piątek, 15 listopada 2013

40.



Sen, podobno najlepsze lekarstwo na wszystko. Pielęgniarki odpowiednio dbają o mnie podając białe okrągłe tabletki powodujące regenerację organizmu w ciągu snu. Dla mnie jest to o tyle korzystne, że nie myślę, nie muszę. Odpoczywam fizycznie i psychicznie.
Budzą mnie odgłosy dochodzące z korytarza popularnych ‘drewniaków’ w których lubi chodzić służba szpitalna, słyszę także skrzypienie przewożonego łóżka i mnóstwo kroków bliskich, którzy odwiedzają chorych czy samych pacjentów robiących z korytarza spacerniak. Leżę na wznak z głową odchyloną w stronę okna, jednak coś mnie bardzo uwiera w prawą dłoń. Wenflon wprowadzony do żyły przy pomocy stalowej igły wbija swym ostrzem niemiłosiernie w kości śródręcza. Odwracam głowę chcąc sprawdzić co się dzieje lub wezwać magicznym przyciskiem nad łóżkiem pielęgniarkę, by wymieniła wadliwą igłę. Zamieram widząc postać siedzącą przede mną, która delikatnie ściska moją dłoń sprawiając nieświadomie mi ból. Krzywię się na co szybko puszcza dłoń łapiąc jedynie za opuszki palców. Nie odzywa się nic, tylko patrzy tym smutnym wzrokiem, wręcz skatowanym, niewyspanym, zmęczonym. Widzę jak drży mu dolna warga, krople potu gromadzą na skroni, a dłonie są przeraźliwie zimne.
- Przepraszam. - wykrztusza ledwo słyszalnie.
- Co ty tutaj robisz? Powinieneś być na treningu o tej porze.
- Nieważny trening. Nie zdążyłem.
- Boże, Bartek, gdzie nie zdążyłeś? - patrzy zahipnotyzowany na mnie nie mrużąc powiek, jest przeraźliwie blady, dziwny, jak opętany. - Dobrze się czujesz?
- Byłem rano, a ciebie już wzięli na zabieg. Lekarz nie pozwolił mi tutaj wejść skłamałem, że jestem twoim narzeczonym. Jezu, jaki ja byłem głupi. Jaki ja jestem głupi! Tak bardzo cię kocham, a tak bardzo zawiodłem. Jeśli nie chcesz mnie widzieć, wyjdę stąd. Tylko proszę powiedz coś. - cały się trząsł. Z lewego oka popłynęła pojedyncza łezka, którą próbował ukryć. Tak masywnie zbudowany facet okazuje się być kruchy wewnątrz.
- Daj mi dojść do słowa. - przerywam, budząc w nim jeszcze większą niepewność i przeogromną bezradność. Wyswobadzam dłoń z uścisku jego rąk. Bije się z myślami, mam wrażenie, że tym gestem czuje się przegrany, jego oczy tracą blask, a ja? Unoszę dłoń ku górze i delikatnie przejeżdżam po bartkowych włosach, by w końcu otrzeć spadającą łzę. - Dlaczego taki byłeś? Tak szorstki i oziębły wobec mnie?
- Co mam ci powiedzieć? Że byłem zły, że zgodziłaś się na przeszczep? Nie wiem, chyba swoją złością chciałem wzbudzić w tobie zmianę decyzji. Bałem się komplikacji. A teraz jest mi tak wstyd, czuję się jak ostatni cham i egoista, który widzi tylko czubek własnego nosa.
- Dobrze, że mówisz prawdę choćby najgorszą, a nie kłamiesz. Proszę wracaj do Spały masz się przygotowywać do mistrzostw.
- Wybaczysz mi?
- Daj mi o tym pomyśleć. - dyplomację opanowałam do perfekcji. Posłusznie wstał nachylając się jeszcze nade mną, szybko odwróciłam głowę by nie zetknąć swoich ust z jego malinowymi. Mokrymi wargami zostawił ślad na moim czole.

Całą noc myślałam o tym wszystkim. O mnie, o Bartku, o nas. Pielęgniarka wieczorem przyniosła kolejną porcję białych tabletek powodujących szybki, spokojny sen. Tym razem przechytrzyłam służbę zdrowia wrzucając do muszli klozetowej proszek.
Rzucam się z boku na bok, ściskam w dłoniach pościel, przytulam policzek do bawełnianej poszewki, ale to nie to, bo nic nie równa się z czułością Bartka. Muszę do niego zadzwonić i powiedzieć co myślę, bo nasze nieporozumienie nie może wpłynąć na jego formę. Nie pozwolę, żeby przed tak ważną imprezą sportową spalił się nim ona się zacznie. Wcześniej wyładowywał swą frustrację na piłce co było korzystne dla całego zespołu, lecz teraz on się boi, jest bezradny i jedyne czym może to skutkować, to jego blokadą psychiczną jak i fizyczną.  Nie wiem czy się zobaczymy przed ME, raczej nie, bo oni prosto z ośrodka polecą do Gdańska, a ja pojawiam się dopiero na meczach. Dzisiaj powinnam wyjść ze szpitala, więc później zadzwonię do niego, by go uspokoić.

- Pani Julito, jest pani tak sympatyczną pacjentką, że zatrzymamy panią co najmniej do jutra. - uśmiechnął się lekarz wpisując coś do karty zdrowia podczas obchodu.
- Ale dlaczego? Miałam dzisiaj wyjść.
- Ma pani podwyższoną temperaturę, a nie możemy żadnych objawów lekceważyć, żeby nie doszło do infekcji.
- To, że się znakomicie czuję nie ma żadnego wpływu? - pokręcił głową puszczając oczko. Doktor Malinowski jest bardzo miły, a co najważniejsze z poczuciem humoru.
Rodzinka mnie odwiedziła, dziewczyny także na szczęście zostawiły kilka gazet, bo można się zanudzić w tych czterech ścianach. Niestety nie mam żadnej współlokatorski na sali w której leżę. Zmęczona czytaniem kładę się  w nowoczesnym łóżku łódzkiego szpitala delektując się muzyką dostarczaną ze słuchawek odtwarzacza.

***
Świat zostaw w tyle, jeśli Ona, wszystkim jest co dziś masz.
Zostaw świat, nim się przekonasz, że bez Niej nic nie jest wart.
Świat zostaw za sobą, dumę schowaj, biegnij za Nią co tchu.
A kiedy dogonisz weź w ramiona, zanim będzie już za późno...

Muszę do niej jechać. Muszę. Spróbować naprawić coś, co mogę stracić przez własną głupotę. Dlaczego nie słuchałem ojca? Dlaczego od razu nie pojechałem do niej? Teraz za późno na gdybanie. Jeśli ona będzie chciała na mnie patrzeć, to okaże się, że taki idiota jak ja, ma odrobinę szczęścia i kobietę, która jest warta wszystkiego co najlepsze na tym świecie.
- Trenerze, mogę zwolnić się z treningu?
- Bartek, ty w szkole jesteś czy w reprezentacji? Wczoraj miałeś wolne.
- Trenerze proszę. Muszę załatwić sprawę z Julitą póki jesteśmy w Spale.
- Okej. - delikatnie się uśmiecha lustrując mnie swym wzrokiem. - Nie zmarnuj tej okazji, bo cie wyrzucę z ekipy jeszcze przed mistrzostwami. - śmieje się.
- Dziękuję.
- Pozdrów naszą fizjoterapeutkę.
- Jasne.
***

- Bartek? - w drzwiach staje jego postać. Zbliża się wolnym krokiem z niepewnym uśmiechem. Podchodzi do mnie delikatnie dotykając policzka swoimi ustami.
- We własnej osobie, cześć. Jak się czujesz? - przysuwa krzesło i siada obok.
- Dobrze. Ale dlaczego ty tutaj jesteś, a nie na zgrupowaniu?
- Trener zwolnił mnie z popołudniowego treningu.
- Okej. Chodź wyjdziemy na krótki spacer. - założyłam szlafrok i korzystając z uroków złotej polskiej jesieni wyszliśmy pooddychać świeżym powietrzem, które mam nadzieję doda mi odwagi.  - Możemy pogadać? - przerwałam trudną do zniesienia ciszę. W głowie mam ułożonych kilka wersji rozmowy, jednak mimo obmyślonego planu nie wiem jak zacząć, brakuje mi słów, język grzęźnie w gardle.
- A mogę ja coś powiedzieć?
- Jasne..
- Julita. - zawiesił głos przy okazji łapie mnie za rękę. - Bo ja to przemyślałem. Ty jesteś za dobra dla mnie, zbyt wyrozumiała. Nie zasługuję na kogoś tak szlachetnego jak ty. - przyspiesza oddech świdrując mnie od wewnątrz.
- Bartuś, co ty wygadujesz? - zaskoczona instynktownie głaszczę jego twarz. Czuję pod ręką jak krew pulsuje w jego obiegu, jak bardzo się denerwuje. - Przecież ja ciebie kocham. Owszem, nie popisałeś się swoim zachowaniem, ale jesteś dla mnie NAJWAŻNIEJSZY. Trzeba brać i dawać, kochać też za wady nie tylko za zalety i umieć doceniać starania drugiej osoby. Chcę zapomnieć o tym co było i żyć chwilą obecną. Chcę czuć, że jestem ci potrzebna. Kochać cię każdą chwilą istnienia. Słyszysz?!  A ty? Kochasz mnie? - wyrwałam go z hibernacji.
- Bardziej niż wczoraj, ale mniej niż jutro. Przepraszam. - pewny głos siatkarza dźwięczał w moich uszach.
- Jeszcze jedno. Masz nie zawracać sobie głowy tym co się ostatnio działo. Masz w pełni zająć się siatkówką. Jesteś profesjonalnym sportowcem potrafisz się wyciąć, wyjaśnimy sobie zupełnie wszystko po mistrzostwach. Tylko uśmiechnij się do mnie, proszę. - pozwalam się dać przytulić i chłonę jego uśmiech. Zbliżamy swoje usta łącząc w krótkim pocałunku, delikatniejszym niż nasz pierwszy.  
- Wracamy? Zmarzniesz zaraz.
- Pod warunkiem, że ty w końcu zaczniesz przykładać się do treningów, a nie będziesz zwalniał i jeździł do mnie.
- Dobrze. - przytula mnie mocniej, całuje w głowę i wypuszcza głośno powietrze zgromadzone w płucach. Wracamy na oddział. Lekarz kręci głową, chyba mój spacer mu się nie spodobał, jednak odwzajemnia uśmiech. Żegnam się z Bartkiem i układam wygodnie w łóżku. Nie jest to, to samo co w domu, ale już nie marudzę, mam nadzieję, że jutro zostanę wypisana ze szpitala. Po raz setny przemyślam wszystko układając w całość. Każde doświadczenie czegoś nas uczy, cementuje nasz związek.

Wszystko przebiegło zgodnie z planem. W środę opuściłam łódzki szpital, mama zabrała mnie do siebie i karmi czym może, a ja niedługo będę bawić się w anorektyczkę i chować  jedzenie po kieszeniach, a później karmić leśne ptaki.
- Mamuś, jutro wracam do siebie. - spokojnie informuję nadopiekuńczą rodzicielkę.
- Nie ma mowy! Dopiero co wyszłaś ze szpitala.
- Tak, pół tygodnia temu. Mamo umówiłam się z Alą, i jutro jedziemy odwiedzić Anetę i Bogdana.
- Tego żołnierza?
- Tak. Poznam go. - uśmiecham się szeroko.
- Juta, ty masz Bartka z tego co wiem. - patrzy spod okularów na mnie upijając łyk kawy.
- Wiem, dobrze wiem. Po za tym nie podbieram chłopaków przyjaciółkom, w ogóle nie bawię się w podbieranie chłopaków! Mamo, za kogo ty mnie uważasz?!
- Od kiedy z ciebie taki nerwus?
- Nie masz co odpowiedzieć i już nerwus ze mnie… - pokornieję.
Bogdan świetnie przechodzi rehabilitację. Po krótkiej wizycie w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie i zrobieniu kompleksowych badań znalazło się kilka dodatkowych drobnych urazów, które w szybkim czasie powinny być wyleczone. Aneta cała w skowronkach mając u boku swojego żołnierza. Obawiałam się troszkę tego spotkania. Zawodowy żołnierz w mojej świadomości, to wysoki, zbudowany, ścięty prawie na łyso, gburowaty facet. Chłopak Anety okazał się zupełnym przeciwieństwem, no może tylko zgadza się, że jest wysoki, ale bardzo sympatyczny i żartobliwy.
W drodze powrotnej od Anety, Ala zatrzymała się u mnie na noc. Zaczęłyśmy szukać jakiegoś noclegu na okres mistrzostw, lecz kilka dni przed finałami ciężko znaleźć w miarę niedrugi hotel, bo o motelu czy pensjonacie możemy pomarzyć.
- Najwyżej będziemy spać na dworcu. - śmieję się odrzucając kolejną ofertę pięciogwiazdkowego hotelu.
- Może zostaniemy, co? Możemy ich dopingować przed telewizorem. - marszczę brwi patrząc na przyjaciółkę.
- Zwariowałaś? Chociaż byśmy miały majątek stracić, to i tak pojedziemy do chłopaków!
- Nie zapłacę 600zł za noc.
- Wyjdzie po 300zł, bo pokój dwuosobowy. Wiesz jakie wygody tam będą. - rozmarzyłam się czytając ofertę.
- Nie i koniec.
- To ja zapłacę! Sknero ty. - dalej szukałam wolnych pokoi, tym razem na tablicy ogłoszeń, może ktoś rezygnuje z wynajmu, jednak nie mam szczęścia. Otrzymuję smsa od Bartka z treścią czy nie śpię. Jasne, że przed 22 nie śpię, oddzwaniam do niego z zapytaniem co chce.
- Jutro powinien być u ciebie kurier z biletami na nasze mecze i rezerwacją motelu na czas spotkań. Pokój masz dwuosobowy, więc nie wiem czy ktoś z twojej rodziny będzie z tobą czy Ala? - z każdym jego słowem szerzej otwierałam oczy niedowierzając w to co mówi.
- Ja nie mogę tego przyjąć, nie możesz tyle za nas płacić. - trzeźwo oceniłam.
- Za bilety nie płacimy, a strona internetowa motelu jest w przebudowie, od miesiąca mają problem z rezerwacją internetową, więc z tej racji tylko osobiście można zamawiać pokój. Nie było pojedynczego dlatego wziąłem ‘dwójkę’ po naprawdę niskiej cenie.
- Bartek, nie chcę żebyś w formie odkupienia win organizował mój pobyt.
- Jak mogłaś tak pomyśleć? - w głosie wyczułam zawód. - Halo? Jesteś tam?
- Jestem, przepraszam.
- Okej. Masz prawo tak myśleć, ale… - przerwałam.
- Nie mam prawa. Dziękuję, tak bardzo. Do zobaczenia w piątek. - rozłączyłam się. Automatycznie palcem przejeżdżam po dotykowym ekranie na którym widnieje twarz mojego siatkarza z Emilką na rękach. Jedno z pierwszych zdjęć, gdy oficjalnie byliśmy  już razem zrobione w wesołym miasteczku.
- Co ten twój księciunio chciał?
- A prosił żebym cię poinformowała, że będziesz miała gdzie podziać dupsko w Gdańsku.
- Jak to? - wstała, by znowu usadowić się obok mnie przy okazji lądując na mnie.
- Ała! Ala biodra mnie bolą!
- Przepraszam. - zaczęła masować moje obolałe kości.
- Niestety twoje ręce nie czynią cudów. - ułożyłam usta w podkówkę. - Bartek załatwił nam w motelu pokój dwuosobowy robiąc prezent.
- Serio? - piszczała. - Wiesz co? Kocham tego twojego Kurka. - zaśmiała się.
- Ala, masz swojego Pawła i nim się interesuj. - nasze słowne przepychanki nie były żadną nowością, bo uwielbiałyśmy sobie dogryzać, a mimo to kochać siostrzaną miłością.

Mając tatę i brata pilotem nie trudno załatwić lot. Droga samochodem, bo nie wspominam nawet o pociągu zajęłaby szmat czasu, a podniebna trwała raptem ponad godzinę. Rozpakowujemy się z Alą w wynajętym pokoju. Dość schludny jak na motel.
Przygotowane by w pełni kibicować wraz z innymi fanami naszym siatkarzom spacerkiem udajemy się w stronę hali. Tłumy kibiców gromadzą się na trybunach. Siadam z Alą w wyznaczonych miejscach, obok mnie jest Zbyszek z Sylwią. Niestety kontuzja okazała być się na tyle poważna, że wykluczyła go z gry. Wszyscy razem emocjonujemy się spotkaniem, jednak ciągle Polacy kontrolowali wynik i odnoszą pierwsze zwycięstwo w tegorocznych ME.
W sobotę powtórka piątkowego spotkania, również zwycięstwo 3-1. Po każdym meczu Bartek podbiega do mnie dosłownie na moment. Wymieniamy dwa , trzy zdania, dostaje buziaka w ramach gratulacji i z powodzeniem na kolejny mecz i ucieka wraz z resztą chłopaków do szatni.
Ostatni mecz fazy grupowej miał być miły, lekki i przyjemny. Awans miał być tylko formalnością. Chwila rozkojarzenia odmieniła losy meczu na korzyść rywali. Musieliśmy przyjąć z godnością porażkę 2-3 i chłopaki zamiast odpocząć kilka dni, muszą szybko zregenerować siły na przeciwnika w barażach. Sport bywa niewdzięczny.
                                                                                                                                                                

Cześć :*
Zaskoczone? No chyba nie.  
Przeżyłam ten tydzień, żyję. Urząd nie ucierpiał. It's ok! Nie wiem co więcej napisać? Do kolejnego.
Ściskam ciepło ;*

Nowość na - twoja dwulicowość

6 komentarzy:

  1. Dobrze, że Bartek poszedł po rozum do głowy:) Przyjechał do Julity chociaż późno ale liczy się to, że jest. Stara się odbudować zaufanie do siebie jak na razie w miarę dobrze mu idzie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. oo punktualnie jak fajnie ;) rozdział świetny :) !!

    OdpowiedzUsuń
  3. ten Kurek to takie duże, przestraszone dziecko. Ale dobrze, że się ogarnął. A Julita... cóż, od pobrania szpiku chyba jeszcze nikt nie umarł. Przecież to tylko trochę zabranej krwi, albo nieco szpiku podebranego z kości biodrowej. A ten baraż... echhhhh... moja ręka i gardło wciąż to pamiętają. Dobrze, że nie pamięta Polsat i mnie nie przyuważyli na tych trybunach. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bartek w końcu poszedł po rozum do głowy, przyjechał do szpitala, wyraził skruchę i w końcu między nimi jest tak jak być powinno :) Szkoda tylko, że tyle czasu mu to zajęło i nie przyjechał chociażby przed zabiegiem.
    Julita tu się martwi o to, że nie będzie miała gdzie spać w Gdańsku, a jej wspaniałomyślny chłopak wszystko załatwia. Bosszz są jeszcze tacy? Bo ja nie trafiłam jeszcze na mistrza organizacji :P
    Mam nadzieje, że Twoja wersja mistrzostwa jest nieco milsza od tej w realu ;)
    Ściskam! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta dziewczyna musi jeszcze nad tym naszym Bartkiem pracować! No ale takie momenty są miłe. Kurek w końcu (?) zmądrzał. Ma szczęście, że nie za późno. Ale przecież co złego, to nie on.
    Ej, ale zrobisz tak, że te Mistrzostwa tutaj będą udane, prawda? :c

    Całuje mocno! ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja to sie w sumie ciesze ze Jutka tak szybko nie ulegla Bartkowi, w sensie ze nie darowala mu tej sytuacji na przyslowiowe piekne oczy. Kurek zachowal sie jak kutas, totalny egoista, na dodatek zrobil to w momencie, kiedy jego kobieta potrzebowala wsparcia, opieki.. Kochaja sie i jest cacy ale mi tu ciagle cos nie gra, nie wiem dlaczego..
    Buzia:*

    OdpowiedzUsuń