poniedziałek, 5 sierpnia 2013

28.



Pan Aleksander okazał się być człowiekiem z jakimiś uczuciami skierowanymi w moją stronę zabierając mnie do Argentyny. A może miał na to wpływ trener? W końcu on też ma coś do gadania, by pomóc w szybkiej rekonwalescencji jego podopiecznych. Nieważne. Ważne, że lecę z chłopakami. Świetna praktyka, doświadczenie i kwalifikacje do dalszej pracy.
Oczekując na dalszy lot na lotnisku w niemieckim Frankfurcie mamy kilka godzin przestoju. Można swobodnie się wyprostować. Część siatkarzy śpi skulona w literkę „c” na miękkich krzesełkach, inni okupują przyrożne ściany, jeszcze inni „zwiedzają” lotniskowe sklepy, a trenerzy posilają się w małej restauracyjce.
Nie zważając na miny Olka siadam na pokładzie samolotu z Bartkiem przygotowując się  na dalszy lot, który potrwa blisko połowę doby. Mam słuchać lamentu Bieleckiego czy chrapania naszego Jarząbka, wolę pogadać z Kurasiem, z którym mimo, że jestem na co dzień razem, tak nie mam wielu okazji do spotkań. Owszem podczas treningów często bywam, ale skoro trenują to nie będzie ze mną przesiadywał. Za to gdy on odpoczywał, ja doprowadzałam z resztą fizjo family chłopaków, by bez skarżenia się na jakiś ból rozgrywali kolejne mecze. Później zmęczona marzyłam o łóżku  i odrobinie snu na regenerację mięśni.
Kilka godzin przespanych, obiad zjedzony,  a przed nami jeszcze szmat drogi. Wiercę się na fotelu w celu znalezienia odpowiedniej pozycji.
- Julita co ty robisz? - przebudza się Bartek.
- Nudzi mi się.
- To poczytaj książkę, prześpij się?
- Ileż można spać?
- Ja nie narzekam. - standardowo się uśmiecha przy okazji ziewając.
- A mogę tak? - przysuwam się do niego opierając głowę na ramieniu.
- Jasne. Nie pytaj nawet. - obślinia mi czoło całusem.
- Bartuś. - przeciągam, na co odpowiada cichym mruknięciem. - Gdzie będziesz grał w kolejnym sezonie?
- Nie wiem.
- Bartek, wiesz chyba czy są jakieś propozycje? Czy je rozważasz?
- Oferty zawsze były, są i będą.
- Ale ty jakie masz zamiary? - oczy mi się szklą. Nie chcę z nim się rozstawać. Dopiero od tak nie dawna go mam. Są związki na odległość, lecz ile z nich przetrwa rozłąkę? Z drugiej strony nie mogę ingerować w jego karierę i spełnianie marzeń, zrobi co będzie uważał za stosowne.
- Nie martw się, Ciebie nie zostawię.
- Tylko ja nigdzie z tobą nie pojadę.  - obruszam się.
- Ja też.
- Czyli zostajesz w Bełchatowie? - iskierki nadziei tlą się we mnie.
- Tak.
- Bartek! Nie mogłeś tak od razu?!
- Chciałem, żebyś chociaż przez moment pomartwiła się o mnie. -  szczerzy się, za co dostaje kuksańca w ramię.
- Nigdy więcej nie trzymaj mnie tak w niepewności.
- Tak jest pani porucznik. - cmoka mnie delikatnie w usta, a ja mogę delektować się miękkością jego warg.

- Ała! Julita boli mnie. - drze się środkowy leżący na łóżku zabiegowym.
- Piotrek, jaki ty niecierpliwy jesteś. Bierz przykład z Marcina, nigdy nie narzeka. A ty gorzej jak piętnastolatka, którą chłopak chwyci za kolano.
- Po wyżywaj się na Bartku. - mruczy trzymając głowę w zagłębieniu łóżka.
- Mówiłeś coś? - puściłam jego uwagę mimo uszu. - Cicha woda brzegi rwie Piotruś? - mocniej docisnęłam jego bark. Dało się usłyszeć cichy jęk bólu. W pewnym sensie dobrze, że boli. Przynajmniej widać, że dobre miejsce się leczy.  Po dwóch kwadransach męczarni z jego strony wraca do siebie, by odpocząć. Pod moje ręce trafiają jeszcze Misiek K., Paweł, Andrzej i Rucek.
Nie mogę przyzwyczaić się do zmiany strefy czasowej. Niby to tylko trzy godziny jednak, gdy dzwonię do Polski to znaczna różnica.

Po wygranym spotkaniu z reprezentacją Serbii wracamy do hotelu. Niestety jest oddalony od hali o dobre 30 mil czyli 50 kilometrów. Mija godzina 22 czasu lokalnego, a przed nami jeszcze połowa drogi w znacznych korkach. Samopoczucie chłopaków jest pozytywne, jednak nieprzesadzone. Wiedzą, że to dopiero pierwsze spotkanie, trzeba wygrać kolejne, by grać w ćwierćfinałach. Korzystając z chwili postoju spowodowanej korkiem próbuję wypytać Kurasia  o plany podczas wakacji.
- Co będziesz robił w czasie wolnego?
- Na pewno spędzę ten czas z Tobą.
- A do rodziców nie masz zamiaru jechać?
- Wszystko da się pogodzić.
- Bo mam sprawę. - kiwa głową dając znak, żebym kontynuowała. - Moi rodzice chcieliby cię poznać. Oni są zupełnie normalni, tylko mama nadopiekuńcza. - nakręcam się, na co wybucha śmiechem.
- Dobrze, czyli nastąpi moja prezentacja przed teoretycznymi teściami. - ciągle się śmieje, co zaczyna mnie już drażnić.
- Co to znaczy teoretycznymi? Masz zamiar mieć innych?
- Nie. Tak tylko powiedziałem. Co ty taka nerwowa? - wzruszam ramionami, nie wiedząc jak się usprawiedliwić. - Ale ty poznasz również moich.
- Ja twoich rodziców? - oczy znacznie mi się powiększają.
- Tak, i Kubę.
- A jak się nazywają twoi rodzice?
- Mówiłem ci kiedyś. Tata - Adam, mama  -  Jadwiga, ale częściej zwracają się do niej Tekla. Nie wiem dlaczego tak, ale od kiedy pamiętam większość znajomych tak do niej mówiła.  - Tekla? Od razu na myśl przychodzi mi Pajęczyca Tekla z wieczorynki Pszczółka Maja. Zła, rzęchająca na skrzypcach, dokuczająca Guciowi i Mai - wcielone zło. Już widzę nasze spotkanie z panią Kurek. Najczarniejszy scenariusz.
- Ale jak ty to sobie wyobrażasz? Będziesz miał ponad 2 tygodnie wolnego co najmniej tydzień możesz spędzić we Wrocławiu, a przepraszam cię bardzo ja w tym czasie chętnie pobędę z moją rodziną.
- Nie martw się, dwa dni wytrzymasz ze mną we Wrocku.
- I później będę sama wracać? - krzywię się na ten pomysł.
- Razem wrócimy. Na dwa dni pojedziemy. Mam pewien plan co do naszego wspólnego spędzenia tych kilku dni.
- Czyli nie mam za wiele do gadania? 
- Nie. -uracza mnie namiętnym pocałunkiem, który nie podoba się chłopakom siedzącym za nami i z drugiej strony, gdyż wybuchają wyciem jak dzieci.

Po przegranym ćwierćfinale zbieramy się na mecz o 3 miejsce. Wczoraj z chłopakami ciężko było się dogadać. Do późnej nocy doprowadzaliśmy ich ciała do stanu użytkowności. Boli strata gry w finale mając swoje dwie piłki setowe w tie - break’u , i nie wykorzystując ich. Ale nie ma co żyć przeszłością. Mamy kolejny dzień, kolejny mecz, kolejny cel. Chłopaki muszą pokazać sobie, że stać ich na wygrane. Dzisiejsze spotkanie grają z Kanadyjczykami, którzy nie są wygodnym przeciwnikiem. Mimo, że przegrali gładko do zera, również mogą wyjść zmotywowani lub wręcz przeciwnie. Dlatego musimy być pewni swoich umiejętności, które posiadamy. Pogoda nas nie rozpieszcza, w rzęsistym deszczu przechodzimy z autokaru na halę. Większość chłopaków ma na uszach słuchawki, kilku idzie w ciszy nie rozmawiając z nikim. Przepasana torbą z najpotrzebniejszymi rzeczami na mecz idę ostatnia zamykając grupkę.

- I love me team! I love me boys! We love You! - trener Anastasi nie może posiąść się ze szczęścia. Chłopaki skaczą, krzyczą, padają sobie wzajemnie w objęcia szczerze gratulując. Brązowy medal zawiśnie na szyjach polskiego zespołu. Kolejny sukces w wykonaniu podopiecznych dwóch włoskich trenerów.
Po rozdaniu kilku autografów, pomeczowym rozciąganiu, wzięciu prysznica siatkarze nie wracają do hotelu. Przebrani wszyscy w jednakowe dresy, pod bluzami kryjemy koszulki z numerem „16”, by uczcić pamięć Arka, który dokładnie osiem lat temu brał ślub, a część chłopaków była wtedy na weselu. Nie znałam go osobiście, jednak bywałam w tamtym czasie na meczach reprezentacji, i widziałam na żywo. Jego nagła śmierć była wielkim szokiem dla Polski, i całego światka siatkówki. Jednak czas leczy rany, a może uczy nas z nimi żyć? Takich ran nie da się zagoić. Nie wyobrażam sobie straty Bartka, a kto może wiedzieć co nas czeka? Ostatnio w moim życiu za dobrze się dzieje. Owszem uderzył piorun, ale mimo wszystko boję się, że mój wewnętrzny spokój, który gości wraz z obecnością Bartka prychnie jak bańka mydlana? Odpędzam te myśli od siebie jak najprędzej.
Siadamy w zarezerwowanych dla nas miejscach. Ciągle ściskam bartkową dłoń chociaż chciał mnie puścić, żeby wykonać telefon.
- Stało się coś? - pyta z troską w głosie.
- Nie. Tylko popadłam w melancholijny nastrój w związku z Arkiem. - nie odpowiada nic, cisza chyba jest najlepszym wyjściem. Obejmuje mnie ramieniem mocno przytulając. - Kocham cię Bartek bardzo mocno. - patrzę z powagą w jego oczy w których widzę wielką radość.
- Ja ciebie też. - szepcze zauważając, że dosiadł się do nas Michał.
- Wy znowu razem? -krzywi się.
- Nie mogę siedzieć z moim chłopakiem Winiarku? - uśmiecha się niewinnie łagodząc me zapędy. - Michał ja i tak nie wybaczyłam ci tej zdrady. -  teatralnie ronię łzę.
- Że co?!
- Kto zostawia mój Bełchatów?
- Aaa o to chodzi. Spokojnie, niedaleko będę. Trzy godziny jazdy i jesteś u mnie.
- Nie mogłeś do Częstochowy jak już tak chciałeś odejść? Raptem godzina drogi ode mnie.
- Dobrze mi było w Skrze, i chętnie wrócę jeśli będą mnie chcieć jeszcze. Wiesz, że te przenosiny zależą od Dagmary. Znalazła w Bydgoszczy pracę i tam spędzimy kolejny sezon, bo nie wyobrażam sobie  rozłąki z Oliwierem i żoną. - kiwam głową na znak zrozumienia. Rozpoczyna się spotkanie finałowe po którym nastąpi dekoracja i wręczenie medali.

Długi lot powrotny z dwoma przesiadkami. Na warszawskim Okęciu wita nas spore grono kibiców, mimo wczesnej pory o jakiej przylecieliśmy, bo już kilka minut po 8. Chłopaki dostają po jednym ciętym kwiatku - gerberze. Dziennikarze i fotoreporterzy wykonują po setki zdjęć i wywiadów. Przed południem udaje im się opuścić teren lotniska. Jutro czeka nas śniadanie u Premiera.
Jeszcze dziś  po południu odbywa się wielka feta na rynku w Warszawie. Byłam pełna nadziei, że uda mi się wymsknąć z tego celebrowania, lecz zostałam zmuszona przez trenera do wzięcia udziału, ponieważ też przyczyniłam się do sukcesu.
Tłumy kibiców w różnym wieku przyszły, by zobaczyć swoich idoli na żywo. Nie wiem czy siatkarze do końca są świadomi, że dla kogoś stanowią ideał, wzór do naśladowania? Zaczyna się skandowanie wszystkich nazwisk zawodników i trenerów. Stoję z tyłu na wielkiej scenie, fotoreporterzy latają w te i we wte pstrykając setki zdjęć. Kapitan, Anastasi, Misiek i Kosa krótko przemawiają do mikrofonu. Pogoda jest idealna, słonecznie, lecz nie duszno. Wieczorem rozjeżdżamy się do swoich domów, by jutro rano wrócić do stolicy na uroczyste śniadanie.
- Śpiochu wstawaj. - nachylam się nad bartkową głową całując skroń.
- Jeszcze pięć minutek.
- Nie, i tak się zaraz spóźnimy. Bartek szybko. - nie jest łatwo wstać o wpół do piątej, ale cóż poradzić. Podgrzewam mleko w mikrofalówce, by zalać nam porcję płatków kukurydzianych. Słońce wschodzi, a ja już ubieram sukienkę. Bartek jeszcze nie ubrany ociężale wchodzi do kuchni. Każdą łyżkę papki mieli w buzi po 15x.
- Dlaczego ty w sukience idziesz?
- Bo jestem kobietą. A ty idziesz w czerwonych czy granatowych dresach?
- A czy ja jestem Czerwony Kapturek? W ciemnych rzecz jasna.
- To już nie wiem jasnych czy ciemnych. - żartuję podając mu granatowe dresy i reprezentacyjną koszulkę.
- Też chciałbym się ubrać w prywatne ciuchy. - mruczy odbierając ode mnie „wyjściowy” strój.
- Bokserki masz prywatne. - mierzy mnie zaspanym wzrokiem. Przed szóstą wyjeżdżamy, by po dwóch godzinach znaleźć się przed siedzibą Premiera.
Pod wodzą ochroniarza zostajemy wprowadzeni do środka. Wielki stół w kancelarii szefa rządu uginał się pod ciężarem jajecznicy, talerzy z wędlinami i serami oraz owoców.  Obecna była także ministra sportu. Nastąpiło tradycyjnie oddanie koszulki reprezentacyjnej i repliki brązowego medalu. Po dwóch godzinach opuściliśmy budynek. Część chłopaków została porwana przez wścibskich dziennikarzy na krótką rozmowę czy to radiową czy telewizyjną.
Wczesnym po południem  wróciliśmy do Bełchatowa, i możemy się byczyć aż do 12 sierpnia.
- Zero wywiadów, zero rozmów, zero telefonów. Spokój, błogi spokój. - Kurek rozsiadł się w fotelu.
- Co robimy przez ten czas? Kiedy do rodziców jedziesz?
- Znowu mnie wysyłasz? Jedziemy razem, jeszcze w tym tygodniu.
- A później co? Będziemy w domu siedzieć?
- A później to ja się tobą zajmę. - chwyta mnie za ręka i przyciąga do siebie. Nie jest to chęć posiadania czy pożądania. Wyczuwam w jego głosie troskę, chce mną się zająć jak małą dziewczynką, być, i z oka nie spuszczać. Wreszcie pojawił się ktoś, kto chce ze mną spędzać każdą wolną chwilę, który cieszy się wiedząc, że jestem szczęśliwa, któremu zależy na mnie.
- Wybieramy się gdzieś na wakacje? - smyram po jego klatce, wywołując delikatny uśmiech.
- Właśnie mam coś dla ciebie. - wstaje, przechodzi do pokoju, a ja zostaję w fotelu nie mając pojęcia co ten dwumetrowiec wymyślił.
                                                                                                                                                              

Anonimie, nie oczekuj ode mnie, że będę pisać wszystko zgodnie z rzeczywistością. To jest moja wyimaginowana historia, gdzie tworzę po części „lepszy świat”. Dla mojej koncepcji potrzebne były wygrane. Mam nadzieję, że to zaakceptujesz, i nadal będziesz chętnie śledzić. Moja uwaga nie jest żadną uszczypliwością skierowaną w Twoją stronę, tylko nie mam innego kontaktu z Tobą, także poprzez bloga piszę :) Miło będzie, jeśli podpiszesz się w komentarzu, lub pisz na maila - szczescie6@onet.pl,  gdy chcesz o coś spytać. Ja nie gryzę :)

Kolejny w weekend.
Ściskam Was moje kochane ;*

11 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Jest brąz! <3 Cudownie że panowie zdobyli medal i pokazali że mają coś do powiedzenia w świecie siatkówki. A Julita mogła w tym uczestniczyć, bo Olek nie zrobił jej kolejnej złośliwości. Chociaż sądzę że to AA maczał w tym palce i Recydywista nie miał nic do gadania :D
      Rozpływam się nad Bartusiem nie pierwszy już raz. Paula, chyba jedynie w Twojej wersji jestem w stanie go przeżyć (i u Klonika). Z każdym rozdziałem zyskuje w moich oczach i przekonuje o swoim dopasowaniu do Julitki. A więc rodzinne spotkanka się szykują... No ciekawe jak obie rodziny zareagują na wybrańców swoich dzieci :) Wspólne wakacje zapowiadają się bajecznie, w końcu będą mieć czas tylko dla siebie.
      Całuję Miśku Ty mój, S. :*

      Usuń
  2. suuuper ! Przepraszam, że mnie tu nie było ;(( Nadrobiłam zaległości, ojj fajnie by było gdybyśmy chociaż zdobyli brąz :)) Ale każda porażka czegoś nas uczy ;)
    Dobrze, że Julita z Bartkiem jest szczęśliwa :P TO najważniejsze ;)

    zapraszam do siebie, bo to już prawie końcówka:P Ruszam też z nowym opowiadaniem :)
    buziaki !!

    OdpowiedzUsuń
  3. fajny rozdzialik :)

    OdpowiedzUsuń
  4. no świetne zawsze brąz jest dobry :) niż żaden medal

    OdpowiedzUsuń
  5. O jak fajnie, że mają brązowy medal Ligi Światowej ;) W końcu dziewczyny lubią brąz, a Złotopolscy o tym wiedzą :P Odbija mi już z tego gorąca ;)
    Jaki ten Bartek jest tajemniczy odnośnie wakacji. Kurde z drugiej strony to fajnie, że spędzą je razem i że poznają rodziców swoich połówek, bo wtedy robi się jakoś tak bardziej poważnie w związku (bynajmniej moim zdaniem). No i dobrze, że Bartek zostaje w Bełchatowie i nie imigruje, bo przynajmniej nie odbije mu tak jak w realu :P
    pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. łohoho, jest brąz, jest moc :D
    Pozdrowienia dla Ministry !
    Zapoznanie drugiej połówki z rodzicami ? łohoho, ktroi się coś poważnego. jestem ciekawa co też Bartuś wymyśli. Może kupił bilety do jakiś ciepłych krajów na wakacje ? :O
    czekam na nn !
    Zapraszam do mnie na nowy rozdział :
    http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/
    i nowy blog :
    http://love-is-a-contradiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojej, ojej! Bartej tu to istny ideal i nie moge doczekac sie tegodokad Kurek zabiera.swoja ukochana Jutke
    Mamy medala, panowie mamy medala! Cudownie.ze chociaz tu zdobyli braz. Choc dla mnie zawsze beda na najwyzszym stopniu podium. Wspomnialas o Arku i sie zbeczalam jak glupia. Pamietam dzien, w ktorym dotarla do mnie wiadomosc o jego smierci. Pamietam jak siedzialam przed tv i po policzkach plynely mi lzy.Arek bedzie na zawsze w naszych sercach, ZAWSZE.
    Czekam na kolejny bo baaaardzo ciekawi mnie spotkanie Jutki z tesciami i tak samo spotkanie Kurasia z nadopiekuncza mamusia Julity. Moze byc zabawnie.
    Sciskam Cie mocno!:**

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak zawsze super rozdzial ;D
    Przepraszam Cię nie chcialam by moja uwaga w jakis sposob cie zdenerwowala. ? to moze nie jest najodpowiedniejsze slowo. tego ze bede cie czytac dalej mozesz byc pewna poniewaz uwazam twoj blog za jeden z leszych i najciekawszych jakie do tej pory czytalam.
    Nie zrozum mnie zle ja po prostu uwazam ze lepiej sie czymac rzeczywistosi ale z drugiej strony to wkoncu to opowiadanie to fikcja wiec czemu by nie mogloby byc nia wszystko co sie w nim dzieje.

    Jeszcze raz przepraszam i pozdrawiam ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. (*) ku pamięci Arkadiusza Gołasia

    OdpowiedzUsuń