Niestety bartkowy
zespół przegrał z Jastrzębskim Węglem, choć z drugiej strony powinnam być
zadowolona, że klub z polskiej ligi, tak świetnie sobie radzi, jednak jestem
wierna mojemu chłopakowi i to jemu kibicuję z całych sił. Nasze krótkie
spotkanie także się kończy i Bartek za niedługo wraca do Włoch, a ja w powrotną
drogę do Bełchatowa, gdzie muszę załatwić wszystkie sprawy i liczę, że niedługo
dolecę do jego włoskiego mieszkania.
- Masz dbać
o siebie i iść po zwolnienie lekarskie, bo nie będziesz pracowała w klubie w
ciąży. - obdarza mnie srogim wzrokiem.
- Bartuś, ja
się świetnie czuję, nie martw się.
- Julita.
- Wiem, ty
lepiej zacznij już dzisiaj sprzątać mieszkanie przed moją wizytacją. - śmieję
się całując go w czubek nosa. - Kocham
cię.
- Jakbyś
zapomniała, to ja ciebie też. - śmiejemy się. - Przylatuj do mnie szybko. -
mruczy wprost do moich ust i je łączy.
- Obiecujemy
dbać o siebie, panie tatusiu. - robi smutną minę, i wtedy zawsze mam ochotę go
przytulić, by choć odrobinę pocieszyć.
- Dlaczego
muszę wracać bez was…
- Bo ci się
Włoch zachciało. - rozluźniam atmosferę. - Niedługo dołączymy do ciebie, a
teraz choć nie chcę musisz uciekać, bo nie chcę żebyś miał przeze mnie
problemy. - płacę w recepcji za swój pobyt, a Bartek niesie małą walizkę za
mną.
Pojawiam się
w środę na porannym treningu jak zwykle, idę przebrać w dres i wracam do pokoju
uzupełnić karty zawodników.
- I jak po
meczu? - na łóżku kładzie się Karol.
- A o co
pytasz? - widzę jego szeroki uśmiech.
- O wrażenia
z meczu Julita.
- No cóż
drogi kolego, mój chłopak przegrał, więc mi smutno.
- Powinnaś
się cieszyć, że klub z Polski wygrał, a nie jakiś włoski… - trzepota się cały
ze śmiechu, ale dusi go w środku.
- Karolku,
mówiłeś coś? - mocniej dociskam obszar jego łopatek.
- Nie, nie.
Żal mi Bartka, mogli coś ugrać, a nie nasz sezonowy wróg z nim wygrał.
- Widzę, że
się rozumiemy. - wybuchamy śmiechem kończąc nasze żarty.
- Julita, jak
skończysz Karola, to idź do prezesa, bo cię wołał. - informuje mnie Tomek.
- Tomek, ona
ma mnie nie skończyć, a wyleczyć moje plecki.
- Karol,
śpij na podłodze, to będziesz zdrowy.
- A ciebie
Tomek żona z łóżka wyrzuciła, że śpisz na podłodze?
- Dobra, Kłosie
możesz opuścić miękkie łóżko.
- Dziękuję
panno Julito. - teatralnie się ukłonił i zanosząc śmiechem opuścił pokój.
Umyłam ręce,
poprawiłam kucyka i wyszłam z pokoju, by iść do prezesa. Nie wiem co może
chcieć, Tomek też nie wiedział. Delikatnie zapukałam i po otrzymaniu zgody
weszłam do środka. Prezes kazał mi usiąść naprzeciw i prosił żebym poczekała,
bo chce wykonać jeden telefon. Rozsiadłam się wygodnie na skórzanym fotelu i
podziwiałam wiszące podziękowanie na ścianie.
- Już dobrze
skończyłam. Także Julita ja ciebie bardzo proszę weź teraz kilka dni wolnych
ile potrzebujesz i załatw wszelkie sprawy. Chcę jak najszybciej widzieć twoje
zwolnienie lekarskie, bo nie mogę zgodzić się na to, żebyś w ciąży leczyła
chłopaków. - zaskoczona wpatrywałam się w niego nie mogąc wykrztusić słowa. -
Nie traktuję cię jak trędowatej, spokojnie. - uśmiechnął się i westchnął. - Po
prostu masowanie chłopaków nie należy do najlżejszych prac i nie mogę pozwolić
żeby coś ci się stało. Gdybyś pracowała w księgowości czy w dziale
marketingowym i gdybyś dobrze się czuła nie byłoby problemu, ale wykonujesz
taką pracę, gdzie nie mogę spokojnie patrzeć jak wkładasz całą siłę, by
chłopaków doprowadzić do pełni zdrowia po kontuzji czy ciężkim treningu.
- Panie
prezesie, ale ja się doskonalę czuję i mogę popracować dopóki pan kogoś nie
znajdzie na moje miejsce. - było mi głupio, że przez moją ciążę narobię tyle
kłopotów klubowi, chociaż to normalne, że chcę mieć dziecko.
- Julita, od
dzisiaj cię żegnam. Dziękuję za współpracę i widzimy się po ciąży, a w
międzyczasie nam kibicuj i pojawiaj czasem.
- Dziękuję i
przepraszam.
- Nie
przepraszaj, jesteś kobietą, mówiłaś mi o planach, to ja powinienem być ci
wdzięczny, że mnie informowałaś, bo mogłaś równie dobrze przyjść z kwitkiem od
lekarza i zostawić mnie na lodzie. - pożegnałam się z prezesem i opuściłam jego
pomieszczenie. Na korytarzu stanęłam pod ścianą z aktualnościami i zjechałam w
dół ciężko wzdychając. Muszę wrócić do Tomka, sztabu, trenera, chłopaków,
wszystkich dziewczyn z księgowości i ekipy z działu marketingu i reklamy i
powiedzieć im, że jestem w ciąży i ich zostawiam na ten okres co na samą myśl
nie jest łatwe, bo z jednej strony cieszę się, że będę mogła lecieć do Bartka i
spędzić z nim te chwile, a z drugiej będzie mi brakować tej codzienności w
Bełchatowie do której przywykłam.
Siedzę na
schodzie nieopodal drzwi wejściowych czekając, aż Bartek wróci z porannego
treningu. Nie mam kluczy do jego mieszkania, a podczas jazdy z lotniska nie
było większych korków i jestem w Trento wcześniej niż się spodziewałam. Mija
mnie kilka osób, które wracają do swoich mieszkań i pytają mnie o coś, po kilku
próbach dogadania po angielsku rozumiem, że pytają czy kogoś szukam, gdy
odpowiadam, że przyjechałam do siatkarza, tak wszyscy się uśmiechają i odchodzą
dalej. Po kilku minutach z windy wychodzi Bartek.
- Jutka,
moja kochana Jutka! - kręci się wokół własnej osi ze mną na rękach.
- Chodź do
mieszkania, a nie na korytarzu będziemy się obściskiwać.
- Nikt nie
patrzy. - rozgląda się wkoło. - Julita, sama wznosiłaś te walizki?
- Nie,
taksówkarz mi przyniósł do windy, a z windy za rączkę tutaj przyciągnęłam.
- Już
myślałem.
- To nie
myśl tyle, inwalidką nie jestem, tylko w ciąży.
- Nie złość
się, martwię się o was…
- Wiem, ale
traktuj mnie normalnie. - ściągam buty i płaszcz i idę w głąb posprzątanego
mieszkania. Zjadamy obiad, który Bartek przygotował nie pozwalając mi nawet
wejść do kuchni. Po południu idę rozpakować walizki, a Bartek niecierpliwi się,
by dowiedzieć jak się czuję, ale wie, że jak jeszcze raz spyta, to wybuchnę, bo
męczy mnie co pięć minut tym samym pytaniem.
- Wyduś to z
siebie.
- Nie, bo
będziesz się darła.
- Misiu,
czuję się wyśmienicie. Przedwczoraj byłam u lekarza, który to potwierdził.
Jutro podjedziemy do szpitala i dowiemy się, gdzie tutaj przyjmuje ginekolog do
którego będę chodziła. - mówię spokojnie. - Nie będę się darła na ciebie, bo
tęskniłam za tobą i chcę nacieszyć twoją obecnością, bo za tydzień mi znikasz
na cztery dni. A i mam dla ciebie niespodziankę. - idę do torebki po pendriva i
włączam bartkowy laptop siedzący na stole. Otwieram odpowiedni plik i śledzę
każdy ruch twarzy Bartka, któremu w oczach zaświeciły się łzy.
- Chcesz mi
powiedzieć, że…
- Tak, to
było bicie serduszka naszego maleństwa. - dokańczam. - Nie mogłeś być ze mną na
badaniu, to poprosiłam o nagranie. - później wyraźnie wzruszony przesłuchuje
kilka razy krótki plik.
Przez
kolejne dni przywróciłam mieszkanie do porządku, gdyż po samotnym mieszkaniu
mężczyzny, któremu obojętne jest czy ciuchy walą się po fotelu, a talerze czy
kubki zostają w miejscu, gdzie coś jadł. Wczoraj byłam u lekarki, która będzie
prowadziła dalszy przebieg mojej ciąży, na szczęście mogę z nią porozumieć się
po angielsku, bo mój włoski jest bardzo okrojony i z pewnością pojęć medycznych
bym nie zrozumiała skoro nawet w sklepie nie mogę dogadać się ze sprzedawcami.
Lubię nasze wieczorne wcześniejsze kładzenie się do łóżka i rozmawianie o
różnych pierdołach, słuchanie bartkowego głosu, dotykanie jego twarzy,
patrzenie na uśmiech czy wesołe oczy.
- Julita,
dlaczego to maleństwo nie daje znać o sobie? Nie masz żadnych typowych objawów
ciąży. - śmieje się, gdy leżymy już w łóżku.
- Bo jest
jeszcze bardzo maleńkie. To, że nie wymiotuję, to wielki plus dla mnie, choć
bywa mi czasem niedobrze, ale to chyba wtedy, gdy przesadzam z jedzeniem. -
wybucham śmiechem.
- A może
chce ci się pić?
- Nie chce.
- A może coś
zjesz?
- Nie.
- A może
ogórki? Lody? Słodycze? Dżem?
- Nie, nie
mam żadnych zachcianek. Jedynie twojej obecności więcej, bo mi znikasz na
treningi, to na jakieś spotkania z kibicami, sponsorami. Jestem parę dni, a ty
mi nic nie poświęcasz czasu. - robię smutną minę, choć wiem, że nie ma wpływu
na te wszystkie wyjścia.
- W ramach
rekompensaty jutro mam cały dzień wolny.
- Nie masz
treningu? - uśmiecha się potwierdzając. - To się bardzo cieszę, choć za dwa dni
wylatujesz na drugi koniec Włoch, by spędzić tam cztery dni.
- Marudo
moja, ale jutro jestem. - łączy nasze usta i stopniowo przemieszcza swoje
dłonie na moje ciało co mi się bardzo podoba. Lubię jego czułość i delikatność.
Lubię, gdy kładzie rękę na moim jeszcze niewidocznym brzuchu, jak szepta słówka
do maleństwa, jak wczuwa się w nową dla nas rolę.
Powrót z
wojaży bez punktów. Niestety sezon nie układa się tak pięknie, jak chcieli tego
działacze sprowadzając do zespołu jak najlepszych zawodników, o których biły
się czołowe zespoły z światowych lig. Mimo, że na początku podobało mi się nic
nie robienie w mieszkaniu, właściwie to tylko przygotowanie obiadu i niewielkie
sprzątanie, tak po dwóch tygodniach zaczyna mi się nudzić życie gosposi
domowej, która ma zbyt dużo wolnego czasu.
- Zostajesz
ze mną na święta? - pyta Bartek, gdy kończymy jeść kolację.
- A jak
myślałeś? Jasne, że tak.
- Myślałem,
że będziesz chciała je spędzić z rodziną.
- Ty jesteś
moją najbliższą rodziną i nasze maleństwo. - wstaję od stołu i przechodzę na
drugą stronę zajmując miejsce na bartkowych kolanach, które jeszcze utrzymują
mój ciężar. Nie odpowiada nic tylko obejmuje mnie w pasie i przytula mocno
opierając swoją głowę o moje ramię.
- Ale jest
pewien problem?
- Możesz
mnie nie denerwować tylko powiedzieć co się stało?
- Jeszcze
nie, tylko moi rodzice chcą przylecieć, jak się dowiedzieli, że my nie lecimy
do Polski.
- I gdzie
widzisz ten problem?
- Chcesz
spędzić trzy dni z moją mamą pod jednym dachem?
- Oj nie
bądź taki. Pani Jadwiga nie wiem czy jest zadowolona, że będę matką jej wnuka,
ale przynajmniej stwarza pozory. - śmieję się kołysząc. - Idź zamów im bilety,
w końcu stać nas na trzy sztuki, a po co będziemy ich budżet naciągać.
- Julita, ty
jesteś wspaniała. - zatapia swoje wargi z moimi.
- Wiem. I
mam najbardziej fantastycznego faceta pod Trentowskim słońcem, które nam
dzisiaj świeci. Misiek, jak będziesz zamawiał bilety, to wpisz ten kod, który
ci kiedyś podałam od Wiktora, a będziesz miał każdy bilet 40% taniej.
- Ale ja
chyba nie powinienem wykorzystywać tego rabatu dla moich rodziców, nie wiem co
Wiktor na to…
- Twoi
rodzice od kiedy jestem z tobą w ciąży są też prawie i moimi, i nie martw się
skoro mój brat pozwolił korzystać z tego
kodu, to spokojnie możesz go wykorzystać.
- Jutka, a
twoja mama nie będzie zła, że nie będzie cię z nimi?
- Bartuś,
ile razy mam ci mówić, że nie? Nie jestem już małą dziewczynką, nie jestem
samotna. Mam ciebie, faceta, którego kocham, który chce ze mną stworzyć rodzinę
i moja mama dobrze to wie. Za rok będziemy we trójkę z nimi spędzać, a teraz
jesteśmy we Włoszech.
- Gdyby nie
ten turniej o puchar, to miałbym wolne, a tak mam tylko pierwszy dzień świąt,
bo nawet w wigilię rano mam trening, więc nie ma sensu lecieć do Polski.
- Dlatego
zostajemy. Nie zadręczaj się tym, bo zachowujesz się gorzej jak baba. - śmieję
się z niego.
Następnego
dnia kupiliśmy sztuczną choinkę i różne ozdoby świąteczne. Do tego trochę
produktów do zapełnienia lodówki i szafki z sokami i innymi napojami, która
najszybciej nam się opróżnia. Jadwiga, Adam i Kuba przylecieli wieczorem dzień
przed wigilią. Dla Kuby musieliśmy zakupić materac, bo w wynajętym mieszkaniu
mamy tylko jedną sypialnię w której śpimy oraz rozkładaną sofę w salonie na
której śpią państwo Kurek. Jadwiga jest tak miła dla mnie, aż jest to do niej nie
podobne. Tłumaczę to sobie tym, że noszę po sercem jej wnuka, dziecko jej syna
i stąd napływ jej sympatii skierowany w moją osobę, bo jeszcze kilka miesięcy
temu byłaby skłonna zrobić fotomontaż zdjęć i nas rozdzielić. W drugi dzień
świąt razem wybraliśmy się na mecz Bartka, który gra o puchar Włoch. Niestety
porażka w finale.
- Julita, wy
mi dajecie siłę. Ty i maleństwo. Tak bardzo chciałbym wziąć już je do rąk i
zapomnieć o złych chwilach, o porażkach, które ostatnio bardzo polubiły mój
zespół. - wyznaje rozgoryczony przegraną, gdy jesteśmy już w domu, w łóżku.
- Dopiero
początek sezonu, jeszcze pokażecie swoją siłę.
- Na osiem
meczy pięć przegranych nie daje mi za dużych nadziei. Dobrze, że mam Was.
- My ciebie
też. - szepczę. - Spróbuj zasnąć, zmęczony jesteś. - głaszczę jego twarz.
- Nie dam
rady na razie, ale ty śpij. Popatrzę trochę na ciebie. - chwyta moją dłoń i
zamyka w ciepłym uścisku. Całuję go czule i przymykam powieki, gdyż muszę rano
wstać, bo rodzice Bartka wyjeżdżają na lotnisko już około ósmej.
Jedni goście
odlecieli, a już przylatują kolejni. Patrycja, Kacper i Emilka chcą spędzić
sylwestra we Włoszech. Cieszę się na spotkanie z nimi, bo jestem dopiero trzy
tygodnie poza Bełchatowem, a tęsknię za wszystkimi, których tam zostawiłam.
Oglądam spotkanie chłopaków ze Skry i cieszę z serii wygranych spotkań.
Przygotowuję kolację w czasie, gdy Bartek pojechał do Werony po moją siostrę z
rodziną.
- Ciocia, to
dla ciebie. - Emilka wręcza mi rysunek przedstawiający mnie i Bartka jako parę
młodą.
- Emilka,
nawet nie wiesz, jak ciocia stęskniła się za tobą! Albo mi się wydaje, albo
urosłaś? - kucam, by przytulić chrześnicę. Witam się z Patrycją i szwagrem,
którzy spędzą z nami trzy dni.
- Julita,
dobrze się czujesz? Bo chciałabym iść na jakieś zakupy.
- A może
mnie spytasz czy ją puszczę? - obejmuje mnie Bartek i staje sztywny jak paw.
- Kochany
Bartusiu, wiem, że Jutka nosi twojego dzidziusia, ale jeśli ona dobrze się
czuje, to przykro mi, ale nie masz nic do gadania. - wyszczerza się do
siatkarza, który dalej nie ustępuje, dopiero moje pikanie go w biodra daje
efekt.
- Patrycja,
tylko nie wyczyść nam konta. - wtrąca Kacper.
- Wujek,
patrz wypadł mi ząbek. - Emilka wskakuje na bartkowe kolana po zjedzonej
kolacji. Słodko wygląda bez jedynki.
- A
odwiedziła cię wróżka zębuszka?
- Tak,
zostawiła dziesięć złotych pewnie na jajko Kinder.
- A wiesz,
że u mnie też zostawiła takie jajko, dużo tych jajek. Chcesz je? - trzy i pół
latka kiwa główką, a blond włoski wierzgają.
Przywitaliśmy
rok w wąskim gronie, mała Marszałkówna nie przespała pokazu fajerwerków. Rok
2016 - rokiem kolosalnych zmian. Rokiem powiększenia naszej rodziny. Kolejnym
rokiem trwania naszego związku.
Krótki pobyt
Marszałków kończy się i wracają do Polski. Wracamy do naszej codzienności czyli
ja nic nie robię, Bartek trenuje i gra mecze. W formie rozrywki między
leżakowaniem chodzę na mecze, które Trento gra w swoje hali.
Budzę się w
środku nocy z silną potrzebą skorzystania z toalety. Wstaję, tak by nie obudzić
Bartka, gdyż jest po ciężkim pięciosetowym meczu. Wstaję z muszli i czuję
przeszywający ból brzucha, sekundę później czuję jakby ktoś kładł gorące
żelazko na mój brzuch. Schylam się opierając o umywalkę, a gdy ból odchodzi
przemywam twarz zimną wodą. Patrzę w swoje odbicie w lustrzane, jestem bardzo
rozpalona, mam aż bordowe policzka.
- Bartek? Czemu nie śpisz? - staje w drzwiach blady jak ściana.
- Słyszałem
jak jęknęłaś i szybko wstałem.
- Coś mnie
zabolało, już wracam do łóżka.
- Dobrze się
czujesz? Może pojedziemy do szpitala?
- Nie ma
potrzeby. Pojutrze mam wizytę. Chodź spać. - podaje mi rękę i wracamy do
sypialni. W połowie drogi drugi raz czuję ból w dole brzucha, jakby ktoś trafił
mnie strzałą. - Bartek, ała! - zginam się w pół, a trzymana przez niego
ochraniam się przed upadkiem.
Dalszy ciąg w kolejnym, bo byłoby za
długo :D
Michał - nowa szóstka.
Matko ;O Niech to tylko nie będzie nic poważnego...
OdpowiedzUsuńNo nie mów, że stracą dziecko :o
OdpowiedzUsuńMA SA KRA...
Lubisz mieszać, nie? :D
oooo nie!!!! Musi być dobrze!!!
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny rozdział? już nie moge się doczekać ;)
pozdrawiam ;*
Coś mi się nie podoba ten ból brzucha. Oby tylko Julita nie poroniła... A mama Bartka jaka milutka się zrobiła ;p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;>
Oby Julicie nic nie było :) tak samo z dzieckiem :) Niech będzie dobrze:)
OdpowiedzUsuńJa cię tylko błagam, weź nie wymyśl nam tu czegoś, co będzie smutne. Bo z dzidziusiem wszystko musi być w porządku :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Dzuzeppe :-*
Jesteś zua, że wcielasz to o czym kiedyś pisałyśmy w życie :/ Jednak mam nadzieje, że aż tak źle nie będzie jak może być i w najgorszym przypadku ciąża będzie zagrożona. Jeszcze przerywasz w takim momencie...
OdpowiedzUsuńŚciskam :*
Jesli zabijesz dziecko to zrobie ci krzywde! Bylo idealnie a ty to psujesz. Jak mozesz? :( oby Julita nie stracila dziecka. Sorry za jakosc i brak polskich znakow ale komentuje z komorki. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuń