piątek, 6 grudnia 2013

42.



Tydzień, który Bartek ma wolny staramy się spędzić aktywnie, a zarazem blisko siebie. Nie wyjeżdżamy nigdzie. Atmosfera między nami ostatnio bardzo się oczyściła, właściwie jest tak, jak jeszcze nigdy nie było. Pewnie jakiś wpływ ma też to, że zakończył się sezon reprezentacyjny, bo chociaż przez większą część byłam razem z nim, nie mogliśmy pozwolić sobie na nadmierne swawole, gdyż byliśmy w pracy, a nie na wakacjach. Poza tym częste podróże, zakwaterowanie w hotelach w najmniejszym stopniu nie równa się domowej atmosferze. Przygotowania do nowego sezonu idą pełną parą, rozgrywane są turnieje kontrolne. Chłopaki, którzy wrócili z gry w kadrze do Skry wracają we wtorek. Michał Winiarski, który opuszcza bełchatowski ul ma stawić się w poniedziałek na treningu w bydgoskiej Łuczniczce. W sobotę organizuje jeszcze tutaj imprezę urodzinową na którą zaprosił kilku przyjaciół.
- Wstawaj. - miły szept wpełza do ucha.
- Jest piątek  5.20 rano za oknem ciemno po co mnie budzisz?
- Chodź na grzyby. - przewracam się na drugi bok przyglądając siedzącemu już na łóżku Bartkowi.
- Oszalałeś? Kładź się spać.
- No proszę. Niedługo będzie wschód słońca, niebo już lekko zaróżowione. - podsunął rolety wpatrując się w jeszcze śpiący Bełchatów.
- Od kiedy z ciebie taki romantyk? Idziesz na łóżko czy nie? - przykrywam się po samą szyję przytulając co miękkiej poduszki. Po chwili czuję jego ciężar na sobie, łaskocze mnie śmiejąc się przy tym, a ja wręcz krzyczę błagając o litość.
- To jak dalej nie idziesz?
- To jest szantaż! Idę, bo mi nie dasz spokoju. Teraz możesz już zejść ze mnie. - idę do łazienki załatwić potrzebę fizjologiczną, ubieram się w ciuchy w których  u niego jestem i nie jedząc śniadania jedziemy do mnie.
Wypijamy po filiżance małej czarnej, zjadamy tosty i wychodzimy zamykając mieszkanie. Bełchatów zaczyna się budzić, ulice zapełnione samochodami, chodniki okupowane przez pieszych spieszących się do pracy i my jadący do jakiegoś lasu na grzyby.
- Chciałam tylko powiedzieć, że nie znam się na grzybach.
- Dlaczego nie mówiłaś?
- Bo mi nie dałeś dojść do słowa, tylko ‘wstawaj, wstawaj, wstawaj’.  Rozróżniam tylko muchomora, opinki i kurki.
- Jeśli znasz kurki to jest dobrze. - śmieje się.
- Cieszę się, że masz dystans do siebie panie Kurko. Chociaż? To może chodzić o kurkę jako ptaka nie grzyba przecież? - rozmyślam wywołując u niego jeszcze większy śmiech. - Możesz przestać się śmiać, a zająć prowadzeniem auta?
- Jak ty tak filozofujesz nie da się nie śmiać.
- Okej już nic nie mówię.
- Ależ proszę kontynuuj myśl nad kurką grzybem, a kurką ptakiem. - ledwo powstrzymywał się przed kolejnym wybuchem śmiechu.
- A weź spadaj. Nie będziesz się śmiał ze mnie. - obrażona nie odzywałam się do końca trasy.
Grzybobranie się udało, Bartek nazbierał koszyk grzybów różnego kalibru. Nawet ja brałam udział w zbiórce, jakieś cztery grzyby zostały znalezione przeze mnie, a ich jadalność została potwierdzona przez Bartka. Najgorsze było znalezienie drogi powrotnej, gdyż zgubiliśmy się trzy razy wychodząc z lasu. Do samochodu stojącego nieopodal lokalnego sklepu musieliśmy pokonać trasę  dwóch kilometrów, bo wielki przewodnik pomylił dróżki w lesie, ale to i tak nie jego wina, tylko ja go zagadałam. Typowy facet.
- Nie wiem kto będzie ci przyrządzał te grzyby, ale na pewno nie ja. - droczę się z nim, gdy wracamy do domu.
- Nie będziesz musiała, bo nie będę ich jadł.
- Nie? To kto niby? - zdziwiona odwracam się w jego stronę.
- Podrzucimy je Bąkowi. Chyba nie myślałaś, że ja lubię grzyby leśne? - znowu charakterystyczny dźwięk śmiechu rozbrzmiewa wewnątrz auta.
- Bartek, kiedyś coś ci zrobię! Po to budziłeś mnie o piątej, żeby nazbierać grzybów Michałowi?
- Kochanie, chyba nie powiesz, że nie było fajnie w lesie?
- Okej, ale równie fajnie mogło być w łóżku.
- No przecież wracamy to spokojnie nadrobimy wszystko. - wykorzystując postój na skrzyżowaniu odwraca się do mnie łobuzersko śmiejąc.
- Głupek!
- Ale i tak mnie kochasz.
- No pewnie, że kocham. Dawno ci tego nie mówiłam. - bardziej siebie niż jego informuję na głos i obdarowuję buziakiem w policzek.
Michał był lekko zaskoczony naszą wizytą, w szczególności moją obecnością przy Bartku. Dawał poznać po sobie, że nie wie, że jesteśmy razem. Mrugając porozumiewawczo do przyjmującego dałam znak, żeby się nie wygadał. Fajne uczucie, gdy ktoś traktuje nas jak parę przyjaciół.
Popołudnie wykorzystuję na spotkanie z Alą. Wybieramy się razem kupić prezent dla Winiarskiego. Nie lubię na ostatnią chwilę zostawiać takich spraw, ale jakoś tak wyszło. Alutka każdą chwilę spędza z Pawłem i nawet trudno spotkać się z nią bez obecności libero. Moja marudna przyjaciółka bała się o to uczucie, ale widzę, że pięknie je pielęgnują z czego się cieszę, bo Ala przeszła już swoje. Będąc na pierwszym roku studi w Katowicach poznała przystojnego, ciemnookiego Olafa. Facet kilka lat starszy od niej, miał własną firmę, perspektywy na przyszłość  - ideał. Spotykali się niecały rok, Ala ślepo zakochana nie dała złego słowa na niego powiedzieć, a on wykorzystywał jej naiwność. Podczas któregoś spotkania przyszedł ze złotą obrączką na palcu. Wyjaśnił, że od dwóch lat jest żonaty, że właśnie spodziewa się dziecka i zrywa z głupiutką studentką. Ala długo nie mogła dojść do siebie właściwie, to dzięki nauce stopniowo wracała do świata żywych. Unikała facetów, z czasem odbudowywała zaufanie do przeciwnej płci, ale blizna po Olafie na zawsze pozostanie. Dlatego nie wyobrażam sobie, że Paweł może ją skrzywdzić.

Prezent włożony do szafy, a podstawowe zakupy w siatce na kuchennym stole. Idę do garderoby po ubrania, a później znikam za drzwiami łazienki.
- Pięknie pachniesz. - obejmuje mnie od tyłu, gdy stoję przy blacie krojąc chleb.
- Ty też niczego sobie, ale kolację nam robię. - muska moją szyję i ramiona, a nogi zaczynają się uginać od przyjemnego łaskotania zarostem.
- Kolacja poczeka. - szepcze odwracając mnie w swoją stronę.  Uśmiecham się szeroko i stoję tak bezczynnie przed nim. Chce mnie wziąć na ręce na co kategorycznie nie pozwalam.
- Mam nogi, sama dojdę. - wyznaczając drogę subtelnymi pocałunkami kierujemy się do sypialni. Siada na skraju łóżka kładąc mnie na kolana. Zatapiam ręce w jego włosach poddając swój język tańcowi z jego. Ściągnął moją koszulkę, by chwilę później zatopić swoje usta w piersiach. Bawił się nimi, kąsał delikatnie doprowadzając mnie do skraju wytrzymałości. Pożądanie przejęło nad nami władzę. Położył mnie delikatnie na plecach zostawiając ciepłe, mokre znaki języka na brzuchu. Im niżej schodził tym bardziej rozum wariował, pławiłam się po łóżku cicho mrucząc. Przyciągnęłam jego twarz do swojej, by znowu poczuć smak słodkich warg. Przewróciłam go na plecy, zaczęłam całować jego żuchwę, ramiona, klatkę, brzuch. Zajęłam się odpinaniem guzika jego dżinsów co dość ślamazarnie mi szło, jednak po chwili udało wraz z rozsunięciem zamka. Czułam jak mu oddech przyspiesza, gdy zatrzymałam się przy gumce jego czarnych bokserek. Z wymalowanym zadowoleniem zajmowałam się pozbyciem ostatniego materiału. Bartek bacznie śledził moje poczynania na jego rozpalonym ciele, czasem przymykając powieki. Podniósł biodra do góry swobodnie zanurzając się w pochwie. Był niesamowicie szybki mimo próśb, by zwolnił tempo. Sapał coraz głośniej, ruchami bioder przeszywając mnie na wskroś. Czułam pod palcami pot na jego plecach. Zwolnił wywołując we mnie niezadowolenie. Teraz ja przejęłam szyki. Wiem, że zrobił to specjalnie, żebym mogła dominować, ale byłam w takim transie, że nie było czasu na żadne rozmowy. Nie teraz. Czuję ciepło, które rozchodzi się po całym moim organizmie wewnątrz, gdy penetruje we mnie głęboko. Otwieram szerzej oczy ciągle czując go w sobie, ostatnimi, wolnymi pchnięciami widzę jak wprowadza siebie w stan niebiańskiej ekstazy. Oplatam go nogami w biodrach przylegając idealnie do nagiego ciała. Oddycha ciężko unosząc się ze mną podczas każdego wdechu i wydechu. Przewraca mnie na plecy opierając się na łokciu nade mną.
- Kocham cię Misiu. - głaszczę jego policzek.
- Też cię kocham, jak nikogo innego. - zakłada kosmyk moich niesfornych długich, ciemnych włosów za ucho, a resztę która okrywa poduszkę zbiera w całość bawiąc się nimi.
- Chyba straciłam apetyt na kolację. - przygryzam wargę.
- Ja też, jedynie mam ogromną ochotę na ciebie. - wpija się w rozgrzane usta.
- Znowu? - uśmiecham się od ucha do ucha.
- Na ciebie zawsze. - dłonią masuje wewnętrzną stronę ud. Piersi wystawiam na pastwę jego namolnych ust. Jest idealnie. Jest, jak jeszcze nigdy dotąd. Nie spieszymy się, celebrujemy każdą chwilę bliskości. Widok zadowolenia na jego tworzy z powodu mojej osoby jest co najmniej Oscarem, który tylko on może mi przyznać. Posiadamy do siebie ogromne zaufanie, które jest podstawą tego wszystkiego co nas łączy.

W czasie, gdy Bartek brał prysznic miałam zdążyć się ubrać, umalować, uczesać, ale nic nie poradzę, że jemu mycie zajmuje 10 minut, a mi przygotowanie do wyjścia znacznie dłużej. Znudzony buszowaniem po Internecie idzie włączyć telewizor ciągle marudząc, że się spóźniamy.  W ostatniej chwili zmieniam sukienkę na praktyczne rurki, bluzkę i żakiet. Włosy swobodnie otulają ramiona, na stopy zakładam wygodne, płaskie baletki.
- Ala dzwoniła, że za dwie minuty będzie. Gotowy jesteś? - szperam jeszcze w torebce szukając ulubionego błyszczyka. Przeglądam się ostatecznie w lustrze zadowolona z wyglądu, Bartek wisi już nade mną niecierpliwiąc się.
- Julita pięknie wyglądasz. - łobuzerski uśmiech wkrada się na jego twarz.
- Pierwszy raz słyszę, żebyś mi powiedział, że jestem piękna. - marszczę mu w dłoni sweter przyciągając jego głowę do swojej i namiętnie całując.
- Muszę znacznie częściej ci tak mówić. - raczy mnie kolejnym pocałunkiem, i kolejnym i pewnie byśmy doprowadzili do miłosnych uniesień, gdyby nie dźwięk klaksonu oznaczający przyjazd Ali.
- Dobra, koniec. - przecieram dłonią jego usta ściągając pozostałości po błyszczyku. Bartek bierze torebkę z prezentem, a ja zamykam dom. Witamy się z Pawłem i Alą, która dzisiaj będzie pełniła funkcję kierowcy.
Zabawa trwa w najlepsze. Jest kilku chłopaków z reprezentacji, których nie widziałam kilka dni, a już potrafiłam się stęsknić. Spędzam wesoło czas z najmłodszymi chłopakami: Arkiem i Oliwierem. Ich poziom inteligencji i wiedzy nieraz mnie zaskakuje. Arek chociaż młodszy próbuje dorównać starszemu koledze. Obaj opowiadają mi co się dzieje u nich na zajęciach, pierworodny Michała prezentuje swój podpis, a synek Mariusza wytrwale liczy do 50. Wychodzę z maluchami na górę do tymczasowego pokoju Oliwiera i kładę ich do spania. Rodzice Wlazłego juniora zostają dzisiaj na noc u Winiarskich także młodzi śpią razem. Gaszę światło i wychodzę z pokoju na paluszkach.
- Dziękuję. - szepcze mi do ucha Dagmara, gdy siadam obok Bartka.
- Nie ma za co. Będę tęsknić za waszym blondaskiem. Za wami też. - staram się panować nad sobą, ale oczy zaczynają mi się szklić.
- Kochanie za kim będziesz tęsknić? - nagle ożywia się Bartek.
- Za Winiarskimi.
- Aaa. Będą niedaleko, niestety takie życie sportowca.
- Wiem. Błagam cię tylko nie pij za dużo.
- Widzisz, że nie piję. Co ty taka zła? - próbuje mnie rozśmieszyć na co nie mam ochoty. Sama nie wiem skąd taki nastrój? Chyba zamiast skupić się na zabawie, to rozmyślam co będzie jak tej trójki w Bełchatowie nie będzie. Zbyt szybko przywiązuję się do ludzi.
Impreza z salonu przeniosła się do ogrodu. Jesienne noce może już nie są tak ciepłe, ale gdy się jest ubranym w spodnie plus dawka wysoko procentowego alkoholu człowiek nie odczuwa zimna. Taras służy za parkiet do tańców. Przechodzę z rąk do rąk, jednak nie czuję zmęczenia. W końcu odbijam Terce Bartka. Michał jak na zawołanie puszcza piosenkę uważaną przez kibiców Skry za nieoficjalny hymn. Kołyszemy się wsłuchując w słowa hitu Lady Pank. Przytulam się do niego kładąc głowę na ramieniu. W oddali słyszę śmiechy reszty, lecz czuję się jak w jakiejś bańce mydlanej, która zaraz może pęknąć, ale póki co odseparuje mnie od rzeczywistości. Liczy się w tym momencie tylko chwila intymności z Bartkiem.
- Gołąbki, chodźcie tutaj. - woła nas dzisiejszy solenizant, który wziął się za otwieranie prezentów. Bartek siada w fotelu, a ja na jego kolanach, gdyż nie ma wolnych miejsc. Jest wesoło, każdy dorzuca swój komentarz widząc Miśka śpiewającego, tańczącego czy mierzącego jakieś ubranie.
Jest już grubo po północy, jestem zmęczona i chętnie wróciłabym do domu, jednak Bartek nie może rozstać się z kolegami. Każdy z nich jest dość mocno podpity i nie przemówi im do rozumu, bo wiedzą wszystko najlepiej. Andrzej od piętnastu minut nieprzerwanie ze mną tańczy. Bolą mnie nogi, ale to żadna wymówka dla niego. Bujamy się sami po tarasie przy blasku księżyca w pełni i poświcie światła z salonu.
- Pięknie wyglądasz dzisiaj.  - mruczy mi do ucha.
- Dziękuję. - rumienię się, jednak jest na tyle ciemno, że nie zauważa. Obraca mnie kilka razy wkoło trzymając za jedną rękę, chwyta za drugą przyciskając mnie do siebie. Lekko zdenerwowana patrzę na niego co robi, a ten się śmieje i poluźnia nasze objęcia. Znowu mnie obraca, o mało nie przewracając, bo sam ledwo trzyma się na nogach, przyciąga mnie obejmując w talii. Udaje, że nic się nie dzieje, ale gdy jego dłonie schodzą niżej protestuję. Nie przejmuje się moimi prośbami, a ja nie mam na tyle siły, by ściągnąć z pośladków jego dłonie. Modlę się w myślach, żeby ktoś wyszedł na taras, a jednocześnie nie robił żadnej zadymy. Dlatego nie może to być Teresa ani Bartek. - Andrzej, puść mnie.
- Jesteś zdecydowanie bardzo piękna. I cudnie pachniesz. - bełkocze wodząc nosem po mojej szyi.
- Przestań. - zaczynam nerwowo przyspieszać oddech.
- Bartek ma szczęście mając taką kobietę u boku.
- Teresa też. Wracajmy do reszty, proszę.
- Po co? Tutaj jest fajnie. - zaczyna się śmiać bez powodu, a ja rozglądam poszukując wybawiciela. W drzwiach tarasowych staje Mariusz, który jest w lepszym stanie niż Wrona. Widząc zachowanie kolegi podchodzi do nas zabierając Andrzeja pod ramię wprowadzając do środka. Uśmiecham się krzywo dziękując atakującemu. Idę z drugiej strony domu zapalić papierosa, by uspokoić szalejące emocje.
- Wracamy? - stoję przed Bartkiem, który nakłada sobie sałaty.
- Paliłaś? - zawsze się wścieka, gdy wyczuje woń papierosa.
- Tylko jednego. To jak? Ala chce już jechać.
- Okej. Tylko zjem. - uśmiecha się wiedząc, że się zgodzę. Ponaglam go jak mogę, zabieram torebkę, żegnam z gospodarzami i resztą towarzystwa, która została. Andrzej zasnął w rogu kanapy, a Tera popija wino z dziewczynami.
Dzięki uprzejmości Ali przed trzecią w nocy w końcu jesteśmy u mnie. Bartek idzie prosto do łóżka, a ja jeszcze biorę szybki, chłodny prysznic. Wchodzę do sypialni, gdzie porozrzucane są bartkowe ubrania. Zbieram je kładąc na krześle po czym sama wchodzę pod kołdrę.
                                                                                                                                                 

Cześć :*
Niby przyzwyczajona jestem do szalonego wiatru, bo w górach daje o sobie znać, ale od wczorajszej nocy, to lepiej głowy za drzwi nie wystawiać + ciągłe problemy z prądem :/
Fragment wulkanu emocji poprawiany już ze sto razy i najchętniej bym go wyrzuciła, ale jedna z Was nie dawała mi spokoju na gg, więc został.
Do zobaczenia za tydzień, a na twojej dwulicowości już niedługo.  Ściskam :*

4 komentarze:

  1. rozdział baaaaaardzo ciekawy. Co do Andrzeja to...każdy Andrzej jest świnią, przykro mi, ale otwarcie każdy jest na czarnej liście ze względu na imię. A co do naszej uroczej pary gołąbeczków to oby tak dalej. Niech sielanka trwa do końca świata i jeden dzień dłużej. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To fajnie, że u gołąbków wszystko dobrze :) Oby było to jak najdłużej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam podczas przerwy w pracy żeby nie słuchać Golców :D i nie pamiętam co chciałam napisać ^^
    Zacznę od Andrzeja. No kurcze jak on może tak podrywać dziewczynę kolegi kiedy za ścianą siedzi właśnie on i jego dziewczyna, którą ponoć kocha?! Gdyby nie Mariusz to nie wiadomo co pijanemu i nachalnemu Wronie przyszłoby do głowy.
    Zdecydowanie mi się podobają obecne relacje Bartka i Julity. No ale żeby budzić dziewczynę o tak nieprzyzwoitej porze żeby ją wyciągnąć na grzyby dla Bąka to Bartek ma u mnie minus, bo ja kocham spać :P
    Tera to dopiero wieje i wali śniegiem jak ja oczywiście wracam do domu. Echhh "kocham" zimę ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. eeee ANDRZEJ??!!?? Co tu się cholera jasna dzieje?!
    Nie podoba mi się jego zachowanie i niech trzyma się z daleka od Jutki, przecież ma swoją dziewczynę i niech się nią zajmie, do jasnej ciasnej!
    Szczerze? Myślałam, że Bartek jej się oświadczy, tak wcześnie rano wywlókł ją z łóżka i wpadłam na pomysł, że pewnie wykorzysta wschód słońca i w ogóle, a tu kicha..
    Zobaczymy, kiedy nastąpi ten piękny dzień:)
    ściskam Cię mocno Kochanie!!!

    OdpowiedzUsuń