teresie w malowaniu nowo wynajętego mieszkania. Wróciłam do siebie, żeby się przebrać w bardziej robocze ubrania, by po godzinie zameldować się w miejscu pracy.

Aby nie siedzieć samej w domu szukałam kolejnych zajęć, które odsunęłyby na bok myśli tłoczące się w głowie. Tradycyjnie w takich sytuacjach jeździłam do siostry i chrześniaczki. Ten mały brzdąc nie pozwala się nudzić, jest w takim wieku, że wszystko ją interesuje, a tego mnie teraz potrzeba - zająć się kimś. Emilka jak zwykle widząc mnie pokazuje wszystkie nowe zabawki zmuszając do użycia ich. Nie umknęło uwadze Patrycji moje podenerwowane zachowanie, ominęłam kolejny raz całą opowiastkę oznajmując tylko o różnicy zdań. Wynegocjowałam również zabranie Emilii do siebie, Mała na to jak na lato, a przy okazji dam odsapnąć siostrze od ciągłego zajmowania dzieckiem. Kacper wyjechał na dwutygodniowy kurs doszkalający, więc Pati będzie miała trochę czasu tylko dla siebie.
Emilka w drodze powrotnej zasnęła w samochodzie, także nie chcąc jej obudzić delikatnie przeniosłam ją na rękach do domu. Mały problem miałam ze ściągnięciem kurteczki, ale z pomocą Marszałkówny udało się. Całe popołudnie spędziłyśmy na wspólnej zabawie, chciałabym bardzo móc tak beztrosko żyć jak ten maluch, martwić się jedynie pietruszką w rosole czy brakiem słodyczy za karę, jednak dorośli tak łatwo nie mają i już mieć nie będą.
Emila jest rzeczywiście rannym ptaszkiem, bo już przed 7 obudziła się naładowana energią. Przebrałam ją z piżamy w dres i przygotowałam butelkę mleka. Od rana pytała czy możemy zadzwonić do Bartka, zbywałam ją jak tylko potrafiłam zajmowałam: zabawą, wspólnym sprzątaniem, rozwieszaniem prania czy nawet spacerem na zakupy.
- Ciociu, kiedy zadzwonisz do wujka? - setny raz zadane to samo pytanie.
- Emcia gotuję nam obiad, idź się pobaw. - posłusznie opuściła kuchnię z nadzieją, że później zadzwoni, a ja z nadzieją, że może zapomni. Po obiedzie ja zmywałam naczynia, a Emila była zajęta bajką.
- A teraz zadzwonisz? - stanęła przede mną.
- Nie! Nie możemy dzwonić, bo wujek nie ma czasu, jest w pracy. - wrzeszczałam na bezbronne, niewinne dziecko. Boże, co ja robię?! Mała stanęła jak wmurowana, chyba nawet przestraszona moim tonem i rozpłakała w głos roniąc słone łezki. -Emiluś, przepraszam. - wzięłam ją na ręce próbując uspokoić. Usiadłam z nią na sofie tuląc.
- Nie kochasz jusz wujka? - blond włoski przykleiły się do policzek mokrych od łez.
- Emilka co ci przyszło do głowy? Kocham. Ciebie też.
- To czemu nie zadzwonisz?
- Ech, dobrze zadzwonimy. Chcesz komórką czy przez komputer?
- Chcem go widzieć! - klasnęła uśmiechając się przez płacz.
- Dobrze, tylko już nie płacz. Komputer zaraz się włączy i sprawdzimy czy wujek jest dostępny. - na szczęście dla Emci był, położyłam laptopa przed nią włączając przycisk łączenia i szybko ulotniłam się do kuchni, by nie widzieć z nim. Emila po chwili speszenia nadawała jak najęta. Podsłuchałam fragment jej rozmowy niekorzystny dla mnie, ale jak to ktoś mądry powiedział - dziecko prawdę ci powie.
- A wiesz wujek, że ciocia płakała w nocy. Mówiła, że ząb ją bolał.
- To ty z nią spałaś?
- Tak. - Mała zaczęła się śmiać. - Mówiła jeszcze, że cię kocha wujek.
- Powiedz cioci, że wujek też ją bardzo kocha i tęskni za wami. - na te słowa weszłam w głąb kuchni nie przysłuchując się dalej, zesunęłam się po zimnych płytkach na podłogę. Słysząc tuptanie ogarnęłam się, żeby Emila nie rozpoznała chwili mojej bezsilności.
- Ciocia płaczesz?
- Troszeczkę, bo ząbek znowu boli. - uśmiechnęłam się smutno. - I co tam zadowolona z pogadanki?
- Tak! - krzyknęła radośnie. - Wujek mówił, że cię kocha tak baldzo, baldzo. - zademonstrowała mocnym ściśnięciem mojej szyi.
- Wystarczy, bo mnie udusisz. - zachichotałam. - Głodna jesteś? - ucałowałam ją w malutką dłońkę. Zrobiłam jej bułkę z szynką i herbatę, a później poszłyśmy na pobliski plac zabaw. Emila szalała wraz z innymi dziećmi, zaś ja mogłam uspokoić obolałą głowę czystym powietrzem.

*

Od godziny jestem pacjentką łódzkiego szpitala. Zaczynam się lekko denerwować, ale nie mogę zawieść tego chłopca. Nie wycofam się choćby nie wiem co się działo. Pielęgniarki wykonują co rusz jakieś badania, w ogóle wszyscy biegają wkoło mnie, jakbym to ja była chora i potrzebowała ciągłej opieki. Wiem, że to zasługa mamy, bo ona z pewnością ma tutaj koleżanki, które mną się zajmują.
Wieczorem przyszedł do mnie lekarz robiąc ogólny wywiad, później spełnił swój obowiązek anestezjolog, ponieważ mój szpik nie będzie pobierany z krwi tylko z kości biodrowej, więc zabieg wykonuje się w narkozie.
- Po uśpieniu pani, lekarz Malinowski wraz z profesorem Dudkiem będę stać naprzeciw siebie i wbiją trzy igły w kość biodrową, którymi pobiorą szpik. - poinstruował mnie lekarz, lecz dobrze wiedziałam jak taki zabieg ma wyglądać. - Po zabiegu zostanie pani jedną lub dwie doby na obserwacji w szpitalu.
- Wiem. - uśmiechnęłam się co mężczyzna odwzajemnił.
- Nastawienie bardzo optymistyczne, a to klucz do sukcesu. Proszę odpoczywać, do zobaczenia nazajutrz. - lekarz opuścił salę zostawiając mnie wreszcie samą. Wcześniej były dziewczyny, rodzice i Wiktor, teraz odpisuję na smsy, które od chłopaków otrzymałam, wyciszam dźwięki i próbuję zasnąć.
Wczesna pobudka, mierzenie temperatury, przygotowanie do zabiegu i zostaję przewieziona na salę operacyjną. Pamiętam jak anestezjolog mówi po kolei co będzie robione, każe liczyć do dziesięciu później zakłada mi maskę na twarz, a dalej już pustka.

Otwieram ciężkie powieki, krztuszę własną śliną, wtedy natychmiast podbiega do mnie pielęgniarka i odpina ode mnie masę kabelków. Idzie po lekarza oddziałowego, który pyta jak się czuję, czy nie mam reakcji wymiotnych, czy nie oślepia mnie światło i inne prozaiczne rzeczy na które kiwam przecząco, bo żadna z tych reakcji mnie nie dotyczy. Przywraca trzeźwe myślenie i pytam czy zabieg się udał zyskuję informację, że kurier odebrał już szpik.
- Siostro, czy był może tutaj taki wysoki chłopak? - pytam pielęgniarkę, gdy lekarz opuścił pomieszczenie.
- Niestety, żaden chłopak nie pytał o ciebie. - nie wiem na co liczyłam? Że urwie się ze zgrupowania i jakimś cudem przyjedzie do mnie? Narkoza chyba w pełni nie przestała działać i myślę irracjonalnie. 
                                                                                                                                                               

Cześć :*     Znowu nawalamNastępny za tydzień, na pewno.
Moja ulubiona wersja „Nad przepaścią”
Będziecie ze mną jeszcze?  Ujawnijcie się. Chyba, że tak wiele czasu stracicie… to okej.
Mam u Was niebotyczne zaległości. Wiem. I dotrę wszędzie tam, gdzie byłam do tej pory, Obiecuję.
Miłego tygodnia życzę, bo mój zapowiada się ciężki mimo długiego weekendu.
Ściskam ciepło z coraz zimniejszej Małopolski :*
Edit: nowy rozdział - TWOJA DWULICOWOŚĆ

13 komentarzy:

  1. Kurek, ty świnio. Boże, ci faceci potrafią doprowadzic dziewczynę na skraj rozpaczy (miałam cały październik identyczny jak Julita). Mam nadzieję, że Kurek ogarnie ten swój tyłek i w końcu się odezwie, bo jak narazie to zaprzecza sam sobie (kocham cię, ale nie chcę z tobą byc? Przynajmniej ja mam takie wrażenie). Wystarczy tych nawiasów :p Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny czekam na nastepny ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Heeeej, kolejny świetny rozdział. Jestem co piątek :) i z niecierpliwością czekam na kolejne teksty. Również pozdrawiam z Małopolski ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Co ten Bartek wyprawia zamiast ją wspierać i być przy niej to chowa głowę w piasek :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurek to świnia. Kurek to świnia.
    Jak On może doprowadzać Julitę do takiego stanu?!

    Czekam na kolejny, Patrycja ;) ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeny ja tego Kurka nie rozumiem. Zamiast ją wspierać, to on się odwraca. Tym bardziej nawalił, że w ogóle nie przyszedł po zabiegu. Ciekawe, czy go ruszyło chociaż to, co Emilka mu powiedziała, że Julita płakała. Najwidoczniej nic nie ruszyło. Miejmy nadzieję, że jeszcze się ogarnie.
    Ja też będę miała ciężki tydzień, bo nauka na studia :/

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem. Czytam. Czekam. Podziwiam. Kocham. <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem załamana. Tym, że po pierwsze ledwo co znajduje czas, żeby dotrzeć, jestem przemęczona i jeszcze Kurek mnie tu zdenerwował :'<
    Ja rozumiem, że się bał o Julitę, ale to nie oznacza, że zachowuje się jak świnia i nie raczy nawet być przy niej, jak się obudziła...
    Więcej to ja dziś już nie napiszę, bo mi ciśnienie skoczyło i mogłabym być dla tegoż osobnika niemiła...
    Pozdrawiam,
    Dzuzeppe :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeju jaki tren Kurek jest wkurzający!! udusiłabym noo... mam nadzieję, że w końcu się ogarnie i wszystko wróci do normy. :) po za tym świetne opowiadanie, całuje. :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Bartek dalej uparty... Co z tego, że powie Emilce, żeby powiedziała Julicie, że ją kocha? Wiem, że mało prawdopodobne żeby podczas zgrupowania przyjechał do niej przed zabiegiem, ale zadzwonić też by mógł. Korona by z głowy nie spadła. Mam nadzieje, że w następnym rozdziale to on przyleci z kwitami do szpitala i będzie przepraszał, że jest aż taki płytki! ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Bartek Ty kretynie. Uniosłeś się pieprzoną, męską dumą, czy jak?! Tak bardzo nie potrafisz zaakceptować tego, że Jutka jest niesamowitą altruistką?! Że nie myśli tylko o sobie, ale widać, że gdyby mogła, zbawiłaby połowę ludzkości..Typowo męskie zachowanie - widzę czubek własnego nosa i nic, NIC więcej...żal!!!
    Bardzo się cieszę, że Jutka się obudziła i wszystko z nią dobrze, póki co, zobaczymy co dalej:)
    Ściskam mocno Kochana!:**

    OdpowiedzUsuń
  12. W końcu udało mi się nadrobić, będąc bardzo ciekawa co ten Bartek nawyprawiał. Mam ochotę go trzepnać patelenka od samiutkiej Gesslerowej. Co On sobie wyobraża? Julita poświęca się, by uratować małemu chłopcu życie, a ten zamiast Ją wspierać, strzela sobie głupie fochy... Totalnie zgadzam się z Terką. Bałam się o życie Jutki i boję się nadal, bo zawsze coś może wyniknąć, to mam nadzieję, że będzie dobrze. :-) Oj Emilka, Emilka, Ty przekochane Słoneczko <3 Ostatnio brakuje mi towarzystwa takiego małego brzdąca... :(
    Ej, sama Cię namawiałam do kłótni, ale to mi się nie bardzo podoba. Mam nadzieję, że trochę podroczy się z Bartkiem i tak szybko nie dojdzie do wybaczenia. Niech zrozumie swoje ten idiota.
    Ściskam Cię bardzo mocniutko Sobowtórku! :**
    Twoja Happcia <3

    OdpowiedzUsuń