piątek, 24 stycznia 2014

47.



Ostatni mecz przed świętami z dość wymagającym przeciwnikiem jakim jest kędzierzyńska Zaksa. Późnym popołudniem meldujemy się pod hotelem. Odbieramy klucze do pokoi i jak się okazuje mi przypadł z Pawłem - fotografem Skry. Wszystkie rezerwowane pokoje są dwu lub trzy osobowe. Pojedynczych prawie nigdy nie zamawiają, gdyż im się to nie opłaca finansowo. Cena jednoosobowego pokrywa się z ceną trzyosobowego, więc logiczne, że klub wybiera „trójkę” w końcu wszędzie szukane są oszczędności, a stan pokoi jest całkiem dobry. Bartek cały wieczór złowrogo patrzy na niczego nie świadomego Pawła. Zjadam do końca drobiowe galaretki i szybko wychodzę z hotelowej restauracji, by dogonić Bartka, który właśnie co wyszedł.
- Możesz przestać? - staję obok niego oczekując wspólnie na windę.
- A o co ci chodzi?
- Dobrze wiesz. Zachowujesz się jak jakiś zazdrosny nastolatek. - wchodzimy do windy stojąc w bezpiecznej odległości. Wciskam guzik i drzwi się zamykają. Jesteśmy tylko my i  nasze szalejące myśli.
- Może jestem zazdrosny, i co? - zakłada ręce na piersi i świdruje mnie swoim lazurowym spojrzeniem.
- Jezu… Bartek, no masz o kogo. A co ty myślałeś, że będą nas lokować we wspólnych pokojach?  Ty jesteś z zawodnikami, ja z fotografem. Mamy osobne łóżka zważ na to. - obejmuję go w pasie prosząc by się schylił, bo stanął na baczność głowę trzymając dumnie jak paw. - Kocham tylko ciebie. - szepczę wprost do ucha delikatnie muskając szyję, później kącik ust aż w końcu docelowo usta.
- Julita, co ja z tobą mam. - obejmuje mnie w talii przyciągając do siebie dopóki winda się nie otworzy. Rozchodzimy się do swoich tymczasowych pokoi Bartek odpoczywać, a ja uczyć choć przez chwilę na zaliczenie przed świąteczne jeszcze. Niestety profesorka Mojowa nie czuje klimatu świąt i do końca sępi z nas wiedzę.

Kolejne trzy punkty obronione, passa zwycięstw podtrzymana, a rok zakończymy z liderowaniem w tabeli z lekką przewagą punktową. Miguel mimo, że dopiero co rozpoczął karierę trenerską świetnie sobie radzi. Miałam okazję poznać Marysię córkę kapitana reprezentacji. Dziewczynka odziedziczyła gen wzrostu zdecydowanie po ojcu. Jak na niespełna roczne dziecko jest bardzo wysoka.
Spakowani opuszczamy hotel udając się do autokaru. Kierowca wkłada walizki do bagażnika, a z podręcznymi torbami wchodzimy do wnętrza klubowego wehikułu czasu. Omijamy się z Bartkiem szerokim łukiem, gdyż kolejna słowna potyczka rozegrała się między nami. Tym razem poszło o święta, mianowicie o jego czas spędzony we Wrocławiu. Uparł się, że wraca w drugi dzień świąt i za nic w świecie mu nie przegada. Nie mówię, że by mi to nie odpowiadało, ale wszystko byłoby okej, gdybym nie znała jego mamuśki. Jadwiga co najmniej jakieś czary na mnie rzuci, że jej ukochany syn nie spędzi tych rodzinnych świąt w pełni z nią. Siadam mniej więcej po środku autobusu miejsce obok spoczywają moje nogi, a głowa oparta jest o szybę i fotel. Zamykamy oczy wsłuchując w zachrypiały głos Joe’a Cocker’a.
- Wstajemy księżniczko! - Karol nie byłyby sobą, gdyby kogoś nie zaczepił.
- Nie mów do mnie księżniczko. - syknęłam zmieniając pozycję do siedzącej na wprost.
- Bartek śpi, to chyba mogę? - odwróciłam się zerkając na osobnika siedzącego na przed ostatnim miejscu, który rzeczywiście spał lub tak dobrze grał.
- Nie chodzi o niego, nie lubię, gdy ktoś tak do mnie mówi.
- Dobrze, dobrze. O co się znowu pokłóciliście?
- O nic. Idź do chłopaków grać w karty, ja chcę pospać.
- Nie ma żadnego spania idziesz grać z nami. - wstał ciągnąc mnie za rękę powodując, że też musiałam wstać.
- Nie cierpię cię! - przyklejając uśmiech do ust dosiadłam się do chłopaków, którzy przygotowali z kawałka deski prowizoryczny stół.

Ostatni trening przed przerwą świąteczną dobiega końca. W kolejce na masaż pozostał tylko Jędrzej, który od kilku dni narzeka na ból w lewym udzie po dłuższym wysiłku. Po serii ćwiczeń wychodzi z pomieszczenia życząc wesołych świąt, gdyż zobaczymy się po przerwie świątecznej. Sprzątam pokój zabiegowy i jeszcze przed wybiciem południa żegnając się z ochroniarzem opuszczam Energię. Pogoda nie rozpieszcza od nocy pada deszcz do tego temperatura poniżej zera. Woda momentalnie marznie tworząc popularną ‘szklankę’. Trzeba uważać jak się chodzi nie mówiąc jak wolno można jechać. Ostrożnie wyjeżdżam z parkingu i udaję pod bartkowy blok, gdzie od dwóch kwadransów pakuje się do wyjazdu do Wrocławia. Przywołuję windę wciskam przycisk i jadę w górę. Szybkim krokiem udaję się pod drzwi.
- Ja tylko na chwilę. Wesołych świąt kochanie. - podnoszę się na palcach i całuję w usta.
- Tobie również, żebyś odpoczęła ode mnie, bo za dwa dni się widzimy.
- Czyli nie zostajesz? - przekręcam w bok głowę.
- Mówiłem ci już. Też chcę z tobą spędzić chociaż kilka chwil w te święta.
- Wiem, ale z rodziną widzisz się rzadko, przemyśl.
- Mimo wszystko z tobą też wcale nie jestem 24 godziny na dobę. - uśmiecha się. - Przepraszam, ale dziś nie mam prezentu dla ciebie, lecz niedługo będzie. - zmienia temat. Przypominam sobie o drobnostce dla niego i szybko z czeluści torebki wyciągam małe pudełeczko przepasane kokardą.
- Nie szkodzi. Tutaj coś nie coś dla ciebie, a prezent właściwy również niedługo dotrze.
- Teraz to mi głupio, że nic nie mam. - robi smutną minę dołączając do tego zrozpaczony wzrok na co wybucham śmiechem.
- Ty jesteś moim wielkim prezentem. - wtulam się w niego. - Uciekam, bo mama już chyba z siedem razy do mnie dzwoniła. Jeszcze muszę wziąć kilka ubrań i wtedy ruszam do Pabianic.
- Będzie w końcu Wiktor?
- Tak. Jutro Maja przyjeżdża, w drugi dzień świąt oboje idą do pracy, jak się nie mylę, to do Dublina mają lot. Jedź ostrożnie. - obdarowuję go muśnięciem w policzek.
- Ty też. Kocham cię.
- Ja ciebie Miśku też. - jeszcze ostatni całus i opuszczam mieszkanie prosząc, żeby dał mi znać jak dojedzie. Zbiegam po schodach w dół nie czekając na automatyczny zjazd, gdyż zająłby mi więcej czasu. O mało zrobiłabym szpagat na oblodzonym chodniku, lecz w ostatniej chwili złapałam się słupa od latarni. Ostrożnie doszłam do samochodu, zapięłam pasy i powolutku włączyłam się do ruchu. Dochodziło wpół do pierwszej postanowiłam, że gdy wrócę do domu przeznaczam godzinę na wykonanie kilku telefonów z życzeniami czy też smsmów lub emaili. Na liście osób nie zabrakło państwa Kurek, chociaż pewniej czułam się rozmawiając z panem Adamem, a później Kubą, bo pani Jadwiga podobno lepiła uszka i miała całe ręce z mąki. Lepiej dla mnie. Chociaż nie wiem, kiedy my się polubimy.

Wigilia w mile spędzonym gronie. Oprócz rodziców i Wiktora była z nami babcia Marysia i mój chrzestny Andrzej z żoną Ewą. Patrycja spędzała wigilię z teściami, a później przyjechała z rodzinką do nas. Święta w Pabianicach od zawsze mają ten urok. Świeża choinka zdobiona przeze mnie i Wiktora od kiedy tylko pamiętam.
- Wujek, a gdzie ciocia? - Emilka podbiega do mojego brata, gdy zdajemy sobie relacje z najnowszej premiery kinowej na której każde z nas było.
- Jaka ciocia? Julita przecież tu siedzi. - sprawdza Małą.
- Nie ta, tylko ciocia Majka.
- Maja jest dzisiaj z rodzicami, a jutro tutaj będzie.
- A mnie nie będzie. - tak pięknie robi podkówkę ustami, a oczy zwiększają swoją objętość.
- Odwiedzimy cię niedługo, bo chyba Mikołaj zostawił coś u niej dla ciebie.  - Emila się ożywia brylując mlecznymi ząbkami.
- A wujek Baltek sam w domu? - przenosi wzrok na mnie.
- Nie, wujek też z rodzicami tak jak i my.
- I też jutlo będzie? - zbiera już ją na płacz.
- Nie, w czwartek przyjeżdża. I na sto procent z nim się zobaczysz. - biorę ją na ręce kradnąc całusa.
- To dobrze, bo wujek Wiktol to zdlajca! - powstrzymujemy się z Wiktorem, by nie wybuchnąć śmiechem.
- Emilka, skąd znasz takie słowa!?
- Tata tak mówił, gdy oglądał jakiś mecz.  - patrzymy na siebie wytrzeszczając oczy. Dalsza część rozmowy z Małą Marszałkówną przebiega bez niespodzianek. Wytrwała pasterkę, a nawet później nie chciała iść spać.

Pierwszy dzień świąt spędzony w miłej atmosferze. Na obiad dołączyła Maja, a wczesnym popołudniem wróciła do siebie zabierając Wiktora. W drugi dzień świąt przyjeżdża Patrycja z Kacprem i Emką. Taka mała wymiana dzieci w rodzinie Fedko. Bartek wczesnym popołudniem powinien przyjechać. Najpierw do moich rodziców, gdzie załapie się na kolejną porcję ciast, a później wrócimy do Bełchatowa. Emilka od pół godziny nie opuszcza mnie na krok pytając za ile będzie wujek. Nie wiem czym Kurek ją przekupuje, ale Mała go uwielbia.
- Bartek, czy ty oszalałeś? - słyszę donośny głos Patrycji, gdy wyszłam po sok dla niego.
- Mamo! Nie krzycz na wujka. - Emila stanęła w obronie Bartka.
- Emilia skończ przedstawienie.
- Patrycja, to tylko zabawka.
- Bartek, ty nie możesz jej kupować wszystkiego co chce. - ciekawość mnie zżera co on tym razem kupił, ale dalej przysłuchuję się kłócącej trójce.  - Chciała rybki, tablice, wrotki, chodzącą lalkę, klocki lego i to wszystko zdążyłeś kupić. To, że ją rozpieszczasz to już pomijam, ale ona nie może mieć wszystkiego co zapragnie.
- Tatuś weź mamę. - zakłada ręce pod boki.
- Co ty powiedziałaś? - Patrycja została zaprowadzona za rękę do Kacpra.
- Tato, każ mamie tu siedzieć. Ja będę bawić się z wujkiem. - dwu i pół latka totalnie mnie zaskakuje. Wodzę za nią wzrokiem z szeroko otwartą buzią. Zostawia Patrycję z Kacprem i idzie do Bartka zamykając za sobą drzwi. Biorę sok i szklanki i idę do nich zobaczyć co tym razem majstrują.
- Patrycja uspokój się, chyba dobrze, że mają świetny kontakt. - Kacper jeszcze bardziej wzburza swoja małżonkę.
- Julita, zrób coś z tym Bartkiem, bo ja go zastrzelę. - złowrogie spojrzenie siostry mówi wszystko.
- Patuś, ja nie wiem co on jej kupił nic mi nie mówił. - wzruszam bezradnie ramionami.
- Kolejkę elektryczną. - syczy.
- Co?! - krztuszę się śliną.
- Idź zobacz. - wchodzę do pokoju tym razem nie powstrzymując śmiechu.
- Ciocia! Patrz co dostałam! - porwana za rękę dołączam do grona na środku pokoju.
- A to nie zabawka dla chłopców? - lekko się krzywię. Oboje wybuchają głośnym „nie”. Kapituluję i oddaję się w wir zabawy kolejką elektryczną.
- Bartek, ty jednak oszalałeś. - szepczę do niego, by Emila nie słyszała. Uśmiecha się najpiękniej jak potrafi, a te kąciki podniesione ku górze działają na mnie jak narkotyk dla człowieka na głodzie. - Naszych dzieci nie będziesz tak rozpieszczał. Nie pozwolę ci na to. - odwzajemniam uśmiech przelotnie muskając bartkowych warg pod nieobecność Marszałkówny.
- Dzieci? Mam rozumieć, że będzie więcej niż jedno.
- Oczywiście. - bawię się dłonią na jego udzie idąc ku górze. Zbliżamy się do siebie do czasu aż mama nie otworzy drzwi wołając nas na kolację wtedy natychmiastowo odskakujemy od siebie.

- Wreszcie w domu. Cisza spokój… - odkładam klucze na półkę obok wejścia i siadam na sofie przymykając oczy. - Co ty się tak skradasz?
- Mam coś dla ciebie. - wręcza mi białą podłużną kopertę. - Spóźniony prezent świąteczny. - szepcze wprost do ust delikatnie je muskając. Otwieram białą kopertę wyciągając karton, a po przeczytaniu wybucham psychicznym śmiechem.
- Miś, ty się dziś szaleju najadłeś? - mówię całkiem spokojnie opanowując swój śmiech. Wstaje podenerwowany kierując się do wyjścia. Śledzę jego ruchy w końcu wychodzę z salonu zatrzymując go nim ubierze kurtkę. - Gdzie ty idziesz?
- Do siebie. Jak się zdecydujesz daj znać.
- Ej no nie wkurzaj się na mnie. Poczekaj moment. Czyli jutro mamy jechać do yyy niech sprawdzę. - wyciągam kartkę z koperty. - Do Nowego Sącza do SPA, tak?
- Tak. Chciałem, żebyś odpoczęła. Nie było na ostatnią chwilę ofert z bliższych miejsc. Jutro na 14 mamy być, a w niedzielę o 12 opuszczamy pokój.
- Hotel Beskid, czterogwiazdkowy, pokój dwuosobowy z łożem. - spoglądam na niego podśmiechując się.
- Masaże, kąpiele…
- Dziękuję. - uwieszam się na jego szyi ładnie dziękując. Chwilę później jestem niesiona przez niego z powrotem do wnętrza mieszkania. Kładzie mnie na kuchennym stole. - Nie pomyliły ci się kierunki? - pytam przerywając pocałunki.
- Tutaj było najbliżej. - ściąga koszulkę.
- Chcesz powiedzieć, że jestem ciężka?- na omacku staram się pozbyć paska z jego dżinsów.
- Nie gadaj tyle. - odpina guziki mojej koszuli.
- Och Bartek… - mruczę pobudzona muśnięciami na szyi i przyjemnym dotykiem jego wielkich dłoni na moim ciele, które potrafią wprawić piłkę w taki ruch, że zawodnik przewraca się, a kolorowa mikasa ląduje gdzieś na trybunach. Te same dłonie delikatnie pieszczą moje ciało przez co mięśnie rozluźniają się, a rozum chce łaknąć kolejne dawki czułego dotyku.

Małopolska wita nas ostrą zimą. Im bliżej gór tym opady śniegu nasilają się, a ilość samochodów stojących na A4 zwiększa się z minuty na minutę. W końcu docieramy na miejsce. Odbieramy z recepcji klucze i idziemy do pokoju numer 49. Wnętrze pięknie urządzone. Naprzeciw wejścia pierwsze w oczy rzucają się dwa skórzane krzesła, a pomiędzy nimi mały okrągły stół na którym położna jest tacka z wodą i dwoma szklankami oraz wazon z kilkoma różowymi goździkami. Po prawej stronie drzwi do łazienki, a po lewej wielkie łoże. Za drzwiami znajduje się ciemno brązowa szafa z bocznym lustrem i kilkoma zewnętrznymi wieszakami. Po dwóch stronach łóżka znajdują się szafki nocne, nad  głowami umocowane są lampki.
By nie tracić czasu szybko wychodzimy z pokoju i ruszamy w wyznaczone miejsce, by zregenerować ciało. Bartkiem zajmuje się drobna rudowłosa dziewczyna, która zaprosiła go na masaż japońskimi bambusami, ja z kolei w towarzystwie około trzydziestoletniego masażysty kładę się na łóżku aby poczuć na własnej skórze masaż psychosomatyczny twarzy i ciała.  Później idziemy do groty solnej na pół godzinny seans wdychania mikroelementów. Wprawdzie wizyta w jaskini nie zastąpi spaceru nad morzem, ale spora namiastka. Kojąca muzyka, świergot ptaków, szum wody spływającej po kamieniach sprawiają, że ciało się odpręża, a umysł wycisza. Komfort zapewniają wygodne fotele i łagodne oświetlenie.  Wieczorem decydujemy się wyjść na miasto na kolację. Spacerujemy ulicami Nowego Sącza, kilka osób rozpoznaje Bartka i prosi o autograf czy zdjęcie o dziwo cierpliwie znosi prośby. Idziemy wzdłuż ulicy Jagiellońskiej staramy się jak najmniej skręcać, by później móc z powrotem trafić do hotelu, a w tym mieście jesteśmy pierwszy raz. W zasadzie Bartek był rok temu przed inauguracją sezonu, by rozegrać spotkanie towarzyskie z miejscową Sandecją, lecz jestem przekonana, że nie mieli czasu na zwiedzanie.
Piękna iluminacja świetlna zdobi Rynek, wysoka choinka, kurtyna na ratuszu oraz węże świetlne na drzewach dające wrażenie jak gdyby były oszronione. Fontanna także zdobi całość.  Przechadzamy się wkoło podziwiając wystrój. Opowiadamy o różnych śmiesznych prezentach czy przygodach związanych ze świętami z okresu dzieciństwa. Śmiejemy do rozpuku, a śmiech Bartka z pewnością słychać do domów o promieniu kilometra. 
- Idziemy coś zjeść? Jestem głodny jak wilk. - przerywa żwawą dyskusję na temat dlaczego najbardziej zimno nam w nos.
- Też jestem głodna, ale nic nie mówiłam. - uśmiecham się niewinnie skarcona bartkowym wzrokiem.
- To chodź. Naprzeciw jest restauracja Bohema. - wchodzimy do środka, wita nas przyjemne ciepło, gdyż na zewnątrz jest bardzo mroźno. Siadamy w kącie, tak by nie rzucać się w oczy. W mgnieniu oka podchodzi do nas kelnerka zostawiając karty menu prosimy, by nie odchodziła i szybko wertujemy strony.
- Ja poproszę roladki z cielęciny faszerowane wątróbką drobiową w sosie kurkowym z pieczonymi ziemniaczkami i czerwoną kapustą, ale czy mogłabym prosić szparagi zielone grillowane zamiast kapusty?
- Oczywiście. - notuje na kartce. - A pan co zamawia?
- To ja wezmę filet z kaczki pieczony z kluskami śląskimi, a dodatek warzywny o ile mogę prosić to chciałbym panierowany brokuł zamiast zasmażanej kapusty.
- Dobrze. Zamówienie zostanie zrealizowane za około 15-20 minut.
- W takim razie prosimy jeszcze różowe wino półwytrawne. - dziewczyna dopisuje zamówienie Bartka.
- I wodę bez gazu z cytryną. - uśmiecham się przepraszająco, bo ciągle coś dodatkowo zamawiamy.
- Wszystko? - patrzymy na siebie i zgodnie twierdzimy, że tak.
Po smacznym posiłku i miłej pogawędce wracamy do hotelu Beskid rozkoszując się aurą nowosądeckiego miasta.

„Im dłużej na coś czekasz, tym bardziej to docenisz, gdy już to osiągniesz -- jeżeli coś jest warte posiadania, to z pewnością jest warte czekania.”
- Anonim

Kocham go, tak po prostu. Za to, że jest. Stał się częścią mojego życia, składową każdego dnia. Chcę być dla niego wszystkim, jego alfa i omegą, a także wszystkim pomiędzy, ponieważ on jest wszystkim dla mnie.
                                                                                                                                                                           

Witam:*
 Jutro idę do pracy, także nie miałabym czasu na dodanie. A, i jutro mija ROK od pierwszego wpisu tutaj. a ja nadal to piszę, sorry.
Przy końcu tej historii będą zapewne podziękowania, ale z okazji „roczku” DZIĘKUJĘ, że czytacie to ‘pierdolamento’, że jesteście ze mną mimo zajęć, pracy, szkoły… 
(nie chcę żebrać o komentarze, ale jeśli już jesteście, to napiszcie coś, dzięki.)
Ściskam :*
 Ps. Oglądałyście ME szczypiornistów? Przykro po dzisiejszym meczu :( Jednak potrafią wzbudzić wiele emocji. Mimo wszystko Kocham TĘ drużynę. Szóstą w Europie.

11 komentarzy:

  1. Jakie pierdolamento ;O
    Te opowiadanie jest świetne! ;)
    Może mieć nawet 200 rozdziałów, a dla mnie nadal będzie ciekawe ;D

    Pozdrawiam, Patrycja! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ale z tego Kurka romantyk. Prezent, który okazał sie byc pobytem w SPA? Dla mnie bomba :) ale błagam Cię, niech oni się już nie kłócą. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. To ja dziękuję ze jesteś i piszesz tak fajne opowiadanie ;) mam nadzieje, że będziesz robić to jak najdłużej ;)
    Emilka jest cudowna :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Rok to prawdziwy sukces, a nie udręka :P
    No to tak życzę tej historii jeszcze wielu wspaniałych momentów i wszystkiego, co najlepsze dla jego Autorki :D :*
    A ten dzisiejszy rozdział to taka mieszanka wszystkiego. Od czasów przed świątecznych i małych sprzeczek po wspaniały wypad do Spa :D
    A gdzieś tam pośrodku wujek Bartek jeszcze bardziej wkupił się w szeregi siostrzenicy swojej dziewczyny :PP
    Pozdrawiam :***

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz,co? lubię Twoje opowiadanie, nawet bardzo,bardzo ;) Gratuluję roczku i życzę następnych :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialny, zabawny, ciekawy, poruszający, wzruszający, dowcipny, idealny, przyjemny, uroczy, urzekający, wspaniały rozdział :D :)
    super się czyta zwłaszcza między nauką z jednego na drugie kolokwium :/ ;)
    cóż więcej pisz, pisz i jeszcze raz pisz kolejny rok :) może dwa ewentualnie dziesięć :) :)
    DZIĘKUJEMY !!
    Pozdrawiam A.

    OdpowiedzUsuń
  7. Teoretycznie nie powinnam się śmiać, ale przez większa połowę tego rozdziału właśnie się śmiałam :D Wesz gdybym nie znała Nowego Sącza to bym Ci uwierzyła, że jest taki piękny i w ogóle :D Jak Bartek dał Julicie tą kopertę w której było SPA w Hotel Beskid to sobie pomyślałam, że gorszego SPA nie mógł wybrać :P Bukovina Tatrzańska jak już koniecznie okolice gór ;)
    Bartek zdecydowanie rozpieszcza Emilkę i wcale się nie dziwie, że jej rodzicielka była zła na przyjmującego. Tak poza tym to święta świetnie się wpisały w tą bardzo zimową pogodę ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. hahaha Kristen miałam to samo :) Też znam Nowy Sącz :P Rozdział świetny, trochę się uśmiałam przy czytaniu... Ciekawe czy Bartek będzie tak rozpieszczał swoje dzieci :P Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja tam nigdy nie byłam w spa w Nowym Sączu, więc z łatwością mogę uwierzyć w jego zalety :D W każdym razie, Julita i Bartosz miło spędzili czas, a dziewczynie nawet zebrało się na refleksje... Może to już czas na jakiś hm, kolejny krok w tej znajomości?
    Rzeczywiście, rozpieszczanie dzieci przez wujków i ciocie nie jest dobrym pomysłem, bo potem to rodzicie muszą się borykać z takim maluchem któremu nagle nie pasuje że nie jest pępkiem świata :D No ale taka już rola wujaszków, by trochę osłodzić życie dzieci :)
    Rok? O kurczę, to minęło jak z bicza strzelił!
    Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie bylo mnie a tu nadal sielanka - pasuje mi to, zdecydowanie. Ale powiem szczerze ze myslalam, a nawet bylam pewna ze Bartek oswiadczy sie Julicie - wiem wiem zareczyny w swieta sa oklepane, no coz, tak mi sie pomyslalo.
    Skoro Bartek ma tak rewelacyjny kontakt z Emilka to bedzie niesamowitym ojcem, nic tylko zazdroscic Jutce.
    Trzymaj sie kochana i wybacz za milczenie.
    Marta

    OdpowiedzUsuń