piątek, 11 października 2013

37.


Informacja o mojej kłótni z Bieleckim rozeszła się po całym ośrodku szybciej niż w najlepszej telewizji informacyjnej. Każdy miał swoją wersję, prawdziwą znał tylko Bartek. Poprosiłam go, że gdyby ktoś pytał niech powie jak było, bo część była zaskoczona moją reakcją, część widziała zachowanie Olka podczas wspólnej pracy. Nie chciałam wracać do tych chwil, od nowa roztrząsać wewnętrznego spokoju, który zaczął tworzyć jedną harmonię.
Po obiedzie czeka nas droga do Poznania, by stamtąd udać się do Serbii. W ostatniej chwili zmienili miejsce wylotu z tradycyjnej Warszawy do poznańskiej Ławicy, jedyny plus, to taki, że lecimy klasą biznes.

Lekki trening po przylocie odbyty, kolacja zjedzona, chwila odpoczynku i sen. Nocleg mamy zapewniony w nowoczesnym hotelu. Położyłam się na moment na jakże wielkim i wygodnym łóżku w celu scementowania zjedzonego posiłku jak to mawia mój szwagier, a Emilka zawsze dokłada swoim dziecinnym głosikiem niewyraźne ‘pół godzinki dla słoninki’.
Wzięłam się za rozpakowywanie, część ubrań znalazła się w pojedynczej szafie, część na krześle, a walizkę postawiłam za drzwiami, by nie przeszkadzała. Wyciągnęłam nowy nabytek do spania czyli szarą bokserkę i spodenki w różowe groszki. Blado żółty ręcznik wisiał na wieszaku w łazience gotowy do użycia. Jednorazowe kosmetyki również, ale nie skorzystałam z uprzejmości władz hotelu tylko postawiłam na swoich sprawdzonych. Po krótkim prysznicu włosy osuszyłam, rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone. Włączyłam laptopa, nalałam sobie szklankę wody i po turecku usiadłam na łóżku opierając się o ścianę z komputerem na kolanach. Nie byłabym w pełni sobą gdybym nie sprawdziła ostatnimi czasy najpopularniejszego portalu społecznościowego. Mimo, że Karola mam kilka pokoi dalej, dzięki zdjęciom na FB dowiedziałam się jaki ma wystrój w pokoju, który dzieli z Andrzejem. Oni razem w jednym pomieszczeniu nic dobrego nie wróży. Sprawdziłam pocztę, gdzie roiło się od zupełnie niepotrzebnych wiadomości o aktualnych wyprzedażach w jakiś sklepach, jedna wiadomość była o tyle ważna, że przypominała o zapłacie za prąd, gdyż kilka dni temu minął termin wpłaty.
- Co robisz? - w pokoju zjawił się mój przyjmujący.
- Opłacam rachunki, bo zupełnie zapomniałam. Jeśli chcesz siedzieć u mnie w mieszkaniu przy świetle to wypada załatwić mi ten przelew.
- Ja tam nie mam nic przeciwko siedzeniu po zmroku. - usadawia się obok opierając o ścianę, a nogi wyprostowuje poza łóżko.
- Bartek przestań! Zapisz się do AMS.
- Co to AMS?
- Anonimowi Maniacy Seksu.
- A ze mnie taki maniak, że tylko przykład można brać. - ironizował, podnosząc mi ciśnienie sama nie wiem do końca czym. - Trudne dni? - oderwałam głowę od ekranu, zmierzyłam go, i już wiedział, że wybuchnę.
- Tak! Siedem dni w tygodniu mam okres, najlepiej znajdź sobie jakąś inną kochankę chyba że chcesz się paprać! Kurek nie denerwuj mnie, idź spać albo czymkolwiek się zajmij! - nie odzywał się nic tylko uśmiechał jeszcze bardziej mnie wściekając. Zrobiłam opłatę telefonu, wody i ścieków, gdyż termin naglił. Wylogowałam się ze strony banku i weszłam sprawdzić ogólne wiadomości. - Bartek do cholery! Co tobie ostatnio się dzieje? Odpowiedź na twoje pytanie czy będę  z tobą spać brzmi: nie, nie będę.
- Możesz się uspokoić? Po pierwsze słychać cię na pół hotelu, po drugie tylko położyłem głowę na twoim ramieniu. To ty insynuujesz, że ja ciągle myślę o rzeczach, które mi przez myśl nie przechodzą. A nawet jeśli, to seks jest normalną sprawą wśród dorosłych ludzi. Jeśli tak bardzo przeszkadza ci moja obecność mogłaś powiedzieć, a nie drzesz się nie wiadomo o co. - wstał z zamiarem wyjścia, a do mojego mózgu dotarły moje jak i jego słowa. Odłożyłam szybko laptopa na bok, zdążając złapać bartkową dłoń.
- Poczekaj.
- Lepiej sobie pójdę. - ocenił oschle.
- Proszę cię wejdź, nie będziemy się kłócić na korytarzu. - przełamał się wchodząc do środka. Zamknęłam za nami drzwi, usadowiłam go na skraju łóżka sama siadając mu na kolanach. Tylko w takiej pozie mogę dominować i być równo z nim w kontakcie wzrokowym. - Bartuś, przepraszam.
- Powiesz przepraszam, i mam się dać utulić? - warknął.
- No nie, ale co ja mam zrobić? Wiesz, że twoja obecność nigdy mi nie przeszkadza i chcę być z tobą jak najwięcej czasu o ile to możliwe. - delikatnym, a zarazem czułym pocałunkiem choć trochę odpokutowałam swój wrzask.
- Nie będę się gniewał tylko dlatego, że jesteś kobietą, i te wasze okresowe humorki musimy przeżyć. Ale żeby tak miesiąc w miesiąc, rok w rok, co my biedni z wami mamy począć…
- Nie, Misiu. W czasie ciąży trudnych dni nie ma. - przygryzłam dolną wargę, kołysząc się na kolanach równocześnie obejmując szyję.
- Dopiero wtedy humorki się zaczną. - zakłopotany posmutniał.
- Masz jeszcze sporo czasu, by się przygotować. - oparłam swoje czoło o jego, szukając w błękitnych oczach ułaskawienia. - A mówiłam, że mam najwspanialszego mężczyznę pod słońcem? - zachichotałam.
- Zdecydowanie za mało. - posmakowałam malinowych warg, niedługo potem w pełnej zgodzie opuścił pokój.

Po pierwszym rozegranym meczu sparingowym musieliśmy uznać wyższość gospodarzy. Przegrywaliśmy minimalnie w końcówkach, jednak widać, że chłopaki są dobrze zgrani ze sobą mimo kilku nowych w tym sezonie.
Wieczorem za obopólną zgodą szkoleniowców mogliśmy spotkać się z chłopakami, niektórzy na co dzień grają w naszej lidze. Z Atanasijevićem miałam najlepszy kontakt, znamy się z Bełchatowa, chociaż zmienił barwy klubowe odzywa się czasem do chłopaków. Siedzieliśmy w sporej grupce pod parasolkami przed hotelem, zrobiło mi się dość chłodno, więc opuściłam towarzystwo, by pójść do pokoju po bluzę. Gdy czekałam na windę podszedł Miloś Nikić, który również miał zamiar dostać się do swojego pokoju. Czułam na sobie wzrok Serba, jednak zlekceważyłam jego prowokujące uśmieszki. Po zasunięciu się drzwi windy zrobił się coraz śmielszy w kompletowaniu mnie, na co nie miałam najmniejszej ochoty.
- Słyszałem, że lubisz przyjmujących?
- Ciekawe informacje do ciebie dotarły. - znacznie się przybliżył opierając ręce za mną na metalowej ścianie windy. - Co ty chcesz ode mnie? Odsuń się! - winda jak na złość nie chciała się jeszcze zatrzymać, sparaliżowana strachem modliłam się w duchu byle drzwi się otwarły, bo nie mam szans odepchnąć cielska siatkarza.
- Nie odsunę dopóki mnie nie pocałujesz. - oblizał usta szczerząc się chamsko. Miałam ochotę zwymiotować wprost na niego.
- Chyba ci się poprzestawiało coś w głowie od kasy w tej Rosji?!
- A mówią, że Polki są takie gościnne.
- Bo gościnne są, ale nie łatwe. Człowieku odsuń się! - każda sekunda dłużyła się niemiłosiernie, a ten zadufany w sobie siatkarzyna ani myślał się oddalić.
- Kurkowi się oddajesz, to mi raz nie możesz?
- Przeproś za to co powiedziałeś! - dynamicznym plaskiem w twarz skończyła się nasza przepychanka w windzie, bo na moje szczęście zatrzymała się i drzwi szeroko otworzyły. Szybko uciekłam kierując się do pokoju. A on? Stał rozmasowując piekący policzek perfidnie się uśmiechając i mrucząc coś pod nosem. Odechciało mi się już gdziekolwiek wychodzić jedynie przez głowę przelatywały setki myśli. Rozdygotana położyłam się w hotelowym łóżku próbując zasnąć. Bezskutecznie. W ciągu nocy przespałam trzy i pół godziny. Od rana raczyłam się kawą byle w miarę normalnie funkcjonować.
Po obiedzie jak zwykle krótki odpoczynek, a wczesnym po południem drugi mecz z Serbami. Mam nadzieję, że chłopaki dokopią przynajmniej zagrywką Nikićovi, tak żeby nie mógł się podnieść z boiska. Jestem złośliwa? Zasłużył na to. Już miałam wychodzić z pokoju, gdy rozdzwonił się mój telefon. Ściągnęłam torbę z ramienia i zaczęły się wielkie poszukiwania brzęczącego przedmiotu. W końcu znalazłam, na wyświetlaczu widniało imię Anety. Trochę byłam zaskoczona jej telefonem o tej porze, bo zazwyczaj dzwoniła wieczorami, przebiegła mi myśl, że coś się stało, jednak prędko kliknęłam zieloną słuchawkę.
- Co tam? - zaczęłam spokojnie, po drugiej stronie spokoju już nie było. Aneta krzyczała, płakała, łkała nic nie mogłam zrozumieć z jej słów. - Aneta, co się stało? Uspokój się, bo nic nie rozumiem.
- Wypadek był w Afff… afffgaga… - jąkała się pokryta kolejną falą płaczu. Szybko się domyśliłam o jakie miejsce może chodzić.
- O kurwa! - zasłoniłam usta dłonią. - W Afganistanie? - ściszyłam głos.
- Tak. - kolejny zwierzęcy ryk wydobywał się z głośnika.
- Bogdanowi coś się stało? - niecierpliwiłam się, ale od niej nic nie mogłam się dowiedzieć. Skończyłam rozmowę podtrzymując ją na duchu. Zaraz zadzwoniłam do Ali prosząc żeby jak najszybciej pojechała do Anety i dała mi znać jak będzie coś wiedzieć. W międzyczasie włączyłam telewizję, niestety dla mnie królowała tutaj telewizja serbska, której raczej nie rozumiem. Pomyślałam o radiu w komórce. Nacisnęłam odpowiedni guzik wsłuchując się w wiadomości, gdyż dochodziła okrągła godzina.
„Informacja z ostatniej chwili. Polscy komandosi wspierali kolejną operację afgańskiego oddziału antyterrorystycznego. W czasie wykonywania zadań eksplodowała mina-pułapka. Wskutek wybuchu rannych zostało kilku afgańskich policjantów oraz czterech polskich komandosów. Nie mamy jeszcze potwierdzenia czy, i ile jest ofiar śmiertelnych. Zostańcie przy odbiornikach.”
Zmroziło mnie. Kompletnie straciłam motywację, by wyjść z pokoju i iść na mecz. Czekałam, żeby tylko Ala dała mi znać, i nie było żadnej informacji związanej z wypadkiem Bogdana. Kurcze, on za tydzień miał wrócić do kraju z wymiany polskiego kontyngentu. Nie mogło mu się nic stać! Nie dopuszczam nawet takiej myśli! Napisałam Stęplewskiej smsa, żeby poinformowała mnie wiadomością tekstową natychmiast, gdy się czegoś dowie. W czasie sparingu będę siedziała na trybunach więc telefon mogę mieć ze sobą, ale dźwięki wyłączę. Ponaglona do wyjścia przez wejście do pomieszczenia Dzika wygramoliłam się. Nie mówiłam nic Bartkowi, nie chciałam żeby myślał co z żołnierzem, on ma się skupić na meczu. Denerwowała mnie muzyka w autobusie jak i śmiechy i chichy chłopaków. U Bartka byłam usprawiedliwiona swoimi humorkami, choć tym razem nie były spowodowane tym czym myślał.
Nie skupiałam się na tym co dzieje na boisku, tylko przekręcałam w dłoni telefon we wszystkie strony próbując przyspieszyć otrzymanie jakiejś wiadomości.
- Co ty taka nerwowa? - zagadał Wojtek, który mecz oglądał razem ze mną z wysokości trybun.
- Wydaje ci się. Normalna. - uśmiechnęłam się krzywo stwarzając pozory.
- Przecież widzę.
- Koleżanki chłopak jest żołnierzem, obecnie przebywa w Afganistanie, za tydzień miał wracać, a dzisiaj wybuchła mina, i nie wiadomo kto ucierpiał z Polaków. - wyrzuciłam na jednym oddechu. Wyraz twarzy Wojtka był równie zaskoczony, jak mój po telefonie Anety.
- Będzie dobrze, spokojnie. - uśmiechnął się pocierając swoją dłonią o moje.

Po pięciu setach walki, szala zwycięstwa przechyliła się na naszą stronę. Alicja jak i Aneta nie dały żadnego znaku. Zaczynałam wątpić czy to dzieje się naprawdę czy ja może podczas drzemki utworzyłam tak chory obraz?
Zniecierpliwiona krążyłam wte i wewte przed hotelem oczekując na autobus. Chłopaki zanim się rozciągną po meczu, umyją to minie spora chwila. Wzięłam od Aleksandra jedną torbę, by mu ulżyć w dźwiganiu. Wracając do naszej sprzeczki i wspólnych stosunków, uległy one ociepleniu. Nie histeryzuje jak wcześniej, gdy widzi mnie w towarzystwie Bartka. Nie przyczepia się do mojej pracy, jedynie udziela cennych uwag. Weszłam do autokaru nie czekając na resztę. Usadowiłam się wygodnie , wyciągnęłam słuchawki wraz z odtwarzaczem i pogrążyłam w muzyce.
- Co byś zrobił, gdybyś się dowiedział, że mnie nie ma? - spytałam Bartka wyciągając słuchawki z uszów.
- Co to za pytanie? - zmarszczył brwi.
- Normalne. Odpowiedź coś.
- Jezu, Julita nie wiem. Nigdy nie myślałem o tym, nie dopuszczam nawet myśli, że może cię kiedyś zabraknąć. A chcesz mnie zostawić, czy co?
- Nie! Misiek, co ci do głowy przyszło?
- No to co się dzieje? - spytał z troską w głosie.
- Dzwoniła do mnie Aneta, że był wypadek w Afganistanie. Poprosiłam Alę żeby pojechała do niej i dała mi znać jak się coś dowie, ale póki co cisza.
- Stało się coś Bogdanowi?
- Nie wiem, czterech Polaków ucierpiało, nie wiem w jakim stanie są. Oby żywi w ogóle.
- Nie myśl tak nawet. Wrócimy do hotelu zadzwonisz do niej.
Po kilku próbach dodzwonienia do Ali udało trafić się na pustą linię. Niestety Bogdan ucierpiał w tym nieszczęsnym starciu. Jeden z jego kolegów zginął osierocając żonę i trzyletniego synka. Pozostała dwójka wraz z Bogdanem została ranna. Kapral Michał Twardogórski jest w ciężkim stanie, przebywa w afgańskim szpitalu, stracił wiele krwi, plutonowy Leszek Wujkowski operacyjnie miał składaną nogę, nic nie zagraża jego życiu. Nad Bogdanem czuwała Opatrzność. Został najmniej ranny, jedynie ma złamaną rękę, jest posiniaczony i skórę ma obdartą gdzieniegdzie. Jeśli stan zdrowia nie ulegnie pogorszeniu za dwa dni ukochany Anety ma wrócić na polskie ziemie. Mam nadzieję, że to była pierwsza i ostatnia taka misja w jego wykonaniu, bo oboje codziennie drżeli ze strachu czy siebie zobaczą.

Ktoś od rana wydzwania do mnie. Nie patrząc na wyświetlacz odebrałam szybko, byle nie męczyć uszów melodią wydobywającą się z głośnika. Rozemocjonowana odłożyłam telefon na szafkę usiadłam na łóżku i łączyłam w jedną spójną całość co kilka minut temu usłyszałam. Szybko ściągnęłam piżamę, a założyłam filetowe rurki i koszulkę z logiem sponsora i polską flagą, na stopy wciągnęłam trampki, a włosy spięłam w wysokiego kucyka. Cichutko wyszłam z pokoju, by szybko znaleźć się w wynajmowanym przez Bartka. Kurek spał przykryty po sam czubek głowy, gdyby nie nogi wystawiające spoza kołdry można by go było nie dostrzec. Obudziłam go energicznym wpadnięciem na łóżko.
- Gdzie zgubiłeś Piotrka? - zaświergotałam wesoło.
- Nie wiem? Może w łazience, a ty spać nie możesz? - nie otwierając oczu cicho dukał.
- Mogę, ale miałam ważny telefon już z rana. - nie specjalnie przejął się moimi słowami. - Nie jesteś ciekawy kto do mnie dzwonił? - odsunęłam z niego pierzynę próbując szybciej obudzić.
- Jestem, mów.
- Z krajowego banku dawców szpiku.
- Skąd? - po krótkim wytłumaczeniu nagle diametralnie zmienił swe zachowanie z potulnego baranka na rozognionego lwa. Jeszcze nie wiedziałam go tak wściekłego.
                                                                                                                                                 

Cześć :)
Po którymś przeczytaniu tego rozdziału przeze mnie znudził mi się, ale nie mam czasu by diametralnie go zmieniać. Dzisiaj troszkę się rozpiszę.
Od poniedziałku zaczynam pracę, a po miesiącu wolnego mogę mieć trudności z równoczesnym pisaniem, czytaniem, pracą i jakimś życiem. Także przepraszam za wszelkie zaległości (które nawet obecnie posiadam, nie martwcie się wszędzie dotrę). Jak się ogarnę ze wszystkim - będzie dobrze.
Chyba głupio mi, że zrobiłam z tego bloga „Modę na sukces” :/ Wiem, że może to być nudne, może część czyta, bo mnie troszeczkę lubi i tylko dlatego znosi tych bohaterów? Wcieliłam się w małą pesymistkę :) Ale mam jeszcze kilka przygód dla tej ferajny, i je na pewno spiszę, chociażby dla siebie. Jak ktoś będzie miał ochotę to będzie śledził. Początkowo nie zamierzałam pisać takiej ilości epizodów, nie planowałam im takiego życia, wszystko miało się dawno skończyć. 
Chyba wszystko co ważniejsze chciałam napisać, to napisałam w tym długim posłowie.  
Dziękuję wszystkim, którzy są ze mną! Milej się robi, gdy wchodzę, a tam tyle wyświetleń, komentarzy czy wiadomości. 
Mam nadzieję, że zrozumiecie. Miłego tygodnia, ściskam! :*


Dzisiaj zmagania rozpoczęli Resoviacy - pozdrawiam kibiców tej drużyny, a jutro SKRA!  *.*

8 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Wiesz że ja tą "modę.." mogę czytać w nieskończoność, nie? :*
      Przez cały rozdział pojawiły się niesnaski miedzy naszą idealną parą. A końcowa wiadomość o banku szpiku tak rozeźliła Bartka...Czyżby Julita chciała się poświęcić i uratować czyjeś życie? :)
      Natrętny Milos mnie zdenerwował. Cholera, kto mu wmówił że Polki są łatwe tak samo jak gościnne? Nienawidzę takiego szowinistycznego podejścia.
      Dobrze że Bogdan przeżył, teraz powrót do Polski, leczenie i rehabilitacja. Jedno jest pewne- szybko tam nie wróci, i z tego może się w głębi duszy cieszyć Aneta.
      Każda z nas ma coraz mniej na to blogowanie. Także w pełni Cię rozumiem Misiu :* Rób co masz robić, a blogspota odsuń na ostatni plan. Ja będę o ile czas mi na to pozwoli, dobrze wiesz :)
      Całuję, Twoja S. :*

      Usuń
  2. Jaka moda na sukces? Daleko temu opowiadaniu do tego tasiemca :D
    o kurcze. To się porobiło z tym Afganistanem. Z jednej strony dobrze, że Bogdanowi nic takiego nie jest, a z drugiej strony, jego kolega zostawił żonę i dzieci. Masakra totalna! Nigdy nie wiesz, czy wróci żywy do domu. No i humorki Lilki :D okres to największe zło! :D ale intryguje mnie koncówka. O co chodzi?

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny :) Oby nic poważnego się nie stało :) Bogdan niech wróci szczęśliwie do domu i skończy z misją.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz co? Ja tam właśnie bardzo lubię takie "Mody na sukces". Nie wiem czy znasz, ale mi najbardziej utkwiła "Historia Dagmary", która ma 280 rozdziałów, więc mi tu nawet nie mów, że to jest "Moda..." :P
    Jak ja nie lubię takich natrętnych i pewnych siebie facetów, którzy uczepią się wszystkiego, żeby zrobić swoim słowem przykrość kobiecie. W tej Serbii to chyba nie wszystkich kultury uczą, albo rzeczywiście to ta Rosja tak człowieka zmienia.
    No i jeszcze sprawa Bogdana. Dobrze, ze jednak nie jest mu nic poważnego ;)
    Pozdrawiam,
    Dzuzeppe :*

    OdpowiedzUsuń
  5. I właśnie zrób "Modę na sukces", bo bardzo przyjemnie się czyta te opowiadanie! ;)
    Jedno z najlepszych, jakie czytałam, serioo ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Dodałam taaaaaaaaaaki długi komentarz i co? Nic. Rozmył się w przestrzeni internetu. Kurwa.
    Bogdan - podziwiam wszystkich żołnierzy, ale z drugiej strony jestem zła na rząd, że wysłał do Afganistanu tylko Polaków. Cholera, to nie nasza wojna! Skończyło się na strachu i Aneta w końcu może być spokojna.
    Jutka i Bartek. Podziwiam ją, że chce oddać komuś fragment siebie, małą odrobinkę, która ratuje życie i sprawia, że możesz robić wszystko jak dawniej, no prawie. Dlatego KOMPLETNIE NIE ROZUMIEM reakcji Bartka..Jest ograniczony, czy jak? Wiem, że się martwi, że coś się stanie kobiecie, którą kocha, ale ona równie dobrze może wyjść z domu i wpaść pod samochód. Nie demonizujmy pobrania szpiku ;)

    Moda na sukces? No i dobra, znaczy że lubię "The bold and the beautiful" :D Będę zawsze, nawet jak dodasz jeden rozdział na miesiąc. A że blogowanie to kupa czasu - coś o tym wiem.
    ściskam Miśku! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście zapomniałam napisać, że Milos jest skończonym skurwielem i niech trzyma łapy z daleka od naszej Jutki! No. Buziak!

      Usuń