piątek, 16 sierpnia 2013

30.



Jeśli zaraz się nie uspokoję, to znowu narobię paniki z moim bolącym brzuchem, ale jak się nie denerwować przed pierwszym spotkaniem, z rodzicami swojej połówki? Trzęsę się jak osika. Na pozór udaję, że wszystko gra. Blady uśmiech gości na twarzy, wino niosę w rękach, Bartek  donicę ze storczykiem, bo pani Kurek jest zwolenniczką kwiatów ciętych. Dla Kuby koszulki debiutantów z kadry z autografami. Ojciec z bratem zaszczepili w nim takie hobby, mianowicie kolekcjonowanie koszulek reprezentantów w piłce siatkowej. Podtrzymywana słowami otuchy z bartkowej strony przekraczam próg domu. Dochodzą nas głosy ojca i młodszego syna, którzy się spierają w salonie, a z kuchni czuć unoszącą woń przyrządzanej kaczki z morelami.
- Bartuś? Syneczku jak ja ciebie dawno nie widziałam. - pani w średnim wieku, przyodziana w plisowaną spódnicę, jasną bluzkę, na wierzchu fartuszek, a na głowie trwała ondulacja czule przytula mojego chłopaka. W końcu odrywa się od niego ciągle wpatrując w oczy woła swoich pozostałych dwóch mężczyzn, a ja lekko podirytowana stoję jak słup soli.
- Poznajcie, to jest Julita moja dziewczyna. - uśmiecham się nad wyraz szeroko. Jadwiga bacznie mi się przyglądając po chwili namysłu podaje dłoń. Za to pan Kurek jest bardzo przyjaźnie nastawiony w moim kierunku, tak samo Kuba, którego miałam okazję poznać przez Skype.
- Czyli to pani zatrzymywała mojego synka, gdy miał wolne, i mógł przyjechać do rodziców? - Co?! Tekluś, widzę, że się nie polubimy! Nie wiedząc dlaczego nabieram rumieńcy, i przez chwile zapominam jakie funkcje spełnia język, w ogóle zapominam, że go posiadam.
- Mamo przestań.
- Yyy… nieprawda. Nigdy nie utrudniałam mu kontaktów. Niejednokrotnie namawiałam, by pojechał do państwa na kilka dni. Jednak albo państwo mieliście jakieś uroczystości lub Bartka przyjaciel brał ślub później kadra.
- Słońce, nie tłumacz się. Przecież my to wiemy. - włącza się pan Adam kładą rękę na moim ramieniu. O tak, ciebie Adaś już lubię! Ciebie Kuba też. Tekla zachowuje pokerowa twarz, zero emocji. Jedynie lukrowane oczy do Bartka, który tonie w tej słodkości.
Po zjedzonym obiedzie, był czas na deser. Tutaj pani Jadzia już nie pokazała swoich umiejętności ciastkarskich, bo każdy z nas dostał kostkę wuzetki, która na tysiąc procent była z piekarni. Ilość masy przerażała mnie, ale jak miałam oddać Bartkowi połowę ciastka? Każdy kęs rósł mi w ustach, ale popijając kawą jakoś przełykałam.
- Pani nie smakuje placek? - groźnym wzrokiem zmierzyła mnie pani Kurek.
- Smakuje. Tylko proszę nie mówić do mnie na pani.- zmusiłam się na nikły uśmiech. Kiwnęła głową, a ja zjadłam całość, by nie badała każdego mojego kroku.
- To ja pójdę po nasze walizki do samochodu. - wreszcie odezwał się Kuraś.
- Dobrze, synuś. Dla pani przyszykowałam tutaj pokój. - wskazała ręką na sąsiednie drzwi z salonem.
- Mamo, po pierwsze masz na nią nie mówić pani, po drugie mamy spać w tym małym pokoju? - wyraźnie podirytowany Bartek sprzeciwił się swojej matce, po raz pierwszy od kiedy tutaj przyjechaliśmy.
- Nie, ty masz w swoim pokoju zmienioną pościel, a twoja - odchrząknęła. - Dziewczyna w małym pokoju. - czułam się jak piąte koło u wozu. Zupełnie niepotrzebna, w ogóle to może przeszkadzałam?
- Nie! Julita śpi ze mną w  moim pokoju. Chodźmy. - złapał mnie za rękę kierując się do wyjścia.
- Adaś patrz jak się zmienił od tej miłości. - jeszcze udało mi się usłyszeć.

- Jutka, przepraszam za moją mamę. - popatrzył na mnie smutnym wzrokiem. Wiem, że i jemu nie jest łatwo dlatego nie będę mu zaprzątać głowy swoimi wymówkami dotyczącymi jego rodzicieli.
- Nie jest jeszcze tak źle. - silę się na nikły uśmiech. Wnosimy do środka walizki, a na korytarzu stoi pani Jadzia kontrolując nasze ruchy. W ogóle to kobieta operuje dwoma imionami.
- To ciebie Julito zapraszam tutaj. - otwiera drzwi do mojego mniemanego pokoju.
- Mamo. - w głosie Bartka słychać złość. - Chyba powiedziałem,  że Julita śpi ze mną na górze. Jak ty chcesz tam spać to śpij. - stałam i nie dowierzałam w to co widzę i słyszę.
- Bartek, dobrze ja mogę tutaj spać, a ty u siebie. - nie chciałam tego, jednak próbując nie doprowadzić do kłótni wolałam się poświęcić.
- No widzisz, sama powiedziała, że chce. - Kurkowa wrzuciła swoje trzy grosze.
- Nie. - syknął w jej stronę zabierając mi z rąk walizkę, by wynieść na górę. Posłałam w stronę mamy Bartka przepraszający uśmiech i szybko ulotniłam się z pomieszczenia, gdzie atmosfera z sekundy na sekundę gęstła.
- Tekluś, co ty jesteś tak cięta na tą dziewczynę?  Miła, ładna, a co najważniejsze Bartek jest szczęśliwy.
- Nie mów do mnie Tekla przy obcych. Mam na imię Jadwiga, jakbyś zapomniał z kim ślub brałeś.  A nasz syn przeszedł na jej stronę. Coś niemożliwego!

- Idź posiedź z rodziną, a ja chętnie się przejdę po okolicy.
- Nie znasz terenów tutaj, co będziesz sama robiła?
- Oj Bartek, nie jestem małą dziewczynką. Nie będę wchodziła w żadne boczne uliczki, tylko prosto szła przed siebie np. Rynek zwiedzę.  Ty pobądź trochę z bliskimi sam. Rzeczywiście dawno nie byłeś tutaj, dlatego zachowanie twojej mamy jest takie, a  nie inne. - zatapiam ręce w jego lekko za długich już włosach.
- Wiesz, że jesteś najmądrzejszą kobietą. - łączymy się w namiętnym pocałunku. - Tylko ubierz się jak wychodzisz.
- Już zaczynasz? Topię się od tego gorąca. - opuściłam mieszkanie państwa Kurek przy okazji sprawiając radość pani Jadwidze u której po raz pierwszy dostrzegłam uśmiech skierowany w moją stronę. Będzie miała swojego synusia, bo przecież ja chcę go wywieźć do Kanady, zamknąć gdzieś i urwać wszelkie kontakty z nią… Chyba nie może pogodzić się, że jej syn poświęca swój wolny czas komuś innemu niż jej, ale to oczywista kolej rzeczy. Przechadzam się wrocławskimi alejkami przed siebie rozmyślając, że jestem szczęściarą. Pół roku temu obchodząc 24 urodziny byłam singielką skazaną na przygarnięcie na starość jakiegoś zwierzaka, a teraz, gdy za kilka dni będę obchodzić imieniny mam faceta, którego kocham ze wzajemnością. Zamiast upijać się z samotności mogę upić się miłością.
- Gdzie jesteś? - Bartek dyszy do telefonu.
- W rynku, obok zegarmistrza, a naprzeciw jest Żabka. Siedzę na ławce, zaraz wracam. A ty jak?
- Siedź tam, zaraz będę. - rozłączył się nie dając mi dojść do słowa. Znowu coś wymyślił. Niedaleko jest lodziarnia, szybko idę znaleźć najkrótszą kolejkę, by kupić nam zimny deser na ochłodę. Ledwo wyszłam z budynku, a Kurek już stał na środku rozglądając się na wszystkie strony w celu zlokalizowania mnie. Bacznie szłam za nim, tak aby mnie nie zauważył. Naszą zabawę w kotka i myszkę przerwał dźwięk telefonu, Kurek podążając za sygnałem odwrócił się , a ja nie miałam szans żeby szybko wyłączyć telefon.
- Co się chowasz przede mną? - wesołe ogniki wojują w jego oczach.
- Po lody byłam. - podaje mu wielki rożek z kilkoma kulkami truskawkowo - śmietankowych smakołyków. Siedliśmy na ławce w cieniu, wszystko byłoby okej, gdyby nie wścibskie dziewczyny mijające nas tam i z powrotem, które wstydziły się podejść tylko przechodziły śmiejąc się i ciągle szepcząc coś do siebie. Nie wiele zważając na nie zajęłam się rozmową z Bartkiem. - I jak pogadałeś?
- Tak. Mama chciała robić kolację, ale powiedziałem, że nie wiem kiedy wrócimy.
- To może powinniśmy, żeby jej nie sprawiać przykrości.
- Aaa tam się przejmujesz. Chodź zabiorę cię gdzieś. - ciągnięta za rękę szłam za Bartkiem. W końcu znaleźliśmy się przy Hali Stulecia. Dawno już się ściemniło, miasto pięknie było oświetlone.  - Będąc tutaj nie mogłabyś przegapić wrocławskiej fontanny. - stajemy wśród kilku zebranych osób. Kurek stoi za mną przytulając się do moich pleców. - Popatrz, jak wybije dokładnie 21 zacznie się przedstawienie.  - zgodnie z jego zapowiedzią o pełnej godzinie zaczął się pokaz multimedialny. Zdążył mi opowiedzieć, że ta fontanna jest największą w Polsce. Na jej dnie umieszczono blisko 800 punktów świetlnych, a połowę mniej dysz wodnych. Widowisko ognia i wody wzbogacają obrazy rzucane przez projektor na ekran wodny oraz światła laserów i dźwięków muzyki.
- Niesamowite. - tyle dałam rady z siebie wykrztusić.
- Wiem, piękna. Teraz chodź wracamy zmęczona jesteś . - wolnym spacerkiem wracaliśmy do domu.
- Popatrz ta niebieska gwiazda jest moja. - wskazałam palcem w niebo.
- Która? Gdzie ty ją widzisz?
- Przyjrzyj się. Są niebieskie, lekko czerwone i białe. Niebieskie są gorącymi, a te zaróżowione chłodnymi.
- Skąd ty to wiesz?
- Kochanie, chodziłam na lekcje fizyki, a nie odbijałam piłkę między siatką. - marudził jeszcze, że miał inny program nauczania co zlekceważyłam. Cichutko weszliśmy do domu, rodzice Bartka już spali, a Kuba grał na komputerze. Zanim Bartek się umył z młodym rozegrałam partyjkę tenisa.
- Lubię cię Julita. - nieśmiało powiedział Kuba, po skończonym secie. Uśmiechnęłam się szczerze na takie słowa, dzięki którym poczułam się pewniej w tym domu.
- Ja ciebie też. Przepraszam, że zabieram ci brata, ale rozumiesz, że gdy dorośli się kochają to chcą być ze sobą jak najwięcej czasu, a wiesz, że Bartek dużo wolnego nie ma.
- Wiem. Nie jestem małym dzieckiem ani  zły na ciebie. Przyzwyczaiłem się, że jego bardzo często nie ma, może inaczej - święto, gdy jest w domu. - rezolutny chłopak jak na swój wiek.  - Nie gniewaj się na mamę, ona taka już jest. Chce Bartka zatrzymać przy sobie, a jak go nie ma to truje, że ma tyle lat i sam jest. - na te słowa oboje się roześmialiśmy.
- Nie gniewam się. Wyłączaj komputer, i uciekaj do spania. Dobranoc.  - sama niedługo później poszłam spać . Byle do niedzieli.

- Przeziębiłaś się, że tak kichasz?
- Nie. Jest tutaj gdzieś kot?
- Kuba mamy kota? - Bartek zwraca się do brata.
- Pewnie mama wpuściła Heńka. - uświadamia nas pan Kurek, który właśnie nachyla się, by wziąć kromkę ziarnistego chleba.
- Masz alergię na koty? - pyta mnie Kuraś, a gdy kolejny raz wybucham kichnięciem zwraca się do brata z prośbą wyniesienia kocura.
- Kuba, co ty robisz? Henio jeszcze nie jadł. - piskliwy głos Jadwigi dźwięczy z kuchni.
- Julita ma alergię na koty.
- Alergie, nie alergie. Tak to jest jak mamusie chronią swoje dzieci przed kontaktem ze zwierzętami. - pozostałe towarzystwo, które siedziało ze mną w salonie przepraszająco popatrzyło na mnie nie wiedząc co powiedzieć. Nie wiele myśląc wzięłam talerz z wcześniej przygotowanymi dwoma kanapkami, kubek kawy i wyszłam.
- Wyjdę i zjem przy ogrodowym stole. Pani niech nakarmi kota.
- Jeśli tak chcesz. - niewzruszona wyjmowała mięso z puszki, by nakarmić Heńka.

***

- Mamo!
- Co Bartuś? - już mam dość jej synulkowania i Bartusiowania!
- Jak mogłaś tak potraktować Julitę? Kot ważniejszy niż ona? - wszedłem do kuchni, a ona jak gdyby nigdy nic latała wkoło futrzaka.
- Dziecko, jak ma alergię na koty, a chciała zjeść w ogrodzie co cóż jej poradzę.
- Myślisz, że ona nie$ widzi, że jej nie tolerujesz?
- No właśnie Jadwiga. - dołączył do rozmowy ojciec. - O co ci chodzi? Bartek jest dorosły normalne, że układa sobie życie. Julita jest bardzo sympatyczna. My gdy byliśmy w jego wieku mieliśmy już pięcioletnie dziecko.
- A wy co tak naskoczyliście na mnie?! Mówię coś? Proszę bardzo żeńcie się, krzyżyk na drogę! - rzuciła ścierkę na kuchenkę i szybkim krokiem wyszła z kuchni.
Mam nadzieję, że Julita nie znienawidzi mojej mamy. Sam nie potrafię jej okiełznać. Zawsze gdy przyjeżdżałem, pytała o dziewczynę, jak już  ją przywiozłem to zachowuje się co najmniej dziwnie. Dzisiaj zabiorę Jutkę do dziadka, jego jeszcze nie zna. Później może wybierzemy się nad naszą prywatną rzekę, którą okupowaliśmy ze znajomymi w dzieciństwie.

***

Z matką przyjmującego trudno będzie dojść do porozumienia, bo mimo, że nie wchodzę jej w paradę to i tak zawsze znajdzie coś do zgrzytu. Odwiedziny bartkowego dziadka tez nie doszły do skutku, ponieważ od tygodnia przebywa w sanatorium. Zadzwonił do niego, nawet ja chwilę z nim porozmawiałam. Nie znam go, ani on mnie, jednak wydaje się być miłym i z wielkim poczuciem humoru facetem. Zapaliliśmy znicze na grobie dziadków Bartka ze strony mamy, i babci  od taty.
- Misiu wracajmy, bo pewnie obiad niedługo będzie. Znowu podpadnę, że cię wyciągam i nie ma ciebie w domu, a tak rzadko bywasz. - nie wytrzymałam i musiałam wyrzucić tą uwagę z siebie. Bartek głośno wziął powietrze.
- Przepraszam.
- Już mnie nie przepraszaj, to nic nie da. Ja wiem, że to nie twoja wina. Tylko mi przykro, bo nie jestem jak twoja poprzednia dziewczyna, która wykorzystywała okazję, że jesteś znany i bezpieczny finansowo. Za to pan Adam, i Kuba są bardzo mili. - uśmiechnęłam się krzywo.
- Jeszcze raz przepraszam. I kocham, tylko nie płacz. - starł łzę, która spływała po moim policzki. - Jak chcesz możemy dzisiaj wrócić? - nie zgodziłam się na te pomysł. Wtedy już całkowicie pani Kurkowa by mnie znienawidziła.
Po południe jak i wieczór spędziliśmy w domu. Obyło się bez zbędnych incydentów, jedynie był mały zgrzyt w czasie podawania wina, gdy odmówiłam z racji spożywania antybiotyku. Wyprzedziłam Bartka w uzasadnianiu, żeby się przypadkiem nie wygadał, że to przysadki. Na poczekaniu wymyśliłam zapalenie uszu, to spotkałam się z krytyką,  że nie noszę opaski. Tak, w trzydziestostopniowym upale  będę zakładać…
- A ty gdzie uciekłaś?
- Nigdzie, przecież jestem. Zostawiłam was na chwilę samych, żebyście mogli swobodnie porozmawiać.
- Nie mam żadnych tajemnic przed tobą.
- Głuptasie wiem. Ej ale nie rób tego. - kładzie się obok mnie na hamaku.
- Teraz mogę zając się moja dziewczyną. Rodzice poszli spać, i zostałem tylko ty i ja.
- I chmara komarów nad nami.
- Nie psuj romantycznej chwili. - zbliża się do mnie zachłannie całując. Dłonie wsuwa pod moją spódnicę delikatnie masując pośladki. Czuję przyjemne pulsowanie.
- Misiu, ten hamak nie wytrzyma naszej wagi, chodźmy stąd. - przerywam nasze chwile zapomnienia, jednak za późno. Bartek już leży na trawie, a ja na nim. Zachodzę się śmiechem, ale po chwili się podnoszę.
- Wstawaj. - podaję mu rękę.
- Nie dam rady.
- Jak to?
- Plecy. - no to ładnie. Pomagam mu wstać i wejść do pokoju. Ciężko mi trochę, bo jednak swoje waży. Każę mu się położyć na brzuchu, i biorę się do pracy. Fizjo ma na miejscu, mam nadzieję, że masażem przywrócę go  do pełnej sprawności.
Lekko skrzywiony schodzi na śniadanie. Jadwiga od razu zauważyła, że coś nie tak.
- Synek, co ci się stało? - podleciała do niego pomagając iść, mimo, że świetnie sobie radził.
- Nic, schyliłem się i mi coś chrupnęło. - kolejna tania ściema.
- Jesteś fizjoterapeutką pomóż mu. - odwróciła się do mnie.
- Już pomagałam, inaczej by nie uszedł. Ale jestem maserem, a nie cudotwórcą. - też potrafiłam się odgryźć. Zmierzyła mnie zabójczym wzrokiem, i już miała powiedzieć jakąś swoją złotą myśl, ale Bartek ją uprzedził.
- Mamo, daj spokój. Jutka mnie masowała, idź zrób nam śniadanie.
- A mnie też pomasujesz? - pojawił się obok nas Kuba.
- Pewnie. Kiedy chcesz? Po śniadaniu? Po obiedzie?
- Młody, ona mnie może dotykać swoimi rączkami. - podsumował Bartek.
- Synu, z tego co wiem Julita jest w reprezentacji, więc innych też masuje to i mnie z Kubą może. - pan Adam rozmarzył się na myśl delikatnego pieszczenia mięśni.
- To ty Bartuś załatwiałeś ta pracę w reprezentacji? - głowę do salonu wstawiła Jadźka. Wszystkich nas wmurowało. Każdy zniesmaczony szukał jakiegoś celu do zawieszenia wzroku, a mi ciśnienie z pewnością wzrosło.
- Jadwiga, co ty wymyśliłaś? Złożyła wniosek i ją sami wybrali w PZPS. Co ma Bartek z tym wspólnego? - pan Kurek, były gracz kadry wiedział jak sytuacja wygląda. Bartek potwierdził słowa ojca, a mi nigdy przez myśl nie przeszło, że mógł coś kombinować. A może coś w tym racji, i dlatego Olek jest cięty na mnie? Nie wiem, i nie wiem czy chcę wiedziec.
 Poranny posiłek odbył się już bez zbędnych przygód. Poszliśmy do kościoła, a później Bartek zabrał mnie nad małą rzekę niedaleko jego domu. Spacerkiem doszliśmy nad wodę. Kurek w między czasie ustawił się do kilku zdjęć, a ja usiadłam na pomoście i wpatrywałam we wręcz przeźroczystą wodę.
- Co taka smutna jesteś? - usiadł obok mnie.
- Wydaje ci się. - zbliżyłam się do niego, wtulając w klatkę piersiową.
- Jutka przecież widzę. Znowu moja matka? Przepraszam.
- Nie. - uśmiecham się gorzko. - Może ja nie potrafię mówić ci o moim uczuciu, może mało wylewna jestem, nie pokazuję na zewnątrz, ale naprawdę jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Za każdym razem jak gdzieś jedziesz boję się jak głupia, żeby ci się nic nie stało. Nie wyobrażam sobie dalszego istnienia na tej Ziemi bez ciebie, jesteś częścią mnie. Kocham. - i znowu ta cholerna łza spadająca z policzka znalazła się w bartkowej dłoni.
- Jakie wyznanie. - uśmiechnął się. - Ja ciebie też kocham, i nie mogę doczekać się naszych wakacji. Po raz pierwszy będziemy mogli być sami na dłużej. - zamknął oczy i wystawił twarz do słońca ciągle trzymając mnie w objęciach. - Co jeszcze ci leży na sercu? - znowu zapytał widząc moją na pozór ponurą twarz.
- Nic. Cieszę się, że miałam ten staż w szkole. - wracam myślami do naszego pierwszego spotkania. - Misiu, ale nie obrazisz się, jak będę chciała spotkać się z Alą i Anetą na babski wieczór po naszych wakacjach?
- Juliś, nie pytaj mnie o takie rzeczy, bo czuję się jak jakiś dyktator. Jasne, że kiedy chcesz spotykaj się ze swoimi przyjaciółkami, bo widzę, że ci ich brakuje. - uśmiechnęłam się na te słowa. Bardzo tęsknie za dziewczynami, z Alicją mam kontakt telefoniczny, z Anetą rzadziej, ale to nie to samo co spotkanie twarzą w twarz. - Ja też zaniedbałem kilku znajomych z Bełka i okolic. Także odpoczniemy od siebie.
- Byle nie na długo, bo muszę się tobą nacieszyć. Nie wiem czy uwzględniona będzie moja prośba o przedłużenie praktyki.
- Nie myśl na zapas, i uśmiechnij się smutasku mój. - cmokam go w policzek. Z wymalowanym uśmiechem na ustach idziemy na obiad. Niedługo później wracamy do siebie. Staram się nie brać do siebie momentami opryskliwych uwag pani Jadwigi.
- Synek byłabym spokojniejsza gdybyś ty prowadził. - tym razem nie podoba się, że ja będę za kółkiem w drodze powrotnej.
- Mamo daj spokój. Jeszcze nie czuje się pewnie z moimi plecami, a Julita świetnie jeździ. Nie masz się o co martwić. - walizki spakowane w bagażniku, czas na pożegnanie. Przytulam pana Adama i Kubę z nadzieją, że pojawią się w Bełchatowie. Na koniec podchodzę do mamy Bartka.
- Niech spróbuje mnie pani polubić. Kocham pani syna. Naprawdę. - szepczę jej na ucho tak żeby chłopcy nie słyszeli. Zaskoczona tymi słowami nic nie odpowiada tylko bacznie przygląda. Wsiadamy do auta, i bezpośrednio jedziemy do domu bez zbędnych postojów. Wieczorem zakotwiczamy pod moim domem. Po rozpakowaniu, nastawiam pranie, gdyż kilka ubrań przyda się na wtorkowy wylot.
- Bartuś kładź się. Przywracamy plecki do normalności. Dzwoniła Tera, chcą przyjechać, by rozglądnąć się za mieszkaniem, ale powiedziałam, że nas nie będzie, więc mają po naszym powrocie się pokazać. - przytakuje mi, a ja masuję obolałe miejsca. Jutro nie powinien odczuwać żadnego bólu. Zmęczona fizycznie i psychicznie po weekendzie zasypiam bezpieczna z Bartkiem przy sobie.
                                                                                                                                                                 

Odbiegając od tematu: - nuta autorstwa mojego kolegi (pseudo - Wicentos), która za każdym razem ściska mnie za serce. Jeśli nie lubicie takiego klimatu, przepraszam za stratę czasu.

Nie wiem, czy się nie pożegnamy wkrótce.
Pozdrawiam.

11 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Teklica działa bardzo po cichu. Niby taka grzeczna, tak się troszczy, a robi co chce. Przez całą wizytę miałam ochotę udusić ją gołymi rękoma albo dosypać arszeniku. Co to za kobieta, która tak manipuluje synem, tak zniechęca do siebie, że aż mąż na nią krzywo patrzy? Ja rozumiem że może czuć się zagrożona na pozycji jedynej kobiety w życiu Bartosza, ale no błagam! Wolałaby żeby był sam przez całe życie, nieszczęśliwy? Wątpię.
      Cóż, może jeszcze się przekona do Julity. Ale najpierw powinna ją przeprosić za swoje zachowanie, bo to, co zaprezentowała, zdecydowanie nie stawia jej w pozytywnym świetle.
      A Bartek uważam że trochę za słabo bronił dziewczyny. Mógł się bardziej przeciwstawić matce, ustalić jasne zasady- albo zmieni podejście, albo wyjeżdżają.
      Generalnie wizyta okazała się klapą, a na koniec pozostał tylko niesmak. Julita jeszcze masować Bartka musiała, no ;p
      I cieszę się na Tercię, stęskniłam się już za nią *.*
      Paula, co Ty tu straszysz, jakie pożegnanie?! Nawet sobie nie żartuj! Wsiadam w PKS-a i jadę do Ciebie jak jeszcze raz usłyszę coś takiego!
      Całuję, Twoja S. :*

      Usuń
  2. Oby matka Bartka w końcu zaakceptowała Julitę. Nie rozumiem czemu jest taka nie miła wobec niej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Eeee? Jak to koniec? Ja się nie zgadzam i tyle.
      Matka Bratka wyprowadziła mnie z równowagi do tego stopnia, że trzasnęłam laptopem, kiedy czytałam co rusz jej teksty. Ochłonęłam i komentuję.
      No co za tępa strzała, kurde! Czy ona nie widzi, że syn jest szczęśliwy? Jeszcze nam Jutkę zniechęci do Bartka a wtedy to chyba nie wiem co bym zrobiła kurkowej matce. Głupia flądra. Niech spada.
      Cieszę się, że Julita ma wsparcie w ojcu i bracie przyjmującego.
      Moja Kochana, nie kończ, nie, nie, nie!
      ściskam mocno :*

      Usuń
  4. Tekla to dopiero agentka nr 1. Niby narzeka, że Bartek nie ma dziewczyny, a jak przyjeżdża i przedstawia to mamusi się nie podoba. Oj nie przypadła Julita do gustu Jadzi, oj nie przez co urządziła jej małe piekło w rodzinnym domu przyjmującego. Chociaż i tak była dość znośna, bo słyszałam o gorszym przypadku ;) Mam nadzieje, że się przekona do Julity, bo najprawdopodobniej to jej przyszła synowa więc wypadało by się przynajmniej tolerować. Nie trzeba się kochać no ale syna chyba chce widywać chociażby w święta ;)
    Bartek to mógłby pokazać trochę bardziej to, że mu się nie podoba jak matka traktuje jego dziewczynę, a tak był taki pomiędzy. Żeby tylko nie obrazić mamy i bronić Julity.
    Na całe szczęście wizyta aż taką klapą się nie okazała, bo jednak przychylność Kuby i pana Kurka zyskała ;)
    Ej jaki koniec?! Co najwyżej koniec tej historii i początek nowej, ale nie całkowite zniknięcie! Ej no sąsiadko nie zostawiaj mnie tu na blogspot samej :P
    pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak to dobrze, że moi rodzice jakoś tak lekko przyjmowali wieść o tym, że poznają swoich teraźniejszych zięcia i synową. Ja tam oczami wyobraźni już widzę siebie w takiej roli i mam nadzieję, że będzie dobrze ;)
    Ej jaki koniec? Jakie za chwilę się pożegnamy? Palinko, nie mów tak nawet, bo ja chce móc pisać z Tobą na gg, czytać Twoje opowiadania i dalej rozkoszować się tymi losami Bartka i Julity ;D
    Ej a tak w ogóle to jest jeszcze ktoś, kto nie lubi Tekli na sali, nie? ;>
    Pozdrawiam,
    Dzuzeppe ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. co za kobieta ! Teściowa z kawałów normalnie, najbardziej to mnie ten kot rozwalił xd Ale myślę, że z czasem zmieni ona swoje nastawienie do Julity :)
    buziaki !

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział super ;D. Powiedz swojemu koledze (i możesz Go od razu pozdrowić ;P ), że nuta rozwala i mam już ją na tele ^^.

    OdpowiedzUsuń
  8. cooo ? Jak to nie wiesz czy może się czasem nie pożegnamy ?!
    Pleciesz bzdury, koleżanko :O
    Tekla co z Tobą ?! żal mi Jutki, że Jadzia nie jest przychylnie do niej nastawiona ;/
    Bartuś jej pomaga :x jak ja go lubię ! :D
    taki chłopak to skarb !!
    przepraszam, że tak późno, ale lekkie zachwianie w grafiku miałam ;x
    czekam na nn:

    http://love-is-a-contradiction.blogspot.com/
    http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. to już koniec historii Alka i Kamili ;) Zapraszam serdecznie na epilog na co-zlego-to-nie-my.blogspot.com ;) Proszę o komentarz "pożegnalny " Przy okazji zapraszam na antkowe-lowe.blogspot.pl tam będzie można mnie teraz zobaczyć :) buziaki :*

    OdpowiedzUsuń