Ubrałam się
wygodnie i spakowałam kilka rzeczy potrzebnych do ćwiczeń. Chłopaki załatwili
mi wizyty u ich klubowego fizjoterapeuty pana Lecouna. Gdy spytałam kilka
dni wcześniej o rehabilitacje na warunkach NFZ mogłam liczyć na wolne miejsce
około jesieni.
Przed
treningiem przyjechał Daniel by mnie zabrać, bo pilnują, żebym przypadkiem sama nie pojechała.
-Daniel, a
nie będę wam przeszkadzać?
-Ty nam?
-Nie! Moja
mama!
-A widzisz, twojej mamy nie znamy to i może jak
przyjedzie to nam po przeszkadza, bo jak się z nią będziemy poznawać to nas
oderwie od treningu
-Bardzo
śmieszne!- przerwałam mu. –Kogo to był pomysł żebym do was z tym kolanem szła?
A ja głupia się zgodziłam
-Nie patrz
tak na mnie, mi kazali ciebie dowieźć
-Ok., czy ja
coś mówię? –ubrałam się i z pomocą kuli weszłam do samochodu.
-Julita!
Czekaj! –słyszę dobiegający głos z oddali, gdy wyszłam z pokoju
zabiegowego
-Cześć, a czy ja się wybieram gdzieś? Stoję i czekam
na Plinę
-Daniel
już pojechał
-Jak to?
Miałam z nim wracać, przecież powiedział, żeby poczekać na niego
-Ada
dzwoniła, że Lena wymiotuje i ma gorączkę, a jej auto się zepsuło i nawet
wcześniej z treningu wyszedł
-Kurde! A w
temacie auta, podjedziesz ze mną do warsztatu?
-Po co?
-Po mój
samochód! Sam go zawoziłeś, nie pamiętasz już?
-Pamiętam,
ale co ty chcesz nim jechać?
-A
czemu by nie? –chwycił za kulę i wskazał
wzrokiem na nią, wzruszyłam ramionami. –Przecież mi już lepiej, nie oduczyłam
się prowadzić!
-Nie
będziesz z chora nogą jechała!
-A właśnie,
że będę i poradzę sobie bez ciebie! –wstałam i jak tylko potrafiłam szybko
wyszłam. Zaczęłam wielkie poszukiwania komórki
w torebce, codziennie mówię sobie, że zrobię w niej porządek i na
zamiarach się kończy. Wreszcie znalazłam i szukam w kontaktach numeru taksówki
tylko, żebym wiedziała pod jaką mam literą.
***
-No chodź
złośnico,
-Nigdzie z
tobą nie idę
-Idziesz,
idziesz
-N-I-E
-Nie dąsaj
się tylko wskakuj do auta. Winiar odstawi swój samochód, zabieramy go i
jedziemy po twój
-Masz tyle
innych zajęć, więc zajmij się nimi, a mi daj spokój –nie tak łatwo dojść z nią
do kompromisu
-Julitkaaaa
-Nie
Julitkuj mi tutaj! Idź już
-Sam nigdzie
nie idę
-To czekaj
na ochroniarza jak skończy zmianę –prycha
-Julita! No
miałaś się o co obrazić?!
-Miałam!
Traktujesz mnie jak małe dziecko
-Nieprawda,
tylko martwię o ciebie
-Rzeczywiście
jest o co –mówi łagodniejszym tonem
-A jest,
pojedziesz z nami, żeby wszystko mogła monitorować –udało mi się ją jakoś
udobruchać. Podjechaliśmy pod dom Michała, wsiadł i razem z Fedkową
pojechaliśmy do tego mechanika.
***
-Dziękuję
chłopaki. Wejdziecie do środka?
-Wiesz co,
ja raczej nie. Bartek odwieź mnie jak możesz –Michał zwrócił się do kolegi.
-Jeszcze raz
dziękuję. W przyszłym tygodniu widzę was u siebie –puściłam im oczko, a oni
łobuzersko się uśmiechnęli.
Napełniłam
wannę gorącą wodą, wsypałam dużą ilość pomarańczowej soli odprężającej i
delektowałam się tymi chwilami spokoju. W końcu woda zaczęła stygnąć a ja
wróciłam do rzeczywistości. Ubrałam piżamę, szlafrok i usadawiając się w
salonie zaczęłam powtarzać materiał na jutrzejsze kolokwium.
Ubrana,
przechadzam się po domu w celu znalezienia notatek, długopisu itp. Dochodzi
wpół do dziewiątej – mam jeszcze chwilę na wyjście. Zajęcia zaczynam od 10.20 i
tylko kolos i wykład półtora godzinny, czyli niecałe trzy godzinki mi zejdzie.
Dzwoni dzwonek do drzwi, ciekawe kogo niesie z rana w sobotę? Aha, no tak, on nie może przeżyć dnia bez
mojego widoku? Julita skromna to ty jesteś!
-Cześć
–posyłam mu pełen ironii uśmiech, który wyczuwa
-Nie jesteś
zadowolona, że przyszedłem? –kiwam przecząco głową
-Miło, że
jesteś, ale gorzej z tym co ci po głowie chodzi
-A co mi
chodzi? –łapie się za czoło i przeczesuje dłonią po włosach
-Baaaartek
–przeciągam. –Właź
Kończy pić
herbatę, a ja pomału ubieram do wyjścia.
-To teraz ty
grzecznie wracasz do domu, a ja jadę na zajęcia, prawda? –uśmiechnęłam się
-Nie –zaczął
kręcić głową i pokazał pełne uzębienie. Wypuściłam głośno powietrze.
-Co znów
wymyśliłeś? Jedziesz ze mną? –zapytałam bez emocji na twarzy, za to spojrzenie
miałam lodowe
-Ty jedziesz ze mną. Ciebie zostawiam pod
uczelnią a ja jadę do Manufaktury. –Nie protestowałam, zgodnie kiwnęłam głową i
wyszłam ubrać płaszcz. Nie było sensu sprzeczać się z nim, bo i tak nie
przystanie na moje, żebym sama pojechała. Powiedzmy, że mu wierzę, że planował
te zakupy, a ja się zabieram przy okazji.
Pogoda jak
na bliski koniec marca bardzo zimowa. Niby promienie słoneczne przebijały się
przez pochmurne niebo, ale temperatura ciągle kilku minusowa. Patrzę na
stacyjkę bartkowego samochodu i wskazuje mróz -10’C.
-Z czego
masz dziś kolokwium?
-Z
kinezjologii
-Coś o ruchu
–bardziej stwierdza niż pyta
-Wyobraź
sobie, że ja prawie cały czas mam o ruchu
-Wyczuwam
sarkazm
-Wydaje ci
się –odwracam głowę na prawo i patrzę jak krajobraz się zmienia z każdym
przejechanym metrem
-A wykłady z
czego? –drąży temat, a ja głośniej wciągam powietrze
-Biologia
medyczna –przytakuję głową i dalszą drogę przemierzamy w ciszy.
Kilka minut
po dziesiątej melduję się pod łódzką uczelnią. Myślałam, że nikt nie zwróci
uwagi, że przywiózł mnie Bartek, ale jednak nie umknęło to uwadze kilku gapiów.
Odbyło się bez zbędnych incydentów. Nieśmiałość dała o sobie znać i tylko
odprowadzili go wzrokiem.
-O której
mam być po ciebie?
-Nie wiem,
około 3 godzin mi zejdzie, także masz czas na zakupy –zaakcentowałam ostatnie
słowo
-Dobrze, to
dzwoń –skinęłam głową, szofer otworzył drzwi z mojej strony i pomógł wysiąść z
samochodu. Pomachałam mu na pożegnanie i zobaczyłam jedynie unoszącą się strugę
dymu ze spalin.
Moje drogie
koleżaneczki z kierunku były niemało zaskoczone, a patrzyły na mnie jakbym co
najmniej została panią Kurek! A ja tylko z nim przyjechałam. Przecież ci
wszyscy sportowcy są normalnymi ludźmi jak my wszyscy chyba, że ktoś wie o ich
mocach nadprzyrodzonych?
-Cześć
Bartuś! –krzyknęłam uradowana po wejściu do samochodu
-No też się
za tobą stęskniłem –zaśmiał się
-Wiesz co,
to ja staram się być miła a ty mnie lekceważysz?- założyłam ręce na piersiach,
odwróciłam się w stronę bocznego okna i udawałam obrażoną, a w środku ledwo
dusiłam śmiech. Zdałam ten cholerny kolos i mam spokój 3tygodnie od Łodzi, a już
za tydzień święta!
-I jak
egzamin?
-Zdany! –wyszczerzyłam
się niemiłosiernie, aż mnie policzki zabolały
-No to moje
gratulacje panno Fedko –podał mi rękę jak się podaje znak pokoju. Fajne gratulacje.
-Dziękuję
-Aaa Julitka
mam coś dla Ciebie w ramach hmm nagrody –moje oczy znacznie się powiększyły. Odwrócił
się do tyłu i zaczął czegoś szukać, kątem oka rejestrowałam jego ruchy. Wyciągnął
papierową torebkę z logiem znanej formy odzieżowej i mi wręczył. Zajrzałam do
środka, a tam piękna koszula
w kratę, które uwielbiam!
-Ale ja nie mogę
tego przyjąć
-Musisz
-Nie
-Znowu
będziemy się kłócić?
-Ja się nie
kłócę
-Tylko co?
-Wyrażam
dobitnie swoje zdanie –po tych słowach wybuchł głupkowatym śmiechem. –I co się
śmiejesz?
-A nic, nic.
To jest mały prezent, a prezentów się nie oddaje
-Ale ja nie
mogę
-Julitka, to
tylko koszula, wiem, że lubisz je nosić. Wpadła mi w oko i pomyślałem, że będzie
idealna dla ciebie
-Skąd
wiedziałeś jaki rozmiar? –zaczęłam ją oglądać wszerz i wzdłuż
-Dziewczynie,
która sprzedawała powiedziałem, że szukam rozmiar mniejszej niż na nią –moje mina
była bezcenna
-Że co?!
-To co
słyszałaś, i tak ciągle uśmiechała się do mnie, także chyba nie zdenerwowałem
jej –mówiąc, że się ekspedientka uśmiechała, coś mnie ukłuło w środku! Jakaś pindzia szczerzy się do niego?! Popatrzyłam na niego, dłonią odwróciłam
jego twarz w moją stroną i soczyście cmoknęłam w policzek.
-Dziękuję –nabrałam
rumieńców, a on wydawał się troszkę zszokowany. Chyba się nie spodziewał?
Do domu
wróciliśmy w pełnej śmiechu atmosferze. Stwierdzam, że ma on ogromne poczucie
humoru i potrafi śmiać się z siebie. Podwiózł mnie i wrócił szybko do swojego
domu po torbę treningową.
W poniedziałek
i wtorek również odwiedziłam bełchatowskiego fizjoterapeutę. Z moim kolanem ja
i całą nogą było prawie wszystko w porządku. Wiadome, że nie powinnam
nadmiernie jej obciążać. W tym tygodniu nie wracam już do pracy. Od czwartku
jak to w szkołach jest wolne przed świętami. W piątek jadę do Pabianic na
Wielkanoc. Jak to co roku bywa śniadanie spędzimy w korzennym towarzystwie a po
południu wielkie spotkanie rodzinne, za którym nie przepadam, bo wtedy
wszystkie ciocie pytają o moje jakże „bogate”
życie prywatne.
Wczoraj
odwiedziła mnie Aneta, nie zobaczymy się już przed świętami, więc życzyłam jej
spokojnego śniadania. W Pabianicach
wreszcie spotkam się z moją Alusią. Śląsk nie jest na końcu świata, ale za
często to ona nie przyjeżdża. W sumie, aż tak bardzo się jej nie dziwię. W piątek
ma zajęcia do 16 a w poniedziałki zaczyna od 10, także nie ma za wiele wolnego
czasu. A jeśli ma przyjechać w sobotę czy nawet w piątek w nocy i wracać w
niedzielę to nie ma większego sensu.
Bełchatowscy
siatkarze dzisiaj wieczorem wyjeżdżają do stolicy województwa
kujawsko-pomorskiego.
Wzięłam się
za małe porządki w mieszkaniu. Zrobiłam pranie,
wyczyściłam na błysk kuchnię i salon. W sypialni też starłam kurze. Miałam wchodzić
już do łazienki, żeby wyciągnąć wyprane ubrania i rozwiesić na suszarce, tylko
jak to mam w mniemaniu –dzwonek przerwał tą arcyważną pracę.
-Cześć –od razu
wkradł się uśmiech na moje usta
-A ty nie
powinieneś się zbierać do wyjazdu do Bydgoszczy? –przyjmujący wszedł za mną do
środka
-Spakowany
jestem, mam jeszcze ponad godzinę czasu, a nie mógłbym jechać bez złożenia
tobie życzeń świątecznych –kąciki naszych ust podniosły się ku górze. Przeszliśmy
do kuchni, gdzie jest nam najwygodniej. Bartek zna już moje mieszkanie, także mu obojętne. Za to ja w przeciwieństwie
do niego to w jego lokum byłam raptem trzy razy. Nieważne, kto ile razy był u
kogo. Zrobiłam nam herbatę, postawiłam na stole
wafelki kakaowe i również dosiadłam się.
Po jakiś 40 minutach mój przyjaciel zaczął się zbierać. Przed 19 mieli wyjeżdżać
a już dochodziła 18.
-Z racji, że
miniemy się przed świętami, bo wracamy w piątek wieczór, chcę ci życzyć
wesołych, spokojnych i spędzonych z bliskim świąt –mówił ciepłym głosem ciągle
patrząc na mnie.
-Dziękuję.
Tobie również takich samych życzę, i żebyś jeszcze mimo krótkiego odpoczynku nabrał
sił na decydujące starcie z Kisielowcami. –uśmiechnął się na ostatnie słowo.
-Tutaj Zajączek
coś podrzucił dla ciebie –wyciągnął z kieszeni bluzy małe pudełeczko z
kokardką. Nieświadoma rzuciłam się na nie, wpatrując się w niego otworzyłam
wierzchnią część. Moim oczom ukazały się piękne, małe, błyszczące, złote kolczyki! Prawie identyczne
jak te, które przez przypadek wrzuciłam do umywalki podczas przygotowań do
urodzin Dantego.
-Baaaartek,
nie mogę ich przyjąć. Są piękne, ale ja wiem ile kosztują –zamknęłam wieczko i
chciałam mu oddać, co mi uniemożliwiał.
-Ale to nie
ja, tylko Zając –zawadiacko po raz kolejny się uśmiechnął. –Ja tylko jestem
pośrednikiem
-Tylko, że
ja nie mam nic dla ciebie –spuściłam wzrok i zaczęłam przyglądać się płytkom w
kuchni, które jak nigdy wydawały się być interesujące.
-Posłuchaj -chwycił mnie za podbródek i podniósł głowę
do góry tak, żebym mogła patrzeć mu w oczy. –Ja zostałem pośrednikiem Zająca, a
ciebie może w zimie Mikołaj odwiedzi jak komin przeczyścisz –wywołał tym
uśmiech na mojej twarzy. Wspięłam się na palce mimo, że byłam dość wysoka i swobodnie dosięgałam
do jego twarzy bez większych problemów jednak, żeby go mocno przytulić lepiej
mi było, gdy się podwyższyłam o te kilka centymetrów.
-Dziękuję! –przywarłam
jeszcze do jego policzka
-Ajj, co ja
z tobą mam. Mam nadzieję, że Zając chociaż miał gust –teraz znowu on mnie
uwięził w niedźwiedzim uścisku.
-Miał, ale
Bartuś chciałabym, żebyś tutaj został, tylko wydaje mi się, że autokar nie
będzie na ciebie czekał? -odszukał
wzrokiem zegarek na ścianie i czym prędzej pognał przed halę.
-Trzymaj
kciuki Jutka –wystawiłam w jego stronę obie ściśnięte dłonie.
Potyczka
bełchatowsko-bydgoska zakończyła się remisem 1-1. I nadal nic nie wiemy bliżej
kogo jest brązowy medal. Kolejne dwa spotkania grają w sobotę i niedzielę po
świętach.
Ostatnie
pakowanie, wrzucenie kilku ubrań do walizki i jadę do domu rodzinnego. A tam
co? Mama z babcia krzątają się po kuchni. Moja praca polega na zrobieniu
makowca i sernika. Później starcie kurzy w salonie, wyprasowanie obrusu i chyba
tyle.
Wieczór kościół.
Około 22 słyszę dźwięk smsa „Możesz podać
swoją nazwę na skype? :)”. Szybko odpisuję „julita.fedko89”. Odpalam laptopa, loguję się a tam powiadomienie,
że ‘Użytkownik kbartek.29 chce Cię przyjąć do grona znajomych. Zgadzasz się?’
akceptuję, dalej klikam gotowe i po paru minutach podrażnia moje uszy
charakterystyczny sygnał łączącej rozmowy Skype. Klikam na zieloną słuchawkę ‘Odbierz’ i moim
oczom ukazuje się przyjmujący w białym t-shirt’cie z nadrukiem i o ile dobrze
widzę to krótkie niebieskie spodnie. Na ustach ma przylepiony ogromny uśmiech
obok niego na łóżku stoi miska z chipsami, a z drugiej strony mały jamnik.
Rozmawiamy o
wszystkim i niczym, nie wiemy kiedy czas tak szybko mija i okazuje się, że
minęła 1 w nocy. Zapomniałam o zmęczeniu dzisiejszym dniem. Pożegnałam się i
szybko wpadłam pod kołdrę. Budzik ustawiłam na 8, w końcu wiele pracy przede
mną jeszcze.
Zostałam mile
zaskoczona wieloma telefonami od chłopaków z życzeniami. Niektórzy wysłali smsa
albo na facebook’u złożyli. Przyjaciele tez
pamiętali. Ponad godzinę zajęło mi oddzwanianie lub odpisywanie, bo każdy
jeszcze słowo zamienił.
Święta
minęły bardzo rodzinnie, zdrowo i wesoło. Spędziłam trochę czasu z Wiktorem,
którego w dom więcej nie ma niżeli jest. W drugi dzień świąt pojechał do Majii.
Pati z Kacprem i Emilką też w pierwszy dzień byli. Ciocie były dość znośne, aż
tak bardzo nie ingerowały w moje życie prywatne. Oczywiście nie odbyło się bez
kilku uszczypliwych pytań, ale chyba w każdej rodzinie trafią się takie
ciocie-klocie.
W święta
zadzwonił Mateusz. Znowu wiercił temat jego spotkania z rocznikiem maturalnym. Prosił,
wręcz błagał, żebym poszła z nim, a że ja dopiero ćwiczę asertywność to
uległam. Jakoś wytrzymam z nim ten jeden
wieczór. Myślę, że mnie nie zje. Spotkanie odbywa się w czwartek zaraz po
świętach. Zdziwiona byłam takim terminem, ale podobno nie było wolnego miejsca
przez najbliższych kilka tygodni w weekend. Zjazd będzie w Łodzi, bo tutaj tez
chodził do liceum. Ogólnie to on podejrzany. Pochodzi z Olsztyna a do ogólniaka do
rodziny do Łodzi przyjechał jakby u siebie nie miał? Nie wiem. Dziwny człowiek.
Od środy
wróciłam do pracy. Nie na długo bo raptem na dwa dni, bo w ten czwartek to
spotkanie. Jak nie zabaluje pan Rączka zbyt długo to i może w piątek pójdę na
późniejszą porę do pracy. Muszę przyznać, że zaległości do nadrobienia to mam
sporo, ale dość żwawo mi idzie. Kurek chyba delikatnie obraził się na mnie, bo
chciał mnie wyciągnąć na bilard w czwartkowy wieczór, a jak mu powiedziałam
gdzie idę tak nagle zrobił się bardzo poważny.
-O której
mam być po ciebie? –spytał mister Rączka wchodząc do mojej klitki w pracy
-Mówiłeś, że
o 20 macie być, a do Łodzi znowu tak daleko nie jest. To bądź około 19.20.
-Dobrze,
bądź gotowa. –a idź mi stąd! Nie widzisz,
że pracuję? Gotowa to ja od 24 lat jestem! –pomyślałam w duchu. Parę minut
po 15 wróciłam do domu. Wzięłam ciepły prysznic, umyłam włosy. Wysuszyłam, na
prostownicy zrobiłam delikatne loki, które opanowałam jak się robi. Podczas świąt pożyczyłam od Ali białą, koronkową sukienkę.
Zrobiłam makijaż będąc jeszcze w szlafroku. Założyłam rajstopy, kolczyki, które
dostałam od Bartka, sukienkę i niewysokie szpilki koloru beżowego. Do tego
podobnego koloru kopertówka. Płaszcz i jestem gotowa. Rączka pojawił się
dokładnie z umówionym czasem. Z powodu korków parę minut po 20 pojawiliśmy się w wyznaczonym
miejscu zabawy. Mateusz przywitał się ze znajomymi z czasów szkolnych. Mnie przedstawił
jako „dziewczynę”! Co mi się od razu nie spodobało! Wzięłam go na słówko, ale
zlekceważył moje uwagi. Jaki to jest uciążliwy człowiek! Jeszcze każdą kolejkę
wysoko procentowych trunków musi spożyć! Ja raczę się jedynie sokiem pomarańczowym
bez wkładki i szukam osoby skorej do rozmowy ze mną. Boże! Bartek zamień się z nim! Nie
no, wytrzymam jakoś ten wieczór. Muszę.
Witam, moje
Kochane :*
Troszeczkę przyspieszyłam.
Jedna osoba stwierdziła, że cytuję: „Mega nudne…”. Przepraszam, że
musiałaś/eś tak zmitrężyć te kilka minut
na czytanie. Mam nadzieję, że są tacy, którym umilę czas, gdy nie mają co z
nim zrobić i zbytnio nie zanudzę?:)
Miała być
piękna majówka, a w mojej Małopolsce cały dzień pada + burze.
Myślałam, że
będę na bieżąco z Waszymi historiami, a tutaj znów ‘atak’ nowych rozdziałów :)
Postaram się w miarę możliwości nadrabiać.
Widzimy się tutaj
w przyszły weekend.
Maturzystki! Bywają tutaj jakieś? Trzymam kciuki! Pamiętajcie "Matura to bzdura" :D (powiedziała ta, która ma to już za sobą ;p)
Ściskam Was
mocno! ;*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńkurde czemu oni nie są razem? świetny post i wgl nie nudny
OdpowiedzUsuńpozdrawiam:)
Oo, te wszystkie prezenty. Coś musi z tego być. Ha, z tego coś będzie.;d
OdpowiedzUsuńNo, ale niech się trochę pomęczą, JEŚLI W OGÓLE mają być ze sobą .
Mateusz przedstawił ją jako swoją dziewczynę, ciekawie się robi, ciekawie.;)
Rozdział wcale nudny nie jest! Mi tam się podoba.;))
Jak komuś nudno to niech idzie ziemniaki obierać :D
OdpowiedzUsuńLubie tą Twoją bohaterkę :D
No to Bartek się postarał z tym prezentem od zajączka ;) Wszystko ładnie pięknie i w ogóle, ale kiedy on przystąpi do ataku? :D Bo jak na razie to zachowuje się bardziej jak przyjaciel ;) Widać, że mu na niej zależy, ale jak tak dalej będzie to przyjaciółmi zostaną :)
OdpowiedzUsuńNo cóż żeby było pięć burz w ciągu dnia to przesada, ale cóż takiej atrakcji nie mieliśmy dawno^^
Bartek zazdrosny!! oo tak a te buziaki to chyba początek czegoś tak na poważnie :D
OdpowiedzUsuńJa to bym chętnie takie kolczyki od zająca dostała. A że nie mam przekłutych uszu to drobny szczegół ^^
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, Julita zaczyna powoli rościć sobie prawa do Bartka- ta zazdrość, rozmowy na skajpaju... Czekam aż któreś zrobi pierwszy krok i nada nowy kierunek ich znajomości.
Bynajmniej Mateusz nie powinien się wtrącać. I co on z jakąś "dziewczyną" wyjeżdża, hm? Nie zgadzam się! Julitka powinna mu przygadać do słuchu, no co on sobie wyobraża?! I tak się bardzo dziwię że się zgodziła na to spotkanie. Sytuacji nie zmienimy, ale mam nadzieję że dotrwa bez szwanku do końca.
Nawet mi nie mów o burzach, bo u mnie od wczoraj jakieś niespotykane rzeczy się dzieją :o
Ale w końcu ja też z Małopolski, więc łączę się w bólu. Niezła majówka, nie ma co -.-
Na temat delikwenta już się wyraziłam, ale powiem jeszcze raz- gdzie ty widzisz nudę? Ha, nie widać, bo nie ma! :)
Buźka, S. ;*
ooo... Bartek tym razem w słodkim wydaniu. Bardzo słodkim.
OdpowiedzUsuńŚwietny prezent jej dał. W ogóle świetny z niego chłopak. Widać, że coś do niej czuje ! I dobrze. :D Kocham te "parkę".
NIENAWIDZĘ RĄCZKI. Facet jeszcze coś pewnie odwinie..
Lubię to opowiadania i na pewno nie był ten rozdział nudny ! :D
Pozdrawiam.. :d
http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com
Jakie nudne!? Jakie nudne!? Jest świetnie!
OdpowiedzUsuńBartek się stara^^ Ten cały Rączka działa mi na nerwy. I jeszcze z tą 'dziewczyną' wyskoczył. Mam nadzieję że Julita da mu wyraźnie do zrozumnia, żeby się odczepił.
Niecierpliwie czekam na następny rozdział ;)
A gdybyś miała ochotę to zapraszam do mnie:
http://butmorethanfriends.blogspot.com/
Pozdrawiam ;)) Pyśka
Nudne? No proszę Cię! Nie ma się co przejmować.
OdpowiedzUsuńCo do rozdział to: Bartuś w Twoim wydaniu coraz bardziej mi się podoba :D Jest taki słodki i ogólnie miły dla Julitki. Święta w rodzinnym gronie jak najbardziej ok. Jeśli chodzi o tego Rączkę to wkurza mnie i niech już sobie spada na drzewo! Pozdrawiam ;*
Dobra, to pewne! Nienawidzę tego Mateusza i weź mi go, niech spada, bo niepotrzebnie mnie tylko drażni. "Dziewczyna"?!! Kurde chyba go ostro pogięło i niech tylko Julita szybko go uświadomi, że ma nierówno pod sufitem, bo zaraz się jakaś nieprzyjemna sytuacja zadzieje.
OdpowiedzUsuńBartek ale ma gest! Kolczyki, no no, szaleństwo i kurde! Julita robi się zazdrosna i o to chodzi! Może w końcu do niej dotrze, że powinna być z naszym cudownym przyjmującym, a nie się bawić z nim w jakieś podchody. Cudownym ANONIMKIEM się nie przejmuj, sama coś wiem o tych cudownych hejterkach. Ugh. Dziwne stworzenia. Nikt nikomu czytać nie każe. I nikt tu czasu nie marnuje, co Ty sobie wkręcasz kochana??:)
Trzymaj się cieplutko, znowu się rozpisałam. Ech.
Ściskam Cię mocno! :*
Bartek taki kochany... <3 Podoba mi się jak go tu przedstawiasz ;)
OdpowiedzUsuń(pojawił się 2. rozdział nowej historii gdybyś miała ochotę zajrzeć 
http://us-against-the-world-xx.blogspot.com/2013/05/2-sometimes-its-better-to-never-ask-why.html )
pozdrawiam,
K.
Bartuś - ideał faceta *__* widać, że mu zależy i nie odpuści!
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
http://sport-to-zdrowie-ale-nie-zawodowy.blogspot.com/
Bratuś robi się zazdrosny o Dżulitkę ! ;D nienawidzę pana rączki, wkurza mnie tą swoją nachalnością ! Zachciało mu się podrywać Julitke lepiej niech spada na drzewo a Bartuś weźmie sprawy w swoje ręce i może go lekko nastraszyć. Komunikując niejakim mateuszowi iż Julitka nie jest zainteresowana jakimś przeciętnym i nachalnym nauczycielem, który przedstawia ją jako swoją dziewczynę chociaż prawda taka nie jest lecz woli siatkarze, który jest opiekuńczy i się jej nie narzuca ! Czekam na moment kiedy oboje (czyta. Julita i Bartek ) zrozumieją co się między nimi dzieje, przecież to widać na kilometr i może któreś z przyjaciół mogło by im pomoc to zauważyć ? ;)
OdpowiedzUsuńPrzez 5 ostatnich dni nadrabiałam powolutku całe opowiadanie, bardzo mi się spodobało ! :)
OdpowiedzUsuńBartuś już coś zaczyna z zazdrością odstawiać mm.. może to i dobrze :)
Jaki wkurzający jest ten Mateusz !!!
Czekam na kolejny rozdział :)
Pozdrawiam ;)