piątek, 31 maja 2013

21.


- Dlaczego nie śpisz? - pytam Bartka zaraz po tym, gdy otworzyłam oczy.
- A ty? - odpowiada pytaniem.
- Bo patrzę na ciebie.
- Aha. Godny powód by nie spać. - ironizuję przewracając się z boku na plecy. - Która godzina?
- Wpół do szóstej.
- I nie śpisz?
- Jakoś nie mogę. Chyba za dużo emocji we mnie buzuje. - uśmiecha się promiennie patrząc wprost w moje szczęśliwe oczy. Unoszę rękę i niepewnie przesuwam palcami po jego policzku aż do delikatnego zarostu na brodzie lekko klującego i zarazem gładkiego. Zbliżam głowę do jego ust i pieszczę swoimi.
- Powiedz mi, że to jest sen?
- Nie Julitka. Jestem tutaj. Z tobą. - wtulam się w mojego Bartka i nasycam jego zapachem. Chwilę później zasypiamy.

Wstajemy wypoczęci około jedenastej godziny. Przez okno wpadają ciepłe promienie majowego słońca. Po raz pierwszy w tym sezonie ubieram krótkie spodenki , za to Bartek musi smażyć się w jeansach w których wczoraj przyszedł.
- Co jemy? - wołam z kuchni na całe mieszkanie.
- Ale śniadanie czy obiad?
- Bartek obiad, gdzie ty chcesz o wpół do dwunastej śniadanie jeść.
- A co proponujesz?
- Gotowany filet z dodatkiem brokułu przygotowanego na parze?
- Wiesz, że zjem wszystko.
- Wiem, mam taki swój prywatny młynek koloidalny. - śmieję się, a Bartek przyspiesza kroku i znajduje się obok mnie.
- Co powiedziałaś? - łapie mnie za ręce i przyciąga do ściany. Po krótkiej przepychance słownej dochodzimy do kompromisu.
- Co będziesz robił dzisiaj?
- Hmm… nie mam sprecyzowanych planów, ale coś tam po głowie mi chodzi. - śmieje się i przechodzi do działania, a ja nie mogę uwierzyć, że kilka dni temu, gdzieś tam po nocach marzyłam  o takich chwilach z nim.
- Kochanie nic z tego. - siłą odsuwam się od niego. - Kosimy dzisiaj trawę przed domem, bo jest prawie po kolana.
- Julita musisz przerwać, tak piękną chwilę?
- Muszę.
- Wiesz co, to poczekaj z 20 minut szybko pojadę się przebrać, bo mi gorąco, a kosił na pewno nie będę w takim stroju.
- Okej. To weź coś na przebranie, żebyś później nie musiał wracać.
- Czyli mam zostać dzisiaj na noc u ciebie? - droczy się ze mną, ponieważ na ustach gości uśmiech.
- A gdzie chciałeś iść? - zaplatam ręce za jego plecami. W odpowiedzi zostaję obdarowana kolejną porcją całusów. Chyba zwariowaliśmy?

Prace porządkowe przebiegły nad wyraz szybko. W czasie gdy Bartek kosił trawę, ja ręcznie obrywałam trawę wokół krzewów czy między kwiatkami, gdzie nie było możliwości dojechać z mechaniczną kosą.
Głodni jak wilki pochłaniamy w ciszy obiad. Uzielenieni, z suchą już trawą gdzieś po kieszeniach czy włosach idziemy szybko się myć. Mam to szczęście, że są dwie łazienki i nie ma wojny. Bartek wybiera prysznic, mi pozostaje wanna. I mimo, że miałam się szybko odświeżyć będąc w wannie wyposażonej w hydromasaż i inne tego typu wynalazki spędzam znacznie dłuższą chwile niż planowałam.
W końcu wychodzę z zaparowanej łazienki, na głowie mam turban sprytnie zrobiony z ręcznika. Zabieram sok z kuchni i idę do salonu gdzie leży Bartek i przerzuca z kanału na kanał.
-Wiesz co
-Jeszcze nie, ale zaraz mi powiesz –nie zwracając na niego większej uwagi siadam wygodnie i opieram o miękką kanapę
-Ty zawsze będziesz mi przerywać? –wzruszam ramionami, nie rąbiąc sobie nic z tego. Niech mówi od rzeczy a nie bawi się w podchody. –Planowałaś przyprowadzać do swojej łazienki wysokich ludzi? –śmieje się, a ja patrzę na niego jak na głupka, bo jak inaczej mogę po takich słowach?
-Że co?
-Masz idealny prysznic. Mieszczę się w nim, a nawet mam kilka centymetrów luzu
-Aha, i to, że jest wysoki ma być powodem ,  że miałabym sprowadzać wysokich facetów? Kurek ogarnij się! Mój wujek, który budował ten dom jest bardzo wysoki. O ile się nie mylę ma 201cm wzrostu i specjalnie zamawiał tak wysoką kabinę, bo nie lubi jak musi schylać głowę
-I już go lubię –podnosi się z sofy i nalewa nam picia
-To teraz idź szukaj jakiejś koszykarki, która spełnia twoje wymagania i ma co najmniej 202cm! –wyrzucam z siebie sprytnie ukrywając w sarkazmie. Mój chłopak, ach jak to obco brzmi? Ale i owszem, chłopak mój trochę przygłup i nie wiedział co odpowiedzieć.
-Julitka, ale ja znalazłem ciebie. Po pierwsze jesteś wysoka, po drugie możesz mieć nawet 154 cm jak Edyta Herbuś i po trzecie nieważny wzrost, wygląd tylko charakter. I za niego cię kocham.
-Bartek –przeciągam pierwszą samogłoskę. –Prosiłam cię, żebyś nie zapewniał mnie, że kochasz –nerwowo splatam dłonie i bawię się każdym palcem. Przyjmujący bez zastanowienia łapie mnie za biodra i przeciąga na swoje kolana. Spuszczam głowę w dół, a żołądek nie współgra z innymi narządami.
-Dlaczego nie chcesz słyszeć, że cie kocham?
- Bo to są dwa krótkie słowa, ale bardzo ważne –dukam ledwo otwierając usta
- Wiem, i mam świadomość tego co mówię. Skrzywdził cię ktoś bardzo?
-I tak i nie –głoś mi drży, a każde słowo przechodzące przez gardło mija slalom na którym posypane są gwoździe i czasem niechcący staje, niemiłosiernie kłując mnie przy tym
-No to powiedz, będzie ci lżej –dla otuchy gładzi moje plecy, a mnie tak dobrze w bartkowym uścisku.

Najchętniej na żadne zgrupowanie bym go nie puściła, tylko spędzała każdą chwilę i byśmy żyli jak pustelnicy!? Nie, nie Julita! Co ty w ogóle odpierdalasz? Nie zamkniesz Go w złotej klatce! Chłopak ci mówi, że kocha, a ty co? Za każdym razem go gasisz! A może to spowodowane tym, że wcześniej dla nikogo nie byłaś tak ważna? No może dla Sebastiana? Ale jego tutaj wśród żywych nie ma.  -karcę się w myślach i chcę mu się wygadać, wyrzucić to z siebie, ale wspomnienie tamtego czasu zawsze doprowadza mnie do fali łez.

-I wtedy dowiedziałam się, że Sebastian miał wypadek i nie żyje –potok słonych kropel kapie na bawełnianą koszulkę.
-Czyli to był twój bliski przyjaciel? –przytakuje głową. –Kochałaś go, ale za szybko odszedł? Kotek, nie płacz. Jak chcesz to możemy jutro jechać na jego grób, może cie to uspokoi. Sebek na pewno chciałby żebyś była szczęśliwa –pociągam na nosie i wspominam o Dawidzie, skoro wieczór wyznań to niech wie i o nim
-Jak zaczęłam studia w Bydgoszczy, to trafił się taki oszust Dawid. Nie wiem na ile poważnie nasz związek można było nazwać? Tam było tylko przytulanie i całowanie? Aż do czasu, gdy chciał pożyczyć 20 tysięcy złotych, bo podobno ma matkę chora, a ojciec nie żyje. Moi rodzice nie chcieli się zgodzić, ale ja i tak wywalczyłam dla niego te pieniądze. Po tym nagle zniknął bez słowa. I tak wróciłam do Łodzi. A teraz dopiero mam ciebie -wtulam się w niego jeszcze bardziej, opierając głowę o ramię siatkarza.
-Wiedz, że ja nie chcę wymuszać na tobie, żebyś mnie zapewniała o miłości. Ja czuję, że darzysz mnie wielką bliskością i to mi wystarcza. Będziesz gotowa to powiesz. –uśmiecha się tak jak tylko on potrafi, nie odpowiadam nic, bo żadne mądre słowa mi nie przychodzą na myśl.
Ten wieczór stoi pod nazwą ‘Szczere wyznania w wykonaniu Julity i Bartka’? Chyba tak. Teraz siatkarz wyjawia swoje przygody. Nie wiem jak czułabym się dowiadując się, że ktoś jest ze mną, bo jestem znana? Ufasz komuś, a ta osoba żeruje na twojej popularności, o którą się nie prosisz. Jednak jej na rękę być w centrum zainteresowania. A utalentowany chłopak jest dodatkiem do wizerunku?

Ktoś dzwoni dzwonkiem czy to mara nocna? Przewracam się na bok i przysłuchuję dźwiękom, które miażdżą moje bębenki uszne.  Cichutko wychodzę z łóżka, narzucam szlafrok, bo za wiele to na sobie nie mam. Zamykam drzwi sypialni i idę ku wejściowym, ktoś nadal niecierpliwie próbuje się dostać do środka. Kątem oka zerkam na zegarek, jest dopiero 7.46. kogo diabli niosą w niedzielę przed 8?
Przekręcam automatycznie zamek i wpadam w lekki szok
-Cześć wujek, co ty tutaj robisz? -nie mogę się powstrzymać i ziewam.
-Przepraszam, że tak wcześnie, ale wracam z Niemiec. Całą noc jadę i muszę napić się normalnej kawy, a nie lury z automatu –uśmiecham się i zapraszam mojego chrzestnego do środka.
-Zjesz coś?
-Nie, nie jestem głodny
-Wujku poczekasz chwilę, ja się pójdę ubiorę –idę do pokoju po Bartka, żeby go obudzić. Sama narzucam na siebie tregginsy, koszulkę na ramiączkach i dżinsową koszulę.
Andrzej rozgościł się w salonie. Włączyłam ekspres, przygotowałam filiżanki i czekałam na czarny napój.
-Dzień dobry –Bartek wszedł i podał dłoń mojemu chrzestnemu
-Witam młody człowieku
-Wujku to jest właśnie yyy… yyy -jąkałam się i nie wiedziałam jak go przedstawić
-Bartek Kurek –spojrzał na mnie, uśmiechnął się i potrząsnął dłoń mężczyzny. Siatkarz uratował mnie z opresji, jednak czujne oko wujka lustrowało nas.
Po wypiciu kawy, wypytaniu nas o wszystko Andrzej pojechał dalej w kierunku Warszawy. Mimo niedzieli w czasie krótkiego spotkania z nami miał kilka telefonów. Ludzie z jego branży chyba nigdy nie mają chwili spokoju.
-Ech, to teraz już wujek wie, co nas łączy –biorę filiżanki na tacę i przenoszę do zlewu
-No i?
-Nic no
-Wstydzisz się mnie? –odwróciłam się i wybałuszyłam oczy
-Nie! Co ci przyszło do głowy? Tylko nie chcę jeszcze informować całego światu, że jesteś moimi chłopakiem. Najpierw ja chcę się tobą nacieszyć. Ejj a właśnie, żeby tradycji stało się zadość! Nie poprosiłeś mnie o chodzenie –roześmiałam się, a mina Bartka była bezcenna
-Ale ja nie mam 15 lat, żeby pytać o takie rzeczy
-Wiem, masz 25, ale to nie zmienia faktu
-Nie mam jeszcze 25 nie zapominaj, jestem Twoim rówieśnikiem. Ale żeby zaspokoić twoje oczekiwania zapytam: Julita, czy zostaniesz moją dziewczyną? –roześmiałam się, bo ja traktowałam to jako żart
-A mogę i zostać, ale oczekiwań moich to ty nie zaspokoiłeś –śmieję się kokietując go. Odbiera tackę z feralnymi naczyniami, kładzie na blacie, a mnie z kolei bierze na ręce. –Hola, hola panie Kurek –przerywam jego zapędy, -Nie będziemy w drugim dniu oficjalnego bycia razem kochać się czy ci się to podoba czy nie –muskam go w policzek, na co tylko wypuszcza głośno powietrze rozbawiając mnie tym.

Po południu jedziemy do Pabianic zapalić znicz na mogile Sebastiana. Zawsze 1 listopada odwiedzam jego grób. Wysiadamy z samochodu Bartek niesie wiązankę z kremowych, żywych róż, a ja świece. Mijamy kręte alejki i wreszcie stajemy przed czarnym, marmurowym nagrobkiem. Ktoś niedawno musiał tutaj być, bo pali się znicz. Zapalamy naszą, kładziemy kwiaty i pogrążamy się w chwili modlitwy. 

Cześć Sebek! Przyszłam dzisiaj do ciebie jak widzisz nie sama. Jest ze mną Bartek, mój przyjaciel i ostoja. Teraz on stara się zacerować moje serce, które po twoim wypadku rozbiło się na tysiące kawałków. Ale ciebie zawsze będę miała w którejś cząstce serca. Wiem, że patrzysz na mnie z góry, prawda? Bądź moim Aniołem Stróżem i daj poczuć w osobie Bartka miłość i szczęście na długi czas. Odwiedzę cie tutaj niedługo, do zobaczenia Sebastian.

W myślach przeprowadziłam monolog, zawsze gdy tutaj jestem opowiadam mu co się w moim życiu dzieje. Wpatruję się w mosiężną tabliczkę z napisem „Przeżył 20 lat” i ocieram pojedynczą łzę, która spływa po rozgrzanym policzku. Bartek obejmuje mnie ręką delikatnie przyciskając do siebie. Wracamy do samochodu, humor znacznie mi się polepszył. Czuję, że z pleców spadł mi ogromny ciężar.
-Dziękuję Bartek, że przyjechałeś tutaj ze mną –ujmuje jego twarz po czym składam pocałunek
-Tylko proszę uśmiechnij się. Wracamy?
-Czekaj –odszukuję  komórkę i dzwonię do mamy czy jest w domu. Nic jej nie mówię, że jestem w pobliżu. Chcę tylko wybadać gdzie jest. Okazuje się, że u dziadków. –Robię za GPS i słuchaj się mnie gdzie masz jechać –informuję kierowcę po czym zapala silnik i włącza się do ruchu.
Chwilę później znajdujemy się pod domem rodziców. Mam dodatkowy klucz do drzwi wejściowych. Wchodzimy do środka, nalewam nam soku, bo na podwórku strasznie parno.
-Po co tutaj przyjechaliśmy?
-Zaraz się dowiesz. Chodź za mną –po wejściu do królestwa mojego brata otwiera szeroko oczy i pojękuje ciche ‘wow’ ze zdumienia
-Skąd masz taką zabawkę tutaj? –przechadza się tam i z powrotem dokładnie przyglądając wszystkim guziczkom
-Mówiłam ci tysiąc razy, że mój tata i brat są pilotami. Lotnictwo to ich konik.  Chcesz poczuć się jak kapitan statku powietrznego? –niepewnie się uśmiecha. –Zapraszam za stery -uruchamiam centrum dowodzenia, sprawiając mu niewyobrażalną radość. Bartek jest ‘dowódcą’ Boeinga 737-800, na pokładzie znajduje się 175 osób, a on wirtualnie jest za ich bezpieczeństwo odpowiedzialny. Wyprawa niestety nie kończy się szczęśliwie, ponieważ kapitan Bartosz ląduje w Morzu Martwym, co idealnie pasuje –wszyscy są martwi. 
-Ech, chyba mnie tutaj nie powinno być, bo właśnie utonęliśmy –puszcza wolant, czyli stery samolotu i zniesmaczony wstaje
-To tylko symulator, a ty pierwszy raz mając styczność z taką gierką nie dziw się, że wylądowałeś w wodzie. Wracamy?
-Do mnie czy do ciebie?
-A kiedy wracasz do Spały?
-Jutro na śniadaniu muszę tam być, czyli na 8
Po drodze zahaczamy o Carrefour i kupujemy coś na przetrwanie. Pogoda diametralnie się zmieniła z upalnej zrobiła się na jedną wielką wichurę przeplataną z deszczem. Bartek zakotwicza swój samochód u mnie w garażu i wchodzimy do środka.
Szykujemy wspólnie kolację, a czas nieubłaganie mija. Zegar wybija już 8 wieczór. Zbieram naczynia, zmywam, a Bartek kompletuje swoja torbę, która przywiózł ze Spały.

-Zjedz coś
-Będę miał śniadanie w ośrodku
-Jedna kanapka cię nie napełni, a ja będę spokojna, że nie jedziesz z pustym żołądkiem
-Normalnie jak moja mama –grożę mu palcem
-Bartek już 7 dochodzi! Zbieraj się
-Już idę, bluzy szukam
-Przecież wczoraj zostawiłeś na krześle w salonie, żeby dziś za nią nie biegać –w pośpiechu odbiera bluzę i narzuca na siebie
-Skleroza nie boli –biorę jego torbę i wychodzę przed dom, bo sam się nie wygramoli ani o 8. A mówią, że kobiety nie mogą się zebrać na czas!
-Będziesz miał weekend też wolny? –zaplatam ręce na jego szyi
-Nie mam pojęcia
-Yhym, ja mam studia w sumie –robię się markotna
-Jak ci się będzie nudzić w któryś dzień możesz przyjechać do Spały
-Wiem. Trzymaj się –teraz całowanie weszło na porządek dzienny. –Jedź, następnym razem nadrobimy –skrada w przelocie jeszcze jednego buziaka i niechętnie wsiada do samochodu. Czekam, aż odjedzie, wchodzę do domu, by po chwili tez wyjść do pracy.
W szkole wszystko nad wyraz mnie cieszy, praca nie męczy. Tryskam humorem. Nie uchodzi to uwadze Anety, która próbuje węszyć, ale nic jej nie mówię o Bartku.
Z Alą porozumiewam się przez Skype, też zauważa mój optymistyczny nastrój. Potrzymam ją jeszcze w niewiedzy i oprócz mnie z Bartkiem nikt nie wie, że jesteśmy razem. Wujek Andrzej może się domyślać, ale nie wie oficjalnie.
We wtorek styrana pracą wracam do domu, jem płatki na obiad – też posiłek, biorę torbę i jadę do  F&D Studio. Te tańce zaczynają mi się coraz bardziej podobać.

Dzisiaj chcę zrobić niespodziankę Bartkowi i odwiedzić go. Jednak nie do końca będzie to taka niespodzianka, bo żeby do niego pojechać muszę zapytać czy wieczór ma wolny. Okazuje się, że po południowy trening mają do 16.30, a z racji, że jemu nic nie dolega nie ma żadnych masaży dziś.
 Po 16 wyjeżdżam z domu. Daję mu pół godziny na prysznic po meczącym treningu. Jakoś przeraża mnie wizja spoconego, klejącego Bartka.

***

Spała

Za niedługo przyjedzie moja Mała Julitka. Chociaż wcale nie taka niska, jakby to słyszała pewnie przewróciłaby z zniesmaczenia swoimi pięknymi zielonymi oczyskami. Wychodzę z pokoju Winiara i słyszę kłótnię Karola z Maćkiem na temat nowej recepcjonistki Nikoli. Która delikatnie mówiąc ma słabe doświadczenie i sobie nie zawsze radzi. Na nasze szczęście czuwa Maciek, który ratuje dziewczynę z opresji przy okazji nie utrudniając nam życia w jej wykonaniu.
-Co znowu zrobiła? –staje na środku korytarza badając kolegów
-No ona jest jakaś głupia! –obruszył się Karol. –Chcę wejść na stołówkę, ale zamknięte. Idę do niej co jest, to się dowiedziałem, że spóźniłem na posiłek i już mój problem! Wolałem tą starą!
-Rzeczywiście stara jak miała może 35 lat, a nie ma jej bo w ciąży to chyba produkcyjna jest –wypalił Maciek
-Muzajku ciebie może interesują starsze, ale mnie nie! Ja chcę jeść!
-To idź kup sobie hamburgera albo bułki w Biedronce
-Nie będę tracił własnych pieniędzy jak tutaj mam mieć zapewniony posiłek!
-Chodź do mnie to jakimś batonem podniosę poziom twoich węglowodanów –wchodzimy do pokoju , a tam Piotrek w swoim żywiole – gra w Pasjansa… 
Karol zjadł Snicersa i przestał gwiazdorzyć – wykorzystam hasło reklamowe. Sam idę wziąć prysznic.
Kwadrans przed 17 szukam telefonu i zjeżdżam winda w dół, by szybko dojść do parku gdzie ma czekać Julita. Stoję przed drzwiami, ale one się nie rozsuwają. Idę do Nikoli, ale sama nie wie co się stało, nerwowo grzebie coś w komputerze. Zaczęła coś naciskać przy blokadzie od drzwi, ale efektów żadnych. Dzwonię po Maćka, on jedyny z nią umie się dogadać. A poza tym zna się na tych sprzętach. Bo tylko Nikola potrafiła zblokować komputer, przez co nikt nie mógł wynająć rezerwacji.
Dzwonię do Julity, że się spóźnię chwilę, bo małe zamieszanie się zrobiło. Zeszło kilku chłopaków łącznie z Karolem, który nie wytrzymując wszystko wygarnął młodej dziewczynie. Nie wiem jakim cudem Maciek odblokował te drzwi i przykazał Nikoli nie dotykać się więcej, a jak będzie coś chciała to niech dzwoni po niego lepiej.
Jak na skrzydłach biegnę truchtem do spalskiego parku. Widzę moją ciemnowłosa piękność.
-Cześć –rzuca mi się na szyję. Siadamy na ławce, a ona szuka czegoś w torebce.
-Mam coś dla ciebie –uśmiecha się promiennie i wyciąga muffinki. Zjadam je z prędkością światła, ale co poradzę, że lubię słodycze?
Przytulam ją do siebie i nie chcę rozstawać, ale niestety ona musi wrócić do siebie, a ja do siebie.
-Ej Bartek widzisz? –szepcze wskazując na dwójkę przechodzącą się po parku
-No ktoś sobie spaceruje
-To jest Ala i Paweł! Zakryj mnie jakoś i sam się zakamufluj
-Nie wiem jak mam cię zakryć skoro siedzę w ciuchach z logo plusa. Chodź na kolana schowasz głowę na moim karku, a ja założę kaptur –na szczęście już robi się szarówka i myślę, że nie widać nas tak bardzo
-Ale czemu ty się chowasz?
-Cicho! Poobserwujemy ich trochę
-Kobiety…
-Widzisz ich? Patrz jak go trzyma pod ramię i ciągle się śmieją. Paweł mówił coś o Ali?
-Nie, ale ja tez nie mówię o tobie –roześmiałem się, bo jakoś tak ukrywamy siebie jedni przed drugimi
-No ale, żeby Alutka mi nie powiedziała nic!?
-A ty jej powiedziałaś?
-Nie
-A wiesz co
-Jeszcze raz zaczniesz od ‘wiesz co’ to coś ci zrobię
-W sobotę zabieram cię do Bydgoszczy
-Gdzie? –nagle się ożywiła
-Zapomniałem, że wtedy bierze ślub mój przyjaciel z czasów gimnazjum
- No i? W czwartek wieczór mówisz mi, że w sobotę jedziemy na wesele? Dobrze się czujesz?
-Doskonale
-Ale ja mam zajęcia –pomrukuje
-Julitka proszę, na pewno ktoś ci da materiały
-Da, ale oni mnie wyrzucą
-To wtedy wkroczy twój superchłopak i uratuje
-Mój superchłopak cierpi na sklerozę, a w dodatku jest narcyzem. Bartuś ja będę się zbierać, ty tez musisz
-A która godzina?
-21. Zanim wrócę do domu będzie prawie 22 -odprowadzam ją do samochodu
-To pójdziesz ze mną na ten ślub?
-Pójdę głuptasie –całuje mnie na pożegnanie i mknie spalskimi ulicami przed siebie uciekając mi z pola widzenia. Wracam do ośrodka po drodze zjadając jeszcze muffinkę i chcę wejść, ale drzwi znowu się nie otwierają. Dzwonię do Maćka
-Zejdź na dół. Nikola zablokowała drzwi, stoję przed wejściem. -czekając przed ośrodkiem wysłałem Julicie smsa żeby dała znać jak wróci do domu
                                                                                                                                                             

Coquette przechodzi huśtawki nastrojów -> książkowa definicja kobiety. Chyba najbardziej aktualna piosenka o mnie :|
Kilka dni temu po żywej konwersacji z blogerką doszłam do wniosku, że normalne życie nie u wszystkich jest tak bardzo pokrętne. A ja chcę pisać coś w miarę realnego, także nadmiernych fantazji nie planuję. (?)  Jak się Wam będzie taka forma podobać, to zostaniecie ze mną.
Jeśli chcecie poznać wizualnie bohaterów -> KLIK

Pozdrawiam ;*

piątek, 24 maja 2013

20.



Próbuję otworzyć oczy, ale dobrze mi w tej ciemności, jednak walczę i z każdą sekundą coraz wyraźniej widzę zieloną ścianę, której kolor uspokaja moje myśli. Głucha cisza odbija się po kątach, czuję, że jestem ściśnięta miedzy tą dwójką  i jest mi szalenie gorąco. Emilka śpi w poprzek, a my cieśnimy się na połowie. Ramię siatkarza miażdży kolejne kosmyki moich włosów, kilka już żyje swoim życiem, a następne walczą o przetrwanie. Próbuję się wyswobodzić, ale jak? Emilii stopki spoczywają na moich udach, więc każdy mój ruch może ją obudzić, a lepiej żeby jeszcze pospała. Szarpię Bartka za ramię, żeby wstał, wtedy może uda mi się bezszelestnie wymknąć. Zaspany bez słowa chyba nawet nieświadomie wykonuje moje prośby. Biorę spodnie i bluzkę do łazienki żeby się ubrać, a mój towarzysz z powrotem ląduje na miękkiej, pachnącej pościeli.
Wracam do naszej ‘sypialni’ i ogarniam pokój. Szukam dla Emci ubrań i pieluchy, resztę pakuję do torby. Przelatuję wzrokiem po pomieszczeniu i zauważam na szklanym, małym stoliku butelkę z jakimś lekko żółtawym płynem, wodę i herbatkę granulowaną dla dzieci. Nie pamiętam żebym w nocy wstawała i dawała pić małej? Robiłam to zupełnie nieświadomie? Siadam na brzegu łóżka i znowu delikatnie trącam siatkarza, by się obudził. Mruczy coś i odwraca głowę w moją stronę otwierając stopniowo powieki
-Bartek skąd ta woda na stole?
-Emilka w nocy piła
-Jak to?
-Normalnie, która godzina?
-Ej! To dlaczego ja nic nie wiem? Czemu mnie nie obudziłeś? –atakuję go pytaniami
-Myślisz, że nie próbowałem? Spałaś jak niedźwiedź –uśmiecha się, a ja udając oburzenie zakładam ręce na piersi. –Wziąłem Emilkę na ręce i poszliśmy do kuchni po wodę. Wszystko byłoby okej, gdyby małej nie zachciało się kwiczeć, wtedy wstał twój wujek, przyszedł do nas, dał nam dzbanek na wodę i nie robiąc więcej szumu wróciliśmy do pokoju. Zaświeciłem światło tutaj, a ty nawet nie drgnęłaś. Jakimś cudem znalazłem tą herbatkę i jej zrobiłem. Emilka wróciła posłusznie na łóżko, wypiła i zasnęła, ot tyle –słuchałam całej historii z coraz szerzej otwartymi oczami! Nic a nic nie pamiętam, spałam jak zabita. Ale przecież oni musieli się tutaj tłuc? Emcia przejść przeze mnie, a ja po prostu spałam.
-To pozostało mi tylko ci podziękować i przepraszam
-Nie ma za co dziękować, ani przepraszać. Ostatecznie mogłem cię na siłę obudzić, ale poradziliśmy sobie sami
-Emilka to moja chrześnica, a ja zostawiłam ją na twojej głowie
-Daj spokój, nic się nie stało, a poza tym wiesz, że mówisz przez sen? –uśmiechnął się przy okazji przeciągając
-Ejj –jękłam. –Co mówiłam?
-Musisz zawsze wszystko wiedzieć? Która godzina?
-Wpół do dziewiątej
-To ja wstaję. O której wracamy?
-Po śniadaniu –mruknął coś na znak zgody i wybył do łazienki. Nocny rozbójnik wstał uśmiechnięty od ucha do ucha. Cieszy mnie fakt, że nie tęskni za rodzicami i nie płacze. Dalej nie mogę pojąć, że Kurek się nią zajmował w nocy? Aż żałuję, że nie widziałam tego.
-Kochanie co ty w nocy robiłaś? Ładnie to tak wujkowi nie dać spać? –karcę z uśmiechem na ustach małą
-Milcia pić ciała
-Ach tak, rozumiem –kiwam wiarygodnie głową i przebieram ją. 
Zapinam ostatni guzik sweterka i robię kucyka na środku głowy, żeby jej włoski nie leciały na oczy.
-Emilka jesteś gotowa, teraz pobaw się lalą, a ciocia zepnie włosy –wspina mi się na kolana, dostaje krótkimi rączkami do szyi i zaplata je po czym uśmiecha, prezentując przednie ząbki i zaczyna maraton całowania raz w prawy raz lewy policzek. Śmiejemy się obie radośnie, próbuję ją zatrzymać, ale mi nie pozwala. Zauważam Bartka stojącego w drzwiach, który nam się przygląda. Nagle poważnieję i wysyłam małą by wujka tak wyściskała, a ja wreszcie upinam niesforne włosy, których mam o kilka mniej po dzisiejszej nocy.

Kończę jeść śniadanie, odnoszę swój talerz do zlewu, pomagam Emilce zjeść parówkę, a później cioci Irence zebrać ze stołu. Sławek, jej mąż pojechał wcześnie rano do pracy.
-Ciociu, a co tam u Wery? -Weronika to jej córka, która obecnie przebywa za granicą
-A wszystko w porządku, była w Polsce na święta, ale we wtorek już musiała odlecieć. Wiesz, że Rafał być może w zimowym semestrze pojedzie do Francji na wymianę studencką
-Tak? To świetnie. Byłby bliżej Weroniki
-Julitko, ale to jeszcze nic pewnego. Najpierw musi sesję zdać.
-Poradzi sobie, Rafi jest ambitny –uśmiecham się życzliwie do kuzynki mamy
-Mam nadzieję, a Ty jak tam?
-Obecnie mam staż w szkole w Bełchatowie i studiuję zaocznie fizjoterapię. W czerwcu czeka mnie obrona
-A temat pracy?
-Rodzaje i częstość występowania urazów w grach zespołowych
-Ooo w stronę sportu cię ciągnie
-Nie, nie wiem dlaczego taki temat, mama mnie już kiedyś pytała, ale jej też nie potrafiłam wytłumaczyć. Promotor miał gotowe tematy z których mogłam skorzystać i jakimś impulsem zdecydowałam się na taki.
-Chodź tutaj na chwilę –ciągnie mnie za łokieć w ustronne miejsce. –Co to za chłopak co z tobą przyjechał? –ciekawska natura wychodzi na jaw, ale mi to nie przeszkadza i tak ją lubię, jednak na jej słowa wybucham śmiechem
-To jest Bartek
-Wiem jak ma na imię –wywraca oczami, świdrując mnie
-Ciociu on gra w siatkówkę, nie kojarzysz go? –pacła się w czoło, na co jeszcze bardziej się zaśmiałam
-A wy ten no? –pyta ściszonym głosem
-Nie! Co wy tak wszyscy nas łączycie? Jest moim przyjacielem
-Sławek też był kiedyś moim przyjacielem –wzrok przenosi na sufit, jak gdyby na wspomnienie tamtych lat
-A teraz już nie jest?
-Pewnie, że jest –szturcha mnie. –Tylko, że zaczęło się od przyjaźni –śmieje się charakterystycznie, a ja karcę ją wzrokiem. Macha ręką w czasie salwy śmiechu, żebym się wyluzowała. Zostawiam ją i przechodzę do pokoju po ostatnie rzeczy. Najlepsze jest to, że zaginął Bartek z Emilką, nigdzie ich nie słychać, a ja zaczynam mieć czarne scenariusze! Nie no, przecież Bartek nic jej nie zrobi, on ją lubi a ona go wręcz uwielbia. Prawda? Julita jasne, że tak! Ufasz Kurkowi, nic dziecku nie zrobi! Może gdzieś wyszli?
Wynoszę torbę z ubraniami do bagażnika, a na huśtawce przed domem siedzą zaginieni!
-Fajnie, że ja wariuję, bo was nie ma, a wy jak gdyby nigdy nic huśtacie się w najlepsze
-Martwiłaś się o nas? –zbliża się do mnie ucieszony jakbym postawiła przed nim rozebraną dziewczynę
-O ciebie nie, tylko o Emcię. Ty jesteś wielki poradzisz sobie, a ona bezbronna
-Chyba nie myślisz, że coś bym jej zrobił? –próbuje odczytać moje myśli
-No nie –mruczę cichutko i puszczam klapę bagażnika
-Julita-odwraca mnie tak, że muszę patrzeć na niego. –Zakoduj to w swojej ciemnowłosej główce, że nigdy nie zrobiłbym krzywdy Emilce ani tobie, w ogólnie nie planuje komuś coś robić. Słyszysz? Co ci przyszło do głowy?! –mówi poważnie, właściwie nie mrużąc oczu
-Wiem –szepczę, a wzrok spuszczam na zieloną trawę. –Wracamy się pożegnać? –wołam Emilkę i wchodzimy do środka

-Już jedziecie?
-Tak  ciociu, my mieliśmy wczoraj już wrócić
-Ale dzisiaj jest koncert charytatywny i w programie jest występ kabaretu myślałam, że zostaniecie
-Jaki kabaret? –ożywiłam się nagle
-Neo-nówka
-Bartuś? –patrzę błagalnym wzrokiem, może zostaniemy do po południa
-Jutka o 16 mam spotkanie w salonie Plusa wraz z kilkoma chłopakami, muszę być. Plus jest naszym sponsorem, jesteśmy zobowiązani
-Dobrze –mówię smutno
-Pójdziemy jeszcze na ten twój kabaret jak będzie gdzieś blisko
-Yhym –ściskam się z Irenką, moi towarzysze również. Zapinam małą pasami w foteliku, sama siadam po stronie pasażera, a jedyny facet w naszym towarzystwie prowadzi.

W niedzielę pojechałam do Pabianic. Tata Jerzy miał imieniny w zeszłym tygodniu, ale z racji jego pracy dopiero dzisiaj pojawił się w domu. Spędziłam miło po południe w kręgu najbliższych. Babcia Marysia przyjechała  z Warszawy do swojego syna na kilka dni, co mnie bardzo ucieszyło, bo niestety rzadko mam okazję widzieć się z nią. Jak zwykle obładowana jedzeniem i słodkościami wróciłam do Bełchatowa.
Siatkarze powołani z bełchatowskiej drużyny mają jeszcze tydzień wolnego i wyruszają na podbój spalskich lasów.  Większość z nich rozjechała się do swoich rodzin. Bartek po powrocie z Pacanowa wybrał się od razu do salonu Plusa, a wieczorem pojechał do rodziców.
A ja chyba wrócę do rzeczywistości zanim ich poznałam. Od lutego trochę zmienił się mój czas wolny. Raz w tygodniu bywałam na ich graniu po treningowym, niejednokrotnie mnie poszczególni chłopcy odwiedzali lub ja ich, jednak co dobre szybko się kończy.

Kolejne dni w pracy mijają dość szybko. Po południa próbuję jakoś zapełnić, by nie siedzieć samej w domu. Także we wtorek i czwartek z Anetą chodzimy na aerobik i nasz zmysłowy taniec. Moje biodra zaczynają krążyć w rytm muzyki, może jeszcze nie potrafię jak Shakira, ale spróbuję jej dorównać, skoro ona może to czemu ja nie?! Odwiedziłam również basen, kilka sklepów z butami i fryzjera.  Wieczorami skajpowałam z Bartkiem i właściwie nadal nie wiem kiedy wraca do Bełka? Czy w ogóle czy od razu do Spały? Sam się zachowuje jak typowa baba z dowcipu i nie może się zdecydować.
W piątek wzięłam się za jakąś naukę, bo ostatnio strasznie sobie bimbam. Ale tyle innych ciekawszych rzeczy się dzieje, że nie będę przeżywać, że raz nie byłam na wykładzie z psychologii, socjologii czy nawet biofizyki.
Weekend spędziłam w domu na generalnym sprzątaniu. Wszystko lśniło począwszy od mebli skończywszy na podłogach. Zrobiłam mały porządek w garderobie, wymieniłam kilka ubrań z zimowych lub późno jesiennych na wiosenno – letnie. Oczywiście byłam dzisiaj w Łodzi na uczelni, w niedzielę czyli jutro odpuszczam, bo mam raptem 3 godziny. Załatwiłam, że Sandra prześle mi notatki.

Patrzę na komórkę, a tam 4 nieodebrane połączenia od Bartka, cóż on mógł chcieć? Wybieram jego numer i oczekuję na połączenie, po chwili zdyszany odbiera
-Cześć, co ty tak ciężko oddychasz?
-Aa bo biegłem po schodach zamiast windą
-Aha, stało się coś, że tyle razy się dobijałeś?
-No właściwie nic. A gdzie ty byłaś? Od godziny dzwonię
-W kościele, telefonu nie brałam, a przed momentem wróciłam
-Yhym. Mogę przyjść do ciebie?
-To jesteś w Bełchatowie?
-Przecież ci mówiłem, że leciałem po schodach, rodzice mają swój dom, także tam nie ma windy –roześmiał się
-Bardzo śmieszne! Ha ha ha! No to ja czekam na ciebie –rozłączyłam się i poszłam przebrać.
Po kilku minutach pojawił się siatkarz. Cmoknęłam go w policzek na przywitanie.
-Jak minął tydzień? –spytał idąc za mną w głąb mieszkania
-Całkiem spokojnie i wieczory miałam wolne –odpowiedziałam z lekką ironią w głosie, a na ustach gościł wielki uśmiech, którego nie widział
-I będziesz ich miała pod dostatek. Jeszcze za nami zatęsknisz –odparł pewny siebie usadawiając się na sofie. Przyniosłam dwie szklanki i sok pomarańczowy, postawiłam na stole i usiadłam na przeciw gościa.
-Jaki cel twojej wizyty?
-Od tak nie mogę odwiedzić mojej dalszej sąsiadki?
-Ależ możesz drogi sąsiedzie –roześmialiśmy się oboje
-Wiesz co
-Jeszcze nie, ale zaraz się dowiem
-Możesz mi nie przerywać? –podniosłam ręce w geście kapitulacji i słuchałam co ma mądrego do powiedzenia. –Jak byłem we Wrocławiu to wpadłem na pomysł, żebyś złożyła podanie o możliwość praktyki lub ćwiczeń z nami podczas zgrupowań?
-Że co? Ja? Bez wykształcenia jeszcze, na pewno mają wiele innych osób mnie w życiu nie wybiorą
-Ale co roku jest ktoś młody, w czasie studi, bez tysiąca pięćset kursów i doktoratów. A nóż ci się uda, tylko musisz spróbować
-Bartek, ale ja nawet nie wiem gdzie pytać, gdzie wysłać
- Przez internet, do PZPS-u. Idź po komputer zaraz napiszemy
-Oszalałeś? –kręciłam głową z niedowierzenia
-Nie –dostosowując się do jego wskazówek wyszłam z salonu po laptopa. Wróciłam i siadając obok masywnego siatkarza włączyłam urządzenie. Laptop szybko się uruchomił, co zawdzięczam jego wizycie u rzetelnego informatyka, który przywrócił go do życia i obrazując z osiemdziesięciolatka zrobił się maksymalnie trzydziesto paro latkiem.
-I co mam włączyć? –pytam gdy wyświetlił się ekran startowy
-Daj mi to –przejął ode mnie niezbędny dzisiaj wynalazek XX wieku. –Imię, nazwisko, adres –mówił sam do siebie i wpisywał literki z prędkością światła
-Uważaj, bo zapalisz mi klawiaturę
-Nie bój się. A teraz mi powiedz jakie szkoły ukończyłaś i doświadczenie
-Doświadczenie żadne –zrobiłam krzywa minę i tępo patrzyłam w paznokcie
-No widzisz to i lepiej, wezmą cię żeby czegoś nauczyć –próbował zironizować napięta atmosferę, która nad nami krążyła
-Bartek to bezsensu, nie wysyłaj
-Zacznij wierzyć w siebie! Spójrz wszystkie informacje się zgadzają? –zerknęłam na ekran laptopa i kiwnęłam głową zgadzając się. –Ok., to teraz jeszcze słowo od Ciebie dlaczego chcesz otrzymać tą robotę –wzruszyłam ramionami, bo nie miałam pojęcia co tam zawrzeć. –To ja napiszę. –po chwili położył mi laptop na kolanach –Masz
-I co ja mam zrobić?
-Kliknij „wyślij”, żeby potem nie było na mnie –uśmiechnął się szeroko, a ja tak bardzo lubię jego szczery uśmiech
-Chyba się boję, gorzej jak przed maturą
-Julita spokojnie, to tylko jedno kliknięcie
-Mówisz? –spojrzałam pełna obaw w jego stronę, kiwnął głową, a ja najechałam kursorem na pole wysłania. –No to poszło, chyba zwariowałam zgadzając się na to… Wiedz, że jak coś i tak będę darła się na ciebie
-Przyzwyczaiłem się
-Ejj! Czy ja się drę na ciebie?
-A nie?
-No nie! I nie kłóć się ze mną!
-No widzisz już się drzesz –salwa śmiechu rozkołysała się po salonie
-W tym momencie obraziłam się na ciebie! –odwróciłam się plecami do niego, a moje zachowanie po części wyglądało jak u przedszkolaka
-Julitka nie denerwuj się, złość piękności szkodzi
-Jestem tak piękna, że mi nie zaszkodzi
-Hmm… Nie złość się bo, przez najbliższe tygodnie sporadycznie będę cię denerwował. Będziesz tęsknić za mną
-Nie będę –starałam się być stanowcza i pozostać w moim postanowieniu gniewu na siatkarza. Chyba nie miał już argumentów na udobruchanie mnie, więc idąc po najmniejszej linii oporu objął mnie swoim wielkim ramieniem. Moja uległość znowu się odezwała i zapomniałam o całym droczeniu się z nim.
Robimy zapiekaną bułkę z masłem i czosnkiem na kolację. Nie było dużo pracy przy tym, bo tylko gotowe bagietki wyłożyliśmy na brytfannę, nastawiliśmy temperaturę i 15 minut pieczenia. W między czasie przygotowałam nam gorące napoje i siadamy w kuchni oczekując na jedzenie. Nasze żołądki na myśl niedługo spożywanego pokarmu produkują zwiększona ilość sok żołądkowego, co potęguje nasz apetyt.
-O której jutro jedziesz?
-Nie wiem, muszę dzwonić do któregoś z chłopaków, żeby się zabrać, bo samochodem nie chcę jechać i tam zostawiać
-To ja mogę cię odwieźć –odzywam się bez dłuższego namysłu
-Ty? –popatrzył dziwnie na mnie
-No ja, czy to takie dziwne?
-Będzie ci się chciało wstawać przed 7?
-Rzeczywiście wielki problem, codziennie tak wstaję
-A praca?
-Wiesz, że zawsze mogę później iść, jak będę mieć „sprawy na mieście” –uśmiechnęłam się na ostatnie słowa
-To zdzwonimy się rano. Między 8 a 9 mam być w Spale. Tam badania i takie inne co cię nie będzie interesować.
Wieczorem opuścił moje mieszkanie, umyłam naczynia, które zalegały w zlewie, ukąpałam się i zmęczona nic nie robieniem szybko zasnęłam.

Zaparkowałam pod blokiem przyjmującego, wchodzę do środka i czekam aż winda się otworzy. Melduję się pod drzwiami i już miałam nacisnąć dzwonek, gdy drzwi się otwierają, a zza nich wyłania się postać Bartka, który jest przepasany torbą.
-Co tutaj robisz?
-Przyjechałam po ciebie, co taki zdziwiony?
-A nic, nic. Za mało snu po prostu. Tylko, że ja miałem do ciebie podjechać
-I co będę twoje auto garażować?
-Nie, ty nim pojedziesz
-Co? –krzyczę zaskoczona
-Julita nie tak głośno, ludzi obudzisz. Przecież jedziesz specjalnie, żeby mnie odwieźć to niech niszczy się mój samochód
-Ty słyszysz siebie? Pozwalasz mi prowadzić swój samochód?
-Mam pewne obawy, ale ostatecznie pozwalam –szczerzy się
-Panie Kurek! Pan mi ufasz?! –mówię przez śmiech
-No a jakże?! –obejmuje mnie w pasie i idziemy schodami w dół. Nie wiem dlaczego nie windą? Ale ja chyba jestem w innym świecie, gdy mnie dotyka. Nie wiem sama czy dzieje się coś między nami czy to moja wyobraźnia? Bartek wykonuje jakieś kroczki, przynajmniej nie narzuca się.  A ja po moich miłosnych niepowodzeniach boję się, chociaż wiem, że jemu mogę ufać.
W drodze do ośrodka prowadzi Kurek. Rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Po niecałej godzinie jazdy jesteśmy na miejscu. Zatrzymujemy się na pustym parkingu, jest dość wcześnie, bo raptem dwadzieścia po ósmej. Póki co żaden siatkarz nie przyjechał samochodem, który zostawiłby tutaj. Wychodzimy z auta, Bartek wyciąga torbę z bagażnika i podchodzi do mnie oddając klucze. Nie lubię się żegnać.
-Dzięki, że chciało ci się ze mną tutaj przyjechać
-Nie ma sprawy
-Nie lubię się żegnać, mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy. I wiesz, chyba będę tęsknił za tobą –nie odpowiadam nic, tylko przytulam. Oczy mi się szklą, ale nie będę się rozklejać. Przecież on nie zostaje wywieziony na Sybir! Hello, Julita wrzuć na luz! Na odchodne cmokam go w policzek, by za chwilę uśpić moją czujność i muskam usta. Natychmiast się odrywam i speszona odchodzę życząc mu powodzenia. Przyjmujący stoi na środku parkingu trzymając torbę z rzeczami w ręku, przepasany mniejszą z najpotrzebniejszymi dokumentami czy telefonem i macha mi jak w filmach, gdy ludzie żegnają się na peronach. Wyjeżdżam ze spalskiej ziemi, żeby po chwili tam wrócić. Na szczęście jeszcze nie wszedł do ośrodka tylko rozmawia przez telefon. Macham mu ręką dając znak, żeby podszedł
-Co się stało?
-Dowód
-Jaki dowód?
-Od samochodu
-Aaa, już –wyciąga portfel i podaje dowód rejestracyjny. –Jedź ostrożnie
-Nie martw się, nie uszkodzę ci auta –przewracam oczami
-Nie martwię się o auto, a o ciebie
-Uważaj, bo ci uwierzę! A mogę twoim autem jechać do pracy? Bo nie chce mi się za bardzo wracać pod blok i przesiadać na mój
-Jasne
-Ok., no to pa.
Po 40 minutach byłam już w Bełchatowie. Weszłam szybko do szkoły, dyrektorowi powiedziałam, że miałam kilka spraw do załatwienia. Takie tam małe kłamstewko…
Następne dni wyglądały bardzo monotonnie. Praca, jedzenie, sen + zajęcia na siłowni z Anetą, a we wtorek odwiedziła mnie Paulina z Arkiem, ona ma  męża przy sobie, a mojego niedoszłego kochanka według Kurka. Jemu to czasem lepiej wszystkiego nie mówić. Kolejne wieczory przesiedziałam w domu. Zachowuję się jak starsza babcia zmęczona życiem, ale nie miałam ochoty nigdzie wychodzić.
Siatkarze mają wolną sobotę i niedzielę, właściwie po piątkowym po południowym  treningu są wolni. Czyli jutro najpóźniej w sobotę pojawi się u mnie Bartek po klucze i dowód do samochodu.
Robiąc zakupy wpadłam na tymczasowo genialny pomysł – przyrządzenia siatkarzowi jego ulubionych flaczek, o których marudził jakiś czas temu, że nie jadł ruski rok. Kupiłam potrzebne produkty, resztę wpakowałam do lodówki i zabrałam się za gotowanie.
Chyba nie do końca przewidziałam charakterystyczny zapach potrawy, który przyprawia mnie o mdłości. Jednak czego nie robi się, by kogoś chociaż przez moment uszczęśliwić? Kurek, bardzo przyziemnie myśli, żeby cieszyć się z jedzenia?
W czasie doprawiania jedną ręką zatykam sobie nos, a drugą próbuję. Jak on może to jeść, a ja jeszcze głupsza spełniać jego zachcianki?

-Julitaaaaaaaa! Ty naprawdę zrobiłaś to dla mnie? –cieszył się niczym dziecko przed którym postawi się czekoladę, a jemu wystarczy tylko miska jedzenia
-Nie dla ciebie, tylko nudziłam się i postanowiłam wykorzystać czas. A ty jak chcesz to myśl sobie, że specjalnie tobie gotowałam takie śmierdzidło –spojrzał na mnie przechylając głowę, zostawiłam go i wyszłam do pokoju w bliżej nieokreślonym celu, żeby tylko nie musiał świdrować mnie wzrokiem i czytać z moich oczu jak z książki.

Mijają kolejne, ciepłe majowe dni. W środę po pracy jadę odwiedzić rodziców. Jak zwykle mam pecha i nie zastaję taty w domu. Tym razem miał lot do Szwecji, stamtąd do Irlandii i dopiero do Łodzi. W między czasie musi mieć postoje na odpoczynek, czyli wraca w piątek. Mama w swoim żywiole może mnie dożywiać, a ja już wiem jak czuje się Emilka, gdy próbujemy jej wepchnąć coś do jedzenia.
Robię nam kawę z ekspresu i przynoszę dwie filiżanki do salonu.
-Mamuś ja chyba się zakochałam –mówię bez zbędnych ceregieli. Barbara moja najukochańsza matka zarówno jest świetną przyjaciółką, która zawsze chce dla mnie jak najlepiej.
-Kochanie a kim jest ten szczęśliwiec?
-No ja nie wiem czy taki szczęśliwiec
-Dowiem się?
-Mamo no Bartek, a kto by inny!?
-Ten co gra w siatkówkę?
-Nie! Ten co pracuje w kanałach!
-Co ty taka nerwowa?
-Bo pytasz o tak oczywiste rzeczy. Mamuś, ale ja boję się angażować, on jest medialny, popularny, a ja co? Nie nadaję się do tego świata, nie chcę
-Córuś, ale spójrz ilu sportowców ma rodziny i słyszysz o nich gdzieś? Gazety są zapełnione ich zdjęciami? No chyba nie. Nie możesz rezygnować z miłości z takiego powodu
-Wiem, ale i tak się boję
-Bo ja chcę więcej wnuków! –roześmiała się ma rodzicielka
-Mamo! Błagam cię!
-No dobrze, dobrze. Ty nie masz wizji brania ślubu jako obowiązku, najważniejsze żebyś była szczęśliwa
-Jak ty mnie dobrze znasz –uśmiecham się promiennie i ściskam jej dłoń leżącą na stole.
Przed zmrokiem wracam do siebie.

-Szykuj się, bo nie długo pojawię się u ciebie
-Nie Bartek! Jedziesz do rodziny póki masz wolne, a nie będziesz u mnie. Twoja mama pewnie chce się z tobą zobaczyć, bo nieczęsto ma okazję
-Czyli nie mogę przyjechać?
-Nie, nie chcę narażać się twojej rodzicielce
-Aha, cześć –no to będzie foch forever? A niech się obraża!

Ubieram się w coś wygodnego, wieczór ma przyjść do mnie Aneta, być może wyjdziemy na podbój Bełchatowa nocą? Kurek się nie odzywa, bo przecież zabroniłam mu przyjechać i obraza majestatu… No wielkie mi rzeczy! Jednak nawet spokojnie nie mogę się ubrać. Szybko narzucam przygotowane ciuchy i lecę do drzwi.


-Bartek? Co ty tutaj robisz?
-Nie przyszła góra do Mahometa, to Mahomet do góry
-Miałeś jechać do rodziców
-Jejku nie ma ich, bo są na jakimś weselu, co ty mnie tak do nich wysyłasz?
-Oki,  wejdź. Chcesz coś pić?
-Nie, musimy pogadać –atmosfera się napina. Idzie do salonu, a ja kroczę za nim. Piszę krótkiego smsa Anecie z przeprosinami, że z naszego spotkania nici. Siadam na drugim końcu sofy i czekam, aż coś powie. Mam w głowie różne scenariusze i nie mam pojęcia czego się spodziewać. Czuję w żołądku ścisk, a brzuch przypomina o swoim istnieniu.
-To o czym chciałeś rozmawiać? –odzywam się wreszcie, bo Kurek nadal milczy. Patrzy na mnie lazurowymi tęczówkami, a ja nie potrafię nic z jego twarzy odczytać.
-A jak ci powiem, że o nas to się zdziwisz? –zastrzelił mnie tymi słowami, ale resztki mej świadomości przyjmują to do wiadomości. Kiwam przecząco głową zgadzając się z nim. Przysiadł się bliżej mnie, złapał za dłonie i bił z myślami co powiedzieć. –Julita nie jestem dobry w takich przemówieniach, ale mam nadzieję, że mi pomożesz –chyba się domyślam co zaraz powie, ale chcę to usłyszeć od niego. –Nie wiem czy czujesz to samo, nie jesteś mi obojętna, jesteś bardzo ważna! Sprałbym każdego, który do ciebie się zbliża. Miałem ochotę Rączce wybić jedynki, ale obiecałem ci, że go nie dotknę. Nie chcę być tylko twoim przyjacielem i chyba nie potrafię –coraz mocniej ściskał moje dłonie, a serce gdyby nie warstwa skóry to dawno wyskoczyłoby na wierzch. Mimo, że jego ciepłe słowa mnie radowały, przerwałam bartkowy monolog .
- Bartek, zamknij się już- szepnęłam i zamknęłam mu rozdziawione ze zdziwienia usta, pocałunkiem. W pierwszej chwili zaskoczony, nie dał długo na siebie czekać. Przyciągnął mnie mocno do siebie i zamknął szczelnie w swoich ramionach. Miażdżył swoimi wargami moje usta, jednocześnie gładząc zakamarki pleców i pośladków. Przeszył mnie rozkoszny dreszcz, gdy pociągnął mnie z kanapy, i usadził sobie na kolanach. Całował mnie namiętnie, jakby od tego zależało życie całego plutonu żołnierzy. Przez głowę przeleciały mi słowa mamy: ‘Mężczyźni tak naprawdę nie są skomplikowani, skarbie. Są bardzo prości i dosłowni. Najczęściej mówią to, co myślą. A my godzinami analizujemy ich słowa, gdy tymczasem wszystko powinno być jasne’ – i jak się z tym nie zgodzić?  -Wreszcie się odważyłeś, tak bardzo tęskniłam za tobą –szepczę jakbym się obawiała, że ktoś mnie usłyszy i siłą oderwie od niego
-Kocham cię, wiesz?
-Nie mów, że mnie kochasz
-Dlaczego?
-Bo sam jeszcze tego nie wiesz
-Wiem od dawna –ściskam mocniej szyję mojego chłopaka? Tak, mam chłopaka.
Mam nadzieję, że jestem na początku labiryntu, który nazywa się „Szczęście”.
                                                                                                                                                                


Witam, moje Kochane! :)
Dzięki mojej S. doszło do spektakularnego pocałunku :D  Także dla niej wielkie podziękowania!;*
A dzięki Happiness jakoś weselej mi się pisze ^^ W ogóle dzięki Wam wszystkim! :)

Wiem, że mam u Was zaległości, ale ostatnio nie wyrabiam, a dzisiaj przyniosłam do domu stos papierów, które nie wiem kiedy zrobię, a miały być jak się dziś dowiedziałam „na wczoraj”! -_-
Obiecuję przeczytać wszystko! Dajcie mi czas tylko.

Długo wyszło, bo nie chciałam już dzielić na dwa  rozdziały. Nie wiem co będzie dalej, bo moim głównym celem było stopniowe, powolne poznawanie się tej dwójki. Ale jeszcze troszkę będą się poznawać.


Pozdrawiam ;*