Sen, podobno
najlepsze lekarstwo na wszystko. Pielęgniarki odpowiednio dbają o mnie podając
białe okrągłe tabletki powodujące regenerację organizmu w ciągu snu. Dla mnie
jest to o tyle korzystne, że nie myślę, nie muszę. Odpoczywam fizycznie i
psychicznie.
Budzą mnie
odgłosy dochodzące z korytarza popularnych ‘drewniaków’ w których lubi chodzić
służba szpitalna, słyszę także skrzypienie przewożonego łóżka i mnóstwo kroków
bliskich, którzy odwiedzają chorych czy samych pacjentów robiących z korytarza
spacerniak. Leżę na wznak z głową odchyloną w stronę okna, jednak coś mnie
bardzo uwiera w prawą dłoń. Wenflon wprowadzony do żyły przy pomocy stalowej
igły wbija swym ostrzem niemiłosiernie w kości śródręcza. Odwracam głowę chcąc
sprawdzić co się dzieje lub wezwać magicznym przyciskiem nad łóżkiem
pielęgniarkę, by wymieniła wadliwą igłę. Zamieram widząc postać siedzącą przede
mną, która delikatnie ściska moją dłoń sprawiając nieświadomie mi ból. Krzywię
się na co szybko puszcza dłoń łapiąc jedynie za opuszki palców. Nie odzywa się
nic, tylko patrzy tym smutnym wzrokiem, wręcz skatowanym, niewyspanym,
zmęczonym. Widzę jak drży mu dolna warga, krople potu gromadzą na skroni, a
dłonie są przeraźliwie zimne.
-
Przepraszam. - wykrztusza ledwo słyszalnie.
- Co ty
tutaj robisz? Powinieneś być na treningu o tej porze.
- Nieważny
trening. Nie zdążyłem.
- Boże,
Bartek, gdzie nie zdążyłeś? - patrzy zahipnotyzowany na mnie nie mrużąc powiek,
jest przeraźliwie blady, dziwny, jak opętany. - Dobrze się czujesz?
- Byłem
rano, a ciebie już wzięli na zabieg. Lekarz nie pozwolił mi tutaj wejść
skłamałem, że jestem twoim narzeczonym. Jezu, jaki ja byłem głupi. Jaki ja
jestem głupi! Tak bardzo cię kocham, a tak bardzo zawiodłem. Jeśli nie chcesz
mnie widzieć, wyjdę stąd. Tylko proszę powiedz coś. - cały się trząsł. Z lewego
oka popłynęła pojedyncza łezka, którą próbował ukryć. Tak masywnie zbudowany
facet okazuje się być kruchy wewnątrz.
- Daj mi
dojść do słowa. - przerywam, budząc w nim jeszcze większą niepewność i
przeogromną bezradność. Wyswobadzam dłoń z uścisku jego rąk. Bije się z
myślami, mam wrażenie, że tym gestem czuje się przegrany, jego oczy tracą
blask, a ja? Unoszę dłoń ku górze i delikatnie przejeżdżam po bartkowych
włosach, by w końcu otrzeć spadającą łzę. - Dlaczego taki byłeś? Tak szorstki i
oziębły wobec mnie?
- Co mam ci
powiedzieć? Że byłem zły, że zgodziłaś się na przeszczep? Nie wiem, chyba swoją
złością chciałem wzbudzić w tobie zmianę decyzji. Bałem się komplikacji. A
teraz jest mi tak wstyd, czuję się jak ostatni cham i egoista, który widzi
tylko czubek własnego nosa.
- Dobrze, że
mówisz prawdę choćby najgorszą, a nie kłamiesz. Proszę wracaj do Spały masz się
przygotowywać do mistrzostw.
- Wybaczysz
mi?
- Daj mi o
tym pomyśleć. - dyplomację opanowałam do perfekcji. Posłusznie wstał nachylając
się jeszcze nade mną, szybko odwróciłam głowę by nie zetknąć swoich ust z jego
malinowymi. Mokrymi wargami zostawił ślad na moim czole.
Całą noc
myślałam o tym wszystkim. O mnie, o Bartku, o nas. Pielęgniarka wieczorem
przyniosła kolejną porcję białych tabletek powodujących szybki, spokojny sen.
Tym razem przechytrzyłam służbę zdrowia wrzucając do muszli klozetowej proszek.
Rzucam się z
boku na bok, ściskam w dłoniach pościel, przytulam policzek do bawełnianej
poszewki, ale to nie to, bo nic nie równa się z czułością Bartka. Muszę do
niego zadzwonić i powiedzieć co myślę, bo nasze nieporozumienie nie może wpłynąć
na jego formę. Nie pozwolę, żeby przed tak ważną imprezą sportową spalił się
nim ona się zacznie. Wcześniej wyładowywał swą frustrację na piłce co było
korzystne dla całego zespołu, lecz teraz on się boi, jest bezradny i jedyne
czym może to skutkować, to jego blokadą psychiczną jak i fizyczną. Nie wiem czy się zobaczymy przed ME, raczej
nie, bo oni prosto z ośrodka polecą do Gdańska, a ja pojawiam się dopiero na
meczach. Dzisiaj powinnam wyjść ze szpitala, więc później zadzwonię do niego,
by go uspokoić.
- Pani
Julito, jest pani tak sympatyczną pacjentką, że zatrzymamy panią co najmniej do
jutra. - uśmiechnął się lekarz wpisując coś do karty zdrowia podczas obchodu.
- Ale
dlaczego? Miałam dzisiaj wyjść.
- Ma pani
podwyższoną temperaturę, a nie możemy żadnych objawów lekceważyć, żeby nie
doszło do infekcji.
- To, że się
znakomicie czuję nie ma żadnego wpływu? - pokręcił głową puszczając oczko.
Doktor Malinowski jest bardzo miły, a co najważniejsze z poczuciem humoru.
Rodzinka
mnie odwiedziła, dziewczyny także na szczęście zostawiły kilka gazet, bo można
się zanudzić w tych czterech ścianach. Niestety nie mam żadnej współlokatorski
na sali w której leżę. Zmęczona czytaniem kładę się w nowoczesnym łóżku łódzkiego szpitala
delektując się muzyką dostarczaną ze słuchawek odtwarzacza.
***
Świat zostaw w tyle, jeśli Ona, wszystkim
jest co dziś masz.
Zostaw świat, nim się przekonasz, że bez Niej nic nie jest wart.
Świat zostaw za sobą, dumę schowaj, biegnij za Nią co tchu.
A kiedy dogonisz weź w ramiona, zanim będzie już za późno...
Zostaw świat, nim się przekonasz, że bez Niej nic nie jest wart.
Świat zostaw za sobą, dumę schowaj, biegnij za Nią co tchu.
A kiedy dogonisz weź w ramiona, zanim będzie już za późno...
Muszę do
niej jechać. Muszę. Spróbować naprawić coś, co mogę stracić przez własną
głupotę. Dlaczego nie słuchałem ojca? Dlaczego od razu nie pojechałem do niej?
Teraz za późno na gdybanie. Jeśli ona będzie chciała na mnie patrzeć, to okaże
się, że taki idiota jak ja, ma odrobinę szczęścia i kobietę, która jest warta
wszystkiego co najlepsze na tym świecie.
- Trenerze,
mogę zwolnić się z treningu?
- Bartek, ty
w szkole jesteś czy w reprezentacji? Wczoraj miałeś wolne.
- Trenerze proszę.
Muszę załatwić sprawę z Julitą póki jesteśmy w Spale.
- Okej. -
delikatnie się uśmiecha lustrując mnie swym wzrokiem. - Nie zmarnuj tej okazji,
bo cie wyrzucę z ekipy jeszcze przed mistrzostwami. - śmieje się.
- Dziękuję.
- Pozdrów
naszą fizjoterapeutkę.
- Jasne.
***
- Bartek? -
w drzwiach staje jego postać. Zbliża się wolnym krokiem z niepewnym uśmiechem. Podchodzi
do mnie delikatnie dotykając policzka swoimi ustami.
- We własnej
osobie, cześć. Jak się czujesz? - przysuwa krzesło i siada obok.
- Dobrze.
Ale dlaczego ty tutaj jesteś, a nie na zgrupowaniu?
- Trener
zwolnił mnie z popołudniowego treningu.
- Okej.
Chodź wyjdziemy na krótki spacer. - założyłam szlafrok i korzystając z uroków
złotej polskiej jesieni wyszliśmy pooddychać świeżym powietrzem, które mam
nadzieję doda mi odwagi. - Możemy
pogadać? - przerwałam trudną do zniesienia ciszę. W głowie mam ułożonych kilka
wersji rozmowy, jednak mimo obmyślonego planu nie wiem jak zacząć, brakuje mi
słów, język grzęźnie w gardle.
- A mogę ja
coś powiedzieć?
- Jasne..
- Julita. -
zawiesił głos przy okazji łapie mnie za rękę. - Bo ja to przemyślałem. Ty
jesteś za dobra dla mnie, zbyt wyrozumiała. Nie zasługuję na kogoś tak szlachetnego
jak ty. - przyspiesza oddech świdrując mnie od wewnątrz.
- Bartuś, co
ty wygadujesz? - zaskoczona instynktownie głaszczę jego twarz. Czuję pod ręką
jak krew pulsuje w jego obiegu, jak bardzo się denerwuje. - Przecież ja ciebie
kocham. Owszem, nie popisałeś się swoim zachowaniem, ale jesteś dla mnie
NAJWAŻNIEJSZY. Trzeba brać i dawać, kochać też za wady nie tylko za zalety i
umieć doceniać starania drugiej osoby. Chcę zapomnieć o tym co było i żyć
chwilą obecną. Chcę czuć, że jestem ci potrzebna. Kochać cię każdą chwilą
istnienia. Słyszysz?! A ty? Kochasz
mnie? - wyrwałam go z hibernacji.
- Bardziej
niż wczoraj, ale mniej niż jutro. Przepraszam. - pewny głos siatkarza dźwięczał
w moich uszach.
- Jeszcze
jedno. Masz nie zawracać sobie głowy tym co się ostatnio działo. Masz w pełni
zająć się siatkówką. Jesteś profesjonalnym sportowcem potrafisz się wyciąć,
wyjaśnimy sobie zupełnie wszystko po mistrzostwach. Tylko uśmiechnij się do mnie,
proszę. - pozwalam się dać przytulić i chłonę jego uśmiech. Zbliżamy swoje usta
łącząc w krótkim pocałunku, delikatniejszym niż nasz pierwszy.
- Wracamy?
Zmarzniesz zaraz.
- Pod
warunkiem, że ty w końcu zaczniesz przykładać się do treningów, a nie będziesz
zwalniał i jeździł do mnie.
- Dobrze. -
przytula mnie mocniej, całuje w głowę i wypuszcza głośno powietrze zgromadzone
w płucach. Wracamy na oddział. Lekarz kręci głową, chyba mój spacer mu się nie
spodobał, jednak odwzajemnia uśmiech. Żegnam się z Bartkiem i układam wygodnie
w łóżku. Nie jest to, to samo co w domu, ale już nie marudzę, mam nadzieję, że
jutro zostanę wypisana ze szpitala. Po raz setny przemyślam wszystko układając
w całość. Każde doświadczenie czegoś nas uczy, cementuje nasz związek.
Wszystko
przebiegło zgodnie z planem. W środę opuściłam łódzki szpital, mama zabrała
mnie do siebie i karmi czym może, a ja niedługo będę bawić się w anorektyczkę i
chować jedzenie po kieszeniach, a
później karmić leśne ptaki.
- Mamuś,
jutro wracam do siebie. - spokojnie informuję nadopiekuńczą rodzicielkę.
- Nie ma
mowy! Dopiero co wyszłaś ze szpitala.
- Tak, pół
tygodnia temu. Mamo umówiłam się z Alą, i jutro jedziemy odwiedzić Anetę i
Bogdana.
- Tego
żołnierza?
- Tak.
Poznam go. - uśmiecham się szeroko.
- Juta, ty
masz Bartka z tego co wiem. - patrzy spod okularów na mnie upijając łyk kawy.
- Wiem,
dobrze wiem. Po za tym nie podbieram chłopaków przyjaciółkom, w ogóle nie bawię
się w podbieranie chłopaków! Mamo, za kogo ty mnie uważasz?!
- Od kiedy z
ciebie taki nerwus?
- Nie masz
co odpowiedzieć i już nerwus ze mnie… - pokornieję.
Bogdan
świetnie przechodzi rehabilitację. Po krótkiej wizycie w Wojskowym Instytucie
Medycznym w Warszawie i zrobieniu kompleksowych badań znalazło się kilka
dodatkowych drobnych urazów, które w szybkim czasie powinny być wyleczone.
Aneta cała w skowronkach mając u boku swojego żołnierza. Obawiałam się troszkę
tego spotkania. Zawodowy żołnierz w mojej świadomości, to wysoki, zbudowany,
ścięty prawie na łyso, gburowaty facet. Chłopak Anety okazał się zupełnym
przeciwieństwem, no może tylko zgadza się, że jest wysoki, ale bardzo
sympatyczny i żartobliwy.
W drodze
powrotnej od Anety, Ala zatrzymała się u mnie na noc. Zaczęłyśmy szukać
jakiegoś noclegu na okres mistrzostw, lecz kilka dni przed finałami ciężko
znaleźć w miarę niedrugi hotel, bo o motelu czy pensjonacie możemy pomarzyć.
- Najwyżej
będziemy spać na dworcu. - śmieję się odrzucając kolejną ofertę pięciogwiazdkowego
hotelu.
- Może
zostaniemy, co? Możemy ich dopingować przed telewizorem. - marszczę brwi
patrząc na przyjaciółkę.
-
Zwariowałaś? Chociaż byśmy miały majątek stracić, to i tak pojedziemy do
chłopaków!
- Nie
zapłacę 600zł za noc.
- Wyjdzie po
300zł, bo pokój dwuosobowy. Wiesz jakie wygody tam będą. - rozmarzyłam się
czytając ofertę.
- Nie i
koniec.
- To ja
zapłacę! Sknero ty. - dalej szukałam wolnych pokoi, tym razem na tablicy
ogłoszeń, może ktoś rezygnuje z wynajmu, jednak nie mam szczęścia. Otrzymuję
smsa od Bartka z treścią czy nie śpię. Jasne, że przed 22 nie śpię, oddzwaniam
do niego z zapytaniem co chce.
- Jutro
powinien być u ciebie kurier z biletami na nasze mecze i rezerwacją motelu na
czas spotkań. Pokój masz dwuosobowy, więc nie wiem czy ktoś z twojej rodziny
będzie z tobą czy Ala? - z każdym jego słowem szerzej otwierałam oczy
niedowierzając w to co mówi.
- Ja nie
mogę tego przyjąć, nie możesz tyle za nas płacić. - trzeźwo oceniłam.
- Za bilety
nie płacimy, a strona internetowa motelu jest w przebudowie, od miesiąca mają
problem z rezerwacją internetową, więc z tej racji tylko osobiście można
zamawiać pokój. Nie było pojedynczego dlatego wziąłem ‘dwójkę’ po naprawdę
niskiej cenie.
- Bartek,
nie chcę żebyś w formie odkupienia win organizował mój pobyt.
- Jak mogłaś
tak pomyśleć? - w głosie wyczułam zawód. - Halo? Jesteś tam?
- Jestem,
przepraszam.
- Okej. Masz
prawo tak myśleć, ale… - przerwałam.
- Nie mam
prawa. Dziękuję, tak bardzo. Do zobaczenia w piątek. - rozłączyłam się.
Automatycznie palcem przejeżdżam po dotykowym ekranie na którym widnieje twarz
mojego siatkarza z Emilką na rękach. Jedno z pierwszych zdjęć, gdy oficjalnie
byliśmy już razem zrobione w wesołym
miasteczku.
- Co ten
twój księciunio chciał?
- A prosił
żebym cię poinformowała, że będziesz miała gdzie podziać dupsko w Gdańsku.
- Jak to? -
wstała, by znowu usadowić się obok mnie przy okazji lądując na mnie.
- Ała! Ala
biodra mnie bolą!
-
Przepraszam. - zaczęła masować moje obolałe kości.
- Niestety
twoje ręce nie czynią cudów. - ułożyłam usta w podkówkę. - Bartek załatwił nam w
motelu pokój dwuosobowy robiąc prezent.
- Serio? -
piszczała. - Wiesz co? Kocham tego twojego Kurka. - zaśmiała się.
- Ala, masz
swojego Pawła i nim się interesuj. - nasze słowne przepychanki nie były żadną
nowością, bo uwielbiałyśmy sobie dogryzać, a mimo to kochać siostrzaną
miłością.
Mając tatę i
brata pilotem nie trudno załatwić lot. Droga samochodem, bo nie wspominam nawet
o pociągu zajęłaby szmat czasu, a podniebna trwała raptem ponad godzinę.
Rozpakowujemy się z Alą w wynajętym pokoju. Dość schludny jak na motel.
Przygotowane
by w pełni kibicować wraz z innymi fanami naszym siatkarzom spacerkiem udajemy
się w stronę hali. Tłumy kibiców gromadzą się na trybunach. Siadam z Alą w
wyznaczonych miejscach, obok mnie jest Zbyszek z Sylwią. Niestety kontuzja
okazała być się na tyle poważna, że wykluczyła go z gry. Wszyscy razem
emocjonujemy się spotkaniem, jednak ciągle Polacy kontrolowali wynik i odnoszą
pierwsze zwycięstwo w tegorocznych ME.
W sobotę
powtórka piątkowego spotkania, również zwycięstwo 3-1. Po każdym meczu Bartek
podbiega do mnie dosłownie na moment. Wymieniamy dwa , trzy zdania, dostaje
buziaka w ramach gratulacji i z powodzeniem na kolejny mecz i ucieka wraz z
resztą chłopaków do szatni.
Ostatni mecz
fazy grupowej miał być miły, lekki i przyjemny. Awans miał być tylko
formalnością. Chwila rozkojarzenia odmieniła losy meczu na korzyść rywali.
Musieliśmy przyjąć z godnością porażkę 2-3 i chłopaki zamiast odpocząć kilka
dni, muszą szybko zregenerować siły na przeciwnika w barażach. Sport bywa
niewdzięczny.
Cześć :*
Zaskoczone? No chyba nie.
Przeżyłam ten tydzień, żyję. Urząd nie ucierpiał. It's ok! Nie wiem co więcej napisać? Do kolejnego.
Dobrze, że Bartek poszedł po rozum do głowy:) Przyjechał do Julity chociaż późno ale liczy się to, że jest. Stara się odbudować zaufanie do siebie jak na razie w miarę dobrze mu idzie :)
OdpowiedzUsuńoo punktualnie jak fajnie ;) rozdział świetny :) !!
OdpowiedzUsuńten Kurek to takie duże, przestraszone dziecko. Ale dobrze, że się ogarnął. A Julita... cóż, od pobrania szpiku chyba jeszcze nikt nie umarł. Przecież to tylko trochę zabranej krwi, albo nieco szpiku podebranego z kości biodrowej. A ten baraż... echhhhh... moja ręka i gardło wciąż to pamiętają. Dobrze, że nie pamięta Polsat i mnie nie przyuważyli na tych trybunach. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBartek w końcu poszedł po rozum do głowy, przyjechał do szpitala, wyraził skruchę i w końcu między nimi jest tak jak być powinno :) Szkoda tylko, że tyle czasu mu to zajęło i nie przyjechał chociażby przed zabiegiem.
OdpowiedzUsuńJulita tu się martwi o to, że nie będzie miała gdzie spać w Gdańsku, a jej wspaniałomyślny chłopak wszystko załatwia. Bosszz są jeszcze tacy? Bo ja nie trafiłam jeszcze na mistrza organizacji :P
Mam nadzieje, że Twoja wersja mistrzostwa jest nieco milsza od tej w realu ;)
Ściskam! :*
Ta dziewczyna musi jeszcze nad tym naszym Bartkiem pracować! No ale takie momenty są miłe. Kurek w końcu (?) zmądrzał. Ma szczęście, że nie za późno. Ale przecież co złego, to nie on.
OdpowiedzUsuńEj, ale zrobisz tak, że te Mistrzostwa tutaj będą udane, prawda? :c
Całuje mocno! ♥
Ja to sie w sumie ciesze ze Jutka tak szybko nie ulegla Bartkowi, w sensie ze nie darowala mu tej sytuacji na przyslowiowe piekne oczy. Kurek zachowal sie jak kutas, totalny egoista, na dodatek zrobil to w momencie, kiedy jego kobieta potrzebowala wsparcia, opieki.. Kochaja sie i jest cacy ale mi tu ciagle cos nie gra, nie wiem dlaczego..
OdpowiedzUsuńBuzia:*