środa, 16 kwietnia 2014

58.



Często mówi się, że „świat jest mały” i rzeczywiście. Podczas wakacji na Bali spotkaliśmy jednego z najlepszych lewych rozgrywających świata, naszego rodaka,  a dokładnie Michała Jureckiego z żoną, dzieckiem i przyjaciółmi. W Polsce miałam okazję półtora roku temu leczyć tegoż reprezentanta naszego kraju i zawodnika kieleckiej drużyny. Później spotkałam go chyba dwa razy, raz przypadkiem w Warszawie, a drugi raz podczas tegorocznej ligi światowej. Spędziliśmy miło jeden wieczór, gdy wybraliśmy się na kolację. Michał również należy do grona sportowców, którym buzia się nie zamyka, a uśmiech nie schodzi z ust. Jurecki przyleciał na wyspę trzy dni wcześniej na dziesięciodniowe wakacje,  a my na tygodniowe. Jednak co dobre szybko się kończy i pozostał nam ostatni dzień do powrotu. Korzystamy z pięknej pogody, wielkiego basenu i własnej obecności tylko we dwoje, bez zbędnych telefonów, wyjść.
- Bartek wziąłeś wszystko? - zasuwam zamek swojej walizki i wzrokiem przejeżdżam po całym pokoju przypominając sobie, czy nic nie zostawiłam.
- Ja tak, ale ty masz w łazience kosmetyki.
- O widzisz zapomniałabym. - wchodzę do toalety po kosmetyczkę i zabieram jeszcze dwie bartkowe koszulki i klapki.
- Julita, nie zmieszczę tego. - unosi się, gdy próbuję wepchnąć do jego walizki ostatnie nasze rzeczy.
- Musisz, ja w swojej nie mam już ani grama miejsca. I tak zapłacimy nadbagaż, bo mam dużo za dużo kilogramów.  Jesteś wielki, masz siłę, to upchaj jakoś. - mamrocze coś pod nosem, ale posłusznie pakuje. Kolejne problemy powstały na lotniku. Bartek zaczął wykłócać się ze stewardessą dlaczego nie mamy miejsc obok siebie.
- Możesz przestać i nie robić pośmiewiska z siebie?
- Nie będę siedział obok tego starego gościa.
- Będziesz, będziesz. Siadaj i nie marudź.
- Nie! Idę do obsługi.
- Bartek przestań! Masz natychmiast siadać tam, gdzie masz wyznaczone miejsce na bilecie. Siedzę cztery rzędy za tobą, wystarczająco dużo czasu spędziliśmy razem, więc nie wymyślaj. - odwróciłam się i poszłam na swoje wyznaczone miejsce. Włączyłam odtwarzacz, słuchawki do uszu i szybko zasnęłam. Obudziło mnie strzelanie drzwiami od toalety, a że bateria w odtwarzaczu została wykorzystana musiałam dalszą część lotu przesiedzieć czytając gazetę lub podziwiając widoki za oknem.
Kolejne dwa dni, które chłopaki dostali wolne przed kolejnym obozem w Spale mijają jak zwykle w zawrotnie szybkim tempie. Jutro rano siatkarze spotykają się w Spale, by rozpocząć treningi przygotowujące do mistrzostw Europy. Jak zwykle po dłuższym czasie spędzonym razem staję się marudna, gdy ma wyjeżdżać i nie opuszczam go prawie na krok.
- Julitusia, na początku na pewno będę miał weekendy wolne. - obejmuje mnie ramieniem, jak dosiadam się do niego, gdy czytał jakiś magazyn sportowy.
- Wiem, ale i tak nie lubię, jak wyjeżdżasz na dłużej. - pociągam nosem wtulając się w jego w klatkę.
- Wiem, że nie lubisz. Ja też nie lubię ciebie zostawiać, ale wiesz, że taki mam zawód, a teraz reprezentuję Polskę, co jest spełnieniem kolejnych marzeń. Jak wrócę wynagrodzę wszystko.
- Nie chcę kolejnych prezentów, chcę ciebie obok.
- I co mam rzucić siatkówkę i otworzyć warsztat samochodowy, gdzie będę przez osiem godzin naprawiał auta? - spokojnie odpowiada uśmiechając się przy tym.
- No nie…
- Nie pierwszy raz wyjeżdżam, to co ty taka marudna dzisiaj?
- Nie wiem.
- Czyżby tutaj już ktoś zamieszkał? - kładzie rękę na moim brzuchu.
- Nie, na pewno jeszcze nie. Od półtora tygodnia staramy się o maleństwo, więc nie sądzę, że już nam się udało.
- Ech, to nie wiem. Szukam powodów twojej zmiany samopoczucia.
- Kocham cię Bartek. - wtulam się w zagłębienie jego szyi .
- Mimo twoich humorków ja ciebie też. - całuje mnie w czoło i chce droczyć na co nie mam ochoty. Siedzimy w takiej pozycji nie zważając na czas, wstaję dopiero wtedy, gdy żołądek Bartka przypomina o sobie.

Czas kiedy Bartek jest na zgrupowaniu wydłuża mi się niemiłosiernie. Tydzień, kiedy go nie ma trwa w nieskończoność, a dwa dni w domu mijają bardzo szybko. Gdy kadrę trenował Andrea siatkarze wracali do ośrodka w poniedziałek do godziny ósmej rano, za panowania obecnych trenerów muszą pojawić się w budynku do dwudziestej drugiej w niedzielę.
Nie chcę wybiegać w przyszłość, choć ta myśl ciągle widnieje z przodu głowy, jak sobie poradzimy, gdy Bartek wyjedzie do Włoch, a to już niedługo. Nie mam pewności kiedy zajdę w ciążę, by móc być przy nim. Może przesadzam, bo nie jedna para spędza sezon osobno, jednak jestem przyzwyczajona do bartkowej obecności w życiu codziennym. Jest częścią mnie, która wypełnia i koloruje moje życie. Chcę z nim spędzić moje życie, bo jestem pewna, że jest odpowiednią osobą na ojca naszych dzieci. Obecnie mogę spełniać się w pracy w bełchatowskim klubie. Gracze przygotowują się do nowego sezonu, trwają nadal transfery i wielkim poruszeniem do ostatniej chwili jest ściągnięcie do zespołu francuskiego przyjmującego Juliena Lyneela. Zaskakuje mnie telefon od Bartka, że Olek Bielecki chciał od niego numer do mnie. Jak na szpilkach czekam na połączenie od utalentowanego fizjoterapeuty. I zadzwonił z prośbą o spotkanie w najpopularniejszej łódzkiej kawiarni. Po porannym treningu wracam szybko do domu biorę prysznic i ubieram w spódnicę, bluzkę i żakiet. Na stopy wciągam baletki, które ubieram, gdy nie jestem w towarzystwie Bartka, bo przy nim czułabym się jak kurdupel. W lokalu pojawiłam się dziesięć minut przed planowanym spotkaniem, usiadłam przy szklanej ścianie bezcelowo patrząc w przechodniów. O umówionej porze pojawił się Aleksander i po przywitaniu szybko przeszedł do konkretów.
- Wiesz, że mam swoje placówki w Warszawie i w Rudzie Śląskiej, w tej ostatniej głównie zajmujemy się rehabilitacją osób po poparzeniach i skomplikowanych operacjach. - kiwam ze zrozumieniem głową. - Niedługo otwieram nową tutaj w Łodzi.
- Gratuluję, ale jaki to ma związek ze mną?
- Już ci mówię. Wiem, jakie były początki naszej znajomości. - spuszczam wzrok. - Ale chyba zakopaliśmy ten topór? - wyczekująco patrzy na mnie.
- Jasne.
- Stąd moja propozycja. Czy nie chciałabyś dołączyć do mojego zespołu, tutaj w Łodzi? Głównie zajmować się będziemy sportowcami, tylko z różnych dyscyplin sportu, którzy chcieliby dochodzić do pełni zdrowia pod naszym okiem. Widziałem jak pracowałaś z siatkarzami, rozmawiałem jakiś czas temu z Tomkiem chwalił cię za pracę jaką wykonujesz w Bełchatowie. Widziałbym cię u siebie. Co ty na to?
- Co ja na to? Zaskoczyłeś mnie! Boże, Olek nie wiem co mam ci powiedzieć?
- Najlepiej, że się zgadzasz. - delikatnie się uśmiecha i upija łyk kawy.
- Ale to nie jest taki proste… Obowiązuje mnie umowa z Bełchatowem, wiesz, że Bartek po mistrzostwach wyjeżdża do Włoch, a poza tym… - peszę się opowiadając Bieleckiemu fakty z naszego życia. - Chcemy z Bartkiem powiększyć naszą dwuosobową rodzinę.
- Bierzecie ślub?
- Nie, nie potrzebuje świstków. - uśmiecham się widząc zdziwioną minę Olka. - Na razie nie udało się Bartkowi przekonać mnie do legalizacji naszego związku. Dlatego naprawdę dziękuję ci bardzo, że pomyślałeś o mnie za co jestem ci bardzo wdzięczna, ale nie mogę przyjąć tej oferty. Nie mogę zostawić na lodzie prezesa Piechockiego, a może w niedługim czasie ciebie, gdy będę w ciąży.
- Tak to z wami kobietami. - ironizuje Olek.
- Normalna kolej rzeczy, twoja żona też pewnie musiała przerwać swoją pracę. A mogę spytać czym się ona zajmuje?
- Dorota jest lekarzem - pediatrą, a Asia nasza córka ma cztery lata. No nic Julita przykro mi, że cię nie będzie z nami, ale rozumiem też twoją decyzję. Pamiętaj, że w każdej chwili możesz dzwonić miejsce będzie na ciebie czekać.
- Dziękuję, nawet nie wiesz jak to jest miłe dla mnie.
- Zasługa twojej pracy wiesz, że ja ‘znajomości’ nie uznaję. Pozdrów Bartka, a ja życzę wam powodzenia w tych staraniach o kolejną ikonę siatkówki.
- Dziękuję. Dziękuję, że brałeś mnie pod uwagę. - razem z Bieleckim opuściłam kawiarnię i udałam do samochodu. Napisałam smsa do Bartka czy może rozmawiać, bo wiedziałam, że był ciekawy celu mojego spotkania z fizjoterapeutą.

Z mistrzostw Europy rozgrywanych we Włoszech i Bułgarii polski zespół wraca bez medalu, jedynie z piątym miejscem, który daje kwalifikacje do kolejnej edycji. Polskie piekiełko w postaci dziennikarzy robi swoje, a „wierni” kibice obsmarowują każdego siatkarza na forum. Szkoda, że nie obowiązuje u nas zasada ‘przegrywamy razem, wygrywamy razem’, bo przy każdym zwycięstwie, to każdy Polak jest kibicem, a gdy zdarzają się porażki tylko nieliczni potrafią być z zespołem. Oczywiście nie wrzucam wszystkich kibiców do jednego worka, bo wielu z nich przeżywa każde niepowodzenie i jest z zespołem w lepszych i gorszych chwilach, jednak ten procent kibiców sukcesu psuje całą atmosferę. Sezon reprezentacyjny 2015 zakończył się dla nas Polaków bez większych zwycięstw. W lidze światowej nie wyszliśmy z grupy, w mistrzostwach zajęliśmy piąte miejsce, a na puchar świata nie zakwalifikowaliśmy się. Do ostatniej chwili władze polskiego związku liczyły na dziką kartę, jednak ostatecznie pozostało nam oglądać poczynania innych drużyn w telewizorach. Małą osłodą jest wygranie memoriału Wagnera. Oczywiście prezes polskiego związku nie jest zadowolony z porażek w obecnym sezonie, lecz wszystko ładnie wytłumaczone jest nowym sztabem szkoleniowym na czele z trenerem.
Chłopaki po zakończonych mistrzostwach zakończyli okres reprezentacyjny i po krótkiej przerwie wracają do swoich klubów. I nie byłoby w tym nic dziwnego dla mnie, gdyby nie to, że za cztery dni Bartek wylatuje do włoskiego klubu Trentino, gdzie spędzi przyszły sezon. Chodzę jak na szpilkach, wszystko mnie uraża, aż dziwne, że Bartek nic nie protestuje, a dzielnie znosi moje humorki. Nie wiem jak poradzimy sobie z tą rozłąką, ale ja mając go obok przeżywam, to co będzie, gdy już wyleci i zostanę znowu sama.
- Julita, wiedziałaś, że zmieniam klub. Pytałem cię o zdanie, poradzimy sobie jakoś. - sam zaczyna rozmowę, gdy całe popołudnie milczę, a jedynie odzywam się, by spytać czy chcesz coś zjeść, pić, czy coś kupił.
- Jakoś…
- Nie mogę zerwać kontraktu, bo wiesz jakie konsekwencje mnie czekają, ale może tobie uda się jakoś odejść od umowy ze Skrą?
- No coś ty! Mam rozwiązać umowę? Nie ma mowy.
- No to chodź tu do mnie.  - uśmiecha się zapraszając mnie do siebie na kolana.
- Po co?
- Po dzidziusia.
- Bartek, boję się.
- O co? - przerywa pocałunki i wyciąga dłonie spod mojej koszulki.
- Chyba coś ze mną nie tak.
- Julita, co ty za głupoty znowu opowiadasz?
- Już tyle prób, starań, a ciąży nadal nie ma.
- Przestań opowiadać bzdury. Tylko wpadka jest znienacka, a wiesz jak to z planowaniem wygląda. Dlatego póki jestem z tobą nie mam zamiaru marnować ani chwili. - poddaję się jego przyjemnemu dotykowi, delikatnym pocałunkom, po prostu bliskości i ogromnej miłości w jednym.

Od tygodnia Bartek aklimatyzuje się we Włoszech, a ja na nowo sama w Polsce. Brakuje mi go w codziennym życiu, podczas śniadania, obiadu, kolacji, popołudniowego nic nie robienia, treningu, wygłupów. Dzwonimy do siebie często, ale rozmowa przez komórkę czy przez komunikator skype nie zastąpi obecności. Obiecaliśmy sobie, że będziemy siebie odwiedzać co najmniej raz w miesiącu. Za pewne to ja będę częściej latać do Włoch, niż Bartek do Polski, ponieważ pracuję na ¾ etatu i jeśli uda mi się wygospodarować, to kilka dni pod rząd będę chciała mieć wolnych. Coraz więcej rozmyślam o niemożności mojego zajścia w ciążę, a bez obecności Bartka nic w tej kwestii nie poprawię.
Wracam po popołudniowym treningu do pustego i zimnego mieszkania. ostatnie dni października są bardzo chłodne, pada,  a taka pogoda nie nastraja mnie do jakiegokolwiek wysiłku. Przebieram się w ciepłe legginsy, koszulkę, gruby sweter i zasmarkana kładę się na sofie. Bartek jest na wyjazdowym meczu pierwszej kolejki ligi mistrzów w Rosji i nie ma tam Internetu, więc nie możemy porozmawiać. Nawet z komórkami mają tam problem. Chciałam do niego lecieć dwa dni temu, bo mogłam tak ustawić pracę, by mieć wolne, ale nie miałam po co lecieć, gdyż i tak nie zastałabym go we włoskim mieszkaniu.
- Julita, jak ty to sobie wyobrażasz? - atakuje mnie od progu mama, która nie zważając, że jest ósma rano, a ja mam dzień wolny taranuje mój dom.
- Ale o co tobie chodzi?
- Żebym ja się musiała z innych źródeł dowiadywać, że moja córka planuje zajść w ciążę! - grzmi nie dając mi dojść do słowa.
- Mamo, Patrycja ci wypaplała? Ale przepraszam bardzo, co miałam ci powiedzieć? „Mamuś, planujemy z Bartkiem zostać rodzicami?”. Mam ci się spowiadać, co kiedy robimy? No daj spokój, będzie dziecko, to się dowiesz, a Patrycja nie musiała ci mówić.
- Jak ty to sobie wyobrażasz?
- Mamo powtarzasz się. - ironicznie się uśmiecham.
- Nie łap mnie za słowa. Bartek we Włoszech, ty w Polsce, to jak chcesz zajść w ciążę?
- Jezu, mamo wiem skąd się biorą dzieci, nie martw się nie jest tak głupia, że pomyślę, że przez rozmowę przez telefon zajdę w ciążę. Będziemy się spotykać w ciągu roku, albo on tutaj będzie przylatywał albo ja do niego. Chyba nie musimy być ze sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę. - przewracam oczami nie rozumiejąc jej pretensji.
- Ale tak się nie da żyć. Dlaczego nie pojechałaś z nim, tylko rok chcecie spędzić osobno?
- Mamuś, my nie jesteśmy osobno, ja go bardzo kocham, ale nie mogę ograniczać, jest sportowcem i to jest normalne, że zmienia miejsce zamieszkania. Mam ogromną szansę rozwijać się w Bełchatowie i nie chciałam z niej rezygnować, jeśli zajdę w ciążę, to na pewno przerywam pracę i lecę do Bartka, gdzie zostanę z nim do końca sezonu. A poza tym nie rok, a jakieś siedem miesięcy Bartek spędzi we Włoszech. Nie martw się o nas, ja już nie jestem tą małą dziewczynką o którą zawsze się martwiłaś. - ściskam jej dłoń i ciepło uśmiecham. Kapituluje i próbuje nas zrozumieć.
Na początku listopada wybieram moje pięć dni wolnych, które nadrobiłam przez zamianę z Tomkiem i wykupuje lot do Werony położonej około 90km od Trentino, a mimo to najbliżej włoskiego miasta w którym gra mój chłopak. Chcę zrobić niespodziankę Bartkowi, a przy okazji zrobić wszystko, by już niedługo móc na dłużej zatrzymać się w jego włoskim mieszkaniu.
                                                                                                                                                  

Witam z lekką obsuwą :)
Nie sprawdzałam tekstu, jeśli wyłapię błędy (lub Wy) będę poprawiać na bieżąco.
Nie wiem czy są chętni, aby pociągnąć to jeszcze? Bo mogę skończyć w 2-3 rozdziałach lub ewentualnie mam plan na jakieś 5-6. Wszystko zależy od Was.
Pozdrawiam.    (jak najszybciej postaram się nadrobić zaległości u Was, przepraszam)
Michał -nowa piątka / Ask

Z okazji świąt wielkanocnych chcę Wam złożyć życzenia zdrowych i spokojnych świąt w gronie bliskich. :*

10 komentarzy:

  1. Rozdział jak zwykle świetny, mam nadzieję, że Julita i Bartek już niedługo będą się cieszyć z powiększenia rodziny ;)
    Uwielbiam czytać Twoje opowiadanie, więc wolałabym tą większą ilość rozdziałów ;)
    WESOŁYCH I SPOKOJNYCH ŚWIĄT ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny! Jestem za tym abyś napisała jeszcze te 5-6 rozdziałów :)

    OdpowiedzUsuń
  3. no i już mamusia musiała wpaśc z awanturą. Cóż, mówią, że planowanie dzieci to nie jest łatwa sprawa więc chyba faktycznie potrzeba na to czasu. A może we Włoszech się uda? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. oczywiście, że więcej rozdziałów. Twoje opowiadanie jest genialne! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciężko się jest rozstawać z ukochaną osobą więc nie ma co się dziwić, że Julita narzeka na wyjazdy Bartka. Jednak teraz jest tyle połączeń samolotowych, że tanim kosztem można się odwiedzić.
    Zaskoczyła mnie propozycja Bielewskiego, ale to miłe, że o niej pomyślał. Może rzeczywiście kiedyś będzie jej dane skorzystać z tak dobrej propozycji.
    Problemy z zajściem w ciężę w głównej mierze mogą być spowodowane ciśnieniem jakie sami sobie stwarzają. Za niedługo Bartek przestanie wierzyć w swoje plemniki, a Julita już zaczyna myśleć, że to z nią coś nie tak. Chyba rozkminiłam już dalszy przebieg wydarzeń na podstawie moich wiadomości aczkolwiek nie wiem czy trafiłam :D
    Ściskam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. To fajnie :), że Bartek chce się rozwijać ale rozstanie z ukochaną osobą zawsze jest trudne :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Masz przeciągać to opowiadanie jak najdłużej :) uwielbiam je :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja chcę więcej, dobrze to wiesz!! :D
    No cóż, nie ma się co dziwić Julicie, że tak marudzi. Nikt nie chciałby rozstać się ze swoim ukochanym na tak długo. ;) Liczę na to, że Bartollini z Julitt trochę przystopuja i uda im się zajść w ciążę :-)
    Wesołych!! :*
    Buziaki, Happ :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Więcej, więcej :) na pewno są chętni :D rozdział świetny a całe opowiadanie jest genialne..
    Pozdrawiam A.

    OdpowiedzUsuń
  10. W końcu wszystko nadrobiłam!
    Więc teraz gdy dogoniłam nie możesz tak szybko skończyć, bo będzie mi smutno :D

    OdpowiedzUsuń