Pan
Aleksander okazał się być człowiekiem z jakimiś uczuciami skierowanymi w moją
stronę zabierając mnie do Argentyny. A może miał na to wpływ trener? W końcu on
też ma coś do gadania, by pomóc w szybkiej rekonwalescencji jego podopiecznych.
Nieważne. Ważne, że lecę z chłopakami. Świetna praktyka, doświadczenie i
kwalifikacje do dalszej pracy.
Oczekując na
dalszy lot na lotnisku w niemieckim Frankfurcie mamy kilka godzin przestoju.
Można swobodnie się wyprostować. Część siatkarzy śpi skulona w literkę „c” na
miękkich krzesełkach, inni okupują przyrożne ściany, jeszcze inni „zwiedzają”
lotniskowe sklepy, a trenerzy posilają się w małej restauracyjce.
Nie zważając
na miny Olka siadam na pokładzie samolotu z Bartkiem przygotowując się na dalszy lot, który potrwa blisko połowę
doby. Mam słuchać lamentu Bieleckiego czy chrapania naszego Jarząbka, wolę
pogadać z Kurasiem, z którym mimo, że jestem na co dzień razem, tak nie mam wielu
okazji do spotkań. Owszem podczas treningów często bywam, ale skoro trenują to
nie będzie ze mną przesiadywał. Za to gdy on odpoczywał, ja doprowadzałam z
resztą fizjo family chłopaków, by bez skarżenia się na jakiś ból rozgrywali
kolejne mecze. Później zmęczona marzyłam o łóżku i odrobinie snu na regenerację mięśni.
Kilka godzin
przespanych, obiad zjedzony, a przed
nami jeszcze szmat drogi. Wiercę się na fotelu w celu znalezienia odpowiedniej
pozycji.
- Julita co
ty robisz? - przebudza się Bartek.
- Nudzi mi
się.
- To
poczytaj książkę, prześpij się?
- Ileż można
spać?
- Ja nie
narzekam. - standardowo się uśmiecha przy okazji ziewając.
- A mogę
tak? - przysuwam się do niego opierając głowę na ramieniu.
- Jasne. Nie
pytaj nawet. - obślinia mi czoło całusem.
- Bartuś. -
przeciągam, na co odpowiada cichym mruknięciem. - Gdzie będziesz grał w
kolejnym sezonie?
- Nie wiem.
- Bartek, wiesz
chyba czy są jakieś propozycje? Czy je rozważasz?
- Oferty
zawsze były, są i będą.
- Ale ty
jakie masz zamiary? - oczy mi się szklą. Nie chcę z nim się rozstawać. Dopiero
od tak nie dawna go mam. Są związki na odległość, lecz ile z nich przetrwa
rozłąkę? Z drugiej strony nie mogę ingerować w jego karierę i spełnianie
marzeń, zrobi co będzie uważał za stosowne.
- Nie martw
się, Ciebie nie zostawię.
- Tylko ja
nigdzie z tobą nie pojadę. - obruszam
się.
- Ja też.
- Czyli
zostajesz w Bełchatowie? - iskierki nadziei tlą się we mnie.
- Tak.
- Bartek!
Nie mogłeś tak od razu?!
- Chciałem,
żebyś chociaż przez moment pomartwiła się o mnie. - szczerzy się, za co dostaje kuksańca w ramię.
- Nigdy
więcej nie trzymaj mnie tak w niepewności.
- Tak jest
pani porucznik. - cmoka mnie delikatnie w usta, a ja mogę delektować się
miękkością jego warg.
- Ała!
Julita boli mnie. - drze się środkowy leżący na łóżku zabiegowym.
- Piotrek,
jaki ty niecierpliwy jesteś. Bierz przykład z Marcina, nigdy nie narzeka. A ty
gorzej jak piętnastolatka, którą chłopak chwyci za kolano.
- Po wyżywaj
się na Bartku. - mruczy trzymając głowę w zagłębieniu łóżka.
- Mówiłeś
coś? - puściłam jego uwagę mimo uszu. - Cicha woda brzegi rwie Piotruś? -
mocniej docisnęłam jego bark. Dało się usłyszeć cichy jęk bólu. W pewnym sensie
dobrze, że boli. Przynajmniej widać, że dobre miejsce się leczy. Po dwóch kwadransach męczarni z jego strony
wraca do siebie, by odpocząć. Pod moje ręce trafiają jeszcze Misiek K., Paweł,
Andrzej i Rucek.
Nie mogę
przyzwyczaić się do zmiany strefy czasowej. Niby to tylko trzy godziny jednak,
gdy dzwonię do Polski to znaczna różnica.
Po wygranym
spotkaniu z reprezentacją Serbii wracamy do hotelu. Niestety jest oddalony od
hali o dobre 30 mil czyli 50 kilometrów. Mija godzina 22 czasu lokalnego, a
przed nami jeszcze połowa drogi w znacznych korkach. Samopoczucie chłopaków
jest pozytywne, jednak nieprzesadzone. Wiedzą, że to dopiero pierwsze
spotkanie, trzeba wygrać kolejne, by grać w ćwierćfinałach. Korzystając z
chwili postoju spowodowanej korkiem próbuję wypytać Kurasia o plany podczas wakacji.
- Co
będziesz robił w czasie wolnego?
- Na pewno
spędzę ten czas z Tobą.
- A do
rodziców nie masz zamiaru jechać?
- Wszystko
da się pogodzić.
- Bo mam
sprawę. - kiwa głową dając znak, żebym kontynuowała. - Moi rodzice chcieliby
cię poznać. Oni są zupełnie normalni, tylko mama nadopiekuńcza. - nakręcam się,
na co wybucha śmiechem.
- Dobrze,
czyli nastąpi moja prezentacja przed teoretycznymi teściami. - ciągle się
śmieje, co zaczyna mnie już drażnić.
- Co to
znaczy teoretycznymi? Masz zamiar mieć innych?
- Nie. Tak
tylko powiedziałem. Co ty taka nerwowa? - wzruszam ramionami, nie wiedząc jak
się usprawiedliwić. - Ale ty poznasz również moich.
- Ja twoich
rodziców? - oczy znacznie mi się powiększają.
- Tak, i
Kubę.
- A jak się
nazywają twoi rodzice?
- Mówiłem ci
kiedyś. Tata - Adam, mama - Jadwiga, ale częściej zwracają się do niej
Tekla. Nie wiem dlaczego tak, ale od kiedy pamiętam większość znajomych tak do
niej mówiła. - Tekla? Od razu na myśl
przychodzi mi Pajęczyca Tekla z wieczorynki Pszczółka Maja. Zła, rzęchająca na
skrzypcach, dokuczająca Guciowi i Mai - wcielone zło. Już widzę nasze spotkanie
z panią Kurek. Najczarniejszy scenariusz.
- Ale jak ty
to sobie wyobrażasz? Będziesz miał ponad 2 tygodnie wolnego co najmniej tydzień
możesz spędzić we Wrocławiu, a przepraszam cię bardzo ja w tym czasie chętnie
pobędę z moją rodziną.
- Nie martw
się, dwa dni wytrzymasz ze mną we Wrocku.
- I później
będę sama wracać? - krzywię się na ten pomysł.
- Razem
wrócimy. Na dwa dni pojedziemy. Mam pewien plan co do naszego wspólnego spędzenia
tych kilku dni.
- Czyli nie
mam za wiele do gadania?
- Nie.
-uracza mnie namiętnym pocałunkiem, który nie podoba się chłopakom siedzącym za
nami i z drugiej strony, gdyż wybuchają wyciem jak dzieci.
Po
przegranym ćwierćfinale zbieramy się na mecz o 3 miejsce. Wczoraj z chłopakami
ciężko było się dogadać. Do późnej nocy doprowadzaliśmy ich ciała do stanu
użytkowności. Boli strata gry w finale mając swoje dwie piłki setowe w tie -
break’u , i nie wykorzystując ich. Ale nie ma co żyć przeszłością. Mamy kolejny
dzień, kolejny mecz, kolejny cel. Chłopaki muszą pokazać sobie, że stać ich na
wygrane. Dzisiejsze spotkanie grają z Kanadyjczykami, którzy nie są wygodnym
przeciwnikiem. Mimo, że przegrali gładko do zera, również mogą wyjść
zmotywowani lub wręcz przeciwnie. Dlatego musimy być pewni swoich umiejętności,
które posiadamy. Pogoda nas nie rozpieszcza, w rzęsistym deszczu przechodzimy z
autokaru na halę. Większość chłopaków ma na uszach słuchawki, kilku idzie w
ciszy nie rozmawiając z nikim. Przepasana torbą z najpotrzebniejszymi rzeczami
na mecz idę ostatnia zamykając grupkę.
- I love me team! I love me boys! We
love You! - trener Anastasi nie może posiąść się ze szczęścia. Chłopaki skaczą,
krzyczą, padają sobie wzajemnie w objęcia szczerze gratulując. Brązowy medal
zawiśnie na szyjach polskiego zespołu. Kolejny sukces w wykonaniu podopiecznych
dwóch włoskich trenerów.
Po rozdaniu
kilku autografów, pomeczowym rozciąganiu, wzięciu prysznica siatkarze nie
wracają do hotelu. Przebrani wszyscy w jednakowe dresy, pod bluzami kryjemy
koszulki z numerem „16”, by uczcić pamięć Arka, który dokładnie osiem lat temu
brał ślub, a część chłopaków była wtedy na weselu. Nie znałam go osobiście,
jednak bywałam w tamtym czasie na meczach reprezentacji, i widziałam na żywo. Jego
nagła śmierć była wielkim szokiem dla Polski, i całego światka siatkówki.
Jednak czas leczy rany, a może uczy nas z nimi żyć? Takich ran nie da się
zagoić. Nie wyobrażam sobie straty Bartka, a kto może wiedzieć co nas czeka?
Ostatnio w moim życiu za dobrze się dzieje. Owszem uderzył piorun, ale mimo
wszystko boję się, że mój wewnętrzny spokój, który gości wraz z obecnością
Bartka prychnie jak bańka mydlana? Odpędzam te myśli od siebie jak najprędzej.
Siadamy w
zarezerwowanych dla nas miejscach. Ciągle ściskam bartkową dłoń chociaż chciał
mnie puścić, żeby wykonać telefon.
- Stało się
coś? - pyta z troską w głosie.
- Nie. Tylko
popadłam w melancholijny nastrój w związku z Arkiem. - nie odpowiada nic, cisza
chyba jest najlepszym wyjściem. Obejmuje mnie ramieniem mocno przytulając. -
Kocham cię Bartek bardzo mocno. - patrzę z powagą w jego oczy w których widzę
wielką radość.
- Ja ciebie
też. - szepcze zauważając, że dosiadł się do nas Michał.
- Wy znowu razem?
-krzywi się.
- Nie mogę
siedzieć z moim chłopakiem Winiarku? - uśmiecha się niewinnie łagodząc me
zapędy. - Michał ja i tak nie wybaczyłam ci tej zdrady. - teatralnie ronię łzę.
- Że co?!
- Kto
zostawia mój Bełchatów?
- Aaa o to
chodzi. Spokojnie, niedaleko będę. Trzy godziny jazdy i jesteś u mnie.
- Nie mogłeś
do Częstochowy jak już tak chciałeś odejść? Raptem godzina drogi ode mnie.
- Dobrze mi
było w Skrze, i chętnie wrócę jeśli będą mnie chcieć jeszcze. Wiesz, że te
przenosiny zależą od Dagmary. Znalazła w Bydgoszczy pracę i tam spędzimy
kolejny sezon, bo nie wyobrażam sobie rozłąki z Oliwierem i żoną. - kiwam głową na
znak zrozumienia. Rozpoczyna się spotkanie finałowe po którym nastąpi dekoracja
i wręczenie medali.
Długi lot
powrotny z dwoma przesiadkami. Na warszawskim Okęciu wita nas spore grono
kibiców, mimo wczesnej pory o jakiej przylecieliśmy, bo już kilka minut po 8. Chłopaki
dostają po jednym ciętym kwiatku - gerberze. Dziennikarze i fotoreporterzy
wykonują po setki zdjęć i wywiadów. Przed południem udaje im się opuścić teren
lotniska. Jutro czeka nas śniadanie u Premiera.
Jeszcze
dziś po południu odbywa się wielka feta
na rynku w Warszawie. Byłam pełna nadziei, że uda mi się wymsknąć z tego
celebrowania, lecz zostałam zmuszona przez trenera do wzięcia udziału, ponieważ
też przyczyniłam się do sukcesu.
Tłumy
kibiców w różnym wieku przyszły, by zobaczyć swoich idoli na żywo. Nie wiem czy
siatkarze do końca są świadomi, że dla kogoś stanowią ideał, wzór do
naśladowania? Zaczyna się skandowanie wszystkich nazwisk zawodników i trenerów.
Stoję z tyłu na wielkiej scenie, fotoreporterzy latają w te i we wte pstrykając
setki zdjęć. Kapitan, Anastasi, Misiek i Kosa krótko przemawiają do mikrofonu.
Pogoda jest idealna, słonecznie, lecz nie duszno. Wieczorem rozjeżdżamy się do
swoich domów, by jutro rano wrócić do stolicy na uroczyste śniadanie.
- Śpiochu
wstawaj. - nachylam się nad bartkową głową całując skroń.
- Jeszcze
pięć minutek.
- Nie, i tak
się zaraz spóźnimy. Bartek szybko. - nie jest łatwo wstać o wpół do piątej, ale
cóż poradzić. Podgrzewam mleko w mikrofalówce, by zalać nam porcję płatków
kukurydzianych. Słońce wschodzi, a ja już ubieram sukienkę. Bartek jeszcze nie
ubrany ociężale wchodzi do kuchni. Każdą łyżkę papki mieli w buzi po 15x.
- Dlaczego
ty w sukience idziesz?
- Bo jestem
kobietą. A ty idziesz w czerwonych czy granatowych dresach?
- A czy ja
jestem Czerwony Kapturek? W ciemnych rzecz jasna.
- To już nie
wiem jasnych czy ciemnych. - żartuję podając mu granatowe dresy i reprezentacyjną
koszulkę.
- Też
chciałbym się ubrać w prywatne ciuchy. - mruczy odbierając ode mnie „wyjściowy”
strój.
- Bokserki
masz prywatne. - mierzy mnie zaspanym wzrokiem. Przed szóstą wyjeżdżamy, by po
dwóch godzinach znaleźć się przed siedzibą Premiera.
Pod wodzą
ochroniarza zostajemy wprowadzeni do środka. Wielki stół w kancelarii szefa
rządu uginał się pod ciężarem jajecznicy, talerzy z wędlinami i serami oraz
owoców. Obecna była także ministra
sportu. Nastąpiło tradycyjnie oddanie koszulki reprezentacyjnej i repliki
brązowego medalu. Po dwóch godzinach opuściliśmy budynek. Część chłopaków
została porwana przez wścibskich dziennikarzy na krótką rozmowę czy to radiową
czy telewizyjną.
Wczesnym po
południem wróciliśmy do Bełchatowa, i
możemy się byczyć aż do 12 sierpnia.
- Zero
wywiadów, zero rozmów, zero telefonów. Spokój, błogi spokój. - Kurek rozsiadł
się w fotelu.
- Co robimy
przez ten czas? Kiedy do rodziców jedziesz?
- Znowu mnie
wysyłasz? Jedziemy razem, jeszcze w tym tygodniu.
- A później
co? Będziemy w domu siedzieć?
- A później
to ja się tobą zajmę. - chwyta mnie za ręka i przyciąga do siebie. Nie jest to
chęć posiadania czy pożądania. Wyczuwam w jego głosie troskę, chce mną się
zająć jak małą dziewczynką, być, i z oka nie spuszczać. Wreszcie pojawił się
ktoś, kto chce ze mną spędzać każdą wolną chwilę, który cieszy się wiedząc, że
jestem szczęśliwa, któremu zależy na mnie.
- Wybieramy
się gdzieś na wakacje? - smyram po jego klatce, wywołując delikatny uśmiech.
- Właśnie mam coś dla ciebie. -
wstaje, przechodzi do pokoju, a ja zostaję w fotelu nie mając pojęcia co ten
dwumetrowiec wymyślił.
Anonimie, nie oczekuj ode mnie, że
będę pisać wszystko zgodnie z rzeczywistością. To jest moja wyimaginowana
historia, gdzie tworzę po części „lepszy świat”. Dla mojej koncepcji potrzebne
były wygrane. Mam nadzieję, że to zaakceptujesz, i nadal będziesz chętnie
śledzić. Moja uwaga nie jest żadną uszczypliwością skierowaną w Twoją stronę,
tylko nie mam innego kontaktu z Tobą, także poprzez bloga piszę :) Miło będzie,
jeśli podpiszesz się w komentarzu, lub pisz na maila - szczescie6@onet.pl, gdy chcesz o coś spytać. Ja nie gryzę :)
Kolejny w weekend.
Ściskam Was moje kochane ;*
klepa <3
OdpowiedzUsuńJest brąz! <3 Cudownie że panowie zdobyli medal i pokazali że mają coś do powiedzenia w świecie siatkówki. A Julita mogła w tym uczestniczyć, bo Olek nie zrobił jej kolejnej złośliwości. Chociaż sądzę że to AA maczał w tym palce i Recydywista nie miał nic do gadania :D
UsuńRozpływam się nad Bartusiem nie pierwszy już raz. Paula, chyba jedynie w Twojej wersji jestem w stanie go przeżyć (i u Klonika). Z każdym rozdziałem zyskuje w moich oczach i przekonuje o swoim dopasowaniu do Julitki. A więc rodzinne spotkanka się szykują... No ciekawe jak obie rodziny zareagują na wybrańców swoich dzieci :) Wspólne wakacje zapowiadają się bajecznie, w końcu będą mieć czas tylko dla siebie.
Całuję Miśku Ty mój, S. :*
uwielbiam tego bloga <3
OdpowiedzUsuńsuuuper ! Przepraszam, że mnie tu nie było ;(( Nadrobiłam zaległości, ojj fajnie by było gdybyśmy chociaż zdobyli brąz :)) Ale każda porażka czegoś nas uczy ;)
OdpowiedzUsuńDobrze, że Julita z Bartkiem jest szczęśliwa :P TO najważniejsze ;)
zapraszam do siebie, bo to już prawie końcówka:P Ruszam też z nowym opowiadaniem :)
buziaki !!
fajny rozdzialik :)
OdpowiedzUsuńno świetne zawsze brąz jest dobry :) niż żaden medal
OdpowiedzUsuńO jak fajnie, że mają brązowy medal Ligi Światowej ;) W końcu dziewczyny lubią brąz, a Złotopolscy o tym wiedzą :P Odbija mi już z tego gorąca ;)
OdpowiedzUsuńJaki ten Bartek jest tajemniczy odnośnie wakacji. Kurde z drugiej strony to fajnie, że spędzą je razem i że poznają rodziców swoich połówek, bo wtedy robi się jakoś tak bardziej poważnie w związku (bynajmniej moim zdaniem). No i dobrze, że Bartek zostaje w Bełchatowie i nie imigruje, bo przynajmniej nie odbije mu tak jak w realu :P
pozdrawiam ;)
łohoho, jest brąz, jest moc :D
OdpowiedzUsuńPozdrowienia dla Ministry !
Zapoznanie drugiej połówki z rodzicami ? łohoho, ktroi się coś poważnego. jestem ciekawa co też Bartuś wymyśli. Może kupił bilety do jakiś ciepłych krajów na wakacje ? :O
czekam na nn !
Zapraszam do mnie na nowy rozdział :
http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/
i nowy blog :
http://love-is-a-contradiction.blogspot.com/
Ojej, ojej! Bartej tu to istny ideal i nie moge doczekac sie tegodokad Kurek zabiera.swoja ukochana Jutke
OdpowiedzUsuńMamy medala, panowie mamy medala! Cudownie.ze chociaz tu zdobyli braz. Choc dla mnie zawsze beda na najwyzszym stopniu podium. Wspomnialas o Arku i sie zbeczalam jak glupia. Pamietam dzien, w ktorym dotarla do mnie wiadomosc o jego smierci. Pamietam jak siedzialam przed tv i po policzkach plynely mi lzy.Arek bedzie na zawsze w naszych sercach, ZAWSZE.
Czekam na kolejny bo baaaardzo ciekawi mnie spotkanie Jutki z tesciami i tak samo spotkanie Kurasia z nadopiekuncza mamusia Julity. Moze byc zabawnie.
Sciskam Cie mocno!:**
Jak zawsze super rozdzial ;D
OdpowiedzUsuńPrzepraszam Cię nie chcialam by moja uwaga w jakis sposob cie zdenerwowala. ? to moze nie jest najodpowiedniejsze slowo. tego ze bede cie czytac dalej mozesz byc pewna poniewaz uwazam twoj blog za jeden z leszych i najciekawszych jakie do tej pory czytalam.
Nie zrozum mnie zle ja po prostu uwazam ze lepiej sie czymac rzeczywistosi ale z drugiej strony to wkoncu to opowiadanie to fikcja wiec czemu by nie mogloby byc nia wszystko co sie w nim dzieje.
Jeszcze raz przepraszam i pozdrawiam ;D
(*) ku pamięci Arkadiusza Gołasia
OdpowiedzUsuń