Pierwsze dni
pobytu w Szwecji nie do końca napawały mnie optymizmem. Ogrom wiedzy, który
musimy przyswoić jest naprawdę kolosalny. Ten kurs zupełnie różni się od tych w
których miałam okazję uczestniczyć lub słyszałam z opowieści znajomych. W sumie
jest nas 20 osób. 4 z Niemiec, 5 ze Szwecji, 3 z Francji, 2 z Włoch, 2 z Rosji,
jeden Czech, Norweg, Irlandka i ja. Wszystkie zajęcia prowadzone są w języku
angielskim. Na początku mieliśmy test sprawdzający poziom języka czy nadajemy
się do uczestnictwa w tym projekcie mimo, że przed zgłoszeniem naszych
kandydatur wszystkie dokumenty były dostarczone potwierdzające nasze
kwalifikacje. Średnio co drugi dzień mamy testy sprawdzające przyswajaną
wiedzę. Naprawdę jest ciężko, momentami gorzej niż na sesji studenckiej.
Zajęcia mamy raptem 100 metrów od miejsca zakwaterowania. Pokoje w których
śpimy dość schludne, jak gdyby przedpokój połączony z sypialnią. Każdy ma
osobny pokój, łazienka na dwie osoby, a kuchnia na cztery. Zakolegowałam się z
Noelem z Francji i włoszką Mią z którą dzielę łazienkę, więc jesteśmy najbliżej
siebie. Reszta również jest w porządku. W czwartek po zajęciach wybraliśmy na
miasto w celu integracji za
przewodnictwem Gracey, Jenifer i Ryana, którzy na co dzień mieszkają na
obrzeżach Sztokholmu.
Dzisiaj
umówiłam się z Bartkiem na wieczorną rozmowę za pośrednictwem komunikatora
skype. W czasie, gdy wiem, że ma jeszcze trening idę do kuchni przygotować coś
do jedzenia dla siebie, Mii i Pedro, który ma dwie lewe ręce i na zmianę go
karmimy. Z produktów, które znajdują się na drugiej półce lodówki uczty nie
zrobię, ale szybkie zapiekanki z szynką i serem jak najbardziej. Z kubkiem
herbaty wracam do pokoju. Wyciągam z szafy piżamę i jeszcze przed połączeniem
pędzę wziąć prysznic. Sygnał puszczony na komórkę oznacza, że w jednym z
mieszkań w Bełchatowie uruchamiany jest tablet.
- Witaj
Bartuś. - uśmiecham się i macham ręką na powitanie widząc jego postać.
- Cześć
Jutka. - odwzajemnia gesty.
- Jezu, w
końcu mogę do kogoś mówić po polsku.
- Raptem
rano rozmawialiśmy. - śmieje się.
- Ale kilka
minut. Uwierz, że słuchanie większą część dnia jedynie angielskiego może
zawrócić w głowie, a później to już zupełna mieszanka jak każdy zaczyna gadać w
swoim ojczystym.
- Ciężko?
- Trochę
tak. Szczerze mówiąc nie wyobrażałam sobie takiego tempa, sprawdzania ile
zapamiętujemy.
- Wygryziesz
Olka z reprezentacji jeszcze.
- To mi nie
grozi na pewno. Ale będę mogła bardziej zadbać o twoje plecki po powrocie. -
przygryzam wargę co zauważa mimo nienajlepszej jakości obrazu.
- Julita. -
przeciąga. - Nie kuś, bo i tak cię nie ma obok mnie.
- A szkoda.
- przykładam palce do ekranu przejeżdżając po konturach jego twarzy.
- Damy radę!
Co dzień bliżej do powrotu.
- Jeszcze
długo. - markotnieję. Rozbawia mnie anegdotkami dotyczącymi chłopaków i ich
szalonych pomysłów.
- I
wyobrażasz sobie, że będziesz częścią tego teamu?
- Próbuję.
- A właśnie
Jutka miałem dzwonić, ale nie chciałem ci przeszkadzać. Mogę skorzystać z
twojego laptopa? Bo na tablecie nie mogę wszystkiego zrobić.
- Jasne, nie
musiałeś pytać.
- Musiałem,
bo tylko ty znasz hasło.
- Aaa, hasło
to… jak myślisz?
- Nie wiem?
Nie sądzę, żebyś była narcyzem i dawała swoje imię, moje też nie, prawda?
- A co
próbowałeś? - droczę się z nim. - Wpisz Emilka z włączonym caps lock. Tylko
wiesz, że on będzie ci się długo włączał.
- Wiem, aż
tak mi się nie spieszy. Rozmawiam z tobą, więc ma trochę czasu. - opowiada mi
co się w Bełchatowie dzieje, chociaż za wiele nowinek nie ma dla mnie. Ja znowu
opowiadam o nowo poznanych osobach tutaj, o Emilce do której wczoraj dzwoniłam.
Rozmowa trwa w najlepsze, a czas nieubłaganie szybko mija, zdecydowanie za
szybko. Zegar w dolnym pasku po prawej
stronie wskazuje już grubo po północy. Oboje nas czeka ciężki dzień, ciężki
tydzień. Jutro bełchatowianie ruszają do Rzeszowa, a prosto z Podkarpacia do
Włoch na spotkanie w ramach Ligi Mistrzów z miejscowym Trentino.
Weekend
pracowity właściwie to nie wiem kiedy minęły te dni. Od 8 do 13 wykłady, od 15
do 19 ćwiczenia. Podzieleni jesteśmy na cztery grupy. Moim opiekunem jest Uwe
Hallman doświadczony terapeuta, instruktor terapii sportowej, który przez kilka
lat pracował także w Polsce, jednak w klubach koszykarskich. W niedzielę mamy
wolne popołudnie, udaje mi się znaleźć transmisję internetową z meczu Skra -
Resovia i mimo, że ciągle się zacina śledzę poczynania chłopaków i z całych sił
kibicuję moim ulubieńcom. Po dwóch godzinach zwycięsko z boiska schodzą
Bełchatowianie. Wysyłam smsa do Bartka gratulując, co zawsze robie, gdy mnie
nie ma na meczu.
W poniedziałek
kończymy ćwiczenia dość wcześnie, bo już o 17 i wybieramy się ekipą do
pobliskiego baru, by trochę się odmóżdżyć.
Podnoszę
ciężkie powieki, rękę wyciągam spod kołdry poszukując telefonu. W końcu go
znajduję pod poduszką i po zerknięciu na ekran wyskakuję z łóżka jak poparzona.
Ubieram najbliżej leżące spodnie, koszulę w kratkę, w pośpiechu wrzucam zeszyt
do torebki, botki wciągam na stopy i z kurtką w ręce zamykam pokój biegnąc do sali
wykładowej. Dzisiaj mowę prowadzi doktor
Eva Baar dotyczącą stawiania diagnozy, leczenia, rehabilitacji i udzielania
porad zapobiegających urazom barku i kończyn górnych, a popołudniu ćwiczenia.
Kolejne dni podobnie będą wyglądać tylko tematyka inna. Popołudniu Bartek gra
rewanżowe spotkanie z włoską drużyną sądziłam, że będziemy mieć w tym czasie
przerwę, jednak się przeliczyłam. Wracam do pokoju z Rosjanką Zoją z którą
jestem również w grupie.
- Oni nas
tutaj zamęczą. Chyba Putin mniej by wymagał.
- Na
polityce się nie znam, ale Zoja wytrzymasz już niecałe trzy tygodnie.
- Tylko
jakoś przyzwoicie chcę zakończyć. Na którą jutro nasza grupa ma?
- Na 9. Dwie
godziny wykładów na temat diagnozy i rehabilitacji odcinka piersiowego i
lędźwiowego, a nie mówili nic o ćwiczeniach, więc nie wiem?
- Może nie
ma?
- Dla mnie
lepiej, bo miałabym czas zerknąć na materiały ze studi, które koleżanka mi
wysyła.
- Ty jeszcze
studiujesz?
- Tak,
rozpoczęłam dwuletnią magisterkę.
- Podziwiam
cię, jak to wszystko łączysz.
- Kwestia
organizacji i wszystko się da. - uśmiecham się szczerze do kilka lat starszej
Zoji. - Przepraszam cię, bo chętnie porozmawiałabym z tobą dłużej, ale jestem
tak padnięta, że jedyne o czym marzę, to kąpiel i łóżko.
-
Oczywiście, innym razem pogadamy. Dobranoc Julita. - mijam się jeszcze się z Mią
życząc dobrej nocy i szybko wchodzę do pokoju zamykając drzwi za sobą. Odpalam
bartkowego laptopa sprawdzam wynik meczu, który jest bardzo zadowalający.
Dzięki wygranej w trzech setach chłopaki zapewnili sobie wyjście z grupy.
Miałam szukać powtórki transmisji dzisiejszego meczu, lecz zmęczenie wygrało z
dobrymi chęciami. Dzwonię do przyjmującego opowiadam dzisiejszy dzień, słyszę
jakieś szmery, więc pewnie chłopaki delikatnie świętują dlatego nie
przeszkadzając kończę połączenie. Sprawdzam pocztę, gdzie czekają na mnie pliki
od Ismeny. Przesyłam je na pendriva, żeby móc wydrukować jutro na mieście.
Kilka minut po 22 leżę na łóżku, a gdy już prawie udało mi się zasnąć ktoś puka
do drzwi. Nie reaguję, ale ktoś jest bardzo namolny. Pewna, że tym kimś jest Pedro,
który jest głodny, a sam sobie nie zrobi nic do jedzenia wstaję gadając do
siebie pod nosem. Świecę światło i przekręcam klucz.
- Pedro nie
licz, że będę… - milknę widząc uśmiechniętą postać.
- Cześć
kochanie. - wnosi walizkę do środka, a ja tylko śledzę jego ruchy.
- Bartek? Co
ty tutaj robisz?! Godzinę temu z tobą rozmawiałam przecież byłeś we Włoszech…
- Myślałem,
że się bardziej ucieszysz jak przyjadę. - nieudolnie robi poważną minkę.
- Cieszę,
tak bardzo cieszę! - kilka sekund później wiruję w jego objęciach ani na moment
nie puszczając.
- Jutka
udusisz mnie.
- Nie bój
się. - spowalniam uścisk i soczyście całuję. Wypytuję skąd się tutaj wziął i na
jak długo. Okazuje się, że trener dał im dzień wolnego. Reszta wróci jutro rano
do Bełchatowa, a Bartek uprosił Miguela, by móc po meczu przylecieć do
Sztokholmu i stąd do Polski.
- Może
jesteś głodny? Pić ci się chce?
- Nie, daj
spokój. Nic nie będę jadł. Wodę mam w walizce. Obudziłem cię? - macham ręką.
- Możesz
mnie zawsze budzić, jeśli będziesz tutaj się pojawiał. - idziemy spać, bo oboje
mieliśmy ciężki dzień, lecz rozmowom nie ma końca.
- A kto to
jest Pedro?
- Kolega z
kursu, Norweg. Muszę z Mią go karmić, bo sam to nawet herbaty nie umie zrobić.
- Mam się
czuć zagrożony? - droczy się.
- Nie.
- To dobrze,
bo musiałbym z nim pogadać.
-
Zazdrośniku mój, możesz być spokojny. Nie jest ci ciasno? Bo te łóżka są jednoosobowe,
a ja śpię prawie na tobie.
- I bardzo
mi to odpowiada. - ciepły głos przyjemnie drażni moje ucho. Przytulam się do
jego klatki, właściwie to leżę na niej, a silne ramiona otulają mnie szczelniej
niż najlepsza kołdra.
Niecały
dzień, który Bartek spędził w Szwecji minął zastraszająco szybko. Dobry los nam
sprzyjał, gdyż miałam tylko dwie godziny wykładów, a resztę dnia wolnego dlatego
mogliśmy spędzić kilka chwil tylko we dwoje.
Po rozmowie
z Ismeną, sprawdzeniu poczty od wykładowcy okazuje się, że muszę na weekend
przylecieć do Polski na zajęcia. Profesor Czarnota robi kolokwium, którego
lepiej nie opuścić, bo później robi problem z podejściem do sesji. Nagły wylot
do Polski koliduje z ćwiczeniami tutaj na miejscu, ale mam nadzieję dojść do
porozumienia z opiekunem. I tak też się
staje. W czwartek popołudniu, a w piątek przed nadrobię ćwiczenia z weekendu.
Zarywam noce, by być na bieżąco z materiałami teraźniejszymi z kursu plus
dodatkowo ze studi, szczególnie na kolosa, którego nie wyobrażam sobie
zawalić. Dzięki energetykom jakoś funkcjonuję i nie zasypiam w ciągu dnia
dobrze, że Bartek tego nie widzi, bo słyszę w myślach kazanie, które mi głosi
na temat skutków ubocznych tej słodkiej chemii. Starając się myśleć racjonalnie
rezerwuję bilet na łódzkie lotnisko, niestety z dwoma przesiadkami. Tracę
majątek kupując w ostatniej chwili bilet, jednak nie mam wyjścia.
Z Łodzi
odbiera mnie Kacper, gdyż inni kierowcy są w pracy lub uziemieni
brakiem samochodu. Przed północą wchodzę do pustego domu w Bełchatowie, świecę
światło, walizkę odkładam w kąt i jedyne o czym marzę to łóżko. Nim tam
dochodzę odświeżam się szybko w łazience i z kilkoma kartkami układam na
łożu. Po drugiej w nocy zasypiam, a już cztery godziny później wstaję, by
dojechać na łódzką uczelnie przed 7.45 gdzie spędzę czas do 20.50 z jedynie pół
godzinną przerwą obiadową i pięcio lub dziesięciominutową między wykładami.
Bełchatowianie rozgrywają kolejny mecz ligowy z trudnym przeciwnikiem z
Kędzierzyna, gdzie od piątku przebywają. Nie mam czasu na szukanie powtórki
spotkania, tylko w krótkiej rozmowie z Bartkiem dowiaduję się, że wygrali za
trzy punkty. Mama nie daje mi spokoju, jak mogę być na miejscu i jej nie
odwiedzić, jednak naprawdę nie mam za wiele czasu. Obiecuję jej wygospodarować
chwilę jutro, bo zajęcia mam do 14.50, a wylot o 19.30. W drodze powrotnej
zaglądam do mieszkania Bartka, jego bałagan nie specjalnie mnie zaskakuje, ale
ja przyszłam po zdjęcia, które mam nadzieję podpisał. Biorę pudło kopert do
siebie i do późnych godzin nocnych pakuję do wysłania. Nie spodziewałam się, aż
takiego odzewu ze strony fanów.
Kolejny
tydzień ucieka dość szybko. Jest odrobinę luźniejszy, udało mi się odespać
zabiegany poprzedni tydzień i weekend i można powiedzieć, że jestem na bieżąco
z materiałami. Tęsknię już za Polską, za moimi podopiecznymi z wolontariatu, za
rodziną, a najbardziej za Bartkiem.
Loguję się na
popularnym komunikatorze oczekując na połączenie. Poprawiam włosy, by dość
korzystnie wyglądać przez kamerkę internetową. Klikam „odbierz” ciesząc się
wewnątrz, że zaraz zobaczę ukochaną twarz.
- Co tam w
Bełchatowie się dzieje?
- Pytasz o
klub czy miasto?
- Powiedzmy,
że o klub.
- Hmm no to
bez jakiś większych zmian. Prawie codziennie treningi dla odmiany czasem nawet
mecze.
- A co ty
robisz wieczorami w ogóle?
- Jak
widzisz rozmawiam z tobą. - podnosi kąciki ust ku górze.
- Dzisiaj,
ale przez inne? Spotykaj się z chłopakami póki mnie nie ma. - szczerzę się
niemiłosiernie.
- A ty mi
nie pozwolisz?
- Ojj, czy
ja ci kiedyś zabraniałam? Jednak będę musiała nadrobić czas rozłąki panie
Kurek.
- Jestem do
twojej dyspozycji panno Fedko. - energicznie rusza się na sofie nie mogąc
chwilę spokojnie wysiedzieć. - A wiesz co, mam gorącego newsa! Tylko czekaj idę
po sok.
- Bartek! -
na nic moje wołanie, bo odstawił laptop na stół i wyszedł. Po chwili wraca z
kartonem i szklanką. - Mów. - ponaglam go, lecz widząc moje zniecierpliwienie
podśmiewa się nucąc coś pod nosem i w wolnym tempie nalewa soku.
- Zati
wyjawił, że Karol ma dziewczynę.
- Serio?!
- wybałuszam oczy. - Może i to prawda w końcu mieszka z nim to wie. Ale wiesz coś o niej?
- Dziewczyna
to dziewczyna, cóż mam więcej wiedzieć? Imię ma też na K, ale nie pamiętam.
- Bartek… -
przeciągam z zawodem w głosie.
- Niedługo
wracasz, to będziesz z Alą śledzić znając was. - oburzam się starając nie ulec
jego maślanym oczom. Przedstawiam mu plan zajęć na najbliższe dni, szczegółowo
opowiadając każdy dzień. Mogę z nim rozmawiać „o niczym” byle tylko móc cieszyć
się jego głosem i widokiem.
- Ja już
będę szła, o 6 muszę wstać. Jeszcze dziewięć dni i będę w Polsce. - rozmarzam
się.
- Uprzedź
mamę, że ja cię odbieram z lotniska.
- Ale ty
będziesz na wyjeździe.
- Nie, w
poniedziałek gramy zaległy mecz, a we wtorek wracamy. Ty przylatujesz
wieczorem, więc na pewno będę.
- Okej, śpij
dobrze. - macham na pożegnanie, wyłączam
komputer i kładę się do łóżka.
Przed
ostatni dzień kursu jest stresujący dla wszystkich uczestników. Dzisiaj
sprawdzona zostanie nasza wiedza, którą nabyliśmy. O 9 mamy egzamin
teoretyczny, a od 14 każda grupa przedstawia swoje umiejętności praktyczne.
Jutro przed południem będą wyniki, a zaś wczesnym popołudniem wręczenie
dyplomów. Nie mamy dostępu do informacji o zdawalności ani poziomie trudności
oceny.
- Mia,
gotowa? - wchodzę do pokoju koleżanki.
- Chyba już
nic nie umiem. - stoi przed lustrem malując rzęsy. Siadam na skraju łóżka
czekając na nią aż będzie gotowa do wyjścia.
- Spokojnie,
postaraj się o tym nie myśleć. Patrz, Pablo wczoraj był na imprezie i w ogóle
nie martwi się dzisiejszym egzaminem.
- Takiego
podejścia jak on ma, to chyba nikt nie ma. Przynajmniej ja tak nie potrafię. -
pakuje materiały do torebki.
- Ja też. -
staram się nie pogłębiać naszych nostalgicznych nastroi. Wstaję, przeglądam się
w lustrze, na usta przyklejam uśmiech i z piersią do przodu zmierzamy do
budynku obok na ostateczną egzekucję.
Witam. Święta, święta i już po.
Forma kursu Juty totalnie zmieszana, wręcz
niemożliwa, by była realna. Jednak mi taka pasowała.
Nie obiecuję, czy za tydzień na 100%
będzie nowość.
Ściskam :*
Kochane, życzę Wam udanego wejścia do
Nowego Roku! Oby był lepszy od kończącego.
Dla mnie w pewien sposób 2013 był/jest
szczególny, bo poznałam wiele fantastycznych osób wśród Was, z kilkoma nadal
utrzymuję kontakt, co jest naprawdę budujące. Nie znikajcie tak szybko z mojego
życia :*
Dla tych które piszą, życzę wiele
weny i takiego rozplanowania zajęć, żebyście mogły na chwilę oderwać się od
rzeczywistości, a dla czytających przyjemności z tego płynącej.