piątek, 9 sierpnia 2013

29.



- Wszystkiego najlepszego Kochanie. - podaje mi podłużną kopertę. Zaskoczona waham się co zrobić? Przejmuję biały papier, a w środku znajdują się dwa bilety na lot do Chorwacji na 6 dniowe wakacje w malowniczym miejscu Vodice. Przyglądam się co rusz jemu i kartkom w ręce.
- Bartek, nie mogę tego przyjąć, to jest za drogie żebyś płacił za moje wakacje.
- To jest prezent imieninowy. Pieniędzmi się nie przejmuj. Chcę spędzić kilka dni tylko z tobą. - zakłada kosmyk włosów za moje ucho, a kciukiem delikatnie smyra po policzku.  
- Dziękuję. - wspinam się na palce, i soczyście całuję.

- Przecież nie musisz tak się stroić, to tylko poczciwe małżeństwo w średnim wieku. - jestem zadziwiona ubiorem Bartka. Rzadko ubiera się elegancko, a teraz wyciągnął spodnie od garnituru i jasną koszulę.
- Muszę jakoś się prezentować. - zawadiacko się uśmiecha.
- Masz być dobrym człowiekiem, a nie przystojnym. - podchodzę do niego, i uwieszam się na szyi. Łącząc w długim pocałunku, dotykam jego nagą, klatkę piersiową przejeżdżając palcami. Podoba mu się co robię, jednak łagodzi moje zapędy.
- Jedziemy do twoich rodziców, Juliś.
- Możemy nie jechać? - bardziej stwierdzam, niż pytam.
- Obiecaliśmy.
- Zadzwonię, że będziemy godzinę później. Teraz to ja chcę się z tobą kochać, a nie ubierać. - szepczę mu do ucha, na koniec przygryzając.
- Wytrzymasz do nocy. - zbywa mnie przelotnym całusem i bierze się za zakładanie koszuli. Zrezygnowana też się ubieram.
Jak dobrze, że obecnie samochody wyposażone są w klimatyzację. Za oknem słońce bardzo mocno grzeje, a w środku jest  tak przyjemnie, że na myśl zetknięcia z obecną temperaturą nie chcę opuszczać bartkowego auta. Korzystając z chwili postoju na czerwonym świetle, w czasie zmiany biegu Bartek przenosi swą wielką dłoń na moje udo przesuwając coraz wyżej.
- Przestań! Mogłeś zostać w domu, teraz patrz na drogę masz już zielone. - kręci głową podśmiechując się.

Cały wyluzowany, uśmiechnięty gramoli się za mną Kurek.
- Julita czekaj nie wziąłem kwiatów.
- A co ja mam w rękach? Trzymaj je. - przekraczamy próg drzwi wejściowych. W środku cisza. Niemożliwe, że nikogo nie ma, bo dom otwarty. Wchodzimy dalej, szklane drzwi z wyjściem na taras otwarte, czyli rodzice są z drugiej strony domu. Bartek coś szepcze mi na ucho, z czego co chwilę się podśmiechuję. Nie wychodzimy do nich, tylko czekamy robiąc niespodziankę.
- To wy już jesteście? - wchodzi tato, a za nim mama.
- Tak.- uśmiecham się i mocno ściskam każde z tej dwójki. - Mamo, tato to jest Bartek. - robię krok w tył przysuwając się do niego.
- Pani Basiu, niezmiernie miło mi panią poznać. - obdarza ją swoim firmowym uśmiechem. Mama nieruchomieje, wpatruje się w niego nie mrużąc powiek. Mamo weź się w garść! Milczy jak zaklęta, podaje Bartkowi dłoń, a on uracza ją muśnięciem.
- Jakie dżentelmeńskie maniery. - uśmiecha się Jerzy, i również wymienia uściskiem z przyjmującym. - Pomyśleliśmy z Basią, że zjemy w altance, grill już rozpalony. Chodźcie usiąść, i opowiadajcie.
Czas miło biegnie, komary zaczynają atakować, jednak świeczki zapachowe studzą ich zapały kąsania nas. Idę z mamą do kuchni po szarlotkę.
- Bartek będzie zachwycony plackiem, bo wielki łakomczuch z niego. - mama uśmiecha się, cały wieczór mało co mówi.  - Stało się coś?
- Nie, dlaczego pytasz?
- Prawie się nie odzywasz, języka zapomniałaś? - ironizuję.
- Oj Julitka.
- Co? Przyglądasz się Bartkowi ciągle. Nie pasuje ci? Mamo, ja go kocham, i nie zmienię stsunków względem niego, bo ci nie odpowiada. - przykro mi, że rodzicielka nie akceptuje mojego chłopaka, ale nie znaczy to, że go zostawię. To ja chcę z nim żyć, a nie ona.
- Córeczko co ci przyszło do głowy? - łapie mnie za dłoń. - Jestem pod wielkim wrażeniem, jakie wywarł na mnie Bartek. Widzę jak patrzy na ciebie oczami pełnymi szczęścia i miłości. Cieszę się bardzo, że znalazł się na twojej drodze taki mężczyzna. Wodzi za tobą wzrokiem, ciągle kątem oka bacznie przygląda. - podnoszę na nią wzrok, który utkwił na płytkach, i widzę jak się jej oczy szklą. Z uśmiechem na ustach wracamy do naszych chłopaków.
- Co wy tak długo tam robiłyście? - szepcze mi na ucho Bartek.
- Przekonywałam mamę do ciebie.
- Aż tak źle? - kiwam głową, jednak widząc jego smutne oczy w końcu wybucham śmiechem.
- Młodzieży co tam konspirujecie?
- Nic tato.
- A może napijecie się wina? Ja mam ochotę. - nim coś odpowiemy wychodzi po kieliszki.
- Ja dziękuję, nie chcę. - odwracam kieliszek przydzielony mi.
- Dlaczego?
- Nie mam ochoty. Bartek pije, to ja prowadzę.
- Możecie przecież zostać u nas.
- Wiem, ale nie bardzo możemy, bo rano przychodzą do nas znajomi. - Bartek patrzy na mnie, bo sprzedaję tacie tanią wymówkę. Nie chcę pić, ponieważ nadal odczuwam ból w dole brzucha, czasem przeplatany skurczami. Kuraś nie wie nic o tym, bo już dawno zmusił by mnie do wizyty u lekarza.
Po mile spędzonym wieczorze wracamy do bartkowego mieszkania. Mój dom prosi się o posprzątanie po remoncie, by w nim móc zamieszkać. Dopiero co wróciliśmy z podboju Argentyny, także dałam sobie spokój z porządkami, a mam gdzie tymczasowo mieszkać.
Szybko się myję i udaję pod kołdrę, nie czekając aż siatkarz wróci z łazienki. Budzę się około drugiej w nocy i biegnę do toalety, gdyż mam wrażenie, że zaraz zwymiotuję. Jednak przeliczyłam się. Przykładając głowę do zimnych płytek, na chwilę ochładzam swe ciało. Oblana potem idę do kuchni nalać sobie szklankę wody. Nim dochodzę zginam się w pół, z powodu silnego skurczu. Pomału wracam do sypialni, i siadam na łóżku.
- Julita, co się stało? Dlaczego siedzisz? - przebudził się Bartek, albo obudziło go światło.
- Nic, byłam w łazience i po wodę, bo pić mi się chciało. Śpij.
- Dobrze się czujesz? Jesteś bardzo rozpalona, i masz gorączkę.
- Dobrze. Chodźmy spać. Czekaj, jeszcze światło zgaszę.  - wstaję, by w połowie drogi znowu dostać skurcz. Cichutko jęknęłam.
- Boże! Julita, co ci się dzieje?
- Nic, za dużo mięsa zjadłam. Położę się nic mi nie będzie.
- Masz znowu skurcze, czy tylko cię boli?
- Tylko boli.
- Na pewno? Spójrz na mnie. - łapie mnie za podbródek zmuszając, żebym popatrzyła na niego. Nic nie odpowiadam, czyli wie co mi się dzieje. - Ubierz się. Masz od kilku dni skurcze, gorączkę, rozgrzana jesteś.
- Bartuś poczekaj do rana, zobaczysz, że to ustanie.
- Parę dni mi tak mówisz. Pomóc ci się ubrać?
- Nie, poradzę sobie. Ale ty piłeś? - chwytam się ostatniej deski ratunku.
- Pół kieliszka wina kilka godzin temu. Nie kombinuj.

Jadąc z zawrotną prędkością jakbym miała co najmniej urodzić w tym aucie, w niedługim czasie znaleźliśmy się w szpitalu. Kilka pacjentów okupowało krzesełka izby przyjęć. Panie pielęgniarki chodziły jakby je ktoś koniecznie zmusił do tej pracy. W końcu zostałam zaproszona do gabinetu, lecz nie spędziłam tam wiele czasu. Starsza lekarka poleciła bym się udała na konsultację ginekologiczną, bo ona nie wie co mi dolega. Profesjonalistka…
W kolejnym gabinecie szybko zostałam przyjęta. Od razu został mi wykonany zastrzyk domięśniowy, w celu złagodzenia bólu. Miła pielęgniarka pobrała mi krew, a ginekolog zrobił wymas i kazał iść na poczekalnie, gdy będą wyniki zawoła. Inna pielęgniarka uzupełniała moje dane do nowoutworzonej kartoteki.
- Imię i nazwisko?
- Julita Fedko.
- Data urodzenia?
- Pierwszy luty 1989.
- Pani nazywa się Fedko, a ten siatkarz Kurek? Jak to tak? - patrzy na mnie spod okularów.
- To chyba nie powinno pani interesować. - wbiłam w nią wzrok, nic nie odpowiedziała tylko dalej pisała coś w komputerze.
Wszelki ból został uśmierzony zastrzykiem. Siedzimy na korytarzu, milcząc w oczekiwaniu na wyniki.
- Julitka, a pomyślałaś może o tym co ja?
- Jakbym wiedziała o czym myślisz to pewnie tak. Ale nie wiem co ci w głowie siedzi.
- Nie pomyślałaś o ciąży?
- Nie, dziecka miał nie będziesz. Możesz być spokojny.
- Chciałbym z tobą dziecko.
- Ja też, ale jeszcze nie teraz. Pamiętaj, że ja stosuję plastry. Misiek, nudności, bóle brzucha nie są jedynie oznaką ciąży. Są tysiące chorób, jednak mam nadzieję, że mi nic nie jest.  - przysypiałam na bartkowym ramieniu do czasu aż uchyliły się drzwi gabinetu.
- Pani Fedko zapraszam, mąż też może wejść. - żaden mąż, ale okej niech wejdzie nie będę robić scen. Lekarz zasiadł za biurkiem i wertował papierki jak się domyślam z wynikami badań. My zaś zajęliśmy krzesełka naprzeciw specjalisty.
- Nie mam zbyt dobrych wiadomości, ale również nie ma powodu, by się nadmiernie martwić. - podniósł na nas wzrok i delikatnie uśmiechnął.  Facet powiedz wreszcie, a nie trzymasz mnie w niepewności! - Potwierdziły się moje przypuszczenia. Cierpi pani na ostre zapalenie przydatków. Przydatki to wspólna nazwa jajników, jajowodów i wiązadeł macicy. Organy te leżą tuż przy sobie, także w stanach zapalnych często razem są objęte chorobą. Najpopularniejszymi objawami są: silne skurcze w dole brzucha, gorączka czasem nudności. - wyrecytował formułkę jak z encyklopedii.
- Ale nie muszę zostawać w szpitalu?
- Nie widzę takiej potrzeby. Przepiszę pani antybiotyk, który będzie pani zażywać 7 dni. W czasie kuracji antybiotykowej radziłbym wystrzegać się współżycia, by nie doszło do reakcji alergicznej. Zalecane jest również spędzenie kilku dni w łóżku. Dodatkowo będzie pani brała tabletki przeciwzapalne, przeciwbólowe i przeciwgorączkowe.
- Dobrze panie doktorze. Mam jeszcze pytanie, w przyszłym tygodniu wybieramy się na wakacje. Czy są jakieś przeciwwskazania?
- Nie, proszę tylko nie ziębić szczególnie tych organów, które są zainfekowane. Gdy będzie pani pływać, nie radzę przebywać później w mokrym stroju w cieniu. Wtedy będzie idealne środowisko dla rozwoju bakterii, i stan zapalny wróci. Jednak jest lato, nie sądzę, aby pani mogła oziębić ciało. - uśmiecha się zerkając na nasze podenerwowane twarze. - Potrzebuje pani zwolnienie lekarskie, gdyż przysługuje?
- Nie, dziękuję. Nie ma takiej potrzeby.
- To wszystko. - podaje nam recepty, i ściska dłonie na pożegnanie. - Proszę dbać o żonę. Pani również niech uważa na siebie, żeby nie doszło do żadnych powikłań. Najgroźniejszym może być bezpłodność, a tego myślę, że państwo z pewnością nie chcą. - oboje z rozdziawionymi buziami kiwamy przecząco. W ciszy udajemy się do samochodu stamtąd do całodobowej apteki i około piątej rano wracamy pod blok, w którym mieszka Bartek.

Wczesnym po południem wybieramy się do rodziców Bartka do Wrocławia. Boję się tego spotkania, ale musi kiedyś nastąpić. Wolę przed naszym wyjazdem na wakacje niż odpoczywać z myślą, jak państwo Kurek zareagują na moją osobę.
- Juliś śniadanie!
- Dobrze. - Kuraś przejął się bardzo, aż za bardzo moim stanem zdrowia. Wręcz nie dopuszcza mnie do kuchni, rano wychodzi do sklepu po świeże pieczywo, kolacje również on musi zrobić. Ledwo udaje mi się ugotować obiad, ale także z jego pomocą. Na wczorajszy dzień miałam zaplanowane sprzątanie mojego domu, by móc wrócić. Oczywiście prawie nic nie mogłam zrobić sama, ledwo ograniczyłam się do odkurzania. Bartek zadzwonił po Karola, Mariusza i Daniela. Chłopaki przyszli z żonami i dziećmi. Mnie zaciągnęli do pilnowania maluchów, a reszta sprzątała. Ochrzaniłam Bartka, ale co to dało? Nic. Czułam się jakbym była niepełnosprawna, albo miała niedowład,  jakbym sama nie umiała sobie poradzić. Jest tak nadopiekuńczy, że kiedy mogę wysyłam go na zakupy, żeby tylko nie słuchać jego wywodów o moim odpoczynku.
- Kiedy wracamy? - pytam, nakładając sobie konfiturę na pachnącą bułkę.
- W niedzielę tak jak planowaliśmy.
- Yhym, nie wiesz jaka pogoda ma być? Nie chcę pakować nie wiadomo ile ubrań.
- Cały weekend słonecznie, o ile możemy wierzyć Kretowi.
- A dlaczego by nie?
- Bo co on może wiedzieć, skoro mieszka pod ziemią. - popukałam mu się w czoło. Po obfitym śniadaniu pakuję na wyjazd kilka ubrań, kosmetyki, bieliznę i inne najpotrzebniejsze rzeczy. Zamykamy drzwi, zjeżdżamy windą na parter i mkniemy w kierunku województwa dolnośląskiego.
- Włącz klimatyzację. - proszę siatkarza, gdy po wyjechaniu poza obszar Bełchatowa nadal tego nie zrobił, a temperatura sięga 30 stopni.
- Uchyl sobie szybę.
- Jest gorąco, nic nie da. Włącz tą klimatyzację.
- Nie, bo nie możesz się ziębić.
- Zwariowałeś, tak? To mogłeś mnie zostawić w domu, zaopatrzyć w jedzenie, najlepiej jakąś opiekunkę mi podesłać, i żebym nigdzie się nie ruszała. Mam stan zapalny jak każdy inny. Gdy masz grypę również konsekwencją niewyleczenia może być zapalenie mięśnia sercowego, i nawet śmierć. Ty jak chorujesz przestrzegasz zaleceń, leżysz w łóżku tydzień? - wbiłam w niego złowrogie spojrzenie, które zignorował patrząc przed siebie. - No widzisz, nie odpowiadasz. Dlatego nie przesadzaj ze mną, zjem ten cholerny antybiotyk, i wszystko wróci do normy. - sama włączyłam zimny nawiew, bo inaczej zaczęłabym się topić.
- Kocham cię, i martwię się o ciebie. - wydusił skruszony, gdy zatrzymaliśmy się na stacji.
- Wiem, ale nie możesz trzymać mnie w próżni, muszę żyć normalnie. Ludzie cierpią na dużo gorsze choroby, a ja mam tylko stan zapalny. - wyszłam do sklepiku, kupiłam dla Bartka kilka batonów i wodę. Połowa drogi za nami.
                                                                                                                                                         

Wyszło jakieś piedolamento :| Upały dają się we znaki -.-
Jesteście? Zapraszam do komentowania.
Prawdopodobnie do za tydzień, pozdrawiam ;*

9 komentarzy:

  1. jejku... BEzpłodność ? :O Makabra...
    Dobrze, że spotkanie u jej rodziców poszło dobrze. Jestem ciekawa jak tam z rodzicami Siuraka wyjdzie xD
    Opiekuńczy Siurak <3 hahah
    czekam na nn !
    Zapraszam do mnie:
    http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/
    http://love-is-a-contradiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. To słodkie, że tak się martwi i nią opiekuję, ale jakby mnie to spotkaało to bym cholery dostała jakbym miała słuchać nadopiekuńczych wywodów... Ale tą bezpłodnością to mnie wystraszyłaś. Proszę, nie rób jakiś głupich rzeczy!

    OdpowiedzUsuń
  3. A mi nawet ta domniemana bezpłodność nie przeszkadza, bo bd mogli pomóc jakiemuś dziecku, które nie ma rodziny,a na nią zasługuję. Takie przeżycie, jeśli się wydarzy, ale może jednak nie, bardzo by ich do siebie zbliżyło.
    Sama już nie wiem, co lepsze. upały mnie wykończą w blogowym świecie, bo mi się nic nie chce :P
    Pozdrawiam,
    Dzuzeppe :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam rozdział na komórce jeszcze wczoraj i stwierdziłam, że muszę skomentować, bo zapomnę. (ostatnio mam sklerozę :P)
    Po pierwsze to chyba wypada bić przed Bartkiem pokłony, że odmówił seksu! ;) Normalnie u facetów to rzecz niebywała, oj niebywała :D
    Uff jak to dobrze, że to jednak nic poważnego te skurcze i boleści w dole brzucha, no i na wakacje pojadą to sobie wszystko odbiją ;) No chyba, że Bartek do wyjazdu na Chorwację dobije ją swoją nadopiekuńczością ;)
    No i jeszcze dla formalności zostali do poznania państwo Kurek i Kuba, ale jestem pewna, że pójdzie tak dobrze jak z poznaniem państwa Fedko przez Bartka ;)
    pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przede wszystkim muszę to powiedzieć- ale byłam przekonana że Juliś jest w ciąży :D Wiem że nosi plasterek zapobiegawczy, ale to nie zmienia faktu że tak sobie umyśliłam. A tu taki klops. Dorze że to nie jest coś bardziej poważnego i spokojnie da się wyleczyć antybiotykiem. Do wakacji dojdzie do siebie i Bartuś będzie mógł jej wszystko wynagrodzić *.*
    W takiej wersji pielęgniarki, Kurek zdecydowanie jest do zniesienia, ba, zaczynam go jeszcze bardziej lubić ;p To Twoja zasługa Pauluś!
    Całuję, S. :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Dlaczego cały czas mi się wydaje, że Julita trzyma Bartka na dystans? Nie wiem, takie odnoszę wrażenie, cholera no.
    Bałam się, że coś poważnego się z nią dzieje, przez myśl przemknęła mi ciąża ale bardziej podejrzewałam właśnie jakieś kobiece sprawy. Dobrze, że skończyło się na strachu i możliwości wyleczenia całego ustrojstwa lekami i nie przyjmuje do wiadomości żadnej opcji związanej z powikłaniami.
    Mam nadzieję, że mój stosunek do Jutki się przekona..Może:)
    ściskam Cię mocno! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Nominowałam Twój blog do konkursu "Najlepsze Opowiadanie 2013 roku". Nie będę już tu więcej gadać, tylko podaję link do posta. Mam prośbę: poproś swoich czytelników o głosowanie na Twój blog!:) http://kibicowelove.blogspot.com/2013/08/konkurs-najlepsze-opowiadanie-2013-roku.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobrze, że Julicie nic poważnego nie jest. Czeka ją teraz spotkanie państwa Kurek oby poszło tak dobrze jak z rodzicami Julity.

    OdpowiedzUsuń
  9. Super, czekam na kolejny. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń