piątek, 22 listopada 2013

41.



Wolny dzień między spotkaniami siatkarze wykorzystują na poznanie rywala barażowego, a resztę dnia mają wole. Większość z nich spędza czas z bliskimi, którzy są w Gdańsku, a kilku chłopaków odpoczywa, relaksuje się czy po prostu chce pobyć samych. Ala jakąś godzinę temu wyszła z pokoju na spotkanie z Pawelcem. Szykowała się już od rana nie dając mi spać. Nie wiem po co robiła loki, żeby wyjść na wietrzną pogodę, ale początki zawsze takie są. Chyba? Bo ja nie pamiętam, żebym nadmiernie przesadzała z ubiorem czy uczesaniem na spotkanie z Bartkiem. Wzięłam długi prysznic, wysuszyłam włosy, ubrałam się wygodnie oczekując na Alę, ponieważ miałyśmy iść na miasto zwiedzić Rynek. Randka trwa w najlepsze ani widu ani słychu za tą dwójką. Wyciągnęłam z walizki reprezentacyjną bluzę w której mam zamiar się pysznić wśród przechodniów i sama ruszyłam na podbój gdańskiego deptaku czy Neptuna. W drzwiach motelu zderzyłam się z Bartkiem.
- Co tutaj robisz? - uśmiecham się rozmasowując głowę.
- Przyszedłem po ciebie.
- Porywasz mnie?
- Dokładnie tak. - chwyta mnie za rękę wyprowadzając z budynku. Kroczymy przed siebie zbliżając się na plażę. Ani na moment nie zamykamy ust, ciągle mamy coś do powiedzenia. Bartek rozśmieszał mnie głupimi minami czy zmianami głosu wcielając się w Kaczora Donalda, Skubiego albo Ważniaka ze Smerfów. Spędziliśmy miło czas na jednej z ławek gdańskiej plaży mimo, że pogoda nie rozpieszczała, gdyż wiał wiatr, a temperatura nie przekraczała piętnastu kresek. Wróciliśmy spacerkiem pod budynek dotychczasowej stacji, w której zatrzymałam się z Alą.
- I pamiętaj kim jesteś? - zaplatam ręce za jego plecami.
- Jestem zwycięzcą. - śmieje się, by po chwili skraść całusa.

Dochodzi 19.10 siedzę gotowa do wyjścia na łóżku przeglądając gazetę, a moja przyjaciółka utknęła w łazience. Polska reprezentacja gra dzisiaj ważne spotkanie z nie byle jakim przeciwnikiem, lecz jestem spokojna o wynik. Wiem, że ciężko pracowali podczas zgrupowań i jestem przekonana, że pokażą swą siłę.
- Ala, jeśli za dwie minuty nie wyjdziesz, to idę sama!
- No już, już. - opuszcza pomieszczenie wchodząc do pokoju i szukając niewiadomo czego.
- Szukasz czegoś?
- Miałam tutaj koszulkę Pawła. - pląta się po pomieszczeniu nie widząc bluzki leżącej na poduszce.
- A to co to jest? - podaję jej biało - czerwony materiał.
- O tutaj się schowała. - speszona nabiera rumieńcy. - A ty nie zakładasz?
- Aluś, a co ja mam na sobie? - odwracam się plecami ukazując jej nazwisko gracza z numerem sześć. Moją szczęśliwą szóstką.
Siadamy na trybunach, siatkarze już się rozgrzewają na płycie boiska. Do naszego skromnego grona wiernych kibicek dołącza Terka, która gani mnie za pogodzenie z Bartkiem.
- Spodziewałam się, że trochę dłużej go potrzymasz w niepewności. Ale nie, Bartuś zamerdał ogonem, a ty wierna pani wszystko obróciłaś w niepamięć! - gestykulowała przy tym żwawo.
- Nieprawda! Ja go widziałam w jakim był stanie, wiem, że żałuje tego jak się zachował.
- Mogłaś dać mu czas.
- Tera, proszę cię. Uczymy się na błędach, każda kłótnia wzmacnia nas i pokazuje co jest najważniejsze. Sama nie wiesz jakby się Andrzej zachował?
- Na pewno nie udawałby obrażonego bezpodstawnie. - nadal ciskała.
- Nie wiesz tego. Nie wywieraj na nim presji, żeby on musiał słuchać się ciebie. A Bartka pozwól mi kochać po mojemu. - spojrzałam głęboko w jej oczy wprowadzając w małe osłupienie.
- To ja powinnam być tutaj psychologiem… - uśmiechnęłam się triumfalnie przenosząc wzrok na boisko, gdzie na środek wychodziła meczowa 6 plus Pawelec. Nikt ze zgromadzonych fanatyków siatkówki nie mógł powiedzieć, że w wygranym przez naszą ekipę spotkaniu nie był emocji, a oglądając czuł się jak na rybach. Mecz z pozoru łatwy i szybki, bo wygrany 3-0, ale każdy set właściwie końcówki wygrane na przewagi i to nie małe. Ostatnia partia trwała  47 minut, a ostateczny rezultat seta 41-39. Kibice, którzy przychodzą na spektakl cieszą się, że mecz się przeciąga, bo dla nich to kolejna porcja pozytywnych emocji czy wspólnej zabawy na trybunach, jednak dla głównych bohaterów „teatru” ogromna strata cennych elektrolitów zostawionych w pocie na boisku. Zmęczeni, ale zadowoleni polscy siatkarze cieszą się w kółeczku na środku boiska jak gdyby zdobyli złoty medal, a to tylko przepustka do otwarcia kolejnych drzwi zbliżających ich do głównego celu.
Paweł chcąc pokazać Ali atmosferę panującą w autokarze załatwił z kierownikiem reprezentacji, aby ją przemycić w drodze powrotnej. Ich hotel znajduje się 100 metrów od naszego motelu. Ja również zostałam uwzględniona w tej cichej ucieczce. Po meczu chłopaki podchodzą do nas zabierając do szatni. Idziemy długim korytarzem co chwilę skręcając w prawo lub lewo, w końcu stajemy przed drzwiami z napisem „Poland”.
- To my tutaj na was poczekamy, a wy idźcie się przebrać. - siadam na ławce opierając się o ścianę, a chłopaki znikają za drzwiami.
- Boże! Juta, tutaj oddychać się nie da! - Ala chodzi w kółko łapczywie oddychając.
- Kochana, to zapach zwycięstwa.  - śmieję się w głos z wywodu przyjaciółki. Po dłuższej chwili siatkarze opuszczają pomieszczenie i ukryte w tłumie dryblasów niezauważone lokujemy się w autokarze. Witam się z miłym kierowcą, który bezpiecznie wozi polskich siatkarzy w obecnym sezonie reprezentacyjnym po Polsce. Atmosfera w autobusie niezmiennie ta sama. Szczególnie po wygranych spotkaniach wesoło, dużo śmiechu, Krzyś lata ze swoją kamerą i uwiecznia wszystko. Wspaniałe uczucie poczuć jeszcze raz coś, co do niedawna było normą. Uwielbiam tych wyrośniętych facetów. Przed hotelem zatrzymali mnie trenerzy i Olek, spytali jak się czuję, jak po szpitalu. Chyba traktuję ich jak moich wujków, a nie wiem czy te nasze stosunki nie są zbyt bliskie, jednak nie da ich się nie lubić, oni nie potrafią dać się nie lubić. Pożegnałam się ze wszystkimi życząc chłopakom zwycięstwa w jutrzejszym ćwierćfinale. Alicja trajkotała całą drogę do motelu. Była niesamowicie podekscytowana atmosferą wewnątrz zespołu. Oczywiście, że zdarzają się również zgrzyty, jeśli tylu facetów przebywa ze sobą prawie dzień w dzień, lecz nie odbija się to na grze ani chemii w zespole. Na boisku są teamem, poza dzielą się na mniejsze lub większe grupki.
Ćwierćfinał rozpoczyna się o 17, od rana chodzimy z Alą nabuzowane. I nam udziela się napięcie związane z wagą dzisiejszego meczu. Zwycięstwo daje wręcz gwarancję zdobycia jakiegokolwiek medalu, porażka zmusza do pakowania i powrotu do domu. Każdy z nich chce już znaleźć się w domowym ognisku, ale wytrzymali tyle, więc nie poddadzą się na koniec. Kwadrans przed szesnastą opuszczamy pokój. Idziemy w kierunku hali po drodze wstępując na filiżankę czarnej, mocnej kawy. Na halę zaopatrujemy się w butelkę wody mineralnej. Siadamy wśród dziewczyn kilku siatkarzy. Główni bohaterowie przedstawienia są na płycie boiska, skoncentrowani, głodni zwycięstwa. Przeciwnik nie jest łatwy, ale na takim szczeblu rozgrywek nikt nie należy do słabeuszy. Rozpoczynamy nerwowo tracąc seriami punkty, by po chwili odrobić, a w końcówce znowu roztrwonić cenną przewagę. Andrea w trzecim secie przed piłką setową dla przeciwnika bierze czas krzycząc na chłopaków, a zarazem zagrzać ich do jeszcze większej walki. Widać, że zostawiają serce na boisku, ale nie wszystko idzie zgodnie z ich myślą.
Doprowadzamy do piątego seta. Widać mniejszą skuteczność u zawodników obu drużyn spowodowaną długim i ogromnie wyniszczającym organizm spotkaniem. Pod siatką zaczynają się zgrzyty, kapitanowie próbują ujarzmić swoich kolegów. Andrea ciska butelką wody pod krzesło, krzyczy, macha rękami. Bierze czas i siada na jednym z krzeseł. Żadnych rozmów, instrukcji, nic. Sportowa złość wymieszana z zaufaniem. Minuta odpoczynku, zagaszenie pragnienia i powrót na pomarańczowe pole. Tischer piekielnie serwuje na polskiego libera wywracając go do tyłu, jednak Paweł odbija piłkę, która rozegrana z prawego skrzydła trafia wprost pod palce Kuby, a ten siarczyście atakuje obijając blok niemieckich zawodników. Zachodni sąsiedzi nie poddają się i jakimś cudem podbijają spadający balon. Rozgrywający zaskakuje nas kiwką i takim sposobem tracimy punkt. Kolejne akcje toczą się punkt za punkt. Siatkarze są bardzo zmęczeni, mylą się w najprostszych sytuacjach.  Piłka setowa dla Niemców, Bartek przygotowuje się do serwisu. Stoję od kilku minut, bo nie potrafię wysiedzieć na miejscu. Modlę się w duchu, żeby ta zagrywka wyszła, żeby jej nie zepsuł. Podrzuca piłkę do góry i zamierza zrobić wyskok. Zamykam oczy, ściskam mocno kciuki, a paznokcie wbijają mi się w delikatną skórę.
- Ala powiedz mi czy piłka przeleciała na drugą stronę. - przekrzykuję tłum.
- As! As! As! - ściskamy się mocno, to samo robią chłopaki zagrzewając siebie do jeszcze większej walki na koniec. Wyrównujemy w decydującym secie i wszystko zaczyna się od nowa. Bartek staje za linią dziewiątego metra wykonując swój rytuał przed każdym serwem. Podrzut, wyskok, serw - siatka. Dokładnie taśma. Jakimś cudem piłka przelatuje na stronę przeciwnika. Niemcy kompletnie zaskoczeni nie bronią. Punkt dla nas, i to my teraz będziemy mieć piłkę setową. Kolejna próba Bartka. Siadam na krzesełku nie mogąc opanować emocji. Dobra passa zostaje przerwana, piłka ląduje daleko za boiskiem. Tym razem szczęście sprzyja przeciwnikom, Grozer ciska piłkę na linie dziewiątego metra zdobywając cenny punkt dla swojej drużyny. Niemieccy kibice wołają „Vorig” zagrzewając swoich zawodników do walki. Polski tłum przekrzykuje zachodnich sąsiadów. Z dziewczynami straciłam prawie głos, ciężko już mi cokolwiek wykrzyczeć. Wodę dawno wypiłam i nie mam czym zagasić pragnienia. Kolejny raz serwuje niemiecki atakujący. Odbiera Michał, rozgrywa Łukasz, atakuje Bartek. Jedną ręką pobija Lukas Kampa, Georg atakuje po palcach Piotrka. Koniec. Sędzia odgwizduje punkt dla Niemiec i końcowe zwycięstwo. Koniec marzeń o medalu. Koniec przygody w polsko - duńskich mistrzostwach. Po policzkach mimowolnie płyną łzy. Chłopaki niedowierzają, proszą o weryfikację, ale już za późno. Siadają na boisku, krzesłach, ukrywają twarz w dłoniach. Bartek leży na boisku, rękę podłożył pod głowę i nie podnosi się od kilku minut. Trener podchodzi do każdego chłopaka podając rękę czy klepiąc po plecach, szepta im coś do ucha. Kibice brawami dziękują za walkę do ostatniej piłki. Podchodzę do band reklamowych oczekując na Bartka. Podnosi się z boiska, przeciera oczy i idzie w moją stronę ze spuszczoną głową. Nic nie mówię tylko mocno przytulam. Gładzę po plecach. Oddalamy się na kilka centymetrów od siebie, patrzę w jego czerwone, załzawione oczy.
- Bartuś nie płacz. - obejmuję jego twarz dłońmi. Niecodzienny widok, płaczący siatkarz. - Byłeś dzisiaj niesamowity, grałeś fenomenalnie.
- Kiedy trzeba było nie potrafiłem skończyć piłki.
- To nie twoja wina. Nie zawsze możesz wszystko wygrać. - niesamowite emocje rządzą jego ciałem. Wielki żal i zawód. Tyle trudu, potu zostawionego podczas setek godzin treningów nie przyniosło oczekiwanego rezultatu. Druga, mniej chlubna strona sportu.
- Dziękuję, że byłaś tutaj, że jesteś. - wykrzywiam się w zdziwieniu.
- No przecież zawsze z tobą będę, z wami. - delikatnie się uśmiecha i wraca do chłopaków. Żegnam się z dziewczynami i wracam z Alą do motelu. Dzwonię do Wiktora i odklepuję rezerwację biletów do Danii, a chętnie przyjmę dwa do Łodzi. Późnym wieczorem otrzymuję pozytywną wiadomość, Wiktor załatwił bilety powrotne. Okazało się, że on będzie kapitanem statku powietrznego, więc nawet nie muszę prosić w recepcji o wydrukowanie biletów, ponieważ przed odprawą ma mi je podać na lotnisku.
Tracimy majątek na taksówkę , która nas zawozi pod nasze domy. Nie rozmawiałam od wczoraj z Bartkiem, nie chciałam go bezsensownie pocieszać, bo cóż mu z tego, że powiem, że był świetny, że zagrali jeden  z najlepszych meczy w karierze, że był to bez wątpienia ich najlepszy mecz mistrzostw? Wie, że jestem z nim myślami, a ta cisza czasem jest dużo lepsza niż zbędne słowa. Przed południem samolot z reprezentantami ląduje w Warszawie.  Nie ma wielkich powitań, nie ma telewizji, która by transmitowała na żywo powrót graczy i tutaj świetnie wpasowuje się piosenka ikony polskiego rock’a : „Jesteś idolem/ Wielbi cię tłum/ Gdzie się pojawisz słychać/ Zdumionych głosów szum/ W porannej prasie widzisz codziennie swoją twarz” … Nie ma medalu dla mediów są przegrani. Mało kto zauważa ich wysiłek, bo przecież nie po to trenują, żeby przegrywać, ale nie zawsze da się wygrać. Czasem decyduje dyspozycja zawodnika i łuk szczęścia. Tym razem nie było ono po naszej stronie, ale mamy kolejne cele, plany, marzenia. Z amoku gotowania obiadu i robienia wielkiego prania wyrywa mnie dźwięk telefonu. Wyrzucam zawartość torebki na stół i biorę do rąk komórkę. Na wyświetlaczu miga postać Bartka. Przekazuje mi, że właśnie wrócił do domu, ale nie przyjdzie, gdyż chce się chociaż chwilę przespać. Ostatniej nocy prawie nie zmrużył oka czemu wcale się nie dziwię. Lekko zawiedziona rozłączam się, bo liczyłam, że spotkamy się dzisiaj.
Cześć wypranych ubrań, która zdążyła wyschnąć wyprasowałam i pochowałam. Skarpety i bieliznę do szuflad, kilka koszulek na wieszak i do garderoby, spodnie też znalazły swoje miejsce. Po uporaniu się z odzieżą brzuch przypomniał o sobie coraz głośniejszym burczeniem. Wzięłam się za szykowanie jedzenia, nastawiłam czajnik z wodą i znowu komórka zadźwięczała. Sms był krótki, ale treściwy - ‘Możesz przyjść do mnie? Czekam.’ . Zmieniłam dres na coś bardziej wyjściowego, włosy spięłam w niby koczka, rzęsy przejechałam maskarą, fluid na twarz, portfel i telefon wrzuciłam do torebki. W przelocie zjadłam połówkę bułki i wskoczyłam w botki. Kwadrans później stałam już pod bartkowymi drzwiami. Czekałam aż mi otworzy wymyślając scenariusze co on znowu wymyślił.
- Cześć. - stoję z rozdziawioną buzią lustrując go od góry do dołu. Ubrany jest w czarne spodnie i jasną koszulę, która ma odpięte dwa pierwsze guziki. Wchodzę do środka, ściągam buty i zostaję za rękę przyciągnięta do niego. Patrzy chwilę na mnie nic się nie odzywając, w końcu przerywa nieznośną cieszę subtelnym pocałunkiem.
- Przepraszam za to, jaki byłem ostatnio. - szepta wprost do moich ust.
- Już ci dawno wybaczyłam, głuptasie. - opiera swoje czoło o moje, przymyka oczy i wzdycha głęboko spuszczając ciężar, który zgniatał go od środka.
- Zapraszam na kolację. - ręką zaprasza do wnętrza kuchni. Idę za nim podśmiechując się sama do siebie z jego gafy. Świetnie się ubrał tylko na nogi wciągnął klapki, jednak z tej racji lepiej się czuję w jeansach i koszuli w kratkę.
- Pięknie pachnie. - wczuwam woń przygotowanej potrawy. Facet swobodnie poruszający się po kuchni w dodatku potrafiący zrobić z tego co widzę zapiekankę makaronowo - serową ideał!
- Mam nadzieję, że będzie równie smaczne. - nałożyłam sobie porcję na talerz i pochłonęłam w zastraszająco szybkim tempie. Bartek przerwał swoje jedzenie i patrzył na mnie podpierając brodę na rękach.
- Co jest? Czemu nie jesz? - pytam lekko zdziwiona.
- Jestem zaskoczony twoim apetytem.
- Bo nie jadłam nic od południa. - wyszczerzam się na co grozi mi palcem. - Pyszne było. Dziękuję bardzo. - odnoszę talerz na blat i cmokam mojego kucharza w podziękowaniu w policzek.  
- Tylko się nie przyzwyczajaj.
- Nie mam zamiaru, byłabym grubsza niż dłuższa. - zanoszę się śmiechem widząc jego minę.
Przeszłam do salonu zabierając z półki wino i dwa kieliszki. Pomachałam butelką przed Bartkiem dając znak mimiką czy mogę otworzyć. Nalałam nam wina i wygodnie rozsiadłam się na sofie, a nogi położyłam na ławie. Wstałam by zgasić główne światło, a zapalić kinkiet na równoległej ścianie. W tle słychać było melodyjny głos Phila Colinsa. Jest idealnie. Bartek przysunął mnie do siebie powodując, że moje nogi znalazły się na jego i swobodnie zwisały poza bok sofy. Nos zanurzył w moich włosach, a ja mogłam spokojnie wczuwać zapach jego intensywnych  perfum.
- Byłem nie do zniesienia ostatnio?
- No trochę. - uśmiecham się smutno.
- Zawiodłem cię.
- Bartek, to nie tak. - przerywam wpadając w małe zakłopotanie jak mu to wytłumaczyć. - Po prostu przykro mi było, że nie mogłeś zrozumieć mojej decyzji wiedząc, że nic na tym na tracę. Oddać nerkę czy inną część ciała pewnie bym się bała, i długo zastanawiała jaką decyzję podjąć, ale podarowując komuś szpik nic nie mogło mi się stać. Nie wiem czy jest nawet setny odsetek procenta niebezpieczeństwa związanego z tym sposobem. I jeśli miałabym jeszcze raz komuś pomóc nie wahałabym się ani minuty. Nie powinnam ci tego mówić, bo nawet ja nie powinnam tego wiedzieć, ale mój szpik pojechał do czteroletniego chłopca. Wyobrażasz sobie, że może kiedyś oby nie, ale na przykład nasze dziecko mogłoby zachorować i ktoś odmówiłby mu pomocy?  Bartek, ja nie spodziewałam się, że znajomość z tobą przerodzi się w takie uczucie, że stworzę z tobą związek. Znany, sławny sportowiec zwrócił uwagę na jakaś pracownicę szkoły. Dajesz mi odczuć tyle ciepła i miłości, o której mogłam tylko pomarzyć. Chcesz mnie taką jaką jestem, nie udajesz nikogo innego. I nawet mimo tego nieporozumienia ani przez moment nie zastanawiałam się czy cię nadal kocham, bo robię to nieustannie. 
- Jaki ja tam sławny.
- Media robią swoje, czy tego chcesz czy nie.
- Pozwoliłaś, żebym był twoim pierwszym prawdziwym facetem, a ja swoją głupotą skrzywdziłem cię.
- Chcę żebyś był pierwszym i ostatnim mężczyzną w moim życiu. Proszę już nie obwiniaj siebie. Niech wraca mój stary Bartek. - odchylam głowę przykładając do jego ramienia i uśmiecham szeroko.
- Moja Julisia. - całuje mnie w czoło i mocniej przytula, na co się krzywię. Zaniepokojony panikuje, a tylko docisnął mojego sińca po igłach. Podnoszę koszulę pokazując mu zasiniałe miejsce, które ładnie się goi. - Zostaniesz u mnie dzisiaj?
- Bez ciebie nigdzie nie idę. - obejmuję dłońmi jego twarz przybliżając do swojej i zaczynam delikatnie całować. Bawimy się pocałunkami co chwilę się uśmiechając, przerywamy gorącą serię, by przez chwilę w ciszy patrzeć w oczy, a później wrócić do zażartych pocałunków.
Wyciągam z szuflady bartkową koszulkę w której będę spała. Przepłukuję usta płynem stojącym na umywalce i dołączam do leżącego w łóżku Bartka.
- Wiesz, że ostatnio wspólnie zasypialiśmy miesiąc temu. - błyskotliwie zauważył. Być może? Nie pamiętam.
- Dobranoc. - wtulam się w jego ciepły tors, a zapach perfum otula mnie wkoło.
- Dobranoc. - szepta i całuje mnie mocno. W bezpiecznych ramionach zasypiam niewiele później.
                                                                                                                                                             

Cześć :*
Sielanka wróciła.  Jeszcze trochę Was pomęczę tą historią. Oczywiście te dziewczyny, które zostaną, bo grono stopniowo się wykrusza.
Ściskam Was bardzo ciepło ;*

9 komentarzy:

  1. I bardzo się cieszę z tej sielanki. Nie lubię, gdy się kłócą. Dobrze, że wszystko sobie wyjaśnili i już jest ok.

    OdpowiedzUsuń
  2. jak dobrze, że się pogodzili. Ale te Mistrzostwa... ciężko było patrzec na chłopaków w realnym świecie. Serce się krajało.
    No ale w twoim opowiadaniu widzę, że Kurek szybko zapomina o wszystkim. I dobrze, to najważniejsze.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu jestem. Przepraszam, że tak długo, ale jakoś w ten weekend mi nie po drodze z opowiadaniami, bo zawsze jest coś co muszę zrobić już -,-
    Jak tak czytałam te opisy meczy to miałam przed oczami minione Mistrzostwa Europy tak bardzo dla nas nie udane. Szkoda, że i tutaj im się nie udało. No cóż sport ma zawsze dwie strony, a w Polsce jak przegrywasz to zawsze jesteś ble, a jak wygrywasz i masz medal jesteś niczym bóstwo uwielbiany.
    Fajnie, że Julita i Bartek w końcu spędzili wieczór razem i zakończyli definitywnie ich konflikt. Oby teraz już było tylko dobrze chociaż to pewnie mało realne ;)
    Ściskam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny. Kocham to opowiadanie <3. Najlepsze jakie czytałam. Pisz, pisz jak najdłużej ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Wieeeelbię.! <3
    Jak dla mnie to opowiadanie możesz pisać bez końca.! ;*
    Kiedy następny rozdział.?

    Allyson.

    OdpowiedzUsuń
  6. Swietny, na taki blog czekałam ;*
    Kiedy pojawi się kolejny ?

    OdpowiedzUsuń
  7. Te co się wykruszają nie wiedzą co tracą :PP
    Ja docieram późno, ale docieram :D
    Sielanka? Niby tak, ale chyba nie dla mnie jednak. Bo niby Bartek i Julita się pogodzili, ale ME były smutne...:(
    Pozdrawiam,
    Dzuzeppe :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Się podziało!
    Kurczę, z jednej strony podzielam stanowisko Terci- nie podoba mi się że Julita tak szybko przyjęła Bartka z powrotem i zapomniała o kłótni, a z drugiej... Musiała go wspierać w tym trudnym czasie meczy i po przegranej z Niemcami. Dobrze, że nie dałaś tu Bułgarów, bo moje serce chybaby pękło ponownie :( A co do ciszy podczas powrotu- tak niestety już jest. Jak wygrywali to było pięknie, teraz są pod kreską- wieszają na nich psy. Szkoda, że ta zasada nie dotyczy piłkarzy, co do których ZAWSZE "wielcy" komentatorzy i "autorytety" sportowe obiecują cuda, a nic z tego nie ma od lat. Niesprawiedliwe cholernie.
    Wykrusza się grono? Ich strata! :) :*
    Ściskam Paulinka i przepraszam że tak długo mnie tu nie było :(
    Twoja S. :*

    OdpowiedzUsuń