Ostatni mecz
przed świętami z dość wymagającym przeciwnikiem jakim jest kędzierzyńska Zaksa.
Późnym popołudniem meldujemy się pod hotelem. Odbieramy klucze do pokoi i jak
się okazuje mi przypadł z Pawłem - fotografem Skry. Wszystkie rezerwowane
pokoje są dwu lub trzy osobowe. Pojedynczych prawie nigdy nie zamawiają, gdyż
im się to nie opłaca finansowo. Cena jednoosobowego pokrywa się z ceną
trzyosobowego, więc logiczne, że klub wybiera „trójkę” w końcu wszędzie szukane
są oszczędności, a stan pokoi jest całkiem dobry. Bartek cały wieczór złowrogo
patrzy na niczego nie świadomego Pawła. Zjadam do końca drobiowe galaretki i
szybko wychodzę z hotelowej restauracji, by dogonić Bartka, który właśnie co
wyszedł.
- Możesz
przestać? - staję obok niego oczekując wspólnie na windę.
- A o co ci
chodzi?
- Dobrze
wiesz. Zachowujesz się jak jakiś zazdrosny nastolatek. - wchodzimy do windy
stojąc w bezpiecznej odległości. Wciskam guzik i drzwi się zamykają. Jesteśmy
tylko my i nasze szalejące myśli.
- Może
jestem zazdrosny, i co? - zakłada ręce na piersi i świdruje mnie swoim
lazurowym spojrzeniem.
- Jezu…
Bartek, no masz o kogo. A co ty myślałeś, że będą nas lokować we wspólnych
pokojach? Ty jesteś z zawodnikami, ja z
fotografem. Mamy osobne łóżka zważ na to. - obejmuję go w pasie prosząc by się
schylił, bo stanął na baczność głowę trzymając dumnie jak paw. - Kocham tylko
ciebie. - szepczę wprost do ucha delikatnie muskając szyję, później kącik ust
aż w końcu docelowo usta.
- Julita, co
ja z tobą mam. - obejmuje mnie w talii przyciągając do siebie dopóki winda się
nie otworzy. Rozchodzimy się do swoich tymczasowych pokoi Bartek odpoczywać, a
ja uczyć choć przez chwilę na zaliczenie przed świąteczne jeszcze. Niestety
profesorka Mojowa nie czuje klimatu świąt i do końca sępi z nas wiedzę.
Kolejne trzy
punkty obronione, passa zwycięstw podtrzymana, a rok zakończymy z liderowaniem
w tabeli z lekką przewagą punktową. Miguel mimo, że dopiero co rozpoczął
karierę trenerską świetnie sobie radzi. Miałam okazję poznać Marysię córkę
kapitana reprezentacji. Dziewczynka odziedziczyła gen wzrostu zdecydowanie po
ojcu. Jak na niespełna roczne dziecko jest bardzo wysoka.
Spakowani opuszczamy
hotel udając się do autokaru. Kierowca wkłada walizki do bagażnika, a z
podręcznymi torbami wchodzimy do wnętrza klubowego wehikułu czasu. Omijamy się
z Bartkiem szerokim łukiem, gdyż kolejna słowna potyczka rozegrała się między
nami. Tym razem poszło o święta, mianowicie o jego czas spędzony we Wrocławiu.
Uparł się, że wraca w drugi dzień świąt i za nic w świecie mu nie przegada. Nie
mówię, że by mi to nie odpowiadało, ale wszystko byłoby okej, gdybym nie znała
jego mamuśki. Jadwiga co najmniej jakieś czary na mnie rzuci, że jej ukochany
syn nie spędzi tych rodzinnych świąt w pełni z nią. Siadam mniej więcej po
środku autobusu miejsce obok spoczywają moje nogi, a głowa oparta jest o szybę
i fotel. Zamykamy oczy wsłuchując w zachrypiały głos Joe’a Cocker’a.
- Wstajemy
księżniczko! - Karol nie byłyby sobą, gdyby kogoś nie zaczepił.
- Nie mów do
mnie księżniczko. - syknęłam zmieniając pozycję do siedzącej na wprost.
- Bartek
śpi, to chyba mogę? - odwróciłam się zerkając na osobnika siedzącego na przed
ostatnim miejscu, który rzeczywiście spał lub tak dobrze grał.
- Nie chodzi
o niego, nie lubię, gdy ktoś tak do mnie mówi.
- Dobrze,
dobrze. O co się znowu pokłóciliście?
- O nic. Idź
do chłopaków grać w karty, ja chcę pospać.
- Nie ma
żadnego spania idziesz grać z nami. - wstał ciągnąc mnie za rękę powodując, że
też musiałam wstać.
- Nie
cierpię cię! - przyklejając uśmiech do ust dosiadłam się do chłopaków, którzy
przygotowali z kawałka deski prowizoryczny stół.
Ostatni
trening przed przerwą świąteczną dobiega końca. W kolejce na masaż pozostał
tylko Jędrzej, który od kilku dni narzeka na ból w lewym udzie po dłuższym
wysiłku. Po serii ćwiczeń wychodzi z pomieszczenia życząc wesołych świąt, gdyż
zobaczymy się po przerwie świątecznej. Sprzątam pokój zabiegowy i jeszcze przed
wybiciem południa żegnając się z ochroniarzem opuszczam Energię. Pogoda nie
rozpieszcza od nocy pada deszcz do tego temperatura poniżej zera. Woda
momentalnie marznie tworząc popularną ‘szklankę’. Trzeba uważać jak się chodzi
nie mówiąc jak wolno można jechać. Ostrożnie wyjeżdżam z parkingu i udaję pod
bartkowy blok, gdzie od dwóch kwadransów pakuje się do wyjazdu do Wrocławia.
Przywołuję windę wciskam przycisk i jadę w górę. Szybkim krokiem udaję się pod
drzwi.
- Ja tylko
na chwilę. Wesołych świąt kochanie. - podnoszę się na palcach i całuję w usta.
- Tobie
również, żebyś odpoczęła ode mnie, bo za dwa dni się widzimy.
- Czyli nie
zostajesz? - przekręcam w bok głowę.
- Mówiłem ci
już. Też chcę z tobą spędzić chociaż kilka chwil w te święta.
- Wiem, ale
z rodziną widzisz się rzadko, przemyśl.
- Mimo
wszystko z tobą też wcale nie jestem 24 godziny na dobę. - uśmiecha się. -
Przepraszam, ale dziś nie mam prezentu dla ciebie, lecz niedługo będzie. -
zmienia temat. Przypominam sobie o drobnostce dla niego i szybko z czeluści
torebki wyciągam małe pudełeczko przepasane kokardą.
- Nie
szkodzi. Tutaj coś nie coś dla ciebie, a prezent właściwy również niedługo
dotrze.
- Teraz to
mi głupio, że nic nie mam. - robi smutną minę dołączając do tego zrozpaczony
wzrok na co wybucham śmiechem.
- Ty jesteś
moim wielkim prezentem. - wtulam się w niego. - Uciekam, bo mama już chyba z
siedem razy do mnie dzwoniła. Jeszcze muszę wziąć kilka ubrań i wtedy ruszam do
Pabianic.
- Będzie w
końcu Wiktor?
- Tak. Jutro
Maja przyjeżdża, w drugi dzień świąt oboje idą do pracy, jak się nie mylę, to
do Dublina mają lot. Jedź ostrożnie. - obdarowuję go muśnięciem w policzek.
- Ty też.
Kocham cię.
- Ja ciebie
Miśku też. - jeszcze ostatni całus i opuszczam mieszkanie prosząc,
żeby dał mi znać jak dojedzie. Zbiegam po schodach w dół nie czekając na automatyczny zjazd, gdyż zająłby mi
więcej czasu. O mało zrobiłabym szpagat na oblodzonym chodniku, lecz w
ostatniej chwili złapałam się słupa od latarni. Ostrożnie doszłam do samochodu,
zapięłam pasy i powolutku włączyłam się do ruchu. Dochodziło wpół do pierwszej
postanowiłam, że gdy wrócę do domu przeznaczam godzinę na wykonanie kilku
telefonów z życzeniami czy też smsmów lub emaili. Na liście osób nie zabrakło
państwa Kurek, chociaż pewniej czułam się rozmawiając z panem Adamem, a później
Kubą, bo pani Jadwiga podobno lepiła uszka i miała całe ręce z mąki. Lepiej dla
mnie. Chociaż nie wiem, kiedy my się polubimy.
Wigilia w
mile spędzonym gronie. Oprócz rodziców i Wiktora była z nami babcia Marysia i
mój chrzestny Andrzej z żoną Ewą. Patrycja spędzała wigilię z teściami, a
później przyjechała z rodzinką do nas. Święta w Pabianicach od zawsze mają ten
urok. Świeża choinka zdobiona przeze mnie i Wiktora od kiedy tylko pamiętam.
- Wujek, a
gdzie ciocia? - Emilka podbiega do mojego brata, gdy zdajemy sobie relacje z
najnowszej premiery kinowej na której każde z nas było.
- Jaka
ciocia? Julita przecież tu siedzi. - sprawdza Małą.
- Nie ta,
tylko ciocia Majka.
- Maja jest
dzisiaj z rodzicami, a jutro tutaj będzie.
- A mnie nie
będzie. - tak pięknie robi podkówkę ustami, a oczy zwiększają swoją objętość.
- Odwiedzimy
cię niedługo, bo chyba Mikołaj zostawił coś u niej dla ciebie. - Emila się ożywia brylując mlecznymi ząbkami.
- A wujek
Baltek sam w domu? - przenosi wzrok na mnie.
- Nie, wujek
też z rodzicami tak jak i my.
- I też
jutlo będzie? - zbiera już ją na płacz.
- Nie, w
czwartek przyjeżdża. I na sto procent z nim się zobaczysz. - biorę ją na ręce
kradnąc całusa.
- To dobrze,
bo wujek Wiktol to zdlajca! - powstrzymujemy się z Wiktorem, by nie wybuchnąć
śmiechem.
- Emilka,
skąd znasz takie słowa!?
- Tata tak
mówił, gdy oglądał jakiś mecz. -
patrzymy na siebie wytrzeszczając oczy. Dalsza część rozmowy z Małą
Marszałkówną przebiega bez niespodzianek. Wytrwała pasterkę, a nawet później
nie chciała iść spać.
Pierwszy
dzień świąt spędzony w miłej atmosferze. Na obiad dołączyła Maja, a wczesnym
popołudniem wróciła do siebie zabierając Wiktora. W drugi dzień świąt
przyjeżdża Patrycja z Kacprem i Emką. Taka mała wymiana dzieci w rodzinie
Fedko. Bartek wczesnym popołudniem powinien przyjechać. Najpierw do moich
rodziców, gdzie załapie się na kolejną porcję ciast, a później wrócimy do
Bełchatowa. Emilka od pół godziny nie opuszcza mnie na krok pytając za ile
będzie wujek. Nie wiem czym Kurek ją przekupuje, ale Mała go uwielbia.
- Bartek,
czy ty oszalałeś? - słyszę donośny głos Patrycji, gdy wyszłam po sok dla niego.
- Mamo! Nie
krzycz na wujka. - Emila stanęła w obronie Bartka.
- Emilia
skończ przedstawienie.
- Patrycja,
to tylko zabawka.
- Bartek, ty
nie możesz jej kupować wszystkiego co chce. - ciekawość mnie zżera co on tym
razem kupił, ale dalej przysłuchuję się kłócącej trójce. - Chciała rybki, tablice, wrotki, chodzącą
lalkę, klocki lego i to wszystko zdążyłeś kupić. To, że ją rozpieszczasz to już
pomijam, ale ona nie może mieć wszystkiego co zapragnie.
- Tatuś weź
mamę. - zakłada ręce pod boki.
- Co ty powiedziałaś?
- Patrycja została zaprowadzona za rękę do Kacpra.
- Tato, każ
mamie tu siedzieć. Ja będę bawić się z wujkiem. - dwu i pół latka totalnie mnie
zaskakuje. Wodzę za nią wzrokiem z szeroko otwartą buzią. Zostawia Patrycję z
Kacprem i idzie do Bartka zamykając za sobą drzwi. Biorę sok i szklanki i idę
do nich zobaczyć co tym razem majstrują.
- Patrycja
uspokój się, chyba dobrze, że mają świetny kontakt. - Kacper jeszcze bardziej
wzburza swoja małżonkę.
- Julita,
zrób coś z tym Bartkiem, bo ja go zastrzelę. - złowrogie spojrzenie siostry
mówi wszystko.
- Patuś, ja
nie wiem co on jej kupił nic mi nie mówił. - wzruszam bezradnie ramionami.
- Kolejkę
elektryczną. - syczy.
- Co?! -
krztuszę się śliną.
- Idź
zobacz. - wchodzę do pokoju tym razem nie powstrzymując śmiechu.
- Ciocia!
Patrz co dostałam! - porwana za rękę dołączam do grona na środku pokoju.
- A to nie
zabawka dla chłopców? - lekko się krzywię. Oboje wybuchają głośnym „nie”.
Kapituluję i oddaję się w wir zabawy kolejką elektryczną.
- Bartek, ty
jednak oszalałeś. - szepczę do niego, by Emila nie słyszała. Uśmiecha się
najpiękniej jak potrafi, a te kąciki podniesione ku górze działają na mnie jak
narkotyk dla człowieka na głodzie. - Naszych dzieci nie będziesz tak
rozpieszczał. Nie pozwolę ci na to. - odwzajemniam uśmiech przelotnie muskając
bartkowych warg pod nieobecność Marszałkówny.
- Dzieci?
Mam rozumieć, że będzie więcej niż jedno.
-
Oczywiście. - bawię się dłonią na jego udzie idąc ku górze. Zbliżamy się do
siebie do czasu aż mama nie otworzy drzwi wołając nas na kolację wtedy
natychmiastowo odskakujemy od siebie.
- Wreszcie w
domu. Cisza spokój… - odkładam klucze na półkę obok wejścia i siadam na sofie
przymykając oczy. - Co ty się tak skradasz?
- Mam coś
dla ciebie. - wręcza mi białą podłużną kopertę. - Spóźniony prezent świąteczny.
- szepcze wprost do ust delikatnie je muskając. Otwieram białą kopertę
wyciągając karton, a po przeczytaniu wybucham psychicznym śmiechem.
- Miś, ty
się dziś szaleju najadłeś? - mówię całkiem spokojnie opanowując swój śmiech. Wstaje
podenerwowany kierując się do wyjścia. Śledzę jego ruchy w końcu wychodzę z
salonu zatrzymując go nim ubierze kurtkę. - Gdzie ty idziesz?
- Do siebie.
Jak się zdecydujesz daj znać.
- Ej no nie
wkurzaj się na mnie. Poczekaj moment. Czyli jutro mamy jechać do yyy niech
sprawdzę. - wyciągam kartkę z koperty. - Do Nowego Sącza do SPA, tak?
- Tak.
Chciałem, żebyś odpoczęła. Nie było na ostatnią chwilę ofert z bliższych
miejsc. Jutro na 14 mamy być, a w niedzielę o 12 opuszczamy pokój.
- Hotel Beskid,
czterogwiazdkowy, pokój dwuosobowy z łożem. - spoglądam na niego podśmiechując
się.
- Masaże,
kąpiele…
- Dziękuję.
- uwieszam się na jego szyi ładnie dziękując. Chwilę później jestem niesiona
przez niego z powrotem do wnętrza mieszkania. Kładzie mnie na kuchennym stole.
- Nie pomyliły ci się kierunki? - pytam przerywając pocałunki.
- Tutaj było
najbliżej. - ściąga koszulkę.
- Chcesz
powiedzieć, że jestem ciężka?- na omacku staram się pozbyć paska z jego
dżinsów.
- Nie gadaj
tyle. - odpina guziki mojej koszuli.
- Och Bartek…
- mruczę pobudzona muśnięciami na szyi i przyjemnym dotykiem jego wielkich
dłoni na moim ciele, które potrafią wprawić piłkę w taki ruch, że zawodnik
przewraca się, a kolorowa mikasa ląduje gdzieś na trybunach. Te same dłonie delikatnie
pieszczą moje ciało przez co mięśnie rozluźniają się, a rozum chce łaknąć
kolejne dawki czułego dotyku.
Małopolska
wita nas ostrą zimą. Im bliżej gór tym opady śniegu nasilają się, a ilość
samochodów stojących na A4 zwiększa się z minuty na minutę. W końcu docieramy
na miejsce. Odbieramy z recepcji klucze i idziemy do pokoju numer 49. Wnętrze
pięknie urządzone. Naprzeciw wejścia pierwsze w oczy rzucają się dwa skórzane
krzesła, a pomiędzy nimi mały okrągły stół na którym położna jest tacka z wodą
i dwoma szklankami oraz wazon z kilkoma różowymi goździkami. Po prawej stronie
drzwi do łazienki, a po lewej wielkie łoże. Za drzwiami znajduje się ciemno
brązowa szafa z bocznym lustrem i kilkoma zewnętrznymi wieszakami. Po dwóch
stronach łóżka znajdują się szafki nocne, nad
głowami umocowane są lampki.
By nie
tracić czasu szybko wychodzimy z pokoju i ruszamy w wyznaczone miejsce, by
zregenerować ciało. Bartkiem zajmuje się drobna rudowłosa dziewczyna, która
zaprosiła go na masaż japońskimi bambusami, ja z kolei w towarzystwie około
trzydziestoletniego masażysty kładę się na łóżku aby poczuć na własnej skórze
masaż psychosomatyczny twarzy i ciała.
Później idziemy do groty solnej na pół godzinny seans wdychania
mikroelementów. Wprawdzie wizyta w jaskini nie zastąpi spaceru nad morzem, ale
spora namiastka. Kojąca muzyka, świergot ptaków, szum wody spływającej po kamieniach
sprawiają, że ciało się odpręża, a umysł wycisza. Komfort zapewniają wygodne
fotele i łagodne oświetlenie. Wieczorem
decydujemy się wyjść na miasto na kolację. Spacerujemy ulicami Nowego Sącza,
kilka osób rozpoznaje Bartka i prosi o autograf czy zdjęcie o dziwo cierpliwie
znosi prośby. Idziemy wzdłuż ulicy Jagiellońskiej staramy się jak najmniej
skręcać, by później móc z powrotem trafić do hotelu, a w tym mieście jesteśmy
pierwszy raz. W zasadzie Bartek był rok temu przed inauguracją sezonu, by
rozegrać spotkanie towarzyskie z miejscową Sandecją, lecz jestem przekonana, że
nie mieli czasu na zwiedzanie.
Piękna
iluminacja świetlna zdobi Rynek, wysoka choinka, kurtyna na ratuszu oraz węże
świetlne na drzewach dające wrażenie jak gdyby były oszronione. Fontanna także
zdobi całość. Przechadzamy się wkoło
podziwiając wystrój. Opowiadamy o różnych śmiesznych prezentach czy przygodach
związanych ze świętami z okresu dzieciństwa. Śmiejemy do rozpuku, a śmiech
Bartka z pewnością słychać do domów o promieniu kilometra.
- Idziemy
coś zjeść? Jestem głodny jak wilk. - przerywa żwawą dyskusję na temat dlaczego
najbardziej zimno nam w nos.
- Też jestem
głodna, ale nic nie mówiłam. - uśmiecham się niewinnie skarcona bartkowym
wzrokiem.
- To chodź.
Naprzeciw jest restauracja Bohema. - wchodzimy do środka, wita nas
przyjemne ciepło, gdyż na zewnątrz jest bardzo mroźno. Siadamy w kącie, tak by
nie rzucać się w oczy. W mgnieniu oka podchodzi do nas kelnerka zostawiając
karty menu prosimy, by nie odchodziła i szybko wertujemy strony.
- Ja
poproszę roladki z cielęciny faszerowane wątróbką drobiową w sosie kurkowym z
pieczonymi ziemniaczkami i czerwoną kapustą, ale czy mogłabym prosić szparagi
zielone grillowane zamiast kapusty?
-
Oczywiście. - notuje na kartce. - A pan co zamawia?
- To ja
wezmę filet z kaczki pieczony z kluskami śląskimi, a dodatek warzywny o ile
mogę prosić to chciałbym panierowany brokuł zamiast zasmażanej kapusty.
- Dobrze.
Zamówienie zostanie zrealizowane za około 15-20 minut.
- W takim
razie prosimy jeszcze różowe wino półwytrawne. - dziewczyna dopisuje zamówienie
Bartka.
- I wodę bez
gazu z cytryną. - uśmiecham się przepraszająco, bo ciągle coś dodatkowo
zamawiamy.
- Wszystko?
- patrzymy na siebie i zgodnie twierdzimy, że tak.
Po smacznym
posiłku i miłej pogawędce wracamy do hotelu Beskid rozkoszując się aurą
nowosądeckiego miasta.
„Im dłużej na coś
czekasz, tym bardziej to docenisz, gdy już to osiągniesz -- jeżeli coś jest
warte posiadania, to z pewnością jest warte czekania.”
- Anonim
Kocham go,
tak po prostu. Za to, że jest. Stał się częścią mojego życia, składową każdego
dnia. Chcę być dla niego wszystkim, jego alfa i omegą, a także wszystkim
pomiędzy, ponieważ on jest wszystkim dla mnie.
Witam:*
Jutro idę do pracy, także nie miałabym czasu
na dodanie. A, i jutro mija ROK od pierwszego wpisu tutaj. a ja nadal to piszę, sorry.
Przy końcu tej historii będą zapewne
podziękowania, ale z okazji „roczku” DZIĘKUJĘ, że czytacie to ‘pierdolamento’, że
jesteście ze mną mimo zajęć, pracy, szkoły…
Ściskam :*
Ps. Oglądałyście ME szczypiornistów?
Przykro po dzisiejszym meczu :( Jednak potrafią wzbudzić wiele emocji. Mimo wszystko
Kocham TĘ drużynę. Szóstą w Europie.
Jakie pierdolamento ;O
OdpowiedzUsuńTe opowiadanie jest świetne! ;)
Może mieć nawet 200 rozdziałów, a dla mnie nadal będzie ciekawe ;D
Pozdrawiam, Patrycja! ;)
ale z tego Kurka romantyk. Prezent, który okazał sie byc pobytem w SPA? Dla mnie bomba :) ale błagam Cię, niech oni się już nie kłócą. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo ja dziękuję ze jesteś i piszesz tak fajne opowiadanie ;) mam nadzieje, że będziesz robić to jak najdłużej ;)
OdpowiedzUsuńEmilka jest cudowna :D
Rok to prawdziwy sukces, a nie udręka :P
OdpowiedzUsuńNo to tak życzę tej historii jeszcze wielu wspaniałych momentów i wszystkiego, co najlepsze dla jego Autorki :D :*
A ten dzisiejszy rozdział to taka mieszanka wszystkiego. Od czasów przed świątecznych i małych sprzeczek po wspaniały wypad do Spa :D
A gdzieś tam pośrodku wujek Bartek jeszcze bardziej wkupił się w szeregi siostrzenicy swojej dziewczyny :PP
Pozdrawiam :***
Wiesz,co? lubię Twoje opowiadanie, nawet bardzo,bardzo ;) Gratuluję roczku i życzę następnych :D
OdpowiedzUsuńświetny :)
OdpowiedzUsuńGenialny, zabawny, ciekawy, poruszający, wzruszający, dowcipny, idealny, przyjemny, uroczy, urzekający, wspaniały rozdział :D :)
OdpowiedzUsuńsuper się czyta zwłaszcza między nauką z jednego na drugie kolokwium :/ ;)
cóż więcej pisz, pisz i jeszcze raz pisz kolejny rok :) może dwa ewentualnie dziesięć :) :)
DZIĘKUJEMY !!
Pozdrawiam A.
Teoretycznie nie powinnam się śmiać, ale przez większa połowę tego rozdziału właśnie się śmiałam :D Wesz gdybym nie znała Nowego Sącza to bym Ci uwierzyła, że jest taki piękny i w ogóle :D Jak Bartek dał Julicie tą kopertę w której było SPA w Hotel Beskid to sobie pomyślałam, że gorszego SPA nie mógł wybrać :P Bukovina Tatrzańska jak już koniecznie okolice gór ;)
OdpowiedzUsuńBartek zdecydowanie rozpieszcza Emilkę i wcale się nie dziwie, że jej rodzicielka była zła na przyjmującego. Tak poza tym to święta świetnie się wpisały w tą bardzo zimową pogodę ;)
Pozdrawiam ;*
hahaha Kristen miałam to samo :) Też znam Nowy Sącz :P Rozdział świetny, trochę się uśmiałam przy czytaniu... Ciekawe czy Bartek będzie tak rozpieszczał swoje dzieci :P Buziaki ;*
OdpowiedzUsuńJa tam nigdy nie byłam w spa w Nowym Sączu, więc z łatwością mogę uwierzyć w jego zalety :D W każdym razie, Julita i Bartosz miło spędzili czas, a dziewczynie nawet zebrało się na refleksje... Może to już czas na jakiś hm, kolejny krok w tej znajomości?
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, rozpieszczanie dzieci przez wujków i ciocie nie jest dobrym pomysłem, bo potem to rodzicie muszą się borykać z takim maluchem któremu nagle nie pasuje że nie jest pępkiem świata :D No ale taka już rola wujaszków, by trochę osłodzić życie dzieci :)
Rok? O kurczę, to minęło jak z bicza strzelił!
Całuję :*
Nie bylo mnie a tu nadal sielanka - pasuje mi to, zdecydowanie. Ale powiem szczerze ze myslalam, a nawet bylam pewna ze Bartek oswiadczy sie Julicie - wiem wiem zareczyny w swieta sa oklepane, no coz, tak mi sie pomyslalo.
OdpowiedzUsuńSkoro Bartek ma tak rewelacyjny kontakt z Emilka to bedzie niesamowitym ojcem, nic tylko zazdroscic Jutce.
Trzymaj sie kochana i wybacz za milczenie.
Marta