czwartek, 19 września 2013

35.





Widok jaki zastałem sparaliżował mnie. Zamiast coś zrobić stałem jak kołek i patrzyłem niedowierzając. Minęło kilka sekund nim podbiegłem do leżącej na podłodze Julity. Zacząłem panikować, zapominając o jakiejkolwiek pierwszej pomocy. Uklęknąłem przed nią próbując obudzić. Delikatnie szarpałem za ramiona, bezskutecznie.
- Julisia! Kochanie, obudź się! - ze łzami w oczach błagałem klęcząc przed jej ciałem. Coś mnie otrzeźwiło, krew  dotarła do mózgu, by pomyśleć żeby wziąć ją do Sokala. - Ratunku! Nikola!!!
- Co się stało? - dziewczyna wpadła do pokoju.
- Dzwoń do naszego doktora, jest na sali. Szybko!
- Co jej się stało?
- Spostrzegawcza jesteś, nie ma co! Nie pierdol tylko dzwoń szybko! Julita straciła przytomność!
- To może byś jej nogi podniósł do góry ratowniku od siedmiu boleści. - wkurzony do granic możliwości, bezsilny wziąłem kruche ciałko mojej dziewczyny na ręce, by iść w stronę doktora. W połowie korytarza spotkałem się z Sokalem, a za nim z torbą biegł Andrzej.
- Wracaj z nią do pokoju! - pan Jan dał rozporządzenie, natychmiast zawróciłem. Położyłem jej delikatnie ciało na łóżku, lekarz kazał mi się odsunąć, bo więcej przeszkadzałem niż pomagałem. - Co jej się stało? Wiesz coś?
- Nie mam pojęcia. Gdy wszedłem do pokoju leżała na podłodze, a obok niej przewrócony karton z sokiem. - zdałem krótką relację.
- Panie doktorze, tutaj leży jakaś mucha. - detektyw Wrona patrzył na plamę na dywanie po soku.
- Mucha jak mucha, Andrzej robisz sensację. - nie zwracałem uwagi na wywody kolegi, jedynie liczyło się, żeby Jutka szybko otworzyła oczy.
- Nie! To jest osa albo pszczoła!
- Pokażcie. - obok nas znalazł się doktor. -Osa! Musiała ją użądlić. Natychmiast wstrzykujemy jej adrenalinę. Andrzej podaj torbę, nie ma na co czekać, bo nie wiemy w jakie miejsce ją użądliła, jak w przełyk to nie mamy dużo czasu żeby do obrzęku i uduszenia nie doszło. - chyba się przesłyszałem?! Co On gada?! Jakie uduszenie?!
- Doktorze, niech pan coś zrobi! Niech pan ją wybudzi! Błagam!
- Bartek uspokój się, zaraz odzyska przytomność.
Zaczęła się wybudzać. Najpierw głośno kaszlała, później otworzyła oczy. Obraz ją chyba raził, bo szybko zamknęła. Zaniepokojony brakiem odzewu z jej strony już wyrywałem się, by spytać Sokala co jest szybko odczytał moje intencje nakazując się uspokoić, i czekać chwileczkę.

***

Obraz przed oczami był strasznie niewyraźny, a zarazem bardzo jaskrawy. Kilka razy mrugnęłam oczami próbując wyostrzyć obraz. Spojrzałam na boki, i nie wiedziałam czy to sen jakiś czy mi się wydaje, że stoi przede mną doktor Sokal, Bartek i Andrzej?
- Naprawdę tutaj stoicie?
- Tak.
- Co pan tutaj robi? - spytałam reprezentacyjnego lekarza.
- Julita użądliła cię osa, straciłaś przytomność, nie przyszłaś na trening, i Bartek przyszedł po ciebie. Wezwali mnie, dałem ci zastrzyk i już powinno być dobrze. Słyszę, że mówisz ściszonym głosem, i ciężko oddychasz czyli musiał owad wpaść ci do soku, a ty nieświadomie przechyliłaś karton, a wtedy użądlił cię w okolice przełyku.
- Dziękuję. - niedowierzałam w słowa doktora Jana. Nigdy nie byłam uczulona, nigdy żadnych reakcji alergicznych nie miałam.
- Nie ma za co. Teraz leż.
- Ale ja powinnam dawno być na treningu.
- Masz odpocząć. Zabraniam ci dziś pracować! Słyszysz? - tak groźnego doktora to ja jeszcze nie wiedziałam, przytaknęłam mu dla uspokojenia.  - Później Bartek przyniesie Ci wapno, widzimy się jutro w pracy.
- Jeszcze raz bardzo panu dziękuję. - podałam mu rękę.
- Nie mi dziękuj. To on cię znalazł. - wskazał na Bartka, uśmiechnęłam się nikle. Cała trójka opuściła szybko pokój zostawiając mnie samą. Po kolacji każdy z chłopaków mnie odwiedził. Czułam się zupełnie jak w szpitalu, gdy nadeszła pora odwiedzin. Większymi lub mniejszymi grupkami wchodzili do mnie rozbawiając mnie do łez. Każdy do mnie zaglądnął prócz mojego chłopaka. Nawet trenerzy zapytali jak się czuję. Wzięłam piżamę i poszłam się myć.

- Co tutaj robisz? - na łóżku siedział Kurek trzymając w ręce plastikowy pojemnik.
- Przyniosłem ci wapno. Jak się czujesz?
- Już okej, dzięki. - wzięłam dwie tabletki musujące rozpuściłam w połowie szklanki wody mineralnej. Siatkarz nie odzywał się nic, tylko śledził każdy mój ruch. - Nie idziesz spać? - przerwałam ciszę.
- Andrea powiedział żebym dzisiaj został z tobą.
- Co ty gadasz? - szerzej otworzyłam oczy. Ja rozumiem, że mogłam o mało zejść z tego świata, gdyby nikt nie przyszedł popołudniu do mnie, ale żeby sami zaproponowali, że mamy razem spać?! Jeśli Bielecki wie o tym, i nie zabronił to chyba go aż polubię! - No to skoro tak, to chodź kładź się.
- Julita, nie wyobrażasz sobie, jak bardzo bałem się o ciebie. - mocno mnie objął, jak gdyby bojąc się, że zaraz gdzieś ucieknę. - Napędziłaś mi strachu. - schował swój nos w moich włosach.
- Przepraszam, ale ja nie wiedziałam… - nie dał mi dokończyć. 
- To nie twoja wina, każdemu mogła się trafić tak niefortunna przygoda. Przez te kilka minut, gdy byłaś nieprzytomna wariowałem, i traciłem racjonalne myślenie. Kocham cię jak wariat, i boję straty. - ostatnie zdanie wypowiedział już szeptem.
- Bartek, bo się zaraz popłaczę. - głos mi się łamał. - Nie chciałam żeby tak się stało. Też cię bardzo kocham. - mocnym pocałunkiem zapieczętowałam końcowe słowa. Schowana pod kołdrą, z głową ukrytą w zagłębieniu jego ramienia pogrążyłam się we śnie.

Kolejnego dnia czułam się już dobrze. Zeszliśmy razem na śniadanie po drodze zbierając się w grupkę. Dzisiaj królowała jajecznica  ze szpinakiem, jednak mój przełyk nie był w idealnym stanie, żeby jeść gorące potrawy dlatego też poprosiłam panie z kuchni o serek topiony plus ogórek. Również nie posmakowałam kawy, a jedynie sok mandarynkowy.
- Julita jak się czujesz? - spytał Krzyś z nieodłącznym elementem w ręce.
- Dobrze, tylko błagam nie nagrywaj mnie jak jem.
- Nie chcesz żeby fani polskiej siatkówki zobaczyli co jadasz na śniadanie? - nadal z włączoną kamera krążył wokół stołu.
- Myślę, że nie będą w pełni usatysfakcjonowani widząc co jem, i w ogóle patrząc na mnie. Dlatego teraz ja przechwycę ten nowoczesny sprzęt i pokażę państwu co jada libero reprezentacji Polski na śniadanie. - wyszczerzyłam się do kamery, i zabrałam mu ją z rąk bez większych ceregieli. Przeszłam całą stołówkę wzdłuż i wszerz nagrywając każdego z chłopaków. Wiem, że to jest ekstra gratka dla kibiców, którzy śledzą życie siatkarzy „od kuchni”. Sama wcześniej oglądałam w internecie filmiki autorstwa Ignaczaka.
Po obfitym śniadaniu jak zwykle mamy kwadrans na wyjście z pokoi, gdy wyszłam na korytarz i miałam już otworzyć drzwi do pokoju Miśka z Ziomkiem zawołał mnie Andrea. Posłusznie poszłam z nim do jego lokum, które zajmował w spalskim grodzie. Sprawił mi niewyobrażalną radość podarowując reprezentacyjną najnowszą bluzę.
Nie wiele myśląc przytuliłam trenera, po chwili powracający rozum się odezwał co ja robię? Oblałam się rumieńcem i po raz ostatni dziękując wyszłam z pokoju.
Zeszłam do hollu, bluzę wyciągnęłam z folii i założyłam na siebie przeglądając się w lustrze. Bardzo podobała mi się ta bluza, jednak dostała się tylko chłopakom. Bartkowa była na mnie dużo za duża, ale i tak często ją zakładałam. Teraz dostałam najmniejszy rozmiar jaki produkują. Nie wiem czym wkupiłam się w łaski trenera? Bardzo go lubię, jak się okazuje ze wzajemnością. Największą radość sprawił mi, gdy nazwał mnie córką. Zawsze uśmiechnięty, miły, z dobrą radą. Idealny szkoleniowiec.
- Co się tak przeglądasz? - pojawił się obok mnie Fabian.
- Patrz co mam na sobie? - zaczęłam się prężyć przed nim.
- Bluzę? - spytał retorycznie.
- No tak. Ale patrz jaką! Tą waszą najnowszą, najfajniejszą! - nadal byłam podekscytowana. Czerwony kaptur świetnie komponował się z czarnym kolorem. Wstawka ze stójką plus kawałek zabarwionego zamka genialnie zaprojektowany.
- Kobiety… - westchnął zrezygnowany.
Po zakończonym piątkowym treningu nastał upragniony weekend. Mój samochód stał na parkingu, ponieważ później dojechałam na zgrupowanie, a z racji tego bezpośrednio mogliśmy wracać nie czekając aż ktoś po nas przyjedzie.
- Andrzej jedziesz z nami?
- Nie, dzięki. Ja do Bydgoszczy jeszcze.
- Pozdrów Tercię. - uścisnęłam go na pożegnanie.
- Julitka, mogę zabrać się z wami do Bełka? - przepasany torbą Zatorski wyszedł z ośrodka.
- Jasne. A nie wiesz czy reszta ma zamiar dziś stąd wyjechać?
- Myślę, że dzisiaj. - roześmiał się. Korzystając, że jesteśmy sami nie mogłabym sobie wybaczyć, gdybym nie podpytała Pawełka o stosunki z Alą.
- Co tam u Ali? Nie odzywała się do mnie w tym tygodniu. - zaczęłam prowokująco.
- Hahaha ściemniaro ty jedna! A kto z nią wczoraj przez skype gadał? - oskarżycielsko popatrzył na mnie.
- Eee Yyy Bartek nie ja! - wyszczerzyłam się zdradzając swoje zamiary.
- A nie możesz po prostu zapytać jak się mamy?
- Mogłabym, ale wtedy wyszłabym na strasznie ciekawską.
- I tak wyszłaś. - znowu nieodłączny element pawłowej mimiki w postaci uśmiechu. - Dobrze u nas. Przynajmniej tak myślę. Nie jestem zbyt nachalny, a ona odbiera, że ją olewam co nie jest prawdą. Ładnie nas wrobiłaś zostawiając u siebie w domu samych, także była okazja do szczerej rozmowy, i polepszenia stosunków.
- To się cieszę. Obiecaj, mi tylko, że nie skrzywdzisz Ali, bo tego ci nie wybaczę.
- Obiecuję mediatorze. - śmiech Zatorka udzielił się również i mnie.
Wczesnym wieczorem wróciliśmy do swoich domów. Zostawiłam Bartka w jego mieszkaniu, a sama podjechałam do Pabianic pokazać się mamie. Kilka dni mnie nie widziała, więc co dzień przypominała, że mam ją odwiedzić.
- Co tam u Wiktora? Mai? Dawno ich nie widziałam. - zrobiłam mały wywiad środowiskowy.
- Wiktor bardzo dużo teraz lata, bo wiesz jak to w lecie dużo czarterowych lotów. Maja również zwiększyła ilości lotów. Obiecali pojawić się na wrześniowym Memoriale.
- Co? Oni na meczu?
- Kochanie, mając w przyszłości takiego zięcia czy szwagra zobowiązuje do czegoś. - popatrzyłam na nią krzywo.
- Mamo, daj spokój. Nie chcą niech się nie zmuszają.
- Oj tam. Jeśli chcemy to dlaczego nie?
- Okej. A to ty z tatą też? - oczy o mało wyskoczyć mi chciały.
- Tak. Już mamy bilety.
- Koniec świata. Chociaż ty mnie nie dziwisz, w końcu jak byłam mniejsza chodziłaś z nami na mecze, ale tata?!
- Przecież Jurek oglądał mecze w telewizji zawsze, gdy miał okazje. Ma taka pracę, że nie zawsze może być ze wszystkim na bieżąco.
Posiedziałam jeszcze chwilę, kolejna okazja do zobaczenia będzie chyba na Memoriale. W przyszłym tygodniu lecimy do Serbii na sparingowe mecze, a później już Płock.


- Bartuś. - siadłam obok niego na kanapie, gdy przeglądał coś w Internecie. Nie przerywając buszowania wydał dźwięk w oczekiwaniu na kontynuację mojej wypowiedzi. - Chodź już spać.
- Jest dopiero 22. Jutka, to nie Spała. Jutro możemy spać do której chcemy. - przeniósł wzrok na mnie szczerze się uśmiechając.
- No właśnie nie bardzo. Zabieram cię gdzieś, i wcześnie musimy wstać. Tylko błagam nie pytaj, bo i tak ci nie powiem. - zamknęłam mu usta pocałunkiem.
Bartek jeszcze nie wie jaki prezent wymyśliłam na jego dwudzieste piąte urodziny. Mimo, że był sceptycznie nastawiony co do lotu akrobacyjnego tak lot balonem myślę, że mu się spodoba. Tym razem będę z nim, żadnych ekstrawagancji w powietrzu nie będzie tylko podziwianie krajobrazu gór z około tysiąca metrów nad ziemią. Chciałabym, żebyśmy w okolicach piątej wyjechali, ponieważ droga do Zakpanego może być zatłoczona w sobotę wakacyjną.
- Ubierz się wygodnie, a buty najlepiej sportowe załóż. - zaspany wielkolud szukał w torbie ubrań.
- Gdzie ty mnie zabierasz? 
- Dowiesz się niedługo. - ubrałam legginsy, koszulę w kratkę i trampki. Z szafki wyciągnęłam mały czarny plecak do którego wrzuciłam dokumenty, aparat i wodę. Do auta wrzuciłam kurtki chroniące przed deszczem, gdyby pogoda diametralnie się zmieniła. Sprawdziłam jeszcze  wzrokiem po mieszkaniu czy wszystko wzięłam łącznie z płytą.

- Znowu lotnisko? - zniesmaczony grymasił, gdy zatrzymaliśmy się na parkingu zakopiańskiego, sportowego lotniska.
- Spokojnie, żadnych męczarni nie będziesz przeżywał. Zaufaj mi. - opuściliśmy samochód, weszliśmy na teren lotniska. Znalazłam pana Czesława, z którym uzgadniałam wszystko telefonicznie, i który to został naszym pilotem i przewodnikiem w powietrzu. Krótko wyjaśnił nam na czym polega cały lot. Ogólnie krótko mówiąc jest to bezpieczna przygoda niewymagająca specjalnej odwagi.  Z pomocą stopnia weszliśmy do kosza balonu. Po kilku minutach odbiliśmy się od ziemi unosząc się coraz wyżej. Widok z powietrza na zielone pastwiska, góry, panoramę Zakopanego genialny! Temperatura na górze zbliżona do tej na ziemi, wiatr też niewielki. Pan Czesio zrobił nam kilka pamiątkowych zdjęć. Bartek był bardzo zadowolony, żadnych nerwów, pełen luz. Po blisko dwóch godzinach lotu wylądowaliśmy na ziemi. Podziękowaliśmy za opiekę, i poszliśmy w stronę auta. Będąc w Zakopanym nie moglibyśmy nie pojechać do Centrum. Korzystając z uroków końca lata przechadzaliśmy się po Krupówkach.
- Kochanie podobał się lot balonem? - spytałam po chwili milczenia.
- Bardzo. Jak wpadłaś na taki pomysł?
- Musiałeś zapamiętać swoje dwudzieste piąte urodziny. Do podniebnego lotu mam coś jeszcze tym razem przyziemnego. - z każdym moim słowem szerzej otwierał usta. Wygrzebałam z plecaka najnowszą płytę Peji, której nie zdążył kupić. W środku znajdował się bilet na koncert rapera w łódzkiej Atlas Arenie, który odbędzie się dopiero 13 października. - Bartuś, wszystkiego najlepszego. Życzę ci spełnienia w siatkówce, zdrowia i szczęścia. Reszta się ułoży. - wspięłam się na palce, gdyż w trampkach brakowało mi kilku centymetrów żebym mogła swobodnie dostać się do jego ust mimo, że byłam dość wysoka.  Chwilę później nie czułam już podłoża pod nogami, ponieważ znajdowałam się jakiś metr nad ziemią w jego objęciach.
- Ty jesteś moim szczęściem. Dziękuję za prezenty, ale nie musiałaś, bo ty jesteś najlepszym prezentem jaki mogłem dostać od losu. Kocham cię Julitka. - ujęłam jego twarz w dłonie, policzek lekko gładziłam kciukiem jednocześnie zatapiając się w błękicie bartkowych tęczówek.
- Otwórz tą płytę. - nakazałam, gdy postawił mnie na ziemi. Gdy znalazł bilet, wydał okrzyk zachwytu. Poinstruowałam go, że na koncercie nie będzie osamotniony, ponieważ wybiera się też Andrzej terescyn. Mnie taka muzyka nie porywa, a oni jeśli ją lubią niech idą i dobrze się bawią.
Korzystając na tym, iż dzień się jeszcze nie skończył, zorganizowaliśmy sobie małą wycieczkę do Jaskini Mroźnej. Odstawiliśmy samochód na parkingu i spacerkiem po malowniczej Dolinie Kościeliskiej, gdzie czuć było czyste powietrze, dotarliśmy na miejsce. Tyle górskich krajobrazów, jakich sobie zafundowaliśmy, nie miałam w życiu. Niestety nie pomyśleliśmy o pewnej bardzo ważnej kwestii. Jak to w jaskiniach, trafiają się różne przejścia, raz większe, raz mniejsze. To z tymi ostatnimi był największy problem i najwięcej śmiechu dla mnie, gdy Bartek ledwo się przeciskał na czworaka. Ortalionowa kurtka okazała się zbawienna, na te wilgotne przeprawy. Powoli zeszliśmy na dół do Doliny. Sprzedałam Kurkowi swój podręczny plecak i trzymając się za ręce szliśmy w drogę powrotną. Zahaczyliśmy o bacówkę, gdzie można było znaleźć oscypki z prawdziwego, owczego mleka, a nie to, co w sklepach, czy nawet na Krupówkach. Jako, że nie było nam jeszcze dość atrakcji, podjechaliśmy pod Morskie Oko, by dopełnić oczom uciechę na długi czas.
- Julisia, co powiesz gdybyśmy zostali tutaj na noc? - zapytał, gdy wsiadaliśmy do auta, by wracać już do domu.
- W samochodzie? Nie, dzięki. - roześmiał się razem ze mną.
- Poszukamy jakiegoś pokoju. Już się ściemnia zanim wrócimy do domu wręcz północ będzie dochodzić. Co powiesz na jutrzejszy powrót?
- Ale nie mam bielizny na zmianę, ubrań. - jęknęłam.
- To jedziemy kupić ci majtki, chociaż nie wiem po co. - poruszył brwiami, zawadiacko się śmiejąc.
- Bartek! Weźmiemy dwa pojedyncze pokoje i przestaniesz tak się śmiać.
- Zapomnij o samotnym spaniu dzisiaj kochanie. - głośniej wciągnęłam powietrze.
Po drodze zatrzymaliśmy się w jakimś miejscowym sklepie odzieżowym, szybko kupiłam koszulki, spodenki i bieliznę na jutrzejszy dzień dla nas. Znaleźliśmy pensjonat, w którym wynajęliśmy ku uciesze Bartka wspólny pokój. Wieczór wybraliśmy się na kolację do typowej góralskiej Karczmy, gdzie rodowici Górale przygrywali na instrumentach strunowych umilając czas biesiadnikom. Ku mojemu zaskoczeniu mój ukochany zamówił sobie barana. Na samą myśl żołądek podchodził mi do gardła, ale co będę komuś żałować takiej strawy.
                                                                                                                                                               

Cześć :) 
Zastanawiam się, dlaczego nikt nie zaproponował, że może Julita z jakimś innym facetem została przyłapana w pokoju?;> Część dobrze myślała, nikt celnie nie trafił. Przepraszam za nieporadne pisanie myślami Bartka, jednak nie bardzo umiem się wpasować w męski punkt widzenia.
Rozdział koniecznie z dedykacją Happci ;* . Gdyby nie ona, nie byłoby czołgającego Bartka w jaskini.
I S., bo jakaś smutna ostatnio :(    ;*
Ściskam ;*

20. 09 - Jedziem z tym koksem! ME! Będzie medal? Na pewno będzie walka.

16 komentarzy:

  1. Świetny dobrze, że w porę Bartek przyszedł do pokoju. Nie złą niespodziankę Julita zrobiła dla Bartka. Oby już nie było kłótni między nimi

    OdpowiedzUsuń
  2. piękny blog i świetne posty <3
    agrestaco6.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Bohater Bartuś I obecny ;D
    Też bym sobie tak poleciała balonem !
    <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Super;) A jeśli chodzi o medal ,, Wiara czyni cuda, więc wierzmy, że się uda''

    OdpowiedzUsuń
  5. hAHAHA, spodziewałam się wszystkiego, ale nie urządlenia osy !
    Nastraszyłaś mnie, kobito ! :D
    hahha xd
    Nie no - urodzinki nieziemskie. Lot balonem plus płyta i bilety na koncert ulubionego rapera. No baja ! :D
    boski !
    czekam na nn ! :D
    zapraszam do mnie:
    http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/
    http://love-is-a-contradiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. masz plusa za Edytkę Bartosiewicz na samym początku ! :D

      Usuń
  6. Przede wszystkim- Ostatni. Piosenka która wywołuje u mnie łzy wzruszenia za każdym razem gdy jej słucham. Dziękuję :*
    A więc to osa zwaliła z nóg Julitę. Dobrze, że Bartek zdążył na czas, bo przecież to był przełyk, jeszcze chwila i mogłaby się udusić. Szybka reakcja sztabu medycznego i odratowali nszą fizjo. Na koniec takie wspaniałe chwile spędzone w Zakopanem :) Ja to bym zjadła takiego barana, musiał być pyszny. Julita się postarała- płyta i bilety dla solenizanta a do tego ten wyjazd... Będzie co wspominać :)
    Będzie medal!
    S. :*

    OdpowiedzUsuń
  7. A jednak osa. Ale gdyby nie Wrona to by nie wiedzieli, co jej się stało. No i Bartek też dobrze, że się pojawił. Świetny prezent na urodziny. Nie pogardziłabym taką niespodzianką, a najbardziej biletem :D to w Zakopanem musiało nieźle wyglądać, jak Kuraś musiał się schylać :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie mogę z tych ostatnich scen, które akurat bardzo dobrze znam Nie ma to jak baran dla naszego mięsnego żarłoka. :P
    A tak w ogóle, to myślałam, że skończy się na omdleniach, a tu jakaś pieprzona osa... ;/ No siedziałam jak na szpilkach i czytałam to, a reakcja strasznie przejmującego się wszystkim Bartka mnie rozczuliła, choć to normalne, gdy się kogoś kocha, to się najzwyczajniej w świecie o tę osobę martwi. ;)
    Bluzy *.* Wymieniłaś to, na co mamy ostatnio fazę :D Sama bym się cieszyła z takowego prezentu, jeszcze od AA :D
    No nic Misia, dziękuję za dedyk ;* i czołgającego się Bartka <3
    Buziaki, Happ ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Wronka jaki mądrala i super! Przynajmniej mogli się szybko zorientować, co stało się Jutce. Ale szczerze? Bartek zachował się jak ciapa, zamiast coś zrobić, nie mógł się ogarnąć, ciamajda z niego wyszła:)
    Ale na końcu tak pięknie zapewnił ją o swojej miłości i o tym, że nie wyobraża sobie bez niej życia, że wszystko mu wybaczyłam, o!
    ściskam! :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Matko nigdy bym nie powiedziała, że powodem braku Julity będzie ugryzienie przez owada w barwach Skry. Bartek trochę za bardzo panikował zamiast po prostu pobiec po pomoc. Jednak pewnie i ja widząc bliską osobę bez oznak przytomnośći nie umiałabym pomóc, bo w panice wszystko bym zapomniała. Jednak dobrze, że szybko znaleźli przyczyne i pomogli zanim stałoby się coś znacznie gorszego.
    Lot balonem to bym sobie sama kiedyś zafundowała, ale póki co to ja muszę pracę znaleźć^^
    Zakopane to bardzo urokliwy zakątek Polski więc całkiem fajnie i intensywnie spędzili dzień.
    Matko jaki beznadziejny komentarz :/ Jakoś ja i blogi po długim weekendzie bez nich nie grają ze mną tylko przeciwko mnie :D
    pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. No jakoś powoli docieram wszędzie ;)
    Tylko znowu coś z szablonem u mnie źle... Znowu nie widzę wszystkiego.
    Dziś więcej nie napiszę, bo mam za dużo na głowie, ale następnym razem będzie mnie tu więcej ;)
    Pozdrawiam,
    Dzuzeppe ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. Jaaaaaa, jesteś świetna ♥ uwielbiam nadrabiać Twoje rozdziały, bo pochłaniają mnie w całości! ;D
    A cukierkowa miłość Kurka mnie przeraża, ale strasznie pozytywnie! :D
    Powodzenia w dalszym tworzeniu i oby do szybkiego! ;))

    OdpowiedzUsuń
  13. Przeczytałam twojego bloga i bardzo mi się spodobał :) będę go często odwiedzać i komentować :)

    Pozdrawiam C.

    OdpowiedzUsuń
  14. Na twojego bloga trafiłam dwa dni temu i szybko zabrałam się do czytania, co nie zajęło mi dość dużo czasu, co spowodowane jest tym, że piszesz fantastycznie !! :)
    Już uwielbiam twojego bloga i czekam z niecierpliwością na kolejne części :D

    Pozdrawiam,
    MalinowaSłodycz :*

    OdpowiedzUsuń