piątek, 27 grudnia 2013

45.



Pierwsze dni pobytu w Szwecji nie do końca napawały mnie optymizmem. Ogrom wiedzy, który musimy przyswoić jest naprawdę kolosalny. Ten kurs zupełnie różni się od tych w których miałam okazję uczestniczyć lub słyszałam z opowieści znajomych. W sumie jest nas 20 osób. 4 z Niemiec, 5 ze Szwecji, 3 z Francji, 2 z Włoch, 2 z Rosji, jeden Czech, Norweg, Irlandka i ja. Wszystkie zajęcia prowadzone są w języku angielskim. Na początku mieliśmy test sprawdzający poziom języka czy nadajemy się do uczestnictwa w tym projekcie mimo, że przed zgłoszeniem naszych kandydatur wszystkie dokumenty były dostarczone potwierdzające nasze kwalifikacje. Średnio co drugi dzień mamy testy sprawdzające przyswajaną wiedzę. Naprawdę jest ciężko, momentami gorzej niż na sesji studenckiej. Zajęcia mamy raptem 100 metrów od miejsca zakwaterowania. Pokoje w których śpimy dość schludne, jak gdyby przedpokój połączony z sypialnią. Każdy ma osobny pokój, łazienka na dwie osoby, a kuchnia na cztery. Zakolegowałam się z Noelem z Francji i włoszką Mią z którą dzielę łazienkę, więc jesteśmy najbliżej siebie. Reszta również jest w porządku. W czwartek po zajęciach wybraliśmy na miasto w celu integracji  za przewodnictwem Gracey, Jenifer i Ryana, którzy na co dzień mieszkają na obrzeżach Sztokholmu.
Dzisiaj umówiłam się z Bartkiem na wieczorną rozmowę za pośrednictwem komunikatora skype. W czasie, gdy wiem, że ma jeszcze trening idę do kuchni przygotować coś do jedzenia dla siebie, Mii i Pedro, który ma dwie lewe ręce i na zmianę go karmimy. Z produktów, które znajdują się na drugiej półce lodówki uczty nie zrobię, ale szybkie zapiekanki z szynką i serem jak najbardziej. Z kubkiem herbaty wracam do pokoju. Wyciągam z szafy piżamę i jeszcze przed połączeniem pędzę wziąć prysznic. Sygnał puszczony na komórkę oznacza, że w jednym z mieszkań w Bełchatowie uruchamiany jest tablet.
- Witaj Bartuś. - uśmiecham się i macham ręką na powitanie widząc jego postać.
- Cześć Jutka. - odwzajemnia gesty.
- Jezu, w końcu mogę do kogoś mówić po polsku.
- Raptem rano rozmawialiśmy. - śmieje się.
- Ale kilka minut. Uwierz, że słuchanie większą część dnia jedynie angielskiego może zawrócić w głowie, a później to już zupełna mieszanka jak każdy zaczyna gadać w swoim ojczystym.
- Ciężko?
- Trochę tak. Szczerze mówiąc nie wyobrażałam sobie takiego tempa, sprawdzania ile zapamiętujemy.
- Wygryziesz Olka z reprezentacji jeszcze.
- To mi nie grozi na pewno. Ale będę mogła bardziej zadbać o twoje plecki po powrocie. - przygryzam wargę co zauważa mimo nienajlepszej jakości obrazu.
- Julita. - przeciąga. - Nie kuś, bo i tak cię nie ma obok mnie.
- A szkoda. - przykładam palce do ekranu przejeżdżając po konturach jego twarzy.
- Damy radę! Co dzień bliżej do powrotu.
- Jeszcze długo. - markotnieję. Rozbawia mnie anegdotkami dotyczącymi chłopaków i ich szalonych pomysłów.
- I wyobrażasz sobie, że będziesz częścią tego teamu?
- Próbuję.
- A właśnie Jutka miałem dzwonić, ale nie chciałem ci przeszkadzać. Mogę skorzystać z twojego laptopa? Bo na tablecie nie mogę wszystkiego zrobić.
- Jasne, nie musiałeś pytać.
- Musiałem, bo tylko ty znasz hasło.
- Aaa, hasło to… jak myślisz?
- Nie wiem? Nie sądzę, żebyś była narcyzem i dawała swoje imię, moje też nie, prawda?
- A co próbowałeś? - droczę się z nim. - Wpisz Emilka z włączonym caps lock. Tylko wiesz, że on będzie ci się długo włączał.
- Wiem, aż tak mi się nie spieszy. Rozmawiam z tobą, więc ma trochę czasu. - opowiada mi co się w Bełchatowie dzieje, chociaż za wiele nowinek nie ma dla mnie. Ja znowu opowiadam o nowo poznanych osobach tutaj, o Emilce do której wczoraj dzwoniłam. Rozmowa trwa w najlepsze, a czas nieubłaganie szybko mija, zdecydowanie za szybko. Zegar  w dolnym pasku po prawej stronie wskazuje już grubo po północy. Oboje nas czeka ciężki dzień, ciężki tydzień. Jutro bełchatowianie ruszają do Rzeszowa, a prosto z Podkarpacia do Włoch na spotkanie w ramach Ligi Mistrzów z miejscowym Trentino.

Weekend pracowity właściwie to nie wiem kiedy minęły te dni. Od 8 do 13 wykłady, od 15 do 19 ćwiczenia. Podzieleni jesteśmy na cztery grupy. Moim opiekunem jest Uwe Hallman doświadczony terapeuta, instruktor terapii sportowej, który przez kilka lat pracował także w Polsce, jednak w klubach koszykarskich. W niedzielę mamy wolne popołudnie, udaje mi się znaleźć transmisję internetową z meczu Skra - Resovia i mimo, że ciągle się zacina śledzę poczynania chłopaków i z całych sił kibicuję moim ulubieńcom. Po dwóch godzinach zwycięsko z boiska schodzą Bełchatowianie. Wysyłam smsa do Bartka gratulując, co zawsze robie, gdy mnie nie ma na meczu.
W poniedziałek kończymy ćwiczenia dość wcześnie, bo już o 17 i wybieramy się ekipą do pobliskiego baru, by trochę się odmóżdżyć.
Podnoszę ciężkie powieki, rękę wyciągam spod kołdry poszukując telefonu. W końcu go znajduję pod poduszką i po zerknięciu na ekran wyskakuję z łóżka jak poparzona. Ubieram najbliżej leżące spodnie, koszulę w kratkę, w pośpiechu wrzucam zeszyt do torebki, botki wciągam na stopy i z kurtką w ręce zamykam pokój biegnąc do sali wykładowej.  Dzisiaj mowę prowadzi doktor Eva Baar dotyczącą stawiania diagnozy, leczenia, rehabilitacji i udzielania porad zapobiegających urazom barku i kończyn górnych, a popołudniu ćwiczenia. Kolejne dni podobnie będą wyglądać tylko tematyka inna. Popołudniu Bartek gra rewanżowe spotkanie z włoską drużyną sądziłam, że będziemy mieć w tym czasie przerwę, jednak się przeliczyłam. Wracam do pokoju z Rosjanką Zoją z którą jestem również w grupie.
- Oni nas tutaj zamęczą. Chyba Putin mniej by wymagał.
- Na polityce się nie znam, ale Zoja wytrzymasz już niecałe trzy tygodnie.
- Tylko jakoś przyzwoicie chcę zakończyć. Na którą jutro nasza grupa ma?
- Na 9. Dwie godziny wykładów na temat diagnozy i rehabilitacji odcinka piersiowego i lędźwiowego, a nie mówili nic o ćwiczeniach, więc nie wiem?
- Może nie ma?
- Dla mnie lepiej, bo miałabym czas zerknąć na materiały ze studi, które koleżanka mi wysyła.
- Ty jeszcze studiujesz?
- Tak, rozpoczęłam dwuletnią magisterkę.
- Podziwiam cię, jak to wszystko łączysz.
- Kwestia organizacji i wszystko się da. - uśmiecham się szczerze do kilka lat starszej Zoji. - Przepraszam cię, bo chętnie porozmawiałabym z tobą dłużej, ale jestem tak padnięta, że jedyne o czym marzę, to kąpiel i łóżko.
- Oczywiście, innym razem pogadamy. Dobranoc Julita. - mijam się jeszcze się z Mią życząc dobrej nocy i szybko wchodzę do pokoju zamykając drzwi za sobą. Odpalam bartkowego laptopa sprawdzam wynik meczu, który jest bardzo zadowalający. Dzięki wygranej w trzech setach chłopaki zapewnili sobie wyjście z grupy. Miałam szukać powtórki transmisji dzisiejszego meczu, lecz zmęczenie wygrało z dobrymi chęciami. Dzwonię do przyjmującego opowiadam dzisiejszy dzień, słyszę jakieś szmery, więc pewnie chłopaki delikatnie świętują dlatego nie przeszkadzając kończę połączenie. Sprawdzam pocztę, gdzie czekają na mnie pliki od Ismeny. Przesyłam je na pendriva, żeby móc wydrukować jutro na mieście. Kilka minut po 22 leżę na łóżku, a gdy już prawie udało mi się zasnąć ktoś puka do drzwi. Nie reaguję, ale ktoś jest bardzo namolny. Pewna, że tym kimś jest Pedro, który jest głodny, a sam sobie nie zrobi nic do jedzenia wstaję gadając do siebie pod nosem. Świecę światło i przekręcam klucz.
- Pedro nie licz, że będę… - milknę widząc uśmiechniętą postać.
- Cześć kochanie. - wnosi walizkę do środka, a ja tylko śledzę jego ruchy.
- Bartek? Co ty tutaj robisz?! Godzinę temu z tobą rozmawiałam przecież byłeś we Włoszech…
- Myślałem, że się bardziej ucieszysz jak przyjadę. - nieudolnie robi poważną minkę.
- Cieszę, tak bardzo cieszę! - kilka sekund później wiruję w jego objęciach ani na moment nie puszczając.
- Jutka udusisz mnie.
- Nie bój się. - spowalniam uścisk i soczyście całuję. Wypytuję skąd się tutaj wziął i na jak długo. Okazuje się, że trener dał im dzień wolnego. Reszta wróci jutro rano do Bełchatowa, a Bartek uprosił Miguela, by móc po meczu przylecieć do Sztokholmu i stąd do Polski.
- Może jesteś głodny? Pić ci się chce?
- Nie, daj spokój. Nic nie będę jadł. Wodę mam w walizce. Obudziłem cię? - macham ręką.
- Możesz mnie zawsze budzić, jeśli będziesz tutaj się pojawiał. - idziemy spać, bo oboje mieliśmy ciężki dzień, lecz rozmowom nie ma końca.
- A kto to jest Pedro?
- Kolega z kursu, Norweg. Muszę z Mią go karmić, bo sam to nawet herbaty nie umie zrobić.
- Mam się czuć zagrożony? - droczy się.
- Nie.
- To dobrze, bo musiałbym z nim pogadać.
- Zazdrośniku mój, możesz być spokojny. Nie jest ci ciasno? Bo te łóżka są jednoosobowe, a ja śpię prawie na tobie.
- I bardzo mi to odpowiada. - ciepły głos przyjemnie drażni moje ucho. Przytulam się do jego klatki, właściwie to leżę na niej, a silne ramiona otulają mnie szczelniej niż najlepsza kołdra.

Niecały dzień, który Bartek spędził w Szwecji minął zastraszająco szybko. Dobry los nam sprzyjał, gdyż miałam tylko dwie godziny wykładów, a resztę dnia wolnego dlatego mogliśmy spędzić kilka chwil tylko we dwoje.
Po rozmowie z Ismeną, sprawdzeniu poczty od wykładowcy okazuje się, że muszę na weekend przylecieć do Polski na zajęcia. Profesor Czarnota robi kolokwium, którego lepiej nie opuścić, bo później robi problem z podejściem do sesji. Nagły wylot do Polski koliduje z ćwiczeniami tutaj na miejscu, ale mam nadzieję dojść do porozumienia z opiekunem. I tak  też się staje. W czwartek popołudniu, a w piątek przed nadrobię ćwiczenia z weekendu. Zarywam noce, by być na bieżąco z materiałami teraźniejszymi z kursu plus dodatkowo ze studi, szczególnie na kolosa, którego nie wyobrażam sobie zawalić. Dzięki energetykom jakoś funkcjonuję i nie zasypiam w ciągu dnia dobrze, że Bartek tego nie widzi, bo słyszę w myślach kazanie, które mi głosi na temat skutków ubocznych tej słodkiej chemii. Starając się myśleć racjonalnie rezerwuję bilet na łódzkie lotnisko, niestety z dwoma przesiadkami. Tracę majątek kupując w ostatniej chwili bilet, jednak nie mam wyjścia.
Z Łodzi odbiera mnie Kacper, gdyż inni kierowcy są w pracy lub uziemieni brakiem samochodu. Przed północą wchodzę do pustego domu w Bełchatowie, świecę światło, walizkę odkładam w kąt i jedyne o czym marzę to łóżko. Nim tam dochodzę odświeżam się szybko w łazience i z kilkoma kartkami układam na łożu. Po drugiej w nocy zasypiam, a już cztery godziny później wstaję, by dojechać na łódzką uczelnie przed 7.45 gdzie spędzę czas do 20.50 z jedynie pół godzinną przerwą obiadową i pięcio lub dziesięciominutową między wykładami. Bełchatowianie rozgrywają kolejny mecz ligowy z trudnym przeciwnikiem z Kędzierzyna, gdzie od piątku przebywają. Nie mam czasu na szukanie powtórki spotkania, tylko w krótkiej rozmowie z Bartkiem dowiaduję się, że wygrali za trzy punkty. Mama nie daje mi spokoju, jak mogę być na miejscu i jej nie odwiedzić, jednak naprawdę nie mam za wiele czasu. Obiecuję jej wygospodarować chwilę jutro, bo zajęcia mam do 14.50, a wylot o 19.30. W drodze powrotnej zaglądam do mieszkania Bartka, jego bałagan nie specjalnie mnie zaskakuje, ale ja przyszłam po zdjęcia, które mam nadzieję podpisał. Biorę pudło kopert do siebie i do późnych godzin nocnych pakuję do wysłania. Nie spodziewałam się, aż takiego odzewu ze strony fanów.

Kolejny tydzień ucieka dość szybko. Jest odrobinę luźniejszy, udało mi się odespać zabiegany poprzedni tydzień i weekend i można powiedzieć, że jestem na bieżąco z materiałami. Tęsknię już za Polską, za moimi podopiecznymi z wolontariatu, za rodziną, a najbardziej za Bartkiem.
Loguję się na popularnym komunikatorze oczekując na połączenie. Poprawiam włosy, by dość korzystnie wyglądać przez kamerkę internetową. Klikam „odbierz” ciesząc się wewnątrz, że zaraz zobaczę ukochaną twarz.
- Co tam w Bełchatowie się dzieje?
- Pytasz o klub czy miasto?
- Powiedzmy, że o klub.
- Hmm no to bez jakiś większych zmian. Prawie codziennie treningi dla odmiany czasem nawet mecze.
- A co ty robisz wieczorami w ogóle?
- Jak widzisz rozmawiam z tobą. - podnosi kąciki ust ku górze.
- Dzisiaj, ale przez inne? Spotykaj się z chłopakami póki mnie nie ma. - szczerzę się niemiłosiernie.
- A ty mi nie pozwolisz?
- Ojj, czy ja ci kiedyś zabraniałam? Jednak będę musiała nadrobić czas rozłąki panie Kurek.
- Jestem do twojej dyspozycji panno Fedko. - energicznie rusza się na sofie nie mogąc chwilę spokojnie wysiedzieć. - A wiesz co, mam gorącego newsa! Tylko czekaj idę po sok.
- Bartek! - na nic moje wołanie, bo odstawił laptop na stół i wyszedł. Po chwili wraca z kartonem i szklanką. - Mów. - ponaglam go, lecz widząc moje zniecierpliwienie podśmiewa się nucąc coś pod nosem i w wolnym tempie nalewa soku.
- Zati wyjawił, że Karol ma dziewczynę.
- Serio?! - wybałuszam oczy. - Może i to prawda w końcu mieszka z nim to wie. Ale wiesz coś o niej?
- Dziewczyna to dziewczyna, cóż mam więcej wiedzieć? Imię ma też na K, ale nie pamiętam.
- Bartek… - przeciągam z zawodem w głosie.
- Niedługo wracasz, to będziesz z Alą śledzić znając was. - oburzam się starając nie ulec jego maślanym oczom. Przedstawiam mu plan zajęć na najbliższe dni, szczegółowo opowiadając każdy dzień. Mogę z nim rozmawiać „o niczym” byle tylko móc cieszyć się jego głosem i widokiem.
- Ja już będę szła, o 6 muszę wstać. Jeszcze dziewięć dni i będę w Polsce. - rozmarzam się.
- Uprzedź mamę,  że ja cię odbieram z lotniska.
- Ale ty będziesz na wyjeździe.
- Nie, w poniedziałek gramy zaległy mecz, a we wtorek wracamy. Ty przylatujesz wieczorem, więc na pewno będę.
- Okej, śpij dobrze.  - macham na pożegnanie, wyłączam komputer i kładę się do łóżka.

Przed ostatni dzień kursu jest stresujący dla wszystkich uczestników. Dzisiaj sprawdzona zostanie nasza wiedza, którą nabyliśmy. O 9 mamy egzamin teoretyczny, a od 14 każda grupa przedstawia swoje umiejętności praktyczne. Jutro przed południem będą wyniki, a zaś wczesnym popołudniem wręczenie dyplomów. Nie mamy dostępu do informacji o zdawalności ani poziomie trudności oceny.
- Mia, gotowa? - wchodzę do pokoju koleżanki.
- Chyba już nic nie umiem. - stoi przed lustrem malując rzęsy. Siadam na skraju łóżka czekając na nią aż będzie gotowa do wyjścia.
- Spokojnie, postaraj się o tym nie myśleć. Patrz, Pablo wczoraj był na imprezie i w ogóle nie martwi się dzisiejszym egzaminem.
- Takiego podejścia jak on ma, to chyba nikt nie ma. Przynajmniej ja tak nie potrafię. - pakuje materiały do torebki.
- Ja też. - staram się nie pogłębiać naszych nostalgicznych nastroi. Wstaję, przeglądam się w lustrze, na usta przyklejam uśmiech i z piersią do przodu zmierzamy do budynku obok na ostateczną egzekucję.
                                                                                                                                            

Witam. Święta, święta i już po.
Forma kursu Juty totalnie zmieszana, wręcz niemożliwa, by była realna. Jednak mi taka pasowała.
Nie obiecuję, czy za tydzień na 100% będzie nowość.
Ściskam :*

Kochane, życzę Wam udanego wejścia do Nowego Roku! Oby był lepszy od kończącego.
Dla mnie w pewien sposób 2013 był/jest szczególny, bo poznałam wiele fantastycznych osób wśród Was, z kilkoma nadal utrzymuję kontakt, co jest naprawdę budujące. Nie znikajcie tak szybko z mojego życia :*
Dla tych które piszą, życzę wiele weny i takiego rozplanowania zajęć, żebyście mogły na chwilę oderwać się od rzeczywistości, a dla czytających przyjemności z tego płynącej.

11 komentarzy:

  1. Hej:-) chyba nie będę oryginalna jak napiszę, że rozdział jak zwykle fantastyczny:)
    Również wszystkiego naj, naj, najlepszego w Nowym Roku:*
    a ja czekałam, czekam i obiecuję, że w tym Nowym Roku też będę czekać na kolejne rozdziały :D
    A.

    OdpowiedzUsuń
  2. No to Juta dobrze sobie radzi na tym kursie oby udało jej się go zdać. Bartek wspiera ją chociaż nie może być obok ale duchem na pewno jest:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Julita na pewno przywiezie z kursu do Bełchatowa papierek potwierdzający jej kwalifikacje zawodowe :) Mimo, że był dość wymagający to sobie radziła godząc kurs z zaliczeniem na studiach.
    Bartkowi bardzo zależy na Julicie skoro przyleciał do niej prosto z meczu i po spędzeniu zaledwie kilku godzin razem wrócił do Bełchatowa :) Jednak już niedługo będą mogli się sobą nacieszyć :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja się nigdzie nie wybieram i nigdzie nie uciekam Bejbe! ;*
    Nie wiem dlaczego, ale życie na takich obrotach, jak Jutka mojej osobie bardzo by odpowiadało. :P Przynajmniej nie miała czasu na myślenie i głupie użalanie się nad losem :D Jestem tego osobistym przykładem, choć moje życie jest mniej zakręcone, niż te tu opisane. Matko Bosko, gdzie taki Bartek chodzi po świecie, bo ja takiego chcę! Żeby przylecieć na parę godzin do obcego kraju. Matko, ale on musi ją kochać *.*
    Niech wraca szybko, z wyróżnieniem zda ten egzamin i będzie wszystko wspaniale! *.*
    Ty wiesz, czego nie mogę się doczekać i wiem, że Ty też tego się nie możesz doczekać :P
    Ściskam Moja Kochana! ;*
    Tobie też wszystkiego dobrego w Nowym Roku i dużo WENY! <3
    Twoja Happcinka! ;* <3

    OdpowiedzUsuń
  5. ale ten Bartek to jest. Kochany facet. Leciec taki kawał żeby spotkac się z ukochaną. Co ta miłośc robi z ludźmi. Ja tam czekam co ciekawego wymyślisz jak Julita wróci do Polski. I ta nowa dziewczyna Kłosa! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział!!
    Nie mogę się doczekać następnego.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak tu dobrze! :D Jak tęskniłam :D
    Nadrobiłam wszystko i cholernie cieszę się, że Kurek jest tu takim kochanym brzdącem! ;*
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :D

    OdpowiedzUsuń
  8. rezerwuję sobie miejsce i wracam z komentarzem po Sylwestrze <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Julita, ja to bym chciała mieć tyle wytrwałości i zdolności co ty... -.-
    Oby zdane i zapieczętowane! Bartuś się spisał, prawdziwy romantyk. Poświęca się, przyjeżdża specjalnie i nawet nie zrzędzi! :D
    Ach te papużki nierozłączki, aż mi się cieplej zrobiło jak o nich przeczytałam :)
    Miśku, zawsze i wszędzie jestem do Twojej dyspozycji!
    S. :*

    OdpowiedzUsuń
  10. na blogz trafilam przypadkowo, polknelam go w dwa i pol dnia, suuper ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Przepraszam na początku, że docieram tak późno, ale mówiłam ci o wszystkim wczoraj...
    No rzeczywiście to szkolenie mało realne, ale jak to gadałyśmy, to tylko fikcja literacka :D
    A Bartek jak się postarał. Zmęczony gnał na lotnisko, potem samolotem, żeby się spotkać z Julitką. To takie miłe zarówno dla niego, bo miał kto mu na klacie spać, a dla niej, bo miała na kim spać :D
    Kurde, ja już tu czekam na to, co mi wczoraj o dalszym ciągu tej historii mówiłaś :P
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń