piątek, 3 maja 2013

17.



Ubrałam się wygodnie i spakowałam kilka rzeczy potrzebnych do ćwiczeń. Chłopaki załatwili mi wizyty u ich klubowego fizjoterapeuty pana Lecouna. Gdy spytałam kilka dni wcześniej o rehabilitacje na warunkach NFZ mogłam liczyć na wolne miejsce około jesieni.
Przed treningiem przyjechał Daniel  by mnie zabrać, bo pilnują, żebym przypadkiem sama nie pojechała.
-Daniel, a nie będę wam przeszkadzać?
-Ty nam?
-Nie! Moja mama!
-A widzisz,  twojej mamy nie znamy to i może jak przyjedzie to nam po przeszkadza, bo jak się z nią będziemy poznawać to nas oderwie od treningu
-Bardzo śmieszne!- przerwałam mu. –Kogo to był pomysł żebym do was z tym kolanem szła? A ja głupia się zgodziłam
-Nie patrz tak na mnie, mi kazali ciebie dowieźć
-Ok., czy ja coś mówię? –ubrałam się i z pomocą kuli weszłam do samochodu.

-Julita! Czekaj! –słyszę dobiegający głos z oddali, gdy wyszłam z pokoju zabiegowego
-Cześć,  a czy ja się wybieram gdzieś? Stoję i czekam na Plinę
-Daniel już  pojechał
-Jak to? Miałam z nim wracać, przecież powiedział, żeby poczekać na niego
-Ada dzwoniła, że Lena wymiotuje i ma gorączkę, a jej auto się zepsuło i nawet wcześniej z treningu wyszedł
-Kurde! A w temacie auta, podjedziesz ze mną do warsztatu?
-Po co?
-Po mój samochód! Sam go zawoziłeś, nie pamiętasz już?
-Pamiętam, ale co ty chcesz nim jechać?
-A czemu  by nie? –chwycił za kulę i wskazał wzrokiem na nią, wzruszyłam ramionami. –Przecież mi już lepiej, nie oduczyłam się prowadzić!
-Nie będziesz z chora nogą jechała!
-A właśnie, że będę i poradzę sobie bez ciebie! –wstałam i jak tylko potrafiłam szybko wyszłam. Zaczęłam wielkie poszukiwania komórki  w torebce, codziennie mówię sobie, że zrobię w niej porządek i na zamiarach się kończy. Wreszcie znalazłam i szukam w kontaktach numeru taksówki tylko, żebym wiedziała pod jaką mam literą.

***

-No chodź złośnico,
-Nigdzie z tobą nie idę
-Idziesz, idziesz
-N-I-E
-Nie dąsaj się tylko wskakuj do auta. Winiar odstawi swój samochód, zabieramy go i jedziemy po twój
-Masz tyle innych zajęć, więc zajmij się nimi, a mi daj spokój –nie tak łatwo dojść z nią do kompromisu
-Julitkaaaa
-Nie Julitkuj mi tutaj! Idź już
-Sam nigdzie nie idę
-To czekaj na ochroniarza jak skończy zmianę –prycha
-Julita! No miałaś się o co obrazić?!
-Miałam! Traktujesz mnie jak małe dziecko
-Nieprawda, tylko martwię o ciebie
-Rzeczywiście jest o co –mówi łagodniejszym tonem
-A jest, pojedziesz z nami, żeby wszystko mogła monitorować –udało mi się ją jakoś udobruchać. Podjechaliśmy pod dom Michała, wsiadł i razem z Fedkową pojechaliśmy do tego mechanika.

***

-Dziękuję chłopaki. Wejdziecie do środka?
-Wiesz co, ja raczej nie. Bartek odwieź mnie jak możesz –Michał zwrócił się do kolegi.
-Jeszcze raz dziękuję. W przyszłym tygodniu widzę was u siebie –puściłam im oczko, a oni łobuzersko się uśmiechnęli.
Napełniłam wannę gorącą wodą, wsypałam dużą ilość pomarańczowej soli odprężającej i delektowałam się tymi chwilami spokoju. W końcu woda zaczęła stygnąć a ja wróciłam do rzeczywistości. Ubrałam piżamę, szlafrok i usadawiając się w salonie zaczęłam powtarzać materiał na jutrzejsze kolokwium.

Ubrana, przechadzam się po domu w celu znalezienia notatek, długopisu itp. Dochodzi wpół do dziewiątej – mam jeszcze chwilę na wyjście. Zajęcia zaczynam od 10.20 i tylko kolos i wykład półtora godzinny, czyli niecałe trzy godzinki mi zejdzie. Dzwoni dzwonek do drzwi, ciekawe kogo niesie z rana w sobotę? Aha, no tak, on nie może przeżyć dnia bez mojego widoku? Julita skromna to ty jesteś!
-Cześć –posyłam mu pełen ironii uśmiech, który wyczuwa
-Nie jesteś zadowolona, że przyszedłem? –kiwam przecząco głową
-Miło, że jesteś, ale gorzej z tym co ci po głowie chodzi
-A co mi chodzi? –łapie się za czoło i przeczesuje dłonią po włosach
-Baaaartek –przeciągam. –Właź
Kończy pić herbatę, a ja pomału ubieram do wyjścia.
-To teraz ty grzecznie wracasz do domu, a ja jadę na zajęcia, prawda? –uśmiechnęłam się
-Nie –zaczął kręcić głową i pokazał pełne uzębienie. Wypuściłam głośno powietrze.
-Co znów wymyśliłeś? Jedziesz ze mną? –zapytałam bez emocji na twarzy, za to spojrzenie miałam lodowe
-Ty  jedziesz ze mną. Ciebie zostawiam pod uczelnią a ja jadę do Manufaktury. –Nie protestowałam, zgodnie kiwnęłam głową i wyszłam ubrać płaszcz. Nie było sensu sprzeczać się z nim, bo i tak nie przystanie na moje, żebym sama pojechała. Powiedzmy, że mu wierzę, że planował te zakupy, a ja się zabieram przy okazji.
Pogoda jak na bliski koniec marca bardzo zimowa. Niby promienie słoneczne przebijały się przez pochmurne niebo, ale temperatura ciągle kilku minusowa. Patrzę na stacyjkę bartkowego samochodu i wskazuje mróz -10’C.
-Z czego masz dziś kolokwium?
-Z kinezjologii
-Coś o ruchu –bardziej stwierdza niż pyta
-Wyobraź sobie, że ja prawie cały czas mam o ruchu
-Wyczuwam sarkazm
-Wydaje ci się –odwracam głowę na prawo i patrzę jak krajobraz się zmienia z każdym przejechanym metrem
-A wykłady z czego? –drąży temat, a ja głośniej wciągam powietrze
-Biologia medyczna –przytakuję głową i dalszą drogę przemierzamy w ciszy.
Kilka minut po dziesiątej melduję się pod łódzką uczelnią. Myślałam, że nikt nie zwróci uwagi, że przywiózł mnie Bartek, ale jednak nie umknęło to uwadze kilku gapiów. Odbyło się bez zbędnych incydentów. Nieśmiałość dała o sobie znać i tylko odprowadzili go wzrokiem.
-O której mam być po ciebie?
-Nie wiem, około 3 godzin mi zejdzie, także masz czas na zakupy –zaakcentowałam ostatnie słowo
-Dobrze, to dzwoń –skinęłam głową, szofer otworzył drzwi z mojej strony i pomógł wysiąść z samochodu. Pomachałam mu na pożegnanie i zobaczyłam jedynie unoszącą się strugę dymu ze spalin.
Moje drogie koleżaneczki z kierunku były niemało zaskoczone, a patrzyły na mnie jakbym co najmniej została panią Kurek! A ja tylko z nim przyjechałam. Przecież ci wszyscy sportowcy są normalnymi ludźmi jak my wszyscy chyba, że ktoś wie o ich mocach nadprzyrodzonych?

-Cześć Bartuś! –krzyknęłam uradowana po wejściu do samochodu
-No też się za tobą stęskniłem –zaśmiał się
-Wiesz co, to ja staram się być miła a ty mnie lekceważysz?- założyłam ręce na piersiach, odwróciłam się w stronę bocznego okna i udawałam obrażoną, a w środku ledwo dusiłam śmiech. Zdałam ten cholerny kolos i mam spokój 3tygodnie od Łodzi, a już za tydzień święta!
-I jak egzamin?
-Zdany! –wyszczerzyłam się niemiłosiernie, aż mnie policzki zabolały
-No to moje gratulacje panno Fedko –podał mi rękę jak się podaje znak pokoju. Fajne gratulacje.
-Dziękuję
-Aaa Julitka mam coś dla Ciebie w ramach hmm nagrody –moje oczy znacznie się powiększyły. Odwrócił się do tyłu i zaczął czegoś szukać, kątem oka rejestrowałam jego ruchy. Wyciągnął papierową torebkę z logiem znanej formy odzieżowej i mi wręczył. Zajrzałam do środka, a tam piękna koszula w kratę, które uwielbiam!
-Ale ja nie mogę tego przyjąć
-Musisz
-Nie
-Znowu będziemy się kłócić?
-Ja się nie kłócę
-Tylko co?
-Wyrażam dobitnie swoje zdanie –po tych słowach wybuchł głupkowatym śmiechem. –I co się śmiejesz?
-A nic, nic. To jest mały prezent, a prezentów się nie oddaje
-Ale ja nie mogę
-Julitka, to tylko koszula, wiem, że lubisz je nosić. Wpadła mi w oko i pomyślałem, że będzie idealna dla ciebie
-Skąd wiedziałeś jaki rozmiar? –zaczęłam ją oglądać wszerz i wzdłuż  
-Dziewczynie, która sprzedawała powiedziałem, że szukam rozmiar mniejszej niż na nią –moje mina była bezcenna
-Że co?!
-To co słyszałaś, i tak ciągle uśmiechała się do mnie, także chyba nie zdenerwowałem jej –mówiąc, że się ekspedientka uśmiechała, coś mnie ukłuło w środku! Jakaś pindzia szczerzy się do niego?!  Popatrzyłam na niego, dłonią odwróciłam jego twarz w moją stroną i soczyście cmoknęłam w policzek.
-Dziękuję –nabrałam rumieńców, a on wydawał się troszkę zszokowany. Chyba się nie spodziewał?
Do domu wróciliśmy w pełnej śmiechu atmosferze. Stwierdzam, że ma on ogromne poczucie humoru i potrafi śmiać się z siebie. Podwiózł mnie i wrócił szybko do swojego domu po torbę treningową.

W poniedziałek i wtorek również odwiedziłam bełchatowskiego fizjoterapeutę. Z moim kolanem ja i całą nogą było prawie wszystko w porządku. Wiadome, że nie powinnam nadmiernie jej obciążać. W tym tygodniu nie wracam już do pracy. Od czwartku jak to w szkołach jest wolne przed świętami. W piątek jadę do Pabianic na Wielkanoc. Jak to co roku bywa śniadanie spędzimy w korzennym towarzystwie a po południu wielkie spotkanie rodzinne, za którym nie przepadam, bo wtedy wszystkie ciocie pytają  o moje jakże „bogate” życie prywatne.
Wczoraj odwiedziła mnie Aneta, nie zobaczymy się już przed świętami, więc życzyłam jej spokojnego śniadania.  W Pabianicach wreszcie spotkam się z moją Alusią. Śląsk nie jest na końcu świata, ale za często to ona nie przyjeżdża. W sumie, aż tak bardzo się jej nie dziwię. W piątek ma zajęcia do 16 a w poniedziałki zaczyna od 10, także nie ma za wiele wolnego czasu. A jeśli ma przyjechać w sobotę czy nawet w piątek w nocy i wracać w niedzielę to nie ma większego sensu.
Bełchatowscy siatkarze dzisiaj wieczorem wyjeżdżają do stolicy województwa kujawsko-pomorskiego.
Wzięłam się za  małe porządki w mieszkaniu. Zrobiłam pranie, wyczyściłam na błysk kuchnię i salon. W sypialni też starłam kurze. Miałam wchodzić już do łazienki, żeby wyciągnąć wyprane ubrania i rozwiesić na suszarce, tylko jak to mam w mniemaniu –dzwonek przerwał tą arcyważną pracę.
-Cześć –od razu wkradł się uśmiech na moje usta
-A ty nie powinieneś się zbierać do wyjazdu do Bydgoszczy? –przyjmujący wszedł za mną do środka
-Spakowany jestem, mam jeszcze ponad godzinę czasu, a nie mógłbym jechać bez złożenia tobie życzeń świątecznych –kąciki naszych ust podniosły się ku górze. Przeszliśmy do kuchni, gdzie jest nam najwygodniej. Bartek zna już moje mieszkanie,  także mu obojętne. Za to ja w przeciwieństwie do niego to w jego lokum byłam raptem trzy razy. Nieważne, kto ile razy był u kogo.   Zrobiłam nam herbatę, postawiłam na stole wafelki kakaowe i również dosiadłam się.  Po jakiś 40 minutach mój przyjaciel zaczął się zbierać. Przed 19 mieli wyjeżdżać a już dochodziła  18.
-Z racji, że miniemy się przed świętami, bo wracamy w piątek wieczór, chcę ci życzyć wesołych, spokojnych i spędzonych z bliskim świąt –mówił ciepłym głosem ciągle patrząc na mnie.
-Dziękuję. Tobie również takich samych życzę, i żebyś jeszcze mimo krótkiego odpoczynku nabrał sił na decydujące starcie z Kisielowcami. –uśmiechnął się na ostatnie słowo.
-Tutaj Zajączek coś podrzucił dla ciebie –wyciągnął z kieszeni bluzy małe pudełeczko z kokardką. Nieświadoma rzuciłam się na nie, wpatrując się w niego otworzyłam wierzchnią część. Moim oczom ukazały się piękne, małe, błyszczące, złote kolczyki! Prawie identyczne jak te, które przez przypadek wrzuciłam do umywalki podczas przygotowań do urodzin Dantego.
-Baaaartek, nie mogę ich przyjąć. Są piękne, ale ja wiem ile kosztują –zamknęłam wieczko i chciałam mu oddać, co mi uniemożliwiał.
-Ale to nie ja, tylko Zając –zawadiacko po raz kolejny się uśmiechnął. –Ja tylko jestem pośrednikiem
-Tylko, że ja nie mam nic dla ciebie –spuściłam wzrok i zaczęłam przyglądać się płytkom w kuchni, które jak nigdy wydawały się być interesujące.
-Posłuchaj  -chwycił mnie za podbródek i podniósł głowę do góry tak, żebym mogła patrzeć mu w oczy. –Ja zostałem pośrednikiem Zająca, a ciebie może w zimie Mikołaj odwiedzi jak komin przeczyścisz –wywołał tym uśmiech na mojej twarzy. Wspięłam się na palce mimo,  że byłam dość wysoka i swobodnie dosięgałam do jego twarzy bez większych problemów jednak, żeby go mocno przytulić lepiej mi było, gdy się podwyższyłam o te kilka centymetrów.
-Dziękuję! –przywarłam jeszcze do jego policzka
-Ajj, co ja z tobą mam. Mam nadzieję, że Zając chociaż miał gust –teraz znowu on mnie uwięził w niedźwiedzim uścisku.
-Miał, ale Bartuś chciałabym, żebyś tutaj został, tylko wydaje mi się, że autokar nie będzie na ciebie czekał?  -odszukał wzrokiem zegarek na ścianie i czym prędzej pognał przed halę.
-Trzymaj kciuki Jutka –wystawiłam w jego stronę obie ściśnięte dłonie.

Potyczka bełchatowsko-bydgoska zakończyła się remisem 1-1. I nadal nic nie wiemy bliżej kogo jest brązowy medal. Kolejne dwa spotkania grają w sobotę i niedzielę po świętach.
Ostatnie pakowanie, wrzucenie kilku ubrań do walizki i jadę do domu rodzinnego. A tam co? Mama z babcia krzątają się po kuchni. Moja praca polega na zrobieniu makowca i sernika. Później starcie kurzy w salonie, wyprasowanie obrusu i chyba tyle.
Wieczór kościół. Około 22 słyszę dźwięk smsa „Możesz podać swoją nazwę na skype? :)”. Szybko odpisuję „julita.fedko89”. Odpalam laptopa, loguję się a tam powiadomienie, że ‘Użytkownik kbartek.29 chce Cię przyjąć do grona znajomych. Zgadzasz się?’ akceptuję, dalej klikam gotowe i po paru minutach podrażnia moje uszy charakterystyczny sygnał łączącej rozmowy Skype.  Klikam na zieloną słuchawkę ‘Odbierz’ i moim oczom ukazuje się przyjmujący w białym t-shirt’cie z nadrukiem i o ile dobrze widzę to krótkie niebieskie spodnie. Na ustach ma przylepiony ogromny uśmiech obok niego na łóżku stoi miska z chipsami, a z drugiej strony mały jamnik.
Rozmawiamy o wszystkim i niczym, nie wiemy kiedy czas tak szybko mija i okazuje się, że minęła 1 w nocy. Zapomniałam o zmęczeniu dzisiejszym dniem. Pożegnałam się i szybko wpadłam pod kołdrę. Budzik ustawiłam na 8, w końcu wiele pracy przede mną jeszcze.
Zostałam mile zaskoczona wieloma telefonami od chłopaków z życzeniami. Niektórzy wysłali smsa albo na facebook’u złożyli.  Przyjaciele tez pamiętali. Ponad godzinę zajęło mi oddzwanianie lub odpisywanie, bo każdy jeszcze słowo zamienił.

Święta minęły bardzo rodzinnie, zdrowo i wesoło. Spędziłam trochę czasu z Wiktorem, którego w dom więcej nie ma niżeli jest. W drugi dzień świąt pojechał do Majii. Pati z Kacprem i Emilką też w pierwszy dzień byli. Ciocie były dość znośne, aż tak bardzo nie ingerowały w moje życie prywatne. Oczywiście nie odbyło się bez kilku uszczypliwych pytań, ale chyba w każdej rodzinie trafią się takie ciocie-klocie.
W święta zadzwonił Mateusz. Znowu wiercił temat jego spotkania z rocznikiem maturalnym. Prosił, wręcz błagał, żebym poszła z nim, a że ja dopiero ćwiczę asertywność to uległam. Jakoś wytrzymam  z nim ten jeden wieczór. Myślę, że mnie nie zje. Spotkanie odbywa się w czwartek zaraz po świętach. Zdziwiona byłam takim terminem, ale podobno nie było wolnego miejsca przez najbliższych kilka tygodni w weekend. Zjazd będzie w Łodzi, bo tutaj tez chodził do liceum. Ogólnie to on podejrzany. Pochodzi z Olsztyna a do ogólniaka do rodziny do Łodzi przyjechał jakby u siebie nie miał? Nie wiem. Dziwny człowiek.
Od środy wróciłam do pracy. Nie na długo bo raptem na dwa dni, bo w ten czwartek to spotkanie. Jak nie zabaluje pan Rączka zbyt długo to i może w piątek pójdę na późniejszą porę do pracy. Muszę przyznać, że zaległości do nadrobienia to mam sporo, ale dość żwawo mi idzie. Kurek chyba delikatnie obraził się na mnie, bo chciał mnie wyciągnąć na bilard w czwartkowy wieczór, a jak mu powiedziałam gdzie idę tak nagle zrobił się bardzo poważny.
-O której mam być po ciebie? –spytał mister Rączka wchodząc do mojej klitki w pracy
-Mówiłeś, że o 20 macie być, a do Łodzi znowu tak daleko nie jest. To bądź około 19.20.
-Dobrze, bądź gotowa. –a idź mi stąd! Nie widzisz, że pracuję? Gotowa to ja od 24 lat jestem! –pomyślałam w duchu. Parę minut po 15 wróciłam do domu. Wzięłam ciepły prysznic, umyłam włosy. Wysuszyłam, na prostownicy zrobiłam delikatne loki, które opanowałam jak się robi. Podczas świąt pożyczyłam od Ali białą, koronkową sukienkę. Zrobiłam makijaż będąc jeszcze w szlafroku. Założyłam rajstopy, kolczyki, które dostałam od Bartka, sukienkę i niewysokie szpilki koloru beżowego. Do tego podobnego koloru kopertówka. Płaszcz i jestem gotowa. Rączka pojawił się dokładnie z umówionym czasem. Z powodu korków parę minut po 20 pojawiliśmy się w wyznaczonym miejscu zabawy. Mateusz przywitał się ze znajomymi z czasów szkolnych. Mnie przedstawił jako „dziewczynę”! Co mi się od razu nie spodobało! Wzięłam go na słówko, ale zlekceważył moje uwagi. Jaki to jest uciążliwy człowiek! Jeszcze każdą kolejkę wysoko procentowych trunków musi spożyć! Ja raczę się jedynie sokiem pomarańczowym bez wkładki i szukam osoby skorej do rozmowy ze mną. Boże! Bartek zamień się  z nim! Nie no, wytrzymam jakoś ten wieczór. Muszę.
                                                                                                                                                      

Witam, moje Kochane :*
Troszeczkę przyspieszyłam. Jedna osoba stwierdziła, że cytuję: „Mega nudne…”. Przepraszam, że musiałaś/eś  tak zmitrężyć te kilka minut na czytanie. Mam nadzieję, że są tacy, którym umilę czas, gdy nie mają co z nim zrobić i zbytnio nie zanudzę?:)
Miała być piękna majówka, a w mojej Małopolsce cały dzień pada + burze.
Myślałam, że będę na bieżąco z Waszymi historiami, a tutaj znów ‘atak’ nowych rozdziałów :) Postaram się w miarę możliwości nadrabiać.
Widzimy się tutaj w przyszły weekend.
Maturzystki! Bywają tutaj jakieś? Trzymam kciuki! Pamiętajcie "Matura to bzdura" :D (powiedziała ta, która ma to już za sobą ;p)
Ściskam Was mocno! ;*  


15 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. kurde czemu oni nie są razem? świetny post i wgl nie nudny
    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oo, te wszystkie prezenty. Coś musi z tego być. Ha, z tego coś będzie.;d
    No, ale niech się trochę pomęczą, JEŚLI W OGÓLE mają być ze sobą .
    Mateusz przedstawił ją jako swoją dziewczynę, ciekawie się robi, ciekawie.;)
    Rozdział wcale nudny nie jest! Mi tam się podoba.;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak komuś nudno to niech idzie ziemniaki obierać :D
    Lubie tą Twoją bohaterkę :D

    OdpowiedzUsuń
  5. No to Bartek się postarał z tym prezentem od zajączka ;) Wszystko ładnie pięknie i w ogóle, ale kiedy on przystąpi do ataku? :D Bo jak na razie to zachowuje się bardziej jak przyjaciel ;) Widać, że mu na niej zależy, ale jak tak dalej będzie to przyjaciółmi zostaną :)
    No cóż żeby było pięć burz w ciągu dnia to przesada, ale cóż takiej atrakcji nie mieliśmy dawno^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Bartek zazdrosny!! oo tak a te buziaki to chyba początek czegoś tak na poważnie :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja to bym chętnie takie kolczyki od zająca dostała. A że nie mam przekłutych uszu to drobny szczegół ^^
    Swoją drogą, Julita zaczyna powoli rościć sobie prawa do Bartka- ta zazdrość, rozmowy na skajpaju... Czekam aż któreś zrobi pierwszy krok i nada nowy kierunek ich znajomości.
    Bynajmniej Mateusz nie powinien się wtrącać. I co on z jakąś "dziewczyną" wyjeżdża, hm? Nie zgadzam się! Julitka powinna mu przygadać do słuchu, no co on sobie wyobraża?! I tak się bardzo dziwię że się zgodziła na to spotkanie. Sytuacji nie zmienimy, ale mam nadzieję że dotrwa bez szwanku do końca.
    Nawet mi nie mów o burzach, bo u mnie od wczoraj jakieś niespotykane rzeczy się dzieją :o
    Ale w końcu ja też z Małopolski, więc łączę się w bólu. Niezła majówka, nie ma co -.-
    Na temat delikwenta już się wyraziłam, ale powiem jeszcze raz- gdzie ty widzisz nudę? Ha, nie widać, bo nie ma! :)
    Buźka, S. ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. ooo... Bartek tym razem w słodkim wydaniu. Bardzo słodkim.
    Świetny prezent jej dał. W ogóle świetny z niego chłopak. Widać, że coś do niej czuje ! I dobrze. :D Kocham te "parkę".
    NIENAWIDZĘ RĄCZKI. Facet jeszcze coś pewnie odwinie..
    Lubię to opowiadania i na pewno nie był ten rozdział nudny ! :D
    Pozdrawiam.. :d

    http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Jakie nudne!? Jakie nudne!? Jest świetnie!
    Bartek się stara^^ Ten cały Rączka działa mi na nerwy. I jeszcze z tą 'dziewczyną' wyskoczył. Mam nadzieję że Julita da mu wyraźnie do zrozumnia, żeby się odczepił.
    Niecierpliwie czekam na następny rozdział ;)
    A gdybyś miała ochotę to zapraszam do mnie:
    http://butmorethanfriends.blogspot.com/
    Pozdrawiam ;)) Pyśka

    OdpowiedzUsuń
  10. Nudne? No proszę Cię! Nie ma się co przejmować.
    Co do rozdział to: Bartuś w Twoim wydaniu coraz bardziej mi się podoba :D Jest taki słodki i ogólnie miły dla Julitki. Święta w rodzinnym gronie jak najbardziej ok. Jeśli chodzi o tego Rączkę to wkurza mnie i niech już sobie spada na drzewo! Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Dobra, to pewne! Nienawidzę tego Mateusza i weź mi go, niech spada, bo niepotrzebnie mnie tylko drażni. "Dziewczyna"?!! Kurde chyba go ostro pogięło i niech tylko Julita szybko go uświadomi, że ma nierówno pod sufitem, bo zaraz się jakaś nieprzyjemna sytuacja zadzieje.
    Bartek ale ma gest! Kolczyki, no no, szaleństwo i kurde! Julita robi się zazdrosna i o to chodzi! Może w końcu do niej dotrze, że powinna być z naszym cudownym przyjmującym, a nie się bawić z nim w jakieś podchody. Cudownym ANONIMKIEM się nie przejmuj, sama coś wiem o tych cudownych hejterkach. Ugh. Dziwne stworzenia. Nikt nikomu czytać nie każe. I nikt tu czasu nie marnuje, co Ty sobie wkręcasz kochana??:)
    Trzymaj się cieplutko, znowu się rozpisałam. Ech.
    Ściskam Cię mocno! :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Bartek taki kochany... <3 Podoba mi się jak go tu przedstawiasz ;)
    (pojawił się 2. rozdział nowej historii gdybyś miała ochotę zajrzeć 
    http://us-against-the-world-xx.blogspot.com/2013/05/2-sometimes-its-better-to-never-ask-why.html )
    pozdrawiam,
    K.

    OdpowiedzUsuń
  13. Bartuś - ideał faceta *__* widać, że mu zależy i nie odpuści!
    Zapraszam do mnie
    http://sport-to-zdrowie-ale-nie-zawodowy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Bratuś robi się zazdrosny o Dżulitkę ! ;D nienawidzę pana rączki, wkurza mnie tą swoją nachalnością ! Zachciało mu się podrywać Julitke lepiej niech spada na drzewo a Bartuś weźmie sprawy w swoje ręce i może go lekko nastraszyć. Komunikując niejakim mateuszowi iż Julitka nie jest zainteresowana jakimś przeciętnym i nachalnym nauczycielem, który przedstawia ją jako swoją dziewczynę chociaż prawda taka nie jest lecz woli siatkarze, który jest opiekuńczy i się jej nie narzuca ! Czekam na moment kiedy oboje (czyta. Julita i Bartek ) zrozumieją co się między nimi dzieje, przecież to widać na kilometr i może któreś z przyjaciół mogło by im pomoc to zauważyć ? ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Przez 5 ostatnich dni nadrabiałam powolutku całe opowiadanie, bardzo mi się spodobało ! :)
    Bartuś już coś zaczyna z zazdrością odstawiać mm.. może to i dobrze :)
    Jaki wkurzający jest ten Mateusz !!!
    Czekam na kolejny rozdział :)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń