piątek, 2 maja 2014

60.



Niestety bartkowy zespół przegrał z Jastrzębskim Węglem, choć z drugiej strony powinnam być zadowolona, że klub z polskiej ligi, tak świetnie sobie radzi, jednak jestem wierna mojemu chłopakowi i to jemu kibicuję z całych sił. Nasze krótkie spotkanie także się kończy i Bartek za niedługo wraca do Włoch, a ja w powrotną drogę do Bełchatowa, gdzie muszę załatwić wszystkie sprawy i liczę, że niedługo dolecę do jego włoskiego mieszkania.
- Masz dbać o siebie i iść po zwolnienie lekarskie, bo nie będziesz pracowała w klubie w ciąży. - obdarza mnie srogim wzrokiem.
- Bartuś, ja się świetnie czuję, nie martw się.
- Julita.
- Wiem, ty lepiej zacznij już dzisiaj sprzątać mieszkanie przed moją wizytacją. - śmieję się całując go w czubek nosa.  - Kocham cię.
- Jakbyś zapomniała, to ja ciebie też. - śmiejemy się. - Przylatuj do mnie szybko. - mruczy wprost do moich ust i je łączy.
- Obiecujemy dbać o siebie, panie tatusiu. - robi smutną minę, i wtedy zawsze mam ochotę go przytulić, by choć odrobinę pocieszyć.
- Dlaczego muszę wracać bez was…
- Bo ci się Włoch zachciało. - rozluźniam atmosferę. - Niedługo dołączymy do ciebie, a teraz choć nie chcę musisz uciekać, bo nie chcę żebyś miał przeze mnie problemy. - płacę w recepcji za swój pobyt, a Bartek niesie małą walizkę za mną.

Pojawiam się w środę na porannym treningu jak zwykle, idę przebrać w dres i wracam do pokoju uzupełnić karty zawodników.
- I jak po meczu? - na łóżku kładzie się Karol.
- A o co pytasz? - widzę jego szeroki uśmiech.
- O wrażenia z meczu Julita.
- No cóż drogi kolego, mój chłopak przegrał, więc mi smutno.
- Powinnaś się cieszyć, że klub z Polski wygrał, a nie jakiś włoski… - trzepota się cały ze śmiechu, ale dusi go w środku.
- Karolku, mówiłeś coś? - mocniej dociskam obszar jego łopatek.
- Nie, nie. Żal mi Bartka, mogli coś ugrać, a nie nasz sezonowy wróg z nim wygrał.
- Widzę, że się rozumiemy. - wybuchamy śmiechem kończąc nasze żarty.
- Julita, jak skończysz Karola, to idź do prezesa, bo cię wołał. - informuje mnie Tomek.
- Tomek, ona ma mnie nie skończyć, a wyleczyć moje plecki.
- Karol, śpij na podłodze, to będziesz zdrowy.
- A ciebie Tomek żona z łóżka wyrzuciła, że śpisz na podłodze?
- Dobra, Kłosie możesz opuścić miękkie łóżko.
- Dziękuję panno Julito. - teatralnie się ukłonił i zanosząc śmiechem opuścił pokój.
Umyłam ręce, poprawiłam kucyka i wyszłam z pokoju, by iść do prezesa. Nie wiem co może chcieć, Tomek też nie wiedział. Delikatnie zapukałam i po otrzymaniu zgody weszłam do środka. Prezes kazał mi usiąść naprzeciw i prosił żebym poczekała, bo chce wykonać jeden telefon. Rozsiadłam się wygodnie na skórzanym fotelu i podziwiałam wiszące podziękowanie na ścianie.
- Już dobrze skończyłam. Także Julita ja ciebie bardzo proszę weź teraz kilka dni wolnych ile potrzebujesz i załatw wszelkie sprawy. Chcę jak najszybciej widzieć twoje zwolnienie lekarskie, bo nie mogę zgodzić się na to, żebyś w ciąży leczyła chłopaków. - zaskoczona wpatrywałam się w niego nie mogąc wykrztusić słowa. - Nie traktuję cię jak trędowatej, spokojnie. - uśmiechnął się i westchnął. - Po prostu masowanie chłopaków nie należy do najlżejszych prac i nie mogę pozwolić żeby coś ci się stało. Gdybyś pracowała w księgowości czy w dziale marketingowym i gdybyś dobrze się czuła nie byłoby problemu, ale wykonujesz taką pracę, gdzie nie mogę spokojnie patrzeć jak wkładasz całą siłę, by chłopaków doprowadzić do pełni zdrowia po kontuzji czy ciężkim treningu.
- Panie prezesie, ale ja się doskonalę czuję i mogę popracować dopóki pan kogoś nie znajdzie na moje miejsce. - było mi głupio, że przez moją ciążę narobię tyle kłopotów klubowi, chociaż to normalne, że chcę mieć dziecko.
- Julita, od dzisiaj cię żegnam. Dziękuję za współpracę i widzimy się po ciąży, a w międzyczasie nam kibicuj i pojawiaj czasem.
- Dziękuję i przepraszam.
- Nie przepraszaj, jesteś kobietą, mówiłaś mi o planach, to ja powinienem być ci wdzięczny, że mnie informowałaś, bo mogłaś równie dobrze przyjść z kwitkiem od lekarza i zostawić mnie na lodzie. - pożegnałam się z prezesem i opuściłam jego pomieszczenie. Na korytarzu stanęłam pod ścianą z aktualnościami i zjechałam w dół ciężko wzdychając. Muszę wrócić do Tomka, sztabu, trenera, chłopaków, wszystkich dziewczyn z księgowości i ekipy z działu marketingu i reklamy i powiedzieć im, że jestem w ciąży i ich zostawiam na ten okres co na samą myśl nie jest łatwe, bo z jednej strony cieszę się, że będę mogła lecieć do Bartka i spędzić z nim te chwile, a z drugiej będzie mi brakować tej codzienności w Bełchatowie do której przywykłam.

Siedzę na schodzie nieopodal drzwi wejściowych czekając, aż Bartek wróci z porannego treningu. Nie mam kluczy do jego mieszkania, a podczas jazdy z lotniska nie było większych korków i jestem w Trento wcześniej niż się spodziewałam. Mija mnie kilka osób, które wracają do swoich mieszkań i pytają mnie o coś, po kilku próbach dogadania po angielsku rozumiem, że pytają czy kogoś szukam, gdy odpowiadam, że przyjechałam do siatkarza, tak wszyscy się uśmiechają i odchodzą dalej. Po kilku minutach z windy wychodzi Bartek.
- Jutka, moja kochana Jutka! - kręci się wokół własnej osi ze mną na rękach.
- Chodź do mieszkania, a nie na korytarzu będziemy się obściskiwać.
- Nikt nie patrzy. - rozgląda się wkoło. - Julita, sama wznosiłaś te walizki?
- Nie, taksówkarz mi przyniósł do windy, a z windy za rączkę tutaj przyciągnęłam.
- Już myślałem.
- To nie myśl tyle, inwalidką nie jestem, tylko w ciąży.
- Nie złość się, martwię się o was…
- Wiem, ale traktuj mnie normalnie. - ściągam buty i płaszcz i idę w głąb posprzątanego mieszkania. Zjadamy obiad, który Bartek przygotował nie pozwalając mi nawet wejść do kuchni. Po południu idę rozpakować walizki, a Bartek niecierpliwi się, by dowiedzieć jak się czuję, ale wie, że jak jeszcze raz spyta, to wybuchnę, bo męczy mnie co pięć minut tym samym pytaniem.
- Wyduś to z siebie.
- Nie, bo będziesz się darła.
- Misiu, czuję się wyśmienicie. Przedwczoraj byłam u lekarza, który to potwierdził. Jutro podjedziemy do szpitala i dowiemy się, gdzie tutaj przyjmuje ginekolog do którego będę chodziła. - mówię spokojnie. - Nie będę się darła na ciebie, bo tęskniłam za tobą i chcę nacieszyć twoją obecnością, bo za tydzień mi znikasz na cztery dni. A i mam dla ciebie niespodziankę. - idę do torebki po pendriva i włączam bartkowy laptop siedzący na stole. Otwieram odpowiedni plik i śledzę każdy ruch twarzy Bartka, któremu w oczach zaświeciły się łzy.
- Chcesz mi powiedzieć, że…
- Tak, to było bicie serduszka naszego maleństwa. - dokańczam. - Nie mogłeś być ze mną na badaniu, to poprosiłam o nagranie. - później wyraźnie wzruszony przesłuchuje kilka razy krótki plik.

Przez kolejne dni przywróciłam mieszkanie do porządku, gdyż po samotnym mieszkaniu mężczyzny, któremu obojętne jest czy ciuchy walą się po fotelu, a talerze czy kubki zostają w miejscu, gdzie coś jadł. Wczoraj byłam u lekarki, która będzie prowadziła dalszy przebieg mojej ciąży, na szczęście mogę z nią porozumieć się po angielsku, bo mój włoski jest bardzo okrojony i z pewnością pojęć medycznych bym nie zrozumiała skoro nawet w sklepie nie mogę dogadać się ze sprzedawcami. Lubię nasze wieczorne wcześniejsze kładzenie się do łóżka i rozmawianie o różnych pierdołach, słuchanie bartkowego głosu, dotykanie jego twarzy, patrzenie na uśmiech czy wesołe oczy.
- Julita, dlaczego to maleństwo nie daje znać o sobie? Nie masz żadnych typowych objawów ciąży. - śmieje się, gdy leżymy już w łóżku.
- Bo jest jeszcze bardzo maleńkie. To, że nie wymiotuję, to wielki plus dla mnie, choć bywa mi czasem niedobrze, ale to chyba wtedy, gdy przesadzam z jedzeniem. - wybucham śmiechem.
- A może chce ci się pić?
- Nie chce.
- A może coś zjesz?
- Nie.
- A może ogórki? Lody? Słodycze? Dżem?
- Nie, nie mam żadnych zachcianek. Jedynie twojej obecności więcej, bo mi znikasz na treningi, to na jakieś spotkania z kibicami, sponsorami. Jestem parę dni, a ty mi nic nie poświęcasz czasu. - robię smutną minę, choć wiem, że nie ma wpływu na te wszystkie wyjścia.
- W ramach rekompensaty jutro mam cały dzień wolny.
- Nie masz treningu? - uśmiecha się potwierdzając. - To się bardzo cieszę, choć za dwa dni wylatujesz na drugi koniec Włoch, by spędzić tam cztery dni.
- Marudo moja, ale jutro jestem. - łączy nasze usta i stopniowo przemieszcza swoje dłonie na moje ciało co mi się bardzo podoba. Lubię jego czułość i delikatność. Lubię, gdy kładzie rękę na moim jeszcze niewidocznym brzuchu, jak szepta słówka do maleństwa, jak wczuwa się w nową dla nas rolę.

Powrót z wojaży bez punktów. Niestety sezon nie układa się tak pięknie, jak chcieli tego działacze sprowadzając do zespołu jak najlepszych zawodników, o których biły się czołowe zespoły z światowych lig. Mimo, że na początku podobało mi się nic nie robienie w mieszkaniu, właściwie to tylko przygotowanie obiadu i niewielkie sprzątanie, tak po dwóch tygodniach zaczyna mi się nudzić życie gosposi domowej, która ma zbyt dużo wolnego czasu.
- Zostajesz ze mną na święta? - pyta Bartek, gdy kończymy jeść kolację.
- A jak myślałeś? Jasne, że tak.
- Myślałem, że będziesz chciała je spędzić z rodziną.
- Ty jesteś moją najbliższą rodziną i nasze maleństwo. - wstaję od stołu i przechodzę na drugą stronę zajmując miejsce na bartkowych kolanach, które jeszcze utrzymują mój ciężar. Nie odpowiada nic tylko obejmuje mnie w pasie i przytula mocno opierając swoją głowę o moje ramię.
- Ale jest pewien problem?
- Możesz mnie nie denerwować tylko powiedzieć co się stało?
- Jeszcze nie, tylko moi rodzice chcą przylecieć, jak się dowiedzieli, że my nie lecimy do Polski.
- I gdzie widzisz ten problem?
- Chcesz spędzić trzy dni z moją mamą pod jednym dachem?
- Oj nie bądź taki. Pani Jadwiga nie wiem czy jest zadowolona, że będę matką jej wnuka, ale przynajmniej stwarza pozory. - śmieję się kołysząc. - Idź zamów im bilety, w końcu stać nas na trzy sztuki, a po co będziemy ich budżet naciągać.
- Julita, ty jesteś wspaniała. - zatapia swoje wargi z moimi.
- Wiem. I mam najbardziej fantastycznego faceta pod Trentowskim słońcem, które nam dzisiaj świeci. Misiek, jak będziesz zamawiał bilety, to wpisz ten kod, który ci kiedyś podałam od Wiktora, a będziesz miał każdy bilet 40% taniej.
- Ale ja chyba nie powinienem wykorzystywać tego rabatu dla moich rodziców, nie wiem co Wiktor na to…
- Twoi rodzice od kiedy jestem z tobą w ciąży są też prawie i moimi, i nie martw się skoro mój brat pozwolił korzystać  z tego kodu, to spokojnie możesz go wykorzystać.
- Jutka, a twoja mama nie będzie zła, że nie będzie cię z nimi?
- Bartuś, ile razy mam ci mówić, że nie? Nie jestem już małą dziewczynką, nie jestem samotna. Mam ciebie, faceta, którego kocham, który chce ze mną stworzyć rodzinę i moja mama dobrze to wie. Za rok będziemy we trójkę z nimi spędzać, a teraz jesteśmy we Włoszech.
- Gdyby nie ten turniej o puchar, to miałbym wolne, a tak mam tylko pierwszy dzień świąt, bo nawet w wigilię rano mam trening, więc nie ma sensu lecieć do Polski.
- Dlatego zostajemy. Nie zadręczaj się tym, bo zachowujesz się gorzej jak baba. - śmieję się z niego.

Następnego dnia kupiliśmy sztuczną choinkę i różne ozdoby świąteczne. Do tego trochę produktów do zapełnienia lodówki i szafki z sokami i innymi napojami, która najszybciej nam się opróżnia. Jadwiga, Adam i Kuba przylecieli wieczorem dzień przed wigilią. Dla Kuby musieliśmy zakupić materac, bo w wynajętym mieszkaniu mamy tylko jedną sypialnię w której śpimy oraz rozkładaną sofę w salonie na której śpią państwo Kurek. Jadwiga jest tak miła dla mnie, aż jest to do niej nie podobne. Tłumaczę to sobie tym, że noszę po sercem jej wnuka, dziecko jej syna i stąd napływ jej sympatii skierowany w moją osobę, bo jeszcze kilka miesięcy temu byłaby skłonna zrobić fotomontaż zdjęć i nas rozdzielić. W drugi dzień świąt razem wybraliśmy się na mecz Bartka, który gra o puchar Włoch. Niestety porażka w finale.
- Julita, wy mi dajecie siłę. Ty i maleństwo. Tak bardzo chciałbym wziąć już je do rąk i zapomnieć o złych chwilach, o porażkach, które ostatnio bardzo polubiły mój zespół. - wyznaje rozgoryczony przegraną, gdy jesteśmy już w domu, w łóżku.
- Dopiero początek sezonu, jeszcze pokażecie swoją siłę.
- Na osiem meczy pięć przegranych nie daje mi za dużych nadziei. Dobrze, że mam Was.
- My ciebie też. - szepczę. - Spróbuj zasnąć, zmęczony jesteś. - głaszczę jego twarz.
- Nie dam rady na razie, ale ty śpij. Popatrzę trochę na ciebie. - chwyta moją dłoń i zamyka w ciepłym uścisku. Całuję go czule i przymykam powieki, gdyż muszę rano wstać, bo rodzice Bartka wyjeżdżają na lotnisko już około ósmej.

Jedni goście odlecieli, a już przylatują kolejni. Patrycja, Kacper i Emilka chcą spędzić sylwestra we Włoszech. Cieszę się na spotkanie z nimi, bo jestem dopiero trzy tygodnie poza Bełchatowem, a tęsknię za wszystkimi, których tam zostawiłam. Oglądam spotkanie chłopaków ze Skry i cieszę z serii wygranych spotkań. Przygotowuję kolację w czasie, gdy Bartek pojechał do Werony po moją siostrę z rodziną.
- Ciocia, to dla ciebie. - Emilka wręcza mi rysunek przedstawiający mnie i Bartka jako parę młodą.
- Emilka, nawet nie wiesz, jak ciocia stęskniła się za tobą! Albo mi się wydaje, albo urosłaś? - kucam, by przytulić chrześnicę. Witam się z Patrycją i szwagrem, którzy spędzą z nami trzy dni.
- Julita, dobrze się czujesz? Bo chciałabym iść na jakieś zakupy.
- A może mnie spytasz czy ją puszczę? - obejmuje mnie Bartek i staje sztywny jak paw.
- Kochany Bartusiu, wiem, że Jutka nosi twojego dzidziusia, ale jeśli ona dobrze się czuje, to przykro mi, ale nie masz nic do gadania. - wyszczerza się do siatkarza, który dalej nie ustępuje, dopiero moje pikanie go w biodra daje efekt.
- Patrycja, tylko nie wyczyść nam konta. - wtrąca Kacper.
- Wujek, patrz wypadł mi ząbek. - Emilka wskakuje na bartkowe kolana po zjedzonej kolacji. Słodko wygląda bez jedynki.
- A odwiedziła cię wróżka zębuszka?
- Tak, zostawiła dziesięć złotych pewnie na jajko Kinder.
- A wiesz, że u mnie też zostawiła takie jajko, dużo tych jajek. Chcesz je? - trzy i pół latka kiwa główką, a blond włoski wierzgają.
Przywitaliśmy rok w wąskim gronie, mała Marszałkówna nie przespała pokazu fajerwerków. Rok 2016 - rokiem kolosalnych zmian. Rokiem powiększenia naszej rodziny. Kolejnym rokiem trwania naszego związku.
Krótki pobyt Marszałków kończy się i wracają do Polski. Wracamy do naszej codzienności czyli ja nic nie robię, Bartek trenuje i gra mecze. W formie rozrywki między leżakowaniem chodzę na mecze, które Trento gra w swoje hali.
Budzę się w środku nocy z silną potrzebą skorzystania z toalety. Wstaję, tak by nie obudzić Bartka, gdyż jest po ciężkim pięciosetowym meczu. Wstaję z muszli i czuję przeszywający ból brzucha, sekundę później czuję jakby ktoś kładł gorące żelazko na mój brzuch. Schylam się opierając o umywalkę, a gdy ból odchodzi przemywam twarz zimną wodą. Patrzę w swoje odbicie w lustrzane, jestem bardzo rozpalona, mam aż bordowe policzka.
- Bartek? Czemu nie śpisz? - staje w drzwiach blady jak ściana.
- Słyszałem jak jęknęłaś i szybko wstałem.
- Coś mnie zabolało, już wracam do łóżka.
- Dobrze się czujesz? Może pojedziemy do szpitala?
- Nie ma potrzeby. Pojutrze mam wizytę. Chodź spać. - podaje mi rękę i wracamy do sypialni. W połowie drogi drugi raz czuję ból w dole brzucha, jakby ktoś trafił mnie strzałą. - Bartek, ała! - zginam się w pół, a trzymana przez niego ochraniam się przed upadkiem.
                                                                                                                               

Dalszy ciąg w kolejnym, bo byłoby za długo :D
Michał - nowa szóstka.

9 komentarzy:

  1. Matko ;O Niech to tylko nie będzie nic poważnego...

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie mów, że stracą dziecko :o
    MA SA KRA...
    Lubisz mieszać, nie? :D

    OdpowiedzUsuń
  3. oooo nie!!!! Musi być dobrze!!!
    Kiedy kolejny rozdział? już nie moge się doczekać ;)

    pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Coś mi się nie podoba ten ból brzucha. Oby tylko Julita nie poroniła... A mama Bartka jaka milutka się zrobiła ;p
    Pozdrawiam;>

    OdpowiedzUsuń
  5. Oby Julicie nic nie było :) tak samo z dzieckiem :) Niech będzie dobrze:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja cię tylko błagam, weź nie wymyśl nam tu czegoś, co będzie smutne. Bo z dzidziusiem wszystko musi być w porządku :D
    Pozdrawiam,
    Dzuzeppe :-*

    OdpowiedzUsuń
  7. Jesteś zua, że wcielasz to o czym kiedyś pisałyśmy w życie :/ Jednak mam nadzieje, że aż tak źle nie będzie jak może być i w najgorszym przypadku ciąża będzie zagrożona. Jeszcze przerywasz w takim momencie...
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Jesli zabijesz dziecko to zrobie ci krzywde! Bylo idealnie a ty to psujesz. Jak mozesz? :( oby Julita nie stracila dziecka. Sorry za jakosc i brak polskich znakow ale komentuje z komorki. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń