piątek, 31 stycznia 2014

48.


Po mile spędzonym weekendzie na południu Polski czas wrócić do obowiązków. W poniedziałek siatkarzy czekają aż trzy godziny porannego treningu. Z pewnością będą bardzo rozleniwieni, gdyż jak się dowiedziałam od kilku lat nie mieli tylu dni wolnych na przestrzeni świąt. Osobiście mam wielki zapał do pracy, jednak przeszkadza mi w nim wysoka gorączka, którą przywiozłam z Nowego Sącza.
- Jutro zamiast do pracy idziesz do lekarza. - mruczy mi za uszami Bartek.
- Bo sobie kichnęłam raz czy dwa i już polecę po zwolnienie, uważaj… - sięgnęłam po chusteczkę, by wydmuchać nos.
- Julita, ty masz gorączkę.
- Już nie mam.
- Bo wzięłaś leki na zbicie.
- Nie marudź. Idziesz spać czy nie? - zmieniam temat.
- Zęby umyję i wracam. - wyszedł mrucząc pod nosem, że go nigdy nie słucham, lekceważę swój stan i takie tam pierdoły jakie mu ślina przyniosła.
Wstałam cichutko przed Bartkiem wzięłam bieliznę i szlafrok i udałam się do łazienki wziąć prysznic, a po drodze włączyłam czajnik w kuchni. Ogólnie źle się czułam, każdy ruch sprawiał potworny ból mięśni, głos zupełnie straciłam na rzecz chrypki, a i z połykaniem śliny były problemy.
Wróciłam z ręcznikiem na włosach do kuchni, poszukałam w kuchennej apteczce roztworu do sprzędzenia leczniczej herbatki. Zjadłam kilka łyżek płatków owsianych z niewielką ilością mleka i wróciłam do sypialni, a stamtąd do garderoby po ubrania. Z naręczem ciuchów podeszłam do Bartka, by go obudzić. Delikatnie szturchanie nie zdało egzaminu, więc wspomogłam się wołaniem chociaż mój głos nie był zbyt przekonywujący.
- Minutka, zaraz wstanę. - przykrył się kołdrą odwracając w drugą stronę. Popatrzyłam na niego, wzruszyłam ramionami i wyszłam. Ubrałam się w łazience, zrobiłam delikatny makijaż zakrywający czerwony nos i wróciłam do kuchni zrobić Bartkowi śniadanie.
- Bartek, już ósma dochodzi!  - krzyczę z salonu, o ile można nazwać moje wołanie krzykiem.
- Pół nocy kaszlałaś, kichałaś jeszcze brałaś leki. - atakuje ledwo co zasiadając do stołu. - Dziękuję za śniadanie, ale czy chcesz czy nie idziesz do lekarza. Nawet nie wiem czy masz po co pokazywać się w klubie, bo jak cię prezes zasmarkaną zobaczy to wścieku dostanie.
- A dziękuję ci bardzo za rady. Jedz i zaraz wychodzimy.
Prezes na szczęście mnie nie widział, ale Miguel i Tomek dali mi reprymendę wyganiając do lekarza po kwadransie obecności wśród nich. Po półtorej godziny spędzonej na poczekalni w ośrodku zdrowia doczekałam się wizyty z lekarzem rodzinnym. Zbadał ciśnienie, uszy, osłuchał płuca, sprawdził gardło i tutaj najdłużej się zatrzymał. Wyszłam z gabinetu z plikiem recept i diagnozą - angina. Jeszcze nie jest w zaawansowanym stadium, ale z racji, że jutro sylwester później nowy rok przychodnia będzie zamknięta, więc lepiej żebym zażyła antybiotyk niż męczyła, to są słowa lekarza… Wykupiłam wszystkie potrzebne leki, witaminy, kropelki i wróciłam do domu. Tyle co zdążyłam ściągnąć buty i kurtkę mój osobisty pielęgniarz zainteresował się zdrowiem podopiecznej.
- Angina, antybiotyk, mnóstwo leków. Zadowolony? - grzmiałam do telefonu.
- Juliś, to dla twojego dobra. - głos miał łagodny jak baranek.
- Swoimi sposobami poradziłabym sobie, to nie, a teraz muszę zażywać tydzień cholerny antybiotyk.
- Zaraz będę u Ciebie.
- Nie, siedź w domu, jeszcze ty się zarazisz, a tego to nikt nie chce.
- Nie martw się mam dużą odporność.
- Masz nie przychodzić dzięki za troskę naprawdę. Jutro rano jestem w klubie. Nie wiesz czy Aleks już zdrowy?
- Normalnie trenował, to chyba tak. Jutka, co z sylwestrem?
- A co ma być? - nie wiedziałam co miał na myśli skoro wszystko już zaplanowane.
- Zostajemy w domu?
- Oszalałeś?
- No gdzie ty z antybiotykiem chcesz iść na imprezę?
- A czy ktoś powiedział, że ja muszę pić? Nie. Był problem z kierowcą mieliśmy wracać taksówką, to po prostu ja będę prowadzić.
- Ale jak się będziesz źle czuła…
- Czuję się znakomicie. - przewracam oczami. - Za dwie godziny masz trening.
- Wiem mamo.
- No to dobrze, nie zaśpij. Idę leżeć, więc możesz być spokojny o mnie. Do zobaczenia jutro. - rozłączyłam się. Nalałam szklankę wody mineralnej i wzięłam garść lekarstw do zażycia. Przebrałam się w dres i poszłam do salonu leżeć pod kocem z kubkiem herbaty i polska komedią lecącą z tv.

Na drugi dzień lepiej się czułam. Zażyłam antybiotyk plus inne leki, zaaplikowałam kropelki do nosa i po wykonaniu porannych czynności pojechałam na halę. W czasie, gdy chłopaki odbywali trening zajmowałam się kolanem Nicolasa później kilku chłopaków potrzebowało rozmasowania rąk, nóg czy pleców. Gdy wszyscy opuścili łóżko zabiegowe starannie je przeczyściłam środkiem dezynfekującym i wzięłam się za uzupełnianie kartotek zawodników. Wczesnym popołudniem pożegnałam się z ochroniarzem życząc mu udanej zabawy sylwestrowej, gdyż wieczorem kończył swoją zmianę.
Alicja właśnie opuściła mój dom uprzednio wykonując piękne loki z moich długich, czarnych włosów. Z racji, że jest kosmetologiem zna się doskonale na makijażach i ma niezliczoną ilość kosmetyków, by poprawić lub też podkreślić urodę. Mocniejszy makijaż niż zwykle bardzo mi się podoba, tylko nie wiem jak będzie wyglądał wokół nosa, bo zapewne nieraz skorzystam z chusteczek higienicznych…
Na dzisiejszy wieczór kupiłam jakiś czas temu dopasowaną, czerwoną sukienkę do połowy ud. Zabudowana na górze, z szerokimi ramiączkami. Pas na dole jest doszyty z lamówką, zapinana jest z tyłu długim, srebrno-czarnym zamkiem błyskawicznym, który ma za cel ozdobienie całości.
Czekam w bartkowym mieszkaniu aż się ubierze, bo umówiliśmy się, że jedziemy jego samochodem.
- Komórka ci dzwoni! - wołam z salonu do gramolącego się w łazience siatkarza.
- A kto dzwoni?
- Danusia. - zaakcentowałam.
- Aaa pewnie chce spytać o której będziemy. - aż wzdrygnęłam się na myśl blondwłosej cheerleaderki.
- Chcesz powiedzieć, że ona też będzie? - chwile się zastanowił co odpowiedzieć.
- No tak.
- Nie mogłeś jej zapisać nie wiem „Danka”, „Dana”, „Danuta” tylko „Danusia”? - popatrzył chwilę na mnie szczerząc się, co doprowadzało mnie do jeszcze większego podenerwowania.
- Ty jesteś zazdrosna? - pisnął.
- Nie jestem.
- Jesteś.
- Nie jestem.
- Jesteś.
- Jestem. - oblałam się rumieńcem wpatrując w paznokcie.
- Julita, na miłość boską! Danka ani mi się nie podoba, ani nie jest w moim typie, jest koleżanką. Tylko koleżanką. - chwycił mnie za podbródek podnosząc głowę.
- Mhm. Ale jeśli was zobaczę, to nie ręczę, bo ona mi się od jakiegoś czasu nie podoba. - fuknęłam.
- Całkiem przyjemnie, gdy jesteś o mnie zazdrosna. - uśmiechnął się szeroko z błyskiem w oku. Szturchnęłam go pięścią w pierś. Przycisnął mnie do siebie zanurzając swoje usta w moich, pieszcząc dolną wargę do straty przeze mnie umysłu. Wielkie dłonie umiejscowił na moich pośladkach całkowicie angażując w czynności, które wykonywał.
- Jestem chora, zapomniałeś? Nie możemy się całować. - oblizałam wargi kosztując resztki smaku, który pozostawił. Przewrócił oczami uśmiechając się łobuzersko. Założył koszulę, marynarkę i gdy był w pełni gotowy wyszliśmy z mieszkania.
Impreza sylwestrowa odbywa się w Zduńskiej Woli w restauracji Miraż. Nie miałam za wiele do gadania, gdyż chłopaki wraz ze znajomymi wynajmują od dwóch lat to miejsce do wspólnej zabawy. Mieści się tam około 40 osób. Nie będzie z nami Andrzeja z Terką, ponieważ spędzają tą noc w Bydgoszczy, nie będzie także z bełchatowian Karola, Facundo, Aleksa, Jędrzeja i Samuela. Za to będzie Aneta z Bogdanem, Winiarscy, reszta chłopaków ze Skry z partnerkami oraz dobrzy znajomi  graczy nie wszyscy związani z siatkówką. W czasie drogi spokoju nie dawała mi tańcząca blondynka podczas przerw w meczach Skrzaków.
- Bartek, ty kiedyś byłeś z Danką? - wyrzuciłam z siebie patrząc w prawą stronę.
- Nie. Co ci przyszło do głowy?
- To dlaczego ona tam będzie?
- Bywała przez te dwa lata to i dziś będzie.
- A ona przez te dwa lata była twoją osobą towarzyszącą? - zapadła cisza.
- Nie, to znaczy ja jak i ona przychodziliśmy osobno, a potem razem się bawiliśmy, jak i z resztą. - przytaknęłam krótkim mruknięciem. Wiedziałam, że z nią był, może nie dosłownie, ale jednak. Jestem kobietą i takie rzeczy wyczuwam. To dlatego Danka nie przepada za mną co doskonale zauważam. Trochę się jej nie dziwie w końcu zgarnęłam jej faceta sprzed nosa. No cóż, jakoś nie jest mi jej żal widocznie nie potrafiła go oczarować.
Witamy się z osobami, które już przyjechały na miejsce, jednak ciągle oczekuję na przybycie Dagmary z Michałem i Anety z Bogdanem, gdyż dawno tej czwórki nie widziałam. Szampańska zabawa trwa w najlepsze i mimo, że nie byłam przekonana co do takiej formy spędzenia sylwestra nie zamieniłabym go za siedzenie w domu i oglądanie tv.
- Julita. - skrada się Michał od którego dało się z odległości wyczuć woń alkoholu.
- Co chciałeś?
- Napijesz się?
- Nie, antybiotyk zażywam.
- A Bartek może? - roześmiałam się w głos.
- A czy ja mu bronię? - zmrużyłam oczy, które przegrały walkę z błękitnymi Winiarskiego. Usiadłam na krześle miedzy Dagmarą, a Alą, które nadal nadrabiają utracone kuzynostwo. Dołączyła do nas Aneta na której ręce dostrzegłam święcący kamień.
- Aneta chcesz powiedzieć, że!? - pisnęłam chwytając jej dłoń. Nieśmiało się uśmiechnęła dając twierdzącą odpowiedź. Zaraz podłapał temat Michał, który ogłosił całemu towarzystwu młodych narzeczonych. Nie obyło się bez toastu czy gratulacji.
- A wiecie dlaczego dziewczyny uwielbiają żołnierzy? - spytał błyskotliwie Mariusz. Kilka osób rzuciło swoje propozycje. - Bo żołnierze potrafią przygotować jedzenie, posprzątać i przywykli do słuchania rozkazów. - cały tłum wybuchł gromkim śpiewem, a zarówno Bogdan potrafił się śmiać z siebie i zawodu jaki wykonuje. Po wypadku w Afganistanie wrócił wręcz do pełni zdrowia, lecz zdecydował więcej nie wyjeżdżać na misje. Godziny szybko mijały, dziesięć minut przed północą chłopaki zaczęli przygotowywać różnego rodzaju petardy do odstrzału. Kelnerzy wychodzą przed restaurację z szampanem na tackach, a dla mnie specjalnie sok jabłkowy i kilka sekund później witamy nowy 2014 rok. 2013 był dla mnie wspaniały mimo kilku przeszkód, więc mam nadzieję, że huczne wejście z ukochaną osobą w kolejny będzie oznaką równie dobrego, a nawet lepszego.
Po północy zabawa nadal trwa, nikt nie ma zamiaru opuszczać towarzyszy. W końcu wypalam z pytaniem, gdzie jest Karol.
- Kłosek spędza sylwestra w Warszawie. - relacjonuje jego kolega z mieszkania, Paweł.
- Z tą Elizą? Tak było jego dziewczynie na imię?
- Coś ty! On już dawno z nią nie jest.
- Aha, chyba cos przegapiłam. Nie zdążyłam nawet poznać tej całej Elizy.
- Nic nie straciłaś, bo jej poziom inteligencji był bardzo zaniżony.
- Sylwestra spędza ze znajomymi z Metra podobno, a jego osobą towarzyszącą jest koleżanka jego kolegi czy jakoś tak. - mówi Ala siedząca na pawłowych kolanach.
- Żeby z nimi nie było jak z nami, Julita. Mnie się podobałaś, a zostałaś dziewczyną Bartka. - Zatorski wybucha śmiechem, a ja czuję na sobie wzrok Bartka i Ali. Oblewam się rumieńcem, a ta dwójka oczekuje wyjaśnień. Tylko jakich? Przecież ja z Pawłem nigdy nie byłam. Zażenowana jąkam się, a Zatorski wcale mi nie pomaga, wręcz przeciwnie dolewa oliwy do ognia. Alicja schodzi z kolan chłopaka idąc w stronę stołu i przechyla kieliszek z czystą. Impreza szybko dla nas się kończy, ani Bartek ani Ala nie rozmawiają ze mną i Zatorskim, a libero podniecony wzburzeniem nie opuszcza mnie na krok co jest denerwujące dla mnie. Żegnam się ze znajomymi i zajmuję miejsce kierowcy. Bartek siada obok, Ala z Pawłem w tyle. Zatorski zasypia zaraz, a pozostała dwójka nie wymienia ze mną ani słowa. Alicja jedynie informuje, żeby ją podwieźć do domu w Pabianicach, bo u Zatorskiego nie zostaje, chociaż taki miała wcześniej plan.
- Mnie zostaw na osiedlu. - odzywa się Bartek, gdy dojeżdżam do jego bloku.
- Nie zostajesz u mnie? - odwracam się do niego, a on podziwia latarnie po swojej prawej stronie. Cisza, tępa cisza mówi wszystko. Jak prosi tak też robię. Budzę Pawła, żeby wysiadał, chociaż mam ochotę go udusić gołymi rękami za szum jaki zrobił. Mam nadzieję, że Bartek jest wstawiony, a do rana mu przejdzie. Po południu pewnie przyjdzie do mnie odebrać samochód, taką mam nadzieję.
Przed południem budzi mnie sms „Samochód jutro oddasz mi pod halą. Cześć.”
Wgapiam się w ekran, a po policzkach płynie rwąca rzeka słonych łez. Przeklinam w myślach Pawła i jego niewyparzony język. Starsi ludzie mówią: „Jaki Nowy Rok, taki cały rok”. Mam nadzieję, że to jest starowieczny zabobon. Marzę, żeby zasnąć i móc się obudzić, a Bartek przyjdzie do mnie uśmiechnięty jak zawsze, bo pierwszy dzień nowego roku nie zapowiada nic dobrego. 
                                                                                                                                           
 
Witam.
Powolutku zbliżamy się do końca, ale spokojnie jeszcze nie za dwa ani trzy rozdziały. Bohaterowie przejdą trochę jeszcze.
Dziękuję, że jesteście :* Wiedzcie, że pamiętam o Was i często myślę! Tylko nie z każdym mam kontakt.

twoja dwulicowość  - nowy rozdział.
Genetyczne cierpienie - nowy projekt.
Pomóż mi wstać - kiedyś.


5 komentarzy:

  1. serio Bartek? Jesteś tępym idiotą! Załatwił swojej ukochanej wymarzony Nowy Rok. Co ta zazdrośc robi z ludźmi. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu no...
    Nie mogli spędzić tego Sylwestra w takiej wyśmienitej atmosferze, a nie fochnąć się za stare dzieje?
    Bartek, chłopie opamiętaj się! Julita jakoś wielkich scen nie robiła, jak mówił o Dance, a zwyczajnie przyznała się, że jest zazdrosna, więc po co Kurek się tak zachował? Co mu to dało?
    Mam nadzieję, że nowy rok nie będzie taki jak pierwszy jego dzień u tej dwójki ;-)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie się tam podoba :P nie mogło przecież cały czas być różowo :) chociaż myślałam, że Danusia ;) więcej namiesza :)
    Pozdrawiam A.

    OdpowiedzUsuń
  4. Julita to uparta baba! :D Jak się jest chorym to się leży w łóżku i kuruje, a nie gania do pracy żeby wy zarażać innych ;) Miguel by chyba ją powiesił jakby pozarażała mu zawodników ;)
    Nie wiem co Paweł chciał osiągnąć tą swoją nieprzemyślaną wypowiedzią, ale zepsuł zabawę całej czwórce. Chociaż właściwie to on się dalej dobrze bawił. Tyle, że Ala się obraził i Bartek jak widać śmiertelnie się obraził. Gdyby tylko jeszcze było na co się tak naprawdę obrażać to by było dobrze. Teraz trzeba zmobilizować Pawła żeby wszystkim wyjaśnił jak to było, bo jak na razie sam jest na straconej pozycji u Ali.
    Ściskam! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. NIepoważna trochę ta Jutka jest. Powinna się wykurować, wybyczyć w łóżku i w pełni wyzdrowieć a nie latać i całować Bartosza ;p Chociaż to on zaczął, więc jest rozgrzeszona. Obawiam się że to wystąpienie Pawła może się odbić na całej czwórce przyjaciół. Ja nie wiem o co mu chodzi- przecież jest z Alą szczęśliwy, więc po co gada takie rzeczy? A Bartuś przypomniał nam swoją obrażalską, dziecinną stronę. Nie ma to jak obrazić się za nic na dziewczynę i zgrywać wielce urażonego olbrzyma. I jeszcze samochód ma mu odwozić! No kurde! Mam nadzieję że Paweł wyjaśni szybko tą sprawę, bo nie chciałabym żeby tak zakończyła się przyjaźń Julity i Ali :(
    Całuję :*

    OdpowiedzUsuń