Po mile spędzonym weekendzie na południu Polski czas wrócić do obowiązków. W poniedziałek siatkarzy czekają aż trzy godziny porannego treningu. Z pewnością będą bardzo rozleniwieni, gdyż jak się dowiedziałam od kilku lat nie mieli tylu dni wolnych na przestrzeni świąt. Osobiście mam wielki zapał do pracy, jednak przeszkadza mi w nim wysoka gorączka, którą przywiozłam z Nowego Sącza.
- Jutro
zamiast do pracy idziesz do lekarza. - mruczy mi za uszami Bartek.
- Bo sobie
kichnęłam raz czy dwa i już polecę po zwolnienie, uważaj… - sięgnęłam po
chusteczkę, by wydmuchać nos.
- Julita, ty
masz gorączkę.
- Już nie
mam.
- Bo wzięłaś
leki na zbicie.
- Nie
marudź. Idziesz spać czy nie? - zmieniam temat.
- Zęby umyję
i wracam. - wyszedł mrucząc pod nosem, że go nigdy nie słucham, lekceważę swój
stan i takie tam pierdoły jakie mu ślina przyniosła.
Wstałam
cichutko przed Bartkiem wzięłam bieliznę i szlafrok i udałam się do łazienki
wziąć prysznic, a po drodze włączyłam czajnik w kuchni. Ogólnie źle się czułam,
każdy ruch sprawiał potworny ból mięśni, głos zupełnie straciłam na rzecz
chrypki, a i z połykaniem śliny były problemy.
Wróciłam z
ręcznikiem na włosach do kuchni, poszukałam w kuchennej apteczce roztworu do
sprzędzenia leczniczej herbatki. Zjadłam kilka łyżek płatków owsianych z niewielką
ilością mleka i wróciłam do sypialni, a stamtąd do garderoby po ubrania. Z
naręczem ciuchów podeszłam do Bartka, by go obudzić. Delikatnie szturchanie nie
zdało egzaminu, więc wspomogłam się wołaniem chociaż mój głos nie był zbyt
przekonywujący.
- Minutka,
zaraz wstanę. - przykrył się kołdrą odwracając w drugą stronę. Popatrzyłam na
niego, wzruszyłam ramionami i wyszłam. Ubrałam się w łazience, zrobiłam
delikatny makijaż zakrywający czerwony nos i wróciłam do kuchni zrobić Bartkowi
śniadanie.
- Bartek,
już ósma dochodzi! - krzyczę z salonu, o
ile można nazwać moje wołanie krzykiem.
- Pół nocy
kaszlałaś, kichałaś jeszcze brałaś leki. - atakuje ledwo co zasiadając do
stołu. - Dziękuję za śniadanie, ale czy chcesz czy nie idziesz do lekarza.
Nawet nie wiem czy masz po co pokazywać się w klubie, bo jak cię prezes
zasmarkaną zobaczy to wścieku dostanie.
- A dziękuję
ci bardzo za rady. Jedz i zaraz wychodzimy.
Prezes na
szczęście mnie nie widział, ale Miguel i Tomek dali mi reprymendę wyganiając do
lekarza po kwadransie obecności wśród nich. Po półtorej godziny spędzonej na
poczekalni w ośrodku zdrowia doczekałam się wizyty z lekarzem rodzinnym. Zbadał
ciśnienie, uszy, osłuchał płuca, sprawdził gardło i tutaj najdłużej się zatrzymał.
Wyszłam z gabinetu z plikiem recept i diagnozą - angina. Jeszcze nie jest w
zaawansowanym stadium, ale z racji, że jutro sylwester później nowy rok
przychodnia będzie zamknięta, więc lepiej żebym zażyła antybiotyk niż męczyła,
to są słowa lekarza… Wykupiłam wszystkie potrzebne leki, witaminy, kropelki i
wróciłam do domu. Tyle co zdążyłam ściągnąć buty i kurtkę mój osobisty
pielęgniarz zainteresował się zdrowiem podopiecznej.
- Angina,
antybiotyk, mnóstwo leków. Zadowolony? - grzmiałam do telefonu.
- Juliś, to
dla twojego dobra. - głos miał łagodny jak baranek.
- Swoimi
sposobami poradziłabym sobie, to nie, a teraz muszę zażywać tydzień cholerny
antybiotyk.
- Zaraz będę
u Ciebie.
- Nie, siedź
w domu, jeszcze ty się zarazisz, a tego to nikt nie chce.
- Nie martw
się mam dużą odporność.
- Masz nie
przychodzić dzięki za troskę naprawdę. Jutro rano jestem w klubie. Nie wiesz
czy Aleks już zdrowy?
- Normalnie
trenował, to chyba tak. Jutka, co z sylwestrem?
- A co ma
być? - nie wiedziałam co miał na myśli skoro wszystko już zaplanowane.
- Zostajemy
w domu?
- Oszalałeś?
- No gdzie
ty z antybiotykiem chcesz iść na imprezę?
- A czy ktoś
powiedział, że ja muszę pić? Nie. Był problem z kierowcą mieliśmy wracać
taksówką, to po prostu ja będę prowadzić.
- Ale jak
się będziesz źle czuła…
- Czuję się
znakomicie. - przewracam oczami. - Za dwie godziny masz trening.
- Wiem mamo.
- No to
dobrze, nie zaśpij. Idę leżeć, więc możesz być spokojny o mnie. Do zobaczenia
jutro. - rozłączyłam się. Nalałam szklankę wody mineralnej i wzięłam garść
lekarstw do zażycia. Przebrałam się w dres i poszłam do salonu leżeć pod kocem
z kubkiem herbaty i polska komedią lecącą z tv.
Na drugi
dzień lepiej się czułam. Zażyłam antybiotyk plus inne leki, zaaplikowałam
kropelki do nosa i po wykonaniu porannych czynności pojechałam na halę. W
czasie, gdy chłopaki odbywali trening zajmowałam się kolanem Nicolasa później
kilku chłopaków potrzebowało rozmasowania rąk, nóg czy pleców. Gdy wszyscy
opuścili łóżko zabiegowe starannie je przeczyściłam środkiem dezynfekującym i
wzięłam się za uzupełnianie kartotek zawodników. Wczesnym popołudniem
pożegnałam się z ochroniarzem życząc mu udanej zabawy sylwestrowej, gdyż
wieczorem kończył swoją zmianę.
Alicja
właśnie opuściła mój dom uprzednio wykonując piękne loki z moich długich,
czarnych włosów. Z racji, że jest kosmetologiem zna się doskonale na makijażach
i ma niezliczoną ilość kosmetyków, by poprawić lub też podkreślić urodę.
Mocniejszy makijaż niż zwykle bardzo mi się podoba, tylko nie wiem jak będzie
wyglądał wokół nosa, bo zapewne nieraz skorzystam z chusteczek higienicznych…
Na
dzisiejszy wieczór kupiłam jakiś czas temu dopasowaną, czerwoną sukienkę do
połowy ud. Zabudowana na górze, z szerokimi ramiączkami. Pas na dole jest
doszyty z lamówką, zapinana jest z tyłu długim, srebrno-czarnym zamkiem
błyskawicznym, który ma za cel ozdobienie całości.
Czekam w
bartkowym mieszkaniu aż się ubierze, bo umówiliśmy się, że jedziemy jego
samochodem.
- Komórka ci
dzwoni! - wołam z salonu do gramolącego się w łazience siatkarza.
- A kto
dzwoni?
- Danusia. -
zaakcentowałam.
- Aaa pewnie
chce spytać o której będziemy. - aż wzdrygnęłam się na myśl blondwłosej cheerleaderki.
- Chcesz
powiedzieć, że ona też będzie? - chwile się zastanowił co odpowiedzieć.
- No tak.
- Nie mogłeś
jej zapisać nie wiem „Danka”, „Dana”, „Danuta” tylko „Danusia”? - popatrzył
chwilę na mnie szczerząc się, co doprowadzało mnie do jeszcze większego
podenerwowania.
- Ty jesteś
zazdrosna? - pisnął.
- Nie
jestem.
- Jesteś.
- Nie
jestem.
- Jesteś.
- Jestem. -
oblałam się rumieńcem wpatrując w paznokcie.
- Julita, na
miłość boską! Danka ani mi się nie podoba, ani nie jest w moim typie, jest
koleżanką. Tylko koleżanką. - chwycił mnie za podbródek podnosząc głowę.
- Mhm. Ale
jeśli was zobaczę, to nie ręczę, bo ona mi się od jakiegoś czasu nie podoba. -
fuknęłam.
- Całkiem
przyjemnie, gdy jesteś o mnie zazdrosna. - uśmiechnął się szeroko z błyskiem w
oku. Szturchnęłam go pięścią w pierś. Przycisnął mnie do siebie zanurzając
swoje usta w moich, pieszcząc dolną wargę do straty przeze mnie umysłu. Wielkie
dłonie umiejscowił na moich pośladkach całkowicie angażując w czynności, które
wykonywał.
- Jestem
chora, zapomniałeś? Nie możemy się całować. - oblizałam wargi kosztując resztki
smaku, który pozostawił. Przewrócił oczami uśmiechając się łobuzersko. Założył
koszulę, marynarkę i gdy był w pełni gotowy wyszliśmy z mieszkania.
Impreza
sylwestrowa odbywa się w Zduńskiej Woli w restauracji Miraż. Nie miałam za
wiele do gadania, gdyż chłopaki wraz ze znajomymi wynajmują od dwóch lat to
miejsce do wspólnej zabawy. Mieści się tam około 40 osób. Nie będzie z nami
Andrzeja z Terką, ponieważ spędzają tą noc w Bydgoszczy, nie będzie także z
bełchatowian Karola, Facundo, Aleksa, Jędrzeja i Samuela. Za to będzie Aneta z
Bogdanem, Winiarscy, reszta chłopaków ze Skry z partnerkami oraz dobrzy
znajomi graczy nie wszyscy związani z
siatkówką. W czasie drogi spokoju nie dawała mi tańcząca blondynka podczas
przerw w meczach Skrzaków.
- Bartek, ty
kiedyś byłeś z Danką? - wyrzuciłam z siebie patrząc w prawą stronę.
- Nie. Co ci
przyszło do głowy?
- To
dlaczego ona tam będzie?
- Bywała
przez te dwa lata to i dziś będzie.
- A ona
przez te dwa lata była twoją osobą towarzyszącą? - zapadła cisza.
- Nie, to
znaczy ja jak i ona przychodziliśmy osobno, a potem razem się bawiliśmy, jak i
z resztą. - przytaknęłam krótkim mruknięciem. Wiedziałam, że z nią był, może
nie dosłownie, ale jednak. Jestem kobietą i takie rzeczy wyczuwam. To dlatego
Danka nie przepada za mną co doskonale zauważam. Trochę się jej nie dziwie w
końcu zgarnęłam jej faceta sprzed nosa. No cóż, jakoś nie jest mi jej żal
widocznie nie potrafiła go oczarować.
Witamy się z
osobami, które już przyjechały na miejsce, jednak ciągle oczekuję na przybycie
Dagmary z Michałem i Anety z Bogdanem, gdyż dawno tej czwórki nie widziałam.
Szampańska zabawa trwa w najlepsze i mimo, że nie byłam przekonana co do takiej
formy spędzenia sylwestra nie zamieniłabym go za siedzenie w domu i oglądanie
tv.
- Julita. -
skrada się Michał od którego dało się z odległości wyczuć woń alkoholu.
- Co
chciałeś?
- Napijesz
się?
- Nie,
antybiotyk zażywam.
- A Bartek
może? - roześmiałam się w głos.
- A czy ja
mu bronię? - zmrużyłam oczy, które przegrały walkę z błękitnymi Winiarskiego.
Usiadłam na krześle miedzy Dagmarą, a Alą, które nadal nadrabiają utracone
kuzynostwo. Dołączyła do nas Aneta na której ręce dostrzegłam święcący kamień.
- Aneta
chcesz powiedzieć, że!? - pisnęłam chwytając jej dłoń. Nieśmiało się uśmiechnęła
dając twierdzącą odpowiedź. Zaraz podłapał temat Michał, który ogłosił całemu
towarzystwu młodych narzeczonych. Nie obyło się bez toastu czy gratulacji.
- A wiecie
dlaczego dziewczyny uwielbiają żołnierzy? - spytał błyskotliwie Mariusz. Kilka
osób rzuciło swoje propozycje. - Bo żołnierze potrafią przygotować jedzenie, posprzątać
i przywykli do słuchania rozkazów. - cały tłum wybuchł gromkim śpiewem, a
zarówno Bogdan potrafił się śmiać z siebie i zawodu jaki wykonuje. Po wypadku w
Afganistanie wrócił wręcz do pełni zdrowia, lecz zdecydował więcej nie
wyjeżdżać na misje. Godziny szybko mijały, dziesięć minut przed północą
chłopaki zaczęli przygotowywać różnego rodzaju petardy do odstrzału. Kelnerzy wychodzą
przed restaurację z szampanem na tackach, a dla mnie specjalnie sok jabłkowy i
kilka sekund później witamy nowy 2014 rok. 2013 był dla mnie wspaniały mimo
kilku przeszkód, więc mam nadzieję, że huczne wejście z ukochaną osobą w
kolejny będzie oznaką równie dobrego, a nawet lepszego.
Po północy
zabawa nadal trwa, nikt nie ma zamiaru opuszczać towarzyszy. W końcu wypalam z
pytaniem, gdzie jest Karol.
- Kłosek
spędza sylwestra w Warszawie. - relacjonuje jego kolega z mieszkania, Paweł.
- Z tą
Elizą? Tak było jego dziewczynie na imię?
- Coś ty! On
już dawno z nią nie jest.
- Aha, chyba
cos przegapiłam. Nie zdążyłam nawet poznać tej całej Elizy.
- Nic nie
straciłaś, bo jej poziom inteligencji był bardzo zaniżony.
- Sylwestra
spędza ze znajomymi z Metra podobno, a jego osobą towarzyszącą jest koleżanka
jego kolegi czy jakoś tak. - mówi Ala siedząca na pawłowych kolanach.
- Żeby z nimi
nie było jak z nami, Julita. Mnie się podobałaś, a zostałaś dziewczyną Bartka.
- Zatorski wybucha śmiechem, a ja czuję na sobie wzrok Bartka i Ali. Oblewam
się rumieńcem, a ta dwójka oczekuje wyjaśnień. Tylko jakich? Przecież ja z
Pawłem nigdy nie byłam. Zażenowana jąkam się, a Zatorski wcale mi nie pomaga,
wręcz przeciwnie dolewa oliwy do ognia. Alicja schodzi z kolan chłopaka idąc w
stronę stołu i przechyla kieliszek z czystą. Impreza szybko dla nas się kończy,
ani Bartek ani Ala nie rozmawiają ze mną i Zatorskim, a libero podniecony
wzburzeniem nie opuszcza mnie na krok co jest denerwujące dla mnie. Żegnam się
ze znajomymi i zajmuję miejsce kierowcy. Bartek siada obok, Ala z Pawłem w tyle.
Zatorski zasypia zaraz, a pozostała dwójka nie wymienia ze mną ani słowa.
Alicja jedynie informuje, żeby ją podwieźć do domu w Pabianicach, bo u
Zatorskiego nie zostaje, chociaż taki miała wcześniej plan.
- Mnie
zostaw na osiedlu. - odzywa się Bartek, gdy dojeżdżam do jego bloku.
- Nie
zostajesz u mnie? - odwracam się do niego, a on podziwia latarnie po swojej
prawej stronie. Cisza, tępa cisza mówi wszystko. Jak prosi tak też robię. Budzę
Pawła, żeby wysiadał, chociaż mam ochotę go udusić gołymi rękami za szum jaki
zrobił. Mam nadzieję, że Bartek jest wstawiony, a do rana mu przejdzie. Po
południu pewnie przyjdzie do mnie odebrać samochód, taką mam nadzieję.
Przed
południem budzi mnie sms „Samochód jutro oddasz mi pod halą. Cześć.”
Wgapiam się
w ekran, a po policzkach płynie rwąca rzeka słonych łez. Przeklinam w myślach
Pawła i jego niewyparzony język. Starsi ludzie mówią: „Jaki Nowy Rok, taki cały
rok”. Mam nadzieję, że to jest starowieczny zabobon. Marzę, żeby zasnąć i móc
się obudzić, a Bartek przyjdzie do mnie uśmiechnięty jak zawsze, bo pierwszy
dzień nowego roku nie zapowiada nic dobrego.
Witam.
Powolutku zbliżamy się do końca, ale
spokojnie jeszcze nie za dwa ani trzy rozdziały. Bohaterowie przejdą trochę
jeszcze.
Dziękuję, że jesteście :* Wiedzcie,
że pamiętam o Was i często myślę! Tylko nie z każdym mam kontakt.
twoja dwulicowość - nowy rozdział.
Genetyczne cierpienie - nowy projekt.
Pomóż mi wstać - kiedyś.